Saturday, December 27, 2014

Jezus, żywą legendą?



 Chcę należeć do grona tych wierzących, którzy „podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud. 3). Wiem, że wiara obroni się sama, gdyż zrodzona jest ze Słowa Bożego, które jest prawdą. Chodzi mi jedynie o to, że ponad tę prawdę nie stawiam niczego innego.
Żyjemy w zupełnie innym świecie, niż ten, w którym powstawały księgi tworzące Księgę wszyskich ksiąg, za jaką możemy uważać Biblię. Ona sprawiła, że nie tylko uwierzyliśmy w Pana Jezusa, lecz każdego dnia posila nas w Nim. Słowo Boże zawarte w Biblii dodaje nam sił w pokonywaniu przeszkód i fałszywych przesłanek, „abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu” (Efez. 4:14). Trwanie wiernie przy Słowie Bożym, takim, jakie w natchnieniu Ducha zostało zapisane, może jedynie sprawić to, „abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa” (w. 15).
 Chrystus, ten biblijny, ten, który powiedział: „oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. 28:20), jest nieprzerwanie Głową Kościoła, który On sam buduje. Wszystko inne, co może nawet być podobne do kościoła, może nawet odwoływać się do wersetów biblijnych, jeśli nie jest zgodne z prawdą, nie ma cząstki w Kościele, który jest „filarem i podwaliną prawdy” (1 Tym. 3:15).
Niestety, wielu wierzących daje się złapać na lep, o jakim kiedyś już pisałem w rozważaniu „Produkt ewangeliopodobny”, w którym odwołałem się do słów apostoła Pawła, że gdyby nawet sam „anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty!” (Gal. 1:8).
Piszę znów na ten temat, gdyż zostałem zaniepokojony informacją na temat organizowanego wielkiego wydarzenia w Gdańsku pod tytułem „Zimowy Zjazd”. Nie jest to jakieś czepianie się rzeczy małoważnych, gdyż można przypuszczać, że może to dotyczyć nawet kilku tysięcy osób, jakie znajdą się pod wpływem tego wydarzenia.
Pierwsza rzecz, jaka zjeżyła resztę włosów, jakie jeszcze posiadam na głowie, jest informacja, że w centrum tego zjazdu jest „Jezus - żywa legenda”. Szybko zrobiłem małe studium znaczenia zwrotu „żywa legenda” i z każda minutą moje oburzenie rosło, aż do momentu, gdy postanowiłem napisać to rozważanie. Dalsza lektura treści zamieszczonej na oficjalnej stronie poświęconej temu wydarzeniu wywołała jeszcze silniejsze postanowienie napisania czegoś w formie ostrzeżenia przed zwodzeniem od zdrowej ewangelii. Jak napisał aposotoł Paweł, że przeklęte, czyli zdecydowanie odrzucone ma być to, co zwiastowałby nawety anioł z nieba, dlatego chcę nakłonić do podobnej postawy wobec tego całego wydarzenia.
Nie ważne jakie nazwiska pojwiają się wśród organizotorów, gdyż jak czytamy, jest tam członek Rady Naczelnej, prezbiterzy, pastorzy, czy nawet doktorzy teologii, dla mnie ważne jest jedynie to, czy to, co zapowiada się w programie, nie uwłacza biblijnej prawdzie. A zapowiada się wiele rzeczy jak dotychczas nie spotykanych w Kościele Jezusa Chrystusa, tego prawdziwego i obecnego dzisiaj, nie legendarnego. Oficjalna strona organizatorów informuje wprost, że „ekipa Lans Roomu zamierza wprowadzić was w nowy wymiar śmiechu i atrakcji! Late Night Show? Kabaret? Talk-show? Gdzieś pomiędzy, przyprawionych absurdalnym humorem znajdziecie właśnie nas”. Natomiast zwolennicy gier komputerowych, mają „Game Zone”, gdzie mogą przeżyć „wyjątkowe chwile w trakcie emocjonującego meczu w piłkarzyki oraz wysilić swoje szare komórki obmyślając skomplikowane strategie przy ambitnych grach planszowych!”. Oczywiście, skoro zjazd jest organizowany pod sztandarem legendarnego Jezusa, przewidziany jest „Lounge Room” jako „zjawiskowe pomieszczenie, idealne do miłego spędzania czasu ze swoimi przyjaciółmi, a także zawierania zupełnie nowych znajomości”, przy szklaneczce specjalnie przyrządzonego koktajlu. Jest również  „Prayer Zone”, gdzie można „w spokoju poczytać Biblię i spotkać się sam na sam z Bogiem”. Po co więc jechać na ten wielki zjazd?
Wygląda na to, że atmosferę wydarzenia kształtować będzie „Hillsong”, o którym piszą organizatorzy, że „śmiało można powiedzieć, że jest najbardziej rozpoznawalnym i wpływowym Kościołem na świecie”. Z tym się zgadzam, że współczesne chrześcijaństwo w dużej mierze buduje się na tym, co mówi i śpiewa Hillsong. Do tego stopnia, że „swoim przesłaniem i postawą zmieniają świat, a ich muzyka jest soundtrackiem do wiary wielu ludzi”. Tylko, że prawdziwa wiara ludzi szczerze wierzących i naśladujących Pana Jezusa, buduje się na Słowie Bożym, gdyż „wiara tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (Rzym. 10:17). Nie wiem, czy można powiedzieć, że "hillsongowa" wiara może okazać się "cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus" (1 Ptr. 1:7).
Organizatorzy są świadomi tego co robią, gdyż dla nich liczą się jedynie cyfry. Chcą zdobyć jak najwięcej uczestników, za wszelką ceną, nawet przy pomocy tzw. „łańcuszka św. Antoniego”. Na Facebook’u szerzy się nakłanianie do nominowania nowych zwolenników dziwnego znaku, jaki załączyłem na zdjęciu. Od prawdy ważniejsze są koszty, gdyż jak słyszałem, że gdy ktoś zwrócił im uwagę na legendarnego Jezusa, w odpowiedzi usłyszał, że świadomi niezbyt szczęśliwego sformułowania, nie będą drukować nowych plakatów i zaproszeń, skoro są już gotowe.
Apostoł Juda,w swoim liście do wierzących pisze: „uznałem za konieczne napisać do was i napomnieć was, abyście podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud. 3). Jest więc moim obowiązkiem stanąć w obronie wiary, ktora została nam podana na samym początku zaistnienia Kościoła. Wszystko inne, jeśli nawet jest mową o wierze, nie buduje jej, jedynie stwarza fałszywe przesłanki. I o tym jest to rozważanie.
Zakończę wezwaniem apostoła Pawła: „Od wszelkiego rodzaju zła z dala się trzymajcie” (1 Tes. 5:22).
Henryk Hukisz

Friday, December 26, 2014

Poświąteczne deliberacje



 W prawdzie w Polsce święta jeszcze trwają, lecz dla mnie już się skończyły. Dlatego też pozwolę sobie na małe deliberowanie nad przebiegiem tegorocznych świąt Bożego Narodzenia. Przyznam się, że jestem coraz bardziej zniesmaczony tym, jak w tym kraju powszechnie wspomina się jedno z największych wydarzeń w historii ludzkości.
Pierwszy odruch wymiotny pojawił się w chwili, gdy widziałem jak w wielu reklamach wykorzystywany jest akcent Bożonarodzeniowy do przedmiotów, które nie mają nic wspólnego z narodzinami Chrystusa. Podkreślana w nich jest myśl, że to co za chwilę pojawi się na ekranie, ukaże „real spirit of Christmas” (prawdziwego ducha Bożego Narodzenia). W jednej z nich,  najnowszy model Jeep’a rozpoczyna jazdę w śródmieściu wielkiego miasta wśród mrugających świątecznych światełek i kończy ją na zaśnieżonym wzgórzu, nad którym migocze seledynowa zorza.
Inne momenty, które bedę wspminać z niesmakiem, to również wyjaśnianie, na czym polega prawdziwe znaczenie tych świąt (real meaning of Christmas). Prezentowane filmiki przedstawiają różnego rodzaju sceny, że należy okazywać współczucie biednym i pokrzywdzonym, poprzez wręczanie darmowych ubrań i zabawek tym, którzy na ogół znani są z braku zapału do poszukiwania pracy. Osobiście spotkałem przedstawicieli tej grupy społecznej, którzy w poczekalniach do darmowej opieki medycznej (a tak naprawdę opłacanej z pieniędzy podatników), wypełniają czas z najnowszym iPhonem przy uchu, lub iPadem na kolanach.
No, ale nie jest aż tak źle, gdyż dzięki zorganizowanym spotkaniom świątecznym, mogłem kilkakrotnie śpiewać kolędy. Począwszy od wypełnionego do ostatniego miejsca kościoła Willow Creek, gdzie koncertowała moja ulubiona grupa chrześcijańskich piosenkarzy pod przewodnictwem sędziwego już Billa Gaithera. Później, mogłem uczestniczyć w mniejszych już zgromadzeniach, bo w lokalnym kościele w ubiegłą niedzielę na świątecznym nabożeństwie przed południem. Jeszcze tego samego dnia po południu, w jednej z polonijnych społeczności, mogliśmy razem śpiewać kolędy w ojczystym języku. Jeśli do tego dodam jeszcze jedno nabożeństwo w wigilijny wieczór, oraz kilkudniowy program kolęd nadawanych "non stop" w Moody Radio, to mogę powiedzieć, że charakter świateczny został stworzony nie najgojrzej.
Ale, skoro żyjemy w społeczeństwie, na ogół świeckim, to zewnętrzna atmosfera też jakoś wpływa na nasze osobiste doznania. Ameryka staje się społeczeństwem coraz bardziej areligijnym, o ile nie coraz bardziej świadomie odrzucającym tradycyjne chrześcijańskie zwyczaje. Administracja państwowa, zapewniając coraz więcej swobody do wyrażania swich przekonań muzułmanom, buddystom, homoseksualistom czy transwestytom, coraz silniej zmusza chrześcijan do milczenia w kwestiach naszej wiary i przekonań. Dość skuteczną metodą jest wykoślawianie pojęć biblijnych w oficjalnych mediach, o czym już wcześniej pisałem, gdy jako przykład podałem informację, w której odwołano się do pokoju, a jakim aniołowie zwiastowali pasterzom na polach betlejemskich. Z tym, że w tym oficjalnym materiale aprobowanym przez agencje rządowe, była mowa o pokoju, jaki przynoszą amerykańscy żołnierze narodowi afgańskiemu.
W tym roku natomiast, przygotowano już wcześniej sytuację z filmem, zrealizowanym przez studio Sony w Hollywood na temat domniemanego zamachu na lidera Korei Północnej. Nagonka medialna była tak silna, że gdy w przededniu Christmas ogłoszono, że pomimo gróźb, film ten będzie wyświetlany w 300 kinach w całym kraju, dzisiaj w wiadomościach na pierwszym miejscu mówiono o wielkim sukcesie, gdyż na długo przed seansem  bilety były już sprzedane. Mówiono o prawdziwym partiotyźmie w postawie tych, którzy w dniu Pamiątki Narodzin Chrystusa, dali wyraz poparcia dla amerykańskiej wolności, o jaką walczą codziennie żołnierze na wielu frontach świata. Nie mam zamiaru wchodzić w szczegóły tego filmu, lecz wystarczy mi sam fakt, że zrobiono komedię, w której naśmiewa się z władzy innego kraju, co uważam za brak smaku, o ile nie jest to już oszczerstwem na temat obywateli innego kraju. Głównie chodzi mi o to, że całą tę sprawę rozpętano właśnie w czasie świąt, które mają w swojej naturze poszanowanie dla pokory, jaką okazał Syn Boży Swoim przyjściem do ludzi grzesznych, z natury podłych i niesprawiedliwych. A jednak, jak mówi apostoł Paweł, my wszyscy, będąc „nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Syna jego, tym bardziej, będąc pojednani, dostąpimy zbawienia przez życie jego (Rzym. 5:10).
Ten, którego narodziny w ciele świętujemy, pokazał nam przykład, abyśmy byli „względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie” (Fil. 2:5), dlatego też, jak naucza nas apostoł Paweł, „w pokorze uważajcie jedni drugich za wyższych od siebie” (w. 3). Wypowiedzi widzów wspomnianej komedii świadczyły o zadowoleniu z możliwości poniżania innych osób, tylko dlatego, że mieszkają w innym kraju. Bardzo niesmaczne, co nie znaczy, że popieram system polityczny kraju, którego ten film dotyczył - tak na marginesie, abym nie był źle zrozumiany.
Jak już wpsomnaiłem na początku tego rozważania, dla mnie święta już się skończyły. Pomimo powyższych deliberacji, był to okres wspaniałych doznań, gdyż mogłem uczestniczyć we wspólnych spotkaniach, na których mówiono o Tym, który przyszedł aby zmienić nasze życie i dać nadzieję na wieczność z Bogiem.
Był to również czas spędzony z rodziną. Jako, że jestem już na eteapie doznawania wielkiej radości przebywana z wnukami, te święta będą szczególną pamiątką, gdyż mogłem spełnić moje dziecinne marzenie - kupić elektryczną kolejkę. Nie sobie, oczywiście, lecz mojemy sześcioletniemu wnukowi, który w czasie zabawy, nagle zapytał mnie: „Dziadzia, czy ty miałeś taką kolejkę, jak byłeś dzieckiem? Odpowiedziałem, że nie, be nie było mnie stać. Wówczas, spojrzał mi serdecznie w oczy i powiedział: „Dzadzia, możesz zawsze do mnie przyjechać i pobawić się razem ze mną”.
Henryk Hukisz

Monday, December 22, 2014

Dlaczego pasterze?


 Z narodzinami Pana Jezusa związanych jest wiele niezwykłych okoliczności. Bóg wybrał młodą izraelską dziewicę, aby była znakiem, danym już ponad siedem wieków wcześniej przez proroka Izajasza. Pan oświadczył wyraźnie: „Oto panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Immanuel” (Izaj. 7:14). I chociaż współcześni czytelnicy Biblii powątpiewają w prawdziwość tego znaku, to jednak w czasach biblijnych „panna” oznaczało to samo co „dziewica”. Piszę o tym, ponieważ nie mogłem uwierzyć własnym uszom, gdy młody teolog zapewniał zgromadzonych w jakimś zborze, że w czasach Izajasza, „panna z dzieckiem” nie wywoływała zdziwienia w ówczesnym społeczeńtwie, jak to jest współczesnie.
Innym zadziwieniem, jakie towarzyszyło narodzinom Króla żydowskiego, o jakiego dopytywali się magowie przybyli z dalekiego Wschodu, było miejsce, jakie Bóg wyznaczył przez Swojego proroka Micheasza, który wskazał wprost: „Ale ty, Betlejemie Efrata, najmniejszy z okręgów judzkich, z ciebie mi wyjdzie ten, który będzie władcą Izraela” (Mich. 5:1). Mała, nic nie znacząca pasterska wioska, w której zabrakło nawet miejsca w pośledniej gospodzie, zaoferowała na miejsce narodzin Syna Człowieczego, podły zwierzęcy żlób.
Z kolei, pierwszymi świadkami tego doniosłego dla ludzkości wydarzenia, oprócz stada zdziwionych zwierzaków, byli najzwyklejsi pasterze. Nawet nie pastuszkowie, jak śpiewamy w popularnej kolędzie, lecz przedstawiciele najbardziej poniżanego zawodu w tamtym czasie. Mówiono wówczas, ze jeśli ktoś nie nadawał się do wykonywania normalnego zajęcia, to został posłany na pola, na których były wypasane owce. Praca pasterzy polegala na przebywaniu w gronie tych beczących i cuchnących zwierząt, 24/7, jak to się dziś określa sytuację, gdy ktoś musi być czujnym przez dwadzieścia cztery godziny w ciagu siedmiu dni tygodnia.
To był chyba szczególny znak, towarzyszący Dawidowi, synowi Isajego. Podczas pierwszej wizyty męża Bożego w jego rodzinnym domu, gdy zabrakło już godnych synów na przyszłego króla w Izraelu, „pozostał jeszcze najmłodszy, lecz on pasie trzodę” (1 Sam. 16:11). Kiedy natomiast bezbożny Goliat naśmiewał się z Boga i wojowników izraelskich, Dawid poszedł aby podjąć walkę o Bożą cześć i honor. Wówczas jego najstarszy brat zapytał go z pogardą: „Po co właściwie tu przyszedłeś i komu powierzyłeś tych kilka owiec na puszczy?” (1 Sam. 17:28).
Teraz, w tę najważniejszą cichą i świętą noc, Bóg znów wyznaczył pasterzy, aby specjalnie wysłany posłaniec, przekazał wiadomość dla całego rodzaju ludzkiego - „Nie bójcie się, bo oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem wszystkiego ludu, gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym” (Łuk. 2:11). Nie wiemy, czy ci prości pasterze mieli w ogóle jakieś pojęcie o tym, co tak naprawdę się wydarzyło. W tym momencie to nie było ważne, gdyż i tak zajęło to późniejszym uczniom kilka lat, aby co nieco z tego pojąć. Najważniejsze jednak było samo wydarzenie narodzin, gdyż w nim, Bóg przyszedł do grzesznych ludzi w ludzkim ciele. Najwięksi teologowie wszystkich wieków zachodzą w głowę, aby nieco uszczknąć z tej wielkiej tajemnicy wcielenia. Jednak do dziś pozostaje to tajemnicą, gdyż nasz umysł nawet największych doktorów i nauczycieli, nie jest w stanie ogarnąć mądrości i wielkości Boga.
Apostoł Paweł, chociaż sam należał do tych, bardziej wykształconych, i to nawet u nóg wielkiego Gamaliela, próbował zrozumieć to, czym kieruje się Bóg, gdy dokonuje Swoich dzieł dla naszego zbawienia. Te dzieła, począwszy od cudownych narodzin z dziewicy, gdyż „u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa” (Łuk. 1:37), po ukrzyżowanie i powstanie z martwych, w co powątpiewali nawet uczniowie Chrystusa, mówiąc do kompana ich wędrówki do Emaus: „A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela, lecz po tym wszystkim już dziś trzeci dzień, jak się to stało” (Łuk. 24:21), są głupstwem dla mędrców tego świata. Dlatego Paweł napisal do tych, którzy uwierzyli w Chrystusa, dzięki łasce i mocy objawionej w Ewangelii, „Przypatrzcie się zatem sobie, bracia, kim jesteście według powołania waszego, że niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu, ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne, i to, co jest niskiego rodu u świata i co wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić, aby żaden człowiek nie chełpił się przed obliczem Bożym” (1 Kor. 1:26-29).
Oj dziwne to były narodziny. Lecz jak najbardziej prawdziwe, gdyż wówczas to „Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas, i ujrzeliśmy chwałę jego, chwałę, jaką ma jedyny Syn od Ojca, pełne łaski i prawdy” (Jan 1:14).
Dlatego, gdy rozmyślam o tych niezwykłościach, jakie towarzyszyły narodzinom Chrystusa, mam na uwadze słowa z Listu apostoła Jana: „W tym objawiła się miłość Boga do nas, iż Syna swego jednorodzonego posłał Bóg na świat, abyśmy przezeń żyli. Na tym polega miłość, że nie myśmy umiłowali Boga, lecz że On nas umiłował i posłał Syna swego jako ubłaganie za grzechy nasze” (1 Jan. 4:9,10).
Henryk Hukisz

Saturday, December 20, 2014

Urodziny bez Solenizanta

Wyobraźmy sobie sytuację – grupa przyjaciół organizuje przyjęcie urodzinowe. Wszyscy przyszli na umówione miejsce w dniu urodzin i bawią się tak wspaniale, że nawet nie zauważyli, iż solenizant jest nieobecny. To nic - powiedział ktoś ze zgromadzonych – najważniejsze jest to, że dobrze się bawimy.
Niestety, to już nie wyobraźnia, lecz smutna rzeczywistość – taką sytuację można coraz częściej obserwować w tym okresie świątecznym. Wokoło nas jest świątecznie, domy są pięknie udekorowane, w sklepach notuje się rekordowe obroty, ponieważ wszyscy kupują sobie na wzajem prezenty. W telewizji pokazują okolicznościowe programy, organizuje się koncerty z okazji świąt. Nawet reklamy telewizyjne są zrobione w temacie świątecznym. Jednego tylko brakuje w tym całym świątecznym zamieszaniu – nikt nie mówi o Solenizancie.
Pamiątka Narodzin Chrystusa - tak powinniśmy nazywać te święta, gdyż mają nam przypominać, że dwa tysiące lat temu w Betlejem narodził się Jezus Chrystus, Zbawiciel świata. Nie ważne, czy ludzie będą mówić „Wesołych Świąt”, czy „Błogosławionej Pamiątki Narodzin Chrystusa”, istotne jest jedynie to, czy ludzie zaprosili Chrystusa na Jego urodziny. Na nic zdadzą się piękne kolędy, nawet w najlepszym wykonaniu, jeśli nikt nie oddaje prawdziwej czci Narodzonemu Mesjaszowi, który przyszedł wyłącznie dla nas. Przecież On to zrobił nie dla Siebie, jak to określił apostoł Paweł, pisząc o Nim, że - 
"On, będąc w postaci Bożej,
nie wykorzystał
swojej równości z Bogiem,
ale umniejszył samego siebie,
gdyż przyjął postać sługi
i stał się podobny do ludzi.
A w tym, co zewnętrzne,
dał się poznać jako człowiek
i uniżył samego siebie,
gdyż był posłuszny aż do śmierci,
i to do śmierci na krzyżu” (Fil. 2:6-8). 
Przecież o Takim Solenizancie nie można zapominać! 
Bóg, który jest autorem całego scenariusza tych szczególnych narodzin -
"nad wszystko Go wywyższył
i obdarzył imieniem, które jest ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano
w niebiosach, na ziemi i pod ziemią
i aby każdy język wyznał,
że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca” (Fil. 2:9-11)
Nie sądzę, że Pan Jezus w Swojej skromności, nie oczekuje teraz na podziękowanie za dzieło, jakie wykonał Swoim przyjściem na ziemię. Ewangelista Jan zapisał dla nas słowa Jego modlitwy do Ojca – wypełniłem dzieło, które powierzyłeś Mi do wykonaniaA teraz Ty, Ojcze, uwielbij Mnie u siebie chwałą, którą miałem u Ciebie, zanim świat zaistniał (Jan 17:4,5)
Jeśli w sytuacji, gdy Jezus przywrócił zdrowie dziesięciu trędowatym, oczekiwał na podziękowanie, tym bardziej należy Mu się wieczny pokłon za dzieło zbawienia nas od wiecznego potępienia.
Ten sam apostoł Jan, pod koniec swego życia, miał możliwość oglądania rzeczy przyszłych. Wielka wizja, jaką dla nas opisał, rozpoczyna się obrazem Chrystusa, który jest pierworodny spośród umarłych i władcą królów ziemi(Obj. 1:5). Później Jan widział Tego, który siedział na tronie i w Swej dłoni trzymałzwój zapisany z obu stron, opieczętowany siedmioma pieczęciami (Obj. 5:1). Tan święty starzec rozpłakał się na myśl, że nie ma nikogo godnego, kto mógłby otworzyć zapieczętowaną księgę, która zawiera rejestr odkupionych krwią Baranka. Nikt inny, jak sam Baranek, mógł tego dokonać.
Gdy Chrystus wziął w Swe przebite dłonie księgę, aby ją otworzyć, cztery Istoty żyjące i dwudziestu czterech Starszych upadło przed Barankiem (Obj. 5:8). Wówczas niebo wypełniło się wspaniałą pieśnią zaśpiewną piękniej, niż potrafią to uczynić najlepsi muzycy świata razem wzięci – 
"Jesteś godny wziąć zwój
i otworzyć jego pieczęcie,
ponieważ zostałeś zabity
i swoją krwią nabyłeś dla Boga
ludzi z każdego plemienia, języka, ludu i narodu.
I uczyniłeś ich dla naszego Boga królestwem i kapłanami
i będą królować na ziemi(w. 9,10).
Wówczas, jak echo przetaczające się po całym niebie, zabrzmiał śpiew niezliczonej liczby „aniołów wokół tronu i Istot żyjących, i Starszych, a liczba ich wynosiła miriady miriad i tysiące tysięcy. Mówili donośnym głosem:
Baranek zabity jest godny otrzymać
moc i bogactwo, i mądrość,
i potęgę, i cześć, i chwałę, i błogosławieństwo (Obj. 5:11,12).

Na dźwięk tej melodii, „Starsi upadli i oddali pokłon” (w.14).
Jak smutno musi być Panu Jezusowi, gdy widzi dziś rzesze ludzi świętujących Jego narodziny, bez Niego. Dlatego Apostoł Jan zapisał słowa Chrystusa skierowane do współczesnego Kościoła: Oto stoję u drzwi i pukam. Jeśli ktoś usłyszy Mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną (Obj. 3:20).
Oby nie zabrakło Chrystusa, głównego Bohatera tych świąt, w czasie naszych rodzinnych spotkań.
Henryk Hukisz