Wiadomo, że na urząd pastora wybiera się najlepszego z najlepszych. Od duszpasterza wymaga się kwalifikacji, jakich nie można nabyć w żadnej szkole, nawet termionowanie u dobrych kaznodziejów nie zawsze jest pomocne.
Dlaczego stawiane są tak wielkie wymagania?
Chyba dlatego, że pastorowi powierzone są losy innych ludzi. Od jego nauczania i troski o dusze wiernych często zależy ich życie i przyszłość, a nawet wieczność.
Niedawno zastanawiałem się nad tym, czy zawsze znajduje się odpowiedniego kandydata do tej służby. Czy można z góry przewidzieć, jakim kwalifikacjom powinien odpowiadać ten najwłaściwszy spośród wielu, jakich bierze sie pod uwagę.
Pamiętam, gdy ukończyłem studia teologiczne, i chociaż wiedziałem, że absolutorium ChAT-u nie jest głównym argumentem wskazującym na przydatność do tej służby, zastanawiałem się nad swoją przyszłością w Kościele.
Znalazłem wówczas w jakimś chrześcijańskim czasopiśmie artykuł na temat poszukiwań odpowiedniego kandydata na pastora. W Nowym Testamencie znajdujemy dwa zestawienia kwalifikacji na urząd starszego, lub prezbitera, który może pełnić również służbę duszpasterza, popularnie zwanego „pastorem” - 1 Tym. 3:1-13, oraz Tyt. 2:2-7. Gdy dobrze przyjrzymy się tym kwalifikacjom, to można przerazić się tak wysokimi wymaganiami i dojść do przekonania, że w normalnych ziemskich warunkach, jest to niemożliwe. Bo gdzie dzisiaj można znaleźć ludzi nienagannych, umiarkowanych, gościnnych, nie swarliwych i do tego, mających dzieci wychowane według oczekiwań wszystkich zborowników?
Powracając do wspomnianego artykułu, przedstawiam poniżej jego fragment, do osobistej refleksji nad tym trudnym zagadnieniem.
„Pewien zbór poszukiwał nowego pastora. Ponieważ traktowano tę sprawę poważnie, zadano sobie wiele trudu, aby wybrać właściwą osobę na ten urząd. Jedno było pewne, ma to być lepszy duszpasterz od dotychczasowego. Dlatego podjęto szczególne środki ostrożności przy sprawdzaniu kwalifikacji zgłaszających się kandydatów.
Jeden z pastorów sąsiedniego zboru postanowił sprawdzić, jakiego kaznodzieję chcą powołać do służby w tym zborze. W związku z tym, wysłał swoją ofertę, którą odczytano na najbliższym posiedzeniu Rady Starszych. Oto treść tej oferty:
„Bracia i Siostry.
Słyszałem, że poszukujecie nowego pastora i tym się zainteresowałem. Posiadam pewne kwalifikacje, które z pewnością właściwie ocenicie. Dana jest mi łaska głosić Słowo Boże w mocy i mam pewne sukcesy na polu literackim. Wszyscy twierdzą, że jestem dobrym organizatorem. Istotnie, miałem dużo powodzenia w prowadzeniu zborów w wielu miastach. Są jednak ludzie, którzy maja mi coś do zarzucenia.
Mam już podan 50 lat i nigdy nie byłem dłużej w jednym zborze niż 3 lata. Niektóre z nich musiałem opuścić po spowodowaniu niepokojów. Jeśli mam być szczerym, to muszę wyznać, że byłem kilka razy w więzieniu, ale nie dlatego, że zrobiłem coś złego. Moje zdrowie pozostawia wiele do życzenia, ponieważ dużo pracowałem fizycznie i zarobkowo.
Zbory, którym służyłem były niewielkie, chociaż znajdowały się w dużych miastach. W niektórych z nich miałem trudności z przywódcami innych wyznań. Kilkakrotnie stawiano mnie przed sądami, a nawet zostałem dotkliwie pobity.
W sprawach administracyjnych nie stoję najlepiej. Zdarza mi się, że zapominam nawet kogo ochrzciłem.
Mimo wszystko, gdybym mógł być wam pomocny, gotów jestem służyć waszemu zborowi z całym oddaniem i poświęceniem, nawet jeśli musiałbym pracować na własne utrzymanie.”
Po odczytaniu tej oferty, zapanowało milczenie. Ktoś cicho zapytał, czy nie należałoby uwzględnić tej propozycji. Inni oburzeni powiedzieli: Jak to? Przecież nie możemy zajmować się ofertą człowieka chorego, kłótliwego, niespokojnego i o słabej pamięci. Niektórzy czuli się nawet dotknięci tym, że taki kandydat miał odwagę złożyć im swoją propozycję.
Wówczas ktoś nieśmiało zapytał o nazwisko tego kandydata.
Pod ofertą widniał podpis – Apostoł Paweł."
Czytając niedawno Dzieje Apostolskie, zacząłem zastanawiać się nad tym, jakim duszpasterzem byłby dzisiaj apostoł Paweł. Obawiam się, że w wielu zborach nie miałby szansy na wybór na urząd pastora, ponieważ w demokratycznych wyborach, większość głosujących nie oddałaby na niego swego głosu. No bo jak można powierzyć nauczanie i duchową opiekę człowiekowi, który ma na swoim koncie tyle porażek.
Rozmyślałem o spotkaniu Pawła ze starszymi ze zboru efeskiego w Milecie. Apostoł przyznał, że służył zborowi w Efezie z pokorą przez trzy lata wśród łez i doświadczeń. Pomimo zasadzek ze strony przeciwników ewangelii, jak sam powiedział: „nie uchylałem się od zwiastowania wam wszystkiego, co pożyteczne, od nauczania was publicznie i po domach, wzywając zarówno Żydów, jak i Greków do upamiętania się przed Bogiem i do wiary w Pana naszego, Jezusa.” (DzAp. 20:20,21) Paweł poświęcił wiele uwagi kładąc podwaliny tego zboru, powiedział też, że nie jest winien niczyjej krwi, gdyż, jak oświadczył „nie uchylałem się bowiem od zwiastowania wam całej woli Bożej.” (w. 27) Apostoł nie należał do tych, którzy nauczają to, co łechce uszy słuchaczy.
Sądząc z treści późnejszego listu apostoła Pawła do tego zboru, gdzie znjadujemy bardzo istotne nauczanie na temat zboru, jego struktury i funkcjonowania, ten lokalny kościół miał podane wszystko, co było potrzebne dla normalnego funkcjonowania. Któż dzisiaj nie chciałby, aby w jego zborze sam Apostoł Paweł nauczał na seminarium na temat Kościoła. A jednak, Paweł przewidział, że „że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą.” (DzAp. 20:29,30)
Rozumiem, gdyby nie było zdrowego nauczania, gdyby zbór został założony bez solidnego fundamentu apostolskiego, to wówczas byłoby możliwe, że jakiś samozwańczy przywódca, o jakim pisał Jan, że „lubi odgrywać ... kierowniczą rolę.” (3 Jan 9), miałby szansę pociągnąć za sobą. Ale tam, gdzie nauczał sam aposotoł Paweł? Jednak było również możliwe, aby i tam pojawiły się „drapieżne wilki”?
Nie sądzę, aby Paweł nie dopełnił czegoś w swojej trosce o ten zbór. Myślę, że zagubiono dzisiaj prawdziwą istotę Kościoła, jakim jest Ciało Chrystusa. Zamiast tego, buduje się coś w rodzaju klubu kierowanego ludzkimi regułami, aby podobał się większości, zamiast Głowie. Dlatego w takim „kościele” apostoł Paweł nie miałby żadnej szansy zostać pastorem.
Henryk Hukisz