Uczestniczyłem wczoraj w świetnej uroczystości upamiętniającej 70-cio lecie zboru “Betel” w Bydgoszczy. Mnóstwo wspomnień, radości wyrażanych przez licznie przybyłe osoby, dla których ta wspólnota miała, lub nadal ma duże znaczenie w ich duchowym życiu i rozwoju.
Jestem jednym z nich, chociaż mój udział ma raczej charakter niezbyt radosny, gdyż jakieś pół wieku temu pojawiłem się tam, aby “wykraść” z tej społeczności jedną osobę, która już ponad 45 lat towarzyszy mi w każdej chwili mojego życia.
Lecz nie o tym chcę pisać. Podczas strumienia wspomnień, jaki płynął z ust wielu uczestników, nagle w moim umyśle pojawił się zupełnie inny obraz. Spowodowany był brakiem, jaki mnie uderzył. We wspomnieniach było sporo o przywódcach, liderach, którzy służyli tej społeczności nawet dziesiątki lat. Dziękowano pastorowi, którego posługa trwała dłużej niż połowa święconej rocznicy. Wspominano tych, którzy wnieśli do historii tej społeczności olbrzymie głazy tworzące jej fundamenty. Uczestnicy tej uroczystości na to czekali i gromko oklaskiwali ten olbrzymi wkład w siedemdziesięciolecie Betelu.
Wtedy pomyślałem o tym, że 70 lat to... Sięgnąłem po smartfon, uruchomiłem kalkulator i wyszło mi, że w zaokrągleniu, to ponad 25 tysięcy dni. To ponad 613 tysięcy godzin, ponad 37 milionów minut, że o sekundach nie wspomnę. A jednak, w ciągu tych 70 lat, były momenty, szczególne chwile, w których niepoliczalna ilość osób podejmowała życiowe decyzje. Ludzie rodzili się na nowo do Królestwa Bożego. Wołali do Boga w modlitwach o uwolnienie, uzdrowienie, rozwiązanie życiowych problemów. Pocieszali smutnych, radowali się z tymi, którzy mieli tysiące powodów do okazania wdzięczności.
Te 70 lat, tak na prawdę, składa się z olbrzymiej ilości chwil. Każda z nich jest ważna dla pojedynczej osoby, która w jakiejś minucie, czy nawet sekundzie przeżywała być może jeden z największych dramatów swojego życia. Dla tej osoby ważniejsza była ta minuta jej życia, niż odbywająca się w innym czasie konferencja duchownych, przemawianie uznanych nauczycieli, czy podejmowanie decyzji, gdzie będzie budowana nowa świątynia.
Tego mi zabrakło. Wspomnienia o małych sprawach, o posługach, które nigdy nie zwracają na siebie uwagi. A jednak one były, one stanowiły wypełnienie czasu w tych 70-ciu latach istnienia.
Wtedy zobaczyłem w mojej pamięci obraz. Kilka dni temu, w wiadomościach telewizyjnych podano informację o uruchomieniu iluminacji świątecznej w Paryżu. Na jednej z najważniejszych ulic, na Polach Elizejskich zapalono uroczyście dekorację składająca się z kilku milionów pojedynczych lampek ledowych. Ponad dwa kilometry wspaniałej instalacji “rzuca na kolana” - pisze zachwycony dziennikarz w swojej relacji z Paryża. Rzeczywiście, taka iluminacja może wywołać niesamowite wrażenie. Lecz należy pamiętać, że nie byłoby tego wrażenia, gdyby nie miliony malutkich świecących diod.
Spójrzmy teraz na tę olbrzymią dekorację z pozycji jednej maleńkiej ledowej lampki. Jesteśmy współcześnie obeznani już z tym cudem techniki. Mała świecąca dioda towarzyszy nam niezauważalnie w codziennych zajęciach. Smartfon, wyświetlacz mikrofalówki, czytnik karty kredytowej, mała lampka przy kluczach do drzwi, i tak dalej, i tak dalej. Cóż tam jedna świecąca dioda. Jedna więcej, jedna mniej. Dla nas to już nie ma znaczenia. Lecz dla tej diody, która myśli, że jej zadaniem jest oświetlić nam kawałek naszej przestrzeni, dać wskazówkę, poinformować czy już osiągnęliśmy wyznaczony poziom czegokolwiek. A to nie jest takie mało ważne.
Myślę, że każda z miliona lampek na Polach Elizejskich myśli o tym, że jej światełko odgrywa wielką wagę w tym olbrzymim projekcie. Dla ludzi postronnych, gdyby taka pojedyncza lampka zgasła, nawet tego by nie zauważyli. A jednak, dla tej mało istotnej świecącej diody, jest to kwestia “być, albo nie być”.
Pamiętam, gdy kiedyś kupiłem nowy telewizor cyfrowy i po jakimś czasie zauważyłem, że na ekranie jeden piksel nie świeci. Na jednolicie białym ekranie, gdy już wiedziałem, gdzie znajduje się martwy piksel, efekt był prawie że rażący. Gdy oddawałem odbiornik tv w sklepie do wymiany, pracownik dziwił się, że to czynię, gdyż, jak powiedział, przy obrazie pełnokolorowym, tego wcale nie widać. Tak, przyznałem mu rację, lecz powiedziałem, że producent urządzenia umieścił 1 440 000 pikseli na tym ekranie w tym celu, aby móc uzyskać efekt kilku milionów odcieni kolorów i ten jeden też się liczy.
U Boga znaczenie ma każdy moment, każda osoba, ponieważ Boży Syn oddał swe życie, “aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (Jan 3:16). Apostoł Piotr, gdy wszedł do domu rzymskiego oficera, oświadczył, “że Bóg nie ma względu na osobę” (Dz.Ap. 10:34). Kościół, który, “jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus” (1 Kor. 12:12). I z tych kilku wersetów można wyciągnąć jedną matematyczną zasadę, że “Bóg nie ma względu na osobę, aby każdy kto wierzy, nie zginął, dlatego włączył każdą zbawioną osobę w jedno Ciało, tworząc Kościół”.
Apostoł Paweł, wspaniały nauczyciel prawd Bożych, wyjaśnia zasadę funkcjonowania Kościoła słowami: “Jak bowiem w jednym ciele wiele mamy członków, a nie wszystkie członki tę samą czynność wykonują, tak my wszyscy jesteśmy jednym ciałem w Chrystusie, a z osobna jesteśmy członkami jedni drugich. A mamy różne dary według udzielonej nam łaski” (Rzym. 12:4-6). Każdy z osobna jest tak samo ważny, jak wszyscy razem, nieprawdaż?
Kilka wierszy dalej Paweł zachęca do praktykowania zasady wzajemnego poszanowania - “wyprzedzajcie się wzajemnie w okazywaniu szacunku, w gorliwości nie ustawając, płomienni duchem, Panu służcie” (Rzym. 12:10,11). W Bożym Królestwie każdy ma takie samo znaczenie. Ma wartość odkupionego grzesznika za tę samą cenę, jaką jest krew Baranka Bożego.
Szczególnie urzekło mnie jedno ze świadectw osoby, która w “Betelu” kształtowała swoją osobowość, aby służyć Bogu umiejętnościami i talentami, w jakie Pan ją wyposażył. Mówiła o tym, jak po wielogodzinnej próbie muzyków, gdy urzędujący wówczas Pastor wszedł do kaplicy, nauczył ją troski o porządek. Poprosił ją, aby podeszła do kazalnicy, na której leżał włos z miotełki, jaką posługuje się perkusista. Lekcja ta pozostawiła w niej umiłowanie do zachowania porządku i czystości w miejscu zgromadzania się ludu Bożego. W efekcie tego zdarzenia, które trwało być może kilkanaście sekund, pozostało trwałe pragnienie dbałości o miejsce, z którego korzysta wiele osób.
Ktoś powie, że to nie istotne. Właśnie, takie czasy nastają, że na drobiazgi nie zwraca się uwagi, bo ważny jest ostateczny efekt. Nie ważne, mówią dziś młodzi, jak się ubierać, jak rozmawiać, jak odnosić się do drugich, a szczególnie do starszych. Może to wynika z ogólnoświatowego trendu. Ale Kościół, to nie świat. Nawet wicemarszałek sejmiku wojewódzkiego, jako oficjalny gość tej uroczystości zauważył, że po przekroczeniu progu tego budynku, poczuł się jak gdyby “znalazł się w innym świecie”.
Tak, jesteśmy innym światem, gdyż Jezus jest Królem z innego świata. Chrystus, nauczając swoich naśladowców o królestwie, które wraz z Nim nadeszło, powiedział: “A ktokolwiek by napoił jednego z tych maluczkich tylko kubkiem zimnej wody jako ucznia, zaprawdę powiadam wam, nie straci zapłaty swojej” (Mat. 10:42). A my często myślimy, że ważniejsze jest podać kubek wody komuś znacznemu.
On również powiedział: “A kto by zgorszył jednego z tych maluczkich, którzy wierzą, temu lepiej by było, by zawiesić na jego szyi kamień młyński, a jego wrzucić do morza” (Mar. 9:42).
Każdy “piksel”, każda ledowa lampka ma ogromną wartość w Bożym Królestwie. Pamiętajmy o tym, szczególnie gdy podkreślamy dokonania tych, którzy zostali powołani do przewodzenia. Kościół składa się jedynie z “żywych kamieni”, którymi jesteśmy wszyscy odkupieni przez Pana Jezusa, bez względu na rodzaj służby, do jakiej powołał nas Pan. Apostoł Piotr radzi nam: “jako kamienie żywe budujcie się w dom duchowy, w kapłaństwo święte, aby składać duchowe ofiary przyjemne Bogu przez Jezusa Chrystusa” (1 Ptr. 2:5).
Takiej ofiary godzien jest nasz Pan.
Henryk Hukisz