Cichość to cecha charakteru człowieka, jakiego dziś nie znajdziesz na żadnej liście bohaterów. Współcześnie liczy się ten, kto ma siłę przebicia, kto potrafi rozpychać się łokciami, aby dojść do zamierzonego celu. Świat stawia im pomniki. W podręcznikach jak osiągać sukces, zachęca się do stawania się typem „macho”, gdyż jedynie to gwarantuje osiągnięcie zamierzonego celu. Nawet wśród naśladowców Chrystusa, często takich bohaterów stawia się za wzór, chociaż o Nim pisano, że „trzciny nadłamanej nie złamie, a knota tlącego się nie zagasi” (Mt 12:20). Warto jest więc przypomnieć sobie słownikową definicję cichości, według której za cichego uważa się człowieka, który nie zwraca na siebie uwagi otoczenia, jest skromny, małomówny, skłonny do ustępstw. Często mówimy, że cichy jest potulny jak baranek, dlatego w Bożym Królestwie błogosławieni są „cisi; albowiem oni odziedziczą ziemię” (Mt 5:5).
Pamiętam z czasu mego dzieciństwa piosenkę o strumyku, co to płynął przez zielony las. W refrenie powtarzają się słowa „Cicha woda brzegi rwie, nie wiesz nawet, jak i gdzie, bo nikt nie zna tej metody, by się ustrzec cichej wody”. Jak widzimy, że nawet cichy, swoją wytrwałością potrafi coś osiągnąć. Zastanawiamy się jednak, czy w czasie wielkiego pośpiechu, w jakim obecnie żyjemy, można zalecać cichość jako skuteczną metodę osiągnięcia czegokolwiek w życiu? Zdaje się, że dziś nie ma miejsca dla ludzi cichych i łagodnych. Uważam jednak, że słowa Jezusa są ponadczasowe.
Biblia jest Bożą księgą skierowaną do ludzi żyjących w tym świecie i zawiera wskazówki jak żyć według zasad innego świata, według praw Bożego Królestwa. Kazanie na Górze, nazywane nieraz „Konstytucją Królestwa Niebieskiego”, podaje wiele zasad właściwego postępowania, jakie obowiązuje tych, którzy uczynili Boga Swoim Panem i stali się naśladowcami Chrystusa. Słowa Jezusa nie są dobrą radą, lecz regułą życia.
Osiem błogosławieństw, jakimi Chrystus rozpoczął to niezwykłe kazanie, należy przyjąć jako podstawowe wskazania, jakimi mamy być. Pan Jezus pokazał nam właśnie taki wzór do naśladowania. Boży mężowie i niewiasty, jakich spotykamy na stronicach Biblii, nie robili wokoło siebie szumu, nie wystawiali siebie samych na pierwszy plan, lecz raczej nazywali siebie sługami innych. Wielu z nich nawet wymawiało się, że są albo za młodzi, albo niezbyt dysponowani do zadań, jakie Bóg przed nimi stawiał.
Psalmista Dawid zachwalał cichość i pokorę słowami: „Lecz pokorni odziedziczą ziemię i będą się rozkoszować obfitością pokoju” (Ps 37:11). Dziś niejeden doradca osiągania sukcesów podpowiadałby Dawidowi, aby głośno wyznawał: „Jestem królem, jestem królem”. Natomiast Dawid, będąc sługą „według serca Bożego”, pokornie czekał na Boży czas i pozwolił innym przeganiać po pustyni judzkiej, gdzie szukał sprzymierzeńców wśród opuszczonych. Czytamy o nim: „I zebrali się wokół niego wszyscy, którzy byli uciśnieni, wszyscy, którzy byli zadłużeni, oraz wszyscy, którzy byli rozgoryczeni, a on stał się ich przywódcą” (1 Sam 22:2). Bóg był dla niego jedynym oparciem w każdej sytuacji, na Niego mógł zawsze liczyć. Zdarzyło się pewnego razu, gdy powrócili do miasteczka Syklag, w którym znajdował się ich cały dobytek i rodziny, że zastali jedynie zgliszcza, a rodziny zostały uprowadzone. Nawet ci, którzy deklarowali swą przyjaźń Dawidowi, stanęli przeciwko niemu, obwiniając go za powstałą sytuację. Dawid jednak „wzmocnił się w PANU, swym Bogu” (1 Sam 30:6). Bóg pozwolił mu odebrać to, co należało do niego, dlatego Bogu zawdzięczał wszystko, co miał.
W innej sytuacji, po pokonaniu Filistynów, odwiecznych wrogów Izraela, Dawid zapragnął napić się wody, wówczas jeden z wojowników udał się do studni, która znajdowała się po stronie filistyńskiej aby zdobyć dla niego wodę, to ten, nie śmiał jej przyjąć, widząc jak wielkie ryzyko zostało podjęte dla jej zdobycia, lecz „wylał ją dla PANA” (2 Sam 23:16).
Syn Dawida Salomon, gdy został królem Izraela, uważał cichość i pokorę za mądrość i skarb – „Owocem pokory i bojaźni PANA jest bogactwo, chwała i życie” (Prz 22:4). Chociaż mógł mieć wszystko czego zapragnął i chociaż doświadczył sławy i bogactwa, zostawił znaną maksymę życiową: „Oto wszystko to marność i utrapienie ducha i nie ma żadnego pożytku pod słońcem” (Koh 2:11). Ten mądry król, nie tylko z przysłowia, lecz posiadający mądrość praktyczną, zostawił nam wiele wspaniałych wskazówek. Końcowa nauka została wyrażona w słowach: „Bój się Boga i przestrzegaj jego przykazań. Ponieważ to jest cały obowiązek człowieka. Bóg przywiedzie bowiem każdy uczynek na sąd, nawet każdą rzecz utajoną, czy dobrą, czy złą” (Koh 12:13,14).
Na nic przydatny może okazać się nasz spryt, nawet posiadane przymioty przywódcze, czy też inne uzdolnienia prowadzące wprost do sukcesu. U Boga liczy się właściwe nastawienie serca. „Ofiary dla Boga to duch skruszony; sercem skruszonym i zgnębionym nie wzgardzisz, o Boże” (Ps 51:19).
Jezus jest i zawsze będzie najlepszym przykładem życia. Przyszedł w uniżeniu, nie po to, aby Mu służono, lecz aby nam służyć. Już prorok Izajasz zapowiadał Jego przyjście, dając wyraźny znak rozpoznawczy: „Nie miał kształtu ani urody; i gdy widzieliśmy go, nie było wyglądu, który by się nam podobał. Wzgardzony i odrzucony przez ludzi; mąż boleści i doświadczony cierpieniem. I przed nim ukrywaliśmy jakby swoją twarz; wzgardzony tak, że mieliśmy go za nic” (Iz 53:2,3).
Dlatego wielu Go nie rozpoznało - spodziewali się kogoś wielkiego, widocznego na społecznym horyzoncie – a on był z Nazaretu, o którym mówiono: „Czy z Nazaretu może być coś dobrego?” (Jn 1:46). Jednak nie po to On przyszedł, aby zostać obwołanym królem. Nawet raz, gdy już szykowano dla Niego „tron”, On odszedł na miejsce ustronne. Tak bardzo lubił tę samotność nocy, czy wczesnego poranka, gdy mógł w ciszy wtulić się w objęcie Ojca i wsłuchać się w rytm Jego serca. To dawało Mu siłę i odwagę w ciągu dnia, gdy spotykał ludzi, do których przyszedł z Dobrą Nowiną o Królestwie nie z tego świata.
Jezus wiedział, że Jego naśladowcy muszą wybrać tę samą ścieżkę życia, aby doświadczać tego samego błogosławieństwa. Dlatego wzywał do naśladowania, mówiąc bez ogródek, jaki los sobie gotują tym wyborem. Mówił wprost: „I będziecie znienawidzeni przez wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, będzie zbawiony” (Mt 10:22)
Aby pójść za Jezusem, nie wystarczy wstępować w Jego ślady, zachowując dotychczasowe życie. Człowiek jest grzeszny i upadły w swojej naturze i nie pasuje do świętych stóp Chrystusa. Musi uczynić coś więcej, musi wziąć swój krzyż, nie krzyżyk na łańcuszku, lecz krzyż, który znaczy „śmierć dla siebie samego”. Jezus powiedział wyraźnie, że „kto nie niesie swego krzyża, a idzie za mną, nie może być moim uczniem” (Mt 10:38). Dalej Jezus wymaga, to nie opcja, lecz konieczność, aby ten „kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je.” (w. 39)
Nie można być uczniem Chrystusa i zachować stary sposób na życie. W Jego Królestwie, aby coś posiąść, musi wpierw nastąpić zmiana natury. Człowiek musi stać się „cichy” aby posiąść ziemię, aby żyć już nowym życiem na wzór Chrystusa.
Jezus zaprasza do Swojej szkoły i mówi: „Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpoczynek dla waszych dusz” (Mt 11:29). Aby posiąść cichość Jezusa, musimy codziennie udawać się na lekcję do Nauczyciela, najcichszego z cichych, potulnego jak baranek, „który, gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, ale powierzył sprawę temu, który sądzi sprawiedliwie” (1 Ptr 2:23).
Tylko w ten sposób można posiąść to, co jedynie ma wartość przed Bogiem – „ukryty wewnętrzny człowiek z niezniszczalnym klejnotem łagodnego i cichego ducha, który jedynie ma wartość przed Bogiem” (1 Ptr 3:4).
Henryk Hukisz