Dzisiaj i jutro w internecie powtarzana jest filmowa relacji z
Festiwalu Nadziei. I to dobrze, bo to, co wydarzyło się na stadionie Pepsi
Arena dwa tygodnie temu, nie może przejść do historii jako dzieło skończone. To
dopiero początek wielkiego dzieła, które Duch Święty kontynuuje w sercach
tysięcy ludzi. Jedynie On może wzbudzić prawdziwą wiarę, której owocem będzie
przemiana serc kamiennych w mięsiste, jak powiedział prorok Ezechiel: „wtedy Ja dam im nowe serce i nowego ducha
włożę do ich wnętrza; usunę z ich ciała serce kamienne i dam im serce mięsiste,
aby postępowali według moich przepisów, przestrzegali moich praw i wykonywali
je. Wtedy będą mi ludem, a Ja będę im Bogiem” (Ezech. 11:19,20).
Pomimo olbrzymiej odległości geograficznej, jaka dzieli mnie od miejsca tego wydarzenia,
mogłem nieomalże osobiście w nim uczestniczyć. Czyniłem to z wielkim zainteresowaniem
wywołanym nadzieją, że zwiastowana ewangelia podobnie, jak zasiane ziarno na
dobrej ziemi, wyda owoc - „jeden
stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, a inny trzydziestokrotny”. Dodatkową
zachętą był udział mojej córki w festiwalowym chórze. Tak wiec,
dzięki transmisji na żywo w internecie, z wielką radością mogłem oglądać i
słuchać tego wszystkiego, co działo się w Warszawie w ciągu tych dwóch dni.
Możliwość przypomnienia sobie tego wielkiego wydarzenia wywołała w moim
sercu refleksję odnośnie nadziei, jaka została wzbudzona w sercach tysięcy
ludzi, którzy zareagowali na wezwanie ewangelisty. Uważam, że jest bardzo ważnym,
aby nie pozostawić tych ludzi samym sobie. Pan Jezus, mówiąc o konieczności
głoszenia ewangelii, wskazał na różne zagrożenia, jakie są realne w takiej
sytuacji. Pan powiedział, że do tych, „którzy
wysłuchali; potem przychodzi diabeł i wybiera słowo z serca ich, aby nie
uwierzyli i nie byli zbawieni” (Łuk.
8:12). Duch Święty wykonuje zasadnicze dzieło w sercach słuchaczy Słowa
Bożego, On daje wiarę, która prowadzi do pokuty i zbawienia. Lecz Boże
przeciwnik, nie siedzi spokojnie, lecz posyła swoje „ptaki”, aby wyrwały to „nieskazitelna
ziarno” rodzące nowe życie, aby nie dopuścić do duchowego odrodzenia.
Inni natomiast, „gdy usłyszą, z
radością przyjmują słowo, ale korzenia nie mają, do czasu wierzą, a w chwili
pokusy odstępują” (Łuk. 8:13). Tak
więc, konieczne jest podtrzymywanie ich w trwaniu zgodnym z postanowieniem,
jakiego dokonali w tych dniach. Jak wiemy, sama decyzja, nawet powtórzenie słów
tak zwanej „modlitwy grzesznika”, nie zbawia. Apostoł Paweł napisał do
wierzących w młodym zborze w Kolosach, że będą mogli stanąć kiedyś przed
obliczem Ojca w niebie, „jeśli tylko
wytrwacie w wierze, ugruntowani i stali, i nie zachwiejecie się w nadziei,
opartej na ewangelii, którą usłyszeliście, która jest zwiastowana wszelkiemu
stworzeniu pod niebem” (Kol. 1:23).
Jeszcze inni słuchacze ewangelii, „idąc
drogą wśród trosk, bogactw i rozkoszy życia, ulegają przyduszeniu i nie
dochodzą do dojrzałości” (Łuk. 8:14).
A przecież prawdziwa ewangelia ma na celu doprowadzić nas do „jedności wiary i poznania Syna Bożego, do
męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej, abyśmy już
nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo
ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu, lecz abyśmy, będąc
szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w
Chrystusa” (Efez. 4:13-15).
Jak więc widzimy, to co wydarzyło się w czasie ewangelizacji, stanowi dopiero dobry
początek drogi do wieczności, do nieba, w którym nasz Ojciec oczekuje na powrót
Swoich synów. Następnie, ci którzy tę drogę znaleźli, muszą na nią wejść, i wytrwać do
końca, wzrastając ciągle, aby stać się podobnymi do Jego Syna, Jezusa Chrystusa.
Dlatego w Bożym Kościele, słudzy Bożego Królestwa pracują zgodnie z
wolą Króla i Jego planem. Niezmiennie, od samego początku jest tak, że „każdy dokonał tyle, ile mu dał Pan” (1 Kor. 3:5). Jeden sieje, inny podlewa,
a Bóg daje wzrost. Paweł konkluduje tę wielką prawdę o pracy na Bożej niwie stwierdzając, że „ani ten, co sadzi, jest czymś, ani ten, co
podlewa, lecz Bóg, który daje wzrost” (w.
7).
Mam więc pytanie, czy jesteśmy teraz gotowi, aby wziąć do rąk „konewki”
pełne zdrowej nauki Słowa Bożego, i podlewać zasiane nasienie nadziei? Jeśli w
twoim zborze znajdzie się ktoś, kto w czasie tego festiwalu podjął decyzję dla
Chrystusa, musisz otoczyć go zdrową atmosferą wzrastania. Jeśli nie znasz
nikogo osobiście, możesz wspierać w modlitwach wszystkich, którzy wyszli na
murawę stadionu, aby wytrwali w podjętej decyzji.
Inną możliwością jest ustawienie się obok drogi, na którą weszli chętni
osiągnięcia życia wiecznego, i mówić z całym przekonaniem swego ciała: „Ja jestem Pawłowy, a drugi: Ja Apollosowy”
(1 Kor. 3:4). Lecz wówczas prawdą
staje się to, co Paweł napisał do Koryntian: „to czyż cieleśni nie jesteście?”
Z osobistych relacji wiem, że szczególnym akcentem w czasie tego festiwalu
była pieśń „Agnus Dei” (Baranek Boży), w wykonaniu Micheal’a W. Smith'a wraz z
prawie tysiącosobowym chórem festiwalowym. Ten znany piosenkarz chrześcijański
został poruszony tym wykonaniem tak bardzo, że w rezultacie postanowił zostać
jeszcze jeden dzień w Warszawie, aby w niedzielę zaśpiewać ten wspaniały utwór
jeszcze raz.
Wierzą, że wielu szczerze kochających Pana Jezusa z przekonaniem śpiewało „Godzien
jest Baranek”, gdyż za Jego sprawą i z Jego łaski stało się możliwe, aby
tysiące grzeszników usłyszało ewangelię i postanowiło zmienić swoje życie.
Czy zrobimy teraz wszystko, co jest w naszej mocy, aby pomóc im wytrwać w zachowaniu tej decyzji, aby nie zawiedli się w nadziei, jaka została wzbudzona w ich
sercach w czasie Festiwalu Nadziei w Warszawie?
Henryk Hukisz