Monday, December 30, 2019

Kurczowy chwyt

Zanim uczynimy noworoczne postanowienie, powinniśmy głęboko się zastanowić nad tym, czy wytrwamy w nim przynajmniej kilka miesięcy. Głupio może wyglądać, gdy pochopnie podejmiemy jakieś zobowiązanie, a później zabraknie nam sił i chęci, aby je realizować.

Dlatego postanowiłem podsunąć jakąś sugestię, dołączając do niej kilka słów wyjaśnienia. Osobiście uważam, że najważniejszą kwestią gwarantującą nam pomyślność i dobre samopoczucie w nadchodzącym roku jest wytrwałość w karmieniu się, nie dietą wegańską, lecz Słowem Bożym. Jedynie ten pokarm jest zdolny zabezpieczyć nas na każdą niespodziankę i sytuację, jakie z pewnością spotkają nas w nowym roku.

Tytułem wprowadzenia chcę jedynie przypomnieć, że Pan Jezus, zgodnie z tym, co powiedział o nas - „Wy jesteście światłością świata” (Mat. 5:14), oczekuje, że będziemy w tym ciemnym świecie świecić Jego światłością. Dlatego w innej sytuacji zapewnił, że On sam jest „światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość życia” (Jan 8:12). A tej światłości będziemy chyba najbardziej potrzebować w nadchodzącym czasie. Bez światłości, jaka przyszła na świat wraz z narodzinami Chrystusa, nasze postanowienia noworoczne będą jedynie „pobożnymi życzeniami”, a nie solidnymi decyzjami wpływającymi na poprawę jakości naszego życia.

Apostoł Paweł spotkał się z tą prawdziwą światłością, dlatego w listach do wierzących w Pana Jezusa udzielał zawsze dobrych i praktycznych rad. Pisał miedzy innymi, że chociaż sam nie wie, co byłoby dla niego lepsze, ponieważ „chciałbym umrzeć i być z Chrystusem, bo to znacznie lepsze, pozostać zaś w ciele jest bardziej potrzebne ze względu na was” (Fil. 1:23). Dlatego, biorąc przykład z uniżenia się Syna Bożego, który „będąc w postaci Bożej, ... był posłuszny aż do śmierci...” (Fil. 2:6,7,8), apostoł zachęca nas do działania zgodnego z upodobaniem Chrystusa. Rada apostoła jest prosta: „Wszystko czyńcie bez szemrania i powątpiewania, abyście się stali nienagannymi i niewinnymi, dziećmi Bożymi bez skazy pośród pokolenia wypaczonego i przewrotnego. Pośród niego starajcie się świecić jak światła na świecie, zachowując Słowo życia, abym mógł się chlubić w dniu Chrystusa, że nie na próżno biegłem i nie na próżno się trudziłem” (Fil. 2:14-16)

Jak więc widzimy, głównym zadaniem, jakie powinniśmy sobie wyznaczyć na nowy rok, i nie tylko, jest staranie o to, aby „świecić jak światła na tym świecie”. Często podkreślam, że światło nie musi nic robić, po prostu wystarczy, że jest. A światło wobec ciemności zawsze odnosi zwycięstwo, gdyż wraz z przyjściem na ten świat Chrystusa, wypełniła się Boża zapowiedź, że „Życie było światłością ludzi, a światłość świeci w ciemności i ciemność jej nie ogarnęła” (Jan 1:4). Dlatego, wracając do apostoła Pawła, który radzi, aby stawać się światłością, wyjaśnia jeden z najważniejszych warunków spełnienia tego Bożego oczekiwania - musimy „zachować Słowo życia” (Fil. 2:16). Co to znaczy?

Zanim wrócę do tego wyrażenia, odniosę się do historii. Pamiętam jak w latach bodajże 70-siątych ubiegłego wieku, ponieważ już zajmowałem się tłumaczeniem zagranicznych kaznodziejów, pojawiło się wyrażenie związane z Bożymi obietnicami, że należy „chwycić Boga za Słowo”, gdyż skoro wypowiedział jakąś obietnicę, to teraz musi ją spełnić. Osobiście nigdy nie zgadzałem się z takim podejściem do Bożego Słowa, gdyż słowo zapisane nie ma mocy samo w sobie, lecz tę moc posiada jedynie Bóg. To On decyduje o działaniu przez Słowo, a nie my sami wyznaczamy co Bóg musi uczynić. To tyle jeśli chodzi o zrozumienie wyrażenia „uchwycić się Słowa”.

Paweł, w tym fragmencie używa słowa „επεχοντες” [epechontes], od  „epecho”, co znaczy „trzymać aby zachować”, „zwrócić pilnie uwagę”, albo „kurczowo się trzymać”.  Słowo to użyte jest w oryginale jedynie kilka razy, i tak - Paweł pisze do Tymoteusza: „Dbaj o siebie i o naukę, bądź wytrwały” (1 Tym. 4:16). Inny przekład (EIB) oddaje lepiej myśl Pawła - Pilnuj siebie samego i nauki”. Natomiast Łukasz w Dziejach Apostolskich używa tego słowa w opisie spotkania apostołów z chromym koło Pięknych drzwi świątyni. Gdy Piotr powiedział do chromego „spójrz na nas”, wówczas „on zwrócił się ku nim, czegoś od nich oczekując” (Dz.Ap. 3:5). I tu znów odwołam się do wspomnianego już innego tłumaczenia, gdzie czytamy - On zaś utkwił w nich wzrok w oczekiwaniu, że coś od nich otrzyma. To oryginalne słówko znaczy właśnie, zwrócenie na coś pilnej uwagi, wpatrzenie się w coś tak bardzo, aby tego nie stracić z pola widzenia. Odwołam się do jeszcze jednego użycia słówka „epecho”. Znów Łukasz, w opisie wizyty Pawła w Efezie, gdy doszło tam do zamieszek i apostoł postanowił wrócić do Jerozolimy przez Macedonię i Achaję. Lecz zanim wyruszył w tę podróż, do Macedonii wysłał Tymoteusza i Erasta, sam natomiast „pozostał przez jakiś czas w Azji” (Dz.Ap. 19:22). To znaczy, że trzymał się kurczowo miejsca w Azji, z którego postanowił jeszcze nie wyruszać. 

Tak więc, „zachować Słowo życia”, znaczy trzymać się kurczowo, mieć skupioną uwagę, nie odchodzić ani na przysłowiową „kreskę i jotę” od Słowa Życia. To tak, jak w sytuacji, gdy większość słuchaczy słów Pana Jezusa zaczęła odchodzić, gdyż powiedzieli: „Twarda jest ta mowa. Kto może jej słuchać?” (Jan 6:60). Wówczas Pan Jezus zapytał uczniów:  „Czy i wy chcecie odejść?” (w. 67). Na to, Szymon Piotr, jak zawsze pierwszy do odpowiedzi, zawołał: „Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego!” (Jan 6:68).

Na zakończenie kilka prostych wskazówek, dlaczego warto jest trzymać się kurczowo Słowa Życia.

- Aby posilać swą wiarę, gdyż „Wiara przecież rodzi się ze słuchania, ze słuchania Słowa Chrystusa” (Rzym. 10:17)

- Aby nie tracić radości, gdyż Słowa Jezusa są jej źródłem - „Powiedziałem wam to, aby Moja radość była w was i aby wasza radość była pełna” (Jan 15:11)

- Trzymanie się Słowa zapewnia wolność - „Jeżeli będziecie trwać w Moim słowie, będziecie prawdziwie Moimi uczniami. Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli” (Jan 8:31,32).

- Słowo Boże daje siłę do uświęcenia - Jezus modlił się do Ojca: „Uświęć ich w prawdzie. Twoje słowo jest prawdą” (Jan 17:17).

- W końcu, Jezus karmił się Słowem, gdyż Jego pokarmem „jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał i wykonać Jego dzieło” (Jan 4:34). Natomiast w sytuacji, gdy był kuszony, Jezus wyznaczył pewien standard życia słowami: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga” (Mat. 4:4)

Tak więc, zanim podejmiemy jakąkolwiek deklarację na 2020 rok, uchwyćmy się kurczowo Słowa Bożego. Niech ono wyznacza nam standardy życia, gdyż jak pisał Piotr: „wszelkie ciało jest jak trawa, a wszelka jego chwała jest jak kwiat trawy. Trawa więdnie i kwiat opada, a Słowo Pana trwa na wieki. Tym Słowem zaś jest Słowo, które zostało wam ogłoszone” (1 Ptr. 1:24,25).

Obfitości Słowa i wytrwałości w wiernym zachowaniu Jego mocy życzę moim czytelnikom.

Henryk Hukisz

Monday, December 23, 2019

Wizyta mędrców

Okres oczekiwania na ten szczególny dzień, gdy tradycyjnie Chrześcijaństwo obchodzi Pamiątkę Narodzin Chrystusa, wypełniają przygotowania i poszukiwania odpowiedniego nastroju. Dookoła pełno melodii charakterystycznych dla tych świąt. Kościoły, jak i „kościołopodobne” organizacje, zapraszają na okolicznościowe koncerty i towarzyszące im eventy. Rozdaje się mnóstwo paczek i karmi się bezdomnych gorącym posiłkiem. Niech przynajmniej raz w roku najedzą się do syta. Organizatorzy mają okazję zrobić sporo zdjęć i nakręcić kilka filmików, aby wykazać się przed sponsorami ogromem pracy, jaką wykonują dla dobra ludzkości.

Przedświąteczną niedzielę chciałem spędzić w jednym z ciągle rosnącej liczby zborów ewangelicznych. Wybór spory, lecz coraz trudniej znaleźć taką społeczność, w której można posilić się duchowo. Zdecydowałem się na jeden z adresów, pod którym spodziewałem się usłyszeć kolędy, a przede wszystkim okolicznościowe kazanie. Przecież święta tuż, tuż, więc o temat łatwo. W końcu sam jestem kaznodzieją i to już leciwym, dlatego wymagania mam dość wysokie.


Jestem zniesmaczony, mówiąc kolokwialnie, jak to się teraz często słyszy w prasie. Kaznodzieja, starał się wypełnić czas oczekiwana na narodzimy Mesjasza informacjami na temat imperium Aleksandra Wielkiego, który zmarł młodo. Jego królestwo podzielone później na państwa Seleucydów i Antygonidów miało wielki wpływ na kulturę i język Narodu wybranego. Bóg tę sytuację wykorzystał optymalnie i dlatego wybrał właśnie ten moment,  aby posłać Swego Syna na ziemie. Język grecki w odmianie koine i powszechna w tym czasie kultura grecka przyczyniły się do rozprzestrzeniania chrześcijaństwa w ówczesnym świecie. Przyznam, ze spodziewałem się czegoś innego, czym mógłbym posilić moją wiarę.

Wróciłem do domu, wpisałem w YouTube „christmas concert”, aby odpocząć od tłoczących się do głowy myśli na temat współczesnego chrześcijaństwa ewangelicznego. Wiem, że algorytm Google nie ma nic wspólnego z Duchem Świętym, dlatego dość długo szukałem odpowiedniego koncertu. Pierwsze, jakie się pojawiły, były nie do przyjęcia, gdyż nie odpowiada mi choreografia nawiązująca do biegania stada dzikich zwierząt. Później były arcydzieła współczesnej techniki „show biznesu” i prezentacje strojów rodem z Hollywood. Wreszcie, gdzieś za dwudziestym razem zatrzymałem się, aby obejrzeć i posłuchać koncertu w wykonaniu studentów ORU (Oral  Roberts University), szkoły biblijnej z półwiekowym już doświadczeniem.

Lecz dopiero lektura Słowa Bożego wprowadziła mnie w odpowiedni nastrój. Ostatnio bardziej koncentrowałem się na opisie narodzin Chrystusa, jaki zostawił nam Łukasz. Nawet kazanie, jakie wygłosiłem w poprzednią niedzielę oparte było na dwóch pierwszych rozdziałach tej Ewangelii. Podobało mi się to, że ten solidny pisarz i wierny towarzysz apostoła Pawła, który widział i słyszał już niejedno na temat różnych nauk, jakie ogłaszano w zborach, postanowił dokładnie zbadać krążące wśród chrześcijan opisy z życia Jezusa. Dlatego wyjaśnia, że uznał „za właściwe, najczcigodniejszy Teofilu, wszystko dokładnie zbadać i po kolei wiernie ci opisać, abyś nabrał przekonania, że to, czego cię nauczono, jest prawdziwe” (Łuk. 1:3,4). Kazania można posłuchać na YT-bie (Tutaj)

Teraz zajrzałem do opisu o narodzinach Mesjasza, jaki zostawił jeden z uczniów Mistrza, Mateusz. Skupiłem swoją uwagę na wizycie mędrców ze Wschodu, którzy odbyli wielotygodniową podróż do Jerozolimy, aby złożyć dary i hołd „królowi Żydów” (Mat. 2:2). Bardzo pouczająca historia, zawierająca mnóstwo informacji, z których można wyciągnąć wielce budujące wnioski.

Należy zastanowić się, kim byli tajemniczy mędrcy, czy jak inni ich nazywają, magowie? Grecki tekst używa słowa „μαγοι” [magoi], które można przetłumaczyć jako „magowie”, „czarnoksiężnicy”, lub przede wszystkim, jako „mędrcy”. Osobiście skłaniam się do tego określenia, gdyż byli to ówcześni naukowcy, którzy starali się rozpoznawać rzeczy, badając ich pochodzenie i istotę. Jeśli chodzi o ten przypadek, to Biblia podaje nam sporo informacji pomocniczych, aby lepiej zrozumieć kim byli. Jedno jest pewne, że przybyli ze Wschodu, najprawdopodobniej z rejonu, jakim kiedyś był Babilon, później Persja. 

Warte zwrócenia uwagi jest spojrzenie na ten rejon w czasie, gdy tam przebywała zdecydowana większość narodu wybranego. Był to czas niewoli babilońskiej, czyli lata od 587 do 539 roku p.n.e. Jak wiemy, w tym czasie przebywał tam pewien mądry Izraelita o wdzięcznym imieniu Daniel, któremu przełożony służby dworskiej nadal imię Balteszassar (Dan. 1:7). W drugim rozdziale jego księgi znajdujemy wyjaśnienie snu, jakie Daniel wyłożył samemu królowi Nebukadnesserowi. Treścią snu był kolos na glinianych stopach, który obrazował powstawanie i upadek kolejnych imperiów, jak babilońskie, perskie, greckie i rzymskie. Kamień, który „oderwał się od góry bez udziału człowieka i starł żelazo, miedź, glinę, srebro i złoto” (Dan. 2:45), zapowiedział powstanie nowego królestwa, które nigdy nie ulegnie zniszczeniu, ani też to królestwo nie zostanie przekazane żadnemu innemu ludowi. Zetrze i zniweczy ono wszystkie te królestwa, samo zaś będzie trwało na zawsze” (w. 44).

Historycy mówią, że po tym, jak naród wybrany wrócił znów do Ziemi Obiecanej, Daniel zostawił wiele opisów wydarzeń, jakie otrzymał od Boga, za pośrednictwem anioła Gabriela, czy też bezpośrednio, jak wiemy, że „wyróżniał się wśród zwierzchników i satrapów, gdyż posiadał niezwykłego ducha” (Dan. 6:4). Ten sam Duch, wiele wieków wcześniej ogarnął innego męża, który w prawdzie był pogańskim prorokiem, lecz jak wiemy, że u Boga nie ma rzeczy niemożliwych, i „gdy Balaam podniósł oczy i zobaczył Izraela obozującego według swych plemion, ogarnął go duch Boży” (4 Moj. 24:2)

Wierzę, że mędrcy żyjący na Wschodzie, którzy wnikliwie badali dzieje narodów, musieli natrafić na księgi Daniela. Przepowiednie o nastaniu królestwa, które będzie trwać na wieki może być nawiązaniem do treści proroctwa, jakie wypowiedział Balaam, gdy zamiast przekląć naród Boży, powiedział: „Wyrocznia Balaama, syna Beora; wyrocznia człowieka o oku otwartym; wyrocznia tego, który słyszy słowa Boże, który ogląda widzenie Wszechmocnego, (...) Jakże wspaniałe są twoje namioty, Jakubie, (...) Popłynie woda z jego wiader, a jego potomstwo przebywać będzie pośród wód obfitych; jego król mocniejszy będzie od Agaga, a jego królestwo zostanie wywyższone i twoje siedziby, Izraelu!” (4 Moj, 24:3-5, 7)

Osobiście uważam, że mędrcy ze Wschodu byli mocno przekonani o tym, że zapowiadane już dawno temu „królestwo wywyższone”, to właśnie to, o którym mówił Daniel, że „będzie trwać wiecznie”. Nie ma zaś królestwa bez króla. Skoro więc, królestwo jest niezwykłe, to król musi też mieć szczególne znacznie. Udali się więc w daleką drogę, prowadzeni dziwnym znakiem, jaki zobaczyli na gwieździstym niebie i nie szczędząc trudów i kosztu, chcieli pokłonić się temu królowi. 

Po przybyciu do Jerozolimy, musieli narobić wiele hałasu celem swojej wyprawy, wywołując przerażenie w mieście. Pytali się wokoło mieszkańców tego wielkiego miasta: „Gdzie jest nowo narodzony król Żydów? Zobaczyliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przyszliśmy oddać Mu pokłon” (Mat; 2:2). Król Herod, zaniepokojony wizją nadejścia innego króla, postanowił w podły sposób pomóc, tak, aby pozbyć się zagrożenia. Lecz nikt nie jest w stanie Boga zaskoczyć i pokrzyżować Jego plany, jakie od wieków kreślił. Dlatego mędrcy, oddani swojej misji złożenia pokłonu królowi wiecznego królestwa, idąc za znakiem tej szczególnej gwiazdy, dotarli do celu. Mateusz opisał dość dokładnie ten moment - „weszli do domu, a gdy zobaczyli Dziecko i Jego matkę, Marię, padli na twarz, oddając Mu pokłon. Potem rozłożyli swe skarby i ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę” (Mat. 2:11). Weszli do domu, już nie do stajni, zobaczyli Dziecko i Marię, matkę Jego, lecz pokłon i dary złożyli tylko Jezusowi, Królowi wszystkich królów i Panu wszystkich panów. Jak gdyby wiedzieli, że Jego imię „jest ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano w niebiosach, na ziemi i pod ziemią i aby każdy język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca” (Filip. 2:9,10).

Jemu, Chrystusowi Panu poświęcone są te święta. Niech tak dzieje się w domach tych, gdzie On jest Panem.

Henryk Hukisz

Wednesday, December 11, 2019

Kryształowy Feliks

Nie trzeba być pilnym obserwatorem obecnych wydarzeń aby nie zauważyć, że prawie wszystkie media, a szczególnie tzw. wolne, czyli te, bardziej niezależne, przynoszą coraz to nowe informacje na temat pewnego ważnego polityka, który zyskał miano „kryształowego”. Lecz niezbyt długo cieszył się takim określeniem, bo już po kilku dniach kryształ popękał i ci, którzy tak go nazywali, teraz unikają kamer i mikrofonów.

Podobne określenie pojawia się również w Nowym Testamencie. Jest to słowo „najczcigodniejszy” (Łuk. 1:3), w oryginale "κρατιστε"  [kratiste], co znaczy „najbardziej doskonały”. To wyrażenie jest stopniem najwyższym od słowa „kratos”, które znaczy „wigor”, energia” lub „dominacja”.

Zastanawiam się, czy współcześnie można kogoś nazwać „najczcigodniejszy”, albo prościej, „kryształowy”, bo chyba te dwa określenia można potraktować jako synonimy. Moim skromnym zdaniem, dziś jest bardzo trudno znaleźć taka osobę, chyba, że używa się podobnych określeń wyłącznie dla celów politycznych, albo dla bliżej nieokreślonych korzyści. 

Postanowiłem bliżej przyjrzeć się użyciu tego określenia w Nowym Testamencie, gdyż pojawia się cztery razy. Sądzę, że jedynie ewangelista Łukasz mógł nazwać kogoś tak szlachetnie, wprowadzając to słowo do natchnionych Pism. Osobiście też wierzę, że bliżej nieznany odbiorca pism Łukasza Teofil, mógł zupełnie szczerze cieszyć się tym nadaniem, gdyż jego greckie imię θεοφιλε [theophile] znaczy „przyjaciel Boga”. A to zobowiązuje, i to bardzo. 

Ten sam autor użył jeszcze raz to określenie w nawiązaniu do dwóch innych osób w drugiej księdze, jaką nam zostawił. Pojawiły się one w czasie ostatniej podróży apostoła Pawła, już nie stricte misyjnej, lecz jako więzień. I tak, określenie „najdostojniejszy” (greckie κρατιστε  [kratiste]), spotykamy w odniesieniu do Feliksa, namiestnika rzymskiego. Apostoł  Paweł, po tym, jak został oskarżony w Jerozolimie przez czyhających na jego życie Żydów, znalazł schronienie u rzymskiego prokuratora. W drodze z Jerozolimy do Cezarei, gdzie rezydował namiestnik cesarski, Paweł miał zapewnioną ochronę specjalnym glejtem, listem Klaudiusza Lizjasza, zaadresowanym do „najdostojniejszego namiestnika” (Dz.Ap. 23:26). Jeśli zastanawiamy się, czy posiadacz tak szlachetnego miana, był tego godzien, to myślę, że nie. Sądzę, że użycie tego przymiotnika wynikało jedynie ze zwykłej rzymskiej przebiegłości, gdyż autorowi listu zależało na odbiorze „towaru”, do jakiego ten list został dołączony. Taki był wtedy zwyczaj, co widzimy nieco dalej, gdy do Feliksa, w ślad za więźniem przybył „arcykapłan Ananiasz z kilkoma starszymi i retorem, niejakim Tertullosem” (Dz.Ap. 24:1), aby wnieść oficjalne oskarżenie przeciwko Pawłowi. Oni to, gdy stanęli przed obliczem rzymskiego prokuratora, chwaląc go za przeprowadzone reformy, być może w zakresie sądownictwa, zwrócili się do niego między innymi: „...zawsze i wszędzie przyjmujemy to (reformy), najdostojniejszy Feliksie, z wielką wdzięcznością” (w. 3)

Feliks miał szczególny sentyment do Żydów, gdyż ożenił się z Żydówką Druzyllą. Sądzę, że teraz chciał wykorzystać obecność Pawła w Cezarei, aby dowiedzieć się czegoś więcej o sporze przywódców żydowskich ze zwolennikiem Chrystusa. Z opisu tego spotkania dowiadujemy się, że Filip znał dość dobrze „Drogę”, czyli naukę Jezusa, jaką głosił apostoł Paweł W trakcie tych przesłuchań, Paweł otwarcie mówił o Chrystusie, o sprawiedliwości i o zmartwychwstaniu. Wówczas Feliks „przestraszony odpowiedział: „Na teraz wystarczy, odejdź! W stosownej chwili przywołam cię ponownie. Spodziewał się przy tym, że dostanie od Pawła pieniądze” (Dz.Ap. 24:26). Więc jednak z tą szlachetnością Feliks miał niewiele wspólnego, a mianem kryształu cieszył się jedynie z powodu powierzchownej, a raczej przebiegłej grzeczności otaczających go ludzi.

Feliks jest postacią, jakie często spotykamy w naszych czasach. Są to ludzie, którzy dużo wiedzą o chrześcijaństwie, znają treść ewangelii, nawet potrafią poprawnie wyrażać się o Bogu. Cieszą się dobrą opinią, nazywają ich „braćmi i siostrami”, a może mają nawet bardziej „duchowe” tytuły, gdyż zostali powołani na znaczące stanowiska w strukturach religijnych. Lecz robią to dla zaszczytów, pozycji, władzy, a przede wszystkim dla pieniędzy. Sami decydują o tym, co jest prawdą, a co nie. A jeśli dociera do nich jakaś wiadomość, która nie pasuje do ich dotychczasowego przekonania, mówią: „Dość!”. Ich szlachetność, kryształowość wówczas szybko traci blask. 

Szczególnej uwadze polecam kolejną osobę obdarowaną tym szlachetnym tytułem. A mianowicie chodzi o Festusa, następcę Feliksa, który po dwóch latach objął urząd prokuratora. Gdy znów wezwano Pawła na przesłuchanie, w Cezareii przebywał król Agryppa z małżonką Berenike, którzy chcieli również posłuchać Pawła. W czasie tego przesłuchania, król mógł osobiście usłyszeć wiele ciekawych szczegółów z życia apostoła, jego świadectwo o spotkaniu z Chrystusem i o nadziei zmartwychwstania. Dla chłodnego rzymianina, to wszystko było pozbawione logiki i racjonalizmu. Natomiast Festus, po usłyszeniu ewangelii z ust apostoła zawołał: „Tracisz rozum, Pawle! Wielka uczoność przywodzi cię do szaleństwa” (Dz.Ap. 26:24). Wówczas Paweł, sądzę, że ze szczerego serca, zwrócił się do niego: „Nie tracę rozumu, najdostojniejszy Festusie, lecz słowa, które mówię, są prawdziwe i przemyślane” (w. 25). Nie było to jakieś nieprzemyślane słowo, lecz wypowiedziane w efekcie głębszej refleksji.

Spotykamy się w obu tych przypadkach z reakcją człowieka, który został nazwany „najdostojniejszy”, czyli „kryształowy” i widzimy jego reakcję na prawdę, o której się dowiaduje z ust apostoła Pawła. Feliks, gdy usłyszał o zmartwychwstaniu, zareagował kategorycznym - „odejdź!”. Potrafił być miłym, lecz jedynie dla pieniędzy, dla utrzymania władzy. Natomiast Festus posądził Pawła o szaleństwo, gdy tylko wspomniał o Mesjaszu, że „musi cierpieć, że jako pierwszy ze zmartwychwstałych, będzie głosił światło ludowi i poganom” (Dz.Ap. 26:23). Sam chciał decydować o tym, co prawdziwe i racjonalne, a co jest jedynie szaleństwem, jakimś mitem. Nawet jeśli zasłużył na przydomek „najdostojniejszy”, nic mu to nie pomogło, gdyż liczy się jedynie prawda.

Wtedy Paweł zwrócił się do świadka tej debaty, do króla Agryppy z pytaniem: „Czy wierzysz, królu Agryppo prorokom? Wiem, że wierzysz” (Dz.Ap. 26:27). Agryppa zareagował natychmiast i wyznał: „Niewiele brakuje, a przekonasz mnie, bym został chrześcijaninem” (w. 28). Z ostatnich wersetów tego historycznego zapisu dowiadujemy się, ze król był gotowy Pawła zwolnić, gdyby nie odwołanie się do samego cesarza. Jednak Pawłowi było pisane udać się do Rzymu. Gdy Pan ukazał się mu w Jerozolimie, to powiedział: „Odwagi, jak bowiem dałeś o Mnie świadectwo w Jeruzalem, tak trzeba dać świadectwo i w Rzymie” (Dz.Ap. 23:11).

Na zakończenie kilka słów o Łukaszu, o autorze Ewangelii i Dziejów Apostolskich. Jak wiemy, Łukasz bardzo dbał o wierność przekazu, dlatego dokładnie sprawdzał wszelkie informacje, jakie krążyły w tamtym czasie. Chodzi o to, aby prawda, jaką przyjmujemy, była naprawdę Bożą prawdą.

Ewangelista Łukasz, był człowiekiem wykształconym, był lekarzem, więc zwykł stawiać sprawdzone diagnozy, po dokładnym rozpoznaniu. Jeśli zwracał się do kogoś, nazywając go „kratiste”, co znaczy „najczcigodniejszy”, to z pewnością, miał takie zdanie o tym człowieku. Tak właśnie Łukasz nazwał Teofila, któremu starał się opisać wydarzenia, „które dokonały się wśród nas, zgodnie z tym, jak je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami Słowa” (Łuk. 1:1,2). Dalej, autor ewangelii wyjaśnia cel spisania wszystkiego, co wydarzyło się w życiu Jezusa Chrystusa. A mianowicie, zapewnia on, że zanim wziął do ręki pióro, to osobiście postanowił „wszystko dokładnie zbadać i po kolei wiernie opisać” (w. 3). Natomiast celem tego ogromnego dzieła, jakiego się podjął, była trosko o to, aby czytelnik „nabrał przekonania, że to, czego nauczono, jest prawdziwe” (w. 4).

Kończąc to niezwykłe rozważanie, chcę jasno powiedzieć, że z tej trójki „najdostojniejszych” Rzymian, jedynie Teofil, przyjaciel Łukasza mógł cieszyć się prawdziwie z tego określenia. Jedynie on miał szczere pragnienie nabrać przekonania, że to, czego się nauczył, jest prawdziwe. Oryginalne słowo, przetłumaczone a naszym przekładzie jako „prawdziwe”, to „asphaleia”, co znaczy „pewne, bezpieczne, solidne”. O takie poznanie prawdy chodziło Łukaszowi, gdy przekonywał Teofila. 

Warto jest więc zastanowić się nad tym, o jakie poznanie prawdy nam chodzi. Czy o to, aby mieć solidne, bezpieczne przekonanie, że podstawą naszej wiary jest absolutna prawda, czy tylko taka, jak nam pasuje, jaka nie naraża na ośmieszenie ze strony współczesnej nauki i kultury, jak na przykład filozofia feministyczna.

Obawiam się, że wielu współczesnych nauczycieli, pastorów, przywódców bardziej dba o to, jak ich tytułują w środowisku tego świata, niż o prawdę objawioną w Biblii. Po prostu, nie chcą się ośmieszać, albo stracić jakąś intratną pozycję. 

Kryształ lubi pękać. 

Henryk Hukisz

Thursday, December 5, 2019

Wielkie przygotowanie

W Biblii nie znajdujemy żadnego potwierdzenia, jakoby w pierwotnym kościele, uczniowie Pana Jezusa obchodzili urodziny swojego Mistrza. Lecz chociaż nie ma żadnych wiarygodnych dowodów, to przyznam, że nie ma też powodów, aby nie świętować Pamiątki Narodzin Jezusa Chrystusa. Bezsprzeczną prawdą jest, że nasz Pan się narodził. A skoro obchodzimy urodziny naszych bliskich i ukochanych, to dlaczego nie mielibyśmy cieszyć się uroczyście z tego biblijnego faktu. 

Z pewnością musimy pamiętać, że w całym tym wydarzeniu najważniejszy jest Solenizant, a nie samo świętowanie. Niestety, to co nas otacza w tym przedświątecznym okresie, może jedynie zniechęcić. Lecz uważam, że pomimo całej świeckiej tradycji, możemy w naszych domach przygotowywać się do obchodzenia pamiątki narodzin naszego Zbawiciela.

Ewangelista Łukasz poświęcił temu faktowi najwięcej miejsca w swoim „dokładnie zbadanym(Łuk. 1:2) opisie życia, czynów i nauczania Pana Jezusa. Jak widzimy w dwóch pierwszych rozdziałach tej Ewangelii, Bóg nie zaskakiwał osób, które wybrał do tego wielkiego wydarzenia, lecz wcześniej je przygotowywał. 

Boży anioł Gabriel przygotował kapłana Zachariasza i jego żonę Elżbietę do wprowadzenia na ten świat Bożego herolda. Ich syn, którego nawet imię zostało przygotowane przez Boga, miał wypełnić jedno z najważniejszych proroctw, jakim kończy się Stary Testament - „On skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ojcom, abym, przychodząc, nie poraził ziemi klątwą” (Mal. 3:24 [4:6]). Jan Chrzciciel, gdyż o nim jest mowa, wypełnił powierzone mu zadanie z wielkim poświęceniem, płacąc swoją głową.

Ten sam anioł, który już wcześniej, wiele wieków przed tym doniosłym wydarzeniem, pojawił się w Babilonie, aby podczas wieczornej ofiary wyjaśnić Danielowi znaczenie siedemdziesięciu tygodni, jakie „wyznaczono twojemu narodowi i twojemu świętemu miastu, by ustało przestępstwo i zaniechano grzechu, by dokonano przebłagania za winę i zapowiedziano wieczną sprawiedliwość” (Dan. 9:24). Teraz udał się do Nazaretu, aby oznajmić narzeczonej Józefa, o wdzięcznym imieniu Miriam: „Nie bój się Mario, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i urodzisz syna, i nadasz mu imię Jezus. Będzie On wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron jego ojca Dawida. Będzie królował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łuk. 1:31-33). Gabriel oznajmił Marii, że jej ciocia Elżbieta spodziewa się również dzieciątka, pomimo, że wszystkim wiadomo, iż jest bezpłodna. To wszystko dzieje się dlatego, że „dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (w. 37).

Po tych słowach Maria wypowiedziała jedno z najważniejszych zdań: „Oto ja służebnica Pana, niech się stanie według twego słowa” (Łuk. 1:38). Maria, będąc bardzo pobożną kobietą wiedziała, że jej stosunek, do wszystkiego co Bóg jej wyznaczył, może być tylko jeden - jestem „służebnicą Pana”. Wszystkie opisy z życia Pana Jezusa świadczą o tym niezbicie, że Maria pozostała służebnicą Pana wobec Jezusa, którego urodziła. Pilnie obserwowała wszystko co działo się w życiu jej syna i była obecna przy nim, aż do krzyżowej śmierci.

Maria, gdy tylko anioł odszedł, udała się w podróż do swojej krewnej. Jej spotkanie z Elżbietą ma również niesamowity wydźwięk. Jest świadectwem wielkiej troski o wypełnienie każdego szczegółu Bożego planu. Wierzę, że podobnie jak Elżbieta, żona kapłana służącego wiernie Panu, również Maria miała serce przygotowane do Bożego zadania. Znała dobrze Pisma Święte. Szczególnie znała historie, świadczące o Bożym działaniu dla odkupienia ludzi z ich grzechów. Musiała dobrze znać czasy sędziów, gdy „nie było króla w Izraelu i każdy robił to, co sam uważał za słuszne” (Sędz. 21:25). Były to czasy anarchii, gdy „Słowo Pana nie było częste i widzenia nie były liczne” (1 Sam. 3:1)

Wówczas to, bezdzietna żona Elkany Anna, spędzała sporo czasu w Przybytku Pana i „długo się modliła przed obliczem Pana” (1 Sam. 1:12). Pomimo braku zrozumienia ze strony kapłana Heliego, Anna była gotowa poświęcić Panu swego syna, o którego gorliwie się modliła. Jej modlitwa została zapisana w kronikach Izraela, dlatego Maria, która gorliwie modliła się o powrót Izraela do Boga i Jego przykazań, znała tę modlitwę. Podczas wizyty u Elżbiety, gdy w jej łonie poruszyło się dziecię, Maria zawołała do Boga prawie dosłownie jak Anna, jej poprzedniczka.

Oto proste zestawienie tych dwóch tak ważnych modlitw.

Łuk. 1:46  Wtedy Maria powiedziała:
Wysławiam Pana z głębi duszy!
47  Bóg, mój Zbawiciel, radością przepełnia mojego ducha,
48  bo wejrzał na pokorę swojej służebnicy.
Odtąd błogosławioną będą mnie nazywać wszystkie pokolenia,
49  gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmogący, święte jest Jego imię.
50  A miłosierdzie Jego z pokolenia na pokolenie, dla tych, którzy się Go boją.
51  Potężnych czynów dokonał swoim ramieniem, zniweczył zamiary pysznych, powzięte w ich sercach.
52  Strącił władców z tronów, a pokornych wywyższył,
53  głodujących nakarmił do syta, a bogatych pozbawił wszystkiego.
54  Przyszedł z pomocą swemu słudze Izraelowi, pamięta bowiem o swoim miłosierdziu,
55  jak przyrzekł naszym praojcom, Abrahamowi i jego potomkom po wszystkie wieki.

1Sam. 2:1   Anna zaś tak się modliła:
Raduje się moje serce w Panu, moja moc dzięki Panu wzrasta. Szeroko są otwarte me usta przeciw moim wrogom, raduje się bowiem z Twego wybawienia. 
2   Nikt nie jest tak święty, jak Pan, gdyż nie ma nikogo poza Tobą i nie ma takiej skały jak nasz Bóg.
3   Przestańcie mnożyć słowa wzniosłe. Niech nie wychodzi z waszych ust wzniosła mowa, gdyż Pan jest Bogiem wszechwiedzącym, i to On waży uczynki.
4   Łuki mocarzy się łamią, a słabi przepasują się mocą.
5   Syci za chleb się wynajmują, a głodni odpoczywają. Niepłodna rodzi siedmioro, a wielodzietna staje się bezpłodna.
6   Pan uśmierca i ożywia, sprowadza do Szeolu i wyprowadza,
7   Pan czyni biednym i bogatym, poniża i wywyższa.
8   Biednego dźwiga z prochu, z gnoju podnosi ubogiego, by go posadzić wśród dostojników. I da im w dziedzictwo tron chwały. Do Pana bowiem należą filary ziemi, On na nich świat osadził.
9   Stopy pobożnych będzie ochraniał, bezbożni zaś zginą w ciemności, bo nie dzięki sile człowiek staje się mocny.
10   Pan zdruzgoce swoich przeciwników, On zagrzmi przeciw nim w niebiosach. Pan osądzi krańce ziemi. On da siłę swojemu królowi, pomnoży moc swego pomazańca.

Wierzę, że słowa tych modlitw zachęcą i nas do przybliżenia się do Pana nie tylko w czasie świątecznym. Jeśli obserwujemy nasze czasy, to możemy zobaczyć wiele podobieństw do tych okresów, gdy Słowo Pana nie było często stosowane w życiu narodu wybranego. Podobnie jak w czasie narodzin Chrystusa, znawcy Prawa i nauczyciele Zakonu, byli podobni do „pobielanych grobów, które na zewnątrz wyglądają pięknie, wewnątrz jednak są pełne kości umarłych i gnijących szczątków” (Mat. 23:27). Dlatego Pan Jezus, gdy już rozpoczął swoją służbę, nauczał: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie doskonalsza niż nauczycieli Prawa i faryzeuszy, nigdy nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (Mat. 5:20)

Nasze zbawienie, dzięki łasce naszego Pana, jest darem dla każdego. Nie musimy na nie zasłużyć, ani niczym płacić, gdyż zostało w pełni wykonane na krzyżu Golgoty. Lecz to nie znaczy, że nie musimy nic robić, aby je zachować do końca. Musimy cały czas trwać w przygotowaniu się na ten wielki dzień, gdy Pan znów powróci. Podobnie jak panny oczekujące na oblubieńca. Gdy „o północy powstał krzyk: Oto oblubieniec, wyjdźcie na spotkanie (Mat. 25:6), to tylko te panny, które były przygotowane, „weszły z nim na wesele i drzwi zostały zamknięte” (w. 10).

Nikt nie powinien być zaskoczony, gdyż Chrystus, którego narodziny tak uroczyście świętuje mnóstwo chrześcijan, ostrzegał: „Dlatego i wy bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie spodziewacie” (Mat. 24:44).

Przygotowanie się na to wydarzenie jest dużo ważniejsze niż do nadchodzących świąt wspominania narodzin Pana Jezusa.

Henryk Hukisz

Thursday, November 28, 2019

Pomoc z Egiptu

W czasie, gdy pełniłem posługę duszpasterską w aglomeracji chicagowskiej, dwoje rodaków postanowiło wziąć ślub. Byli ewangelicznie wierzącymi, lecz pochodzili z katolickich rodzin. W spotkaniu, na którym omawialiśmy tą uroczystość, udział wzięły mamy obojga młodych. Pamiętam, jak podczas rozmowy na temat przebiegu zaślubin, jedna z matek na dowód, że nie aprobuje „ślubu bez księdza”, wybiegła na ulicę i leżąc na chodniku głośno odmawiała „zdrowaśki”.

Zanim wyjechałem za ocean, przez kilkanaście lat byłem pastorem zboru w Poznaniu. Był to okres szczególnego przebudzenia. Nawracało się sporo młodych ludzi, głównie studentów wielu poznańskich uczelni. Chrzty odbywały się kilkakrotnie w roku, nieraz kilkadziesiąt osób naraz. Jedna z tych uroczystości stanowi tło na moim profilu FB. Ten chrzest, jak i wiele innych, odbył się w basenie miejskiej pływalni, która znajdowała się w budynku przedwojennej synagogi.

Zdecydowana większość katechumenów wywodziła się z rodzin katolickich. Byłem świadkiem wielu zmagań, jakich ci młodzi ludzie doświadczali z powodu sprzeciwu rodziców. Dlatego, szanując prawa ich rodziców, do chrztu dopuszczane były osoby po osiągnięciu dojrzałości prawnej, gdyż wówczas sami decydowali o swoim życiu. Były oczywiście przypadki, gdy rodzice wyrzekali się swoich dzieci z powodu „zdrady tradycyjnej wiary”. Wiem, że w naszym tradycyjnie katolickim narodzie jest mnóstwo przypadków godnych przelania na papier książek, czy nawet mogłyby stanowić kanwę ciekawych scenariuszy filmowych.

Muszę z całym zdecydowaniem oświadczyć, że doktryna kościoła katolickiego, od kilkunastu wieków nie ma wielu wspólnych punktów stycznych z Biblią. Większość dogmatów, a szczególnie te najważniejsze, jak zbawienie, istota Boga, czy naśladowanie Chrystusa, są jedynie wymysłem gremiów soborowych, czy innych osób tzw. świętych. Nie będę teraz udowadniać tej tezy, wystarczy czytać Biblię, aby upewnić się, że wyznawcy kościoła katolickiego nie znają i nie praktykują Bożych Prawd, jakie znajdują się na stronach Pisma Świętego.

Dlaczego o tym piszę? Przede wszystkim dlatego, że pojawiła się w przestrzeni medialnej informacja na temat zaproszenia i udziału katolickiego działacza Marcina Zielińskiego w ewangelicznej imprezie, która została określona przez jej organizatorów, jako wydarzenie ewangelizacyjne. Opieram się na oficjalnej informacji organizatorów Bazy Centrum w Warszawie.

Pomimo licznych zapytań i wątpliwości, że „Zieliński w swoich filmach i podczas modlitw zwracał się do Maryi, zachęcał do robienia dla niej selfie, wyraził wiarę w dogmat o jej wniebowstąpieniu, stwierdził, że zna protestantów, którzy "kochają Matkę Bożą”, a także gorąco zachęcał do czytania katechizmu Kościoła katolickiego. Między innymi te fakty wzbudziły wątpliwość ewangelicznych chrześcijan.” (Tak na marginesie tej informacji, to albo pan Zieliński nie zna katechizmu, albo jest to błąd redaktorów tego tekstu - dogmat dotyczący Maryi brzmi „wniebowzięcie NMP”, a nie wniebowstąpienie).  

Pomimo takich opinii i zastrzeżeń, czytamy dalej w oświadczeniu organizatorów tej ewangelicznej konferencji: „Podjęliśmy decyzję o zaproszeniu Marcina Zielińskiego na konferencję znając go osobiście, jak i znając jego nauczanie i poglądy. (...) Rozpoznajemy, że Marcin Zieliński jest osobą używaną przez Boga w służbie modlitwy o uzdrowienie, a  ze względu na swój młody wiek, wierzymy, że będzie inspirować do takiej służby inne młode osoby” (żródło). Swoją drogą, ciekawy jestem co na to pastorzy, którzy regularnie modlą się o uzdrowienie w zborach zielonoświątkowych? A może już takich nie ma? Widocznie zbyt długo byłem poza naszym krajem.

Rano, jak zwykle, spędzam czas na lekturze Bożego Słowa. Jest to dla mnie szczególny czas łączności z moim Panem, gdy wsłuchuję się w Jego głos. Często odbieram zachętę do życia w zgodzie z Jego Słowem i proszę o siłę Ducha, aby naśladować mego Pana. Dziś czytałem w księdze proroka Izajasza takie słowa:

„Biada przekornym synom, mówi Pan, którzy wykonują plan, lecz nie mój, i zawierają przymierze, lecz nie w moim duchu, aby dodawać grzech do grzechu. Wyruszają hen do Egiptu, nie radząc się moich ust, aby oddać się pod opiekę faraona i szukać schronienia w cieniu Egiptu (...) wszyscy zawiodą się na ludzie, który jest nieużyteczny, nie udzieli pomocy ani nie da korzyści, przyniesie raczej wstyd, a nawet hańbę” (Izaj. 30:1,2, 5).

Pozostawiam ten tekst bez własnego komentarza. Dodam jedynie, że Egipt dla ludu Bożego był i zawsze pozostał jako oprawca, spod niewoli którego wyzwolił ich Pan. Jeśli przeniesiemy tę zależność do naszych czasów, to przez analogię można powiedzieć, że wielu naszych braci i sióstr w Chrystusie, zostało wyprowadzonych spod panowania tradycji, która narzucała, a nawet wprost zmuszała ich do postępowania zgodnego z doktryną katolicką, a nie tak, jak tego oczekuje Bóg. Pamiętam wiele rozmów z katechumenami, którzy mieli mnóstwo pytań, jak odnieść się do różnych tradycyjnych zwyczajów, jak na przykład: udział w mszy, przyjmowanie sakramentów, odmawianie różańca, klękanie przed obrazami i figurami, itp.

Osobiście nie miałem takich problemów, ponieważ zostałem wychowany od dziecka przez rodziców wierzących ewangelicznie. Lecz zdaję sobie sprawę, że osoby, które zdecydowały się wyjść z „katolickiego Egiptu”, nawet za cenę prześladowań, odrzucenia, czy nawet wyklęcia, chcą żyć w wolności Ducha, podporządkowując się Słowu Bożemu. Żyją zgodnie z postanowieniem, jakie można wyrazić w słowach: „Nigdy więcej Egiptu!”

Sytuacja, w jakiej te osoby stawia się obecnie, przez wprowadzanie do usługiwania i nauczania aktywistów kościoła katolickiego, z pewnością nie może być przyjęta z zadowoleniem i akceptacją. To tak, ja gdyby poddano w wątpliwość ich decyzję odejścia ze wspólnoty kościoła, który nie naucza i nie praktykuje Słowa Bożego. Wielu z nich mogłoby teraz zapytać: „To po co wychodziłem z KK?”

Proszę nie mówić, że to odosobniona sytuacja. O nie. W innym kościele ewangelicznym, przynajmniej z nazwy, lider młodzieży ślub bierze w kościele katolickim, przyrzekając kapłanowi, że swoje dzieci wychowa zgodnie z nauką katolicką. Pastor, uczestniczący w uroczystości zaślubin, stojąc obok katolickiego księdza, wyraził tym swoja aprobatę.

Nie chcę podawać innych przykładów, a jest ich naprawdę sporo. Pytam się więc: „Quo vadis kościele ewangeliczny?”

Henryk Hukisz