Od samego początku, czyli od momentu wypełnienia serc uczniów Pańskich mocą Ducha Świętego, Kościół stawia opór potędze śmierci. Można więc powiedzieć wprost, że jest to walka na śmierć i życie. Walka, z której zawsze zwycięsko wychodzi życie. Kościół wygrywa tę walkę, jeśli działa zgodnie z wyznaczonymi z góry regułami. Dlatego warto jest pilnie obserwować Pana Jezusa Chrystusa, o którym czytamy: „Po to objawił się Syn Boga, aby zniszczyć dzieła diabła” (1 Jn 3:8).
Gdy Jezus znalazł się w Galilei „i głosił Dobrą Nowinę Boga, mówił: Nadszedł czas, Królestwo Boga jest już blisko, nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1:14,15). Potem Jezus „wezwał do siebie dwunastu swoich uczniów i dał im moc nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i uzdrawiali z wszystkich chorób i wszelkich dolegliwości” (Mt 10:1). Nie chodziło wówczas o stworzenie jakiejś szkółki, klubu, stowarzyszenia wzajemnej adoracji, lecz armię wojowników o wiarę, bykontynuować Boży plan zbawienia. Pierwsi uczniowie, zanim zorientowali się, jakiego rodzaju zadanie zostało im wyznaczone, usłyszeli z ust Mistrza o tym, jakie życie ich czeka. Jezus powiedział im bez ogródek: „Oto Ja posyłam was jak owce między wilki” (Mt 10:10). Dlatego, gdy Pan zostawił ich samych, gorliwie czekali na obiecaną moc Ducha Świętego, aby nie bać się wilków. Szczególny rodzaj tych drapieżników zapowiadał również apostoł Paweł, przygotowując starszych zboru efeskiego do walki o Kościół: „Wiem, że po moim odejściu wejdą między was drapieżne wilki, które nie oszczędzą trzody” (Dz 20:29).
Apostoł Paweł, chociaż wychowany w komforcie nadziei Izraela, to jednak, gdy poszedł za Chrystusem, zgodził się na taki rodzaj życia, jakie wynikało z racji naśladowania znienawidzonego przez Żydów Mesjasza. Później dał temu świadectwo, służąc w Kościele jako sługa ewangelii, a nawet jako „δουλοι χριστου” to znaczy „niewolnik Chrystusa”. Pisał między innymi tak: „Trzy razy sieczono mnie rózgami, raz kamienowano, trzykrotnie byłem rozbitkiem, całą dobę spędziłem na głębokim morzu. Byłem w licznych podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu” (2 Kor 11:25,26). Czytelnicy listów tego sługi Bożego znają również opisy innych wyrzeczeń, oraz poświęcenia i cierpienia dla Chrystusa, jakich doświadczał.
Niedawno usłyszałem wypowiedź jednego z współczesnych liderów, że współczesny kościół jest w drodze, to znaczy, że powinniśmy dostosować go do aktualnej kultury i zwyczajów. Skoro obecnie panuje tendencja znoszenia różnic pomiędzy mężczyznami i kobietami, o co walczą feministki tego świata, to kościół musi również odejść od starodawnej kultury traktowania kobiet, które według jego zrozumienia Biblii, były jedynie niewolnicami. Naucza się więc, że kościoły muszą przyjmować inne postawy niż te, o jakich czytamy w Biblii. Chodzi głównie o to, aby ludzie czuli się w kościele komfortowo, aby śpiewali wesołe piosenki i nie byli do niczego zobowiązani. Bo przecież Bóg jest miłością.
Gdy jeszcze mieszkałem w Stanach, przeczytałem w internecie zaproszenie jednego z błyskawicznie rozwijających się tam kościołów. Znalazłem w nim taką zachętę: „Z radością przedstawiamy ci coś, co jest pełne realnych ludzi, żyjących w realnym świecie, służących realnemu Bogu ... coś, co jest właściwe w celu zrozumienia i skierowania potrzeb naszej kultury bez poświęcania na to mocy Bożej.” Kilka zdań dalej dodano: „Wierzymy, że kościół powinien być przyjemnym doświadczeniem, dlatego stworzyliśmy zwyczajne i komfortowe warunki, abyś mógł wziąć kubek kawy Starbucks, zrelaksować się i być sobą.” Nic więc dziwnego, że w krótkim czasie ten kościół, liczący kilkadziesiąt członków, powiększył się do pięciu tysięcy.
Jednak historia budowania Kościoła w pierwszym wieku przedstawia nam zupełnie inny obraz. Apostoł Paweł i Barnaba, wracając z pierwszej podróży misyjnej, zatrzymywali się w powstałych już zborach, i tych którzy już uwierzyli nie zapraszali na filiżankę kawy, lecz „umacniali dusze uczniów, zachęcali do wytrwania w wierze, bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do Królestwa Boga” (Dz 14:22). Dziś natomiast zaprasza się ludzi do społeczności wierzących, kusząc kawałkiem ciastka i dobrą kawą, niekoniecznie ze Starbucks'a.
Pan Jezus mówił do tych, którzy uwierzą w Niego i wejdą w Jego ślady - „będziecie znienawidzeni przez wszystkich ze względu na Moje imię” (Mt 10:22). Chrystus nie tylko zapowiedział, jak świat będzie traktować Jego uczniów, lecz On sam doznał odrzucenia i nienawiści, zapewniając swoich – „Jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że Mnie wcześniej znienawidził” (Jn 15:18)
A jak jest dziś? Czy czasami wielu przywódców kościołów nie przekształca swoich wspólnot w strefy komfortu, aby zapewnić ludziom dobre samopoczucie? Posłużę się przykładem. Przeczytałem niedawno wpis pewnego pastora na FB, który swoje krótkie przemyślenie nad poszukiwaniem skutecznej metody budowania kościoła, przedstawił w zdaniu: „A mówiąc całkiem odważnie, nie interesuje mnie budowanie Kościoła metodami z I w. n.e.! Taka społeczność byłaby hermetyczna i niezrozumiała dla ludzi poza nią” (?). Nic dodać, nic ująć - obecnie należy budować kościoły na miarę XXI wieku, wyposażone w wygodne fotele, ze świeżą kawą i dobrą muzyką w tle.
Uważam, że jeśli Kościół będzie budowanny według innych reguł, niż te, jakie były stosowane na początku, przestanie być Ciałem Chrystusowym, a stanie się jedynie organizacją dobroczynną, lub klubem wzajemnego uprzyjemniania sobie życia. Oczywiście, zmieniają się techniki zwiastowania, gdyż należy wykorzystywać wszelkie dostępne środki przekazywania poselstwa, jak internet, radio, telewizja, drukowanie materiałów itp. Ale to jest zupełnie inna kwestia, niż wprowadzanie biblijnych zasad budowania społeczności wierzących, którzy „jak żywe kamienie, są budowani jako dom duchowy dla świętego kapłaństwa, aby przez Jezusa Chrystusa składać duchowe ofiary przyjemne Bogu” (1 Ptr. 2:5). Zwróćmy uwagę na to, kto w powyższej zasadzie budowania doznaje przyjemności? Nie osoby tworzące Kościół, lecz jedynie Bóg. Zgodnie z Bożą zasadą łączenia się żywych kamieni, osoby które uwierzą, zostają poddawane „obróbce” Ducha Świętego, która nie zawsze daje odczucie przyjemności.
Przeczytałem kiedyś aforyzm, który dobrze ilustruje ten temat – „Bóg umieścił kościół w świecie, lecz diabeł stara się umieścić świat w kościele”. Jest w tym wiele prawdy, ponieważ diabeł będzie robić wszystko, aby wprowadzić świat do kościoła. Z pewnością, będzie więcej chętnych aby przyjść do wygodnego kościoła, aby w dobrym i wesołym towarzystwie wypić darmową kawę, niekoniecznie dobrej marki. Ale czy taka wspólnota będzie nadal Kościołem?
A teraz kilka słów dla tych czytelników, którzy wytrwali do tego momentu. Będzie o naturze „strefy komfortu”, w jaką zamienia się współczesne kościoły. Strefa komfortu to świat, w którym doznaje się pozornego uspokojenia, to miejsce w którym wszystko jest uporządkowane i nikogo nie zachęca się do pójścia dalej, do opuszczenia tej przestrzeni, gdyż grozić będzie odczucie niepewności, czyli utrata komfortu. Poczucie komfortu to stan, jaki osiągnęli ludzie, których „praktycznie nic nie może zaskoczyć, kiedy mogą robić to samo w kółko na okrągło. Wszystko jest znajome, powtarzalne, mają opracowaną odpowiedź i reakcję na każdą znaną już im sytuację. Takie postępowanie w założeniu minimalizuje ryzyko, a także tworzy środowisko bez stresu. Kiedy czerpiesz korzyści z robienia rzeczy, które sprawiają, że czujesz się szczęśliwy i mniej zainteresowany, dlaczego powinieneś zatem dążyć do zmian i naruszenia tej równowagi?” (net). Brzmi znajomo, nieprawdaż, gdy ogląda się video na YT z niektórych komfortowych kościołów.
O takim kościele mówił Pan Jezus, gdy dyktował listy do siedmiu zborów w czasach ostatecznych. Pan Kościoła, który doskonale znał stan każdego z nich, kazał napisać do zboru w Sardes: „Znam twoje czyny – masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły” (Ap 3:1). Jedna z definicje „strefy komfortu” mówi, że jest to piękne miejsce, ale nic tam nie rośnie, wszystkie dekoracje są sztuczne.
Diabeł w prawdzie przychodzi do kościołów w szacie „anioła światłości", lecz prawdziwie wierzący i ufający Panu nie są „nieświadomi jego knowań” (2 Kor 2:11). Pisze o tym dlatego, aby tych, którzy mają nadzieję życia wiecznego, zachęcać do wytrwania w wierze, „która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 4), za wszelką cenę.
Henryk Hukisz