Thursday, May 30, 2024

Niewiele brakuje

Teoretycznie mogło zdarzyć się, że płacąc w kasie poważniejszą kwotę pieniędzy, gdy zabrakło kilku groszy, kasjer powiedział, że wprawdzie brakuje niewiele, on uznaje transakcję za dokonaną. Niedawno ktoś mi opowiadał, że wracając po długiej podróży samochodem, dojeżdżał już prawie do domu, myślał już o odpoczynku i dobrej kolacji, gdy nagle ktoś zajechał drogę i zdarzyła się kolizja. Zamiast kolacji i odpoczynku, było postępowanie powypadkowe i wizyta u blacharza.

Chciałbym jednak przenieść się do Biblii, do sytuacji, gdy niewiele brakowało, aby ktoś mógł stać się chrześcijaninem.

Z pewnością słyszeliśmy już niejedno kazanie na temat zdarzenia w Cezarei podczas przesłuchania apostoła Pawła, opisane w 26. rozdziale Dziejów Apostolskich. Chcę odnieść się do błędnego pojęcia, z jakim nieraz się spotykamy, a mianowicie, że można być powierzchownie odrodzonym, co według mnie jest niemożliwe. Biblia uczy nas wyraźnie, że dzieła Boże są doskonałe i dokończone, i takim jest narodzenie się na nowo. Jest to akt łaski Bożej, i tak jak cała ofiara Chrystusa jest doskonała, tak i narodzenie się do Królestwa Bożego jest dziełem kompletnym.

Istnieje jednak możliwość stania się „prawie chrześcijaninem” i obawiam się, że zbyt często mamy do czynienia z ludźmi, którzy uważają się za wierzących w Pana Jezusa, lecz z łatwością można zauważyć, że czegoś w ich życiu brakuje. Wprawdzie niewiele, ale czy naprawdę można być w pełni dzieckiem Bożym w takim stanie?

Apostoł Paweł, gdy stanął po raz kolejny przed sądem tego świata, aby bronić swojej wiary w Chrystusa, złożył świadectwo o Bożej łasce i mocy, która przemieniła jego życie. Gdy doszedł do wskazania na Tego, kto dokonał tej przemiany, gdy powiedział: że Mesjasz musi cierpieć, że jako pierwszy ze zmartwychwstałych będzie głosił światło ludowi i poganom (Dz 26:23), namiestnik prowincji Festus przerwał Pawłowi, posądzając go o szaleństwo. Głównym przesłuchującym był król Agryppa, który znał wszystkie zwyczaje i spory Żydów (w. 3), dlatego Paweł zwrócił się do niego w retorycznym pytaniu: Czy wierzysz, królu Agryppo, Prorokom? Wiem, że wierzysz (w. 27). Wówczas to z ust króla padły te znane do dziś słowa: Niewiele brakuje, a przekonasz mnie, bym został chrześcijaninem (w. 28).

Na początku lutego 2003 roku prom kosmiczny Columbia prawie powrócił na ziemię, zabrakło kilkunastu minut do bezpiecznego wylądowania. Kilka tysięcy lat temu zdarzyło się coś podobnego, z tym że dotyczyło tylko jednej osoby. Bóg nakazał Lotowi opuścić grzeszne miasto Sodomę, ponieważ postanowił zniszczyć je całkowicie. Wyrok był nieodwołalny, miasto musiało zginąć wraz ze wszystkimi mieszkańcami z powodu ich grzesznego życia. Bóg nie żartował, chociaż z początku tak się wydawało zięciom Lota, lecz powiedział wyraźnie: Ratuj swoje życie! Nie oglądaj się za siebie i nigdzie się nie zatrzymuj w całej tej okolicy. Uciekaj w góry, żebyś nie zginął (Rdz 19:17). Lot wyprosił u Pana łaskę ukrycia się w pobliskich górach, w niewielkim miasteczku – w nim chciałbym się schronić. Czy nie jest ono małe? I tak ocalę moje życie. (w. 20). Ponaglani przez Bożych posłańców udali się w dro. Nie wiemy jak daleko uszli, może brakowało kilkunastu minut marszu, aby schronić się za murami tego miasteczka, w którym Bóg zapewnił im bezpieczeństwo, mówiąc: Nie zniszczę tego miasta, o którym mówisz (w. 21). I wtedy stało się to, czego nikt nie przewidział, może brakowało kilkadziesiąt kroków schronienia się za murami tego miasta, gdy żona Lota obejrzała się za siebie i zamieniła w słup soli (w. 26).

Niektórzy uważają, że Bóg jest zbyt surowy w Swoich wymaganiach, że za jedno spojrzenie wstecz zesłał tak straszną karę? Podobnie było w raju, tylko za jeden gryz zakazanego owocu, Bóg pokarał Adama i Ewę śmiercią i wygnaniem. Dlaczego? Przecież mógł postraszyć i pozwolić im wrócić do tego wspaniałego ogrodu, który przecież dla nich uczynił. Jednak tak się nie stało. Tylko dlatego, że Bóg jest tak święty, że nic nieczystego nie może znaleźć się w Jego obecności. Jego świętość i sprawiedliwość wymagają bezwzględnie, aby człowiek zdecydował się na wybór – albo Bóg, albo pozostać Jego nieprzyjacielem. Nie ma szarej strefy dla prawie przekonanych do Boga. Król Agryppa zdawał sobie sprawę z tego, że w tym, co Paweł mówił, coś jest, lecz wolał pozostać na pozycji „prawie” wierzącego w Boga.

Przypominam sobie sytuacje, gdy wyjaśniając pytającym o różnice pomiędzy moją wiarą w  Boga, a powszechnie wyznawaną w naszym kraju, starałem się wskazać na wiele z nich. Na przykład, gdy mówiłem, że chrzest jest potwierdzeniem posiadania osobistej wiary w Pana Jezusa i jest udzielany na podstawie decyzji osoby wierzącej, przyznawano mi rację, że tak powinno być. I na tym kończyło się wyjaśnianie, gdyż rozmówca, prawie przekonany o słuszności biblijnej nauki na ten temat, odchodził, pozostając przy swojej tradycji chrzczenia niemowląt. Takich przykładów można byłoby mnożyć więcej, lecz nie o to chodzi, aby kogoś przekonać i zmusić do podjęcia decyzji.

Chrześcijaninem staje się z łaski, jakiej Bóg udziela tej osobie, która uznaje swoją grzeszność, a zarazem swój los odłączenia od Boga na wieki. Gdy apostoł Piotr wygłaszał swoje pierwsze kazanie w Dniu Pięćdziesiątnicy, słuchający go uważnie Izraelici zrozumieli, na czym polega ewangelia, jaką im zwiastował. Zawołali wówczas z głębi swych serc: Co mamy uczynić, bracia? (Dz 2:37). Oni nie powiedzieli, że są prawie przekonani i muszą jeszcze poradzić się swoich duszpasterzy i rodzin, aby ewentualnie uwierzyć w Chrystusa. To wołanie było wynikiem pragnienia, jakie w ich sercach wzbudziło głoszone Słowo Boże.

Podobnie postąpił bardzo pobożny faryzeusz o imieniu Saul, gdy Jezus zatrzymał go w drodze do Damaszku. Później, już jako Paweł, zaświadczył, że kiedy Bóg, który przeznaczył mnie od urodzenia i powołał swoją łaską, zechciał objawić mi swojego Syna, abym wśród pogan głosił Dobrą Nowinę o Nim, wtedy nie radziłem się ludzi (Ga 1: 15,16). Będąc posłuszny głosowi Pana Jezusa, narodził się całkowicie do nowego życia i służby, jaką wiernie pełnił do końca, jaki Bóg dla niego przeznaczył.

Gdy Boża łaska dotyka człowieka, gdy uświadamia sobie, jak wielką miłość Bóg mu okazuje, że będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna (Rz 5:10), to nie można nikogo się radzić, nawet własnego ciała, lecz z radością przyjąć w pełni łaskę narodzenia się na nowo. Nie można narodzić się połowicznie, lecz całkowicie, tak, aby Duch Święty mógł zamieszkać w oczyszczonym krwią Baranka naczyniu, które staje się nowym stworzeniem.

Apostoł Paweł w natchnieniu Ducha Świętego napisał, że jeśli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, przeminęło, a nastało nowe (2 Kor 5: 17). Nie można być tylko do połowy w Chrystusie, nie można być prawie w Chrystusie. Albo jest się w Chrystusie, albo nadal pozostaje się w starej naturze, nad którą wisi wyrok wiecznej śmierci.

Dlatego Pan Jezus mówi: Przypomnijcie sobie żonę Lota k 17:32), której niewiele brakowało, aby znaleźć ratunek w mieście schronienia, lecz do niego nie doszła. Czy możemy powiedzieć, że była prawie uratowana?

A ty, czy poszedłeś, czy poszłaś za Chrystusem na całego, czy ci tylko niewiele brakuje?

Henryk Hukisz

Monday, May 27, 2024

Sianie pod wiatr

Iść pod wiatr, to znaczy iść do przodu pomimo przeszkód, jakie napotyka się w drodze do celu. Czynnikiem motywującym nas do wytrwania w drodze nie jest siła wiatru, lecz cel, do jakiego podążamy. Osobiście uważam, że najważniejszym celem, jaki został wyznaczony naśladowcom Chrystusa, jest zasiewanie poselstwa ewangelii w sercach zgubionych grzeszników.

Apostoł Paweł dzieli się z nami świadectwem wytrwałości w głoszeniu Dobrej Nowiny pomimo ogromnych przeszkód, że chociaż, jak wam wiadomo, doznaliśmy cierpień i zniewag w Filippi, to jednak Bóg dodał nam odwagi, żeby wśród wielu zmagań głosić wam Jego Ewangelię” (1 Tes 2:2). To, jak ważne jest zawiastowanie czystej ewangelii, wynika z ostrzeżenia, jakie Paweł wypowiedział do wiernych tego samego kościoła, jest zapowiedź powrotu Chrystusa po Swój Kościół, „gdy Pan Jezus objawi się z nieba z aniołami Jego mocy w płomieniach ognia i ukarze tych, którzy nie uznają Boga i nie są posłuszni Ewangelii naszego Pana Jezusa” (2 Tes 1:7,8). Nic dziwnego, że przeciwnik Bożego Kościoła będzie stawiać ogromne przeszkody, aby ziarno ewangelii wyrwać z ludzkich serc i pozbawić ich zbawienia, jakie niesie nieskazitelne słowo Boże.

Zadaniem Kościoła jest sianie dobrego ziarna Słowa Bożego, które odradza się w sercach słuchaczy darem nowego życia. Plewy nie mają tej zdolności, dlatego zadaniem kaznodziejów Słowa jest sianie samego ziarna. Pisałem o tym już na tym blogu w rozważaniu "Siewca wyszedł siać”, że naszym, podstawowym celem, jaki Chrystus wyznaczył każdemu naśladowcy, jest składanie świadectwa o ewangelii. Nikt nie może się z tego wytłumaczyć, gdyż taka jest nasza rola w tym świecie – mamy składać świadectwo o Bożej łasce, jakiej sami doświadczyliśmy. Jeśli ktoś tego nie robi, to tak naprawdę, sam nie doznał zbawienia z łaski.

Wracam nieraz pamięcią do czasu sprzed 40. lat, gdy byłem Pastorem poznańskiego Zboru. Niejednokrotnie byłem zapraszany do odwiedzania seminariów i innych zgromadzeń katolickich, aby opowiedzieć o osobistym doświadczeniu Boga. Chętnie korzystałem z tych zaproszeń, gdyż stanowiły one dobrą okazję do złożenia świadectwa o Chrystusie. Pamiętam pewien szczególny moment w seminarium adeptów sztuki kapłańskiej, gdy wstałem i obróciłem się w stronę szczelnie wypełnionego audytorium, zrobiło mi się czarno w oczach. Ani jednego kolorowo ubranego słuchacza. Swoją prelekcję rozpocząłem od powołania się na Chrystusowe wezwanie: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu (Mk 16:15), i dodałem: „klerykom też”. Po tym spotkaniu odbył się skromny poczęstunek, a co najważniejsze, było sporo osobistych rozmów. Wiedziałem, że moim zadaniem nie jest przekonywanie nikogo do mojego pojmowania ewangelii, lecz zwiastowanie tego, co może uczynić Chrystus, gdy ktoś w Niego uwierzy.

To spotkanie otworzyło mi drzwi do wielu środowisk akademickich w Poznaniu, który jest jednym z większych ośrodków uniwersyteckich. W latach 80. ubiegłego wieku ponad trzydzieści tysięcy studentów korzystało z nauki na kilku uczelniach. Przypominam sobie inne wydarzenie, jakim było zaproszenie na spotkanie ze studentami Politechniki Poznańskiej w ramach prowadzonego przez Kościół Katolicki duszpasterstwa akademickiego na tej uczelni. Na spotkaniu, z racji pełnienia posługi duszpasterskiej wśród studentów, był obecny ich duchowy opiekun, nazwijmy go – ksiądz Mateusz. I znów, miałem wspaniałą okazję do składania świadectwa o osobistych doświadczeniach z moim Panem. Pod koniec trwającego kilka godzin spotkania zadawano mi bardzo osobiste pytania o doznania Bożej łaski. Mówiłem zwyczajnie jak podczas spotkania we własnym zborze. Po chwili zauważyłem, że duchowy opiekun studentów zaczął z niepokojem mówić o dość późnej porze, że należy serdecznie podziękować gościowi, życząc mu błogosławieństwa w jego posłudze.

Rozmowy ze studentami nie skończyły się na tym pożegnaniu, gdyż jeszcze sporo czasu spędziliśmy na ulicy, rozmawiając o wielu sprawach życia z Bogiem. Skutek był taki, że zarówno to spotkanie jak i wiele innych, znacznie wpłynęły na rozwój poznańskiego zboru. Chrzty odbywały się w tamtym czasie dwa, a nawet trzy razy w roku a liczba osób, jakie składały publiczne wyznanie wiary przez zanurzenie podczas chrztu, sięgała nieraz trzydziestu i więcej katechumenów podczas jednej uroczystości.

Mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że diabelskie uderzenie przeciwko ewangelii nie przyszło w czasie tych spotkań, gdy składałem świadectwo pośród rzymskich katolików. Duch Święty z reguły przejmował kontrolę nad zwiastowanym Słowem i sprawiał, że w odpowiednim czasie zaczęło ono kiełkować i rosnąć, aż do momentu wydania owocu w postaci gotowej decyzji pójścia za Chrystusem. Natomiast diabeł zaskoczył mnie uderzeniem wewnątrz zboru, przez swoich agentów, którzy wcześniej pojawili się jako "aniołowie światłości". Oni to, w niedługim czasie po tych wydarzeniach, doprowadzili do rozbicia jedności pośród wierzących i wyprowadzili sporą grupę młodych ludzi z naszej społeczności, ogłaszając swoje „wyjście z ciemności egipskich”. Tak więc Boży przeciwnik zwiastowania ewangelii potrafi dokonać dużo więcej spustoszenia wewnątrz zboru, niż katoliccy działacze poza nim.

Jak już wspomniałem na początku tego rozważania, naszym podstawowym zadaniem jest zwiastowanie ewangelii. Pan Jezus porównał to zadanie do rzucania nasion na różne rodzaje gleby. Zwróćmy uwagę na fakt, że Chrystus, wysyłając uczniów, nie powiedział, aby szukali sobie wpierw takich terenów, na których nie ma kamieni, ostów, cierni, czy możliwości, że przylecą ptaki i wydziobią cenne ziarno Słowa Bożego. Przypowieść o czworakiej roli jest nauką o różnych rodzajach ludzi, jakim powinniśmy zwiastować Słowo Boże, a nie o tym, że mamy niektórych omijać z ewangelią. Siać mamy wszędzie i w każdych warunkach, nawet jeśli przeciwny wiatr dmie ostro w oczy. Pan Jezus posłał swoich uczniów, mówiąc im: Oto Ja posyłam was jak owce między wilki. Bądźcie więc czujni jak węże i łagodni jak gołębie (Mt 10:16). Następnie uświadamiał ich, że będą prześladowani i zdradzani przez ludzi nawet bardzo im bliskich, a to znaczy, że znajdą się w warunkach bardzo trudnych.

Księga Dziejów Apostolskich jest kroniką siewców Słowa Bożego. Oni szli wszędzie dokąd Pan posyłał w mocy Ducha Świętego. Dzięki Bożej strategii ewangelia docierała do wielu miast i rejonów ówczesnego świata. Chociaż szli pod wiatr, możemy z radością powiedzieć, iż byli pędzeni innym wiatrem, wiatrem Ducha Świętego. I o to się modlili, gdy diabeł zastawiał różne przeszkody, gdyż nie dopuszczali myśli, aby się zatrzymać, albo żeby wybierać wygodne tereny i miejsca łatwe do zwiastowania ewangelii.

Znamy taki moment z życia apostoła Pawła, gdy chciał iść do Bitynii, lecz Duch Święty wyznaczył mu inny kierunek, Macedonię. Później, po wielu latach, Paweł pisał do jednego ze zborów w tym rejonie, że staliście się wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i Achai (1 Tes 1:7). Dzięki temu, że apostoł Paweł był posłuszny objawieniom i głosowi Ducha Świętego, Macedonia stała się ośrodkiem, skąd rozsiewane było Słowo Boże dalej, jak czytamy w tym liście: Dzięki wam bowiem Słowo Pana rozbrzmiewało nie tylko w Macedonii i Achai, ale w każdym miejscu stała się jawna wasza wiara w Boga (1 Tes 1:8). Tak dzieje się wówczas, gdy misję inicjuje Duch Święty, a nie demokratycznie wybrane komitety.

Paweł wiedział, że jedynie posłuszeństwo Bogu, a nie ludzka strategia, może dać zwycięstwo w rozprzestrzenianiu Słowa Bożego, które może dać nowe życie spragnionym. Sam osobiście tego doświadczał, dlatego zachęcał też innych sług ewangelii, aby nie lękali się przeciwności, lecz odważnie szli z nasieniem Słowa Bożego do wszystkich narodów. Zachęcał wierzących do wytrwałości, gdyż sam doświadczał Bożej obecności w przeróżnych sytuacjach - we wszystkim okazujemy się sługami Boga: we wszelkiej cierpliwości, w uciskach, w przeciwnościach, w utrapieniach, w chłostach, w więzieniach, podczas rozruchów, w trudach, w nocnych czuwaniach, w głodzie, ...” (2 Kor 6:4,5). Jednym słowem, nic nie było  w stanie powstrzymać Pawła w zwiastowaniu ewangelii.

Pomimo tak ogromnych przeszkód, z jakimi apostołowie spotykali się w zwiastowaniu Dobrej Nowiny, Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii. Rozwijał się i trwał w bojaźni Pana, i rozrastał dzięki zachęcie Ducha Świętego (Dz 9:31). Nie okopywali się w twierdzach powstałych już zborów i nie czekali, aż grzesznicy sami przyjdą do nich, lecz szli tam, gdzie mogli ich spotkać. Pierwsi chrześcijanie nie zatrzymywali ewangelii dla siebie samych, lecz byli posłuszni słowom Pana Jezusa; Idźcie więc na rozstaje dróg i zaproście na ucztę weselną wszystkich, których tam spotkacie” (Łk 22:9).

Zwiastowanie ewangelii nie było nigdy rzeczą łatwą i przyjemną, ponieważ odbywało się w warunkach duchowej walki przeciw zwierzchności i władzom, przeciw władcom tego świata ciemności, przeciw duchowemu złu na wyżynach niebiańskich (Ef 6:12). Jest to Boże dzieło, gdyż On jest Panem niwy, na którą wysyła Swoich pracowników. On powołuje do wojska, w którym obowiązują Jego reguły, i jedynie On będzie rozliczać z wykonania Jego poleceń.

Czy jesteśmy tak samo posłuszni, jak czynili to apostołowie i chrześcijanie na początku działalności Kościoła? Obyśmy nie zawiedli naszego Pana w tej najważniejszej posłudze Bożego Królestwa.

Henryk Hukisz

Thursday, May 23, 2024

Wytrwać w bojaźni

 Lubię czytać książki. W czasach studenckich sporą część kieszonkowego zostawiałem w księgarniach, dzięki temu uzbierała się dość spora biblioteczka. Kiedy wyjeżdżałem na dłuższy pobyt za ocean, spakowałem zgromadzone zasoby i umieściłem w piwnicy z myślą, że kiedyś się przydadzą.

Teraz, po prawie dwudziestu latach, ciągle wygrzebuję jakąś zapomnianą już książkę i zagłębiam się w lekturze. Co za skarby!

Niedawno wpadła mi w ręce niepokaźna w objętości książka z intrygującym tytułem „W przedsionkach Pańskich”. Jej autor jest nie tylko moim przyjacielem, lecz był kiedyś moim nauczycielem, mentorem, doradcą i wywarł duży wpływ na moje duchowe życie. Kilkanaście lat starszego ode mnie Edwarda Czajko, gdyż to właśnie on jest wspomnianym autorem, zawsze darzyłem szacunkiem, ponieważ był stateczny w poglądach i biblijny w zwiastowaniu Słowa Bożego. Szanuję go nie tylko dlatego że dokonał mojej ordynacji na prezbitera, lecz również pobłogosławił nasze małżeństwo od jego początku. Szczególną uwagę we wspomnianej książce zwrócił ostatni jej rozdział - Z bojaźnią i drżeniem”, w którym odwołał się do starotestamentowej historii króla Ozjasza. Król ten dobrze rozpoczął urzędowanie w Jerozolimie mając szesnaście lat, dzięki temu, że miał dobrego doradcę proroka Zachariasza, który „uczył go bojaźni Bożej, a dopóki szukał Pana, Bóg darzył go powodzeniem(2 Krn 26:5 [B.W.]).

Zainspirowany tą lekturą sięgnąłem po swoją Biblię, by przypomnieć sobie dokładniej tę ciekawą historię i postanowiłem napisać na temat wagi i znaczenia nauczycieli, jakich Chrystus daje Kościołowi.

Rozpocznę tak. Dawno dawno temu, gdy na ziemiach słowiańskich budowano gród Biskupin, w ziemi Judzkiej panowali królowie, którzy znali Pana. Niektórzy dobrze rozpoczynali, lecz po pewnym czasie zaczęło dziać się coś niedobrego w ich życiu i w królestwie. Najczęściej powodem upadku i duchowego odstępstwa było zaniedbywanie społeczności z Panem i opuszczanie dróg, jakimi chodził król Dawid.

Pod koniec IX wieku przed Chrystusem król Joasz postanowił odnowić świątynię Pańską. Ustanowił coś w rodzaju daniny solidarnościowej”, aby podołać kosztom urządzenia świątyni zgodnie z Bożymi wymogami.  Dobrym doradcą był wówczas kapłan Jehojada i dopóki żył w świątyni Pańskiej „nieustannie składali ofiary całopalne w domu PANA przez wszystkie dni (2 Krn 24:14). Później do króla przyszli młodzi książęta, którzy opuścili dom PANA, Boga swoich ojców, i służyli aszerom i bożkom. I spadł gniew na Judę i Jerozolimę z powodu tego ich występku (w. 18). Syn zmarłego kapłana Zachariasz przyszedł do króla z napomnieniem - Dlaczego przekraczacie przykazania PANA i dlaczego wam się nie wiedzie? Ponieważ wy opuściliście PANA, to i On was opuścił (w. 20). Gdy podczas pierwszej zbrojnej potyczki z aramejczykami Pan opuścił króla, Joasz zginął tragicznie.

Następnym królem był syn Joasza, Amazjasz, który wprawdzie dobrze zaczął, gdyż „czynił to, co słuszne w oczach PANA, jednak nieszczerym sercem (2 Krn 25:2). Zabrakło dobrego nauczyciela, kapłana lub proroka, aby dobrze doradzali królowi. Amazjasz odbudował armię, która liczyła trzysta tysięcy doborowych, zdolnych do wyruszenia na wojnę, zdolnych do trzymania włóczni i tarczy (w. 5). Jednak królowi wydawało się, że jest za mało wojowników, więc za 100 talentów najął dodatkowo 100 tysięcy wojowników z Izraela. Wówczas pojawił się Boży prorok z ostrzeżeniem: Niech wojsko Izraela nie idzie z tobą, ponieważ PAN nie jest z Izraelem, z żadnym z synów Efraima (w. 7). Mąż Boży zachęcał króla do okazania zaufania Bogu, mówiąc: Lecz ty wyrusz, działaj, bądź mocny w walce! Inaczej Bóg sprawi, że upadniesz przed nieprzyjacielem, ponieważ Bóg ma moc, by pomagać i doprowadzać do upadku (w. 8). Królowi Amazjaszowi żal było 100 talentów, które już wydał i nie chciał posłuchać dobrej rady proroka. Pomimo, że oddalił najemnych wojowników, Amazjasz doznał porażki i został wzięty do niewoli, gdzie dokończył żywota.

Wtedy na scenie pojawia się syn Amazjasza, Ozjasz, który w wieku 16 lat zostaje królem Judy. Rozpoczął dobrze, gdyż czynił to, co słuszne w oczach PANA, zgodnie z tym wszystkim co robił Amazjasz, jego ojciec (2 Krn 26:4). Nad jego duchowym życiem czuwał Zachariasz, dzięki czemu szukał Boga. A w dniach, gdy szukał PANA, Bóg obdarzał go powodzeniem (w. 5).

Dopóki żył Zachariasz, dopóki król uczył się żyć w bojaźni Bożej, doświadczał błogosławieństwa. Odbudował zniszczone mury Jerozolimy, rozwinął rolnictwo i wzmocnił armię, uzbrajając wojowników w tarcze, włócznie, hełmy, pancerze, łuki i kamienie do proc (2 Krn 26:14). Gdy król zobaczył swoją siłę, jego serce stało się wyniosłe aż do zatracenia. Sprzeniewierzył się PANU, swemu Bogu (w. 16). Pomyślał więc, że nie potrzebuje już kapłanów i lewitów, których powołał Bóg do sprawowania ofiar w świątyni. Dlatego sam wszedł do świątyni PANA, aby złożyć ofiarę kadzielną na ołtarzu kadzenia (w. 16). Zabrakło ostrzeżenia ze strony doświadczonego i dojrzałego duchowo nauczyciela, który dotychczas uczył bojaźni Bożej”.

Myślę, że Ozjasz przypomniał sobie sytuację z czasów jego dziadka Joasza, który zamiast słuchać rad dojrzałych duchowo proroków, posłuchał tego, co mówili młodzi książęta. W sytuacji gdy kapłan Azariasz wraz z osiemdziesięcioma kapłanami ostrzegali króla, aby tego nie robił, Ozjasz złamał Boże przykazania i porządek sprawowania ofiar w świątyni Bożej. W tym samym momencie czoło Ozjasza pokryło się trądem i został wyprowadzony ze świątyni.

Apostoł Paweł, pisząc o tym, jak należy służyć w Kościele, napisał: Bóg bowiem nie jest Bogiem nieładu, lecz pokoju (1 Kor 14:33). Dlatego Chrystus ustanawia służby i tych, którzy je wykonują w bojaźni Bożej. Jeśli Pan ustanawia nauczycieli, to widocznie taki jest Boży porządek. Nie darmo w języku Nowego Testamentu, tych, którzy służą, nazywa się starszymi. Znaczy to, że powinni to być ludzie dojrzali, posiadający życiowe doświadczenie.

Znakiem czasów ostatecznych jest to, że ludzie będą samolubni, chciwi na pieniądze, aroganccy, pyszni, bluźnierczy, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, bezbożni, nieczuli, bezlitośni, rzucający oszczerstwa, nieopanowani, gwałtowni, niemiłujący dobra, zdrajcy, lekkomyślni, nadęci, kochający bardziej przyjemności niż Boga, udający pobożność, ale odrzucający jej moc. Od takich ludzi trzymaj się z daleka (2 Tym 3:2,4). Pan Jezus również, charakteryzując też ten czas w Kościele, powiedział: Chociaż mówisz: Jestem bogaty; oraz: Wzbogaciłem się i niczego nie potrzebuję, to jednak nie wiesz, że jesteś nędzny, pożałowania godny, biedny, ślepy i nagi (Ap 3:17). Ta opinia jest jak najbardziej prawdziwa, gdyż wypowiedział ją Ten, który jest Prawdą.

W zakończeniu tekstu Edwarda Czajko na temat bojaźni i drżenia przed Panem, czytamy:

Niech ta historia starotestamentowa będzie nauką dla nas dzisiaj. Pamiętajmy o tym, jak wspaniały był początek naszego życia, początek naszej służby, Dążmy do tego aby zakończenia naszego życia i naszej służby było tak samo wspaniałe. Aby, gdy skończy się nasza służba, ludzie, następne pokolenia, patrząc na koniec naszej wiary mogli nas naśladować. Ozjasz nie pozostawił dobrego wzoru, był raczej negatywnym przykładem tego, czym się kończy życie człowieka, który opuścił bojaźń Bożą.”

Autor Listu do Hebrajczyków przekazuje swoim czytelnikom dobrą radęSwoim przełożonym bądźcie posłuszni i ulegli, gdyż oni czuwają nad wami, ponieważ z tego mają zdać sprawę. Niech to czynią z radością, a nie z narzekaniem, bo to obróciłoby się na waszą niekorzyść (Hbr 13:17).

Nauczyciele bojaźni Bożej są dziś bardzo potrzebni. 

Dziękuję Ci, Edwardzie.

Henryk Hukisz

Sunday, May 19, 2024

Moc, która przemienia

Dzień Zesłania Ducha Świętego, zwany prawidłowo Pięćdziesiątnicą, staje się świętem coraz bardziej zapomnianym. Pamiętam ten okres, gdy mieszkaliśmy w Stanach Zjednoczonych, w większości kościołów ewangelicznych z pentekostalnymi włącznie, nie obchodzono pamiątki zesłania Ducha Świętego na pierwszych chrześcijan. Nawet w kalendarzach drukowanych przez religijne wydawnictwa, ten dzień nie był nawet zaznaczony. Zauważyłem dziś, że ten zwyczaj pojawia się również w naszych zborach.

Zesłanie Ducha Świętego dało początek Kościołowi Jezusa Chrystusa. Dlatego obchodzenie tej pamiątki we wszystkich zborach wynika ze zwykłej przyzwoitości, gdyż Bóg nakazał wspominać wielkie wydarzenia świadczące o Jego dziełach. Izraelici mieli wprost nakazane obchodzenie pamiątki wyjścia z Egiptu i przejścia przez Morze Czerwone. Przejście przez Jordan Izraelici musieli upamiętnić postawieniem kamiennego pomnika, aby późniejsze pokolenia mogły usłyszeć świadectwo o Bożych cudach. Do dziś nie mogę pojąć dlaczego obecnie w zborach nie pamięta się o dniu narodzin Kościoła?

Pan Jezus zanim odszedł, pozostawił uczniom wiele obietnic, bez których ich życie na ziemi byłoby niemożliwe. W ostatnim momencie, zanim został uniesiony w kierunku nieba, wydał Swoim uczniom ostatnie polecenie: „Oto Ja posyłam wam Obietnicę Mojego Ojca. Dlatego pozostańcie w mieście dopóki nie przyjmiecie mocy z wysokości k 24:49). Czy uczniowie mogliby pozwolić sobie na zlekceważenie tego ważnego polecenia? Już same słowa zapowiadające otrzymanie „mocy z wysokości” sprawiły, że uczniowie z wielką radością wrócili do Jeruzalem (w. 52).

Jestem głęboko przekonany, że uczniowie gorliwie oczekiwali na tę moc, bez której ich życie pozbawione fizycznej obecności Chrystusa, nie miałoby sensu. Wierzę, że w ich sercach jak żywe brzmiały słowa  Mistrza wskazujące na ich lepsze położenie, niż dotychczasowe - Lepiej jest dla was, abym odszedł. Jeśli bowiem nie odejdę, Orędownik do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę Go do was (Jn 16:7). Następnie Pan Jezus w kilku zdaniach wyjaśnił, na czym będzie polegała rola zapowiadanego Pocieszyciela. Usłyszeli z ust Tego, który znał prawdę i mówił z mocą, że Duch Święty przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie (w. 8). A to znaczy, że bez obecności Ducha Świętego, nic nie będą mogli uczynić, zarówno w życiu osobistym, jak i w wypełnianiu powierzonego im zadania.

Dlatego, gdy „nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy”, chociaż nie znali scenariusza, jaki Ojciec niebieski napisał dla tego wydarzenia, „znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu (Dz 2:1). Ponieważ czas oczekiwania wypełniali modlitwą, ich serca były gotowe na przyjęcie obiecanej „mocy z wysokości”. Ani szum z nieba, ani ogniste języki spadające na ich głowy nie przeraziły ich, gdyż ich serca były spragnione Boga. Byli gotowi, aby Duch Święty mógł przejąć kontrolę również nad ich językami i sprawił, że zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić (w. 4)

W tym momencie ten nadprzyrodzony znak sprawił, że zgromadzony tłum w zatrwożeniu i ze zdziwieniem oczekiwał na na to, co Bóg zamierzał dokonać. W rezultacie, nie Piotr, lecz „moc z wysokości” sprawiła, że około trzy tysiące spragnionych Boga serc, zostało przekonanych o swojej grzeszności i zawołało: „Co mamy uczynić, bracia?” (Dz 2:37). Dzięki temu wydarzeniu wiemy na czym polega zwiastowanie ewangelii Jezusa Chrystusa. Piotr pod wpływem Ducha Świętego powiedział: Nawróćcie się i niech każdy z was przyjmie chrzest w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie waszych grzechów, a weźmiecie dar Ducha Świętego” (w. 38).

Być może minęło kilka dni gdy Piotr i Jan, idąc do świątyni aby się modlić, spotkali żebraka. To nie mądrość Piotra jakiej nabył w szkole uzdrawiania, lecz moc Boża jaką został wypełniony sprawiła, że mógł powiedzieć do chorego: Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, wstań i chodź! (Dz 3:6). I tak rozpoczęła się największa rzecz, jaka mogła wydarzyć się we współczesnym świecie – uczniowie pełni mocy Ducha Świętego poszli i głosili wszędzie Dobrą Nowinę, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał ich słowa znakami, które im towarzyszyły (Mk 16:20).

To, czego potrzebuje dzisiejszy świat, co może jedynie zmienić ludzkie serca, to nie lepsze programy społeczne, lecz „moc z wysokości”, jaka została dana Kościołowi w dniu jego narodzin. A my dzisiaj, zamiast z utęsknieniem i w jedności serc oczekiwać na zesłanie tej mocy, kłócimy się nad różnymi aspektami obecności i działania Ducha Świętego.

Musimy wpierw uświadomić sobie, że potrzebujemy tej mocy, aby nasze serca doświadczyły przemiany, abyśmy stali się jedynie naczyniami, które wypełni Boża moc. Nasze myślenie musi być wpierw całkowicie opanowane przez Ducha Świętego, gdyż jedynie wówczas będziemy mogli złożyć świadectwo życia, a nie informować ludzi o swoich kościołach. Apostoł Paweł w najbardziej „duchowym” rozdziale ze wszystkich swoich listów, napisał: dążenie zaś Ducha owocuje życiem i pokojem (Rz 8:6). W tym właśnie rozdziale możemy przeczytać więcej o tym, jak wielką rolę w naszym życiu sprawuje Duch Święty. Boży Duch dokonuje ożywienia naszych ciał, abyśmy mogli żyć już nie dla siebie samych, lecz dla Boga. Od momentu narodzenia się na nowo, Pocieszyciel zamieszkuje w naszych sercach, nie po to, abyśmy doznawali jakiegoś przyjemnego uczucia, lecz abyśmy mieli zwycięstwo nad samymi sobą. Paweł napisał w tym rozdziale, że jeśli: przy pomocy Ducha uśmiercacie uczynki ciała, będziecie żyć (Rz 8:13).

Następnie, gdy poddamy się prowadzeniu Ducha, będziemy mogli powiedzieć wraz z apostołem Pawłem: Nie wstydzę się bowiem Ewangelii, gdyż jest ona mocą Boga ku zbawieniu dla każdego wierzącego” (Rz 1:16). Tylko Ewangelia, która jest mocą, może dokonać przemiany ludzkich serc. Lecz nie można być zwiastunem tej Ewangelii innym ludziom, dopóki wpierw ta moc nie dokona prawdziwej przemiany naszych serc.

W czasach apostolskich ci, którzy uwierzyli i przyjęli zesłaną z góry moc wielbili Boga i cieszyli się przychylnością całego ludu. A Pan dołączał do nich codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia” (Dz 2:47). Dzięki obecności Ducha Świętego w życiu kościoła działy się wielkie sprawy, gdyż głoszenie Ewangelii dokonało się wśród was nie tylko przez samo Słowo, ale także w mocy i w Duchu Świętym, i w wielkiej pełni (1 Tes 1:5). 

Zapragnijmy dziś, aby i nas wypełniła „moc z wysokości” tak samo, jak w dniu Pięćdziesiątnicy, gdy serca oczekujących na nią uczniów Jezusa zostały całkowicie wypełnione Duchem Świętym. Pamiętajmy o tym, że ta obietnica należy się również i nam

Henryk Hukisz

Thursday, May 16, 2024

Prawda Słowa Bożego

Często słyszymy, że w naszym spolaryzowanym społeczeństwie prawdę należny odnajdywać gdzieś pośrodku. Czy tak jest naprawdę? Uważam, że prawda zawsze znajduje się tam, gdzie jest. Problem jedynie w tym, że nie zawsze chcemy ją taką przyjąć, dlatego staramy się ją umiejscowić jak najbliżej naszym własnym interesom. Każdy przecież chce mieć rację i cieszyć się posiadaniem prawdy.

Prawda Słowa Bożego jest absolutna i nie ulega żadnym nagięciom w tę czy inną stronę. Nieraz jesteśmy kuszeni, aby nadać Bożej prawdzie swoją przychylność twierdząc, że takie jest moje pojmowanie prawdy. Uważamy, że każdy ma prawo do osobistego zrozumienia tego, co oznacza zapisane w Biblii Słowo Boga. Czy należy zgodzić się z tym, że istnieje osobista prawda, taka, która pasuje do własnego zrozumienia Biblii? Po co więc w Kościele, który jest kolumną i fundamentem prawdy” (1 Tym 3:15),  są nauczyciele? Apostoł Paweł, główny nauczyciel Kościoła, głosił ewangelię tak, aby wiara słuchaczy nie opierała się na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Boga” (1 Kor 2:5). W swoim osobistym liście do Tymoteusza pisze: Jest to bowiem rzecz piękna i miła przed naszym Zbawcą, Bogiem, który pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tym 2:3,4). Znajomość Bożej prawdy jest tak samo istotna, jak nasze zbawienie.

Apostoł Paweł w Liście do Efezjan pisze do wierzących: usłyszeliście Słowo prawdy, Dobrą Nowinę waszego zbawienia, w Nim również, gdy uwierzyliście, zostaliście opieczętowani obiecanym Duchem Świętym” (Ef 1:13). Wierzę, że zadaniem Ducha Świętego, którego otrzymaliśmy wraz z łaską zbawienia, jest utwierdzanie nas w prawdzie Słowa Bożego i ochrona przed zwodzeniem fałszywych nauczycieli.

Chciałbym zwrócić naszą uwagę na sytuację, o jakiej Paweł pisze do innego młodego Kościoła. W liście napisanym gdzieś około 51 roku, kilka miesięcy po powstaniu zboru w Tesalonikach, Paweł stwierdza, że zwiastowanie ewangelii dokonało się wśród was nie tylko przez samo Słowo, ale także w mocy i w Duchu Świętym, i w wielkiej pełni” (1 Tes 1:5). List ten uznany za jeden z pierwszych listów pasterskich zawiera bardzo budującą informację o powstawaniu i rozwoju pierwszych zborów Pańskich. Lektura tego listu ukazuje skuteczność Słowa Bożego, gdy jest zwiastowane w mocy Ducha Świętego, a nie w ludzkiej mądrości.

Paweł chwali wierzących w Tesalonikach za ich wiarę oraz pisze o „niestrudzonej miłości i wytrwałej nadziei w naszym Panu Jezusie Chrystusie (1 Tes 1:3). Efektem przyjęcia ewangelii i prawdy Słowa Bożego jest wzrost wiary, miłości oraz nadziei. Ten wspaniały owoc posłuszeństwa ewangelii mogli zawdzięczać temu, że „Słowo nauczania o Bogu, uznaliście je nie za słowo ludzkie, ale, jak jest naprawdę, za Słowo Boga, które działa w was wierzących” (1 Tes 2:13). Tylko Słowo Boga ma moc twórczą i może sprawić, że w życiu słuchaczy pojawi się owoc w postaci przemienionego życia. Chcę zwrócić naszą uwagę na fakt, że słuchacze ewangelii w Tesalonikach nie przyjęli jej jako “słowo ludzkie”, lecz jako “Słowo Boga”. Ostatnio posługuję się głównie jednym z nowszych tłumaczeń Biblii, jakim jest tzw. przekład ekumeniczny, w którym używany jest zwrot „Słowo Boga” zamiast „Słowo Boże”. Uważam, że w ten sposób lepiej zostaje oddana prawda o tym, Kto do nas przemawia ze stron Biblii. Zamiast przymiotnika, użyte zostało imię Boga jako podmiot, czyli Osoba, która mówi. To coś daleko więcej, niż samo określenie, że chodzi tu o Słowo pochodzące od Boga.

Musimy pamiętać o tym, że czytając Biblię, słuchamy Boga, który do nas przemawia. Bóg jest prawdą, jedyną i absolutną, Dlatego musimy przypisać właściwą wagę znaczeniu słów, które On do nas kieruje. Gdy mamy świadomość tego, Kto do nas mówi, nie ma miejsca na dowolność interpretacji tych słów. Jeden z proroków starotestamentowych napisał: Lew ryczy – kto by się nie bał? Pan BÓG mówi – kto by nie prorokował?” (Am 3:8). Dlatego uważam, że prawdę Słowa Bożego, prawdę jaką kieruje do nas Bóg, musimy przyjmować tak, jak została wypowiedziana, „tak, jak się Bogu podoba, z pobożnością i bojaźnią” (Hbr 12:28).

Problem pojawia się w momencie, gdy posługujemy się tłumaczeniem Biblii na współczesne języki. Osobiście niepokoi mnie mnogość tłumaczeń, jakie pojawiają się w obecnym czasie. Często są to amatorskie przekłady dokonane przez osoby mające swój osobisty cel w narzuceniu czytelnikom swojej interpretacji. Użyłem kiedyś pewnej ilustracji, która uzmysławia na czym polega niebezpieczeństwo dowolnych przekładów Biblii. W dawnych czasach ludzie określali czas na podstawie zegara na wieży ratusza. Jeśli więc ten zegar pokazywał zły czas, wszyscy byli w błędzie. Podobnie jest z Biblią, jeśli czytelnicy złego przekładu przyjmują zawarte w niej słowa za prawdziwe, to niestety, są w błędzie, a winę ponoszą niefrasobliwi tłumacze.

Dlatego Pan Jezus ustanawia nauczycieli w Kościele, aby nauczali. Nie każdy może być nauczycielem, dlatego, jak czytamy, Bóg ustanowił w Kościele najpierw apostołów, po drugie proroków, po trzecie nauczycieli, (...) Czy wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokami? Czy wszyscy nauczycielami?(1 Kor 12:28,29). Dlatego też apostoł Paweł w trosce o przyszłość zborów pisał do Tymoteusza: „A co słyszałeś ode mnie wobec wielu świadków, to powierz wiernym ludziom, którzy będą zdolni nauczać także innych” (2 Tym 2:2 [UBG]). Niestety, coraz częściej możemy słuchać nauczycieli, którzy nie mają zdolności do nauczania, a do tej służby porywają się samowolnie. Prawdy, jakich nauczają, są podobne do zepsutego zegara na wieży ratuszowej. Takich nauczycieli możemy z łatwością rozpoznać po tym, jak często dowołują się do mądrości czerpanych z internetu, do czego sami się przyznają. Mogę podzielić się osobistą uwagą, gdy pewnego razu po wysłuchaniu „kazania” młodego mówcy, sprawdziłem poruszony temat w Czat AI - wynik był uderzająco podobny. Zachwalana przez wielu kaznodziejów tzw. „Fire Biblia”, stała się źródłem mądrości dla wielu niezdolnych kaznodziejów, którzy nie potrafią odróżnić ludzkiego komentarza od natchnionego Słowa Boga.

Na koniec tego rozważania chcę odnieść się do bardzo poważnego zagrożenia, jakie panoszy się w kościołach. Apostoł Jan pod koniec pierwszego wieku, więc o kilka dekad później, niż pisał Paweł, zwraca uwagę na niebezpieczeństwa w odbieraniu tego, co Bóg mówi do wierzących - „Umiłowani, nie wierzcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, ponieważ wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie” (1 Jn 4:1). Po czym poznać to duchowe zagrożenie? Odpowiedź znajdziemy kilka wierszy dalej - „Oni są ze świata, dlatego mówią jak świat, i świat ich słucha” (1 Jn 4:5). Gdy więc  zamiast prawdy ewangelii, słyszysz o tym, co zajmuje uwagę tego świata i jest to robione zgodnie a techniką zdobywania uwagi słuchaczy w świecie, posłuchaj cichego i łagodnego głosu Ducha Świętego, ponieważ „my jesteśmy z Boga i ten, kto zna Boga, słucha nas, a ten, kto nie jest z Boga, nas nie słucha. W ten sposób poznajemy ducha prawdy i ducha zakłamania” (1 Jn 4:6).

Zakończę wersetem z drugiego listu do zboru w TesalonikachMy zaś nieustannie powinniśmy dziękować Bogu za was, bracia umiłowani przez Pana, gdyż wybrał was Bóg jako pierwszy owoc dla zbawienia przez uświęcające działanie Ducha i wiarę w prawdę (2 Tes. 2:13).

Obyśmy zawsze wierzyli w prawdę”

Henryk Hukisz