Mój ulubiony niewidomy chrześcijański pianista i
piosenkarz, Gordon Mote, opowiedział podczas koncertu anegdotkę o tym, jak
będąc na „cruzie” w okolicach Alaski, otrzymał propozycję udania się mniejszym
statkiem w rejon oceanu, gdzie znajdują się wieloryby. Ulotka podająca tę
informację, zawierała również uwagę, że jeśli nie będzie możliwości zobaczenia
tych morskich ssaków, uczestnicy otrzymają zwrot opłaty za tę dodakową atrakcję.
Natomiast już nie w kategoriach anegtoty, brzmiałoby
opowiadanie o tragicznym zakończeniu lotu pasażerskiego „jambo jeta”, za
którego sterami siedziałby niewidomy pilot. Nikt nawet nie dopuszcza takiej
możliwości, pomimo wielu ułatwień, jakie są obecnie dostępne dla tej grupy osób
niepełnosprawnych.
Pan Jezus często rozmawiał z faryzeuszami i
znawcami zakonu Bożego, którzy na wszelkie sposoby próbowali pochwycić
Nauczyciela na jakimś słówku. Pewnego razu, zadali Chrystusowi pytanie odnośnie
mycia rąk, i to nie z powodów higienicznych, lecz z racji panującej tradycji.
Wówczas Pan Jezus, jak gdyby odbijając piłeczkę, zapytał ich o jedno z
dziesięciorga przykazań, co do którego przywódcy tego narodu, uczynili sobie
wymówkę, aby go nie przestrzegać. Nawiązujac natomiast do postawionego pytania,
Chrystus odpowiedział dość dosadnie, wskazując na to, co rzeczywiście
zanieczyszcza serce. Faryzeusze poczuli się dotknięci taką odpowiedzią i zgorszeni
odeszli. Uczniom, którzy pilnie przysłuchiwali się temu, Jezus powiedział: „Zostawcie ich! Ślepi są przewodnikami
ślepych, a jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną” (Mat. 15:14).
Jest to w prawdzie przysłowie, lecz jego wymowa
jest jak najbardziej rzeczywista. Ślepy przywódca może zaprowadzić swoich naśladowców
jedynie na zgubę. Jeśli chodzi o sprawy życia i śmierci, nie fizycznej, lecz wiecznej,
to wymiar tej tragedii jest również wieczny.
Przypomniało mi się pewne wydarzenie z lat 80-tych
ubiegłego wieku, gdy gościliśmy przyjaciół z Norwegii. W tamtym czasie,
na półkach sklepowych znajdowały się głównie ocet i musztarda, a w kolejkach
stało się dosłownie po wszystko. Nasi goście z kraju protestanckiego nie byli obeznani
z polskimi tradycjami religijnymi. Był to czas przedświąteczny, czyli Wielki
Tydzień, gdy udaliśmy się na zwiedzanie Poznania. Wycieczkę rozpoczęliśmy od Starego Rynku, później weszliśmy do Fary, klasycznego zabytku z okresu baroku. Nasi
goście z zachwytem oglądali wnętrze kościoła, aż nagle, wskazując na długie
kolejki przed konfesjonałami, zadali pytanie: „Rozumiemy kolejki przed sklepami,
ale za czym stoją ci ludzie w kościele?”
Tradycja kościoła katolickiego nakazuje, aby każdy
jego wyznawca, przynajmniej raz w roku, w okresie przedświątecznym, w Wielkim
Tygodniu, udał się do spowiedzi. Kilka dni temu obejrzałem w wiadomościach lokalnej
telelwizji z Poznania, jak pewnien duszpasterz, wychodząc wiernym na przeciw,
ustawił polowy konfesjonał koło chodnika na trawniku, aby ułatwić tą tradcyjną
czynność.
Spowiedź, jaką ludzie czynią zgodnie z nauczaniem
kościoła katolickiego, nie ma nic wspólnego z tym, co czytamy w Biblii. Ani
Pan Jezus tak nie nauczał, ani apostołowie. Chrystus, będęc Głową Kościoła, powiedział,
że jedynie Bóg ma moc odpuszczania grzechów, gdyż On sam powiedział: „Ja, jedynie Ja, mogę przez wzgląd na
siebie zmazać twoje przestępstwa i twoich grzechów nie wspomnę” (Izaj. 43:2). Zauważmy, że nawet Syn
Boży, będąc w postaci ludzkiej gdy umierał na krzyżu, modlił się: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”
(Łuk. 23:34).
Jeśli chodzi o nasze wzajemne przewinienia, to musimy
je wyznawać i przebaczać sobie na wzajem. W najbardziej znanej modlitwie, jakiej
nauczył nas Pan Jezus, powtarzamy słowa: „odpuść
nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom” (Mat. 6:12). Wniosek jest prosty, jeśli
chcemy uzyskać Boże przebaczenie, to musimy wpierw odpuścić tym, którzy zgrzeszyli
wobec nas.
Zwróćmy uwagę na to, że Pan Jezus dodał Swój komentarz
do słów tej modliwy, mówiąc: „Bo jeśli
odpuścicie ludziom ich przewinienia, odpuści i wam Ojciec wasz niebieski, a jeśli
nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych” (Mat. 6:14,15). Nie pomoże pukanie
księdza w konfesjonał, ani magiczne słowa „ege
te absolvo”, jeśli Bóg nie odpuści.
Apostoł Paweł zawarł w swoich listach również
nauczanie na temat odpuszczania grzechów. Jego słowa są proste i zrozumiałe dla
każdego – „Bądźcie jedni dla drugich
uprzejmi, serdeczni, odpuszczając sobie wzajemnie, jak i wam Bóg odpuścił w
Chrystusie” (Efez. 4:32). A to
znaczy, że prawdziwe odpuszczenie może być uzyskane jedynie od tego, kto sam
doświadczył przebaczenia w Chrystusie.
Śmierć Chrystusa na krzyżu Golgoty jest dowodem
przebaczenia naszych wszystkich win i grzechów. Apsotoł Paweł napisał: „Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam
przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” (Rzym. 5:8). I to jest właśnie
ewangelia, wiadomość o tym, że Bóg w Chrystusie przebacza nam nasze grzechy. To
się już stało, dlatego żaden kapłan nie mam mocy, aby odpuszczać grzechy innym
osobom. Chyba, że jest ślepy na Bożą prawdę, jaką znajdujemy w Biblii.
Dokąd może zaprowadzić ślepy przewodnik? Odpowiedź
jest oczywista!
Henryk Hukisz