Friday, June 29, 2012

Mój przyjaciel, Izrael

Miałem już okazję odwiedzić w swoim życiu sporo krajów, mniej lub bardziej egzotycznych. Oczywiście, chciałbym jeszcze co nieco zobaczyć, lecz niekoniecznie w stylu popularnej książki podróżniczej „100 miejsc, które musisz zobaczyć zanim umrzesz”. Największe wrażenie, zarówno emocjonalne, jaki duchowe, zrobiła na mnie wizyta w Izraelu. Myśl, jaka najczęściej towarzyszyła oglądaniu znanych miejsc w tym kraju, to świadomość, że Pan Jezus też tutaj był. Wprawdzie, dzisiaj naszym oczom jawią się inne widoki, nawet woda w jeziorze Genezareckim jest inna, to jednak jest to Ziemia Święta, jak potocznie określa się ten kraj.

Jednak, nie o wdziękach turystycznych chcę pisać, lecz o Izraelu. Sama nazwa wywołuje już w sercu osoby wierzącej ciepłe uczucie. To ten sam Izrael, o jakim czytamy w Biblii, chociaż niezupełnie taki sam. Pamiętam, jak już w samolocie, zanim wylądował na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie, zapytałem siedzącej obok mnie dziewczyny izraelskiej, czy mieszkańcy tego kraju wierzą w Boga. Odpowiedź była zaskakująca, a jednakowoż prawdziwa – „Może niektórzy tak, ale większość myśli każdego dnia o tym, jak pozbyć się Palestyńczyków, którzy nieustannie atakują nas rakietami.” Później zrozumiałem to lepiej, ale o tym też nie chcę teraz pisać.

Biblia, a szczególnie Stary Testament, pełna jest Izraela. Od momentu, kiedy Bóg powiedział do Jakuba „odtąd nie będziesz się nazywał Jakub, ale imię twoje będzie Izrael. I nazwał go imieniem Izrael” (1 Moj. 35:10), to słowo pojawia się prawie na każdej kartce. Moja komputerowa Biblia wciągu 0.1 sekundy wykazała, że słowo Izrael występuje w Starym Testamencie aż 2518 razy w 2241 wersetach. Do tego należy dodać 78 razy w 76 wersetach Nowego Testamentu. Więc jest to temat jak najbardziej godny zgłębienia przez każdego, kto wierzy w Boga, a tym bardziej przez tych, którzy miłują Jezusa, syna tego narodu. Ostatni raz Izrael jest wspomniany w Księdze Objawienia w przedostatnim rozdziale, że na bramach Nowej Jerozolimy będą „wypisane imiona dwunastu plemion synów izraelskich” (Obj. 21:12). Założę się, że większość chrześcijan miałaby dziś kłopot wymienić przynajmniej sześć imion synów Jakuba. Natomiast jestem pewien, że apostoł Paweł, gdy w niebie będzie przechodzić przez bramę Beniamina, serce zabije mu szybciej, bo jak sam powiedział, że jest „z rodu izraelskiego, z pokolenia Beniaminowego, Hebrajczyk z Hebrajczyków” (Filip. 3:5).

Bóg, już w momencie nawrócenia Saula z Tarsu, powierzył mu ewangelię, aby zaniósł ją również do narodu wybranego – „ Lecz Pan rzekł do niego: Idź, albowiem mąż ten jest moim narzędziem wybranym, aby zaniósł imię moje przed pogan i królów, i synów Izraela” (DzAp. 9:15). Dlatego Paweł niejednokrotnie mówił o sobie: „Przecież i ja jestem Izraelitą, z potomstwa Abrahama, z pokolenia Beniamina” (Rzym. 11:1).

Nieraz słyszy się, że Bóg odrzucił Izraela i na jego miejsce powołał Kościół, tak jak gdyby już więcej nie zajmował się tym narodem. Właśnie we wspomnianym wyżej wersecie Paweł zadaje retoryczne pytanie: „Czy Bóg odrzucił swój lud? Bynajmniej”.

Gdy przyjrzymy się dokładnie służbie i nauczaniu Chrystusa, to możemy zauważyć, jak często nasz Pan odwołuje się do obietnic danych Izraelowi. Zanim się narodził, Maria w duchowym natchnieniu, wielbiąc Pana, powiedziała o Tym, którego nosiła już w swoim łonie: „ujął się za Izraelem, sługą swoim, pomny na miłosierdzie, jak powiedział do ojców naszych, do Abrahama i potomstwa jego na wieki” (Łuk. 1:54). Lecz celem przyjścia Chrystusa nie było odbudowanie ziemskiego królestwa dla tego narodu, lecz odkupienie na wieki wszystkie narody przez pojednanie z Bogiem poprzez Swoją krew. Żydzi nie mogli tego pojąć, dlatego chcieli Go ukamienować, zanim oddał Swoje życie na krzyżu. Drogą do osiągnięcia wiecznego zbawienia jest przyjęcie wiarą usprawiedliwienia, jakie daje Chrystus przez Swoją śmierć. Jezus powiedział o tym bardzo wyraźnie w momencie, gdy żydzi Go nie przyjęli: „Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga” (Jan 1:12,13).

Apostoł Paweł, głosząc ewangelię najczęściej w synagogach, aby wypełnić zadanie, jakie Bóg mu zlecił w momencie nawrócenia, wskazywał na uprzywilejowaną pozycję, jaką posiadali Izraelici. Możemy to zobaczyć, gdy dokładnie przyjrzymy się treści listu do Efezjan. Większość wierzących stanowili Izraelici, gdyż Paweł „przez okres trzech miesięcy chodził do synagogi, prowadząc śmiałe rozmowy i przekonując o Królestwie Bożym” (Dz.Ap. 19:8). Wprawdzie, „niektórzy nie dali się przekonać i trwali w uporze, mówiąc źle wobec ludu o drodze Pańskiej” (w. 9), to jednak wielu uwierzyło i pierwszymi wierzącymi w Jezusa byli zarówno Żydzi jak i Grecy.

Wierzący Izraelici stanowili dobry przykład w nauczaniu Pawła, dając świadectwo, że Bóg jest wierny Swoim obietnicom, i dokładnie realizuje Swój plan odkupienia z przekleństwa grzechu. Izrael jako naród, pojawia się w dość drastycznej sytuacji, gdy byli w niewoli egipskiej. Wówczas to, Bóg postanowił ich wyprowadzić z Egiptu do Ziemi Obiecanej. W Bożym zamiarze było wybranie jednego narodu, właśnie Izraela, aby przez niego objawiać Swoje imię pozostałym mieszkańcom ziemi. Dlatego uczynił go szczególnym ludem – „Gdyż ty jesteś świętym ludem Pana, Boga twego. Ciebie wybrał Pan, Bóg twój, spośród wszystkich ludów na ziemi, abyś był jego wyłączną własnością” (5 Moj. 7:6).

Lecz w odwiecznym Bożym planie, zanim powstał świat i wszystko, co napełnia ziemię, Stwórca miał na uwadze wybawienie z niewoli grzechu całej ludzkości. Dlatego, gdy wypełnił się czas, do pewnej Żydówki z Nazaretu przyszedł Boży posłaniec z wiadomością, że z niej narodzi się Syn, który będzie Zbawicielem świata. Gdy Pan Jezus spełnił oczekiwanie Ojca i oddał Swoje życie za grzeszny świat, jedynym i prawdziwie świętym ludem jest Jego Ciało, którego członkowie zostali doskonale obmyci krwią Baranka Bożego. Wówczas ci, którzy posiadali Boże obietnice i nadzieję, ponieważ ciągle zatwardzali swoje serca i nie słuchali głosu Pana, zostali odcięci. Lecz Bóg jest wierny i nie zapomina o danych obietnicach, dlatego rzekł, że jeśli uwierzą, „zostaną wszczepieni, gdyż Bóg ma moc wszczepić ich ponownie” (Rzym. 11:23)

Apostoł Paweł. w liście do świętych i wierzących w Efezie, odsłaniał wielką tajemnicę, że teraz poganie, którzy kiedyś byli „dalecy od społeczności izraelskiej i obcy przymierzom, zawierającym obietnicę, nie mający nadziei i bez Boga na świecie” (Efez. 2:13), stali się bliscy przez krew Chrystusa. To właśnie Chrystus, Swoją ofiarą uczynił możliwym, że zarówno Żydzi, mający obietnice i poganie, będąc daleko od Boga, staliśmy się jednym nowym człowiekiem, według Bożego planu. Teraz wypełniło się odwieczne Boże oczekiwanie, aby mieć wielu synów, na wzór, jaki pokazał nam w Swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Zostaliśmy przeznaczeni do tego abyśmy byli „podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci” (Rzym. 8:29).

Dziś Kościół jest środkiem objawienia Bożej mądrości i mocy, jak kiedyś Bóg czynił to przez Swój umiłowany naród. Bóg jednak nadal realizuje Swój plan wobec narodu wybranego, którego nie odrzucił, gdyż Jego obietnice są niezmienne. Biblia zawiera wiele obietnic odnośnie Izraela, szczególnie w czasach ostatecznych. To właśnie do Jerozolimy powróci Chrystus, aby rządzić przez tysiąc lat narody na całym świecie. Lecz historia tego narodu jest dla nas dziś przestrogą. Dlatego musimy poważnie przyjąć ostrzeżenie „Jeśli bowiem Bóg nie oszczędził gałęzi naturalnych, nie oszczędzi też ciebie” (Rzym. 11:21).

Jezus powiedział: „Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zborów” (Obj. 3:22).

Henryk Hukisz

Wednesday, June 27, 2012

Kompleks pasikonika

Jednym z najbardziej znanych wydarzeń z okresu wędrówki Izraela przez pustynię, była wizyta dwunastu zwiadowców w Ziemi Obiecanej. O dwunastu szpiegach spiewają już dzieci, o tym, że tylko dwóch było dobrych, ponieważ zaufali bardziej Bogu, niż temu co zobaczyli na własne oczy. Ta historia niesie ze sobą również wiele implikacji dla naszego chrześcijańskiego życia.
Izraelici w ciągu pierwszego roku wędrówki do ziemi „mlekiem i miodem płynącej” doświadczyli wielu cudów. Bóg dał im wodę do picia, gdy byli spragnieni (czy możemy sobie wyobrazić, jaki ciężar musieliby dźwigać, gdyby musieli zabrać ze sobą wodę w bukłakach). Gdy byli głodni, dał im codziennie świeżą mannę. Gdy zapragnęli mięsa, Bóg dostarczył im świeżutkie mięso przepiórek (dziś, rarytas w wielogwiazdkowych restauracjach).
Pod górą Synaj otrzymali Dziesięć Przykazań, prawo, dzięki któremu mogli zachować świętość, bez której nie mieliby żadnej szansy zbliżyć się do Boga. Posiadali już Namiot Świadectwa, nad którym rozciągał sie obłok chwały, świadczący o obecności Boga. W tym namiocie znajdowła się Skrzynia Przymierza, przed którą rozpadały w proch pogańskie bożki. Pozostało jeszcze kilkadzisiąt mil podróży na północ, aby od południowej strony wejść do Ziemi Obiecanej i pozostać w niej już na zawsze, korzystając z jej wspaniałych owoców.
Kiedy obóz wyruszał spod Synaju, Bóg przygotowywał miejsce następnego postoju posyłając Skrzynię Przymierza przed ludem, jak czytamy „Arka Przymierza PANA szła przed nimi, by znaleźć dla nich miejsce postoju" (Licz. 10:33).  Lecz niestety, zamiast posłusznego zaufania, rozpoczęło się kolejne szemranie. Na plecach zaschły już blizny po razach zadanych przez egipskich stróżów. zamiast tego, zapachniała im znów cebula i czosnek, gdyż mówili: „Pamiętamy ryby, które darmo mogliśmy jadać w Egipcie, ogórki, melony, pory, cebulę i czosnek” (Licz. 11:5). Dlatego zamiast bezpiecznego postoju, „ogień PANA zapalił się przeciw nim i pochłonął obrzeża obozu” (Licz. 11:1). Myślę, że Boże serce zasmuciło się, gdyż Bóg wiedział ile dobrodziejstw już otrzymali po drodze, wiedział też, co ich czeka po wejściu do ziemi, którą przyobiecał już Abrahamowi. Jak czytamy: „PAN jednak powiedział do Mojżesza: Czy ręka PANA jest za krótka? Teraz zobaczysz, czy Moje słowo spełni się, czy też nie” (Licz. 11:23).
Bóg postanowił pokazać ziemię, do której ich prowadził, zanim tam wejdą, aby ich zachęcić, aby dodać otuchy, dlatego powiedział do Mojżesza: „Wyślij ludzi i niech zbadają ziemię Kanaan, którą daję Izraelitom. Wyślijcie po jednym z każdego plemienia – samych przywódców” (Licz. 13:2). Przypomina mi to obraz małego dziecka stojącego przed sklepem ze słodyczmi z przyklejoną buzią do szyby okna wystawowego, na kilka chwil przed otwarciem. Wystarczy chwilę poczekać, i już w środku będzie można rozkoszować się wszystkimi wspaniałościami.
Wybrani zwiadowcy weszli na teren Ziemi Obiecanej i przemierzyli ją całą, aż zobaczyli ośnieżone szczyty Hebronu. Zobaczyli wspaniałe owoce na drzewach, które swą zielenią wypełniały doliny Eszkolu i „odcięli tam gałąź krzewu winnego razem z kiścią winogron i nieśli ją we dwóch na drągu. Zabrali także trochę jabłek granatu oraz fig” (Licz. 13:23). Zobaczyli też miasta otoczone wysokimi murami i mieszkających w nich olbrzymów.
Kiedy zwiadowcy powrócili z wyprawy, składali raporty. Każdy mówił to, co widział. Później pokazali owoce, jakie ze sobą przynieśli. Stwierdzili, iż prawdą jest to, co Bóg obiecał, mówiąc: „Udaliśmy się do ziemi, do której nas posłałeś, i rzeczywiście jest to ziemia mlekiem i miodem płynąca, a takie są jej owoce” (Licz. 13:27). Natomiast, kiedy wspomnieli o olbrzymach, synach Anaka, na słuchających padło przerażenie. Wówczas Kaleb zaczął podnosić ich na duchu mówiąc: „Gdy wyruszymy, weźmiemy ją w posiadanie, bo z pewnością zdołamy ją zająć” (w. 30). Lecz dziesięciu zwiadowców miało ciągle w swych oczach obraz uzbrojonych olbrzymów na murach, gotowych ich zmiażdżyć, dlatego powiedzieli: „wydawało się nam, że przy nich jesteśmy mali jak szarańcza. Za takich również oni nas uważali” (w. 33). W oryginale jest mowa o pasikonikach, które są płochliwą odmianą szarańczy. Entomolodzy, badacze owadów opisują ten szczególny rodzaj pasikonika, jako istotę bojaźliwą, która przybiera kolor otoczenia, aby się ukryć, a w sytuacji zagrożenia, ucieka, wydając smrodliwą wydzielinę.
Jozue i Kaleb, starali się swoimi słowami wzbudzić ufność zapewniając: „Ziemia, którą przemierzyliśmy, aby przeprowadzić zwiad, to wspaniała ziemia. Jeśli PAN nam sprzyja, to wprowadzi nas do tej ziemi i da nam tę ziemię, mlekiem i miodem płynącą. Tylko nie buntujcie się przeciwko PANU ani nie bójcie się ludu tej ziemi, ponieważ go pochłoniemy. Osłona ich już ich opuściła, a PAN jest z nami, więc się ich nie bójcie!” (Licz. 14:7-9). Lecz zamiast pokornego uznania, że Bóg ma moc dokonać tego co obiecał, w stronę Jozuego i Kaleba poleciały kamienie.
Postawę dziesięciu zwiadowców określiłem mianem „kopleksu pasikonika”. Jest to nastawienie serca, które opiera się na tym, co widzą oczy, a nie na tym, co mówi Słowo Boże. Chociaż obraz, jaki widzą nasze oczy jest prawdziwy, to jednak wiara widzi więcej, widzi Bożą obecność i moc spełnienia Jego obietnicy. Ponieważ, "wiara jest gwarancją tego, czego się spodziewamy, dowodem istnienia rzeczy, których nie widzimy" (Hebr. 11:1).
Pasikonik widzi przeszkody nie do pokonania. Jeśli nawet posiada wiedzę o Bożych obietnicach, to mówi: „tylko że...” (Licz. 13:28), i dalej można wstawić cokolwiek, co stoi na drodze. Zachowując takie nastawienie w sercu, zamiast Bożego zwycięstwa, widzi porażkę, gdyż mówi: „Po co PAN przyprowadził nas do tej ziemi? Czy po to, byśmy padli od miecza, a nasze żony i dzieci stały się łupem nieprzyjaciół? ” (Licz. 14:3). Takie myślenie paraliżuje, zapędza do kryjówki i zamiast świadectwa mocy Bożej, otoczenie odczuwa zapach wydzieliny stachu.
W rezultacie przyjęcia postawy pasikonika, nie pozostaje nic innego, jak wyznać: „Wybierzmy sobie wodza i wracajmy do Egiptu” (Liczj. 14:4). Gwarantuję, że w takiej sytuacji nie trzeba długo czekać, gdy pojawi się jakiś wódz, aby móc przewodzić, nie ważne dokąd, ale najważniejsze, że może być wodzem. Pasikoników też nigdy nie brakuje. Apostoł Paweł przypomina Tymoteuszowi, że tacy ludzie, którzy "jak Jannes i Jambres przeciwstawili się Mojżeszowi, tak i oni przeciwstawiają się prawdzie, ludzie o wypaczonych umysłachb, nie wypróbowani co do wiary. Ale daleko nie zajdą, bo ich głupota będzie znana wszystkim, podobnie jak to się stało z tamtymi" (2 Tym. 3:8,9). Niestety, gdy ich głupota uwidoczni się, będzie już za późno, aby wrócić.
Bóg nie mógł pozwolić na tak negatywne świadectwo o Sobie wobec innych narodów. Wyrok zapadł jeszcze zanim wyruszyli. Bóg oświadczył zdecydowanie, że ten, kto Mu nie ufa „nie zobaczy ziemi, którą przysięgłem ich ojcom. Nie zobaczy jej żaden z tych, którzy Mną wzgardzili” (Liczj. 14:23). Za czterdzieści dni zwiadu, czekało ich czterdzieści lat wędrówki po pustyni, tak że nikt z tych, którzy wyszli z Egiptu, nie wszedł do Ziemi Obiecanej, oprócz dwóch wiernych zwiadowców. Cena niewiary, braku zaufania Bogu, jest bardzo wysoka.
Natomiast Jozue i Kaleb, uzyskali Boże uznanie. Jozue, jako następca Mojżesza i wódz, wprowadził naród przez Jordan do ziemi, jaką Bóg im obiecał. Kaleb otrzymał w nagrodę miasto, w którym mieszkali Anakici. Mając osiemdziesiąt pięć lat, pełen sił i wiary w zwycięstwo, prosił Jozuego: „Daj mi więc ten górzysty teren, o którym mówił wtedy PAN. Słyszałeś sam tego dnia, że żyją tam Anakici, a miasta są wielkie i warowne. Jeśli PAN będzie ze mną, to wytępię ich zgodnie z zapowiedzią PANA” (Joz. 14:12).
Możemy naśladować Bożych bohaterów, możemy też zachować się jak pasikoniki, lecz efektem tego wyboru będzie nasze życie i to, jakie świadectwo wydamy o naszym życiu.
Henryk Hukisz

Tuesday, June 26, 2012

Ubóstwo na własne życzenie

Jakiś dziesięć lat temu popołudnie pewnej niedzieli spędziliśmy razem z grupą przyjaciół z kościoła. Był indyk na grillu, wędzona wołowina, i inne pyszności, lecz najważniejsza z tego wszystkiego była społeczność, jaką mogą stworzyć osoby mające jednakowe zamiłowanie w Bogu. Czas płynął szybko, rozmowy były ciekawe, stół zastawiony, niczego nie brakowało. Gospodarz, u którego spotkaliśmy się, oświadczył, że w jego domu  obowiązuje pewna zasada – „Jeśli ktoś jest głodny, to tylko z własnej winy” i pokazał, gdzie znajduje się lodówka
.
Później przypomniałem sobie jeden z ulubionych fragmentów z Biblii, to jest „Pieśń o winnicy”, czyli początek piątego rozdziału księgi Izajasza. Prorok przemawiał w imieniu Boga, który dla Swego narodu uczynił wszystko, co niezbędne do życia w pełnej pomyślności. Posługując się obrazem winnicy, Izajasz napisał, że Bóg: Okopał ją, oczyścił z kamieni i zasadził w niej szlachetną winorośl. Pośrodku wybudował wieżę, a także wykuł tłocznię. Oczekiwał, że wyda winogrona, ... Celem tego trudu, jaki został włożony w winnicę, było oczekiwanie na dobry owoc, lecz zamiast tego „wydała cierpkie owoce” (Izaj. 5:2). Bóg wówczas zadał retoryczne pytanie: Co jeszcze można było uczynić dla Mojej winnicy, a czego nie uczyniłem? (w. 4).
Cała historia narodu Izraelskiego jest potężnym świadectwem Bożej opatrzności. Od momentu powołania Abrama, gdy wychodził z pogańskiego Ur, Bóg zapewniał prowadzenie, opiekę i ochronę. Boże obietnice, jak niebiosa wypełnione Bożym zaopatrzeniem, przechodziły z pokolenia na pokolenie. Bóg dał zapewnienie Abramowi: „sprawię, że powstanie z ciebie wielki naród i będę ci błogosławił. Rozsławię twoje imię i staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy tobie błogosławią, a tych, którzy ciebie przeklinają, będę przeklinał. W tobie będą błogosławione wszystkie plemiona ziemi” (1 Moj. 12:2,3).
Gdy potomkowie Abrahama rozrośli się już w wielki naród, stali się tak liczni, że potężny faraon egipski zaczął się bać tego pasterskiego ludu – „Oto lud izraelski jest liczniejszy i potężniejszy od nas” (2 Moj. 1:9). Wówczas Bóg przygotował koszyk dla potajemnie narodzonego chłopczyka, którego córka faraona nazwała Mojżeszem. Po wielu latach, zgodnie z Bożym kalendarzem, Izrael opuścił Egipt, udając się do ziemi pełnej „mleka i miodu”, o której sam Bóg powiedział: „Ale ziemia, do której idziecie, aby ją posiąść, jest ziemią gór i dolin, pijącą wodę deszczową z nieba. Jest to ziemia, o którą troszczy się PAN, twój Bóg. Oczy PANA, twego Boga, nieustannie spoczywają na niej od początku aż do końca roku” (5 Moj. 11:11,12). Wprawdzie szli przez pustynię, gdzie nie było przydrożnych restauracji i hoteli, lecz mieli wodę wytryskującą ze skał i codzienną porcję chleba prosto z nieba. Izraelici widzieli na własne oczy wielkie dzieła, jakich Bóg dokonywał dla ich ochrony - plagi w Egipcie, rozwarte Morze Czerwone, słup ognia i obłok, które nie odstępowały od nich przez lata wędrówki - taki Boży „GPS”. Pod koniec tej wędrówki Bóg dał świadectwo: „Prowadziłem was przez czterdzieści lat po pustyni, nie zestarzały się na was wasze ubrania i nie zniszczyły się sandały na waszych nogach” (5 Moj. 29:4).
Pomimo tak wielu zapewnień i dowodów Bożej opatrzności, naród ten był niewdzięczny, często odwracał się od Boga, co zaprowadziło ich do niewoli babilońskiej. Gdy wypełnił się czas, Bóg zaopatrzył powracające resztki do Jerozolimy we wszystko, co było niezbędne do powrotu do normalności. Nehemiasz, Boży sługa przypominał ludowi o wielkości Boga – Ty, o PANIE, jesteś jedyny! Ty uczyniłeś niebiosa, najwyższe niebiosa wraz z całym ich  wojskiem; ziemię ze wszystkim, co się na niej znajduje, i morza ze  wszystkim, co się w nich znajduje. Ty ożywiasz to wszystko, a wojsko niebios oddaje Ci pokłon. (Neh. 9:6).
Jednym z największych „piewców” Bożej wielkości i opatrzności był król Dawid. W psalmach, które pozostawił nam na świadectwo, tak często opisuje ogrom Bożej opatrzności. Całe stworzenie oczekuje na Boże zaopatrzenie – To wszystko czeka na Ciebie, by dostać pokarm we właściwym czasie. Gdy im dajesz,  przyjmują, gdy otwierasz rękę, sycą się dobrem (Ps. 104:27,28). Pan zapewnia stałą ochronę, aby każde Jego stworzenie czuło się bezpiecznie – Znajdziesz schronienie pod Jego piórami, gdy swoimi skrzydłami cię osłoni. Jego  wierność to puklerz i tarcza. Nie będziesz się bał nocnej mary ani za dnia lecącej strzały, ani zarazy szerzącej się w mroku, ani zagłady niszczącej w południe (Ps. 91:4-6).
Pan Jezus, będąc Bożym Synem, znał wielkość Bożego zaopatrzenia. On widział je w każdym szczególe przyrody i zapewniał o nim swoich uczniów, wskazując na codzienne przykłady – „Popatrzcie na ptaki pod niebem, nie sieją ani nie zbierają plonów i nie gromadzą w spichlerzach, a wasz Ojciec, który jest w niebie, karmi je. Czy nie jesteście cenniejsi niż ptaki?” (Mat. 6:26). Ponieważ Jezus miał serce wolne od naszych zwykłych zatroskań o to, co będziemy jeść i w co będziemy się ubierać, nie przerażało Go żadne zagrożenie. Wiedział, że Ojciec czuwa nad wszystkim, nawet nad zwykłym wróbelkiem, dlatego pokrzepiał serca uczniów słowami: „Czy nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież wbrew woli waszego Ojca żaden z nich nie spadnie na ziemię. U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie. Dlatego nie bójcie się: Jesteście cenniejsi niż wiele wróbli” (Mat. 10:29-31).
Chyba najbardziej znanymi wersetami na temat Bożej opatrzności są słowa Pana Jezusa – „Dlatego nie martwcie się, mówiąc: Co będziemy jeść? Co będziemy pić? W co mamy się ubrać? O to wszystko zabiegają poganie. Wasz Ojciec w niebie zna bowiem wszystkie wasze potrzeby” (Mat. 6:31,32). Skoro nie jesteśmy już zwykłymi poganami, lecz staliśmy się dziećmi Bożymi, mamy więc Ojca w niebie, który troszcząc się o pożywienie dla wróbelków i odzież dla kwiatków, zna doskonale nasze codzienne potrzeby. Jest tylko jeden warunek, a raczej naturalna cecha dziecka Bożego – „Szukajcie więc najpierw Królestwa Boga i Jego sprawiedliwości”. Jeśli zachowujemy taką postawę, to możemy być pewni, że wszystko inne będzie wam dodane (w. 33). Czy można chcieć czegoś więcej?
Pamiętajmy, że Jezus jest również naszym Pasterzem, i to dobrym. On powiedział o swoich owcach: „Ja przyszedłem, aby miały życie, i to w obfitości” (Jan 10:10). A przecież dobrze znamy słowa Psalmu 23-ciego – „... nie brak mi niczego. Pozwala mi odpocząć na zielonych pastwiskach, prowadzi mnie do wód spokojnych, pokrzepia moją duszę. Prowadzi mnie właściwymi  ścieżkami przez wzgląd na swoje Imię. Lecz choćbym nawet szedł doliną  cienia śmierci, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twoja laska i kij  pasterski są mi pocieszeniem
Wybór należy do nas – możemy, albo polegać na własnych możliwościach, albo... No właśnie, to już zależy od każdego z nas. Dobrze jest w tym rozmyślaniu uwzględnić praktyczną wskazówkę apostoła Pawła: „Bogatym tego świata nakazuj, aby się nie wynosili i nie pokładali nadziei w niepewności bogactwa, ale w Bogu, który udziela nam wszystkiego obficie” (1 Tym. 6:17).
Jeśli jesteśmy nienasyceni Bożymi dobrodziejstwami, sami sobie jesteśmy winni. Bóg zrobił wszystko, abyśmy posilili się przy Jego obficie zastawionym stole. Wszystko jest już zapłacone, Bóg zapewnia przez proroka Izajasza: także, którzy nie macie pieniędzy, przyjdźcie! Kupujcie i jedzcie, dalej, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko!(Izaj. 55:1).
Henryk Hukisz

Thursday, June 21, 2012

Kupała czy Jan Chrzciciel?

Dziś na portalu Fakt.pl można przeczytać: "Noc Kupały jest pogańskim, słowiańskim, świętem ludowym. Świętuję się ją w trakcie letniego przesilenia, czyli najkrótszej nocy w roku. W 2022 roku przypada ona w nocy z 21 na 22 czerwca, czyli z wtorku na środę. Kościół katolicki próbował zwalczać tradycję Nocy Kupały. Nie udało się to jednak i dlatego ustanowiono wigilię św. Jana, zwaną Nocą Świętojańską, którą obchodzi się w nocy z 23 na 24 czerwca."
Letnie przesilenie polega na tym, że w ciągu roku występuje najkrótsza noc. To naturalne zjawisko astronomiczne jest spowodowane nachyleniem ziemi w stosunku do słońca, co z kolei sprawia, że o tej porze roku słońce oświetla naszą cześć półkuli najdłużej. Od tego momentu dni będą coraz krótsze, aż do grudnia, kiedy staną się najkrótsze w roku. Później znów zaczną się wydłużać, aż do pierwszego dnia lata. Cykl astronomicznych pór roku nieustannie powtarza się, bez żadnej już tajemniczości.
Zwykłe zjawisko dla nas, natomiast w czasach prymitywnych, gdy nie rozumiano jeszcze jak funkcjonuje nasz układ planetarny, zostało wykorzystane do tworzenia religii. Większość religii pogańskich opiera się na przyznawaniu boskich mocy zwykłym zjawiskom przyrodniczym. Powstała cała plejada bóstw, od każdego zjawiska inny, w zależności od rejonu geograficznego. W przeciągu długiego czasu stworzono kulty i ceremonie, służące przebłaganiu określonych bóstw, w celu uzyskania ich przychylności.
Na dzień, a raczej na noc z 23 na 24 czerwca przypada Noc Kupały. Co to jest? Przeraża mnie to, że w środowisku chrześciajńskim, nie tradycyjne martwym chrześcijaństwie, lecz wśród ludzi uważających się za świadomie wierzących w Jezusa Chrytsusa, coraz bardziej toleruje się ten pogański zwyczaj. W wielu domach angażuje się dzieci do obchodzenia tej pogańskiej tradycji. 
Nie musimy odwoływać się do zasad wiary i nauczania w kościołach ewangelikalnych, wystarczy zajrzeć do popularnej encyklopedii internetowej, aby dowiedzieć się, jakie jest pochodzenie tego zwyczaju i czemu poświęcone są czynności wykonywane z tej okazji.
Oto garść informacji zaczerpniętych ze wspomnianej Wikipedii.
Noc Kupały lub sobótka, to „słowiańskie święto związane z letnim przesileniem słońca, obchodzone w najkrótszą noc w roku, czyli najczęściej (nie uwzględniając roku porzestępnego)z 21 na 22 czerwca (późniejsza wigilia św.Jana – potocznie zwana też noca świętojąńską).”
Jest to „święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i miłości, powszechnie  obchodzonych na obszarach zamieszkiwanych przez ludy słowiańskie.”
Przywódcy kościołów tradycyjnych, katolickiego na Zachodzie Europy i prawosławnego na Wschodzie „nie mogąc wykorzenić z obyczajowości ludowej corocznych obchodów pogańskiej sobótki, podjęli próbę zsymilowania święta z obrzędowością chrześcijańską, Nadano kupalnocce patronat Jana Chrzciciela i zaczęto nazywać go Kupałą.” (wszystkie cytaty z Wikipedii)
Zwyczaje tego pogańskiego święta miały zapewnić zdrowie i urodzaj. Palono zioła, odbywały sie rytualne tańce, wróżono przepowiadając przyszłość. Puszczanie wianków miało zapewnić powodzenie dla dziewcząt  w zamążpójściu. Odbywało się rytualne krzeszenie ognia i skakano przez płonące ogniska, aby uzyskać oczyszczenie i ochronę przed chorobami i złymi mocami. Szukanie kwiatu paproci i wielu innych ziół miało zapewnić szczęście w różnych dziedzinach życia.
Chyba wystarczy, bo jeśli nawet niechrześcijanskie źródła podają takie informacje, to co może mieć współnego z takimi praktykami człowiek opowiadający się po stronie Chrystusa.
Stary Testament zawiera mnóstwo przykładów i ostrzeżeń, aby nie mieć nic wspólnego z pogańskimi praktykami. Święty Bóg nie może tolerować u swoich dzieci, które nazwał swoim imieniem, praktykowania pogańskich zwyczajów. Bóg wyraźnie zakazał to czynić Izraelowi – „Nie będziecie zwracać się do tych, którzy wywołują duchy albo wróżą. Nie będziecie zasięgać ich rady, abyście przez nich nie stali się nieczystymi. Ja jestem PANEM, waszym Bogiem” (Kapł.. 19:31). Jest to nie tylko obce Bogu, lecz jest dla Niego obrzydliwością, jak czytamy w Biblii „Kiedy wejdziesz do ziemi, którą PAN, twój Bóg, daje tobie, nie ucz się czynić obrzydliwości tych narodów. Niech nie znajdzie się u ciebie nikt, kto by przeprowadzał swego syna i córkę przez ogień, uprawiał wróżby, przepowiednie i czary, ani zaklinacz, wywoływacz duchów, ani znachor i poszukujący rady u zmarłych. Bowiem obrzydliwością dla PANA jest każdy, kto to praktykuje. Z powodu tych obrzydliwości PAN, twój Bóg, wypędza ich przed tobą” (5 Moj. 18:9-12).
Czy dziecko Boże, które miłuje Boga Ojca i Jego Syna z całego serca, duszy i sił, może świadomie czynić coś, co jest wyraźnie nazwane obrzydliwością? To tak, jak gdyby twoje dziecko używało w rozmowie z tobą najbardziej obraźliwych przekleństw!
Apostoł Paweł, Żyd, faryzeusz, pobożny bez zarzutu, gdy został powołany przez Chrystusa do nowej służby, otrzymał wyraźne polecenie: „Obronię cię przed ludem i przed poganami, do których cię posyłam, abyś otworzył im oczy i odwrócił od ciemności do światła, od władzy szatana do Boga, aby przez wiarę we Mnie otrzymali odpuszczenie grzechów i dziedzictwo ze świętymi” (Dz.Ap. 26:17,18). A jeśli współcześni chrześcijanie świętują razem z poganami ich święto, to jak mają ich odwracać od władzy szatana?
Niech mi nikt nie mówi, że starotestamentowe przykazania i ostrzeżenia nas nie obowiązują. W Nowym Testamencie apostoł Paweł przywołuje starotestamentowe kwestie, kierując je do wierzących w Chrystusa: „Co bowiem łączy sprawiedliwość i bezprawie? Lub jaka wspólnota między światłem a ciemnością?” (2 Kor. 6:14).  Apostoł stawia retoryczne pytania: Jaka też harmonia między Chrystusem a Beliarem lub, co ma wspólnego wierzący z niewierzącym? Jakie wreszcie może być porozumienie między świątynią Boga a bożkami? My bowiem jesteśmy świątynią Boga żyjącego, zgodnie z tym, co Bóg powiedział: Zamieszkam w nich i wśród nich będę się  przechadzał, i będę ich Bogiem, a oni będą Moim ludem (w. 15, 16).
Jeśli chcemy w tym świecie zachować godność dzieci Bożych, musimy zająć zdecydowaną postawę w czasie odradzających się pogańskich świąt i zwyczajów. Bóg daje Swoją nieodwołalną obietnicę – Będę dla was Ojcem, a wy będziecie Moimi synami i córkami – mówi Pan Wszechmogący (w. 18).
Zawsze mowiłem, powtarzając słowa Jezusa mojego Pana, że życie chrześcijanina nie jest łatwą przygodą, lecz bojem z grzechem i wszelkiego rodzaju obrzydliwościami, jakimi zajmują się ci, którzy z Bogiem nie mają nic wspólnego.
Najbardziej smutnym w tym pogańskim zwyczaju jest wmieszanie do tych obchodów Jana Chrzciciela. O nim Jezus powiedział, że „wśród urodzonych z kobiet nikt nie jest większy od Jana” (Łuk. 7:28). Jan był posłańcem, który zwiastował nadejście Mesjasza, naszego Zbawiciela. Zachowajmy więc szacuenk dla tego wielkiego sługi Bożego, który swoim życiem przypłacił mówienie prawdy.
Henryk Hukisz

Wykorzystać pozostały czas

Często, przed rozpoczęciem doniosłych wydarzeń, na stronach internetowych umieszcza się licznik odmierzajacy czas do ich rozpoczęcia. Chodzi o to, aby nie przegapić tego wydarzenia.  Chociaż w Biblii nie znajdziemy takiego licznika, który odlicza czas do powrotu Chrystusa po Kościół, to jesteśmy pewni, że ten moment nastanie. Ile tego czasu zostało, nikt nie wie, jedno jest pewne, że jest go coraz mniej.
Będąc jeszcze młodym chrześcijaninem, dość mocno przejmowałem się myślą o powtórnym przyjściu Pana Jezusa. Ponieważ wychowałem się, jak to się powszechnie określa w naszych kręgach, w rodzinie „wierzącej”, dość dobrze znałem podstawowe prawdy biblijne. Pamiętam, jak nieraz wracając ze szkoły do domu, nie zastałem w mieszkaniu mojej mamy. Pierwsza myśl, jaka mną zawładnęła, było to, że Pan Jezus już przyszedł, a ja zostałem. Wybiegałem wówczas z domu, biełem do ogrodu i z ulgą odetchnąłem dopiero wtedy gdy zobaczyłem mamę, jak stała nachylona między grzędami warzyw.
Póżniej, duże wrażenie na mnie zrobiła mała książeczka napisana w języku rosyjskim „Tolko siem dniej”. Jej autor opowiadał o swoim śnie, który odebrał osobiście jako wiadomość od Boga, że zostało mu jedynie siedem dni życia. Ponieważ potraktował to przesłanie bardzo poważnie, postanowił jak najlepiej wykorzystać każdą minutę tego czasu, aby wszystko w swoim życiu uporządkować należycie. I wcale nie chodziło o to, aby zasłużyć na wejście do wieczności z Panem, lecz aby wejść tam godnie.
Apostoł Piotr napisał do wierzących wszechczasów, również i do nas, abyśmy byli dobrze przygotowani na koniec naszego życia, „aby pozostały czas doczesnego życia poświęcić już nie ludzkim pożądliwościom, lecz woli Bożej” (1 Ptr. 4:2). Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie właściwie zrozumieć treść tego zalecenia bez zaglądania do biblijnych komentarzy, czy słowników. Z każdym dniem jesteśmy bliżej końca, mamy coraz mniej czasu, dlatego tak ważne jest, aby wykorzystać go właściwie. Warto jest przypomnieć sobie dobrą radę apostoła Pawła: „Baczcie więc pilnie, jak macie postępować, nie jako niemądrzy, lecz jako mądrzy, wykorzystując czas, gdyż dni są złe” (Efez. 5:15,16).
Biblia zawiera wiele pouczających opisów sytuacji, w których Bóg dawał szansę wykorzystania czasu, jaki pozostał do końca życia. Jedną z dobrze zanych historii, jest przykład króla Hiskiasza. Gdy król zachorował, przyszedł do niego prorok Izajasz z konkretną informacją od Boga: „Uporządkuj swój dom, albowiem umrzesz, a nie będziesz żył” (Izaj. 38:1). Hiskiasz bardzo sie przeląkł tą wiadomością, wybuchnął wielkim płaczem i wołał do Boga, wspominając jak wiele dobrego uczynił w swoim życiu. Bóg odpowiedział przez proroka znów wyraźnie: „Oto dodam do twoich dni piętnaście lat” (w. 5).
Piętnaście lat, czy to jest dużo? To zależy w jakim wieku taką wiadomość mogłby ktoś otrzymać. Osobiście bardzo bym się ucieszył taką wiadomością, ponieważ w moim wieku to sporo czasu. Mijają już cztery lata od chwili, gdy po badaniach medycznych usłyszałem z ust lekarza słowo, które nadal przeraża - "rak". W pierwszej chwili nie przejąłem się tym zbytnio, a to tylko dlatego, że byłem jeszcze pod działaniem środków znieczulających. Dopiero w drodze do domu, zaczęło do mnie docierać, że zostało mi mniej czasu, niż zwykłem dotychczas uważać. Tym bardziej, że niedawno uczestniczyłem w pogrzebie bliskiej mi osoby, która przedwcześnie zmarła na raka. Tych myśli nic nie jest w stanie odpędzić, cisną się do głowy każdą szparą, jak gryzący w oczy dym. Dlatego tak ważne stało się dla mnie to pytanie: „Jak mogę najlepiej wykorzystać czas, jaki mi jeszcze pozostał?” Tylko Bóg wie, ile tego czasu zostało, moim zadaniem jest, wykorzystać go jak najlepiej.
Apostoł Paweł nazywa mądrością dobre wykorzystanie czasu, dlatego pisząc do Tytusa, mówi wprost, że „byliśmy niegdyś nierozumni, niesforni, błądzący, poddani pożądliwości i rozmaitym rozkoszom, żyjący w złości i zazdrości, znienawidzeni i nienawidzący siebie nawzajem” (Tyt. 3:3). Co za wspaniała łaska, która obdarowała nas tak rozsądnym spojrzeniem na życie! Dzięki temu, co teraz wiemy, możemy świadomie oddawać się zajęciom, celom i sprawom, które ubogacają nasze życie. A przede wszystkim, możemy czynić to, co jedynie ma wartość przed Bogiem, z czym możemy z radością oczekiwać na powrót Chrystusa.
W prawdzie zbawienie otrzymujemy z łaski, nie przez uczynki, to jednak ta łaska „naucza nas, abyśmy wyrzekli się bezbożności i światowych pożądliwości i na tym doczesnym świecie wstrzemięźliwie, sprawiedliwie i pobożnie żyli, oczekując błogosławionej nadziei i objawienia chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Chrystusa Jezusa” (Tyt. 2:12). Wiemy, że skoro Chrystus doświadczył w swoim życiu cierpienia i odrzucenia, żadne doświadczenie nie może nas zniechęcić, mając w Nim tak wspaniały przykład.
Apostoł Piotr miał na uwadze cierpienie Chrystusa, gdy radził wierzącym „aby pozostały czas doczesnego życia poświęcić już nie ludzkim pożądliwościom, lecz woli Bożej” (1 Ptr. 4:2). Cały pierwszy list, jaki napisał Piotr, poświęcony jest właśnie cierpieniu, które wzbogaca wiarę, otwiera Boże serce na nasze modlitwy i uwalnia od przywiązania do rzeczy ziemskich, które nie mają znaczenia w obliczu życia wiecznego. Ponieważ Boża moc strzeże naszego zbawienia, cierpienie doświadcza naszą wiarę. Dlatego Piotr zachęca nas słowami: „Weselcie się z tego, mimo że teraz na krótko, gdy trzeba, zasmuceni bywacie różnorodnymi doświadczeniami, ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus” (1 Ptr. 1:6,7). A przecież wiemy, że „bez wiary nie można podobać się Bogu” (Heb. 11:6).
Dobrze jest przypomnieć sobie również słowa apostoła Jana, który z taką miłością zachęcał wierzących, aby trwali wiernie w oczekiwaniu na Pana. W świetle tej wielkiej prawdy, że nastanie w końcu ten wielki dzień, gdy Pan przyjdzie po swoje dzieci, nic innego nie ma znaczenia. Dlatego pisał tak: „Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki” (1 Jan 2:15-17).
Apostoł Paweł, dając wiele poleceń odnośnie praktycznego życia, ogniskuje uwagę na tym, „że już czas, że już nadeszła pora, abyście się snu obudzili, albowiem teraz bliższe jest nasze zbawienie, niż kiedy uwierzyliśmy” (Rzym. 13:11).
Od czasu, gdy Paweł zapisał te słowa, minęło co najmniej dwa tysiące lat, tak że nam pozostało dużo mniej czasu, niż mieli go wierzący wówczas.
Henryk Hukisz

Monday, June 18, 2012

Ewangelia ciała

W ostanim czasie dwa moje rozważania nawiązywały do mistrzostw piłkarskich. Pisałem o nienawiści wyzwolonej przez pseudokibiców, oraz o przedwczesnej radości ze zwycięstwa, którego nie było. Wprawdzie Euro 2012 nadal trwa, lecz nasi są już poza ogólnym zainteresowaniem, co najwyżej analitycy piłki nożnej i działacze tej dziedziny sportu podsumowują i wyciągają bolesne wnioski.
Zauważyłem, że te dwa rozważania cieszyły się ostatnio największą poczytnością. Skoro zdecydowana większość moich czytelników wywodzi sie ze środowiska chrześcijańskiego, mam na uwadze społeczność ludzi świadomie wierzących, wnioskuję, że istnieje jakieś powiązanie pomiędzy wiarą i sportem. Myślę, że łączność pomiędzy tymi dwoma zagadnieniami wyraża popularne powiedzenie: „W zdrowym ciele, zdrowy duch”. Natomiast znawcy tekstów biblijnych z pewnością zacytują tutaj słowa Chrystusa: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie; duch wprawdzie jest ochotny, ale ciało mdłe.” (Mar. 14:38).
Jest to jak najbardziej poprawna idea, bo zarówno nasz duch powinien być w dobrej kondycji, a i o ciało, jako świątynię Ducha Świętego, też winniśmy dbać z należytą starannością. Pamiętam czasy, gdy w pomieszczeniach piwnicznych kaplicy jednego ze zborów zorganizowano spotkania dla chętnych ćwiczenia aerobik, i odbywało się to przy chrześcijańskiej muzyce. Rakcja, jak można się domyślać,była bardzo spolaryzowana, od zachwytu, że nareszcie wśród wierzących są odważni, do zgorszenia, jak tak można, kiedyś tego nie było.
Obecnie, gdy w niektórych zborach wykonuje się taneczne piruety podczas nabożeństw, to zrozumienie dla połączenia ćwiczenia ciała z przeżyciem duchowym jest powszechniejsze. Jeśli do tego dodamy jeszcze wokoło-kaplicowe biegi z kolorowymi flagami, to tylko patrzeć, jak pojawią się międzyzborowe olimpiady.
Czy jest jakaś granica pomiędzy sportem i religią? Tu myślę o dość powszechnej idei ewangelizacyjnej zwanej „Jan 3:16”. Uważam, że środowisko kibiców też należy ewangelizować, skoro Jezus wysyłając uczniów z Dobrą Nowiną, powiedział: „idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu.” (Mar. 16:15), a przecież kibic, to też stworzenie. Cieszy mnie akcja wierzących w Warszawie, którzy przygotowali sporą ilość literatury religijnej w języku rosyjskim, aby po chrześcijańsku powitać kibiców spod znaku „sierpa i młota”. Oby w czasie Euro i nie tylko, więcej było takich połączeń pomiędzy sportem i religią.
Pytając się o granicę, mam na uwadze, jak daleko można połączyć uprawianie sportu z przeżyciem duchowym. I tu znów mam dobry przykład tzw. „tebowingu”. Jest to nowe słówko utworzone w Stanach po tym, jak jeden z popularnych futbolistów zwykł przyklękać na jedno kolano, i w tym modlitewnym geście wyrażać wdzięczność Bogu, za możliwość gry. Jest to dobry przykład, i wydaje mi się, że ma już sporo naśladowców, oby czyniących to szczerze.
Lecz to, co ostatnio zwróciło moją uwagę, to używanie słownictwa biblijnego, które ma jednoznaczne powiązanie z doświadczeniem duchowym, do zwykłego cielesnego ćwiczenia. Nazywa się to  ”Body Gospel”, i poza słownictwem nie ma nic wspólnego z ewangelią. Cały program i poszczególne ćwiczenia nazwane są czysto biblijnymi wyrażeniami. Pierwsze z nich „przebudzenie ciała”, gwarantuje duchowe uniesienie dzięki kalorycznej burzy, inne „naprężanie ducha” zapewnia elastyczność, uwolnienie od stresów i powiew nowego życia w zdrowej świątyni. Kolejne ćwiczenie „chwała ewangelii” pomaga w osiągnęciu smukłych bioder i płaskiego brzucha, a „siła i duch” wpływają na piękny kształt całego ciała, od głowy do stóp. Celem tych ćwiczeń jest wzmocnienie ciała i duszy również za pomocą właściwych odżywek, gdyż opracowana też została odpowiednia dieta. Program na 8-miu płytach DVD jest szeroko polecany za pośrednictwem reklam telewizyjnych z zastosowaniem typowego chwytu – pełna cena wynosi $400, teraz możesz mieć za dwie raty po $40, plus $15 za wysyłkę. Do tego dochodzi free „Body Gospel” T-shirt. Ponoć towar idzie jak świeże bułki.
Cielesne ćwiczenie jest jak najbardziej wskazane. Apostoł Paweł zaleca swemu młodszemu naśladowcy Tymoteuszowi, aby ćwiczył również swe ciało - „albowiem ćwiczenie cielesne przynosi niewielki pożytek.” (1 Tym. 4:8). Wprawdzie niewielki, ale jednak pożytek. Bez ćwiczenia się w pobożności, ten pożytek będzie jeszcze mniejszy.
Musimy umieć zachować właściwe proporcje pomiędzy ciałem i duchem. Nie odmawiając ciału naszej uwagi, jako fizycznemu organizmowi, który musi rozwijać się według określonych prawideł, musimy pamiętać o wyższości potrzeb duchowych. Pan Jezus przygotowywał swoich uczniów do najważniejszego zadania w życiu, do zwiasotwania Królestwa Bożego.  Wysyłając ich „jak owce między wilki” (Mat. 10:16), zapewniał im całkowitą opiekę, tak że nie musieli sami martwić się o nic. Przygotował ich na każdą okoliczność, jaka mogła ich spotkać w tym wrogo nastawionym do Boga i Jego sług świecie. Mówił im nawet o tym, że ich ciała zostaną wystawione na największą próbę, na śmierć – „I nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą; bójcie się raczej tego, który może i duszę i ciało zniszczyć w piekle.” (w. 28).
Często znajdujemy się w życiu w sytuacjach,w których musimy dokonać wyboru – życie albo śmierć, zdrowie albo choroba. Gdy chodzi o walkę z grzechem, musimy być gotowi stawić opór, aż do krwi włącznie. Takie świadectwa zostawili nam mężowie wiary (Hebr. 11 rozdz), lecz to nie znaczy, że wszyscy doświadczymy tego samego. „Wy nie opieraliście się jeszcze aż do krwi w walce przeciw grzechowi” (Hebr. 12:4), to jednak Bóg oczekuje zupełnego poddania się Jego dyscyplinie, karceniu i  ćwiczeniu. Cel jest wspaniały – „później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni.” (w. 11). Jedyne cielesne ćwiczenie z tym związane, to „opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie, i prostujcie ścieżki dla nóg swoich, aby to, co chrome, nie zboczyło, ale raczej uzdrowione zostało.” (w. 12,13).
Apostoł Piotr też wzywa do ćwiczenia się w pobożności, ze względu na czas, w którym żyjemy i na nadzieję z jaką oczekujemy powrotu Pana. „Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności.” (2 Ptr. 3:11).
Boże ćwiczenie nic nie kosztuje, nawet za przesyłkę nie musimy płacić. Idąc za przykładem sportowców, którzy dla zdobycia przemijającej chwały wieńca, od wszystkiego się wstrzymują, bądźmy gotowi uczynić razem z apostołem Pawłem, to co on powiedział: „umartwiam ciało moje i ujarzmiam, bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony.” (1 Kor. 9:27).
Henryk Hukisz

Sunday, June 17, 2012

Przedwczesna radość

 Słyszałem kiedyś pewną ilustrację na temat radości bez powodu. W dawnych czasach w Anglii, kiedy jedyną łącznością pomiędzy odległymi miastami byli specjalni kurierzy na koniach, przygotowywano się w Londynie do koronacji nowego monarchy. W całym państwie miała zapanować radosna atmosfera. Gońcy na koniach dotarli z wiadomością  o koronacji do najodleglejszych miejscowości na wyspie. Poczyniono już odpowiednie przygotowania, zorganizowano turnieje rycerzy, zaplanowano uczty dla wszystkich obywateli tego kraju.
Niestety, kilka dni przed uroczystością monarcha zaniemógł, i to tak poważnie, że musiano odwołać uroczystą koronację. W Londynie i okolicznych miasteczkach zdążono powiadomić ludność o zaistniałej sytuacji, i odwołano wszystkie zaplanowane radosne uroczystości związane z koronacją.
Lecz w odległych miastach i osadach, w wyznaczonym dniu bawiono się w najlepsze. Rycerze zdobywali trofea i serca dam, ludność wybornie się bawiła na balach, nawet biedota skorzystała z tej okazji i mogli przynajmniej przyglądać się bawiącym w specjalnie zorganizowanych strefach. Nikt nie wiedział, że w odległym Londynie tron królewski jest pusty, koronacji nie ma i nikt się nie raduje.
Przedwczesna radość, to radość bez powodu, pusta, bo nie ma z czego się cieszyć. Atmosfera ostatnich dni, a nawet tygodni w Polsce podobna były do tych miasteczek w dawnej Anglii, gdzie bawiono się w najlepsze, a tak naprawdę, nie było ku temu powodu. Kiedy oglądałem zdjęcia ze strefy kibica lub zarejestrowane na wideo wydarzenia i imprezy towarzyszące mistrzostwom, to wszysto oddawało atmosferę radości zwycięstwa na miarę mistrzów, a przecież jeszcze nic się nie wydarzyło.
Nie jestem ekspertem od piłki nożnej, w przeciwieństwie do większości rodaków wypowiadających się w różnych komentarzach, osobiście uważam, że nasza drużyna nie była przygotowana do zdobycia tego zaszczytnego tytułu. Moim skromnym zdaniem, zabrakło współpracy w tej bardzo zespołowej grze. Ale, jak powiedziałem, nie z nam się na tym sporcie i zostawiam ocenę fachowcom.
Pisząc o radości, jaka zapanowała na polskich ulicach i placach, mogę z całą stanowczością powiedzieć, że to były przedwczesne emocje. Podobnie może być w naszym życiu z Bogiem. Jak najbardziej, mamy prawo do radości, nawet do trwania w ciągłym nastroju uniesienia. Apostoł Paweł wprost przypomina – „Radujcie się w Panu zawsze; powtarzam, radujcie się.” (Filip. 4:4).
Powodem prawdziwej radości jest zdolność wypełniania przykazań. Zaraz, zaraz, ktoś powie, wypełnianie przykazań jest obowiązkiem, nawet niemożliwym do wykonania, dlatego zbawienie jest z łaski, a nie z zakonu. Lecz Pan Jezus, ten który daje nam zbawienie, powiedział bardzo jednoznacznie: „To wam powiedziałem, aby radość moja była w was i aby radość wasza była zupełna.” (Jan 15:11). Nie ma innej radości, jak tylko ta, ktorą daje Jezus Chrystus, gdyż oparta jest na dokonanym zbawieniu. Lecz jeśli Pan mówi „to wam powiedziałem, aby..”, musimy zobaczyć, co On powiedział. A to jest napisane w poprzednim wersecie – „Jeśli przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w miłości mojej, jak i Ja przestrzegałem przykazań Ojca mego i trwam w miłości jego.” (w. 10). Wyraz „jeśli” tworzy zdanie warunkowe, czyli, jeśli ktoś nie przestrzega przykazań Ojca, nie ma powodu do radości. Zgadzamy się z tym?
Obawiam się, że w naszym życiu zbyt często zdarza się, że okazujemy radość, skaczemy, machamy rękami, wesoło wykrzykujemy „Alleluja”, a tak naprawdę, nie ma ku temu powodu, jeśli nie przestrzegamy przykazań. Chyba, że Pan Jezus mówił tak sobie, bez zastanowienia się, co to znaczy.
Przedwczesna radość, to rownież entuzjastyczne przyjmowanie Słowa Bożego, bez zastanowienia się, jakie są tego skutki. Pan Jezus, mówiąc w przypowieściach, zwrócił na to uwagę uczniom – „Podobnie, zasianymi na gruncie skalistym są ci, którzy, skoro usłyszą słowo, zaraz je przyjmują z radością, ale nie mają w sobie korzenia, lecz są niestali i gdy przychodzi ucisk lub prześladowanie dla słowa, wnet się gorszą.” (Mar. 4:16,17). Innymi słowy, jeszcze nie było próby, czy rzeczywiście usłyszane słowo zaczęło wykonywać swoją pracę, czy osiągnęło już cel w jakim zostało posłane, jak powiedział Bóg przez Izajasza: „tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich ust: Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem.” (Izaj. 55:11). Czy można radować się, gdy Boży cel nie został jeszcze osiągnięty?
W życiu Chrystusa ludzie radowali się widząc dzieła jakie Jezus dokonywał, uczniowie radowali się, gdy widzieli, że demony są im uległe, starszy brat miał się radować z tego, że jego marnotrawny brat odnalazł się, kobieta raduje się, gdy już urodzi dzieciątko. Radość musi mieć powód, aby była prawdziwą.
Prawdziwej radości nic nie zaćmi, nawet przeciwnie, doświadczenia stają się jej źródłem, ponieważ zbliżają do Pana. Jakub napisał : „Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie.” (Jak. 1:2).
Apostoł Jan, pod koniec swego życia wypełnionego służbą, widział wielką liczbę ludzi narodzonych na nowo do Bożego Królestwa. Napisał, że „nie ma zaś dla mnie większej radości, jak słyszeć, że dzieci moje żyją w prawdzie.” (3 Jan 4).  Ten sędziwy sługa Chrystusa nie radował się licząc ilość podniesionych rąk na wezwanie ewangelisty, lecz dopiero gdy widział, że „żyją w prawdzie”, czyli wypełniają przykazania. To jest radość, którą daje nam Jezus.
Przedwczesna radość naszych kibiców, tak na prawdę nie była radością, bo dziś, jak przeczytałem w prasie, zapanował smutek a nawet łzy.
Radości Jezusa, nikt i nic nam nie odbierze!
Henryk Hukisz

Friday, June 15, 2012

"Wszelkie dziadostwo"

 Kiedy już zostałem dziadkiem, wśród wielu gratulacji od najbliższych usłyszałem żartobliwe „gratuluję dziadostwa”. Od tego momentu zostałem uprawniony do opowiadanie niesamowitych historyjek o własnych wnukach i wiem, że jedynie inni dziadkowie uznają ich prawdziwość. Teraz rozumiem mojego bliskiego przyjaciela, który podczas odwiedzin, w każdej wolnej chwili mówił tylko na jeden temat - o swoim kilkuletnim wnuku.
Gdy obchodzi się Dzień Ojca, dobrze jest również świętować Dzień Dziadka.  Jestem wprawdzie ojcem, lecz korzystając ze wspólnego hebrajskiego określenia, chcę dzisiaj wystąpić w roli dziadka, bo od paru lat zaszczytnie noszę to miano.
Piszę o dziadkach ponieważ z hebrajskiego słownika wynika, że słowo „ab”, które znaczy „ojciec”, odnosi się równocześnie do „dziadka”. Natomiast tytuł tego rozważania jest nawiązaniem do wyrażenia z listu apostoła Pawła  do Efezjan (3:15) – „wszelkie ojcostwo”. Skoro Bóg Ojcec dał początek wszelkiemu ojcostwu, mogę bez kozery powiedzieć, że w tym ustanowieniu mieszczą się również wszyscy dziadkowie. Tylko w jednym polskim przekładzie Biblii,w tzw. Brytyjce, słowo dziadek pojawia się w momencie ustanowienia dziedzictwa dla Mefiboszeta, wnuka Saula. Dawid mówi do niego: „Chcę ci zwrócić całą posiadłość ziemską Saula, twego dziadka, ty sam zaś będziesz jadał u mojego stołu po wszystkie czasy.” (2 Sam. 9:7). W oryginale użyte jest to samo słowo co „ojciec”, co w innych tłumaczeniach oddane jest jako „przodek”.
Czy w Biblii jest mowa o dziadkach? Z pewnością tak, chociaż nie są tak nazwani, to jednak w każdym przypadku, gdy jest mowa o wnukach, musza występować i dziadkowie. Terach był dziadkiem Lota, Jakub zabrał ze sobą do Egiptu oprócz synów również i wnuków. Jefta miał trzydziestu wnuków jeżdżacych na siedemdziesięciu oślich ogierach, a Boaz i Rut byli pradziadkami króla Dawida.
Wśród moich rówieśników większość jest już wielokrotnymi dziadkami, więc mam dość spore grono czytelników. Bycie dziadkiem jest czymś szczególnym, to nie to samo, co stanie się ojcem. Rola dziadka ma w sobie więcej przyjemności niż obowiązków, poza tym, różnica wieku uprawnia do  wycofania się, gdy ciężar odpowiedzialności przekracza już fizyczne możliwości. Jednakowoż rola dziadków nigdy się nie kończy, mają określone miejsce w rodzinie. Są zawsze gotowi wysłuchać szczebiotu swoich wnuków, gdy ich rodzice są zbyt zajęci, albo potrzebują chwili wytchnienia.
Ale rola dziadków jest dużo ważniejsza, gdyż już dużo wczesniej, gdy byli rodzicami swoich dzieci, starali sie zaszczepić im wartości i prawdy, które nigdy nie przemijają. To duchowe dziedzictwo przekazywane z pokolenia na pokolenie, cieszy tak samo, gdy zaczyna kiełkować w serduszkach dzieci ich dzieci. Znany jest ten wspaniały przykład z domu dziadków Tymoteusza. Chociaż jest mowa jedynie o jego babci, to jednak nie można wykluczyć udziału i dziadka w tym procesie wychowawczym. Paweł przypmina sobie to, co zastał w domu tego młodego sługi Bożego – „nieobłudną wiarę twoją, która była zadomowiona w babce twojej Loidzie i w matce twojej Eunice, a pewien jestem, że i w tobie żyje.” (2 Tym. 1:5).
 Dziadek jest gotowy dokonywać heroicznych dzieł, na jakie normalnie nie porwałby się nigdy, gdyby nie chodziło w wnuki. W moim przypadku, dzięki tej szalonej miłości, powstał domek tzw. „play house”.  Największą radość sprawiała mi obecność wnuków, ich udział we wspólnym budowaniu. Dzisiaj, za każdym razem gdy wchodzą do swego domku, wiedzą, że jest to „dziadzia house”, inaczej go nie nazywają. Ten materialny przekaz dziedzictwa, jest również dowodem troski, jaką wnuki odbierają z pełnym zrozumieniem, że mają dziadka. Okazywana z ich strony wdzięczność jest trudnym do opisania przeżyciem emocjonalnym dla mnie, jest radością, jakiej nie można osiągnąć poza rodziną.
Wiele biblijnych rodzin doznawało tej samej radości, gdy pojawiały się wnuki, stawały się ogniwem dalszej historii tej rodziny. Hiob, szczególny mąż Boży, o którym sam Bóg powiedział, że „nie ma mu równego na ziemi” (Hiob. 1:8), w nagrodę za całkowite zaufanie w czasie najcięższego doświadczenia, „żył jeszcze sto czterdzieści lat i oglądał swoje dzieci i swoich wnuków aż do czwartego pokolenia.” (Hiob. 42:16).
W Biblii spotykamy często określenie pokoleń - pierwsze, drugie, trzecie, czwarte, setne a nawet tysięczne. Boża łaska przechodzi z pokolenia na pokolenie, lecz za tym przekazem stoi świadectwo o Bożej mocy i obecności. Ten łańcuch dziedzictwa Bożego musi być kontynuowany, aby kolejne pokolenie nie zostało pozbawione największego bogactwa, jakim jest Boża łaska i miłość. Dawid powiedział w jednym z psalmów, że Boże prawo, jakie zostało dane ojcom, ma być przekazane synom, aby ich synowie mogli przekazać je dalej – „Aby poznało go następne pokolenie, a synowie, którzy się urodzą, znów opowiadali go dzieciom swoim.” (Ps. 78:6). Celem jest wskazanie na jedyną nadzieję, jaką ludzie mogą mieć tylko w Bogu – „Że mają pokładać nadzieję w Bogu i nie zapominać o dziełach Bożych, lecz strzec przykazań jego.” (w. 7).
Myślę, że pokazałem chociaż trochę , iż rola dziadka, to nie tylko ciepłe kapcie, laseczka i płatki owsiane na śniadanie, lecz że stanowi ważne ogniwo w zachowaniu Bożego prawa na ziemi. Nie przesadzam, bo Słowo Boże mówi: „Prawda twoja trwa z pokolenia w pokolenie, ugruntowałeś ziemię i stoi.” (Ps. 119:90). To dużo więcej, niż zbudowanie „play house” dla wnuków.
„Pan jest królem na wieki, jest Bogiem twoim, Syjonie, po wszystkie pokolenia. Alleluja!” (Ps. 146:10).
Henryk Hukisz