Z komputera korzystam codziennie. Trudno jest dziś nawet wyobrazić sobie życie bez komputera, który został pomniejszony do wymiarów naręcznego zegarka. Nie mówiąc już o smartfonie, który wyparł z użycia zwykły telefon. Najprostszy smartfon, jakim posługują się już dzieci, wielokrotnie przerasta możliwości obliczeniowe pokładowego komputera z pokładu statku kosmicznego Apollo 11, jaki wylądował na księżycu.
Nie trzeba było długo czekać, aby drukowane słowo Boga w Biblii zostało zamienione w ciąg impulsów zero-jedynkowych, tak aby umieścic ją w postaci pliku zapisanego na dysku komputera. Zaczęło się od książek, takich jak słowniki Biblijne, komentarze i inne drukowane pomoce, które przeniesiono do techniki cyfrowej. Z elektroniką jestem dość dobrze obeznany, gdyż już pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku pracowałem w serwisie polskiego mikrokomputera Elwro 500 (wielkości sporego biurka). Obecnie codziennie korzystam z dobrodziejstw PC-ta na moim biurku podczas studiowania mojej drukowanej Biblii. Nie minęło wiele lat, gdy ta Boża księga została ”zdygitalizowana” jako jeden z wielu programów na naszych PC-tach, laptopach, czy teraz prawie każdym smartfonie w formie „appki”.
Przyznam szczerze, że pomimo częstego korzystania z komputerowej Biblii, nadal bardziej cenię tę starodawną, drukowaną, podniszczoną już wielokrotnym wertowaniem, gdyż łatwiej jest mi odnaleźć zazaczony w niej kiedyś werset. Dobrze rozumiem starszego ode mnie brata w Chrystusie, który zwrócił mi uwagę podczas studium biblijnego, gdy korzystałem z laptopa i przygotowanej prezentacji w Power Point, że „natchnienie Ducha znajduje się jedynie w drukowanych wyrazach, a nie w klawiszach komputera”. Przyznaję teraz, że chociaż natchniona jest treść Biblii, to w tej uwadze była zawarta jakaś racja.
Dziś gdy widzę mówców (celowo nie używam słowa „kaznodziejów”), posługujących się smartfonową Biblią, zamiast zwykłej drukowanej, jakoś coś mi nie pasuje. Nie wiem jeszcze dokładnie co, ale wiem, że nie przystoi dla poszanowania Słowa Bożego, jakie jest do nas kierowane przez Autora Biblii. Myślę, że jest wiele powodów, aby pozostać przy tradycyjnej Księdze, nawet, jeśli wygodniejsze jest „kliknięcie” w werset, zamiast odszukania go, wertując kartki.
Słowo zapisane na papierze nie znika, jak dzieje sie to z wyrazem na ekraniku smartfona. Nie ucieka gdzieś w nieznaną przestrzeń, po wygaśnięciu ekranu. Werset odczytany z Biblii drukowanej, pozostaje na stałe na tym samym miejscu. Zdecydowana większość czytelników posługuje się pamięcią wzrokową i łatwiej jest znów do treści tego wiersza wrócić. Jestem przekonany, że każdy z nas, z dużo większą łatwością odnajdzie werset, którego miejsce na stronie Biblii zapamiętał wcześniej. Ta funkcja jest szczególnie przydatna podczas zwiastowania Słowa Bożego. Znam to z autopsji. Poza tym, trzymanie w ręku Księgi podczas kazania, dodaje pewności, że jest się zwiastunem Bożej mądrości, mocy i miłości, zapisanych literami wyrazów. Uniesienie w górę Biblii przy słowach „Tak mówi Pan”, odbierane jest przez sluchaczy zupełnie inaczej, niż machnięcie smartfonem.
Przykład poszanowania okazywanego Biblii idzie z góry, czyli od kaznodziei, mówcy lub ewangelisty. Słuchacze będą również posługiwać się takim samym zapisem Bożego Słowa. Niestety, obserwuję narastający zwyczaj odchodzenia w wielu kościołach od Biblii drukowanej. Gdy widzę, szczególnie młodych uczestników nabożeństw ze smartfonami w rękach, mam wątpliwości, co znajduje się na ich ekranach, gdy słuchają kazania. Szkoda, że u nas nie przyjął się zwyczaj, jaki jeszcze istnieje w wielu zborach w Ameryce (a z taką łatwością naśladujemy inne amerykańskie zwyczaje), polegającym na słuchaniu Słowa Bożego w postawie stojącej. Kaznodzieja prosi o powstanie jako wyraz szacunku do czytanego Słowa. Lecz jeśli kaznodzieja czyta jakiś werset, trzymając w ręce maleńki ekranik, a najczęściej drugą rękę trzyma w kieszeni spodni, to mówiąc, szczerze, nie ma do czego powstawać.
Chcę zwrócić uwagę na inne zagrożenie dla naszej Biblii, jakie istnieje po przeniesieniu jej do pamięci komputera. Większość tych urządzeń jest na stałe połączona z internetem, a przynajmniej nasze smartfony. Musimy pamiętać, że Słowo Boże ma wroga, diabła, który drży, gdy to Słowo jest wymawiane. Gdy Chrystus był kuszony na pustyni, na słowa: „Jest napisane: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga” (Mat. 4:4), kusiciel musiał ustąpić,
Bóg stworzył świat i wszystko, co go wypełnia mocą Słowa. Słowo stało się ciałem - Boży Syn zstąpił na ziemię, aby nas zbawić. Bóg nadal działa posyłając Swoje Słowo. Bóg powiedział przez proroka Izajasza: „tak będzie ze słowem, które wychodzi z Moich ust, nie wraca do Mnie bezowocnie, zanim nie wykona tego, co chciałem, i nie osiągnie celu, w jakim je posłałem” (Izaj. 55:11). Dlatego Boży przeciwnik przekręca, zmienia, poddaje w wątpliwość to, co Bóg powiedział. Tak było w raju, gdy kusiciel przystąpił do Ewy mówiąc: „Czy naprawdę Bóg powiedział” (Rodz. 3:1). Jego metody niszczenia Bożego Słowa nie zmieniają się. On nadal szuka sposobności aby odwieść ludzi od posłuszeństwa wobec tego, co Bóg powiedział. Paweł zastanawiał się już na początku ery Kościoła, pisząc do Koryntian - „Lękam się jednak, żeby, tak jak w swojej przebiegłości wąż zwiódł Ewę, tak i wasze umysły nie zostały przypadkiem odwiedzione od prostoty i czystości wobec Chrystusa. Jeśli bowiem jakiś przybysz głosi wam innego Jezusa, którego nie głosiliśmy, czy też gdy przyjmujecie innego ducha, którego nie otrzymaliście, albo Ewangelię inną od tej, którą przyjęliście, spokojnie to znosicie” (2 Kor. 11:3,4). Juda w soim liście ostrzega: „Wkradli się bowiem między was jacyś ludzie...” (Jud. 4), co oznacza, że przeciwnik stara się za wszelką cenę oszukiwać słuchaczy Słów Boga.
Jeśli w miejsce przybysza, wstawimy słowo „haker”, to mamy gotowy podstęp diabelski, skierowany do posługujących się elektronicznymi Bibliami w smartfonach czy w PC-tach. Hakerzy nie są aniołami światłości, lecz raczej sługami diabła, gdyż niszczą ludzkie dzieła. Tylko kwestią czasu jest, kiedy teksty Biblii zostaną zhakowane treściami siejącymi zamęt i zwątpienie. Bez większego problemu hakerzy mogą wejść w istniejące witryny biblijne i wstawić dowolne strony czy treści. Coraz częściej słyszymy o podobnych zdarzeniach, gdy na stronach dla dzieci pojawiają się nagle treści pornograficzne, a na portalach informacyjnych, „fake newsy”. Państwa mają problem uczciwie policzyć głosy wyborców, pacjenci otrzymują nie swoje diagnozy a czytelnicy Biblii będą wierzyć w to, czego Bóg nie powiedział. W maju tego roku podczas studium biblijnego Kościoła Luterańskiego w Kalifornii z wykorzystaniem Zoom'a, na ekrany wrzucono treści pornograficzne i zablokowano wszelkie przyciski, aby uniemożliwić szybkie zamknięcie.
Mówiono wcześniej, że Biblia była zawsze atakowana. Neron jednak nie potrafił jej spalić, chociaż wówczas istniało niewiele rękopisów listów czy ewangelii. Stalin zapowiadał, że po zwycięstwie komunizmu, Biblia będzie jedynie eksponatem w muzeum. Komunizmu już prawie nie ma, a Biblia jest nadal czytana i kolportowana we wszystkich językach świata. Tak, to prawda, że dzięki wersji cyfrowej, i dzięki internetowi, Słowo Boże mogło przekroczyć dotychczas nieprzekraczalne granice niektórych państw. Lecz niech głównie temu celowi służy jej elektroniczna wersja.
Jestem zwolennikiem normalnej Biblii, drukowanej na papierze, gdyż uważam, że to co „stoi napisane”, jak mówimy w Poznaniu, jest pewne. Pamiętajmy, że „wiara przecież rodzi się ze słuchania, ze słuchania Słowa Chrystusa” (Rzym. 10:17). Ważne jednak jest to, czego ludzie słuchają. Oby nie było tak, że dzięki diabelskim sztuczkom, zasadzkom, jak napisał Paweł, staniemy się ofiarami kłamstw, jakie szerzą się we współczesnym świecie, zdominowanym najnowszą technologią. Moją obawą jest, że wraz z popularyzowaniem Biblii elektronicznej, proporcjonalnie spada czytelnictwo tej drukowanej.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.