Każde wiadomości rozpoczynają się informacjami na temat nowych przypadków zarażenia koronawirusem. Ludzie, już nie tylko na dalekim wschodzie Azji, lecz w centrum Europy, chronią się przed tym niewidzialnym wrogiem, zakładając przeróżne maski na swoje twarze. W telewizji widziałem filmik, jak pewien człowiek w masce, stojąc na przystanku miejskiej komunikacji, kilka razy kichnął. Ludzie stojący najbliżej, zaczęli nagle oddalać się, aby na wszelki wypadek, nie ulec zarażeniu. Taka reakcja jest zrozumiała, przecież każdy dba o swoje zdrowie.
Nie o wirusie i sposobach uniknięcia niebezpieczeństwa zachorowania chcę pisać, ponieważ tym się nie zajmuję. Chcę natomiast pisać na temat zdrowej nauki w Kościele. Interesują mnie jedynie pewne analogie, jakie mogą lepiej ukazać, na czym, ma polegać nasza troska o trwanie w nauce apostolskiej. Czytamy już na początku o pierwszych chrześcijanach, że „trwali oni w nauce apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i na modlitwach” (Dz.Ap. 2:42).
Apostołowie w swoich listach skierowanych do wierzących w Pana Jezusa pisali z troską aby trwali w tej nauce, jaką przyjęli, gdy usłyszeli Ewangelię zbawienia. Nowy Testament jasno określa sposób, w jaki okazywana była troska o zdrową naukę, wskazując na urząd nauczycieli w zborach. Powołany przez Boga i uzdolniony sługa Słowa, musiał posiadać szczególną zdolność, jak pisał Paweł, że miał to być mężczyzna „trzymający się wiernej wykładni nauki, aby był zdolny także podnosić na duchu przez zdrowe nauczanie i zawstydzać tych, którzy się przeciwstawiają” (Tyt. 1:9).
Zadaniem nauczyciela w Kościele było, i uważam, że nadal jest, troska o zdrową naukę i równocześnie zdolność do rozpoznawania i sprzeciwiania się nauce niezdrowej, czyli chorej. Apostoł Paweł polecił Tymoteuszowi, aby „niektórym nakazał nie nauczać błędnie ani się nie zajmować niekończącymi się mitami i rodowodami, które bardziej ukazują bezsensowne rozważania niż działanie Boga przez wiarę” (1 Tym. 1:3). Sądzę, że obecnie w większości zborów ten werset został wykreślony z Biblii, ponieważ pozwala się nauczać każdemu i wszystko, co może zapewnić większą frekwencję na nabożeństwach. Wszelkie próby zwracania uwagi, że coś jest niebiblijne, najczęściej spotyka się w protestem słuchaczy, którzy „według własnych pożądań będą sami sobie dobierać nauczycieli, którzy wyjdą naprzeciw ich oczekiwaniom” (2 Tym. 4:3).
Apostoł Paweł odważnie używał określenia „zdrowa nauka”., Każde inne nauczanie określał wprost, że jest „chore”. A dokładnie, został tu użyty wyraz „gangrena”, która powoduje powolny rozkład zdrowej tkanki naszych organizmów. Greckie słowo „gaggraina” występuje tylko raz w Nowym Testamencie w sytuacji, gdy Paweł radził Tymoteuszowi, „aby sam stanął przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny pracownik, który wiernie przekazuje Słowo prawdy” (2 Tym. 2:15). Natomiast o tych, którzy takiej nauki się nie trzymają, a zajmują się pospolitą i pustą mową, Paweł powiedział, że „ich nauka rozprzestrzenia się jak gangrena. Do nich należą Hymenaios i Filetos, którzy zeszli z drogi prawdy” (w. 17). Oryginalne słowo „gaggraina”, zostało dobrze oddane w Biblii Ekumenicznej, jako „gangrena”, a w Biblii Gdańskiej - „kancer (rak)”. Autorzy tłumaczenia Biblii Warszawsko Praskiej oddali to określenie jako „zaraza”, gdyż taka jest charakterystyka tej choroby. Szerzy się ona jak epidemia, na którą nie ma, albo nie stosuje się żadnej szczepionki. Jej działanie w początkowym okresie jest często mało widoczne, a gdy już jej skutki są widoczne, często jest za późno na leczenie – pozostaje jedynie amputacja, aby chronić resztę organizmu kościoła.
Apostoł Paweł nie obawia się podać imion nauczycieli chorej nauki, gdyż wywodzili się z istniejących zborów, aby ostrzegać przed konkretnymi osobami. Pisze o nich, że „zeszli z drogi prawdy” (2 Tym. 2:18), co znaczy, że na tej drodze byli. Nie pierwszy raz apostoł przestrzega przywódców lokalnego kościoła, że „po moim odejściu wejdą między was drapieżne wilki, które nie oszczędzą trzody. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy będą głosić przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów.” (Dz.Ap. 20:29,30).
Piszę o tym z troską o dzisiejsze zbory, gdyż tego rodzaju zagrożenie „gangreną”, obecnie powiedziałbym, „koronawirusem”, jest jak najbardziej realne. Działanie jest podobne do typowej zarazy, która szerzy się w sposób niekontrolowany. Wielu nieświadomie kontaktuje się z nosicielami takiej „zarazy”, i dopiero po jakimś czasie zauważa objawy chorobowe. Rozsiewaniu zaraźliwych wirusów niezdrowej nauki obecnie najlepiej sprzyja internet. Każdy może w swoim domowym zaciszu karmić się naukami, jakie najłatwiej trafiają do jego uszu, aby później dalej je przekazywać w mediach społecznościowych. Facebook jest pełen takich udostępnień.
Pamiętam dobrze czas, gdy byłem jeszcze pastorem w Poznaniu. Doświadczyłem wówczas sytuacji, gdy kilku liderów młodzieżowych zbuntowało się, i jak wówczas oświadczyli, że postanowili „opuścić Egipt” i wyszli ze zboru, pociągając za sobą sporą część młodych osób. Dzisiaj jeden z nich, jak sam siebie przedstawia na własnej stronie internetowej, jest „spadkobiercą nauczania i dorobku duchowego amerykańskiego pastora, ewangelisty, ale przede wszystkim nauczyciela Kennetha E. Hagina i tak jak jego autorytet, ma szczególne namaszczenie do nauczania”. Zanim odszedł, słuchał nauczania, że jesteśmy spadkobiercami dzieła, jakie wykonał Jezus Chrystus i musimy tylko Jego naśladować, a nie człowieka. Widocznie bardziej mu odpowiada nauczanie „amerykańskiego pastora”, niż Pana Jezusa.
Kim jest, a raczej był Kenneth E. Haggin? Ogólnie jest uważany za „ojca” nie biblijnego nauczania znanego jako „wiara w wiarę”, „pozytywne wyznawanie”, „wizualizacja”, „ewangelia sukcesu”, z czego wyrosło później „Toronto blessing”. Namaszczenie, jakiego udziela swoim słuchaczom, polega na chuchaniu w kierunku odbiorcy tego „błogosławieństwa”, który na znak przyjęcia, pada na ziemię i może jeszcze dodatkowo fikać nogami (na YT dostępne jest wideo). Listę można jeszcze kontynuować, albo podawać nazwiska jego uczniów, jak np. Kenneth Copeland, który ostatnio stał się popularny przez to, że publicznie uznał prymat papieski i ogłosił swoją uległość wobec Watykanu.
Apostoł Paweł pisał do Tymoteusza: „Wzoruj się na zdrowej nauce, którą usłyszałeś ode mnie, w wierze i miłości w Chrystusie Jezusie. Tego pięknego depozytu strzeż z pomocą Ducha Świętego, który w nas mieszka” (2 Tym. 1:13,14). Dalej Paweł zapewnia swego naśladowcę i wiernego sługę Słowa „Jeżeli tak będziesz nauczał braci, okażesz się dobrym sługą Chrystusa Jezusa, karmionym słowami wiary i dobrej nauki, za którą poszedłeś” (1 Tym. 4:6).
Widocznie apostoł był świadomy zagrożenia, jakie niesie ze sobą zaraza niezdrowej nauki, skoro tak wiele miejsca poświęcił ostrzeżeniom, zachęcając równocześnie do trwania w Słowie Bożym, które jedynie jest prawdą i zapewnia zdrowy duchowy rozwój.
Na zakończenie jednego z listów Paweł napisał: „Tymoteuszu, strzeż tego, co ci powierzono, unikaj pospolitej, pustej mowy i sprzecznych twierdzeń fałszywej wiedzy. Niektórzy bowiem rozpowszechniając ją, pobłądzili w wierze. Łaska niech będzie z wami” (1 Tym. 6:20,21).
Zastanawiam się, czy w obliczu duchowej „zarazy” ludzie reagują tak samo, jak w czasie zagrożenia koronawirusem i skutecznie oddalają się od zarażonych wirusem niezdrowej nauki.
Henryk Hukisz