Mieszkam w pobliżu największego cmentarza w Poznaniu i każdego roku na przełomie października i listopada oglądam wyjątkowy ruch w jego okolicy. Wszystkie wejścia otoczone są straganami, na których oprócz pełnej gamy kwiatów można nabyć przeróżne lampki, nazywane zniczami. Później stawiane są na grobach i płoną chybotliwym płomieniem przez dość długi czas. Producenci prześcigają się w zastosowaniu różnych technologii, aby pokonać konkurencję długością świecenia znicza. Obecnie, w dobie wszechobecnej elektroniki, zwycięsko wychodzą producenci lampek "ledowych", które jednak z drugiej strony, stają się łatwym łupem cmentarnych hien.
Skąd wzięły się znicze? Rzadko kto z odwiedzających cmentarze o tej porze roku nad tym się zastanawia. Jeśli w ogóle tej wizycie towarzyszy jakieś myślenie, to najczęściej jaki znicz kupić i jak go zabezpieczyć, aby pozostał na grobie jak najdłużej.
Nie wszyscy jednak wiedzą, że płonące znicze są popularne głównie w naszym kraju. Po płonących lub wygasłych już zniczach z łatwością mogłem rozpoznać groby naszych rodaków na cmentarzach w innych krajach. Tak jest w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych i wielu innych miejscach, gdzie polskie rodziny przygotowały wieczny spoczynek swoim bliskim.
Skąd wziął się zwyczaj stawiania płonących zniczy na mogiłach? Odpowiedź znajdziemy w zamierzchłej już słowiańskiej tradycji, zwanej Dziadami. W czasach przedchrześcijańskich ludność mieszkająca na tych terenach zachowywała zwyczaj zapalania świeczek na grobach zmarłych, aby przynajmniej raz w roku nawiązać kontakt z duchami tych, którzy odeszli. Na spotkania ze zmarłymi przynoszono ulubione potrawy, jakimi pożywiali się przed śmiercią, aby wspólnie ucztować, dając wyraz nieśmiertelności swoich bliskich. Podobne zwyczaje nadal zachowują przedstawiciele Romów, popularnie nazywanych "cyganami". Pogańskie Dziady obchodzono właśnie na przełomie pory ciepłej i zimnej, która przypadała na noc z 31 października i 1 listopada.
Czy zapalanie zniczy na grobach może mieć coś wspólnego z chrześcijaństwem? Pozabiblijne źródła zawierają informacje, że w pierwszych wiekach wspominano śmierć męczenników wiary. W nauce apostolskiej można znaleźć zachętę, aby pamiętać i naśladować wiarę, „swoich przełożonych, którzy głosili wam Słowo Boga, rozważając koniec ich życia“ (Hbr 13:7). Jak wiemy z historii pierwszych wieków chrześcijaństwa, większość przywódców ówczesnego kościoła zginęła jako męczennicy Ewangelii. Apostoł Jan, zesłany na wyspę Patmos jako męczennik wiary, oglądał rzeczy, jakie będą się działy w przyszłości. Gdy Baranek otworzył kolejną pieczęć, opisał to, co zobaczył: „ujrzałem pod ołtarzem dusze zabitych z powodu Słowa Boga i świadectwa, które dali" (Ap 6:9). Może to sugerować, że pierwsi chrześcijanie poświęcali więcej uwagi męczennikom, którzy zwiastowali im Ewangelię i już odeszli do wieczności.
Z niektórych historycznych opisów dowiadujemy się, że ten zwyczaj był obchodzony w połowie maja. Gdy natomiast w Europie narzucono chrześcijaństwo, jako religię obowiązującą wszystkich obywateli Imperium Rzymskiego, większość nie chciała rezygnować z pogańskich zwyczajów, jakie wówczas zachowywano. Dlatego przywódcy katoliccy nadawali chrześcijański charakter wielu pogańskim obrzędom. Papież Grzegorz III w 731 roku przeniósł dotychczasowy zwyczaj wspominania męczenników wiary z maja na 1 listopada, na czas pogańskich Dziadów, zachowując przy tym zwyczaj palenia zniczy. Ogniowi zaś nadano znaczenie życia wiecznego, tak aby wierni mogli nadal pielęgnować swój pogański obrzęd kontaktowania się z duszami zmarłych. Dziś jesteśmy nadal tego świadkami, gdy widzimy, jak na cmentarze wraca wiele dotychczas nieznanych obyczajów pogańskich. Nie towarzyszy tym zjawiskom jakaś głębsza refleksja nad ich znaczeniem.
Obecnie najczęściej pośród narodów słowiańskich, bez głębszej refleksji ludzie zapalają znicze na grobach swoich bliskich, aby o nich pamiętać. Jest to zwykłe uproszczenie, gdyż o bliskich należy pamiętać cały czas, a nie jedynie raz w roku. Dlatego uważam, że powinniśmy mieć tę świadomość, iż podłożem tej tradycji jest stary pogański zwyczaj, przeniesiony sprytnie do wspólnoty kościoła katolickiego pod pozorem modlitwy i pamięci o zmarłych. Przeczytałem niedawno wypowiedź jednego z biskupów tego kościoła, że aby dać odpór obchodzonemu u nas Halloween, należy powracać do wielowiekowej tradycji katolickiej, która nakazuje wspominanie zmarłych przez zapalenie zniczy na ich grobach. Problem w tym, że ta tradycja nie jest chrześcijańska, lecz pogańska. Tak samo jak Halloween, które jest zwyczajem celtyckim, zostało zaadoptowane w kulturze amerykańskiej i jest obchodzone za oceanem już od długiego czasu przez całe społeczeństwo, włącznie z popularnym tam ewangelicznym chrześcijaństwem.
Wspólnym mianownikiem dla obu tych tradycji jest niewątpliwie ogromny zysk finansowy, jaki odnoszą producenci różnych przedmiotów związanych z obchodzeniem tych zwyczajów. W tym okresie w Ameryce producenci dekoracji halloweenowych tworzą coraz to nowe szkarady i okropieństwa do dekorowania domów, natomiast w naszym kraju najbardziej bogacą się producenci zniczy i kwiatów. Niestety, zauważyłem, że coraz częściej w zborach ewangelicznych organizuje się imprezy zastępcze dla dzieci, coś co wprawdzie wygląda jak Halloween, lecz ma nawiązywać do Prawdziwej światłości, jaką jest Jezus Chrystus.
Co na to Biblia? Jaka nauka z niej wypływa, która powinna obowiązywać wszystkich w Kościele Jezusa Chrystusa, który jest jedyną Prawdą?
Już w Starym Testamencie Bóg wyraźnie powiedział: „Jeżeli jakiś mężczyzna albo jakaś kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, to poniosą śmierć” (Kpł 20:27). Wiemy jak srogo Bóg potraktował króla Saula, który szukał kontaktu ze zmarłym już prorokiem Samuelem, aby uzyskać od niego jakąś informację.
Natomiast w Nowym Testamencie nie ma nawet słowa wzmianki na temat wspominania zmarłych, czy też odmawiania modlitw za tych, którzy już odeszli. Zbawienie opiera się na wierze tych, którzy żyją i za życia podejmują decyzję przyjęcia daru łaski przebaczenia grzechów. Po śmierci nie ma już żadnej możliwości zmiany stanu duszy zmarłego. Czyściec został wymyślony przez kościół katolicki, aby żądać finansowego zadośćuczynienia w celu skrócenia męki bliskich, którzy już odeszli do wieczności. Właśnie z tym walczył Marcin Luter, za co został ekskomunikowany i do dziś uważany jest za heretyka przez przywódców kościoła katolickiego.
Nauka apostolska na temat wierzących w Pana Jezusa, którzy zmarli, a raczej, którzy zasnęli, jak ich nazywa apostoł Paweł, jest pełna nadziei. Czytamy o nich: „Nie chcemy też, bracia, abyście pozostawali w niewiedzy co do tych, którzy umierają i się smucili, jak ci, którzy nie maja nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, to i tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg poprowadzi razem z Nim” (1 Tes 4:13, 14). Los umarłych jest już określony, gdyż oczekują na moment zmartwychwstania w momencie, gdy Chrystus powróci po Swój Kościół.
Najlepszą informację o zmarłych znajdziemy w słowach Pana Jezusa, który najlepiej zna tajniki życia po śmierci. W tym celu On opowiedział historię o bogatym człowieku i o Łazarzu, który po śmierci znalazł się w „objęciach Abrahama”. Bogaty natomiast, „cierpiąc męki w krainie umarłych, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza w jego objęciach” (Łk 16:23). Do opisu tego miejsca włączył się również Abraham, który nadal żył, chociaż jest napisane, że umarł kilka tysiącleci wcześniej. W historii, jaką opowiedział Chrystus, znajdujemy wyjaśnienie, jaka jest różnica po śmierci pomiędzy sprawiedliwymi i niesprawiedliwymi. Widzimy wyraźnie, że „między nami a wami rozpościera się tak wielka przepaść, że nikt, choćby chciał, nie może wejść stąd do was ani stamtąd przedostać się do nas” (w. 26). Nie pomogą nawet wieczyste odpusty, ani najładniejsze i najdroższe znicze zapalane corocznie na grobach.
Przypomnijmy sobie słowa, które Pan Jezus powiedział przy grobie Łazarza: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto wierzy we Mnie, choćby i umarł, będzie żył” (Jn 11:25).
Tak więc, jeśli ktoś uwierzył w Chrystusa za życia, nie będzie już potrzebować świeczki po śmierci, gdyż już ma życie wieczne.
Henryk Hukisz