Monday, October 29, 2018

Esperal grzechu


Esperal ma tyle samo lat co ja, lecz nie dlatego odwołuję się dziś do tego środka farmakologicznego, który niejednemu uzależnionemu od alkoholu pomógł wyjść z nałogu. Aby przybliżyć na czym polega działanie tego cudownego leku na „narodowy problem”, cytuję fragment opisu, jaki znalazłem w internecie - „Do niedawna w Polsce dużą popularnością w terapii alkoholizmu cieszyło się tzw. leczenie awersyjne, do którego zalicza się wszywki alkoholowe (w formie implantu). Był to sposób na wymuszanie abstynencji w wyniku podania choremu esperalu, znanego także pod nazwą disulfiram, który dziś jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych substancji w leczeniu alkoholików.” (net)
Osobiście nie potrzebowałem sięgać po ten ratunku, ponieważ nigdy nie miałem problemu alkoholowego. Piszę o tym jedynie dlatego, że znalazłem pewną analogię, do której chcę się odnieść w sytuacji, jaką z niepokojem obserwuję w naszych zborach.
W okresie, gdy coraz więcej rodaków małpuje pogański zwyczaj, nazywany za oceanem „Halloween”, w zborach ewangelicznych próbuje się tworzyć nową tradycję zastępczą. W ten sposób chce się uchronić dzieci, aby nie czuły się gorsze od tych z klasy, czy sąsiedztwa, które będą przebierać się w maszkary i biegać po domach, żebrząc jakieś tanie słodycze. Pomysł szlachetny, lecz czy naprawdę? Osobiście uważam, ze nie, gdyż jest najprostszą drogą do „chrystianizacji” tej pogańskiej tradycji.
Jak wiemy z historii kościoła chrześcijańskiego, od czasu, gdy Konstantyn Wielki upaństwowił chrześcijaństwo, wprowadzono do niego wiele pogańskich zwyczajów, nadając im z pozoru biblijne znaczenie. Dlatego uważam, że organizowanie „Light Festival” dla dzieci, aby miały jakąś namiastkę, gdy ich rówieśnicy będą obchodzić huczną zabawę w przebraniach demonów, kościotrupów czy innych bajkowych horrorów. Następnego dnia w szkole nasze wierzące dzieci nie wpadną w poczucie niskiej wartości, gdyż będą mogły też opowiedzieć o swojej „halloweenowej” zabawie.
Dlaczego widzę to inaczej, niż wielu pastorów, czy liderów nauczania dzieci w zborach?
„Halloween” jest zwyczajem pogańskim, nie mającym nic wspólnego z kościołem chrześcijańskim, jest więc z natury złem. Powiem wprost - branie udziału w tego rodzaju zabawie, jest grzechem. Tak, jest grzechem, chociaż wiem, że narażam się na osąd sporej ilości ludzi wierzących w Boga, że jestem fundamentalistą, radykałem, czy nawet fanatykiem. A niech tam, nie zależy mi na tym, jak mnie inni postrzegają - grzech nazywam grzechem.
Teraz przejdę do analogii, o jakiej wspomniałem na początku. Zapytam wprost, jaki jest najbardziej skuteczny lek na grzech? Diagnozę tej choroby, jaką jest grzech, jest Zakon, są Boże przykazania, nie tylko te Dziesięć, jakie mamy w Dekalogu, lecz całe natchnione Pismo wskazuje nam na to, co jest grzechem, a co podoba się Bogu. Apostoł Jan napisał, że „wszelka nieprawość jest grzechem” (1 Jan 5:17). A jedynym lekarstwem na nasze grzechy jest Boży Baranek, o którym Jan Chrzciciel wołał: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (Jan 1:29). Dlatego apostołowie, gdy zostali napełnieni mocą Ducha Świętego, z całym przekonaniem mówili do tych, którzy słuchali ewangelii - „Przeto opamiętajcie i nawróćcie się, aby były zgładzone grzechy wasze” (Dz.Ap. 3:19). Oczywiście w Biblii jest sporo wersetów, które wyraźnie wskazują na skuteczne i jedyne lekarstwo na nasz grzech. Tutaj chcę odnieść się jedynie do tych kilku wersetów z których jasno wynika, że jedynie Jezus, który stał się Bożym Barankiem, może uwolnić każdego z nas od grzechu, gdyż Bóg „tego, który nie znał grzechu, za nas grzechem uczynił, abyśmy w nim stali się sprawiedliwością Bożą” (2 Kor. 5:21).
Dalej, apostoł Paweł naucza tych, którzy uwierzyli w przebaczającą moc krwi Baranka Bożego i stali się sprawiedliwością Bożą, że wraz z Chrystusem umarli dla grzechu. Następnie Paweł stwierdza, że „kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu” (Rzym. 6:7), dlatego mamy uważać już „siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym. 6:11).
Uważam, że każdy kto prawdziwie narodził się na nowo, i Duch Święty zamieszkuje w pełni jego serce wie, że „ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami” (Gal. 5:24). Posłuszeństwo Duchowi Świętemu prowadzi wprost do wydania owocu Ducha. Wówczas spełnia się w nas to, o czym pisał apostoł Jan - „Kto z Boga się narodził, grzechu nie popełnia, gdyż posiew Boży jest w nim, i nie może grzeszyć, gdyż z Boga się narodził” (1 Jan3:9).
My dorośli to rozumiemy, taką mam nadzieję. Natomiast w stosunku do naszych dzieci, naszą odpowiedzialnością jest wprowadzić je na właściwą drogę rozprawienia się z grzechem. Organizowanie zastępczych zabaw, aby zniechęcić je do grzechu, to tak samo jak wymuszanie abstynencji alkoholowej w wyniku podania choremu esperalu. Natury grzechu nie da się uśpić metodą „leczenia awersyjnego”. Obawiam się, że zamiast uchronić dzieci od grzesznej tradycji obchodzenia „halloween”, raczej przygotuje się je do naśladowania tego zwyczaju. Gdy dorosną i będą chciały same o sobie decydować, to zamiast zasianego nasienia Słowa Bożego, zostanie jedynie miłe wspomnienie wesołych zabaw pod nazwą „Light Festival”.
Psalmista Dawid zadaje retoryczne pytanie: „Jak zachowa młodzieniec w czystości życie swoje? Gdy przestrzegać będzie słów twoich” (Ps. 119:9). Nic innego nie poradzi sobie z grzechem tak, jak natchnione Słowo Boże.
Henryk Hukisz

Saturday, October 27, 2018

Nieustająca radość

Istnieją różne pojęcia radości. Jest radość chwilowa, wywołana okolicznościami, bodźcami zewnętrznymi, która kończy się, gdy te bodźce ustaną.
Lecz jest i radość trwała, niezależna od okoliczności. Ta radość ma swoje źródło w Bogu i jest wieczna, tak jak wieczny jest Bóg.
Biblia jest księgą o radości, o takiej, którą możemy mieć jedynie w Bogu.
Jezus rozkazuje mieć radość. Tak należy odebrać Jego polecenie: „Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie(Mat. 5:12).Chrystus wskazuje na ostateczny cel jaki Bóg dla nas przewidział - radość w niebie
Oryginalne słowo brzmi χαιρε [chaire], znaczy radować się, być zadowolonym, szczęśliwym
Chodzi o radość, której źródło jest w zmartwychwstałym Chrystusie, dlatego Chrystus powiedział: „wy teraz się smucicie, lecz znowu ujrzę was, i będzie się radowało serce wasze, a nikt nie odbierze wam radości waszej” (Jan 16:22).
Słowa „nikt nie odbierze” znaczą, że żadne okoliczności ani przeżycia jej nie odbiorą. Jest to radość nieprzemijająca. Prześladowania i cierpienia nie są w stanie jej odebrać.
Widać ją u uczniów już na samym początku istnienia Kościoła. Gdy byli prześladowani, nie tracili radości i gdy „odchodzili sprzed oblicza Rady Najwyższej, radując się, że zostali uznani za godnych znosić zniewagę dla imienia jego” (Dz.Ap. 5:41).
Apostoł Paweł w zalecaniach praktycznego życia wyznacza właściwy dla dziecka Bożego standard - „w nadziei radośni, w ucisku cierpliwi” (Rzym. 12:12). W prawdzie napisał również, aby ci, którzy zaufali Bogu, okazywali współczucie swoim bliźnim, dlatego zachęca „weselcie się z weselącymi się, płaczcie z płaczącymi” (Rzym. 12:15). Jak wiadomo, nawet w czasie płaczu współczucia z zasmuconymi, można nie tracić prawdziwej radości.
Paweł wielokrotnie zapowiadał wielkie doświadczania na drodze osób wierzących w Boga. Lecz nigdy nie rezygnował z zachęcania do trwania w radości. Wręcz dawał polecenie, „Radujcie się w Panu zawsze; powtarzam, radujcie się” (Fil. 4:4).
Jakiego rodzaju radość należy posiadać, aby nic jej nie zagłuszało? Wyjaśnienie możemy znaleźć w innym słówku, które również znaczy radość. Jest to wyrażenie „chlubić się”
Greckie słowo καυχωμεθα [kauchometa], znaczy „chełpić się; chlubić się; wielce się radować”, w zależności od kontekstu, może mieć wydźwięk pozytywny lub negatywny.
W polskim przekładzie Nowego Testamentu to słowo najczęściej oddane jest jako „chlubić się”, zarówno w znaczeniu pozytywnym, jak i negatywnym. W codziennym języku chlubienie się jest odbierane negatywnie, jako przechwalanie się. Lecz ma też zastosowanie pozytywne.
Słowo „chlubić się” ma pewną konotację osobistego udziału w osiągnięciu takiego stanu. Natomiast „radość” jest efektem otrzymania czegoś bez naszego udziału.
Powód do prawdziwej radości zarówno dla Żyda jak i nie-Żyda jest w Chrystusie, który powiedział o sobie: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (Jan 14:6).
Podstawowy werset, wokół którego chcę rozwinąć myśl o nieustającej radości, to słowa apostoła Pawła zapisane w kontekście głównych prawd o naszym odkupieniu. Paweł napisał do wierzących w Rzymie: „Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu też mamy dostęp przez wiarę do tej łaski, w której stoimy, i chlubimy się nadzieją chwały Bożej” (Rzym. 5:1,2).
Fundamentem naszego zbawienia jest wykupienie nas z kary za grzechy przez Pana Jezusa, które przyjmujemy wiarą. Chrystus poniósł naszą karę, posłusznie przyjął na siebie Boży gniew. Dlatego, jako efekt tej ofiary, mamy pokój z Bogiem. Gniew Boży i nasz bunt przeciw Bogu zostały oddalone od nas. Przestrzeń, jaka powstała po usunięciu gniewu Bożego i naszego buntu, wypełnia łaska Boża, do której mamy teraz bezgraniczny dostęp. Otacza nas teraz jedynie Boża łaska.
Zauważmy, że Paweł nie powiedział, że z powodu pojednania, pokoju i dostępu do łaski mamy radość. Oczywiście, że ją mamy, lecz zwraca naszą uwagę na inną radość, niezależną od codzienności. Pokazuje nam, że radość mamy w tym, co daleko, w wieczności, w chwale Bożej, do czego dopiero zmierzamy. Dlatego nasza radość wynika z nadziei, jaką mamy w Chrystusie, który obiecał nam wieczną chwałę Ojca. Jeszcze nie jesteśmy u celu, nawet jeśli już nazywamy siebie dziećmi Króla, prawdziwe życie czeka nas dopiero w wieczności. Jan napisał o tym - „Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest” (1 Jan 3:1).
Chwała, która nas czeka u Ojca, to nie jedynie „pieśń przyszłości”, lecz możliwość korzystania z dóbr wiecznych już teraz. Wszystko jest nasze - „zatem niechaj nikt z ludzi się nie chlubi; wszystko bowiem jest wasze” (1 Kor. 3:21). Radujemy się z faktu posiadania wszystkiego z Bożej łaski, a nie naszej zasługi. Wcześniej Paweł pisał: „aby żaden człowiek nie chełpił się przed obliczem Bożym. Ale wy dzięki niemu jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i poświęceniem, i odkupieniem, aby, jak napisano: Kto się chlubi, w Panu się chlubił” (1 Kor. 1:29-31).
Lecz ta chluba, prawdziwa radość jest niezależna od tego, przez co przechodzimy. Paweł przedstawia nam całą listę doświadczeń - „w wielkiej cierpliwości, w uciskach, w potrzebach, w utrapieniach, w chłostach, w więzieniach, w niepokojach, w trudach” (2 Kor. 6:4,5). Podsumowuje nasze wewnętrzne nastawienie do tych wszystkich okoliczności słowami: „jakby smutni, lecz zawsze radośni (w. 10 [B.T.]).
Apostoł Paweł zostawia nam osobisty przykład. Chociaż doświadczył wyniesienie do „trzeciego nieba”, nie chciał tym się chlubić. Obawiał się, że on sam, jego osoba stanęła by na piedestale chwały. Powiedział: „z siebie samego chlubić się nie będę, chyba tylko ze słabości moich” (2 Kor. 12:5). Dlatego powiedział szczerze - „Najchętniej więc chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa” (w. 9).
Pisząc do Galacjan, Paweł pokazał praktyczny kształt chlubienia się, czyli doświadczania radości nieustającej. Taka była jego osobista decyzja - „Co zaś do mnie, niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata” (Gal. 6:14).
Prawdziwa radość, to taka, gdy możemy powiedzieć, że „chlubimy się nadzieją chwały Bożej”.
Radość z nadziei - nie z tego, co doznajemy teraz. Prawdą jest, iż jesteśmy dziedzicami, lecz teraz jesteśmy jeszcze ograniczeni ziemskością i cielesnością. Dlatego Paweł tęsknił za pełnią, jaką daje dopiero niebo. Pisał: „Teraz bowiem widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce, ale wówczas twarzą w twarz. Teraz poznanie moje jest cząstkowe, ale wówczas poznam tak, jak jestem poznany” (1 Kor. 13:12).
Odpowiedzmy sobie szczerze na pytania:
Czy pragnienie nieba przewyższa wszystko inne, z czego możemy korzystać już teraz?
Czy nadzieja wieczności, gdy staniemy twarzą w twarz z naszym Ojcem, przesłania wszystko inne na tej ziemi?
Henryk Hukisz

Monday, October 22, 2018

Spragnieni Boga

Przeglądając mój księgozbiór, zatrzymałem się na chwilę trzymając w ręce niewielki tomik A. W. Tozera “Szukanie Boga”. Książka napisana w 1948 roku w Chicago, pomimo upływu czasu, jest jak najbardziej adekwatna współcześnie i odnosi się do aktualnych sytuacji w chrześcijaństwie.
Na początek kilka refleksji wywołanych samym wstępem do tej książki, w którym autor wyjaśnia powód, dla którego postanowił ją napisać:
“W dobie ciemności zalegającej nad całym światem pojawia się pewien weselszy promyk: w zamkniętym kręgu konserwatywnego chrześcijaństwa można znaleźć coraz większą liczbę ludzi, których życie religijne cechuje rosnący głód poznania samego Boga. Spragnieni są prawd duchowych. Nie dadzą się zwieść samymi słowami i nie zadowoli ich prawidłowa “interpretacja” Prawd. Pragną oni Boga i nie zaznają spokoju, dopóki nie napiją się z głębi Strumieni Wody Żywej.
Jest to jedyny zwiastun przebudzenia, jaki mogłem dostrzec na religijnym horyzoncie. Być może jest to tylko chmurka wielkości dłoni, której wypatrują święci w różnych miejscach świata. Lecz może ona doprowadzić do wzbudzenia życia w wielu duszach i do uchwycenia na nowo tego promieniującego cudu, który powinien towarzyszyć wierze w Chrystusa, od którego Kościół w obecnym czasie jakby uciekł. (...)
Dzisiaj, dzięki naszym aktywnym towarzystwom biblijnym i wielu innym skutecznie działającym organizacjom zajmującym się rozpowszechnianiem Słowa Bożego, bardzo wielu ludzi ma “prawidłowe poglądy”. Prawdopodobnie jest ich więcej, niż kiedykolwiek w historii Kościoła. Jednak ciekaw jestem, czy prawdziwe duchowe uwielbienie przechodziło kiedykolwiek taki kryzys, jak obecnie. W większej części Kościoła sztuka uwielbiania całkowicie zanikła, a w jej miejsce pojawiła się dziwna i nieznana rzecz określana słowem “program”. Zapożyczono to słowo ze sceny i z fałszywą mądrością zastosowano w publicznym uwielbianiu i przyjęto wśród nas jako uwielbienie.
Prawidłowe wyjaśnianie Biblii w Kościele Żywego Boga jest niezbędną koniecznością. Bez tego żaden kościół nie może się nim stać w ścisłym znaczeniu tego słowa. Ale wyjaśnienie może zostać tak przedstawione, że słuchający pozbawieni zostaną jakiegokolwiek prawdziwego pokarmu duchowego. Dzieje się tak dlatego, że nie same słowa karmią duszę, ale Bóg osobiście, i dopóki słuchający ich nie odnajdą Boga w osobistym przeżyciu, nie staną się lepsi przez samo słuchanie prawdy. Biblia nie jest celem samym w sobie, ale narzędziem do prowadzenia ludzi do intymnego i dającego zadowolenie poznania Boga po to, aby mogli wejść do Niego, by mogli rozkoszować się Jego obecnością, by zakosztowali i poznali w głębi swych serc słodyczy samego Boga.”
Autor odwołuje się również do słów Johna Wesleya, jednego z najbardziej gorliwych głosicieli Ewangelii w XVIII wieku w Anglii. W czasie niedawnej wizyty w Yorku w Anglii natknąłem się na historyczny znak jego obecności w tym mieście. Stojący dziś przy ulicy Aldwark budynek nosi na sobie tablicę informującą, że “Budynek ten, wzniesiony w 1759 r., był pierwszą i przez 46 lat jedyną Wesleyańską Kaplicą Metodystyczną w Yorku. John Wesley przeprowadził ceremonię otwarcia w niedzielę 15 lipca 1750 roku i głosił tu wiele razy. Wykorzystanie tego budynku jako kaplicy Wesleya zostało zakończone w 1805 roku.”
A. W. Tozer cytuje w swoim wstępie do książki “Szukanie Boga” słowa Wesleya: “Prawowierność lub słuszne poglądy w najlepszym przypadku są znikomą częścią religii. Choć prawidłowy sposób życia nie może istnieć bez prawidłowych poglądów, to jednak można mieć prawidłowe poglądy bez prawidłowego życia. Można mieć właściwe zdanie o Bogu, nie mając ani miłości do Niego, ani też prawidłowego sposobu życia. Szatan jest tego dowodem.”
Autor książki o szukaniu Boga pisze w zakończeniu “Słowa wstępnego”, że “książka ta jest skromną próbą pomocy głodnym dzieciom Bożym w odnalezieniu Boga. Nic z tego, co tu przedstawiam, nie jest nowe, z wyjątkiem może tego, że jest to odkrycie dokonane przez moje własne serce. Odkrycie wspaniałych duchowych prawd. Byli już inni przede mną, którzy zagłębiali się bardziej niż ja w tych świętych tajemnicach. A choć mój ogień nie jest zbyt duży, nie mniej jednak jest prawdziwy. I być może znajdą się tacy, których świece zapala się od mojego płomienia.”
W pierwszym rozdziale autor prezentuje kwestę posiadania prawdziwego pragnienie doświadczania osobistej relacji z Bogiem. Jest ona możliwa tylko dlatego, że Syn Boży opuścił chwałą Ojca i stał się podobnym do każdego z nas, byśmy mogli zbliżyć się do Boga. To jest prawdziwe życie, nie samo studiowanie słów zapisanych w Biblii. Jezus powiedział do znawców Pism: “Badacie Pisma, bo wam się wydaje, że w nich macie życie wieczne. Również one świadczą o Mnie” (Jn 5:39).
Dlatego musimy uznać swoją grzeszność, przez którą nikt z nas nie jest zdolny sam z siebie wzbudzić prawdziwego pragnienia Boga. Łaską jest natomiast to, że sam Bóg budzi w naszych sercach to pragnienie, abyśmy dali się pociągnąć przez Chrystusa, który powiedział: “A Ja, gdy zostanę wywyższony nad ziemię, pociągnę wszystkich do siebie” (Jn 12:32).
Wielka prawda o życiu wiecznym zawarta jest w słowach Pana Jezusa - “Na tym zaś polega życie wieczne, aby poznali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, i Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (Jn 17:3). Bez takiej znajomości z Ojcem nie mamy na co liczyć, że znajdziemy się w Jego Królestwie.
Henryk Hukisz
P.S. Zachęcam do lektury tej książki, która pomimo wieku, jest nadal aktualna

Tuesday, October 2, 2018

Pudełko prawdy

Ponad ćwierć wieku temu udzieliłem wywiadu lokalnemu dziennikowi, jaki w nowej Polsce ukazał się na poznańskim rynku medialnym. Główna myśl, jaka przyświecała dziennikarzowi dotyczyła celibatu duchownych a ja, jako również duchowny w rozumieniu ogólnym, byłem “żonaty i dzieciaty”. Pamiętam zdziwienie, jakiego nie mógł ukryć przepytujący mnie na tę okoliczność żurnalista, gdy zacytowałem apostoła Pawła: “ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, niechaj każdy ma swoją żonę i każda niechaj ma własnego męża” (1 Kor. 7:2). Rozmawialiśmy o stanie małżeńskim w sensie ogólnym, i ja jako osoba duchowna, zaliczałem się również do ogółu ludzkości. Dlatego - mówiłem dalej - żyję tak jak zdecydowana większość, współżyję z żoną (mam przecież dzieci), i zgodnie z zaleceniem apostoła, stosuję się do zasady “Nie strońcie od współżycia z sobą, chyba za wspólną zgodą do pewnego czasu, aby oddać się modlitwie, a potem znowu podejmujcie współżycie, aby was szatan nie kusił z powodu niepowściągliwości waszej” (w. 5). Po tych słowach dziennikarz wyrwał mi Biblię z ręki, aby samemu przeczytać to zdanie, gdyż nie wierzył, że takie słowa znajdują się w Piśmie Świętym.
Niedawno, po tym, jak zrobiło się głośno na temat nowego filmu, który dotyczy problemu pedofilii wśród duchownych kościoła katolickiego, przedstawiłem mój punkt widzenia na ten gorący temat. We wpisie pt. “Spróchniały fundament” starałem się skierować uwagę na rzeczywisty problem, jaki rozkłada duchowieństwo katolickie, a jakim jest narzucenie celibatu wbrew naturze człowieka. Napisałem wówczas, że przywódcy kościoła, zamiast usunąć przyczynę problemu, starają się za wszelką cenę zatuszować skutki, a co najwyżej, próbują je pomniejszyć.
Tytuł do tego rozważania zapożyczyłem z wypowiedzi jednego z głównych wykonawców ról wspomnianego filmu, który powiedział, że dzięki temu obrazowi, zostało otwarte ”pudełko prawdy”. Mam nadzieję, że ogólnonarodowa dyskusja przesunie się z omawiania różnych tematów “około problemowych”, a skupi się na samym sednie tej kwestii. Przy okazji chcę odpowiedzieć na jeden z komentarzy do wcześniejszego rozważania na ten temat. Ja nie bronię kościoła katolickiego, jedynie wskazuję na niebiblijne nauczanie, jakie w nim istnieje.
Niestety, zdecydowana większość, o ile nie wszyscy dziennikarze i osoby wypowiadające się na ten temat, rozmawia jedynie o skutkach wynaturzenia życia płciowego duchownych kościoła katolickiego. Wiem, że nie powinno zawężać się tematu jedynie do tej grupy społecznej w naszym kraju. Zdarzają się przecież, chociaż w mniejszej skali, podobne zachowania wśród innych zawodów, czy też duchownych innych kościołów. Lecz to, co uderza w obecnej dyskusji, to fakt, że księża, którzy z samej natury swego powołania, winni dbać o bezpieczeństwo ludzi a szczególnie dzieci, bezpardonowo je wykorzystują do spełniania swych niemoralnych zachcianek. To najbardziej boli, gdyż rodzice z pełnym zaufaniem powierzają swoje niewinne dzieci “duchowej” opiece kościoła, nie spodziewając się, jak to było dotychczas, niczego złego ze strony “sług Bożych”. Natomiast ci bezbożnicy, z pełną odpowiedzialnością używam tego słowa, pod przykrywką tajemnicy spowiedzi i posługi duszpasterskiej nakazują milczenie swoim ofiarom.
Dlatego, patrząc na to zagadnienie nawet z pozycji przywódców kościoła katolickiego, dziwi mnie dotychczasowe milczenie i zamiatanie pod dywan wykrytych przypadków. Zapowiadana obecnie akcja ujawniania, czy też sporządzenia raportu przestępstw seksualnych księży, jest publicznym przyznaniem się do posiadania informacji. Bo na jakiej podstawie można będzie sporządzić raport z minionego okresu, jak nie na posiadanych zasobach informacji. Na ile znam się na kodeksie karnym, to wydaje mi się, że osoba znająca fakt popełnienia przestępstwa, winna jest tak samo jak przestępca.
Jeśli w toku dyskusji na temat pedofilii pojawia się pojęcie prawdy, to uważam, że należy wpierw zdefiniować co jest prawdą. Zdaję sobie sprawę, iż jest to pojęcie bardzo szerokie, w sensie ogólnym, lecz jeśli mówimy o określonym kręgu ludzi, to nie pozostaje nam nic innego, jak uściślić tę prawdę na podstawie Biblii. Słowo Boże, tak zawsze uważam, zawiera informacje na wszystkie tematy, jakie dotyczą naszego życia. A Bóg jednego pragnie najbardziej, a mianowicie, “aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tym. 2:4). Dlatego, jeśli chodzi o prawdę odnośnie do naszego życia płciowego, musimy uznać Bożą prawdę, a nie naszą, względną, wygodną, dającą możliwość zrzucenia odpowiedzialności na innych, albo na zrządzenie losu.
Prawda, jaka wynurza się z przysłowiowego pudełka, jaką ludzie muszą ujrzeć, to stwierdzenie, że “stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich” (1 Moj. 1:27). W związku z tym, dalsze postanowienie, że “niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego” (1 Moj. 2:18), może być spełnione jedynie zgodnie z tym, co z zostało ustanowione, że “opuści mąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją, i staną się jednym ciałem” (1 Moj. 2:24). I aby nie było wątpliwości, że chodziło wówczas jedynie o Żydów, Pan Jezus powtórzył te same słowa, dodając rozszerzenie pojęcia “jednego ciała” na pozamałżeńskie relacje, że “każdy kto patrzy na niewiastę i pożąda jej, już popełnił z nią cudzołóstwo w sercu swoim” (Mat. 5:28).
Małżeństwo jest świętym, z racji ustanowienia przez samego Boga, związkiem pomiędzy jednym mężczyzną i jedną kobietą trwającym do końca życie jednego z małżonków. Wszelkie manipulacje przy tej definicji, czy unowocześnianie z racji zmiany zwyczajów, jest odejściem od prawdy.
Wyobraźmy sobie, że wszystkie małżeństwa, z założeniem, że nie ma współżycia płciowego poza nim, przebiega zgodnie z nauczaniem apostoła Pawła, który przyrównał je do świętej relacji, jaka istnieje pomiędzy Kościołem i Chrystusem. Czy jest to możliwe? Z pewnością tak, lecz dostępne jest jedynie po wejściu każdego indywidualnie na drogę łaski. A to znaczy, że aby doświadczać prawdziwości błogosławieństwa wynikającego z świętego związku małżeńskiego, każdy musi doświadczyć wpierw narodzenia na nowo.
Tylko wówczas można zrozumieć, że słowa Pawła - “Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie” (Efez. 5:25), oraz poprawnie rozumiane w tym świetle słowa  “Żony, bądźcie uległe mężom swoim jak Panu” (w. 22) odnoszą się do każdego z nas. W takim związku, bez względu na rodzaj wykonywanej pracy małżonków, zrozumiałe jest polecenie - “Małżeństwo niech będzie we czci u wszystkich, a łoże nieskalane; rozpustników bowiem i cudzołożników sądzić będzie Bóg” (Hebr. 13:4).
Modlę się o to, aby Polacy, poruszeni skandalicznym zachowaniem księży, zrozumieli Bożą prawdę i zapragnęli ją stosować, każdy indywidualnie w swoim życiu. Wszelkie inne dyskusje, zastępcze tematy nie spowodują żadnej zmiany, nawet najbardziej pożądanej.
Słowa Pana Jezusa “poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (Jan 8:32), tak często cytowane przez różne osoby, znaczą na prawdę to, że jedyna prawda, która wyzwala, to Boża prawda. Nie ma innej prawdy, wszystko inne, nawet najprawdziwiej brzmiące stwierdzenia nie są prawdą i nie dokonają wyzwolenia.
Ludzie, który odrzucają Bożą prawdę nie są w stanie tej prawdy zrozumieć. Ich umysł jest nadal przyćmiony a serca są w stanie zatwardziałości. Paweł określił taki stan słowami: “mając umysł przytępiony, oddali się rozpuście dopuszczając się wszelkiej nieczystości z chciwością” (Efez. 4:19). I to jest jedynym wytłumaczeniem zachowania się osób dopuszczających się tej niemoralności wobec dzieci.
Henryk Hukisz