Kolejna historia z Ewangelii Łukasza, w jakiej występują dwie charakterystyczne osoby - sprawiedliwy i grzesznik, to bardzo popularna przypowieść o synu marnotrawnym. Znajdziemy ją w rozdziale piętnastym (wersety11-32).
Łatwo jest rozpoznać w niej grzesznika, jest nim młodszy syn, który postąpił ohydnie - wziął należną mu ojcowiznę, i stracił ją na swoje zachcianki. Kto w tej historii jest postacią prawą, którą chcę się zająć w tym rozmyślaniu? To starszy syn, ten który pozostał przy ojcu, żył porządnie, wykonywał każde jego polecenie i mógł być stawiany za wzór dobrego dziecka. Jego prawość powinna zostać nagrodzona, a poczuł się odrzuconym, i to przez własnego ojca. Występujący tu ojciec jest obrazem Boga, pełnego miłości Ojca Niebieskiego, który jest gotowy wybaczyć synowi bez względu na to, co zrobił. Jak wspomniałem w poprzednim rozmyślaniu, w tych wydarzeniach obecny jest również Pan Jezus. Tutaj nie zabiera wprawdzie głosu, lecz słychać Go w wydźwięku całej tej przypowieści.
Chrystus użył tej przypowieści dla zilustrowania tego, jak wielka radość wypełnia niebo, gdy nawraca się jeden grzesznik. Jezus powiedział: „Taka, mówię wam, jest radość wśród aniołów Bożych nad jednym grzesznikiem, który się opamięta” (Łuk. 15:10). Dlaczego Pan Jezus w tej przypowieści dodał jedną osobę więcej, przecież wystarczył już młodszy syn, który wrócił do domu, aby ojciec mógł ogłosić – „jedzmy i weselmy się, dlatego, że ten syn mój był umarły, a ożył, zginął, a odnalazł się. I zaczęli się weselić” (w. 23,34). Gdyby w tym miejscu historia się zakończyła, cała prawda o radości w niebie zostałaby ukazana bez żadnego uszczerbku.
Od wiersza 25 rozpoczyna się jak gdyby inna przypowieść, gdy na scenę wchodzi starszy syn. I na niego chcę zwrócić głównie naszą uwagę. Zaintrygowała mnie jego postawa wobec powracającego brata. W sytuacji gdy ojciec uradował się i wydał wielką ucztę, on zagniewany stał za drzwiami rodzinnego domu. Nie chciał nawet wejść do wnętrza, wolał zachować dystans, zawołał jedynie sługę, aby dowiedzieć się co jest powodem tak wielkiej radości. Niestety, zachował się jak Jonasz, obrażony na Boże zmiłowanie.
Jeśli wyobrazimy sobie przeciętny dzień w tej rodzinie kilka lat wcześniej, możemy powiedzieć, że dwaj chłopcy mieli jednakowe warunki rozwoju. Nic nie wskazuje na to, że byli różnie traktowani. Dlaczego więc, młodszy syn przyszedł do ojca z tak nagłą prośbą: „Ojcze, daj mi część majętności, która na mnie przypada”?
We współczesnych domach panują zupełnie odmienne sytuacje niż w tamtych czasach. Dzieci znajdują się już dość wcześnie pod wpływem obcych ośrodków wychowawczych. Nawet nie muszą wychodzić z domu, wystarczy, że mają zainstalowany internet, dysponują własnym telewizorem, i już znajdują się pod obcym i zupełnie odmiennym wpływem kształtującym ich charaktery. W tamtym czasie nie było to możliwe, obaj chłopcy poddani byli temu samemu „instrumentowi” kształtującemu ich osobowości. Jest bardzo prawdopodobne, jak to bywało w izraelskich domach, tak i ten ojciec korzystał z Bożego programu wychowawczego - „Niechaj słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu. Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich mówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając” (5 Moj. 6:6,7).
Być może, młodszy brat nie mógł już znieść „poprawności” swego starszego brata, który trzymał się bardziej litery Zakonu, niż jego sensu? „Litera zabija” - pisał Apostoł Paweł do Koryntian, wskazując że wszelka zdolność jaką mamy, jest z Boga, a nie z nas samych. Można nieraz spotkać się z zachowaniem zgodnym z literą Zakonu, jednakowoż zimnym, zgryźliwym i legalistycznym, które odpycha innych z otoczenia.
Myślę, że główną rolę w wychowaniu młodszego syna, odegrał jego starszy brat. Młodsze dziecko uczy się dużo więcej od starszego rodzeństwa niż od rodziców. W Izraelu, pierworodny syn posiadał uprzywilejowaną pozycję, co mogło mieć wpływ na pozostałe dzieci w domu. Bardzo dobrze znamy historię Ezawa i Jakuba, bliźniaków, a jednak tylko jeden z nich był pierworodnym. Natomiast, w tej przypowieści, charakter pierworodnego syna ujawnił się dopiero w sytuacji, gdy do domu wrócił jego młodszy brat. Ojciec, gdy zobaczył, że ma nieprawidłowe podejście do swego brata, starał się wytłumaczyć mu, mówiąc: „Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje jest twoim” (w. 31). Lecz nic do niego nie docierało, gdyż miał o sobie mniemanie, że jest osobą nader prawą i należy mu się z tego tytułu uznanie. Mówił o sobie: „Oto tyle lat służę ci i nigdy nie przestąpiłem rozkazu twego, a mnie nigdy nie dałeś nawet koźlęcia, bym się mógł zabawić z przyjaciółmi mymi” (w. 29).
Jak bardzo przypomina on bohatera innej historii, w której bogaty młodzieniec uważał siebie za człowieka prawego i chlubił się wypełnianiem wszystkich przykazań. Zapewniał Chrystusa: „tego wszystkiego przestrzegałem od młodości mojej” (Mat 19:20), lecz nie miał pojęcia, że do życia wiecznego brakowało mu tego, co najważniejsze. Albo, czy nie jest podobny do faryzeusza modlącego się razem z celnikiem: „Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku” (Łuk. 18:12). Ale o tym w następnym rozmyślaniu.
Słowo Boże nazywa naszą własną sprawiedliwość dość dosadnie – „wszystkie nasze cnoty są jak szata splugawiona” (Izaj. 64:6). Dlatego Apostoł Paweł napisał wprost: „Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego”, oraz „gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (Rzym. 3:10-12 i 23). Nikt, bez względu na to jak prawe życie prowadzi, nie może uważać się za osobą prawą w oczach Bożych.
Ojciec okazał właściwą postawę wobec swoich synów. Ponieważ jest obrazem miłości Ojca Niebieskiego, nie miało dla niego znaczenia to, że młodszy „roztrwonił majętność z nierządnicami”, gdyż był tak samo jego synem, jak starszy. Radość zapanowała w domu z powodu powrotu zgubionego, dlatego „należało zaś weselić się i radować, że ten brat twój był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się” (w. 32). Starszy syn zawsze przebywał w domu ojca i mógł korzystać ze wszystkiego nie dlatego, że jest prawy, lecz dlatego, że jest synem. Jego winą było to, że nie umiał pokutować i przyjąć łaski, liczył jedynie na własną sprawiedliwość.
Bóg jest miłością, tak wielką, że dla nas jest to niewyobrażalne. Boża miłość mówi do niewiasty przyłapanej na cudzołóstwie: „Ja cię nie potępiam: Idź i odtąd już nie grzesz” (Jan 8:11).
Niewiasta potocznie znana jako grzesznica, lecz gotowa do zniesienia pogardliwych spojrzeń „sprawiedliwych”, z ust samego Chrystusa usłyszała: „Odpuszczone są grzechy twoje” (Łuk. 7:48).
Prawym w oczach Boga jest tylko ten, kto zapragnie przyoblec się w sprawiedliwość Chrystusową i pozostawi swą własną, która i tak zostanie odrzucona przez Boga, gdyż On uzna jedynie sprawiedliwość Swojego Syna.
Henryk Hukisz