Chociaż dzisiaj nie śpiewa się już ze „Śpiewnika Pielgrzyma”, to nadal pamiętam wiele numerów, pod którymi znajdują się moje ulubione teksty, śpiewane kiedyś podczas nabożeństw. Jedną z takich pieśni jest numer 320, czyli „Ach, potrzebuję Cię”.
Przypuszczam, że dzisiaj większość młodego pokolenia, nie zna już tych wspaniałych treści, jakie ongiś śpiewano. Dlatego pozwólcie, że przypomnę z niej chociaż kilka strof.
Ach potrzebuję Cię, Łaskawy Panie mój
Twe imię skałą mą, W nim jest pociechy zdrój!
O Panie drogi Panie, Potrzebuję Ciebie
Ja muszę mieć Cię zawsze, Błogosław mi!
Ach potrzebuję Cię, O Jezu, przy mnie stój
Bym został wiernym Ci, Przez cały życia bój!
Obawiam się, że takie słowa, pomimo najnowszych aranżacji i zmian stylu i melodii wykonywania tej pieśni, nie cieszą się powodzeniem wśród współczesnych chrześcijan. A to dlatego, że obecnie kładzie się nacisk na poleganie na sobie samym. Zwracanie się o pomoc, szczególnie w miejscach publicznych, traktowane jest jako przejaw słabości. Obecnie głosi się hasła chrześcijaństwa „maczo”, propaguje się „power” i samorealizację w zdobywaniu zaszczytnych celów, jakie wyznaczają fachowi doradcy (coach'e) od osiągania sukcesów w życiu.
Często, gdy czytam lub słucham zwiastowania podczas współczesnych zgromadzeń, odbieram wrażenie, że Bóg jest już nie potrzebny. Przecież sami tak wiele potrafimy, a do tego mamy do dyspozycji najnowsze osiągnięcia techniki i poradnictwa psychologów, że starodawne metody rozwiązywania problemów na kolanach w komorze modlitewnej, jest już nie „na topie”. Lepiej jest zatrudnić na etacie zborowym utytułowanego psychologa, niż sprowadzać ludzi do poczucia niezaradności, mówiąc im, że sami sobie nie dadzą rady.
Nawet obecnie, gdy obserwuję nastawienie wielu wierzących osób do problemu, jaki ma się pojawić w kraju wraz z napływem ogromnej ilości imigrantów i uchodźców. Zauważam raczej zachęcanie siebie na wzajem do ustawienia się zaporowo, poprzez nakłanianie wybranych przedstawicieli narodu do zdecydowanej postawy odrzucenia proponowanej ilości imigrantów, niż otwarcie się na to, co Bóg zamierza uczynić poprzez tę migrację obcych nam narodów.
Piszę o tym ponownie, ponieważ jestem oburzony językiem, jaki szerzy się w społecznościowych mediach. Jest to język nienawiści, szydery i złośliwości wobec powstającej sytuacji. W jednym z komentarzy przeczytałem, że osoba deklarująca się jako naśladowca Chrystusa, gotowa jest „do takich, co rzucają kamieniami, strzelać”.
Jeśli chcemy uznać za prawdziwe słowa Chrystusa, który powiedział, że „na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (Jan 16:33), musimy zdać się całkowicie na Jego ochronę. A przecież On powiedział również: „oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. 28:20). Czyżby Chrystus, jako Dobry Pasterz, nie miał mocy, aby ochronić Swoje owieczki? Myślę, że powinniśmy poważnie traktować to, co obiecał, że „Ojciec mój, który mi je dał, jest większy nad wszystkich i nikt nie może wydrzeć ich z ręki Ojca” (Jan 10:29).
On również powiedział, że „gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi” (Jan 15:19). A to znaczy, że nasza postawa wobec tego, co dzieje się w tym świecie, różni się zasadniczo od tego, jak na to reagują obywatele tego świata. Ten świat ma do swojej dyspozycji tylko to, co sam stworzył. Dlatego ludzie, którzy nie mają żywej relacji z Bogiem, są przelęknieni, gdyż nie są pewni, czy potrafią się sami obronić przed niebezpieczeństwem.
Natomiast Boże dzieci, chociaż spotykają się z takim samym niebezpieczeństwem, mają zupełnie inne spojrzenie na nie, gdyż mają Boga po swojej stronie. I tutaj pojawia się potrzeba zwrócenia się do Boga w modlitwie, prosząc o Jego pomoc. Biblia jest pełna świadectw ludzi, którzy znajdowali się w ogromnych niebezpieczeństwach, lecz gdy wołali do Boga o pomoc, On ich nie opuścił. Jozue, Dawid, Daniel, trzej mężowie wrzuceni do pieca, i setki innych osób, świadczą nam dziś, że warto jest wołać do Pana o pomoc. Dawid zapewnia nas słowami: „Bogu ufam, nie lękam się; Cóż mi może uczynić człowiek? To wiem, że Bóg jest ze mną” (Ps. 56:5,10).
Oni dzisiaj stanowią dla nas ogromny obłok świadków, zachęcających nas do wytrwania w biegu za Chrystusem. Oni uczą nas również modlitwy, ponieważ, jak powiedział Syn Boży, „czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie?” (Łuk. 18:7).
Może dlatego Bóg zaaranżował nam taką sytuację, abyśmy przypomnieli sobie, jaką rolę w naszym życiu powinna odgrywać modlitwa? Dziś najczęściej próbuje się wmawiać nam, że najważniejszy jest śpiew wielbiący Boga, a nie wołanie o pomoc. Może dlatego nie mamy wielu błogosławionych odpowiedzi na modlitwy, bo nie prosimy, jak napisał apostoł Jakub: "Nie macie, bo nie prosicie" (Jak. 4:2). Modlitwa, to głównie wołanie do Boga, to przyznanie się, że Go potrzebujemy, jak mówią kolejne słowa wspomnianej pieśni:
Ach potrzebuję Cię, W dniach dobrych jak i w złych
Tyś słońcem tarczą mą, Na wszystkich drogach mych
O Panie drogi Panie, Potrzebuję Ciebie
Ja muszę mieć Cię zawsze, Błogosław mi!
Czy, zamiast liczenia na siebie i na to, jakie rozwiązanie proponuje nam ten świat, gotowi jesteśmy zdać się na starodawną metodę stosowaną przez największych mężów Bożych, na modlitewne zawołanie: „Ach potrzebuję Cię, Łaskawy Panie mój!”
Henryk Hukisz