Monday, October 14, 2019

Trzynastego

Nie jestem przesądny i żadna trzynastka, nawet gdyby to  był piątek, mnie nie napawa lękiem. Lecz ta ostania trzynastka w niedzielę, dla mnie osobiście była szczególna. Po pierwsze, było to święto demokracji, gdyż, jak przystało na poprawnego obywatela ziemskiej ojczyzny, poszedłem na wybory. Po drugie, w Poznaniu ewangeliczni świętowali wspólne nabożeństwo na którym modlono się w intencji jedności ewangelicznie wierzących w tym mieście. Uczestniczyłem również w tym wydarzeniu.

Jeśli chodzi o pierwsze święto, to jako biblijnie wierzący chrześcijanin, wolny od wyraźnych sugestii kapłanów panującej religii w kraju, zakreśliłem krzyżykiem kratki na obu kartach zgodnie z sumieniem. Bóg je zna, gdyż tak jak jest napisane w Biblii, wierzę, że „nie ma bowiem władzy, która nie pochodziłaby od Boga” (Rzym. 13:1). Mój wybór jest jedynie wyrazem mojej osobistej orientacji politycznej, natomiast Bóg decyduje, kto zostanie wybrany. Z tym się zgadzam, dlatego do wyniku odnoszę się ambiwalentnie. Pozostanę nadal wierny zasadzie, o jakiej mówi apostoł Paweł, który jawnie przyznawał się do rzymskiego obywatelstwa. Swego duchowego syna, jak nazywał Tymoteusza, zachęcał: „aby prośby, modlitwy, błagania i dziękczynienia były zanoszone za wszystkich ludzi, za królów i wszystkich rządzących, abyśmy mogli wieść życie spokojne i bezpieczne, z całą pobożnością i godnością” (1 Tym. 2:1-2). I tu chcę zwrócić uwagę na błędne odczytywanie tego polecenia. Najczęściej słyszę, że celem naszych modlitw ma być dobrodziejstwo tych, którzy nami rządzą. Paweł pisze wyraźnie, że celem naszych modlitw ma być nasze „spokojne i bezpieczne życie”. O to się modliłem i zawsze będę się modlić.

Zanim przejdę do drugiego świętowania w tę niedzielną trzynastkę, muszę przywołać nieco historii. 

Z Poznaniem jestem związany zdecydowaną większość mojego życia. Będąc nawet na obczyźnie, obserwowałem i przeżywałem wzloty i upadki wspólnot ewangelicznych w tym mieście. Teraz, gdy już mój powrót stał się faktem, tym bardziej przeżywam wszystkie wydarzenia w tym środowisku.

Historycznie patrząc na wydarzenia związane z głoszeniem ewangelii łaski w naszym mieście, to osobiście uczestniczę w nich od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wpierw, jako kilkuletni chłopak korzystałem z nauczania dzieci w zborze baptystycznym przy ul. Przemysłowej 48, gdzie przed wojną znajdowała się kaplica baptystów niemieckich. Po wojnie zamieszkała tam rodzina Jana Pancewicza, który organizował nabożeństwa w swoim mieszkaniu. Kaplica natomiast była niedostępna, ponieważ władze Poznania urządziły w niej aulę V Liceum Ogólnokształcącego. Nie było wówczas innej wspólnoty wyznaniowej o charakterze ewangelicznym w Poznaniu. Najbliższy zbór ZKE znajdował się w Nowym Tomyślu, czyli jakieś pięćdziesiąt kilometrów od Poznania. Trochę daleko, aby dojeżdżać z całą rodziną w każą niedzielę, dlatego korzystaliśmy z gościnności baptystów. 

Kiedy w Poznaniu niewielka grupa osób, po odłączeniu się od badaczy Pisma Świętego, utworzyła Zbór Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego, rodzice postanowili dołączyć się do powstającego zboru. Mój tata był kaznodzieją, jeszcze przed powstaniem ZKE, w Kościele Chrześcijan Wiary Ewangelicznej i ponieważ ta wspólnota religijna o charakterze zielonoświątkowym tworzyła wspólnie ZKE, postanowił włączyć się w nurt działalności tego zboru.

Głównym hasłem ZKE były słowa modlitwy Chrystusa „Aby wszyscy byli jedno” (Jan 17:21). Nawróciłem się latem 1964 roku, jesienią tego samego roku przyjąłem chrzest, potwierdzając nim swoją wiarę w Jezusa Chrystusa. Bogu powierzyłem swe życie, zgłaszając gotowość służenia Mu zgodnie z powołaniem do zwiastowania ewangelii, dlatego podjąłem studia teologiczne. Po ukończeniu studiów na Ch.A.T. w 1970 roku wróciłem od Poznania i włączyłem się do usługiwania. Pamiętam kolejne miejsca zgromadzeń zboru ZKE w Poznaniu. Wpierw było to mieszkanie w ścisłym centrum miasta na Lampego (dziś ul. Gwarna). Później wynajmowaliśmy  pokoik w prywatnym budynku na ul. Łuczniczej (dziś już nieistniejącym). Następnie uzyskaliśmy przydział lokalu w miejskim budynku przy ul. Bydgoskiej 4, gdzie od 1977 roku służyłem jako pastor, kaznodzieja i nauczyciel Słowa Bożego.

Przez cały czas utrzymywaliśmy kontakty ze zborem baptystycznym w Poznaniu. Organizowaliśmy wspólne nabożeństwa. Bodajże największym wydarzeniem było zorganizowanie wizyty Billy Grahama w Poznaniu w 1978 roku. Po rozpadzie ZKE, kiedy powstał zbór ewangelicznych chrześcijan w Poznaniu, również wspólnie spotykaliśmy się, organizowaliśmy różne uroczystości, odwiedzaliśmy się wzajemnie. Nasz zbór ZKE, a od 1987 roku już jako Zbór Kościoła Zielonoświątkowego musiał szukać nowych pomieszczeń, gdyż dość gwałtownie rosnąca grupa uczestników nabożeństw nie mieściła się w dotychczasowych. I tak, po doraźnym korzystaniu z sali kina Malta na Śródce, przenieśliśmy nabożeństwa do Domu Tramwajarza na ul. Słowackiego. Był to okres sporego przebudzenia, gdyż głównie młodzież akademicka doświadczała łaski zbawienia, jakie daje osobista relacja z Chrystusem. Tych, których Pan dodawał do Kościoła chrzciliśmy w budynku przedwojennej Synagogi, którą wojenni okupanci zamienili na pływalnię. W takim charakterze ten obiekt był utrzymywany przez władze Poznania po wojnie. Chrzty były organizowane dwa, a nawet trzy razy w roku. Przygotowywaliśmy się do budowy własnego obiektu zborowego. Otrzymaliśmy działkę pod budowę, opracowywaliśmy projekt kościoła przy ul. Kościelnej, mieliśmy pozwolenie na budowę i sponsorów. 

I wtedy, za sprawą trzech zbuntowanych młodzieńców doszło do podziału zboru. Sporo członków rozeszło się do powstających grupek. Główni przywódcy rozbicia utworzyli własną wspólnotę, szukając powiązań z zagranicznymi ośrodkami, niekoniecznie propagującymi zdrową naukę apostolską. Można powiedzieć, że istniejące dziś różnorodne grupy ewangeliczne powstały w wyniku podziałów. Upadła sprawa budowy, a resztka, jaka pozostała w macierzystym zborze, przez prawie trzydzieści lat zgromadzała się w baraku przy ul. Grunwaldzkiej 55. 

Po powrocie z za oceanu dowiedziałem się, że w Poznaniu działa ponad trzydzieści grup religijnych o zbliżonym ewangelicznym profilu. Od paru lat podejmowana jest idea wspólnych spotkań, które poświęcono modlitwie o jedność wśród powstających grup ewangelicznych. To dobrze, bo kościół jest jeden. 

Kaznodzieja, w trzynastym dniu tego miesiąca, na wspólnym nabożeństwie podkreślał tę prawdę, że „tak bowiem jak jest jedno ciało i ma wiele członków, a wszystkie członki, chociaż jest ich wiele, są jednym ciałem” (1 Kor. 12:12). Słuchając rozważania na temat jednego kościoła, pomimo istnienia wielu jego poszczególnych członków, gdzieś w tyle mojej głowy przewinął się film, który powyżej przedstawiłem. Jednego jednak nie mogę pojąć - jak można równocześnie modlić się o jedność i w tym samym czasie dzielić się na nowe grupki. 

Uważam, że warto jest przywodzić na pamięć wydarzenia z naszej historii. Podobnie jak Bóg nakazał Jozuemu po przejściu przez Jordan. Wówczas to, gdy wezbrane wody rozstąpiły się, aby cały naród mógł wejść do Ziemi Obiecanej, Jozue na rozkaz Boga, polecił kapłanom: „Zabierzcie stąd - ze środka Jordanu, gdzie stały mocno nogi kapłanów - dwanaście kamieni. Zabierzcie je ze sobą i połóżcie w miejscu, gdzie zatrzymacie się na nocleg” (Joz. 4:3). Później Jozue wyjaśnił dlaczego mieli zabrać te kamienie, mówiąc: „Gdy w przyszłości wasi potomkowie zapytają swoich ojców, co oznaczają te kamienie, wtedy pouczycie waszych synów: Izrael przeszedł przez ten oto Jordan suchą stopą, ponieważ PAN Bóg, osuszył przed wami wody Jordanu...” (Joz. 4:21-22).

Niestety, obawiam się, że w dzisiejszym ewangelicznym Poznaniu jest niewielu ojców, którzy umieliby powiedzieć swoim synom, jak Bóg wyzwalał z mocy grzechu w grodzie nad Wartą, dzięki czemu jest dziś możliwe zgromadzanie się na wspólnych nabożeństwach.

Henryk Hukisz

P.S. Noszę się z zamiarem spisania historii ewangelicznie wierzących w powojennym Poznaniu.

Friday, October 4, 2019

Pan pilnie szuka Debory

Służba kobiet w Kościele, to gorący temat. Klimat debaty na ten temat podniósł atmosferę wewnętrznych relacji tak bardzo, że bieguny spolaryzowały się do niewyobrażalnego poziomu. Jedni powołują się na niepodważalne fundamenty, które niezachwianie pozwalały na budowanie wspólnot chrześcijańskich przez dwa milenia, drudzy, w pełnej euforii ogłaszają nastanie nowej ery w Kościele. 

Patrząc wstecz na historię Kościoła, oraz na dzieje narodu wybranego, które są pewnego rodzaju komentarzem do niej, należy zauważyć, że nie zawsze panowały żelazne reguły. W historii Izraela, od początku, czyli od wyjścia z Egiptu widzimy, że zamiast krótkiej drogi, z powodu niewiary dziesięciu zwiadowców, wędrówka trwała czterdzieści lat. Podobnych sytuacji można naliczyć sporo więcej, lecz teraz chcę zwrócić uwagę na jedną. 

Po zdobyciu Ziemi Obiecanej, zdaje się, że Izraelici powinni cieszyć się niczym nie zakłóconym korzystaniem z „mleka i miodu”. Lecz wiemy, że tak nie było. Kiedy Jozue umocnił już granice, wyznaczył pewien standard życia słowami: „Ja i mój dom będziemy służyć Panu” (Joz. 24:15), oraz „zawarł z ludem przymierze w Sychem i nadał mu ustawy i przepisy” (w. 25).

Potem nastał trudny okres. Rządy nad ludem sprawowali sędziowie powoływani przez Pana. Ich zadaniem było organizowanie ochrony lub wyzwolenie spod panowania różnych okupantów, którzy na krócej lub na dłużej napadali, grabili i niszczyli dobrobyt tej ziemi. Pamiętajmy o wskazówkach, jakie otrzymali od Boga - „Jeśli będziecie pilnie słuchać moich przykazań, które ja wam dzisiaj daję, aby miłować PANA waszego Boga, ...wtedy będzie zsyłać deszcz na waszą ziemię,..” (5 Moj. 11:13)

Niestety, tak nie było. Lud Boży często szedł na kompromis z obyczajami narodów pogańskich. Zamiast oczyszczać ziemię z pozostałości tych narodów, sami zaczęli uprawiać bałwochwalstwo. Wówczas wypełniało się inne słowo, jakie Pan powiedział - „A jeżeli nie będziesz słuchać głosu PANA, twego Boga, aby przestrzegać wszystkich Jego przykazań i ustaw, które ja ci dziś nadaję, i je wypełniać, to spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa i cię dosięgną” (5 Moj. 28:15). Ogólna charakterystyka tych czasów ujęta jest w słowach „ Izraelici czynili to, co złe w oczach PANA i zapominali PANA, swojego Boga, służąc baalom i asztartom” (Sędz. 3:7). Kiedy sędzia, dzięki ufności pokładanej w Bogu, potrafił opanować sytuację i wypędzić nieprzyjaciela, „ziemia zaznawała spokoju” (w. 11)

Okresy spokoju trwały tylko jakiś czas, aż znów naród popadał w bałwochwalstwo. Potem znów pojawiał się sędzia, gromadził wojowników, oswobadzał ziemię, aż znów naród odstępował od Bożych dróg. Ehud był jednym z ważniejszych sędziów. Był to czas, gdy „służyli Izraelici Eglonowi, królowi Moabu, osiemnaście lat” (Sędz. 3:14). i „gdy Izraelici wołali do PANA, ustanowił im wybawcę - Ehuda” (w. 15). Ten leworęczny sędzia, w dość szczególny sposób pokonał Moabitów, tak że w końcu „Moab został upokorzony przez Izraela i ziemia zaznawała spokoju przez osiemdziesiąt lat” (w. 30). Lecz, niestety, „po śmierci Ehuda Izraelici zaczęli ponownie czynić to, co złe w oczach PANA” (Sędz. 4:1)

Jeśli dobrze znamy historię tego narodu, to z pewnością zauważamy pewien stały porządek. Kiedy naród grzeszył, gdy wpadał w bałwochwalstwo i kiedy już z tego powodu znaleźli się w niewoli babilońskiej, wówczas Daniel, wierny Boży sługa woła do Boga: „O Panie mój, Boże wielki i groźny, Ty dochowujesz przymierza i udzielasz łaski tym, którzy Cię kochają i przestrzegają Twoich przykazań. Zgrzeszyliśmy, zawiniliśmy i postępowaliśmy bezbożnie, zbuntowaliśmy się i odstąpiliśmy od Twoich przykazań i ustaw” (Dan. 9:4). Nie taką modlitwę zanosił naród Boży w sytuacji, gdy kananejski król Jabin zajął ich ziemię i panował nad nimi przy pomocy dowódcy wojska Sisery. Niektóre przekłady Księgi Sędziów oddają określenie "wołali" (Sędz. 4:3), „ויצעקו” [uitzoqu], jako zbiorowe wołanie o pomoc. Na przykład, w Biblii Poznańskiej jest - „I wołali synowie Izraela do Jahwe o pomoc,”. Jedno jest pewne, że w tej modlitwie o ratunek, nie ma tego elementu pokuty, jaki pojawił się w pokornej modlitwie Daniela, czy też wielu innych proroków, w podobnej sytuacji.

Możemy z łatwością sobie wyobrazić, że w sytuacji wieloletniego dobrobytu, spokoju politycznego, gdy ziemia obficie wydaje plony, ludzie uważają, że im to się należy. Nie muszą zabiegać o dobrobyt i spokój, gdyż są Bożym ludem. Podobnie dzieje się współcześnie, gdy głosi się, może niekoniecznie tzw. „ewangelię sukcesu”, lecz głosi się, że dzieciom Bożym należy się wszelkie błogosławieństwo. Jak się nieraz naucza, że w Chrystusie, mamy błogosławieństwo „jak w banku”. Sam nieraz widziałem zdziwienie, gdy składałem świadectwo o mojej historii nowotworowej. „Masz mała wiarę” - mówili - „bo przecież należy ci się cudowne uzdrowienie”. Powszechnie słyszy się właśnie takie nauczanie, że należy nam się dobrobyt i powodzenie we wszystkich dziedzinach życia. Dlatego nie słychać dziś w modlitwach wyznania grzechu i nieposłuszeństwa, gdyż głosi się „ewangelię pozytywną”. „Name it and claime it”, „wyznaj i uznaj za swoje”, naucza się dziś w zborach. Nie ma potrzeby, aby w uniżeniu i pokorze stawać przed świętym Bogiem. Nasz „Tatuś”, jak obecnie traktuje się Boga, daje zawsze tylko dobre rzeczy. Nie wzywa się dziś grzesznika do pokuty, lecz do powtarzania gotowej modlitwy, która w cudowny sposób przemieni go w dziecko Boże. Wierzę, że w takiej sytuacji Pan pilnie poszukuje Debory.

Izraelici w czasach sędziów, po osiemdziesięciu latach spokoju, myśleli podobnie. Zero pokory przed świętym Bogiem. To był czas nienaturalny. Nie było nawet mężczyzny, jakiego Pan mógłby powołać na sędziego, jak to czynił dotychczas i później. Zobaczmy nieco dalej, po dwudziestu latach spokoju, kiedy znów agresorzy, jak szarańcza napadali na Izraelitów. Znów wołali, lecz znów bez pokuty i wyznania grzechów. Tym razem anioł Pana zastał Gedeona na polu przy młocce pszenicy, aby ukryć ją przed okupantem. Gedeon wchodzi w spór z Bogiem - „jeśli PAN jest z nami, to dlaczego spotyka nas to wszystko” (Sędz. 6:13). Jak gdyby chciał powiedzieć, że niesłusznie spotyka ich coś niedobrego, skoro Bóg jest dobry i miłuje Swój naród.

Bóg ma zawsze wyjście z każdej sytuacji. On niczym nie jest związany, aby prowadzić Swój naród. Posłał Deborę, kobietę, która wiernie trwała przy Bożych obietnicach. Ludzie rozpoznali tę niewiastę jako osobę, która jest wierna Panu i do niej przychodzili, gdy zasiadała na swoim posterunku. Nawet palmę, pod jaką „urzędowała”, nazwano Palmą Debory i „przychodzili do niej Izraelici, aby rozstrzygała ich sprawy” (Sędz. 4:5). Nie widać u niej pogardy dla Baraka, że nie czuwał przy Panu, lecz powiedziała: „Idź, udaj się na górę Tabor i weź ze sobą dziesięć tysięcy mężczyzn (...), ja zaś przyjdę do ciebie” (w.6). Nie widać, aby chciała wykorzystać moment, i zażądać, aby kobiety też włączyć do służby wojskowej. Myślę, że w sercu Baraka obudziła się męskość, lecz potrafił być na tyle pokorny, że wyznał: „Jeżeli ty pójdziesz ze mną - i ja pójdę, ale jeżeli ty nie pójdziesz ze mną - i ja nie pójdę” (w. 9). Ale to nie znaczy, że od tego momentu Bóg zlikwidował różnicę między mężczyzną i kobietą. Dalsza historia Izraela i Kościoła pokazuje, że chociaż Bóg powoływał kobiety do wielu zadań, nie odstąpił od porządku, jaki ustanowił na samym początku, gdy stworzył mężczyznę i kobietę, każdego w inny sposób i do innych celów i zadań.

Zakończę osobistym świadectwem. Od kilkudziesięciu lat wraz z moja żoną jesteśmy zaangażowani w usługiwanie ludziom naszej wspólnoty. Pamiętam, gdy na przełomie lat 80 i 90 ubiegłego wieku usługiwaliśmy w zborze, który dość kurczowo zachowywał formę pobożności z kresów wschodnich. Podczas nabożeństwa, mężczyźni i kobiety siedzieli oddzielnie. Ponieważ oboje tam usługiwaliśmy, moja żona, aby uszanować panujący zwyczaj, przemawiała nie zza kazalnicy, lecz stojąc obok. Wspólnie budowaliśmy dwie ważne służby naszego kościoła - duszpasterstwo rodziny i katechetykę. Moja żona często przemawiała, prowadziła seminaria i spotkania, lecz nigdy nie przyszło jej do głowy, by zabiegać o ordynację, czy o tytuł pastora, lub starszej. Razem służyliśmy i mamy zamiar to nadal czynić, jako mąż i żona, każdy w roli, do jakiej Bóg nas powołał. 

W naszym kościele jest mnóstwo możliwości usługiwania dla kobiet. W nauczaniu dzieci nieustannie brakuje nauczycieli. W usługiwaniu młodzieży i młodym niewiastom, w śpiewie i wzajemnym pomaganiu sobie. 

Jeśli ma to być służba dla Pana, to zapewniam, że On nie wymaga ani ordynacji, ani tytułu pastorki, jedynie wiernego trwania w powołaniu.

Henryk Hukisz

Ten, kto może nas ustrzec

Lektura Słowa Bożego w czasach ostatecznych.
Proponuję dokładnie zapoznać się z treścią jednego z najkrótszych listów, a mianowicie, z Listem Judy. Wpierw jednak zacytuję w całości wstęp do tego Listu z ostatniego przekładu Biblii, czyli z tzw. Biblii Ekumenicznej, z jakiej ostatnio głównie korzystam.

Charakterystyka ogólna.
Celem listu jest zdemaskowanie i potępienie zachowań tych, którzy narażają na niebezpieczeństwo wiarę innych. Autor zachęca i poucza chrześcijan, aby umieli takie zachowanie rozpoznać, wyeliminować i nie brać  z nich przykładu. Zachęca też do wytrwałości i do modlitwy. List zawiera częste odniesienia do tradycji hebrajskiej, jak i pozabiblijnej. Ze względu na obecne w nim nawiązania do legend pozabiblijnych był w starożytności nie wszędzie zaliczany do kanonu Nowego Testamentu.
Pierwsi adresaci.
Tak jak w przypadku Drugiego Listu św. Piotra, tak i tutaj adresaci ą wskazani w sposób bardzo ogólny. Znamy dobrze ich sytuację. Wśród nich było wielu chrześcijan, którzy wywyższali się po nad innych, uważali, że mogą pogardzać aniołami i pomniejszać autorytet nawet samego Pana. Nie można ustalić, w jakim stopniu cała wspólnota, do której list jest adresowany, uległa  wpływom tych wyniosłych i niegodziwych nauczycieli.
Autor.
Autor podaje się za brata Jakuba, prawdopodobnie tego najbardziej znanego wśród pierwszych chrześcijan, stojącego na czele wspólnoty w Jerozolimie, określanego w Gal. 1:19 bratem Pana. Liczne przesłanki, wynikające z treści listu, wskazują jednak, że został on napisane pod koniec I wieku lub  w pierwszych latach II wieku po Chr. W takim przypadku autor nie mógł być współczesny apostołom. Prawdopodobnie był nim więc nieznany uczeń, który zebrał i przystosował do swoich autorytatywne nauczanie Judy.

LIST ŚW. JUDY
1 Juda, sługa Jezusa Chrystusa, a brat Jakuba, do powołanych, którzy są umiłowani w Bogu Ojcu i zachowani dla Jezusa Chrystusa: 2 Miłosierdzie, pokój i miłość niech zostaną w was pomnożone. 3 Umiłowani, ponieważ odczuwam wielką potrzebę pisania wam o wspólnym zbawieniu, uznałem za konieczne napisać do was, zachęcając do walki o wiarę, która raz została przekazana świętym. 4 Wkradli się bowiem między was jacyś ludzie, od dawna skazani na potępienie, bezbożni, którzy łaskę naszego Boga zamieniają na rozpustę i zapierają się naszego jedynego Władcy i Pana, Jezusa Chrystusa.
5 Pragnę wam przypomnieć, wam, którzy wszystko wiecie, że Pan najpierw wybawił lud z Egiptu, następnie wytracił tych, którzy nie uwierzyli. 6 Aniołów, którzy nie zachowali swojego pierwotnego stanu. Lecz opuścili własne mieszkanie, trzyma w ciemnościach do wielkiego dnia sądu, związanych  nierozerwalnymi pętami. 7 Tak samo Sodoma i Gomora oraz otaczające je miasta, które oddawały się nierządowi i podążały za nienaturalną żądzą, służą jako przykład, ponosząc karę wiecznego ognia.
8 Podobnie też ci, którzy tłumaczą sny, bezczeszczą ciało, odrzucają panowanie i bluźnią przeciwko chwałom. 9 Archanioł Michał zaś,  gdy dyskutował o ciele Mojżesza, spierając się z diabłem, nie odważył się wypowiedzieć bluźnierczego osądu, lecz powiedział: Niech cię Pan skarci! 10 Oni natomiast bluźnią przeciwko tym, których nie znają, a przez tych, których jak bezrozumne zwierzęta znają, są niszczeni. 11 Biada im, bo poszli droga Kaina, dla zapłaty pogrążyli się w oszustwie Balaama i zginęli w buncie Korego. 12 Oni są zakałami waszych agap, bez skrępowania ucztując, samych siebie pasąc; są bezwodnymi chmurami, unoszącymi przez wiatry; jesiennymi drzewami bez owoców, dwukrotnie umarłymi, wykorzenionymi; 13 wzburzonymi falami morskimi, które wyrzucają swoje haniebne czyny; błądzącymi gwiazdami, dla których na wieki są zachowane nieprzeniknione ciemności.
14 O nich też prorokował Henoch, siódmy po Adamie, mówiąc: Oto przyszedł Pan wśród tysięcy Swoich świętych,15 aby dokonać sądu nad wszystkimi i ukarać każdego bezbożnika za wszystkie bezbożne czyny i za wszystkie ostre słowa, które bezbożni grzesznicy wypowiedzieli przeciwko Niemu. 16 On narzekają, skarżą się na swój los, kierują się swoimi żądzami. Ich usta wypowiadają zuchwałe słowa i schlebiają ludziom dla korzyści.
17 Wy zaś, umiłowani, przypomnijcie sobie słowa, które wcześniej zostały powiedziane przez apostołów naszego Pana Jezusa Chrystusa. 18 Oni wam mówili: W czasach ostatecznych pojawią się szydercy, którzy będą postępować według swoich bezbożnych żądz. 19 Są nimi ci, którzy powodują podziały, ludzie zmysłowi, niemający Ducha. 20 Wy jednak, umiłowani, budując samych siebie na waszej najświętszej wierze, modląc się w Duchu Świętym, 21 zachowajcie siebie samych w miłości Boga, czekając na miłosierdzie naszego Pana Jezusa Chrystusa, wiodące ku życiu wiecznemu. 22 Miejcie miłosierdzie dla tych, którzy mają wątpliwości, 23 innych zaś ratujcie, wyrywając  z ognia, dla jeszcze innych miejcie miłosierdzie w bojaźni - nienawidząc nawet ubrania splamionego przez ciało.
24 Temu zaś, który może was ustrzec od upadku i wobec swojej chwały postawić jako nienagannych i radosnych, 25 jedynemu Bogu, naszemu zbawicielowi, przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana, niech będzie chwała, majestat, moc, i panowanie przed wszystkimi wiekami i teraz, i po wszystkie wieki. Amen.

Treścią tego listu chce zwrócić uwagę na poważne zagrożenia, z jakimi spotykamy się w naszym czasie. Nie można ich lekceważyć, dlatego pozostaje nam mieć nadzieję, że jedynie wszechmocny Bóg jest w stanie ustrzec nas od upadku. Sami nie jesteśmy w stanie stawić opór diabelskim atakom na Kościół Jezusa Chrystusa.  Jedynie Bóg może doprowadzić nas do końca w stanie nienagannym i w doskonałej radości, dzięki Jego chwale, majestatowi, mocy i panowaniu. 

Tę chwałę, majestat, moc i panowanie widzimy w Jego dziele, objawione przed wiekami, w czasie teraźniejszym i w przyszłości, gdy postawi nas przed Swoim świętym i sprawiedliwym sądem, ze względu na Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela. Jemu niech będzie wieczna cześć i chwała. 

Henryk Hukisz

Wednesday, October 2, 2019

Jeden głos albo jednogłośnie

Pewne głosowania przechodzą do historii, nie z racji wagi sprawy, lecz kontekstu sytuacji, w jakiej się zdarzyły. Znamy wszyscy słynne europejskie głosowanie, którego wynik 1:27 został okrzyknięty doniosłym zwycięstwem. Autorkę tego wyniku witano w kraju w olbrzymiej euforii ogromnym bukietem kwiatów. Natomiast, gdy chodzi o wynik meczu, to różnica o jeden punkt, u zagorzałych kibiców powoduje nerwowe obgryzanie paznokci.

Niedawno śledziliśmy z zapartym tchem, gdy w naszej wspólnocie decydowano o zmianie w dotychczasowym kształcie sprawowania służb w kościele. Chodzi o zrównanie ról kobiet i mężczyzn w nauczaniu i sprawowaniu przywództwa duchowego. Atmosfera wokół tej decyzji narastała przez ostatnie parę lat. W końcu doszło do prawomocnego spotkania delegatów społeczności zielonoświątkowej w Polsce, i wszyscy zainteresowani czekali na wynik. Jako, że żyjemy w czasie i kraju, gdzie wszelkie sporne kwestie rozwiązuje się demokratycznie, postanowiono skorzystać z tego politycznego narzędzia, aby wprowadzić zmianę w dotychczasowej praktyce. Dotychczas odwoływano się do zapisu nowotestamentowego, co oznaczało, że jedynie mężczyźni byli powoływani do służby starszych, czyli prezbiterów i nauczycieli doktryny. Oczywiście, kobiety też usługiwały całym wachlarzem możliwości, jakie istniały we wspólnocie tworzonej przez mężczyzn, kobiety i dzieci. 

Pisałem niedawno o „Filozoficznym zwiedzeniu”, czyli o wpływach post-modernistycznej filozofii, która kształtuje relacje międzyludzkie we współczesnym świecie. Jedną z form tej filozofii jest feminizm, czyli dążenie do zrównania kobiet i mężczyzn w różnych rolach i pozycjach, jakie pełnią w tym świecie. Ciągle podkreślam jedną z podstawowych prawd odnoszących się do Kościoła, że nie jest z tego świata. Dlatego też nie można stosować w Kościele takich samych reguł, jakie nawet dobrze spełniają się w świecie. Lecz od początku tak było, teraz tak też jest i aż do czasu, gdy przyjdzie Pan zabrać Swój Kościół, będą próby, aby rzeczy z tego świata wprowadzać do Kościoła. Przypomina mi się pewien aforyzm, który pasuje do tej sytuacji - „Bóg umieścił Kościół w świecie, lecz diabeł stara się umieścić świat w Kościele”.

Po głosowaniu nad przedmiotowa kwestią, na mediach społecznościowych, pojawiły się wzniosłe oświadczenia o historycznym momencie, wielkim zwycięstwie, czy też doniosłym dokonaniu. Zastanawiam się nad jednym, a mianowicie, nad odniesieniem się do Biblii. Przecież, tak myślę, że jeśli mówimy o czymkolwiek, co dotyczy Kościoła, to automatycznie powinniśmy zadać sobie pytanie: „A co na to Biblia?”

Nigdzie, od czasów apostolskich, do ostatnich słów, jakie zapisał apostoł Jan w Księdze Objawienia, nie spotykamy, aby chrześcijanie poddawali cokolwiek głosowaniu. Często mówiłem, że w czasach apostolskich ludzie wierzący nie używali rąk do głosowania za lub przeciw czemukolwiek, lecz wkładali ręce na innych wierzących, aby wyrazić swoją aprobatę dla Bożego wyboru. Klasyczny przykład widzimy w Antiochii, gdy „Duch Święty powiedział: Wyznaczcie już Mi Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem”. Zgromadzeni tam ludzie wierzący, „po poście, modlitwie i włożeniu na nich rąk, wyprawili ich” (Dz.Ap. 13:3).

Później, gdy pojawiły się już problemy i różnice zdań odnośnie zwiastowania ewangelii, czy należy poganom narzucać zwyczaje Zakonu, apostołowie udali się do Jerozolimy na pierwszy synod Kościoła. Po burzliwej dyskusji i wymianie różnych zdań na ten temat, posłuchano najważniejszego głosu. Z pewnością, uczniowie pana Jezusa pamiętali zapowiedź tej obietnicy, bez której nikt nie odważyłby się rozpocząć cokolwiek w Kościele. Jezus powiedział: „Orędownik zaś, Duch Święty, którego Ojciec pośle w Moim imieniu, On nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (Jan 14:26). Obecność Ducha Świętego była gwarancją, że wszystko, co dzieje się w Kościele, pochodzi od Boga, i nie jest z tego świata. Jezus powiedział, że Ducha Prawdy „świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi i nie zna. Wy Go znacie, bo przebywa z wami i w was będzie” (Jan 14:17)

Co za ulga dla apostołów! Nie musieli martwić się, jaką podjąć decyzję odnośnie zaistniałego problemu. Jestem przekonany, że nikomu z apostołów nie przyszło do głowy, aby poddać głosowaniu, czy nadal stosować zasady wynikające z Zakonu. Przecież mieli w sobie Ducha Świętego, Ducha Prawdy, dlatego zapytali się Go o zdanie. Wówczas Łukasz, który był protokolantem tego synodu, zapisał: „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego większego ciężaru, ...” (Dz.Ap. 15:28).

Gdy później pojawił się problem w zborze korynckim, gdy nastąpiły podziały pomiędzy wierzącymi, Paweł napisał do nich, jak mają odnieść się do tej kwestii. Napisał tak: „Zachęcam was bracia, przez wzgląd na imię naszego Pana, Jezusa Chrystusa, abyście wszyscy byli zgodni i aby nie było wśród was rozłamów, ale abyście byli doskonali i w jednakowym myśleniu i w jednakowej ocenie” (1 Kor. 1:10). W innym przekładzie, mowa jest o „jednomyślności”, czyli o zasadzie, jaka obowiązuje tam, gdzie wszyscy są napełnieni Duchem Świętym. A On już zadba o to, aby wszyscy jednakowo myśleli.

Paweł w Liście skierowanym do zboru w Filippi, udzielił wspaniałej zachęty, która powinna charakteryzować wszystkie zbory odwołujące się do obecności Ducha Świętego. Paweł wyraził swoje życzenie słowami: „Żyjcie między ludźmi w sposób godny Ewangelii Chrystusa, abym kiedy przyjdę i zobaczę was, czy też będę nieobecny, mógł usłyszeć o was, że trwacie w jednym duchu, jednomyślnie walcząc o wiarę opartą na ewangelii” (Fil. 1:27). Piękne życzenie. Wierzę, że w Kościele, gdzie Duch Święty jest obecny, tak się dzieje. Lecz muszę z cała stanowczością powiedzieć, że tam gdzie dopuszcza się do głosu Ducha Świętego, tam nie ma miejsca na głosowanie przy pomocy rąk. 

Swoją drogą, mam pytanie do świętujących swoje historyczne zwycięstwo „jednogłosowców”. Czy zgodnie ze współczesną nomenklaturą, uważają, że 49% uczestników głosowania są „gorszym sortem”? A może należy określić, że to są ci „którzy mniej kochają Pana”, że są wrogami postępu i należy ich rewitalizować?

Quo vadis kościele?

Henryk Hukisz