Wednesday, October 30, 2013

Ciągle aktualne

Z pewnością czytelnicy mojego bloga zauważyli, że dość częstym tematem moich rozważań są odstępstwa współczesnego kościoła chrześcijańskiego od nauki apostolskiej. Osobiście uważam, że jest to bardzo ważny temat, ponieważ chodzi o to, aby Oblubienica przygotowywała się na spotkanie z Umiłowanym, w jak najlepszej kondycji zdrowotnej, jaką może zapewnić jej jedynie zdrowy duchowy pokarm.

Słowo Boże,  jakie zostało zapisane pod natchnieniem Ducha Świętego prawie dwa tysiące lat temu, zwraca uwagę na niebezpieczeństwa, jakie pojawią się w końcu czasów. Bóg ostrzega nas przed czymś, co na pewno pojawi się w Kościele, a nie przed ewentualnością takiego zagrożenia.
Jednym z moich ulubionych sług Słowa, którego Pan zabrał już do Siebie, jest Dawid Wilkerson. Do końca swojej służby zwiastował zdrową naukę, ostrzegał przed odstępstwami, piętnował niebiblijne praktyki, z jakimi spotykał się w kościołach nie tylko amerykańskich. Chociaż dzisiaj już nie przemawia na żywo, to jego rozważania są nadal aktualne. 

Poniżej zamieszczam jedno z ostatnich rozważań Dawida Wilkersona.

NAJWIĘKSZE ZWIEDZENIE
Największym zwiedzeniem w nowoczesnym kościele jest sprawa wykorzystywania Słowa Bożego, żeby przyczepić etykietkę aprobaty na pożądliwość. Na zewnątrz doktryna Izebel działa (zobacz 1 Król. 21:14-16). Ona dała Achabowi to, czego chciał. Uzyskał prawo własności, ponieważ kiedy człowiek został ukamienowany za przestępstwo przeciwko królowi, to cała jego posiadłość przechodziła na króla.
Jezreelczyk Nabot powiedział Achabowi, że nie odda mu dziedzictwa swoich ojców, ponieważ Pan tego zabronił.
„Achab położył się na łożu swoim i odwrócił się twarzą do ściany i nie przyjmował posiłku. A gdy przyszła do niego Izebel, jego żona, zapytała go: Czemu jesteś taki posępny i nie przyjmujesz posiłków? . . . To ty sprawujesz władzę królewską w Izraelu? Wstań, przyjmij posiłek i bądź dobrej myśli. Ja dam ci winnicę Nabota Jezreelczyka” (1 Król. 21:4-7).
Posłuchajcie doktryny Izebel: „Ty jesteś królem, numer jeden i ty masz prawa. Niech nic ci nie przeszkodzi w uzyskaniu tego, czego chcesz.” Powiedziała do Achaba, „Bądź szczęśliwy! Ja ci to dam.” Jest to fałszywa ewangelia w skrócie. „Nie martw się o to. Nie czuj się smutny czy potępiany przez te pragnienia, które ciebie zżerają. Ja ci to dam.” Tak jak te zwodnicze metody jakich użyła Izebel, te doktryny przekręcają i źle wykorzystują Pismo.
Ale Achab nie mógł się cieszyć tym co otrzymał z powodu natrętnego proroka Bożego. „Wtedy doszło Eliasza Tiszbity słowo Pana tej treści: Wstań, wyjdź na spotkanie z Achabem, ...obecnie jest w winnicy Nabota, dokąd poszedł, aby ją objąć w posiadanie. I powiedz mu tak: Tak mówi Pan: Dokonałeś mordu i już objąłeś w posiadanie? ... W miejscu, gdzie psy lizały krew Nabota, psy będą lizać również twoją własną krew. ... A Achab odpowiedział Eliaszowi: Już mnie znalazłeś, wrogu mój? A on odpowiedział: Tak, znalazłem, gdyż całkowicie się zaprzedałeś, aby czynić to, co złe w oczach Pana” (1 Król. 21:17-20).
Wyobraź sobie Achaba, który chodzi po nowej posiadłości i mówi: „Czyż życie nie jest słodkie? Ach Izebel. Może nie zgadzam się ze wszystkimi jej metodami, ale jej się rzeczywiście udaje.” Ale zaraz za nim szedł prorok Eliasz.
Tak też jest dzisiaj. Bóg posyłał proroków, którzy wołali głośno, konfrontowali doktrynę materializmu Izebel i sprawiali, że chrześcijanie nie mogli się cieszyć swoimi zabawkami i zdobyczami. Zaprzedali się. Nie widzą tego, ale za tym wszystkim stoi grzech. Za każdym razem, kiedy ja zwracam się przeciwko doktrynie prosperity, odczuwam nad sobą moc Eliasza. Będziemy słyszeć coraz więcej obnażania tej doktryny Izebel. Wszędzie głosy prorocze będą słyszalne głośno i wyraźnie: „Grzech! Jesteś na drodze zaprzedania się grzechowi.”   http://sermons.worldchallenge.org/pl/node/25099
Sami osądźmy, na ile to ostrzeżenie jest aktualne i w naszych zborach.

A może słowa Chrystusa, skierowane do zboru w Tiatyrze, dotyczą również kościołów w naszych czasach?. W prawdzie Pan Kościoła powiedział do tego zboru, że ma "miłość, i wiarę, i służbę, i wytrwałość" (Obj. 2:19), to jednak na nic się to nie zdało, skoro musiał mu zarzucić: "mam ci za złe, że pozwalasz niewieście Izebel, która się podaje za prorokinię, i naucza, i zwodzi moje sługi, uprawiać wszeteczeństwo i spożywać rzeczy ofiarowane bałwanom" (w. 20)

Ciekawą rzeczą jest to, że ten rodzaj duchowego wszeteczeństwa, posiada szczególną niebezpieczną cechę - trudno z niego pokutować. Podobnie jak w zborze w Laodycei, pewność siebie samego, wyrażona słowami: "Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję" (Obj. 3:17), prowadzi do ogromnego rozczarowania, gdyż u Boga liczy się jedynie Jego własna opinia o nas, a nie to, co sami o sobie myślimy.

Już w czasach starodawnych Salomon mawiał: "Niektórym ich droga wydaje się słuszna, w rzeczywistości jest to droga do śmierci" (Prz.Sal. 14:17 [B.W-P]). Obawiam się, że w naszych czasach "duch Izebel" jest nadal aktywny i zwodzi wielu.

Henryk Hukisz

Refleksje na podobny temat

"Bóg o imieniu Potencjał"
"Wygodny kościół"
"Konsumpcyjne chrześcijaństwo"




Monday, October 28, 2013

Z jednej krwi



 Przekraczając granicę Stanów Zjednoczonych byłem często poddawany dokładnej kontroli. Konieczność  takiego działania w stosunku do każdego, kto przyjeżdża do tego kraju, tłumaczono zagrożeniem terrorystycznym. Przyznam, że w takiej sytuacji czułem się dotknięty zrównaniem mojego kraju, z tymi, skąd wywodzi się zdecydowana większość terrorystów. Ale trudno, żyjemy w czasie szczególnie niebezpiecznym i nigdy za dużo ostrożności.
Ujawnione ostatnio bezprawne działania amerykańskiej agencji NSA, odpowiednika polskiej Agencji Bezpieczństwa Norodowego, wobec kanclerza sojuszniczego państwa, wywołały uzasadnione oburzenie w świecie. Niestety, nie w całym świecie, gdyż tutaj, w Stanach Zjednoczonych  publikatory medialne, albo milczą, albo wypowiadają zdania polityków, którzy wyrażają zdziwienie gwałtowną reakcją w Europie. Pojawiają się nawet wypowiedzi polityków i dziennikarzy, że inne narody powinny być wdzięczne za szpiegowanie ich przywódców, gdyż dzięki temu mają zapewnione większe bezpieczeństwo. Czyżby wybrany w demokratycznych wyborach kanclerz stanowił zagrożenie terrorystyczne dla narodu niemieckiego?
Starałem się zachować dystans do tej sprawy, pomimo olbrzymiego nagłośnienia jej na starym kontynencie. Jednak w związku z powiększeniem się grona przywódców państw, którzy byli podsłuchiwani przez wywiad amerykański, dla bezpieczeństwa tych narodów, zrozumiałem, że problem leży w świadomości polityków i nie tylko, iż ten kraj może pozwolić sobie na więcej, niż inne. Dlatego NSA prowadzi działalność szpiegowską, mając na to przyzwolenie amerykańskiego narodu. Dla spokoju własnego sumienia, zacząłem zastanawiać się, co na to Biblia, moje ulubione źródło wszelkiej informacji?
Prorok Malachiasz, działając pod koniec okresu starotestamentowego, a więc jakby już zaglądając w nasze czasy, napisał wiele ciekawych uwag odnośnie współczesnych wydarzeń. Czytamy w tej księdze o powszechnym odstępstwie od wiary, pomimo trwania w obrzędach religijnych, jak to już dzieje się w większości kościołów. Prorok wskazywał również na występowanie braku poszanowania i wzajemnego zaufania – „Czy nie mamy wszyscy jednego ojca? Czy nie jeden Bóg nas stworzył? Dlaczego oszukujemy się wzajemnie i bezcześcimy przymierze naszych ojców?” (Mal. 2:10). Słowo „oszukiwać”, w oryginale znaczy dosłownie, „zdradzać”, „traktować fałszywie”.
A przecież jesteśmy stworzeni przez tego samego Boga. On uczynił wszystkich ludzi równymi. Apostoł Paweł, gdy znalazł się w ówczesnej stolicy filozofów w Atenach, wygłosił ponadczasową mowę o Bogu i stworzonym przez Niego świecie. Powiedział między innymi, że Bóg: „z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania” (DzAp. 17:26). I tu znów muszę odwołać się do oryginału, w którym jest powiedziane, że Bóg uczynił „z jednej krwi wszystkie narody ludzkie”, jak jest to lepiej oddane w poczciwej Biblii Gdańskiej: „uczynił z jednej krwi wszystek naród ludzki”. A to znaczy, że wszyscy jesteśmy równi, gdyż w naszych żyłach płynie jednakowa krew. Żaden naród nie może sobie przyznać większego prawa do kontrolowania czy szpiegowania innego narodu. Takie pojęcie mogę wyprowadzić z nauczania biblijnego na temat narodów i Boga, który jest jedynym suwerennym Panem.
Apostoł Piotr miał pewien kłopot ze zrozumieniem tej prawdy. Myślę, że wynikało to z wychowania w duchu Zakonu, jaki został nadany narodowi wybranemu, czyli Izraelowi. Lecz czas dany temu narodowi skończył się wraz z nastaniem nowego przymierza. Apostołowie otrzymali tzw, Wielkie Polecenie – „Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mat. 28:19). Od tego momentu Bóg chciał, aby wszyscy ludzie byli traktowani jednakowo. Apostoł Piotr, przemierzając okolice Jerozolimy głosił ewangelię jedynie Żydom, będąc przekonanym, że pozostałe narody są nieczyste. Natomiast w niedalekiej Cezarei, setnik rzymski poszukiwał w modlitwie Boga i Jego łaski. Piotr, gdy usłyszał, że ma pójść do domu poganina, powołując się na swoją pobożność, powiedział: „Przenigdy”. Ponieważ dobrze znał głos swego Pasterza, który w objawieniu przekonywał go, że to, co Bóg oczyścił, jest czyste, poszedł. Gdy tylko przekroczył próg domu Korneliusza wyznał, że „Bóg dał mi znak, żebym żadnego człowieka nie nazywał skalanym lub nieczystym” (DzAp. 10:28). Kazanie, jakie wygłosił w tym domu rozpoczął od słów: „Teraz pojmuję naprawdę, że Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje” (w. 34,35).  
Rozumiem potrzebę szpiegowania w celu zdobycia informacji na temat zagrożenia ze strony wroga. W świecie, w którym przywódcy państw i politycy nie kierują się Bożym prawem, istnieją napięcia i wojny. Dla zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom kraju, jego przywódcy używają wszelkich dostępnych współcześnie środków technicznych, aby wiedzieć jak najwcześniej o wrogich zamiarach przeciwnika. Lecz jeśli motywem takiego działania jest przyznanie sobie wyższości nad innymi narodami, i w czasie oficjalnych spotkań, mówi się o przyjaźni i współpracy, a za plecami montuje się urządzenia podsłuchowe, świadczy to o całkowitym braku poszanowania równości.
Jak dobrze, że w Bożym Królestwie wzajemne relacje buduje się z poszanowaniem równości wszystkich ludzi przed Bogiem. Pan Jezus złożył swoje życie w ofierze za wszystkich, bez względu na przynależność narodową, kolor skóry, czy status społeczny.
Henryk Hukisz   

Monday, October 21, 2013

Kolacja u Pawła



Wyjaśniam na samym początku, że to rozważanie nie dotyczy jedzenia, ani sposobu spędzania czasu wieczorową porą. Tytuł jest nawiązaniem do komentarza, jaki pojawił się na moim blogu. Chodzi o uwagę poczynioną odnośnie biblijnego opisu spotkania, jakie miało miejsce w Troadzie, gdy apostoł Paweł wracając do Jerozolimy, spotkał się z wierzącymi w Pana Jezusa, jak był to zwykł czynić - „dodawszy im w licznych przemowach otuchy” (DzAp. 20:2).

Wierzę, że apostoł, zgodnie z nauczaniem, jakie zostawił  wierzącym, czynił podobnie podczas spotkań z nimi. Gdy się schodzili wspólnie, wspominano słowa Pana, które wypowiedział odnośnie nowego przymierza, jakie zawarł z Kościołem, mówiąc: „Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje za was wydane; to czyńcie na pamiątkę moją. Podobnie i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moją” (1 Kor. 11:24,25).
Zgodnie z nauką, jaką pozostawił Jezus Swoim naśladowcom, na wzór pamiątki wyjścia z Egiptu, chrześcijanie byli zobowiązani "łamać chleb i pić z kielicha", na pamiątkę śmierci Pana Jezusa. Najwcześniejszy zapis biblijny wskazuje, że Wieczerza Pańska, jak dzisiaj się nazywa tę pamiątkę, była obchodzona już w pierwszym zborze w Jerozolimie – „I trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach (...) a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca” (DzAp. 2: 42, 46).
Gdy apostoł Paweł znalazł się w Troadzie, gdzie spędził cały tydzień, w przeddzień, zanim opuścił to miasto, spotkał się z miejscowym zborem Pańskim. Łukasz opisał dość dokładnie przebieg tego spotkania, które miało miejsce na górnym piętrze, wieczorem przy otwartych oknach - „pierwszego dnia po sabacie, gdy się zebraliśmy na łamanie chleba” (DzAp. 20:7).  Paweł przemawiał dość długo, nawet za długo dla pewnego młodzieńca, którego zmorzył sen, tak, że spadł ze sporej wysokości, gdyż siedział w oknie. Sądzono, że jego los zakończył się tragicznie, lecz apostoł, pełen wiary w Bożą ochronę, jaka mu towarzyszyła, nie stracił nadziei i po krótkiej modlitwie, młodzieniec wrócił na nabożeństwo, aby dalej w nim uczestniczyć i uważnie słuchać Słowa Bożego, aż do białego rana.  
Paweł, jako dobry i doświadczony mówca, wykorzystał przerwę w kazaniu, wziął do ręki chleb, złamał i spożywał... No właśnie, jak dalej przebiegało to spotkanie?
Mój adwersarz, w swoim komentarzu do mojego rozważania na temat chrześcijańskiej Niedzieli (Czy Sabat jest w Niedziele?), twierdzi, że apostoł Paweł będąc w Troadzie, spożywał jedynie swoją kolację. Bazując na egzegezie gramatycznej uważa, że liczba pojedyncza czasowników „łamał” i „spożywał” uprawnia go do twierdzenia, że w czasie tego spotkania, nie obchodzono Wieczerzy Pańskiej. Co więc w tym czasie robili zgromadzeni w liczbie mnogiej słuchacze mowy Pawła? Czyżby byli jedynie biernymi obserwatorami kolacji, jaką apostoł spożywał w liczbie pojedynczej?
Do takiego wniosku można dojść, jeżeli zwraca się uwagę na literę, nawet jeśli jest to litera Bożego Słowa. Apostoł Paweł napisał w jednym ze swoich licznych listów do wierzących: „litera zabija, duch zaś ożywia” (2 Kor. 3:6).
Prawdą jest, że obchodzenie Pamiątki Śmierci Chrystusa, nazywanej również Wieczerzą Pańską,  Komunią lub Eucharystią, w zależności od tradycji danej społeczności chrześcijańskiej, w pierwszym wieku przebiegało zupełnie inaczej, niż czynimy to współcześnie. Wówczas były to raczej wspólne wieczerze, bardziej podobne do naszych spotkań „agape”, niż element nabożeństwa. Nie łamano specjalnie upieczonego lub przeznaczonego wyłącznie do tego celu chleba. Kielichy napełnione były zwyczajowo winem, jakie powszechnie spożywano podczas normalnych posiłków domowych. Z opisu apostoła Pawła, jaki znajdujemy w Liście do Koryntian wiemy, że podczas tych spotkań dochodziło do nieprawidłowych zachowań, gdyż spożywano wieczerzę w nieładzie, do tego okazywano pogardę wobec biedniejszych uczestników. Paweł zwrócił uwagę wierzącym w korynckim zborze, że nie na tym polega wspominanie śmierci Pana Jezusa.
Natomiast my dzisiaj, nie możemy traktować tego opisu jako wytycznych dla bardziej biblijnego sposobu obchodzneia Pamiątki Śmierci Chrystusa, ponieważ odwołanie się do litery, nie doda duchowości, gdyż „litera zabija, duch zaś ożywia”.
Podobnie jest z dniami, z jakich składają się kalendarze. Współcześnie używamy kalendarz wprowadzony pod koniec XVI wieku przez papieża Grzegorza XIII. Grecja przeszła z kalendzarza juliańskiego, jaki obowiązywał w cesarstwie rzymskim od 45 roku przed Chrystusem, dopiero na początku XX wieku. Od rodzaju kalendarza zależy liczenie dni tygodni i miesięcy. Natomiast w czasach apostolskich, oprócz kalendarza rzymskiego, Żydzi nadal obchodzili swój kalendarz, jaki opierał się na cyklach księżyca a jego początek stanowiły pierwsze słowa z Biblii: „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię” (1 Moj. 1:1).
Czy powinniśmy zachowywać kalendarz żydowski, gdyż jest bardziej biblijny, niż papieski z XVI wieku?
Apostoł Paweł wyznacza inne wydarzenie, na jakim powinnismy opierać nasze życie, nowe, jakie otrzymaliśmy w darze, z łaski. To wydarzenie jest tak doniosłe, że wszystko inne powinno „obracać się” w około niego. Chodzi o ten moment, w którym Chrystus „rozbroił nadziemskie władze i zwierzchności, i wystawił je na pokaz, odniósłszy w nim triumf nad nimi” (Kol. 2:15).
Skoro dla nas „rzeczywistością jest Chrystus(w. 17), znaczenie tracą starotestamentowe „święta lub nowie księżyca bądź sabaty” (w. 16),bez względu na to, z jakiego pochodzą kalendarza.
Pamiętajmy zawsze o pawłowej zasadzie, że „litera zabija, duch zaś ożywia”.
Henryk Hukisz  

Sunday, October 20, 2013

Uwaga - groby



 Zbliża się święto Wszystkich Świętych, jedno z najbardziej obchodzonych w Polsce, nie znane w innych częściach świata, nawet w większości katolickich. Typowa polska tradycja, masowo obchodzona bez głębszego zastanowienia się nad jej znaczeniem. Dlatego też ludzie świadomie wierzący w Pana Jezusa, zgodnie z naturą człowieka narodzonego na nowo,  nie świętują tego święta, gdyż jest niebiblijne.
Ja jednak będę pisać o grobach, lecz nie o tych odnawianych przynajmniej raz w roku na tę okoliczność, lecz o innych mogiłach. Będzie to rozważanie o grobach, o jakich mówił Pan Jezus, używając ich jako obrazu pewnej grupy ludzi. Osobnicy tej grupy bardzo pilnie podążali śladami Chrystusa, nawet o wiele gorliwiej, niż niejednokrotnie czynią to współcześnie, zadeklarowani wyznawcy nauki nowotestamentowej. Myślę o osobnikach w długich szatach, pilnie przysłuchującym się każdemu słowu, jakie wypowiedział nasz Pan w czasie, gdy chodził po ziemi, lecz nie po to, aby je wypełniać, lecz oskarżać. Jak więc wielu już się domyśla, są to faryzeusze i uczeni w Piśmie, ludzie bardzo religijni, przynajmniej za takich sami siebie uważali. O nich Pan Jezus mówił bodajże najwięcej, i do tego nie szczędził słów pełnych sarkazmu, a może nawet i kpiny, jak niektórzy dzisiaj by to ujęli.
Tej szczególnie gorliwej grupie ludzi Pan Jezus poświęcił całe mowy. Jedną z nich zapisał dla potomnych ewangelista Mateusz, poświęcajac prawie 40 współczesnych wersetów (w oryginale nie było podziału na rozdziały i wersety). Chrystus nie szczędził ostrych i wymownych słów, charakteryzując ich wprost: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że podobni jesteście do grobów pobielanych, które na zewnątrz wyglądają pięknie, ale wewnątrz są pełne trupich kości i wszelakiej nieczystości. Tak i wy na zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, wewnątrz zaś jesteście pełni obłudy i bezprawia” (Mat. 23: 27,28).
Inny ewangelista, Marek, który poświęcił więcej uwagi opisom cudów i dzieł, jakich dokonywał Chrystus, napisał na temat tej grupy ludzi dużo mniej, lecz są to słowa ostrzeżenia – „Wystrzegajcie się uczonych w Piśmie, którzy chętnie chodzą w długich szatach i lubią pozdrowienia na rynkach” (Mar. 12:38). Mateusz uzupełnił listę upodobań tych religijnych przywódców – „Lubią też pierwsze miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach, i pozdrowienia na rynkach, i tytułowanie ich przez ludzi: Rabbi” (Mat. 23:6,7).
Apostoł Paweł, ostrzegając wierzących w Pana Jezusa, nie tylko w jego czasie, lecz przez umieszczenie listy charakteryzującej kościół czasów ostatecznych w swoim liście pasterskim, kieruje te słowa również, a może szczególnie do nas, żyjących u schyłku czasu. My, którzy żyjemy o wiele bliżej tego wielkiego dnia, gdy przyjdzie nasz Pan, niż Tymoteusz, który był adresatem listów Pawła, powinniśmy uważnie przyglądać się kogo słuchamy i za czyim przykładem podążamy. Paweł napisał, że „w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy” ( 2 Tym. 3:1). Nasze tłumaczenia łagodzą wydźwięk znaczeniowy słowa "trudne". Oryginalne „chalepos” zawiera w sobie ładunek niebezpieczeństwa lub ryzyka. To słówko zostało również użyte w opisie okoliczności, w jakich Pan Jezus dokonał uwolnienia z demonicznych pęt dwóch nieszczęśników w krainie Gedareńczyków. Mateusz, opisując to zdarzenie, napisał, że byli to ludzie „opętani, wychodzący z grobów, bardzo groźni, tak iż nikt nie mógł przechodzić tą drogą” (Mat. 8:28). Może dlatego do dziś istnieje pojęcie, że na cmentarzu straszy, i wielu boi sie przechodzić w jego pobliżu, szczególnie nocną porą.
Powołuję się na znaczenie tego słówka, nie po oto, aby straszyć, lecz aby zwrócić uwagę na niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą spoufalanie się z tymi, którzy „przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy”. Apostoł Paweł, podobnie, jak Pan Jezus, ostrzega wierzących – „również tych się wystrzegaj” (2 Tym. 3:5).
Piszę o tym, ponieważ zauważam niebezpieczny tręd traktowania po przyjacielsku tych, którzy świadomie odstępują od prawdy, jedynej, jaką możemy znaleźć i przyjąć w Biblii. Słowo Boże jest niezmienne, ponieważ „przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany” (2 Tym. 3:16,17). Nie nawołuję do nienawiści, lecz umiłowania prawdy ponad wszystko. Jeśli Pan Jezus powiedział: „nie mniemajcie, że przyszedłem, przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz” (Mat. 10:34), to wprawdzie nie nawoływał do wojny religijnej, lecz mówił o konsekwencji, jaka spotka tych, którzy wybiorą Jego Prawdę. W tej sytuacji nie ma miejsca na kompromis, ekumenizm, ustępstwa ze względu na istniejące normy zwyczajowe „poszanowania cudzych poglądów”. Oczywiście, każdy ma prawo do wyznawania swoich poglądów, dlatego ostatnio w Polsce powstał kościół „Latającego Potwora Spaghetii”. Lecz uważam, że zdrowy na umyśle chrześcijanin, nie będzie się bratać z jego wyznawcami, nawet jeśli ten kościół zostanie uznany przez grono ekumeniczne.
Zakończę ten niedokończony temat ciągle powracajacymi i nadal aktualnymi słowami od czasów wielkich proroków – „wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego się nie dotykajcie; A ja przyjmę was (2 Kor. 6:17).
Jestem przekonany co do tego, że jest to jedyna droga prowadząca do zachowania obietnicy – „I będę wam Ojcem, a wy będziecie mi synami i córkami, mówi Pan Wszechmogący” (w. 18).
Henryk Hukisz  

Thursday, October 17, 2013

Gdy nas dopadnie przygnębienie

Nie zawsze wszystko w życiu układa się po naszej myśli. Często spotykają nas przykrości, doświadczenia, pomimo, iż staramy się postępować zgodnie z wolą naszego Ojca w niebie. W takich sytuacjach większość ludzi łatwiej wpada w stany depresyjne, w tym również osoby wierzące. Może to brzmi trochę kontrowersyjnie do powszechnych oczekiwań, bo przecież samo określenie, że ktoś jest wierzący, powinno wykluczać przygnębienie. Rzeczywistość jednak to potwierdza. Nawet w Biblii spotykamy się z sytuacjami, w jakich jej bohaterowie doświadczali przygnębienia. Może zadajemy sobie pytanie, czy jeśli osoba wierząca doznaje głębokiego przygnębienia, to popełnia grzech? 

Czym jest depresja, albo przygnębienie, jak najczęściej ten stan jest określony w naszej Biblii? 

Najprostsza definicja depresji, jaką znajdziemy w Słowniku Języka Polskiego PWN brzmi: „chorobliwe przygnębienie i zahamowanie czynności psychicznych występujące w psychozach; stan zniechęcenia, apatia”. Tyle słownik. Czym tak na prawdę jest depresja, z jaką spotykamy się praktycznie w naszym życiu? Przejawia się ona w całym wachlarzu stanów, od zwykłego przygnębienia, do powikłań klinicznych, którymi muszą zająć się już specjaliści. Nie mam zamiaru zajmować się tym zagadnieniem na poziomie rozprawy akademickiej, gdyż musiałbym napisać książkę, i to dość pokaźnych rozmiarów. Chcę jedynie zwrócić naszą uwagę na fakt, że możemy doświadczać stanu przygnębienia, jakie może nas opanować, gdy przechodzimy przez różne doświadczenia. 

Salomon, w swoich radach jakimi dzieli się z czytelnikami Biblii, pisze: „Niepokój serca przygnębia człowieka, dobre słowo rozwesela” (Prz.Sal. 12:25).  Depresja jest naturalną reakcją na doświadczenia, z jakimi nie potrafimy sobie sami poradzić. Najczęściej, bezpośrednim skutkiem takiego stanu, jest gniew, jako odreagowanie na powstałe wewnątrz nas napięcie. Oczywiście, gniew jest złym doradcą, gdyż prowadzi do jeszcze większego przygnębienia, ponieważ nie rozwiązuje problemu. Apostoł Paweł napisał, że gdy pojawi się taki stan, gdy reagujemy gniewem, nie powinniśmy jemu ulegać, aby nie dawać „miejsca diabłu” (Efez. 4:27). 
Biblia przedstawia nam życie różnych osób, które znajdowały się niejednokrotnie w stanie przygnębienia. Jest to dla nas świadectwem, że bohaterowie biblijni byli zwykłymi ludźmi, jak pisze apostoł Jakub o jednym z największych proroków Bożych: „Eliasz był człowiekiem podobnym do nas” (Jak. 5:17). Zaraz po tym, jak odniósł wielkie zwycięstwo nad Baalem i jego prorokami, gdy na jego modlitwę spadł z nieba Boży ogień, to na wieść o gniewie Izebel, zląkł się i „powędrował na pustynię na odległość jednego dnia drogi. Gdy tam przybył, usiadł pod jałowcem i modlił się o śmierć” (1 Król. 19:4). Podobne doświadczenie spotkało innego Bożego sługę, Jonasza, po tym, jak wreszcie poszedł do Niniwy, aby ogłosić mieszkańcom  Boży sąd nad ich miastem. Lecz potem, gdy zobaczył jak jej mieszkańcy nawrócili się do Pana, „bardzo się to nie spodobało i się rozgniewał” (Jon. 4:1). Wobec miłosierdzia, jakie Bóg okazał mieszkańcom Niniwy, opanowało go przygnębienie tak głębokie, że w modlitwie wyraził swój gniew słowami: „A teraz, PANIE, odbierz mi życie, gdyż lepiej mi umrzeć niż żyć” (w. 3).
Powodem przygnębienia może być również troska o Boże sprawy. W czasach, gdy „Słowo PANA nie było częste i widzenia nie były liczne” (1 Sam. 3:1), żona pewnego męża z Ramy modliła się gorliwie do Boga. Gdy nawet kapłan Heli nie rozpoznał prawdziwej przyczyny jej przygnębienia i posądził ją o to, że jest pijana, wyjaśniła swój stan: „Nie, mój panie! Lecz jestem kobietą udręczoną na duchu. Wina ani innego mocnego napoju nie piłam, lecz wylałam swoją duszę przed PANEM” (1 Sam. 1:15). Dopiero zapewnienie, że Bóg wysłucha jej modlitwę, uspokoiło ją tak bardzo, że „jej twarz była już zupełnie inna” (w. 18)

Podobne doświadczenie miał inny Boży sługa, jakim z pewnością był Ezdrasz. Był to czas powrotu z niewoli babilońskiej, Jerozolima była zniszczona, świątynia leżała w gruzach. Pierwszą troską, jaka wypełniała serca przywódców narodu izraelskiego było odbudowanie świątyni i murów miasta. Gdy już osiągnięto ten cel, należało uporządkować życie mieszkańców Jerozolimy, gdyż ich małżeństwa były w większości przypadków przejawem wiarołomności. Podczas składania wieczornej ofiary, gdy Ezdrasz to sobie uświadomił, opanowało go silne przygnębienie, jak sam je opisuje: „rozdarłem szatę i płaszcz, rwałem sobie włosy z głowy i brody; potem usiadłem zdruzgotany” (Ezdr. 9:3). Dopiero, gdy zobaczył z jak wielkim przerażeniem odnieśli się mieszkańcy Jerozolimy do tej niewierności Bożemu Słowu, Ezdrasz uspokoił się, jak czytamy: „Podczas ofiary wieczornej podniosłem się z mojego upokorzenia. W rozdartej szacie i płaszczu upadłem na kolana, wyciągając dłonie do PANA, mojego Boga” (w. 5). To przygnębienie udzieliło się całemu Izraelowi „gdy Ezdrasz się modlił i z płaczem wyznawał grzechy przed domem Bożym, zgromadził się przy nim wielki tłum Izraelitów: mężczyzn, kobiet i dzieci. I lud płakał gorzko wraz z nim” (Ezdr. 10:1). Prawdziwa pokuta, prowadząca do nawrócenia, nie kończy się na modlitwie, lecz prowadzi do czynów, do odwrócenia się od grzechu, który spowodował stan przygnębienia. Bóg okazał Swoją miłość do Izraela i pomimo ich odstępstwa zapewnił, że „jest jeszcze przecież nadzieja dla Izraela” (w. 2).
Przygnębienie spowodowane grzechem nieposłuszeństwa wobec Bożego Słowa, powoduje wewnętrzny smutek, dlatego apostoł Paweł radzi: „nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia” (Efez. 4:30). Wierzę, że zasmucenie Ducha Świętego wywołuje w sercu osoby wierzącej stan przygnębienia, czy też zasmucenia. Apostoł Paweł poucza nas, że zgodny z wolą Boga smutek owocuje nawróceniem ku zbawieniu, i tego się nie żałuje (2 kor. 7:10).
Przygnębienie dopada nas najczęściej w sytuacji, gdy nie ufamy Bogu z całego serca, gdy brakuje nam wiary w Boże obietnice. Pan Jezus zapewnia nas o Bożej opatrzności mówiąc: „Jeśli więc roślinę polną, która dzisiaj jest, a jutro zostanie wrzucona do pieca, Bóg tak przyodziewa, to czy nie o wiele bardziej was, ludzie małej wiary?” (Mat. 6:30). Niestety, nie zawsze radzimy sobie w codziennych sytuacjach, gdy musimy zatroszczyć się o żywność i odzienie. Zapominamy wówczas o tym, że „Ojciec w niebie zna bowiem wszystkie wasze potrzeby” (w. 32). Tracimy wewnętrzny pokój, a przygnębienie opanowuje coraz bardziej nasze serca. Wydaje nam się wówczas, że ciemne chmury zasłoniły niebo na dobre, a Boże ucho jest przymknięte.
Nasza relacja z Ojcem Niebieskim znajduje się pod Boża kontrolą. Nie pomoże nam żaden psycholog, ani medyczne środki o działaniu uspokajającym. Słowo Boże ciągle nam przypomina, że jest jeszcze nadzieja u Boga, gdyż „ile tylko jest obietnic Bożych, wszystkie są w Nim 'TAK' (2 Kor. 1:20). Skoro więc jesteśmy dziećmi Bożymi, skoro Bóg „wycisnął na nas pieczęć i jako zadatek zostawił Ducha w naszych sercach” (w. 22), to Ten „który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale  wydał Go za nas wszystkich, jak i z Nim nie miałby nam darować wszystkiego?” (Rzym. 8:32). Wystarczy pamiętać o innym zapewnieniu, że tym, którzy miłują Boga, wszystko służy ku dobremu, tym, którzy są powołani według Jego postanowienia (w. 28).
Zadaniem Pocieszyciela, który zamieszkał z nami i jest w nas, jest podnoszenie nas z przygnębienia. Nikt nie potrafi tak pocieszyć, jak Boży Pocieszyciel. On  jest z nami i nigdy nas nie opuszcza. Nawet najgłębsza depresja nie jest w stanie oddalić od nas Pocieszyciela. On jest najlepszym specjalistą od pocieszania, gdyż jest Pocieszycielem.
Dwaj uczniowie Chrystusa, gdy uświadomili sobie, że skończyła się ich nadzieja, jak powiedzieli: „spodziewaliśmy się, że On właśnie ma wybawić Izraela a dzisiaj upływa już trzeci dzień, jak się to wszystko stało” (Łuk. 24:21). Dlatego wpadli w przygnębienie i „zatrzymali się zasmuceni” (w. 17). Zwróćmy uwagę, że to nie oni szukali pocieszenia, lecz Chrystus przyłączył się do nich i sprawił, że „otworzyły się im oczy i poznali Go” (w. 31).
Nie traćmy więc nadziei, gdyby nawet nam się wydawało, że „w końcu zaczęła znikać wszelka nadzieja naszego ocalenia” (DzAp. 27:20). Bóg mówi nam: „Mimo to wzywam was teraz, abyście byli dobrej myśli, bo nikt z was nie zginie, tylko statek” (w. 22).
Bóg kontroluje każdy nasz krok, bo jeżeli nawet wróbel nie ginie bez Jego woli, tym bardziej On zna każde nasze przygnębienie. Przypomnę jeszcze słowa Pana Jezusa: „To wam powiedziałem, abyście mieli pokój we Mnie. Na świecie będziecie mieć ucisk, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (Jan 16:33).
Henryk Hukisz  

Sunday, October 13, 2013

Nagrodzona uległość



  Świat promuje rozwiązania siłowe, wygrywa mocniejszy, dlatego tak często jesteśmy świadkami demonstracji siły. A jak jest w Bożym Królestwie? Biblia zawiera wiele przykładów pokazujących nam, że zwycięża się uległością a nie siłą mięśni, czy argumentów.

Historia, która zawsze mnie porusza, to opowieść, w której troje bohaterów spotyka się w niecodziennych okolicznościach. Każdy z nich jest inny, i każdy z nich może odzwierciedlać nas. 

Pierwszym bohaterem jest Dawid, jeszcze nie król, lecz nadal trwa przy Bożej obietnicy. Umarł wielki Boży prorok Samuel, nad którego grobem w Ramie spotkali się wszyscy Izraelici. Dawid musiał nadal się ukrywać, udał się więc na pustynię Paran, gdzie Pan miał przygotowaną dla niego jeszcze jedną lekcję. Przyszły król Izraela, wyczerpany z sił, spragniony i głodny, zbliżał się wolno do Moanu, gdzie mieszkał kolejny bohater tej historii, jego daleki krewny Nabal, człowiek bogaty, mający kilka tysięcy owiec. Był to czas strzyżenia, czas radosnego nastroju zbierania plonu ciężkiej pracy pasterza. Natomiast trzecim bogahterem jest piękna Abigail, której imię znaczy „radość ojca”, kobieta mająca szlachetne serce. Niestety, nie można tego powiedzieć o jej mężu Nabalu, którego imię znaczy wprost „niegodziwiec”. 

Okoliczności, w jakich doszło do spotkania naszych bohaterów mogłyby staniowić kanwę scenariusza dobrego filmu. Dawid szuka pomocy, gdyż w tym pystynnym terenie nie ma wiele miejscowości, aby nabyć żywność. Wysyła więc swoich sług do Nabala z prośbą o podzielenie się chlebem. Na dowód przyjaznych zamiarów, nazywa go swoim bratem a siebie jego synem, a spotkanych wcześniej jego pasterzy dobrze potraktował, mówiąc: „Pokój niech będzie z tobą i pokój z twoim domem, i pokój ze wszystkim, co twoje” (1 Sam. 25:6). Wydaje się, że dalszy ciąg powinien mieć sielankowy przebieg, lecz tak się nie stało. Nabal, o którym jest napisane, że był nieokrzesany i był znany z niecnych postępków, odmówił udzielenia pomocy. Ba, nawet udał, że nie zna Dawida, i potraktował go jak zbuntowanego sługę, jakich pełno wałęsało się wówczas po górach. A przecież, był to czas strzyżenia owiec, czas świętowania i radości z powodu dostatku. Nabal miał jednak serce chciwca, który mówi „wszystko jest moje” -  „Mamże wziąć mój chleb i moje wino, i mięso z moich zwierząt, które zarżnąłem dla moich postrzygaczy, i oddać mężom, o których nie wiem, skąd są?” (1 Sam. 25:11).

Gdy Dawid dowiedział się o tym, krew zagotowała się w jego żyłach. Zapomniał, że gdy miał wiele powodów aby tak postąpić z gnębiącym go Saulem, gdy dopadł go śpiącego w jaskini, to zamiast odciąć mu głowę, odciął jedynie kawałek jego płaszcza. Szkoda, że nie znał dobrej rady, jaką apostoł Paweł skierował do wierzących w Efezie – „Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie; niech słońce nie zachodzi nad gniewem waszym, nie dawajcie diabłu przystępu” (Efez. 4: 26,27). Teraz Dawid gotowy jest pomścić zniewagę, stając na czele czterystu uzbrojonych wojowników, wybrał się do Nabala, aby wyciąć w pień całe jego domostwo. 

Abigail, piękna bohaterka tej historii, gdy dowiedziała się o zamiarze Dawida, postanowiła w swoim sercu ratować sytuację po Bożemu. Nie siłą, lecz uniżeniem, jak gdyby znała naukę apostoła Pawła, który napisał: „I nie czyńcie nic z kłótliwości ani przez wzgląd na próżną chwałę, lecz w pokorze uważajcie jedni drugich za wyższych od siebie” (Fil. 2:3). Wyposażona w dostateczną ilość żywności dla całej armii Dawida, „rzuciwszy mu się do nóg, rzekła: Moja to wina, mój panie! Niech wolno będzie twojej służebnicy przemówić do ciebie, ty zaś wysłuchaj słów twojej służebnicy” (1 Sam. 25: 24). To się nazywa uniżenie, jeśli ktoś zapomina, że jest żoną bogatego człowieka, pada do nóg tego, kto został nazwany zbuntowanym sługą, i prosi o łaskę i wybacznie!

Jest to dla mnie najlepszy obraz Chrystusa, który, „chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom” (Fil. 2:6,7). Taką postawę w każdym z nas może ukształtować jedynie Duch Święty, który prowadził Chrystusa w czasie Jego ziemskiej egzystencji. Lecz musimy pamiętać, że Chrystus, wskazując na Swoje uniżenie, wzywał Swoich naśladowców do wstępowania w Jego ślady. Myśl tę podchwycił później apostoł Paweł, i pisał do wierzących: „Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie” (Fil. 2:5). Paweł wiedział, że nikt nie jest zdolny z siebie samego do takiego uniżenia, jedynie Duch Święty może tego dokonać. Dlatego na liście uzdolnień, jakie wynikają z posiadania Ducha Świętego w pełni, znajduje się i ta – „ulegając jedni drugim w bojaźni Chrystusowej” (Efez. 5:21).

Abigail nie mogła znać dobrych rad, jakimi Salomon dzieli się z czytelnikami Biblii, lecz jedynie Duch Pana mógł wykształtować w niej taką postawę, o jakiej my możemy przeczytać – „Łagodna odpowiedź uśmierza gniew, lecz przykre słowo wywołuje złość” (PrzSal. 15:1), oraz, że „łagodny język łamie kości” (PrzSal. 25:15). Tan sam Duch Święty, natchnął później apostoła Piotra, gdy pisał listy do wierzących w Chrystusa, radząc im, aby stawali się gorliwymi rzecznikami dobrego – czyńcie to z łagodnością i szacunkiem. Miejcie sumienie czyste, aby ci, którzy zniesławiają dobre chrześcijańskie życie wasze, zostali zawstydzeni, że was spotwarzali” (1 Ptr. 3:16)


Posłowie


Jak to wydarzenie wpłynęło na bohaterów, odgrywających w nim zasadnicze role?

Dawid, zrozumiał swój błąd, jaki był gotowy popełnić w swojej gwałtowności. Być może przypomnienie o roli, jaką Bóg dla niego przewidział, o czym powiedziała mu Abigail - „A gdy Pan wykona na moim panu wszystko to dobre, które wypowiedział o tobie, i ustanowi cię księciem nad Izraelem” (1 Sam. 25:30), sprawiło, że powstrzymał się w swoim gniewie. Wyznał to później swoimi słowami: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela, który cię wysłał dzisiaj na spotkanie ze mną. I błogosławiona twoja roztropność, i błogosławionaś ty, że powstrzymałaś mnie dzisiaj od przelewu krwi i ratowania siebie swoją własną ręką” (w. 32,33).

Abigail, dzięki łagodności i uniżeniu, nie tylko uratwowła swoje życie i pozostałych domowników, lecz spotkała ją nagroda – „Potem posłał Dawid swatów do Abigail z oświadczeniem, że chce ją pojąć za żonę” (w. 39).

Nabal natomiast, pozostał przy swojej zarozumiałości. Nie nauczył się niczego, wyprawił ucztę, upił się do nieprzytomności, tak że jego serce „zamarło i zdrętwiał jak kamień” (1 Sam. 25:37). Postąpił głupio, zgodnie ze słowami Chrystusa, jakimi scharakteryzował człowieka o podobnym nastawieniu – „Głupcze, tej nocy zażądają duszy twojej; a to, co przygotowałeś, czyje będzie?” (Łuk. 12:20), Bóg jednak, w Swojej dobrotliwości, dał mu szansę na zmianę i czekał aby się upamiętał. Lecz to nie nastąpiło, i „po mniej więcej dziesięciu dniach dotknął Pan Nabala, i ten umarł” (w. 38).

Zakończę zapewnieniem, jakie zostawił potomnym apostoł Piotr, że Bóg „nie chce, aby ktokolwiek zginął, lecz chce, aby wszyscy przyszli do upamiętania” (2 Ptr. 3:9). Przez uniżenie i pokutę, droga prowadzi nas wprost w objęcia naszego Oblubieńca, Jezusa Chrystusa.

Który z bohaterów najbardziej obrazuje twoją postawę wobec bliźniego?

Henryk Hukisz

Saturday, October 12, 2013

Maszerujący chrześcijanin



Studenci ChAT-u, w czasach chylickich jeszcze, mieli obowiązek meldowania się każdego roku w WKR w Piasecznie w celu uzyskania rocznego odroczenia od pełnienia obowiązkowej służby wojskowej. Po ukończeniu studiów wróciłem do Poznania, gdzie podlegałem już lokalnej jednostce wojskowej. Po zgłoszeniu się do odpowiedniego biura w celu uzyskania dalszego odroczenia, ewentualnie wcielenia do odbycia służby, uzyskałem specjalizację „ewangelisty” i odesłano mnie do domu.
Szczególny moment przeżyłem w 1981 roku, gdy otrzymałem wezwanie do WKU w Poznaniu na 15 grudnia. Gdy obudziłem sie pamiętnej niedzieli, w którą to, zmiast poranka z kogucikiem, cała Polska zobaczyła w telewizji generała ogłaszającego wprowadzenie stanu wojennego, o mało nie zemdlałem. Dwa dni później, posłusznie zameldowałem się w jednostce wojskowej i po wezwaniu mojego nazwiska, stanąłem przed komisją, starając się ukryć drżenie nóg. Oficer, nie pamiętam już jakiego był stopnia, spojrzał zdziwiony w moje papiery i zapytał - „Czy nadal pełnicie służbę ewangelisty?” Natychmiast odpowiedziałem – „Tak jest!”. Po uzupełnieniu danych o rodzinie, ponieważ w miedzyczasie już się ożeniłem i mieliśmy dwójkę dzieci, zostałem odesłany do domu z wpisem do książeczki wojskowej – „Zwolniony z wojska w stopniu szeregowego, bez odbycia zasadniczej służby wojskowej”. Widocznie nie znaleziono miejsca dla ewangelisty w wojsku, nawet w tak trudnym dla kraju momencie.
Piszę o tym, ponieważ przyznaję się, że na wojsku się nie znam, lecz nie przeszkadza mi to wypowiedzieć swojego zdania na temat życia żołnierza. Moją podstawą do posiadania własnej opinii jest Biblia, ponieważ zawiera kilka informacji na ten temat. Chcę więc napisać o maszerowaniu, jako podstawowym stylu chodzenia, dlatego też odwołałem się do mojej wojskowej przygody.
Biblia porównuje nasze życie do chodzenia. Apostoł Paweł napisał do wierzących w Pana Jezusa – „niegdyś chodziliście według modły tego świata, naśladując władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych” (Efez. 2:2). Natomiast teraz, skoro Bóg w Swojej łaskawości nas „ożywił wraz z Chrystusem” (w. 5), tak więc zostaliśmy stworzeni „do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili” (w. 10). Słowo Boże określa wyraźnie, na czym teraz polega to chodzenie. Wiadomo, że już nie możemy chodzić jak sami chcemy, lecz musimy stosować się do instrukcji, jaką codziennie znajdujemy w Biblii. Ogólnie można powiedzieć, że zasadniczym stylem naszego chodzenia jest miłość, gdyż ten sam apostoł napisał dalej – „Bądźcie więc naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane, chodźcie w miłości, jak i Chrystus umiłował was i siebie samego wydał za nas jako dar i ofiarę Bogu ku miłej wonności” (Efez. 5:1,2).
Chodzenia uczymy się od dzieciństwa.  Po zaliczeniu okresu raczkowania, każde dziecko usiłuje podnieść się na nóżki, aby postawić wpierw pierwszy krok, tak by później móc sprawdzać co znajduje się w każdym kącie mieszkania. I tak już przez całe życie idziemy tak daleko, dokąd poniosą nas nasze nogi.
Oryginalne słowo, które w naszym przekładzie Nowego Testamentu oddane jest jako „chodzenie” brzmi „peripateo”, które wcale nie znaczy, że w życiu będziemy przechodzić przez różne perypatie W większości jednak przypadków, w polskim tekście znajdujemy słówko „postępować”, zamiast „chodzić”, gdyż chodzi o styl naszego życia, a nie o dosłowne przemieszczanie się z miejsca na miejsce.
Słowo Boże precyzuje dokładnie, że ten nowy styl życia jest wynikiem duchowej przemiany, jaka następuje w momencie narodzenia się z Ducha. Aby móc chodzić po nowemu, musi nastąpić odrzucenie poprzedniego stylu chodzenia – „Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili” (Rzym. 6:4). Poczciwa Biblia Gdańska oddaje końcówkę tego wersetu słowami – „żebyśmy i my w nowości żywota chodzili”.
Nauczycielem i instruktorem nowego chodzenia jest Duch Święty, o którym Pan Jezus powiedział, że gdy przyjdzie jako Pocieszyciel, to „nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (Jan 14:26). Dlatego, jak nam radzi apostoł Paweł, w naszej codziennej walce ze starymi nawykami ciała, możemy odnosić zwycięstwo, jeśli okażemy posłuszeństwo poleceniu - „Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej” (Gal. 5:16).
Duch Święty lubi rozkazywać. Myślę, że głównie dlatego, iż nasze postępowanie według Jego komendy sprawia przyjemność Chrystusowi. Pan Jezus, gdy zapowiadał posłanie Pocieszyciela, wspomniał o roli, jaką Duch Święty będzie spełniać, gdy będzie nas pouczać – „On mnie uwielbi, gdyż z mego weźmie i wam oznajmi” (Jan 16:14).
Będąc już w temacie rozkazów i posłuszeństwa, chcę zwrócić naszą uwagę na inne słówko, jakie znajduje się w oryginale naszej Biblii, które odnosi się również do chodzenia. To greckie słówko brzmi „stoichomen” i znaczy „iść w krok” lub „iść w szeregu”, czyli maszerować.
Podstawowy werset z użyciem tego słówka zapisany jest również w Liście do Galacjan – „Jeśli według Ducha żyjemy, według Ducha też postępujmy” (Gal. 5:25). Jest to jak gdyby „wyższa szkoła chodzenia”, gdyż polega na maszerowani na komendę. Mogę jedynie sobie wyobrazić, ponieważ jak już wspomniałem, w wojsku nie byłem, żaden żołnierz nie może pozwolić sobie na to, aby w marszu „stracić krok”, i iść w podskokach. Nasze chodzenie według Ducha polega na tym, że idziemy tak, jak On chce.
Maszerowanie, jest takim rodzajem chodzenia, które polega na marszu w szeregu, wspólnie z innymi. Prawidłowy rozwój chrześcijańskiego życia zagwarantowany jest we wspólnocie ludzi wierzących, czyli w społeczności lokalnego Kościoła. Nie można być chrześcijaninem w pojedynkę, Duch Święty dokonuje zanurzenia w Ciało Chrystusowe. Apostoł Paweł, porównując lokalną społeczność do ciała, które składa się z wielu członków, obrazuje nam tę prawdę bardzo jasno – „Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus; bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni (zanurzeni) w jedno ciało - czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem” (1 Kor. 12:12,13).
Apostoł Paweł, wielki nauczyciel chrześcijańskiego chodzenia w tym świecie, radzi wierzącym w Filippi – „W każdym razie: dokąd doszliśmy, w tę samą stronę zgodnie postępujmy!” (Fil. 3:16 BT). Jedynie w Kościele, w lokalnym zborze, istnieje możliwość stanięcia w szeregu, aby zgodnie maszerować, oczywiście, słuchając razem tych samych rozkazów „Wodza i dokończyciela wiary”, naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Tylko w takim szeregu, maszerując w miłości Chrystusowej, osiągniemy wyznaczony cel – „aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej” (Efez. 4:13).
Henryk Hukisz