Friday, October 31, 2014

Reformacja czy Halloween?

Przypominam sobie pewien moment, gdy jeszcze mieszkałem w Chicago, jak w czasie jazdy samochodem słuchałem "Moody Radio" i zainteresowała mnie rozmowa o Dniu Reformacji, jaki przypada akurat na ten sam dzień, w którym obchodzony jest Halloween. Niestety coraz więcej osób, które uważają się za chrześcijan, zamiast wspomnienia o Wielkim Reformatorze, jakim z pewnością jest Marcin Luter, hucznie obchodzi pogańskie święto duchów, dekorując swoje domy demonami i szkaradami. 

Redaktorzy audycji zaprosili do rozmowy, na aktualny o tej porze roku temat, profesora szacownego w Chicago Instytutu Biblijnego działającego pod patronatem tego samego męża Bożego, jakim z pewnością jest D. L. Moody. Wykładowca wydziału międzynarodowego został zachęcony do wypowiedzi na temat Reformacji pytaniem: „Co wspólnego ma fakt przybicia 95-ciu tez do drzwi kościoła w niemieckim miasteczku Wittenberg z Halloween, świętem duchów, hucznie obchodzonym w Ameryce?”

To mnie wciągnęło, tak bardzo, że o mało nie zapomniałem, iż posuwam się w dość gęstym sznurze samochodów na Kennedy Expressway. Studiowałem kiedyś teologię na ChAT, gdzie poznawałem historię Reformacji w oparciu o niemieckojęzyczne źródła, czyli  bardzo bliskie Lutrowi, który dokonał tego wielkiego dzieła, lecz nie słyszałem o tak dziwnym powiązaniu. Pan profesor, z tytułem doktora, tłumaczył, że Reformator wybrał właśnie datę „eve of hollow”, czyli przeddzień tradycyjnie obchodzonych w Niemczech świąt zmarłych. Twierdził, że Lutrowi właśnie o to chodziło, aby zaprotestować wobec nadużyć w sprzedawaniu dopustów za zmarłych, jakie powszechnie praktykowano w celu zebrania odpowiednio dużej ilości pieniędzy na budowę bazyliki w Watykanie. Prawdę jest, o czym już wiedziałem, że Luter protestował przyciwko odpustom za dusze zmarłych przodków, lecz o powiązaniu z tradycją zmarłych dotychczas nie słyszałem.

Dalsza rozmowa wskazywała na ogólną akceptację dla Halloween, bo przecież to jest takie sympatyczne, gdy dzieciom można rozdawać cukierki. W prawdzie, pan profesor zreflektował się po chwili, i dodał, że obchodom Halloween towarzyszy pewien element niewłaściwy, lecz z przyjemnością wspominał swoje dzieciństwo i słodycze, jakimi mógł się z tej okazji nacieszyć. 

Jeśli chodzi o Halloween w sensie ogólnym, to nie mam zamiaru przytaczać całego szeregu argumentów wskazujących na demoniczne pochodzenie tego diabelskiego święta. Uczyniło to już dużo lepiej wielu innych wybitnych teologów i apologetów naszej wiary. Chcę jedynie odwołać się do biblijnej prawdy wyrażonej w słowach samego Chrystusa, który powiedział: „Nikt nie może służyć dwom panom, bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego kochał, albo jednemu będzie oddany, a drugim wzgardzi” (Mt 6:24)

Chrześcijaństwo opiera się na decyzji - albo, albo. Pan Jezus powiedział wyraźnie: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Szeroka jest bowiem brama i wygodna droga, która prowadzi do zguby i wielu przez nią wchodzi. Ciasna natomiast jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia i niewielu ją znajduje” (Mt 7:13,14). Słowa te świadczą o tym, że jeśli ktoś nie zdecyduje się opuścić szerokiej drogi i nie wejdzie na wąską, to nie wejdzie do Bożego Królestwa. Koniec, kropka - chciałoby się dodać, gdyż taka jest prawda o Bożym Królestwie.

Ten świat, który z natury jest zły i trwa w duchowej ciemności, nie ma nic wspólnego z Bogiem ani też z Kościołem Jezusa Chrystusa. Apostoł Jan, znając naukę swego Mistrza, napisał jasno: „Nie miłujcie świata ani tego, co jest w świecie. Jeśli ktoś miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca” (1 Jn 2:15). Na te słowa można jedynie powiedzieć „Amen”, i nic więcej.

Każdy, kto naprawdę uważa siebie za ucznia Pana Jezusa wie, jakie ma zająć stanowisko wobec Halloween i wszystkiego innego, co jest z tego świata. Zwabianie dzieci cukierkami do obchodzenia tego diabelskiego święta, jest niczym innym, jak powtórką z ogrodu Eden. Pamiętajmy, że kusiciel zwiódł „matkę wszystkich żyjących” tak przebiegle, że gdy spojrzała na zakazane drzewo, to stwierdziła, „że drzewo ma owoce dobre do jedzenia, że jest rozkoszą dla oczu i wzbudza pożądanie bo daje możliwość poznania” (Rdz 3:6). Wiemy jak to się skończyło, gdyż skutki tej decyzji odczuwany w naszym życiu do dziś.

Niestety, obecnie jest wielu rodziców, którzy świadomie wysyłają swoje dzieci w objęcia diabelskie, za cenę kilku cukierków, nie zdając sobie sprawy z tego, jak wielką krzywdę im wyrządzają. Branie udziału w tej diabelskiej tradycji wywiera swój wpływ na dalsze duchowe życie tych, którzy myślą, ze to jest tylko zabawa. Nie rozumiem intencji wielu organizatorów zborowych imprez dla dzieci na wzór świeckich obchodów Halloween. Jak później wytłumaczą swoim pociechom, że jest to pogański zwyczaj demonicznego pochodzenia?

A co z Dniem Reformacji?

Nie widzę żadnych przeszkód, aby w ostatni dzień Października, w rocznicę tego doniosłego wydarzenia, gdy Marcin Luter przybił swój protest do drzwi kościoła w Wittenberdze, przypomnieć sobie prawdziwe znaczenie greckiego słowa "μετανοειν"  [metanoein]. Biblia, z jakiej korzystał Reformator, była łacińskim tłumaczeniem, znanym jako "Vulgata". Znajdowało się w niej wyjaśnienie, że pokuta znaczy „zadość uczynienie za popełniony grzech”. Luter, gdy dostał grecki tekst Nowego Testamentu, głośno zaprotestował przeciwko takiemu nauczaniu, formułując 95 tez, jakie podał do publicznej dyskusji. I o to mu głównie chodziło. Chciał w ten sposób również jasno pokazać, że prawdziwa pokuta jest nawróceniem do Boga i przyjęciem wiarą zbawienia z łaski, jakie uczynił dla nas Pan Jezus przez złożenie ofiary ze Swojego życia. Nie było żadnego nawiązania do tezy, jakoby chodziło o "eve of hallow". 

Wynik tego protestu przyniósł dla nas wszystkich błogosławieństwo posiadania Biblii w ojczystym języku. Chociażby z tego powodu, powinniśmy świętować Dzień Reformacji, jako wyraz wdzięczności Bogu za Słowo Boże, jakie stało się bardziej dostępne dla każdego człowieka.

A jeśli ktoś chce częstować dzieci cukierkami, może to robić w każdy inny dzień roku, a nie w ostatni dzień Października, gdy ludzie zaślepieni diabelskim kłamstwem, oddają cześć demonom.
 
Henryk Hukisz

Saturday, October 18, 2014

Bóg "zdygitalizowany", czyli cyfrowy



 Można już prawie z całkowitym przekonaniem powiedzieć, że komputery rządzą naszą rzeczywistością. Gdy chcemy zadzwonić do jakiejś instytucji, najczęściej naszą rozmowę odbiera komputer, gdy wysyłamy zamówienie drogą elektroniczną, odpowiedź na nasz e-mail, generuje też komputer.
Coraz częściej, diagnoza o naszym zdrowiu jest bezduszną analizą danych wprowadzonych przez lekarza do komputera. Stajemy się coraz bardziej zależni od maszyn cyfrowych, które pracują na prostej zasadzie – analizują dwa stany wprowadzane do bramek układu logicznego. Powstały wynik logiczny, w dalszym procesie zostaje wprowadzany na wejścia logiczne kolejnych bramek logicznych, aby ostatecznie uzyskać jakąś informację. Na końcu całego procesu analiz logicznych, otrzymujemy wydruk lub obraz na monitorze w postaci decyzji, która jest jedynie wynikiem logicznych analiz podawanych na bramki impulsów elektrycznych o napięciu 0 - 0.8 V, lub 2 - 5 V.
Komputer, to najgłupsza maszyna, która potrafi rozpoznać jedynie dwa poziomy wartości impulsów elektrycznych, nic więcej. A jednak uważamy, że życie w obecnych czasach jest niemożliwe bez użycia klawiatury, czy coraz częściej, pukania w ekran dotykowy. Dlatego też komputery opanowują coraz więcej dziedzin naszego życia. Nie wyobrażamy sobie sytuacji, aby planując podróż, nie wydrukować biletu na domowej drukarce, następnie, zrobić „check-in” i zarezerwować miejsce w samolocie przed udaniem się na lotnisko.
Coraz częściej korzystamy też z komputerów w naszym życiu religijnym. Czytamy Biblię na ekranie domowego PC-ta, lub na swoim smartphonie. Wyszukujemy wersety, gdy studiujemy jakiś temat w naszej Biblii. Niestety, muszę powiedzieć, bijąc się we własną pierś, często szukamy informacji na tematy biblijne, korzystając z wyszukiwarek internetowych, sądząc, ze Duch Święty nas prowadzi w poznawaniu Bożych prawd.
Gdzie jest granica pomiędzy techniką cyfrową, a działaniem Ducha Świętego? Oczywiście nie mam nic przeciw używaniu tych „głupich maszyn cyfrowych”, lecz czy w naszych czasach można wpleść Boga i działanie Ducha Świętego w logikę maszyn cyfrowych? Z pewnością NIE!.
Bóg jest suwerennym Panem i czyni, co On chce. Psalmista Dawid zawołał: „Bóg nasz jest w niebie, Czyni wszystko, co zechce” (Ps. 115:3). W innym psalmie wyznaje: „Pan czyni wszystko, co zechce, na niebie i na ziemi, W morzach i we wszystkich głębinach” (Ps. 135:6). Nikt nie może wyznaczać Bogu, jak ma działać i co ma czynić. Jeden z wielkich mężów Bożych Starego Testamentu, Hiob, musiał wysłuchać wykładu samego Stwórcy na temat Jego suwerenności. Bóg postawił mu szereg retorycznych pytań – „Gdzie byłeś, gdy zakładałem ziemię? Powiedz, jeśli wiesz i rozumiesz” (Hiob 38:4), a kończył je pytaniem na temat morza, któremu wyznaczył granice - „gdy wyznaczyłem mu moją granicę i założyłem zawory i bramy, mówiąc: Dotąd dojdziesz, lecz nie dalej! I tu zatrzymają się twe wzdęte fale!” (w. 10,11). Morze i fale nadal słuchają Boga i zachowują wyznaczone granice. Zwierzęta, wypełniają wyznaczone im zadania, a człowiek? No właśnie, jedynie człowiek, za wzór zdarzenia, jakie miało miejsce na samym początku, próbuje powtarzać za odwiecznym Bożym nieprzyjacielem: „Wstąpię na niebiosa, swój tron wyniosę ponad gwiazdy Boże i zasiądę na górze narad, na najdalszej północy. Wstąpię na szczyty obłoków, zrównam się z Najwyższym” (Izaj. 14:13,14).
Apostoł Paweł pisał z obawą do tych, którzy pokornie uwierzyli w Chrystusa i uczynili Go swoim jedynym Panem – „obawiam się jednak, ażeby, jak wąż chytrością swoją zwiódł Ewę, tak i myśli wasze nie zostały skażone i nie odwróciły się od szczerego oddania się Chrystusowi” (2 Kor. 11:3). Natomiast młodego sługę Bożego Tymoteusza, pouczał - „A Duch wyraźnie mówi, że w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych i będą słuchać nauk szatańskich, (...) (1 Tym. 4:1).
Rok temu napisałem w jednym z rozważań (Wrzuć monetę), że Boga nie można sprowadzić do poziomu automatu sprzedającego jakieś produkty po wrzuceniu monety, lub przeciągnięciu karty kredytowej. Bóg może, lecz nie musi spełniać naszych życzeń, pisałem o tym również w innym rozważaniu (Bóg może, lecz nie musi). Boga nie możńa traktować, jak logicznej maszyny, która po wprowadzeniu odpowiednich impulsów, da nam na nasze życzenie to, co my chcemy.
Niestety, z niepokojem czytam różne informacje o konferencjach i szkoleniach na temat Bożego działania, np. „Pięciopunktowy plan uzdrawiania”, czy „Uwalnianie z przekleństw według wyszkolonych zasad”. Czyżby, po spełnieniu logicznych zasad, Bóg był do naszych usług, i musi uczynić to, co my chcemy? Takie działania są możliwe jedynie dzięki zastosowaniu komputerów, lecz Bóg nie jest Wielkim PC-tem, który musi spełniać nasze życzenia.
Jak dobrze, że nasz Bóg jest Ojcem, który ma potężne serce. Hiob, w czasie wielkiej niedoli, nie postępował tak, jak mu radzili jego przyjaciele, którzy karcili go, wskazując na warunki, jakie musi spełnić, aby doznać ulgi w cierpieniu. Dopiero Elihu, wskazał na charakter Boga – „oto Bóg jest potężny, lecz nikim nie gardzi; potężny siłą i sercem” (Hiob 36:5).
Komputer nie ma serca, jeśli nawet wykonuje działania zgodnie z „kanoniczną postacią funkcji logicznej” według „tablicy prawdy logicznej”. Bóg jest miłością, jak powiedział prorok Jeremiasz: „Albowiem ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją” (Jer. 29:11).
Henryk Hukisz

Wednesday, October 15, 2014

"Ebola" w kościele



 Dzisiaj słowo „ebola” sieje postrach. Wiadomości rozpoczynają się od najświeższych doniesień o przypadkach rozpoznania zachorowań na tę straszną chorobę, Oficjalnie podaje się informacje, że w niedługim czasie dziesiątki tysięcy osób staną się nosicielami wirusa, na którego, jak na razie, nie ma szczepionki.
Każdy wie, że z tym wirusem nie ma żartów. Niedawno jakiś ciemnoskóry pasażer samolotu kichnął i zażartował, że jest chory na „ebolę”. Na lotnisku czekało na niego kilku lekarzy w specjalnych skafandrach, i po wyprowadzeniu z samolotu, znalazł się w areszcie, gdzie nie miał już ochoty na tego rodzaju żarty.
Ja zajmuję się w moich rozważaniach raczej zdrową nauką w Kościele, niż popularyzowaniem zdrowia w środowisku, w jakim przebywamy na co dzień. Tym zajmują się specjaliści z tej, jakże ważnej dziedziny naszego życia. Interesują mnie natomiast pewne analogie, jakie służą lepszemu zrozumieniu, na czym, ma polegać nasza troska o trwanie w nauce apostolskiej, tak ja to było na początku, gdy czytamy o pierwszych chrześcijanach, że „trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” (DzAp. 2:42).
Apostołowie w swoich listach skierowanych do wierzących w Pana Jezusa pisali z troską: „Przeto, bracia, trwajcie niewzruszenie i trzymajcie się przekazanej nauki, której nauczyliście się czy to przez mowę, czy przez list nasz” (2 Tes. 2:15). Nowy Testament jasno określa sposób, w jaki okazywana była troska o zdrową naukę, wskazując na urząd nauczycieli w zborach. Przez Boga powołany i uzdolniony sługa Słowa, musiał posiadać szczególną zdolność, jak to określił apostoł Paweł -  „trzymający się prawowiernej nauki, aby mógł zarówno udzielać napomnień w słowach zdrowej nauki, jak też dawać odpór tym, którzy jej się przeciwstawiają” (Tyt. 1:9).
Zadaniem nauczyciela w Kościele było, i uważam, że nadal jest, troska o zdrową naukę i równocześnie zdolność do rozpoznawania i sprzeciwiania się nauce niezdrowej, czyli chorej. Apostoł Paweł polecił Tymoteuszowi, aby „pewnym ludziom przykazał, aby nie nauczali inaczej niż my” (1 Tym. 1:3). Sądzę, że obecnie w większości zborów ten werset został wykreślony z Biblii, ponieważ pozwala się nauczać każdemu i wszystko, co może zapewnić większą frekwencję na nabożeństwach. Wszelkie próby zwracania uwagi, że coś jest niebiblijne, najczęściej spotyka się w protestem słuchaczy, którzy są „żądni tego, co ucho łechce” (2 Tym. 4:3).
Apostoł Paweł odważnie używał określenia „zdrowa nauka”, oraz przeciwnego zdrowej, czyli „chora”. Dokładnie, to apostoł użył wyrazu „gangrena”, jaki dzisiaj kojarzy się z wirusem „ebola”, ze względu na charakter tej choroby. Greckie słowo „gaggraina” występuje tylko raz w Nowym Testamencie, gdy Paweł radził Tymoteuszowi, aby „mógł stanąć przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny pracownik, który wykłada należycie słowo prawdy” (2 Tym. 2:15). Apostoł zwraca uwagę, że ci, którzy takiej nauki nie trzymają się, a zajmują się pospolitą i pustą mową, „będą się pogrążali w coraz większą bezbożność, a nauka ich szerzyć się będzie jak zgorzel; do nich należy Hymeneusz i Filetos” (w. 16,17). Oryginalne słowo „gaggraina”, zostało przetłumaczone w Biblii Warszawskiej jako „zgorzel”, w Biblii Tysiąclecia, jako gangrena”, a w Biblii Gdańskiej - „kancer (rak)”. Autorzy tłumaczenia Biblii Warszawsko Praskiej oddali to określenie jako „zaraza”, gdyż taka jest charakterystyka tej choroby. Szerzy się ona jak epidemia, na którą nie ma, albo nie stosuje się żadnej szczepionki. Jej działanie jest często mało widoczne w początkowym okresie, a gdy już jej skutki są widoczne, często jest za późno na leczenie – pozostaje jedynie amputacja, aby chronić resztę organizmu kościoła.
Apostoł Paweł nie obawia się podać imion tych nauczycieli chorej nauki, gdyż wywodzili się z istniejących zborów. Pisze o nich, że „z drogi prawdy zboczyli” (2 Tym. 2:18), co znaczy, że na tej drodze byli. Nie pierwszy raz apostoł przestrzega przywódców lokalnego kościoła, że „po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą” (DzAp. 20:29,30).
Piszę o tym z troską o dzisiejsze zbory, gdyż tego rodzaju zagrożenie „gangreną”, obecnie powiedziałbym, „ebolą”, jest jak najbardziej realne. Działanie jest podobne do typowej zarazy, która szerzy się w sposób niekontrolowany. Wielu nieświadomie kontaktuje się z nosicielami takiej „zarazy”, i dopiero po jakimś czasie zauważa objawy chorobowe.
Będąc jeszcze pastorem w Poznaniu doświadczyłem sytuacji, gdy kilku liderów młodzieżowych zbuntowało się, i jak wówczas oświadczyli, „opuścili Egipt” i wyszli ze zboru. Dzisiaj jeden z nich jest „spadkobiercą nauczania i dorobku duchowego amerykańskiego pastora, ewangelisty, ale przede wszystkim nauczyciela Kennetha E. Hagina i tak jak jego autorytet, ma szczególne namaszczenie do nauczania”. A ja nauczałem, że jesteśmy spadkobiercami dzieła, jakie wykonał Jezus Chrystus i musimy tylko Jego naśladować, a nie człowieka  K. E. Haggin nauczał, że Bóg wcielił sie w każdego, kto wierzy w Jezusa.
Kim jest, a raczej był Kenneth E. Haggin? Ogólnie jest uważany za „ojca” nie biblijnego nauczania znanego jako „wiara w wiarę”, „pozytywne wyznawanie”, „wizualizacja”, „ewangelia sukcesu”, „Toronto blessing”. Listę można jeszcze kontynuować, albo podać nazwiska jego uczniów, jak np. Kenneth Copeland, który ostatnio stał się popularny, gdy publicznie uznał prymat papieski i ogłosił swoją uległość wobec Watykanu.
Apostoł Paweł pisał do Tymoteusza: „Wzoruj się na zdrowej nauce, którą usłyszałeś ode mnie, żyjąc w wierze i miłości, która jest w Chrystusie Jezusie, tego, co ci dobrego powierzono, strzeż przez Ducha Świętego, który mieszka w nas” (2 Tym. 1:13,14). „Gdy tego będziesz braci nauczał, będziesz dobrym sługą Chrystusa Jezusa, wykarmionym na słowach wiary i dobrej nauki, za którą poszedłeś” (1 Tym. 4:6).
Widocznie apostoł był świadomy zagrożenia, jakie niesie ze sobą zaraza niezdrowej nauki, skoro tak wiele miejsca poświęcił ostrzeżeniom, zachęcając równocześnie do trwania w Słowie Bożym, które jedynie jest prawdą.
Na zakończenie jednego z listów Paweł napisał: „Tymoteuszu! Strzeż tego, co ci powierzono, unikaj pospolitej, pustej mowy i sprzecznych twierdzeń, błędnej, rzekomej nauki, do której niejeden przystał i od wiary odpadł. Łaska niech będzie z wami. Amen” (1 Tym. 6:20,21).

Henryk Hukisz

Thursday, October 9, 2014

Nasz "Sukkot"

Wśród wielu poleceń, jakie Pan Bóg przekazał Izraelowi przez Mojżesza, był nakaz obchodzenia różnych świąt. Miały one przypominać Bożym wybrańcom, z regularnością corocznego obchodzenia, że należą do Pana i są poświęceni do Jego wyłączności. Bóg nakazał bardzo dobitnie: „Uświęćcie się więc i bądźcie świętymi, bo Ja jestem Panem, waszym Bogiem. Przestrzegajcie Moich ustaw i je wykonujcie. Ja bowiem jestem Panem, który was uświęca” (3 Moj. 20:7,8).

Dlatego też wszystko, co było związane z ofiarami i czasem wspominania różnych wydarzeń z historii tego narodu, objęte było szczegółowymi przepisami, które znajdujemy głównie w Księdze Kapłańskiej, czyli w 3 Mojżeszowej. Tam czytamy, że aby zyskać upodobanie Pana, składane ofiary mają być bez skazy. Podobnie, wszystkie święta, muszą odbywać się zgodnie z podanymi przepisami.

Kolejne wielkie święto przypadające w tym miesiącu, to „Sukkot”, czyli,  Święto Namiotów, które Bóg nakazał obchodzić szczególnie starannie. Oto kilka przepisów związanych z tym świętem:
   „Jednak w piętnastym dniu siódmego miesiąca, gdy zbierzecie plony ziemi, będziecie obchodzić święto PANA przez siedem dni. W pierwszym dniu jest uroczysty szabat i w ósmym dniu jest uroczysty szabat. W pierwszym dniu weźmiecie sobie owoce pięknych drzew, liście palmowe, gałązki z gęstych drzew i wierzb znad potoku i przez siedem dni będziecie weselić się przed PANEM, waszym Bogiem. I tak będziecie obchodzić to święto dla PANA co roku przez siedem dni. Jest to ustawa na wieki dla waszych pokoleń. W siódmym miesiącu będziecie obchodzić to święto. Przez siedem dni będziecie mieszkać w namiotach. Wszyscy tubylcy z Izraela będą mieszkać w namiotach, aby wasze pokolenia wiedziały, że nakazałem Izraelitom mieszkać w namiotach, gdy wyprowadziłem ich z ziemi egipskiej. Ja jestem Panem, waszym Bogiem(3 Moj. 23: 39-43).

Powszechny zwyczaj spędzania tego czasu w doraźnie zbudowanych szałasach miał uświadamiać Izraelitom, że są w drodze, że doczesne życie nie ma wielkiej wartości, w porównaniu z Ziemią Obiecaną, do której Bóg ich prowadził.

Nasz Pan i Zbawiciel, Jezus Chrystus, oświadczył swoim naśladowcom, że „w domu Mojego Ojca jest wiele mieszkań. Jeśliby tak nie było, to czy powiedziałbym wam, że idę przygotować wam miejsce? Gdy pójdę i przygotuję wam miejsce, znowu przyjdę i zabiorę was do siebie, abyście tam, gdzie Ja jestem i wy byli” (Jan 14:2,3). Dlatego uczniowie, gdy widzieli Pana odchodzącego do Ojca, już wiedzieli, że tutaj nie mają nic trwałego. Ich prawdziwy dom jest tam, dokąd Pan Jezus ich wprowadza drogą, którą jest On sam. Przecież tak wyraźnie Pan powiedział o sobie: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie" (w. 6).

Później, apostoł Paweł napisał w listach do ludzi wierzących w Pana Jezusa – „Niewielkie zaś cierpienia, które chwilowo znosimy, przygotowują nam bezmiar wiecznej chwały, nam, którzy nie wpatrujemy się w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, trwa do czasu, natomiast to, co niewidzialne, wiecznie. Wiemy przecież, że nawet jeśli nasz ziemski namiot, w którym przebywamy, zostanie zniszczony, to mamy mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, wieczny w niebiosach. Dlatego też w tym namiocie wzdychamy, pragnąc wdziać na siebie nasze mieszkanie z nieba – jeśli tylko zostaniemy znalezieni odziani, a nie nadzy” (2 Kor. 4:17-5:3).

Izraelici, po wejściu do Ziemi Obiecanej, po wielu latach zbudowali świątynię, szczególny dom, w którym ich kapłani spotykali się Bogiem, składając ofiary na odkupienie ludzi z ich grzechów. My natomiast mamy Arcykapłana, „który zasiadł po prawej stronie tronu Majestatu w niebiosach. Jest On sługą świątyni i prawdziwego przybytku zbudowanego przez Pana, a nie przez człowieka” (Hebr. 8:1,2).

Naszym namiotem jest doczesność. Apostoł Paweł napisał, że „nasza zaś ojczyzna jest w niebiosach, skąd też oczekujemy Zbawiciela, Pana Jezusa Chrystusa. On przemieni nasze poniżone ciało na podobne do swego chwalebnego ciała, mocą, którą może podporządkować sobie wszystko” (Fil. 3:20,21). Dlatego warto jest zastanowić się nad stwierdzeniem, że skoro razem z Chrystusem zostaliście wskrzeszeni, szukajcie tego, co w górze, gdzie Chrystus zasiada po prawicy Boga. Myślcie też o tym, co w górze, a nie o tym, co ziemskie (Kol. 3:1,2). Wszystko, co ziemskie przeminie wraz z doczesną ojczyzną.

Tutaj nie ma nic trwałego, nic wartościowego, co by było godne uwagi. Warto więc posłuchać dobrej rady sędziwego apostoła Piotra: „Skoro to wszystko zostanie zniszczone, to jacy wy powinniście być w świętym postępowaniu i pobożności, oczekując przyjścia dnia Boga i starając się je przyspieszyć. Z powodu tego dnia niebiosa płonąc, zostaną zniszczone, a żywioły rozpłyną się w ogniu” (2 Ptr. 3:11,12). To, co jedynie ma znaczenie, to wspaniała obietnica. a "my, zgodnie z Jego obietnicą, oczekujemy nowych niebios i nowej ziemia, w których mieszka sprawiedliwość" (w. 13).

Henryk Hukisz

Tuesday, October 7, 2014

Bóg Starodawny



 Nie wiem, dlaczego na wielu obrazach o treści religijnej, przedstawia się Boga jako starca z wielką siwą brodą. Przecież, zgodnie z tym, co jest napisane w Biblii, „Boga nikt nigdy nie widział” (Jan 1:18), gdyż jest Duchem.

Jednym z podstawowych atrybutów Boga jest wieczność, a to znaczy, że Boga nie dotyczy czas. Bóg nie starzeje się, On zawsze jest w takim samym stanie, jest doskonały, święty, sprawiedliwy. Bóg nie nabywa doświadczenia z wiekiem, to znaczy, że teraz wie to samo, co wiedział, zanim stworzył świat, gdyż jest wszystko wiedzącym.

Czy można powiedzieć, że Bóg jest starodawny? Taka myśl pojawiła się, gdy ostatnio pisałem o starodawnych ścieżkach, z jakich zeszli Izraelici. Gdy pisałem poprzednie rozważaniem, cały czas szukałem w pamięci wersetu biblijnego, w którym Bóg jest określony jako „Starodawny”. Wiedziałem, że gdzieś jest tak napisane, lecz nawet wyszukiwarka komputerowa mi nie pomogła, aż zmieniłem w programie biblijnym tłumaczenie, na Biblię Gdańską.

W Księdze Daniela, w wizji, jaką miał od Pana na temat przyszłych wydarzeń, aż trzykrotnie, i tylko w tym opisie, występuje określenie „Starodawny”. „I przypatrywałem się, aż one stolice postawione były, a Starodawny usiadł, którego szata była jako śnieg biała, a włosy głowy jego jako wełna czysta, stolica jego jako płomienie ogniste, a koła jej jako ogień gorejący” (Dan. 7:9 [BG]). Później, w tym samym opisie wizji, spotykamy jeszcze dwa razy ten wyraz (w. 13 i 22). We współczesnych przekładach hebrajskie קיתעו (attik) oddane jest jako „Sędziwy” (BW), lub „Przedwieczny” (BT).

Osobiście mam upodobanie w wyrażeniu „Starodawny”, gdyż słownikowe znaczenie tego wyrazu, na pierwszym miejscu brzmi, właściwy dawnym czasom; sięgający czasów odległych, bardzo stary” (Słownik Języka Polskiego PWN). „Właściwy dawnym czasom” – to znaczy, że dawno, na początku Bóg był taki sam, jaki jest obecnie i taki będzie przez całą wieczność. Myślę, że wszyscy dobrze znamy jeden ze złotych wierszy z Biblii, mówiący o tym, że „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki” (Hebr. 13:8). Ta prawda odnosi się również do Boga skoro „upodobał sobie Bóg, żeby w nim (w Chrystusie) zamieszkała cała pełnia boskości” (Kol. 1:19).

Pisałem już wielokrotnie, iż moim ulubionym gatunkiem muzycznym, są piosenki w stylu „gospel”, gdyż zawierają biblijne przesłania. Pragnę odwołać się do jednej z nich, „Ancient of Days”. Polecam posłuchać na YT-bie, w wykonaniu Rona Kenoly, czy Oslo Gospel Choir. Wierzę, że zdołam przekonać więcej osób do polubienia tego rodzaju piosenek. Wyrażenie „Ancient of Days” wzięte zostało z angielskojęzycznych przekładów Biblii, gdzie  w Księdze Daniela tak jest nazwany Ten, Który pojawia się w wizji wydarzeń czasów ostatecznych.

Na marginesie tego rozważania pojawia się myśl, że gdy nastania sąd nad narodami, gdy wszyscy zostaniemy przyprowadzeni przed oblicze Wiekuistego Boga, to będziemy sądzeni według starodawnych praw, a nie ich współczesnej interpretacji.

Tak często próbuje się nadać naszej Biblii nowoczesne brzmienie, i nie chodzi tu wcale o słownictwo, lecz znaczenie słów. Grzech nazywa się błędem, kłamstwo, pomyłką, wykreślono pokutę i uświęcenie, a wszystko przykryto ideą „miłującego Tatusia”, który na wzór "Świętego Mikołaja”, rozdaje wszystkim prezenty w postaci wiecznego życia.

Pewnego razu, do Pana Jezusa przyszli faryzeusze, kusząc Go, zapytali o prawo do rozwodu. Wówczas Chrystus powiedział: „Czyż nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył mężczyznę i kobietę?” (Mat. 19:4). No nie, mówią zwolennicy nowoczesnego Boga, przecież Bóg wie, że jesteśmy grzeszni, i dlatego nie będzie rozliczać Swoje dzieci z rozwodów. Znam przypadek, gdy jeden z kaznodziejów, po tym, jak porzucił swoją żonę dla innej kobiety, tłumaczył się, ze Bóg uznał fakt, iż tak naprawdę, to dopiero teraz ma tę, którą kocha prawdziwie.

Oj, coś mi się wydaje, że wielu dozna rozczarowania, gdy stanie przed „Starodawnym”, który nie będzie posiadać „Parafrazy Biblii”, lecz sąd oprze na starodawnym Prawie.

Zakończę obszerniejszym fragmentem Słowa Bożego.
„Nakazuję ci przed obliczem Boga, który wszystko ożywia, przed obliczem Chrystusa Jezusa, który przed Poncjuszem Piłatem złożył dobre wyznanie, abyś zachował przykazanie bez skazy i bez nagany aż do przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa, które we właściwym czasie objawi błogosławiony i jedyny władca, Król królów, Pan panów, jedyny, który ma nieśmiertelność, który mieszka w światłości niedostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i widzieć nie może; jemu niech będzie cześć i moc wieczna. Amen” (1 Tym. 6:13-16).

Henryk Hukisz

Sunday, October 5, 2014

Starodawne ścieżki

Jesteśmy Kościołem Jezusa Chrystusa, nowotestamentowym ludem Bożym, uczynionym z łaski, dzięki krwi Bożego Baranka. Zgodnie z nauczaniem apostolskim,
„to, co dawne, przeminęło, a nastało nowe” (2 Kor. 5:17), lecz dobrze jest spoglądać wstecz, aby uczyć się na starych błędach. Apostoł Paweł pisząc pod natchnieniem Ducha ostrzega nas, że „to jednak przyszło na nich jako przykład, a zostało spisane dla pouczenia nas, których dosięga kres czasów. Tak więc każdy, kto myśli, że stoi, niech uważa, aby nie upadł” (1 Kor. 10:11,12). Jest to bardzo ważne ostrzeżenie, gdyż nieuwaga może skończyć się upadkiem, czyli powtórką z historii narodu Bożego, który lekceważył wszelkie ostrzeżenia proroków.

Jeremiasz był jednym z  ostatnich mężów Bożych wzywających do nawrócenia. Jego wołanie: „Odwróćcie się więc każdy ze swej złej drogi i sprawcie, aby wasze drogi i wasze czyny[305] były dobre!” (Jer. 18:11) nie zostało przyjęte przez Izraelitów. Naród, który wielokrotnie doznawał łaski i miłosierdzia, odpowiedział zdecydowanie: „To daremne! Raczej będziemy kierować się naszymi zamiarami. Każdy będzie postępował według zatwardziałości swego złego serca” (Jer. 18:12).

Dlaczego przywołuję dziś tę starodawną historię? Dlatego, że Bóg nie chce, aby historia się powtarzała. Apostoł Paweł, nawiązując do historii Izraela wyjaśnia nam, że „jeśli bowiem Bóg nie oszczędził gałęzi naturalnych, może i ciebie nie oszczędzić.” (Rzym. 11:21). Dlatego musimy dokładnie przyglądać się wydarzeniom ze Starego Testamentu, aby nie popełniać tych samych błędów.

Jeremiasz żył w bardzo ważnym momencie dla Izraela, gdyż Bóg musiał wykonać to, co zapowiadał wielokrotnie.  A mianowicie, ostrzegał Swój umiłowany naród, że jeśli się nie opamiętają i nie zmienią swego postępowania, to będą musieli pójść znów do niewoli, a ich życiowy dorobek ulegnie zniszczeniu. Rozdział, w którym opisane jest to ostateczne ostrzeżenie, rozpoczyna się opisem wizyty w domu garncarza. Bóg chciał pokazać, że wielokrotnie brał tę „glinę” z jakiej ulepił swój naród, aż w końcu powiedział: pożałuję dobra, o którym mówiłem, że mu wyświadczę (Jer. 18:10). Gdy Jego lud z uporem serca mówił: „To daremne!”, Bóg zadał szereg retorycznych pytań, nazywając Swój naród „panną izraelską”. Jestem przekonany, że to określenie nie jest przypadkowe, ani nie jest obojętne dla dzisiejszego Kościoła, który jest Oblubienicą Baranka. Jeden z aniołów, którzy odsłaniali Janowi obrazy z przyszłości, rzekł: „Chodź, pokażę i Oblubienicę, małżonkę Baranka” (Obj. 21:9).

Cóż takiego uczyniła „panna izraelska”, co rozsierdziło tak bardzo serce miłującego ją Boga?
Prorok wypowiedział oskarżenie pod adresem niewiernej „panny” – „Mój lud jednak zapomniał o Mnie – nicości palą kadzidła! Sprawią one, że potykać się będą na swoich drogach, na ścieżkach starodawnych, aby pójść ścieżkami, drogą nieusypaną, aby zamienić swój kraj w pustynię – pośmiewisko na wieki. Każdy, kto będzie przez niego przechodził, przerazi się i potrząśnie głową” (Jer. 18:15,16). To smutne oświadczenie brzmi w całości przerażająco, dlatego postanowiłem skupić naszą uwagę jedynie na jednym wyrażeniu. Bóg zarzuca Izraelowi, że potykać się będą na swoich drogach, na ścieżkach starodawnych, aby pójść ścieżkami, drogą nieusypaną.

Czym są „starodawne ścieżki”? Na co izraelici je zamienili? Warto zastanowić się nad tymi pytaniami w świetle nauki nowotestamentowej, zaadresowanej już bezpośrednio do Kościoła Jezusa Chrystusa.

Apostołowie, pisząc listy do młodych zborów, nauczając wierzących w Pana Jezusa, aby trwali w postanowieniu chodzenia wiarą, wielokrotnie przypominali im jaką ewangelię przyjęli. W jednym z bardzo ważnych listów, ukazujących fundamentalne prawdy o Chrystusie i Jego ofierze, Paweł napisał, wskazując na Chrystusa, że Bóg „teraz pojednał w Jego doczesnym ciele przez śmierć, aby postawić was przed sobą jako świętych, nieskazitelnych i nienagannych”. To zdanie nie kończy się w tym miejscu, lecz Paweł kontynuuje myśl – „jeśli tylko wytrwacie w wierze, ugruntowani, stali i niedający się odwieść od nadziei, jaką daje Dobra Nowina, którą usłyszeliście ogłoszoną wszelkiemu stworzeniu pod niebem” (Kol. 1:22, 23). Chcę zwrócić nasza uwagę na zwrot: „ewangelię, którą usłyszeliście”. Podobnie pisał do wierzących w Koryncie: „Przypominam wam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, a którą przyjęliście i w której trwacie. Przez nią również dostępujecie zbawienia, jeśli zachowujecie ją tak, jak wam głosiłem, chyba że nadaremnie uwierzyliście” (1 Kor. 15:1,2).

Niebezpieczeństwo odejścia od ewangelii, przez którą uwierzyli i doświadczyli zbawienia istniało już na samym początku Kościoła. Dlatego w innym ważnym liście, w którym Paweł wykłada zasady funkcjonowania Kościoła, ostrzega wierzących, „abyśmy już nie byli małymi dziećmi, niesionymi falami i powiewem wiatru jakiejkolwiek nauki, którą chytrze posługują się ludzie, zwodząc na manowce” (Efez. 4:14). Nie ma innej ewangelii, oprócz tej jedynej, starodawnej, zwiastowanej w mocy Ducha Świętego od samego początku. Dlatego w innym liście Paweł wyjaśniał, że „jeśli nawet my głosilibyśmy lub anioł z nieba głosiłby wam dobrą nowinę inną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty” (Gal. 1:8).

Apostoł Jakub, przypomina wierzącym żyjącym w rozproszeniu, którzy narażeni byli na różnych fałszywych nauczycieli, którzy przychodzili „przebrani za apostołów Chrystusa” (2 Kor. 11:13), że u Boga naszego „Ojca światłości, w którym nie ma zmiany ani cienia zmienności” (Jak. 1:17). Oryginalne słówko "παραλλαγη" [parallage] zawiera rdzeń „alasso”, które znaczy – „nie robić inaczej”, czyli niczego nie zmieniać. To wyrażenie ma zastosowanie w astronomii, gdy określa się niezmienność trajektorii orbity, po której porusza się planeta. Łatwo jest sobie wyobrazić, co by się działo na firmamencie niebieskim, gdyby tory planet zostały poprzestawiane.

We współczesnych kościołach można jednak zaobserwować pojawianie się przeróżnych nowinek. Wprowadza się inne pojęcia, nowe metody zdobywania ludzi, aby przyciągnąć ich do społeczności. Świat oferuje profesjonalne metody, gwarantujące skuteczność w pozyskiwaniu naśladowców, lecz Kościół nie jest z tego świata. O tym należy zawsze pamiętać, aby nie powtarzać historii, która już się wydarzyła.

Niech słowa proroka Jeremiasza będą dziś przestrogą, gdyż jedno jest pewne, że „Bóg nie pozwala szydzić z siebie. Co bowiem człowiek posieje, to będzie zbierał” (Gal. 6:7)

Henryk Hukisz

Wednesday, October 1, 2014

Gdzie się podziali teolodzy?

Moje pokolenie z pewnością pamięta jeszcze strofy piosenki „Gdzie ci mężczyźni”, z repertuaru Danuty Rinn. Słowa tej piosenki skojarzyłem z sytuacją, jaka istnieje od pewnego czasu w społecznościach ewangelicznych, w których praktycznie zanika troska o prawidłową naukę biblijną. Dzięki temu, otwarta jest możliwość panoszenia się przeróżnych nauk, które z Biblią maja niewiele wspólnego. Najważniejsze staje się zdobycie popularności, aby przyciągnąć jak najwięcej ludzi za cenę odejścia od Biblijnych prawd.
Na użytek tego rozważania dokonałem małej przeróbki wspomnianej wcześniej piosenki, która w naszym środowisku mogłaby brzmieć następująco:
„Gdzie ci teolodzy,
Prawdziwi tacy,
Orły, sokoły, herosy,
Gdzie ci apologeci,
Na miarę czasów,
Gdzie te chłopy?
Gdzie!

Dookoła jeden z drugim,
Jak nie nerwus, to histeryk,
Drobny cwaniak, skrzętna mrówa,
Niepoważne to, nieszczere.
Jak bezwolne manekiny,
Przestawiane i kopane,
Gęby pełne wazeliny,
Oczka stale rozbiegane.
Bez godności, bez honoru,
Zakłamane swoje racje,
Wykrzykuje taki w domu,
Śmiesznym szeptem po kolacji,
Ja mam rację, ja mam rację.”


Poniżej dzielę się wybranymi wersetami z Nowego Testamentu, które wyraźnie ukazują jak ważna jest troska o zdrową naukę w Kościele Pana naszego Jezusa Chrystusa. Tekst ten jest fragmentem mojego skryptu, jaki przygotowałem podczas nauczania w Kościele Zbawiciela w Stanach Zjednoczonych w 2006 roku. Wybrane wersety podaję ku rozwadze i przemyśleniu.
Boże ostrzeżenia odnośnie nauczania:
Jednym ze znaków czasów ostatecznych jest odstępstwo od zdrowej nauki w Kościele. Źródłem tych nauk jest diabeł, kłamca i zwodziciel, stosujący często podstępne nauki, które mają pozór prawdy. Z reguły nauki te kwestionują podstawowe prawdy biblijne o stworzeniu i Bożym porządku, jaki Bóg ustanowił dla ludzi, jak małżeństwo i rola rodziców w wychowywaniu dzieci.
1 Tym 4:1-3  Duch zaś wyraźnie mówi, że w cza­sach ostatecznych niektórzy odejdą od wiary, dając posłuch zwodniczym duchom i naukom demonówzwodzeni przez kłamców, którzy pozwolili wypalić własne sumienie. Zabraniają oni wstępowania w związki małżeńskie i spożywania pokarmów, które Bóg stworzyła dla wiernych i uznających prawdę, aby były przyjmowane z wdzięcznością.
1 Tym 6:3,4  Jeśli ktoś naucza inaczej i nie trzyma się zdrowych słów naszego Pana Jezusa Chrystusa oraz nauki zgodnej z pobożnością, ten jest zaślepiony przez pychę. Niczego nie rozumie, ale ma chorobliwą skłonność do dociekań i słownych utarczek, które rodzą zawiść, spory, bluźnierstwa, złośliwe podejrzenia,

2 Ptr. 2:1  Znaleźli się jednak też wśród ludu fałszywi prorocy, jak i wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzą zgubne nauki, wyrzekając się Tego, który ich odkupił, i sprowadzą na siebie szybką zgubę.
Odstępstwo od nauki opiera się na odejściu od prawdy i zwróceniu się do mitów, które są miłe dla uszu i nie nakazują wyrzeczeń. W imię tolerancji, nawołuje się do kompromisu z prawdą.
2 Tym 4:3,4  Nadejdzie bowiem czas, gdy zdrowej nauki nie będą znosić, ale według własnych pożądań będą sami sobie dobierać nauczycieli, którzy wyjdą naprzeciw ich oczekiwaniom. I odwrócą się od słuchania prawdy, a zwrócą się do baśni.
[anexontai]  = ścierpieć, tolerować 
2 Kor 11:4  Jeśli bowiem jakiś przybysz głosi wam innego Jezusa, którego nie głosiliśmy, czy też gdy przyjmujecie innego ducha, którego nie otrzymaliście, albo Ewangelię inną od tej, którą przyjęliście, spokojnie to znosicie.
Fałszywi nauczyciele, często bardzo zdolni i wykształceni, kierują się jedynie chęcią zysku, łatwego życia i zdobycia popularności, nie licząc się ze szkodą, jaką wyrządzają słuchaczom. Dla zachowania zdrowej nauki, konieczne jest zdecydowane odrzucenie wszelkiej „innej”, nie pochodzącej ze Słowa Bożego
Tyt 1:10,11  Jest bowiem wielu, zwłaszcza wśród obrzezanych, nieposłusznych, oddających się pustej gadaninie, zwodzicieli. Im trzeba zamknąć usta, gdyż całe domy skłócają, nauczając tego, czego nie należy, dla niegodziwego zysku.
2 Pio 2:1,2  Znaleźli się jednak też wśród ludu fałszywi prorocy, jak i wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzą zgubne nauki, wyrzekając się Tego, który ich odkupił, i sprowadzą na siebie szybką zgubę. A wielu będzie naśladować ich bezwstyd. Z ich powodu droga prawdy zostanie zbezczeszczona
2 Jan 1:8-11  Uważajcie, abyście nie utracili tego, co wypracowaliście, ale żebyście otrzymali pełną zapłatę. Każdy, kto się zanadto wyróżnia i nie pozostaje w nauce Chrystusa, nie ma Boga. Ten, kto pozostaje w nauce Chrystusa, ten ma i Ojca, i Syna. Jeśli ktoś przychodzi do was i tej nauki nie przynosi, to nie przyjmujcie go do domu i go nie pozdrawiajcie. Ten bowiem, kto go pozdrawia, uczestniczy w jego złych czynach.
2 Pio 2:3  W zachłanności wymyślnymi słowami was pozyskają. Na nich wyrok od dawna już zapadł, a zagłada ich nie śpi.

Czy twój Kościół trzyma się nauki Chrystusa?
Obj 3:3  Przypomnij więc sobie, co wziąłeś i usłyszałeś, i strzeż tego, i nawróć się. Jeśli jednak nie będziesz czujny, przyjdę jak złodziej i nie będziesz wiedział, o której godzinie przyjdę do ciebie.
Gdzie więc są dzisiaj teolodzy i apologeci, którzy byliby gotowi bronić zdrowej nauki? Wymagania, jakie stawia Pan Kościoła tym, których powołuje do troski o Jego trzodę, nie zmieniły się od czasów apostolskich. Wówczas, apostoł Paweł napisał pod natchnieniem Ducha Świętego, że starsi zborów mają wykazywać się umiejętnością nauczania i obrony zdrowej nauki.
1 Tym 3:1  Jeśli ktoś zabiega o urząd biskupa, pragnie tego, co dobre. Trzeba więc, aby biskup był bez zarzutu, mężem jednej żony, trzeźwy, rozsądny, uprzejmy, gościnny i dobry jako nauczyciel i wychowawca.
Tyt 1:9  Biskup, jako szafarz Boga ...  trzymający się wiernej wykładni nauki, aby był zdolny także podnosić na duchu przez zdrowe nauczanie i zawstydzać tych, którzy się przeciwstawiają.

Czyżby nastały czasy dla Kościoła, o jakich mówią słowa wspomnianej piosenki w jej zakończeniu, stwierdzając wprost:
„Nie ma, nie ma, nie ma, nie ma.
No gdzie te chłopy?”

Czy rzeczywiście musimy wołać rozpaczliwie – parafrazując powyższe pytanie - „No gdzie są dzisiaj teolodzy?", widząc jak łatwo szerzą się przeróżne trendy i niebiblijne nauki, służące jedynie jej nauczycielom,
Do tematu będę powracać, gdyż staram się być posłuszny zaleceniu apostoła Judy - „Umiłowani, ponieważ odczuwam wielką potrzebę pisania wam o wspólnym zbawieniu, uznałem za konieczne napisać do was, zachęcając do walki o wiarę, która raz została przekazana świętym” (Jud. 3).
Henryk Hukisz