Chcę należeć do grona tych wierzących, którzy „podjęli walkę o wiarę,
która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud. 3). Wiem, że wiara obroni się sama, gdyż zrodzona jest ze
Słowa Bożego, które jest prawdą. Chodzi mi jedynie o to, że ponad tę prawdę nie
stawiam niczego innego.
Żyjemy w zupełnie innym świecie, niż ten, w którym powstawały księgi tworzące
Księgę wszyskich ksiąg, za jaką możemy uważać Biblię. Ona sprawiła, że nie
tylko uwierzyliśmy w Pana Jezusa, lecz każdego dnia posila nas w Nim. Słowo Boże
zawarte w Biblii dodaje nam sił w pokonywaniu przeszkód i fałszywych przesłanek,
„abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki
przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu” (Efez. 4:14). Trwanie wiernie przy
Słowie Bożym, takim, jakie w natchnieniu Ducha zostało zapisane, może jedynie
sprawić to, „abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w
niego, który jest Głową, w Chrystusa” (w.
15).
Chrystus, ten biblijny, ten, który
powiedział: „oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata”
(Mat. 28:20), jest nieprzerwanie
Głową Kościoła, który On sam buduje. Wszystko inne, co może nawet być podobne
do kościoła, może nawet odwoływać się do wersetów biblijnych, jeśli nie jest
zgodne z prawdą, nie ma cząstki w Kościele, który jest „filarem i podwaliną
prawdy” (1 Tym. 3:15).
Niestety, wielu wierzących daje się złapać na lep, o jakim kiedyś już
pisałem w rozważaniu „Produkt
ewangeliopodobny”, w którym odwołałem się do słów apostoła Pawła, że gdyby
nawet sam „anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą
myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty!” (Gal. 1:8).
Piszę znów na ten temat, gdyż zostałem zaniepokojony informacją na temat
organizowanego wielkiego wydarzenia w Gdańsku pod tytułem „Zimowy Zjazd”. Nie jest
to jakieś czepianie się rzeczy małoważnych, gdyż można przypuszczać, że może to
dotyczyć nawet kilku tysięcy osób, jakie znajdą się pod wpływem tego
wydarzenia.
Pierwsza rzecz, jaka zjeżyła resztę włosów, jakie jeszcze posiadam na
głowie, jest informacja, że w centrum tego zjazdu jest „Jezus - żywa legenda”. Szybko zrobiłem małe studium znaczenia zwrotu
„żywa legenda” i z każda minutą moje oburzenie rosło, aż do momentu, gdy
postanowiłem napisać to rozważanie. Dalsza lektura treści zamieszczonej na
oficjalnej stronie poświęconej temu wydarzeniu wywołała jeszcze silniejsze postanowienie
napisania czegoś w formie ostrzeżenia przed zwodzeniem od zdrowej ewangelii. Jak
napisał aposotoł Paweł, że przeklęte, czyli zdecydowanie odrzucone ma być to,
co zwiastowałby nawety anioł z nieba, dlatego chcę nakłonić do podobnej postawy wobec
tego całego wydarzenia.
Nie ważne jakie nazwiska pojwiają się wśród organizotorów, gdyż jak
czytamy, jest tam członek Rady Naczelnej, prezbiterzy, pastorzy, czy nawet
doktorzy teologii, dla mnie ważne jest jedynie to, czy to, co zapowiada się w
programie, nie uwłacza biblijnej prawdzie. A zapowiada się wiele rzeczy
jak dotychczas nie spotykanych w Kościele Jezusa Chrystusa, tego prawdziwego i
obecnego dzisiaj, nie legendarnego. Oficjalna strona organizatorów informuje wprost, że „ekipa Lans Roomu zamierza wprowadzić was w nowy wymiar śmiechu i atrakcji!
Late Night Show? Kabaret? Talk-show? Gdzieś pomiędzy, przyprawionych
absurdalnym humorem znajdziecie właśnie nas”. Natomiast zwolennicy gier
komputerowych, mają „Game Zone”, gdzie mogą przeżyć „wyjątkowe chwile w trakcie emocjonującego meczu w piłkarzyki oraz wysilić
swoje szare komórki obmyślając skomplikowane strategie przy ambitnych grach
planszowych!”. Oczywiście, skoro zjazd jest organizowany pod sztandarem
legendarnego Jezusa, przewidziany jest „Lounge Room” jako „zjawiskowe pomieszczenie, idealne do miłego spędzania czasu ze swoimi
przyjaciółmi, a także zawierania zupełnie nowych znajomości”, przy szklaneczce
specjalnie przyrządzonego koktajlu. Jest również „Prayer Zone”, gdzie można „w spokoju poczytać Biblię i spotkać się sam
na sam z Bogiem”. Po co więc jechać na ten wielki zjazd?
Wygląda na to, że atmosferę wydarzenia kształtować będzie „Hillsong”, o
którym piszą organizatorzy, że „śmiało można
powiedzieć, że jest najbardziej rozpoznawalnym i wpływowym Kościołem na świecie”.
Z tym się zgadzam, że współczesne chrześcijaństwo w dużej mierze buduje się na
tym, co mówi i śpiewa Hillsong. Do tego stopnia, że „swoim przesłaniem i postawą zmieniają świat, a ich muzyka jest
soundtrackiem do wiary wielu ludzi”. Tylko, że prawdziwa wiara ludzi szczerze
wierzących i naśladujących Pana Jezusa, buduje się na Słowie Bożym, gdyż „wiara
tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (Rzym. 10:17). Nie wiem, czy można powiedzieć, że "hillsongowa" wiara może okazać się "cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus" (1 Ptr. 1:7).
Organizatorzy są świadomi tego co robią, gdyż dla nich liczą się jedynie
cyfry. Chcą zdobyć jak najwięcej uczestników, za wszelką ceną, nawet przy pomocy
tzw. „łańcuszka św. Antoniego”. Na Facebook’u szerzy się nakłanianie do
nominowania nowych zwolenników dziwnego znaku, jaki załączyłem na zdjęciu. Od
prawdy ważniejsze są koszty, gdyż jak słyszałem, że gdy ktoś zwrócił im uwagę
na legendarnego Jezusa, w odpowiedzi usłyszał, że świadomi niezbyt szczęśliwego
sformułowania, nie będą drukować nowych plakatów i zaproszeń, skoro są już gotowe.
Apostoł Juda,w swoim liście do wierzących pisze: „uznałem za konieczne
napisać do was i napomnieć was, abyście podjęli walkę o wiarę, która raz na
zawsze została przekazana świętym” (Jud.
3). Jest więc moim obowiązkiem stanąć w obronie wiary, ktora została nam
podana na samym początku zaistnienia Kościoła. Wszystko inne, jeśli nawet jest
mową o wierze, nie buduje jej, jedynie stwarza fałszywe przesłanki. I o tym
jest to rozważanie.
Zakończę wezwaniem apostoła Pawła: „Od wszelkiego rodzaju zła z dala się
trzymajcie” (1 Tes. 5:22).
Henryk Hukisz