Teoretycznie mogło zdarzyć się, że płacąc w kasie poważniejszą kwotę pieniędzy, gdy zabrakło kilku groszy, kasjer powiedział, że wprawdzie brakuje niewiele, on uznaje transakcję za dokonaną. Niedawno ktoś mi opowiadał, że wracając po długiej podróży samochodem, dojeżdżał już prawie do domu, myślał już o odpoczynku i dobrej kolacji, gdy nagle ktoś zajechał drogę i zdarzyła się kolizja. Zamiast kolacji i odpoczynku, było postępowanie powypadkowe i wizyta u blacharza.
Chciałbym jednak przenieść się do Biblii, do sytuacji, gdy niewiele brakowało, aby ktoś mógł stać się chrześcijaninem.
Z pewnością słyszeliśmy już niejedno kazanie na temat zdarzenia w Cezarei podczas przesłuchania apostoła Pawła, opisane w 26. rozdziale Dziejów Apostolskich. Chcę odnieść się do błędnego pojęcia, z jakim nieraz się spotykamy, a mianowicie, że można być powierzchownie odrodzonym, co według mnie jest niemożliwe. Biblia uczy nas wyraźnie, że dzieła Boże są doskonałe i dokończone, i takim jest narodzenie się na nowo. Jest to akt łaski Bożej, i tak jak cała ofiara Chrystusa jest doskonała, tak i narodzenie się do Królestwa Bożego jest dziełem kompletnym.
Istnieje jednak możliwość stania się „prawie chrześcijaninem” i obawiam się, że zbyt często mamy do czynienia z ludźmi, którzy uważają się za wierzących w Pana Jezusa, lecz z łatwością można zauważyć, że czegoś w ich życiu brakuje. Wprawdzie niewiele, ale czy naprawdę można być w pełni dzieckiem Bożym w takim stanie?
Apostoł Paweł, gdy stanął po raz kolejny przed sądem tego świata, aby bronić swojej wiary w Chrystusa, złożył świadectwo o Bożej łasce i mocy, która przemieniła jego życie. Gdy doszedł do wskazania na Tego, kto dokonał tej przemiany, gdy powiedział: „że Mesjasz musi cierpieć, że jako pierwszy ze zmartwychwstałych będzie głosił światło ludowi i poganom” (Dz 26:23), namiestnik prowincji Festus przerwał Pawłowi, posądzając go o szaleństwo. Głównym przesłuchującym był król Agryppa, który znał „wszystkie zwyczaje i spory Żydów” (w. 3), dlatego Paweł zwrócił się do niego w retorycznym pytaniu: „Czy wierzysz, królu Agryppo, Prorokom? Wiem, że wierzysz” (w. 27). Wówczas to z ust króla padły te znane do dziś słowa: „Niewiele brakuje, a przekonasz mnie, bym został chrześcijaninem” (w. 28).
Na początku lutego 2003 roku prom kosmiczny Columbia prawie powrócił na ziemię, zabrakło kilkunastu minut do bezpiecznego wylądowania. Kilka tysięcy lat temu zdarzyło się coś podobnego, z tym że dotyczyło tylko jednej osoby. Bóg nakazał Lotowi opuścić grzeszne miasto Sodomę, ponieważ postanowił zniszczyć je całkowicie. Wyrok był nieodwołalny, miasto musiało zginąć wraz ze wszystkimi mieszkańcami z powodu ich grzesznego życia. Bóg nie żartował, chociaż z początku tak się wydawało zięciom Lota, lecz powiedział wyraźnie: „Ratuj swoje życie! Nie oglądaj się za siebie i nigdzie się nie zatrzymuj w całej tej okolicy. Uciekaj w góry, żebyś nie zginął” (Rdz 19:17). Lot wyprosił u Pana łaskę ukrycia się w pobliskich górach, w niewielkim miasteczku – „w nim chciałbym się schronić. Czy nie jest ono małe? I tak ocalę moje życie.” (w. 20). Ponaglani przez Bożych posłańców udali się w drogę. Nie wiemy jak daleko uszli, może brakowało kilkunastu minut marszu, aby schronić się za murami tego miasteczka, w którym Bóg zapewnił im bezpieczeństwo, mówiąc: „Nie zniszczę tego miasta, o którym mówisz” (w. 21). I wtedy stało się to, czego nikt nie przewidział, może brakowało kilkadziesiąt kroków schronienia się za murami tego miasta, gdy „żona Lota obejrzała się za siebie i zamieniła w słup soli” (w. 26).
Niektórzy uważają, że Bóg jest zbyt surowy w Swoich wymaganiach, że za jedno spojrzenie wstecz zesłał tak straszną karę? Podobnie było w raju, tylko za jeden gryz zakazanego owocu, Bóg pokarał Adama i Ewę śmiercią i wygnaniem. Dlaczego? Przecież mógł postraszyć i pozwolić im wrócić do tego wspaniałego ogrodu, który przecież dla nich uczynił. Jednak tak się nie stało. Tylko dlatego, że Bóg jest tak święty, że nic nieczystego nie może znaleźć się w Jego obecności. Jego świętość i sprawiedliwość wymagają bezwzględnie, aby człowiek zdecydował się na wybór – albo Bóg, albo pozostać Jego nieprzyjacielem. Nie ma szarej strefy dla prawie przekonanych do Boga. Król Agryppa zdawał sobie sprawę z tego, że w tym, co Paweł mówił, coś jest, lecz wolał pozostać na pozycji „prawie” wierzącego w Boga.
Przypominam sobie sytuacje, gdy wyjaśniając pytającym o różnice pomiędzy moją wiarą w Boga, a powszechnie wyznawaną w naszym kraju, starałem się wskazać na wiele z nich. Na przykład, gdy mówiłem, że chrzest jest potwierdzeniem posiadania osobistej wiary w Pana Jezusa i jest udzielany na podstawie decyzji osoby wierzącej, przyznawano mi rację, że tak powinno być. I na tym kończyło się wyjaśnianie, gdyż rozmówca, prawie przekonany o słuszności biblijnej nauki na ten temat, odchodził, pozostając przy swojej tradycji chrzczenia niemowląt. Takich przykładów można byłoby mnożyć więcej, lecz nie o to chodzi, aby kogoś przekonać i zmusić do podjęcia decyzji.
Chrześcijaninem staje się z łaski, jakiej Bóg udziela tej osobie, która uznaje swoją grzeszność, a zarazem swój los odłączenia od Boga na wieki. Gdy apostoł Piotr wygłaszał swoje pierwsze kazanie w Dniu Pięćdziesiątnicy, słuchający go uważnie Izraelici zrozumieli, na czym polega ewangelia, jaką im zwiastował. Zawołali wówczas z głębi swych serc: „Co mamy uczynić, bracia?” (Dz 2:37). Oni nie powiedzieli, że są prawie przekonani i muszą jeszcze poradzić się swoich duszpasterzy i rodzin, aby ewentualnie uwierzyć w Chrystusa. To wołanie było wynikiem pragnienia, jakie w ich sercach wzbudziło głoszone Słowo Boże.
Podobnie postąpił bardzo pobożny faryzeusz o imieniu Saul, gdy Jezus zatrzymał go w drodze do Damaszku. Później, już jako Paweł, zaświadczył, że „kiedy Bóg, który przeznaczył mnie od urodzenia i powołał swoją łaską, zechciał objawić mi swojego Syna, abym wśród pogan głosił Dobrą Nowinę o Nim, wtedy nie radziłem się ludzi” (Ga 1: 15,16). Będąc posłuszny głosowi Pana Jezusa, narodził się całkowicie do nowego życia i służby, jaką wiernie pełnił do końca, jaki Bóg dla niego przeznaczył.
Gdy Boża łaska dotyka człowieka, gdy uświadamia sobie, jak wielką miłość Bóg mu okazuje, że „będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna” (Rz 5:10), to nie można nikogo się radzić, nawet własnego ciała, lecz z radością przyjąć w pełni łaskę narodzenia się na nowo. Nie można narodzić się połowicznie, lecz całkowicie, tak, aby Duch Święty mógł zamieszkać w oczyszczonym krwią Baranka naczyniu, które staje się nowym stworzeniem.
Apostoł Paweł w natchnieniu Ducha Świętego napisał, że „jeśli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, przeminęło, a nastało nowe” (2 Kor 5: 17). Nie można być tylko do połowy w Chrystusie, nie można być prawie w Chrystusie. Albo jest się w Chrystusie, albo nadal pozostaje się w starej naturze, nad którą wisi wyrok wiecznej śmierci.
Dlatego Pan Jezus mówi: „Przypomnijcie sobie żonę Lota” (Łk 17:32), której niewiele brakowało, aby znaleźć ratunek w mieście schronienia, lecz do niego nie doszła. Czy możemy powiedzieć, że była prawie uratowana?
A ty, czy poszedłeś, czy poszłaś za Chrystusem „na całego”, czy ci tylko niewiele brakuje?
Henryk Hukisz