Pierwsze zadziwienie wywołuje polecenie dane Abrahamowi, które normalnie powinno wywołać sprzeciw, gdy Bóg rzekł: „Weź syna swego, jedynaka swego, Izaaka, którego miłujesz, i udaj się do kraju Moria, i złóż go tam w ofierze całopalnej na jednej z gór, o której ci powiem” (1 Moj, 22:2). Wiemy, jak srogo Pan ukarał Kaina, za to, że pozbawił życia swego brata. W prawdzie nie było jeszcze pisemnej formy przykazania „Nie zabijaj”, lecz w Bożej naturze ono już istniało. Dlaczego więc teraz Bóg nakazuje człowiekowi, którego wybrał do szczególnej roli, aby z jego nasienia stworzyć wielki naród, aby dokonał czynu sprzecznego z Bożą moralnością? Pamiętam do dzisiaj wykład akademicki na temat książki filozofa i teologa, Sorena Kirkegaard’a „Bojaźń i drżenie”, w której porusza kwestię wiary, jaką musiał podjąć zakłopotany Abraham. Kirkegaard napisał: „(...) jak wielkim paradoksem jest wiara; paradoks ten pozwala z morderstwa uczynić święty i miły Bogu czyn, paradoks ten powrócił Abrahamowi Izaaka i nie daje się ogarnąć myślą, ponieważ wiara właśnie tam się zaczyna, gdzie myślenie się kończy” (Bojaźń i drżenie).
Dlatego jesteśmy ludźmi wiary, na wzór „Abrahama, ojca nas wszystkich” (Rzym. 4:16). Apostoł Paweł starał się wyjaśnić podobną kwestię dotyczącą obietnic danych Abrahamowi, później Jakubowi odnośnie Izraela. Jego obietnice są wieczne i nie podlegają zmianom, Bóg czyni to, co sam uważa za słuszne, dokonuje własnych wyborów i powołuje, kogo chce i na jakich warunkach. Podobny dylemat zrozumienia Bożej logiki miał Mojżesz, któremu Pan oświadczył: „Zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, a zlituję się, nad kim się zlituję” (Rzym. 9:15). Już pierwsi chrześcijanie zastanawiali się, dlaczego Bóg odrzucił Izraela, aby powołać Kościół, jako Swój wybrany lud. Później, w średniowieczu, Marcin Luter stworzył tzw. „teologię zastępstwa” twierdząc, że Bóg zastąpił Izrael Kościołem, nazywając go „nowym Izraelem”. Była to myśl całkowicie błędna, chociaż może zgodna z ludzką logiką. Apostoł Paweł wyjaśnia nam tę kwestię, stawiając retoryczne pytanie: „O człowiecze! Kimże ty jesteś, że wdajesz się w spór z Bogiem? Czy powie twór do twórcy: Czemuś mnie takim uczynił?” (Rzym. 9:20).
Bóg, realizując Swój odwieczny plan odkupienia człowieka z przekleństwa grzechu sprawił, że „końcem zakonu jest Chrystus, aby był usprawiedliwiony każdy, kto wierzy” (Rzym. 10:4), lecz „czy Bóg odrzucił swój lud? Bynajmniej” (Rzym. 11:1). Chociaż Izrael odrzucił Mesjasza, gdy przyszedł na ziemię dwa tysiące lat temu, lecz „Bóg ma moc wszczepić ich ponownie” (w. 23).
Obserwuję nieraz toczącą się wielowiekową dyskusję na temat Szabatu. Czy wierzący w Pana Jezusa muszą zachowywać ten dzień, jako święty? Zwolennicy święcenia Szabatu wytaczają najcięższe argumenty, jakie można znaleźć w Biblii, a to, że Bóg odpoczął siódmego dnia, a to znów, że jedno z Dziesięciorga Przykazań wyraźnie nakazuje „Pamiętaj o dniu sabatu, aby go święcić” (2 Moj. 20:8). Ci, z drugiej trony szabasowych barykad, powołują się na Pana Jezusa, który oświadczył jednoznacznie, iż „Syn Człowieczy jest Panem sabatu” (Mat. 12:8).
Ponieważ pisałem już o tym na tym blogu w rozważaniu „Czy Sabat jest w Niedziele?”, nie podejmuję nowej dyskusji. Piszę o tym, gdyż uderzyła mnie odpowiedź Pana Jezusa, jakiej udzielił, gdy zarzucano mu działanie w tym świętym dla Żydów dniu.
Ewangeliści opisali nam kilka podobnych przypadków, gdy Chrystus nie przejmując się obecnością faryzeuszy i znawców Pism czyhających na najmniejsze Jego potknięcie, leczył chorych, wypędzał demony i pozwalał swoim uczniom rwać kłosy w tym właśnie dniu. Podobnie stało się w sytuacji, gdy Pan zmiłował się nad losem człowieka, „który chorował od trzydziestu ośmiu lat” (Jan 5:5). Chory ten, spodziewał się, że któreś z kolei zstąpienie anioła do sadzawki Betezda będzie jego szczęśliwym dniem. Teraz było święto żydowskie, a do tego Szabat, więc jego nadzieja jakby się spotęgowała. Lecz niestety, jak ze smutkiem wyznał: „nie mam człowieka, który by mnie wrzucił do sadzawki, gdy woda się poruszy; zanim zaś ja sam dojdę, inny przede mną wchodzi” (w. 7). Całe szczęście, że nadszedł Ten, o Kim jest powiedziane: „Duch Pański nade mną, przeto namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę, posłał mnie, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie, abym uciśnionych wypuścił na wolność, abym zwiastował miłościwy rok Pana” (Łuk. 4:19). I On zatrzymał się przy chorym, i pomimo, że był to akurat Szabat, powiedział do niego: „Wstań, weź łoże swoje i chodź” (Jan 5:8).
Chrystus, jak gdyby na przekór obserwującym Go z zaułka Żydom, nakazał uzdrowionemu podniesienie z ziemi matę, na której spędził prawie czterdzieści lat swojego nędznego życia, aby nieść ją na swoich ramionach. Tego już nie znieśli obrońcy poprawności postępowania według litery. Może nie wiedzieli, że „litera zabija, duch zaś ożywia” (2 Kor. 3:6), dlatego domagali się dosłownego podejścia do przykazania o zachowywaniu Szabatów. Lecz Ten, nad którym spoczywał Duch Święty, powiedział zdecydowanie: „Mój Ojciec aż dotąd działa i Ja działam” (Jan 5:17).
Jak to, Ojciec działa w Szabat, przecież jest wyraźnie napisane w Biblii, że „ukończył Bóg w siódmym dniu dzieło swoje, które uczynił, i odpoczął dnia siódmego od wszelkiego dzieła, które uczynił” (1 Moj. 2:2). Skoro ukończył Bóg dzieło swoje „i pobłogosławił Bóg dzień siódmy, i poświęcił go, bo w nim odpoczął od wszelkiego dzieła swego, którego Bóg dokonał w stworzeniu” (w. 3), to rozumiemy, że nie może już w tym dniu dokonywać żadnych dzieł.
A jednak, Syn Boży przyszedł na ziemię, aby nam pokazać prawdziwe serca Ojca. Chrystus zarzucił obłudę tym, którzy oskarżali Go o łamanie Bożych przykazań – „Jeśli osioł lub wół którego z was wpadnie do studni, czy zaraz, nawet w dzień sabatu, go nie wyciągnie?” (Łuk. 14:5).
Niestety, nadal spotykamy podobnych do Jonasza, którzy trzymając się litery, mają pretensje do Boga, że jest „Bogiem łaskawym i miłosiernym, cierpliwym i pełnym łaski, który żałuje nieszczęścia” (Jon. 4:2). Nadal spotyka się wielu, którzy w imię poprawności przestrzegania litery Zakonu, nie podają pomocnej dłoni czekającym na cud zbawienia. Zamiast podania pomocnej dłoni z ewangelią pokoju, powielają materiały wzbudzające nienawiść do zagubionych w tym świecie migrantów, którzy być może znaleźli się w naszym sąsiedztwie właśnie dla Ewangelii.