Tuesday, June 3, 2014

Sianie pod wiatr


Zadaniem Kościoła jest sianie dobrego ziarna Słowa Bożego, które odradza się w sercach słuchaczy darem nowego życia. Plewy nie posiadają tej zdolności, dlatego zadaniem kaznodziejów Słowa jest sianie samego ziarna. Pisałem już nie jednokrotnie na tym blogu o tym, że  "Siewca wyszedł siać”, czyli o naszym, podstawowym zadaniu, jakie Chrystus wyznaczył każdemu swojemu naśladowcy. Nikt nie może się z tego wytłumaczyć, gdyż taka jest nasza rola w tym świecie – mamy składać świadectwo o Bożej łasce, jakiej doświadczyliśmy. Jeśli ktoś tego nie robi, to tak naprawdę, sam nie doznał zbawienia z łaski.

W czasie kiedy byłem jeszcze Pastorem poznańskiego Zboru, byłem niejednokrotnie zapraszany do odwiedzania seminariów i innych zgromadzeń katolickich, aby opowiedzieć o osobistym doświadczeniu Boga. Chętnie korzystałem z tych zaproszeń, gdyż były one dla mnie dobrą okazją do złożenia świadectwa o Chrystusie. Pamiętam pewien szczególny moment w seminarium adeptów sztuki kapłańskiej, gdy wstałem i obróciłem się w stronę szczelnie wypełnionego audytorium, zrobiło mi się czarno w oczach. Ani jednego kolorowo ubranego słuchacza. Swoją prelekcję rozpocząłem od powołania się na Chrystusowe wezwanie: „Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu” (Mar. 16:15), i dodałem: „klerykom też”. Po tym spotkaniu, odbył się skromny poczęstunek, a co najważniejsze, było sporo osobistych rozmów. Wiedziałem, że moim zadaniem nie jest przekonywanie nikogo do ewangelii, lecz jej zwiastowanie.
To spotkanie otworzyło mi drzwi do wielu środowisk akademickich, a jak wiecie, Poznań jest jednym z większych ośrodków uniwersyteckich. Już w latach 80-tych ubiegłego wieku, ponad trzydzieści tysięcy studentów korzystało z nauki na kilku uczelniach. Innym wydarzeniem z tej służby w Bożym Królestwie, było zaproszenie na spotkanie ze studentami Politechniki Poznańskiej w ramach prowadzonego przez Kościół Katolicki duszpasterstwa akademickiego na tej uczelni. Na spotkaniu, z racji pełnienia posługi duszpasterskiej wśród studentów, był obecny ich duchowy opiekun, nazwijmy go – ksiądz Mateusz. I znów, miałem wspaniałą okazję do składania świadectwa o osobistych doświadczeniach z moim Panem. Pod koniec trwającego kilka godzin spotkania, zadawano mi bardzo osobiste pytania o doznania Bożej łaski. Mówiłem zwyczajnie, jak podczas spotkania we własnym zborze. Po chwili zauważyłem, że duchowy opiekun studentów zaczął z niepokojem mówić o dość późnej porze, że należy serdecznie podziękować gościowi, życząc mu błogosławieństwa w jego posłudze.
Ale rozmowy ze studentami nie skończyły się na tym pożegnaniu, gdyż jeszcze sporo czasu spędziliśmy na ulicy, rozmawiając o wielu sprawach życia z Bogiem. Skutek był taki, że zarówno to spotkanie i wiele innych, znacznie wpłynęły na rozwój poznańskiego zboru. Chrzty odbywały się w tamtym czasie dwa, a nawet trzy razy w roku, a liczba osób, jakie składały publiczne wyznanie wiary przez zanurzenie podczas chrztu, sięgała nieraz trzydziestu i więcej katechumenów podczas jednej uroczystości.
Mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że diabelskie uderzenie przeciwko ewangelii nie przyszło w czasie tych spotkań, gdy składałem świadectwo pośród rzymskich katolików. Duch Święty z reguły przejmował kontrolę nad zwiastowanym Słowem i sprawiał, że w odpowiednim czasie, zaczęło ono kiełkować i rosnąć, aż do momentu wydania owocu w postaci gotowej decyzji pójścia za Chrystusem. Natomiast diabeł przygotował swoją strategię uderzenia wewnątrz zboru, przez swoich agentów, którzy pojawili się jako "aniołowie światłości". Oni to, w niedługim czasie po tych wydarzeniach, doprowadzili do rozbicia jedności pośród wierzących i wyprowadzili sporą grupę młodych ludzi z naszej społeczności. Tak więc, Boży przeciwnik zwiastowania ewangelii potrafi dokonać dużo więcej spustoszenia wewnątrz zboru, niż katoliccy działacze poza nim.
Jak już wspomniałem na początku tego rozważania, naszym podstawowym zadaniem jest zwiastowanie ewangelii. Pan Jezus porównał to zadanie do rzucania nasion na różne rodzaje gleby. Zwróćmy uwagę, że Chrystus nie wysłał uczniów, aby szukali sobie wpierw takich terenów, na których nie ma kamieni, ostów, cierni, czy możliwości, że przylecą ptaki i wydziobią cenne ziarno Słowa Bożego. Przypowieść o czworakiej roli jest nauką o różnych rodzajach ludzi, jakim powinniśmy zwiastować Słowo Boże, a nie o tym, że mamy niektórych omijać z ewangelią. Siać mamy wszędzie i w każdych warunkach, nawet jeśli przeciwny wiatr dmie ostro w oczy. Pan Jezus posłał swoich uczniów mówiąc im: „Oto Ja posyłam was jak owce między wilki, bądźcie tedy roztropni jak węże i niewinni jak gołębice” (Mat. 10:16). Następnie, uświadamiał ich, że będą prześladowani i zdradzani przez ludzi, a to znaczy, że znajdą się w warunkach bardzo trudnych.
Księga Dziejów Apostolskich jest kroniką siewców Słowa Bożego. Oni szli wszędzie, dokąd Pan posyłał w mocy Ducha Świętego. Dzięki Bożej strategii, ewangelia docierała do wielu miast i rejonów ówczesnego świata. Chociaż szli pod wiatr, możemy z radością powiedzieć, iż byli pędzeni innym wiatrem, wiatrem Ducha Świętego. I o to się modlili, gdy diabeł zastawiał różne przeszkody, gdyż nie dopuszczali myśli, aby się zatrzymać, albo żeby wybierać własne tereny i miejsca do zwiastowania ewangelii.
Znamy taki moment z życia apostoła Pawła, gdy chciał iść do Bitynii, lecz Duch Święty wyznaczył mu inny kierunek, Macedonię. Później, po wielu latach, Paweł pisał do jednego ze zborów w tym rejonie, że „staliście się wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i w Achai” (1 Tes. 1:7). Dzięki temu, że apostoł Paweł był posłuszny objawieniom i głosowi Ducha Świętego. Macedonia stała się ośrodkiem, skąd rozsiewane było Słowo Boże dalej, jak czytamy w tym liście: „Od was bowiem rozeszło się Słowo Pańskie nie tylko w Macedonii i w Achai, ale też wiara wasza w Boga rozkrzewiła się na każdym miejscu” (1 Tes. 1:8). Tak dzieje się, gdy Duch Święty inicjuje misję, a nie demokratycznie wybrane komitety.
Paweł wiedział, że jedynie posłuszeństwo Bogu, a nie ludzka strategia, może dać zwycięstwo w rozprzestrzenianiu Słowa Bożego, które może dać nowe życie spragnionym. Sam osobiście tego doświadczał, dlatego zachęcał też innych sług ewangelii, aby nie lękali się przeciwności, lecz odważnie szli z nasieniem Słowa Bożego do wszystkich narodów. Zachęcał wierzących do wytrwałości, gdyż sam doświadczał Bożej obecności w przeróżnych sytuacjach - „we wszystkim okazujemy się sługami Bożymi w wielkiej cierpliwości, w uciskach, w potrzebach, w utrapieniach, w chłostach, w więzieniach, w niepokojach, w trudach, w czuwaniu, w postach, ...” (2 Kor. 6:4,5). Jednym słowem, nic nie było  w stanie powstrzymać Pawła w zwiastowaniu ewangelii.
Pomimo tak ogromnych przeszkód, z jakimi apostołowie spotykali się w zwiastowaniu Dobrej Nowiny, Kościół rósł „budując się i żyjąc w bojaźni Pańskiej, cieszył się pokojem po całej Judei, Galilei i Samarii, i wspomagany przez Ducha Świętego, pomnażał się” (DzAp. 9:31). Nie okopywali się w twierdzach powstałych już zborów i nie czekali aż grzesznicy sami przyjdą do nich, lecz szli tam, gdzie mogli ich spotkać.
Zwiastowanie ewangelii nie było nigdy rzeczą łatwą i przyjemną, ponieważ odbywało się w warunkach duchowej walki „z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich” (Efez. 6:12). Jest ono sprawą Bożą, gdyż On jest Panem niwy, na którą wysyła Swoich pracowników. On powołuje do wojska, w którym obowiązują Jego reguły, i jedynie On będzie rozliczać z wykonania Jego pleceń.
Czy jesteśmy tak samo posłuszni, jak czynili to apostołowie i chrześcijanie na początku działalności Kościoła? Obyśmy nie zawiedli naszego Pana w tej najważniejszej posłudze Bożego Królestwa.
Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.