Spotykamy się
nieraz z niewłaściwym traktowanie dzieci przez ich opiekunów. Mam na uwadze
rozpieszczanie maluchów przez zbytnie zwracanie na nich uwagi. Patologią
wychowawczą jest wynoszenie dzieci na piedestały, a dzieje się tak, gdy pozwala
się im, aby rządziły światem dorosłych.
Niestety, rodzice
coraz częściej, zamiast wychowywać, spełniają każdą zachciankę swoich pociech.
Tak ukształtowana osobowość dziecka nie wróży niczego dobrego, gdyż po
osiągnięciu dojrzałości, będzie nadal domagać się przywilejów. Musimy pamiętać,
że Bóg, stwarzając człowieka, określił pewne mechanizmy rządzące jego rozwojem.
Nie jest moim celem w tym rozważaniu wyjaśniać zasady normalnego rozwoju
dziecka, gdyż dzieliłem się tym tematem w innych rozważaniach. Przykładowo
podaję parę linków - “Bić
albo nie bić, oto jest pytanie” i „Bić
alb nie bić (dokończenie)”, czy też zamieszczone na siostrzanym blogu
rozważania na temat wychowywania dzieci. Polecam małe wprowadzenie do “Psychologii
rozwojowej dziecka” we wpisie „Rozwój dziecka”,
oraz wpis pod tytułem “Dziecko w
kościele”, autorstwa mojej żony Danuty która, jest niewątpliwie doświadczonym
pedagogiem i wychowawcą.
Piszę to
rozważanie będąc powodowany niepokojem o stan psychiczny dzieci, które są
wykorzystywane do różnych celów marketingowych. Ponieważ jestem zdany na
programy telewizji ogólnodostępnej, muszę oglądać przeróżne reklamy. Zauważam niebezpieczny
trend wykorzystywania dzieci do reklam towarów absolutnie nie związanych z ich
naturalnym zainteresowaniem. Twórcy klipów filmowych pokazują malucha za
kierownicą reklamowanego samochodu, albo sięgającego rączką po produkt
spożywczy, przeznaczony dla dorosłego osobnika. Psycholodzy marketingowi
wiedzą, że dorośli szybciej zwrócą uwagę na coś, czym zainteresuje się ich
dziecko.
Piszę o tym,
ponieważ podobny trend pojawia się w środowisku kościelnym. Być może
oglądaliście już materiały filmowe z udziałem kilkuletnich kaznodziejów. Sporo
takich filmików krąży w internecie, a niektórzy nierozsądni wrzucają je na
swoje profile, jako materiał godny podziwiania. Płakać się chce, zamiast śmiać.
Tutaj w Ameryce
powstaje najwięcej dziwnych pojęć i nauk, jakie później próbuje się przemycać
do innych krajów. Oczywiście, nadaje się im kształt nowego objawienia, jedynego
panaceum na przebudzenie, aby zdobyć na ten lep jak najwięcej chętnych zakupienia
później polecanych materiałów szkoleniowych.
Ostatnio
przeczytałem w internecie zaproszenie na konferencję we Wrocławiu organizowaną
przez „Kids in Ministry International”. Zwyczajowo poszukałem więcej informacji
na temat organizatora tego obiecującego wydarzenia. Każdemu polecam stosowanie
tej metody, wystarczy, że posiada się dostęp do internetu. Ja
rozpoczynam zwykle od badania zasad wiary, czyli od zakładki “We believe”.
Twórcy tej służby
uważają, że żyjąc w XXI wieku, musimy zmienić wiele podstawowych pojęć, jakie
blokują odbiór prawd zapisanych w Biblii. Odkryli oni, że Bóg pragnie przede
wszystkim używać małe dzieci w Swoim Królestwie, dlatego udziela im Ducha
Świętego w pełni. Nauczyciele tego trendu zakładają, że dotychczas dzieciom
oferowano dzięcięcą formę Ducha, dlatego oni “nauczają dzieci mięsa i głębszych prawd Bożego Słowa wychodząc poza
podstawowe historie biblijne i nauczają ich doktryn biblijnych (Core value of
What we believe).
Wchodzenie poza
historie biblijne polega na używaniu argumentów historycznych w nauczaniu
doktryn. Jako przykład, można podać ilustrację z nauczania dzieci, że mogą
przechytrzyć diabła, gdy będą modlić się na językach, ponieważ on nie będzie
ich rozumiał. Argumentem takiego nauczania jest przykład z okresu II wojny
światowej, gdy amerykańskie dowództwo użyło żołnierza pochodzenia indiańskiego
do szyfrowania depesz na froncie walk w Japoni, posługując się dialektem jego
szczepu.
Dziecko jest i
zawsze będzie dzieckiem. Apostoł Paweł uznał tę prawdę odnośnie własnego
rozwoju, pisząc: „Gdy byłem dziecięciem,
mówiłem jak dziecię, myślałem jak dziecię, rozumowałem jak dziecię; lecz gdy na
męża wyrosłem, zaniechałem tego, co dziecięce” (1 Kor. 13:11). Natomiast w nauczaniu Kościoła, jak należy „postępować w domu Bożym, który
jest Kościołem Boga żywego, filarem i podwaliną prawdy” (1 Tym. 3:15), zwracał uwagę na uznanie
za godnych nauczania i służby tych, którzy osiągnęli dojrzałość. Dlatego należy
dokonać oceny stanu duchowego i intelektualnego, aby nauczycielem w zborze został
ten, kto może „udzielać napomnień w
słowach zdrowej nauki, jak też dawać odpór tym, którzy jej się przeciwstawiają”
(Tyt. 1:9). I chociaż po wielu latach
niektórzy powinni już mieć „władze
poznawcze wyćwiczone do rozróżniania dobrego i złego” (Heb. 5:14), aby
nauczać innych, to jednak musieli nadal być karmieni mlekiem, które z natury
jest pokarmem dla dzieci.
Mam pytanie do
tych, którzy uważają, że należy dzieciom powierzyć służby w kościele. Jeśli
będziesz wiedział, że za sterami samolotu, którym udajesz się w długą podróż,
siedzi dziecko w pełni przeszkolone w obsłudze przyrządów w
kokpicie, czy spokojnie urządzisz sobie drzemkę, w pełni ufając zdolnościom decyzyjnym
„pilota”?
A w Kościele chodzi o coś więcej, niż długa podróż, ponieważ udajemy się na wiecznośc do domu Ojca. Dlatego Pan powierzył służby tym, ktorych sam wyznaczył i powołał.
Henryk
Hukisz