Monday, March 27, 2023

Kto umarł na krzyżu?

Każdy może odpowiedzieć: „Oczywiście, Jezus Chrystus”. Zapytam więc osobiście: „Kim dla ciebie jest Jezus Chrystus, który umarł na krzyżu?”. Na to pytanie można odpowiedzieć jedynie po głębszym zastanowieniu się.

Wielu ludzi uważa Chrystusa za osobę istniejącą kiedyś w historii. Z pewnością dużo mniej osób mówi o Nim, jak o kimś, kogo zna osobiście, z kim ma bezpośrednią relację, w jaką można wejść na drodze pokuty. Najlepszym obrazem wejścia w tę relację jest powrót syna marnotrawnego, który powiedział: Wstanę i udam się do mojego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie” (Łk. 15:18). Tylko po przebyciu tej drogi, można nazwać Chrystusa Panem i Zbawicielem. Każdy, kto tego nie zrobił, nie może szczerze i prawdziwie nazywać Chrystusa swoim Panem. Pamiętajmy o słowach Pana Jezusa, który powiedział o sobie: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie” (Jn. 14:6). Innej drogi nie ma!

Rozważanie na temat, kogo widzimy na krzyżu, rozpocznę od wypowiedzi setnika, który znalazł się na Golgocie i obserwował przebieg ukrzyżowania Jezusa Chrystusa. Myślę, że znamy jego reakcję na widok śmierci Syna Bożego, jaką zapisał ewangelista Marek: Setnik natomiast, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, powiedział: Naprawdę, ten Człowiek był Synem Boga (Mar. 15:39).

W związku z tą wypowiedzią możemy zadać pytanie: „Co zobaczył w Chrystusie ten zaprawiony w boju rzymski żołnierz, że wydał tak niezwykłe świadectwo?”

Setnicy byli zawodowymi żołnierzami, którzy swoją karierę budowali w walkach z wrogami Rzymu. Prawie codziennie ocierali się o śmierć, tak że jej widok nie robił na nich wielkiego wrażenia. Dzięki doświadczeniu zdobytym w walce setnicy byli obdarzani całkowitym zaufaniem zwierzchników wojskowych. To sprawiało, że mieli władzę podejmowania osobistych decyzji, które były bezapelacyjnie wykonywane przez podległą im setkę żołnierzy. Setnik, który znalazł się pod krzyżem na Golgocie, miał obowiązek dopilnowania przebiegu egzekucji, aby oficjalnie stwierdzić śmierć skazańców. Im prędzej skonali, tym wcześniej mógł wrócić do domu, dlatego łamano nogi ukrzyżowanym skazańcom, aby przyspieszyć ich śmierć.

W Nowym Testamencie spotykamy kilku setników, którzy spotkali się z Chrystusem. Pierwszego spotykamy w Kafarnaum, gdy przyszedł do Pana Jezusa z prośbą o uzdrowienie cierpiącego sługi w jego domu. Reakcja Jezusa na jego prośbę mogła nas zaskoczyć, gdyż powiedział: „Przyjdę i uzdrowię go” (Mat. 8:7). Widzimy tu, że Chrystus zwrócił uwagę na wielką wiarę setnika, dlatego powiedział do niego: Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś. I w tej samej godzinie jego sługa odzyskał zdrowie” (w. 13). Według słów Jezusa nawet Żydzi nie posiadali tak wielkiej wiary.

Kolejnego setnika spotykamy właśnie przy krzyżu na Golgocie. Ten rzymski żołnierz miał odwagę wyznać swoją osobistą opinię o Chrystusie, który został skazany wyrokiem oficjalnego sądu Imperium Rzymskiego. To co powiedział, nie było uczynione pod wpływem emocji wywołanych obrazem spokojnie umierającego niewinnego człowieka. Setnik musiał zobaczyć w skazańcu coś dużo więcej. Warto jest więc zastanowić się nad tym, co zobaczył ten setnik.

Chrystus swoją postawą i słowami jakie wypowiadał, wywoływał u ludzi podziw lub strach. Jedni mówili o Nim, że nie nauczał ich bowiem jak nauczyciele Prawa, lecz jak Ten, który ma moc (Mt. 7:29). Inni, którzy zamierzali Go pojmać na zlecenie swoich pracodawców, z przerażeniem wyznali: Nikt jeszcze nigdy nie przemówił tak, jak ten człowiek (Jn. 7:46). Może więc słowa, jakie Chrystus wypowiedział na krzyżu, wywarły na tym rzymianinie tak wielkie wrażenie, że dopatrzył się nadnaturalnej ingerencji w czasie tej śmierci. Osobiście uważam, że słowa: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk. 23:34), musiały wywołać refleksję w sercu setnika, który rozumiał jedynie zasadę „Śmierć za śmierć”, a Jezus nie złamał nawet trzciny nadłamanej.

Następnie spotykamy setnika już w czasach apostolskich, znamy nawet jego imię – Korneliusz. Stacjonował w nadmorskiej Cezarei, gdzie znajdował się główny garnizon wojskowy. Nie wiemy skąd pochodził, nie wiemy też dlaczego Łukasz od razu przedstawił go nam tak pozytywnie pisząc o nim, że był pobożny i bojący się Boga, wraz z całym swoim domem. Dawał on ludowi liczne jałmużny i nieustannie modlił się do Boga (Dz. 10:2).  Możemy jedynie domyślać się, że to był ten sam setnik, który wpierw doświadczył dobrodziejstwa uzdrowienia sługi a później głośno wyznał pod krzyżem, że Chrystus jest Synem Bożym. Dlaczego ja tak myślę? Ponieważ uważam, że spotkanie z Chrystusem musiało spowodować ogromną przemianę w sercu tego człowieka. Nie można przejść obojętnie wobec umierającego na krzyżu Chrystusa. Każdy musi podjąć decyzję albo uznać Go, jako Swojego Pana i Zbawiciela, albo uważać Go jedynie za nauczyciela, jednego z wielu na tym świecie.

Podobnie stało z innymi świadkami Chrystusa, którzy znaleźli się po obu stronach krzyża. To byli dwaj skazańcy zwani w ewangeliach łotrami. Jeden z nich urągał Chrystusowi, mówiąc: Ocal siebie samego i nas (Łk. 23:39).  Drugi natomiast pokornie prosił: Jezu, pamiętaj o mnie, gdy wejdziesz do Twojego Królestwa (w. 42).  Reakcja na śmierć Chrystusa może być dwojaka albo przyjęcie Go z wiarą, albo odrzucenie i niewiara.

Spotkanie z Jezusem wymaga decyzji - albo wejście przez ciasną bramę na wąską drogę, która prowadzi do życia (Mt. 7:14), albo pozostanie na wygodnej drodze, która prowadzi do zguby (w. 13). Nie ma innej możliwości, chociaż wielu uważa, że można zachować obojętność. Nawet Piłat, umywając ręce, zapytał: Co więc mam zrobić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?” (Mt. 27:22).

Wielkanoc to radosne świętowanie zmartwychwstania Pana Jezusa. Ten cud mógł się stać jedynie dlatego, że na krzyżu umarł Syn Boży - jak to wyznał setnik. Zdarzało się, że osoby, które umarły, jak Łazarz, czy też jedyny syn wdowy z miasteczka Nain, zostały przywrócone znów do życia. Później jednak znów umarli, tak że ich zmartwychwstanie nie ma żadnego znaczenia dla nas. Jedynie Chrystus, będąc Bożym Synem, może sprawić, że wraz z Nim, my również weźmiemy udział w zmartwychwstaniu podczas pochwycenia Kościoła. Wpierw jednak musimy umrzeć dla grzechu w Jego śmierci, podobnie jak apostoł Paweł, który wyznał, że uwierzył w Chrystusa, aby Go poznać – zarówno moc Jego zmartwychwstania, jak i udział w Jego cierpieniach, upodabniając się do Niego w Jego śmierci; abym w ten sposób dostąpił zmartwychwstania” (Flp. 3:10,11).

Obchodząc pamiątkę śmierci i zmartwychwstania naszego Pana głośno śpiewamy „Alleluja!”. Mam nadzieję, że my, którzy osobiście przyszliśmy pod krzyż i wyznaliśmy wraz z setnikiem, że tam umarł za nas Boży Syn i dał nam wieczne dziedzictwo życia z Bogiem, możemy uczynić Chrystusa naszym Panem. Wierzymy mocno, że  Bóg nadal działa z taką samą mocą i słowa Jezusa wypowiedziane w domu ŁazarzaJa jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto wierzy we Mnie, choćby i umarł, będzie żył (Jn. 11:25) są fundamentem nowego życia, jakie mamy w Chrystusie.

Kończąc, chcę przywołać inne zdarzenie, jakie miało miejsce tuż przed śmiercią naszego Pana. Chrystus, gdy obchodził ostatnią Paschę, powiedział o tym, że zostanie wydany przez jednego z uczniów. Wówczas uczniowie zakłopotani tym stwierdzeniem, pytali kolejno: „Czy to ja, Panie?” (Mt. 26:22). Natomiast gdy kolej przyszła na Judasza, zapytał: „Chyba nie ja, Rabbi?” (Mt. 26:25 [NP]). Widzimy różnicę w tym, jak zwracali się do Chrystusa. Ci uczniowie, którzy zgodnie ze słowami Piotra wyznali: „Oto my zostawiliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą” (Mt. 19:27), mogli szczerze wyznać, że Chrystus jest ich Panem. Natomiast Judasz, który miał zawsze w swoim sercu nieszczerość, nazwał Chrystusa Rabbi, gdyż tak mógł powiedzieć każdy Żyd o swoim nauczycielu.

Zastanawia mnie dziś to, kogo obecnie ludzie widzą na krzyżu, gdy świętują ten wspaniały dzień zmartwychwstania Chrystusa - Syna Bożego, czy tylko Chrystusa, jako postać istniejącą kiedyś w historii?

Henryk Hukisz

Friday, March 24, 2023

Modna duchowość

Wokoło nas dzieje się tak wiele różnych nowych rzeczy, że nieraz nie nadążamy śledzić zachodzących zmian. Szybki dostęp do internetu sprawia, że łykamy nowinki jak naturalne powietrze i dopiero gdy dopadnie nas jakaś niestrawność intelektualna, zaczynamy zastanawiać się nad tym, czym karmiliśmy nasz umysł.

Nie mam na uwadze nowości z różnych dziedzin technologii, dzięki którym nasze życia nabiera przyśpieszenia tak ogromnego, że już nie nadążamy za tym wszystkim, co nas otacza. Chcę odnieść się do wiary, bez której nie można podobać się Bogu” (Hbr. 11:6), lecz przede wszystkim musimy pamiętać, że „sprawiedliwy z wiary będzie żył” (Rz. (1:17). Dalej w tym wspaniałym liście czytamy, że będąc „usprawiedliwieni z wiary, mamy pokój z Bogiem przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” (Rz. 5:1) oraz, abyśmy „nie myśleli o sobie więcej niż należy, ale myśleli w granicach rozsądku, stosownie do wiary otrzymanej od Boga” (Rz. 12:3).

Tu pojawia się kwestia rozumu, który według niektórych jest nieprzydatny, gdy opieramy się na wierze. Czy rzeczywiście? Sądzę, że nie, ponieważ uważam, że rozum jest nam jak najbardziej potrzebny, abyśmy byli zdolni wierzyć. Nieznany autor innego listu do Żydów napisał, że „wiara jest gwarancją tego, czego się spodziewamy, dowodem istnienia rzeczy, których nie widzimy” (Hbr. 11:1), dlatego uważam, że „dzięki wierze rozumiemy, że wszechświat został stworzony Słowem Boga, bo nie z tego, co widzialne, powstało to, co widzimy” (w. 3).

Jak to właściwie zrozumieć, że rozumiemy dzięki wierze? Uważam, że do uwierzenia w Boże Słowo potrzebny jest właśnie rozum, dzięki czemu wierzymy rozsądnie, zgodnie z tym, co Bóg powiedział i nie grozi nam wpadnięcie w żadną pułapkę zastawioną przez Bożego przeciwnika. Potrzebna jest właściwa dojrzałość, „abyśmy już nie byli małymi dziećmi, niesionymi falami i powiewem wiatru jakiejkolwiek nauki, którą chytrze posługują się ludzie, zwodząc na manowce” (Ef. 4:14), gdyż musimy „stawić czoła zasadzkom diabła” (Ef. 6:11). Ten odwieczny Boży przeciwnik stara się na wszelkie sposoby zwieść, jak pisze apostoł Piotr, że „diabeł, jak lew ryczący krąży i szuka, kogo pożreć” (1 Ptr. 5:8).

Pan Jezus w rozmowie ze swoimi uczniami, gdy wskazywał na znaki świadczące o Jego powtórnym przyjściu, gdy zbliży się koniec tego świata, ostrzegał ich słowami: „Uważajcie, aby ktoś was nie zwiódł. Liczni bowiem przyjdą pod Moim imieniem i powiedzą: Ja jestem Mesjaszem. I wielu zwiodą” (Mt. 24:4,5). Dlatego tym uważniej musimy przypatrywać się temu wszystkiemu, co dzieje się dookoła nas, aby nie wpaść w jakąś pułapkę. Apostoł Paweł również ostrzegał wierzących, powołując się na Ducha Świętego, „że w czasach ostatecznych niektórzy odejdą od wiary, dając posłuch zwodniczym duchom i naukom demonów, zwodzeni przez kłamców, którzy pozwolili wypalić własne sumienie. Zabraniają oni wstępowania w związki małżeńskie i spożywania pokarmów, które Bóg stworzył dla wiernych i uznających prawdę, aby były przyjmowane z wdzięcznością” (1 Tm. 41-3).

Z pewnością zauważamy obecnie, że coraz częściej i coraz więcej różnych nowych nauk, ideologii, trendów w samym chrześcijaństwie zalewa internetowe środki przekazu. Na Facebooku ludzie przekazują, polecają i doradzają zajrzeć, obejrzeć lub przeczytać jakieś wiadomości, świadectwa i inne zwiastuny jedynych i najprawdziwszych informacji, które mogą zbawić, poprawić relacje z Bogiem, aby stać się lepszym człowiekiem. Dziwię się często, gdy widzę bezmyślne zachęty do klikania w linki prowadzące do lepszego życia bez głębszego zastanowienia się do czego, tak naprawdę, to prowadzi.

Ogarnia mnie wprost przerażenie, gdy widzę jak wielu użytkowników społecznych mediów, zachęca do oglądania na You Tubie przesłań samozwańczych nauczycieli. Wprawdzie posługują się odniesieniami do Biblii, lecz nie mają nic wspólnego ze zdrową nauką, jaką głosili apostołowie. Pełno jest natomiast współczesnej filozofii i liberalnej ideologii, niemającej nic wspólnego z Biblią i prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa. Nie trzeba być wytrawnym apologetą, aby zauważyć niezgodność z tym, o czym mówił Pan Jezus i o czym pisali apostołowie.

Dla przykładu chcę zacytować fragment wypowiedzi prasowej jednego z naszych celebrytów, który pozwolił sobie na szczere wyznanie o swojej duchowości. Na jednym ze zdjęć, pozuje z wielkim krzyżem wytatuowanym na swoim ramieniu.

„Zwrócił on uwagę na celebrytów, którzy w dzisiejszych czasach pozują na uduchowione osoby. W krajach azjatyckich są regularnie organizowane warsztaty, gdzie za opłatą można pogłębić swoją wiedzę w zakresie wiary i motywacji. Skomentował ten trend następująco:

Teraz duchowość jest bardzo na czasie. Jeździłem, jak to jeszcze nie było modne, w 1995 roku pierwszy raz byłem w klasztorze. Wszystkie celebrytki, które zajmowały się modą czy innymi pierdołami, nagle organizują warsztaty na Bali.

Przy okazji zaznaczył, jakiego jest wyznania.

Okazało się, że jestem protestantem.

Prowadzący zapytał się, jak do tego doszło.

Jak zacząłem się interesować tym, to doszedłem do takiego wniosku, że jestem protestantem. Będę zmieniał po prostu wyznanie.

Co ciekawe, chcąc zadbać o równowagę w życiu, sięgnął po psychodeliki. Zainteresował się ayahuascą - która zawiera DMT i pije się ją podczas specjalnego rytuału i tak podsumował proces przyswajania tego napoju:

To trwa pięć godzin. Ja po tych obrazach, które zobaczyłem tej nocy, poszedłem z tym do psychologa i on powiedział mi: "Aha, to jest to". Mówi się, że to jest też przyspieszona terapia. Mi pomógł psycholog i ayahuasca.

Jad amazońskiej żaby również był testowany przeze mnie. Ten sposób zachwala osoba, z którą ma dzieci. Stwierdził, że mimo wymiotowania jadem żaby Kambo, wkrótce następuje uczucie ulgi i oczyszczenie organizmu. Dlatego zachwala tę metodę jako sposób na pozbycie się toksyn". (net)

Co to ma wspólnego z ewangelią, dzięki której człowiek może stać się osobą wierzącą, czyli protestantem?

Powrócę do nauczania apostoła Pawła, który zwraca się do wierzących w Pana Jezusa: „Przypominam wam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, a którą przyjęliście i w której trwacie. Przez nią również dostępujecie zbawienia, jeśli zachowujecie ją tak, jak wam głosiłem, chyba że nadaremnie uwierzyliście. Przekazałem wam bowiem na początku to, co i ja przejąłem, że zgodnie z Pismem Chrystus umarł za nasze grzechy, że został pogrzebany i trzeciego dnia wskrzeszony z martwych, zgodnie z Pismem” (1 Kor. 15:1-4).

Jeśli nie ma tej ewangelii, jaką zwiastowali od początku apostołowie, to może się okazać, że ktoś uwierzył nadaremnie. Bądźmy więc ostrożni, kogo słuchamy i co oglądamy w internecie.

Henryk Hukisz

Tuesday, March 21, 2023

Fałszywa waga

Wielkie chrześcijańskie święta poprzedzane są szczególnym czasem, w którym poddajemy się refleksji nad własną postawą wobec Boga przede wszystkim, lecz również wobec bliźnich. Pamiątka śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa jest poprzedzona czasem głębokiej refleksji nad ofiarą Chrystusa, dzięki której stajemy się uczestnikami łaski przebaczenia naszych grzechów. Dzięki tej łasce, w naszych relacjach z bliźnimi możemy być łaskawi i miłosierni, przebaczając sobie nawzajem, tak jak i Bóg przebaczył wam w Chrystusie” (Ef. 4:32). Chodzi o to, aby obchodząc pamiątkę śmierci Chrystusa, nie świętować jedynie historycznego wydarzenia, lecz doświadczyć praktycznego wymiaru tego doniosłego wydarzenia.

Rzeczą naturalną jest, że w naszych ludzkich relacjach powstają czasem niedomówienia, lub wręcz zgrzyty wywołujące gniew, ból albo żal. Czy możemy przejść do porządku dziennego nad takimi sytuacjami i spokojnie celebrować pamięć o śmierci Chrystusa Pana? Uważam, że nie, gdyż nasze świętowanie zbliży nas do postawy Izraelitów, o których Pan powiedział: Nienawidzę waszych nowiów i uroczystych zgromadzeń; są one dla Mnie ciężarem, sprzykrzyło Mi się je znosić” (Iz. 1:14).

W tym rozważaniu chcę odnieść się do słów Pana Jezusa z Kazania na Górze na temat postępowania w sytuacji, gdy człowiek uświadomi sobie, że istnieje niezałatwiona jakaś sprawa z jego bliźnim. Chrystus powiedział: Jeśli przyniesiesz swój dar, by złożyć go na ołtarzu i przypomnisz sobie, że twój brat ma coś przeciwko tobie, zostaw swój dar przed ołtarzem, idź i pojednaj się najpierw ze swoim bratem, a potem wróć i złóż swój dar. Szukaj szybko zgody ze swoim przeciwnikiem, zanim przyjdziesz z nim do sądu, aby przeciwnik nie wytoczył ci sprawy i sędzia nie wydał cię strażnikowi, byś nie znalazł się w więzieniu. Zapewniam cię, pozostaniesz tam, dopóki się nie rozliczysz co do grosza (Mt. 5:23-26).

Celowo zacytowałem cały fragment wypowiedzi Chrystusa na ten temat, ponieważ spotkałem się z tym że najczęściej przytacza się jedynie jej pierwszą część. Czyniąc tak, bardzo spłyca się tę wypowiedź, o ile nie zniekształca się całkowicie jej wymowę. Bardzo istotne jest zarówno jak najszybsze załatwienie problemu, jak i konsekwencje wynikające ze zlekceważenia sprawy.

Skojarzyłem tę sytuację z wagą, gdyż dostrzegam tu konieczność wyrównania krzywdy, tak jak istotne jest uzyskanie równowagi między szalkami. Musimy mieć na uwadze to, że ta wypowiedź Jezusa jest kontynuacją nauczania o krzywdzącym działaniu gniewu wobec drugiego człowieka. Kara ognia piekielnego czeka na tego, kto słowem poniża swego brata. Pan Jezus, nawiązując do przykazania "Nie będziesz zabijać", powiedział: A Ja wam mówię: Każdy, kto by się gniewał na swego brata, zostanie osądzony, a kto by obraził swego brata, mówiąc: Raka, stanie przed trybunałem, kto by natomiast powiedział do swego brata: Ty głupcze, tego czeka ogień Gehenny (Mt. 5:22).

Z pewnością zgodzimy się z tym, że nazwanie kogoś „pustym” (hebrajskie „Racha”) lub głupim, poniża i wyrządza krzywdę drugiemu człowiekowi. Dlatego Jezus powiedział dalej, że jeśli przypomnisz sobie w momencie składania ofiary, że kogoś skrzywdziłeś, dziś można użyć określenia „zdołowałeś”, musisz wpierw sprawę załatwić – wyrównać rachunek ze swoim bliźnim. Użyte w oryginale słówko κατα” [kata] znaczy między innymi „w dół” „poniżyć”. To tak, jak gdyby w transakcji handlowej, ktoś sprzedawał towar za pełną cenę, zaniżając jego wagę. To tak, jak Zacheusz pobierał większe podatki niż się należało, krzywdząc w ten sposób ludzi. Dlatego, gdy do jego serca dotarło Boże światło, zrozumiał, że skrzywdził wiele osób i pierwszym odruchem nowej natury była refleksja: a jeżeli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie (Łk. 19:8). 

Naturalną cechą serca odrodzonego przez Ducha Świętego jest pragnienie wyrównania krzywd, jakie zostały wyrządzone bliźnim i wcale nie chodzi tu o rewanż. Bóg jest sprawiedliwy i nienawidzi wszelkich przejawów fałszu. Mądry Salomon ujął tę prawdę w przysłowiu o wadze -Waga fałszywa budzi odrazę Pana, podobają Mu się odważniki pełne (Prz. 11:1).  Pełne odważniki są obrazem sprawiedliwego traktowania drugiego człowieka. W przekładzie Biblii Gdańskiej został użyty nieznany już zwrot „gwichty sprawiedliwe”. Krzywdzenie drugiego człowieka można porównać do chęci oszukania kogoś na fałszywej wadze.

W tym fragmencie Kazania na Górze Pan Jezus ukazuje wewnętrzne nastawienie serca, w przeciwieństwie do litery Zakonu, który wskazywał jedynie na zewnętrzne efekty postępowania. Zakon mówił: „Nie będziesz zabijał. Kto by zabił, zostanie osądzony (Mt. 5:21).  Poniżenie kogoś słowem, fałszywym oskarżeniem, powtarzaniem plotki, jest tak samo grzechem, za który winny poniesie konsekwencje. I tutaj często wpadamy w pułapkę, myśląc, że oczernianie bliźniego, powtarzanie plotek o drugim, ujdzie płazem na Bożym sądzie. Apostoł Paweł umieścił oszczerstwa pośród uczynków, jakie blokują wejście do Królestwa Bożego (1 Kor. 6:9-10).

Rozmyślając o wadze, przypomniałem sobie czas, gdy pracowałem w serwisie aparatury kontrolno-pomiarowej. Naprawialiśmy wagi specjalistyczne, przy pomocy których można było zważyć nawet powietrze. Odważniki miały kształt małych kawałeczków cienkiej złotej folii – tak niewiele, zdaje się, że nie powinno się w ogóle zwracać uwagi na taki „ciężar”, a jednak ich niewłaściwa waga powodowała fałszowanie wyników pomiarowych.

A jak jest w przypadku, gdy powiemy na bliźniego coś, co nie jest prawdą, lub poniżymy go słowem? Może pomyślimy, że przecież to nic nie znaczy. To był tylko żart, taki drobiazg, a jednak nasz bliźni może być tym „zdołowany”. Jakakolwiek forma składania ofiary przed Bogiem nie ma wówczas sensu - Bóg jej nie przyjmie. Liczenie na to, że po upływie dłuższego czasu, nie warto już wracać do słów, jakie się wypowiedziało o bliźnim, bo któż będzie o tym pamiętać, jest niebezpieczne. Bóg ma doskonałą pamięć. Pan Jezus powiedział: "W dniu sądu człowiek będzie musiał się rozliczyć z każdego niepotrzebnego słowa" (Mt. 12:36).

Jezus, mówiąc o krzywdy wyrządzonej bliźniemu, powiedział całą prawdę o tym, jak należy postąpić, ponieważ rachunek musi być wyrównany, tak jak uczynił to Zacheusz. Chrystus powiedział, że osoba pokrzywdzona ma prawo skierować sprawę do sądu, który wymierzy wyrok wyrównujący krzywdę. Ktoś powie, że Jezus nauczał tego w czasie obowiązywania jeszcze Prawa Starego Testamentu. Czyżby Bóg w Nowym Testamencie był mniej sprawiedliwy i przymykał oko na małe grzeszki? Sprawiedliwości musi stać się zadość - albo rachunek zostanie wyrównany, albo sprawa znajdzie się na Bożej wokandzie.

Przy naprawie mikrowagi, najważniejszym elementem wpływającym na prawidłową pracę był nóż, bardzo ostry szczyt stożka, na którym spoczywało ramię ze szalkami. Przypomina mi się to, co zostało napisane o Słowie Bożym - "Żywe jest bowiem Słowo Boga i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić myśli i zamiary serca” (Hbr. 4:12). 

Wiele lat temu odwiedzałem mały wiejski Zbór, w którym spotkałem pewnego brata, który znalazł się tam przejazdem. Zwyczajem w tym zborze było zapraszanie gościa do usługi Słowem Bożym. Gdy ten brat stanął za stołem (nie było tam typowej kazalnicy), zanim zaczął zwiastowanie, zwrócił uwagę na siedzącego w kącie skromnie ubranego, prawie w łachmanach, człowieka. Słychać było skruchę w jego słowach, gdy powiedział, że nie może spokojnie mówić, ponieważ kiedyś poniżył słowami tego człowieka – wskazując ręką na tego brata. Po czym podszedł do niego, objął go i powiedział: „Bracie, czy mi wybaczysz, że kiedyś znieważyłem cię słowami, których nie powinienem mówić.” Po tym radosnym zamieszaniu gość mógł zwiastować Słowo Boże w mocy Ducha Świętego.

Dzięki Bogu, że łaska Boża prowadząca do pojednania z Bogiem i między ludźmi objawia się dla naszego zbawienia. Apostoł Paweł nauczał wierzących ludzi - Objawiła się bowiem wszystkim ludziom zbawcza łaska Boga, która wychowuje nas, abyśmy odrzucili bezbożność i światowe pożądania, a żyli na tym świecie roztropnie, sprawiedliwie i pobożnie, oczekując spełnienia się błogosławionej nadziei i objawienia się chwały naszego wielkiego Boga i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. On wydał za nas samego siebie, aby nas wykupić z wszelkiej nieprawości i oczyścić dla siebie na własność lud gorliwy w pełnieniu dobrych uczynków (Tyt. 2:11-14). Wszyscy jesteśmy zobowiązani do życia w sprawiedliwości, przejawiającej się nieraz w drobnych sprawach, których nie wolno nam lekceważyć.

Na zakończenie chce przypomnieć jeszcze jedno przysłowie Salomona: Waga i szale uczciwe należą do PANA, Jego dziełem są wszystkie ciężarki w worku (Prz. 16:11). Chodzi o to, aby nie kierować się własną sprawiedliwością, lecz zawsze odnosić się do Bożych standardów.

Czas łaski dany jest nam po to, abyśmy mogli wyrównać różne sprawy z braćmi i siostrami i w Bożym pokoju oczekiwać powrotu Zbawiciela, gdyż do Niego należy dzień, w którym Bóg przez Jezusa Chrystusa będzie sądził ukryte czyny ludzkie według mojej Ewangelii (Rz. 2:16). Pamiętajmy również i o innym słowie naszego Pana, z tego samego kazania. Jezus powiedział, że w "owym dniu", będzie musiał niektórym ogłosić: "Nigdy was nie znałem, odstąpcie ode Mnie wy, którzy się dopuszczacie bezprawia" (Mt. 7:23).

Henryk Hukisz

Monday, March 13, 2023

Biblijna agronomia

Jeśli ktoś spodziewa się, że będę pisać o problemach chrześcijańskich rolników, to jest w błędzie. Słówko „agro”, w oryginale Nowego Testamentu występuje dość często, szczególnie w ewangeliach, dlatego warto nad nim się zastanowić. Może nie nad samym słowem, lecz nad jego znaczeniem w naszym chrześcijańskim życiu.

Greckie słówko αγρω [agro] według słownika Strong’a znaczy - kraj, farma, kawałek ziemi, pole i występuje 36 razy, głównie w ewangeliach, gdyż tylko jeden raz spotykamy je poza nimi. Pan Jezus często odwoływał się do tego, co dzieje się w polu, mówił o siewie ziarna, z którego wyrastają roślinki, aby w końcu swego żywota wydać oczekiwany przez rolnika owoc. W naszym słownictwie wyraz „agro”, które znaczy „rodzaj prowadzonej działalności czy też obszar tematyczny, jakim jest rolnictwo”, najczęściej występuje jako pierwszy człon wyrazów złożonych wskazujący na ich związek z rolą lub rolnictwem. Jak już zapowiedziałem, że nie będę pisać o rolnictwie, dlatego przejdę od razu do wyjaśnienia, o jakiej agronomii chcę pisać.

Ewangelista Mateusz poświęcił cały rozdział przypowieściom, jakimi Pan Jezus ilustrował zasady panujące w Królestwie Niebieskim. Zauważmy, że ewangeliści Marek i Łukasz, pisząc o tych przypowieściach, używali określenia Królestwo Boże. Oczywiście jest to, to samo Królestwo, w którym Bóg panuje, gdyż jest w nim Królem. Prawdopodobnie Mateusz, kierując swój zapis o życiu i działalności Chrystusa głównie do Żydów, zgodnie z panującą pośród nich tradycją, omijał używanie imienia Boga, aby nie łamać przykazania o próżnym używaniu świętego imienia.

Pierwsza przypowieść dotyczy rodzaju gleby, do której wrzucane jest nasienie. Jak wyjaśnia to sam Pan Jezus, „ziarnem jest Słowo Boga” (Łk. 8:11), które wpada do serc słuchaczy. Ze względu na stan serc, zasiane Słowo może być porwane przez diabła, lub pozostawione bez szansy zakorzenienia się, albo zostaje zaduszone materialnymi troskami, wówczas nie ma możliwości wzrostu, aby wydać we właściwym czasie owoc. Pan Jezus tym obrazem, zaczerpniętym z rolnictwa, chciał wskazać na proces, jaki dokonuje się w sercu słuchaczy Słowa Bożego. Najlepiej oddaje to inna przypowieść, zapisana jedynie przez Marka, który wskazuje na proces, jaki zachodzi w naszym sercu, gdy słuchamy Boga.

W tej przypowieści Pan Jezus wyjaśnia: „Królestwo Boga jest podobne do człowieka, który rzucił ziarno w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, ziarno kiełkuje i rośnie, on zaś nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon – najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. Gdy zaś plon dojrzeje, zaraz bierze się sierp, bo nadeszły już żniwa” (Mk. 4:26-29). Warto jest więc przyjrzeć się nieco bliżej temu procesowi, jaki występuje podczas słuchania Boga. Widzimy wyraźnie, że nie ma tu miejsca na jakąkolwiek automatykę, jak nieraz próbują nauczać niektórzy kaznodzieje, że skoro Bóg coś przyobiecał, to wystarczy powołać się na odpowiednią obietnicę i Bóg musi to wykonać, gdyż jest  wierny wobec swoich słów.

Chcę powiedzieć, że w Bożym Królestwie nie występuje technologia z jaką spotykamy się w naszym ztechnizowanym świecie. Coraz częściej wystarczy naciśnięcie przycisku lub obecnie jest to kliknięcie w odpowiednią ikonę na ekraniku naszego smartfona, aby uzyskać pożądany efekt. Dlatego otaczają nas urządzenia z techniką „smart”, od telewizorów, poprzez telefony do coraz częściej oferowanych na rynku urządzeń sterowanych elektronicznie. Mamy już lodówki z ekranami, garnki, piekarniki i inne urządzenia, które posłusznie wykonują za nas różne czynności bez naszej bezpośredniej interwencji.

Tak oto przenosimy się z podobnym nastawieniem do naszej relacji duchowej. Uważamy, że możemy oczekiwać na automatyczne spełnienie przez Boga naszych próśb modlitewnych. Skoro Pan Jezus powiedział: „Zapewniam, zapewniam was, jeśli o cokolwiek poprosicie Ojca w Moje imię, da wam. Dotychczas o nic nie prosiliście w Moje imię. Proście a otrzymacie, aby wasza radość była pełna” (Jn. 16:23,24), to tak musi się stać, choćby nie wiem co. „Proście a otrzymacie” - to są słowa samego Pana Jezusa, więc pomiędzy prośbą a otrzymaniem tego, o co prosimy, nie musimy czekać. To tak samo, jak z kupowaniem czegoś w automacie do sprzedaży napojów lub słodyczy. Wrzucamy odpowiednią wartość pieniężną lub wkładamy kartę płatniczą, naciskam właściwy przycisk i otrzymujemy to, co chcemy. Wyobraźmy sobie, że maszyna wyda nam coś innego, albo, gdy kupujemy hamburgera, wyświetli się komunikat: „Ziarno zostało zasiane, gdy wyrośnie zboże, uzyskamy mąkę, bułka zostanie upieczona i zrobimy kotlecik, wówczas hamburger będzie gotowy do odbioru”. Wiemy, że tak się nie dzieje w świecie, w którym działają reguły techniczne.

W Bożym Królestwie jest zupełnie inaczej, gdyż działają tu zasady takie jak w rolnictwie. Dlatego Pan Jezus tak często używał porównań do tego, co dzieje się w polu. W przypowieści o ziarnie wrzuconym w ziemię rolnik może doglądać procesu wzrastania, lecz to nie ma znaczenia, gdyż „ziemia sama z siebie wydaje plon” (Mk. 4;28). Proces wzrastania kontroluje Stwórca i On wie najlepiej, ile czasu trwać będzie osiągnięcie dojrzałości, aby owoc spełniał swój cel. Ten proces dokonuje się z udziałem Boga, lecz bez udziału człowieka, który może jedynie ćwiczyć w sobie cierpliwość w oczekiwaniu na Boże działanie. Często, gdy o coś się modlimy, chcemy przyśpieszyć ten proces, lecz Bóg może specjalnie go przedłużać, dla naszego dobra, abyśmy poznali, że „tym, którzy miłują Boga, wszystko służy ku dobremu” (Rz. 8:28).

Musimy pamiętać, że zbawienie to nie tylko uwolnienie człowieka od grzechu, od wszelkiego zła, ale kształtowanie w nim świętości na wzór samego Boga. Apostoł Piotr przypomina nam żądanie Boga skierowane do narodu wybranego: „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 Ptr. 1:16). Nasze uświęcenie nie polega tylko na odrzucenie tego co słabe i grzeszne, ale na osiąganiu wszystkiego, co szlachetne i prawdziwe. Ten proces wymaga czasu, możemy powiedzieć, że dużo czasu. Człowiekowi można podarować coś materialnego w jednej chwili, ale cierpliwości, czystości, pokory nie można osiągnąć w jednej chwili.

Apostoł Paweł, zachęcając wierzących do uzyskania wewnętrznego pokoju, który jedynie pochodzi od Boga, wskazuje, że musimy poddać się procesowi zachodzącemu w naszych myślach, aby osiągnąć to, „co prawdziwe, szlachetne, sprawiedliwe, nieskalane, przyjazne, chwalebne, co jest cnotą i co jest godne pochwały” (Flp. 4:8). Te owoce nie pojawiają się następnego dnia po uwierzeniu, lecz wymagany jest nieraz długi okres ćwiczenia, aby te cnoty zagościły w naszym postępowaniu na stałe.

Autor Listu do Hebrajczyków odwołuje się do procesów, jakim Bóg poddawał Swój umiłowany naród, aby ukształtować w nim posłuszeństwo wobec Jego Słowa. Ten sam Bóg nas również doświadcza, „dla naszego dobra, abyśmy mieli udział w Jego świętości. Żadne też karcenie w danej chwili nie wydaje się przyjemne, ale bolesne. Później jednak przynosi pokojowy owoc sprawiedliwości tym, którzy zostali przez nie doświadczeni” (Hbr. 12:10,11). Takim doświadczeniom poddani byli wielcy Boży mężowie i niewiasty; wystarczy przeczytać jedenasty rozdział tego Listu. Zwróćmy uwagę na końcowe słowa - „Ci wszyscy jednak, choć wykazali się wiarą, nie doczekali się spełnienia obietnicy. Bóg bowiem ze względu na nas przewidział coś lepszego, żeby bez nas nie osiągnęli doskonałości” (Hbr. 11:39,40).

Wszyscy zostaliśmy poddani czasowi, aby wzrastać. Musimy dbać o to, aby było widoczne wzrastanie „w łasce i poznaniu naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa” (2 Ptr. 3:18). Pan Jezus pierwszy raz użył słówka αγρου [agrou] powołując się na polną trawę, „która dzisiaj jest, a jutro zostanie wrzucona do pieca, Bóg tak przyodziewa, to czy nie o wiele bardziej was, ludzie małej wiary?” (Mt. 6:30). Warto o tym pamiętać w czasie, gdy Boże Słowo dojrzewa w naszych sercach.

Henryk Hukisz

Friday, March 10, 2023

Współuczestniczenie w cierpieniu

 W okresie poprzedzacym Wielkanoc częściej rozmyślamy nad cierpieniem i śmiercią Chrystusa. Równocześnie snujemy refleksje nad sensem naszego życia, szczególnie gdy przechodzimy różne choroby, lub cierpimy z innych powodów. Mam na uwadze te osoby, dla których Pan Jezus nie jest jedynie postacią historyczną, lecz osobistym Przyjacielem i Panem ich życia. Jedynie w takiej relacji będziemy gotowi utożsamić się z Jego cierpieniem i śmiercią, aby z nadzieją oczekiwać na chwałę zmartwychwstania.

Apostoł Paweł zapisał w swoich listach nie tylko wielkie prawdy o zbawieniu i wiecznej nadziei, lecz również dzieli się z nami osobistymi doznaniami, jakich doświadczał w relacji ze swoim Panem i Zbawicielem. Fundamentem tej więzi była wielka miłość do Pana, prowadząca do bezgranicznych wyrzeczeń i cierpień, jakie znosił z godnością niewolnika, jak sam siebie często nazywał.

Ten wielki apostoł często zwracał uwagę na chwalebne dziedzictwo, jakie Ojciec przeznaczył dla Swoich dzieci. Pocieszał wierzących w Rzymie, że chociaż teraz doświadczają więzów i cierpień, to w Duchu mogą być wolni, gdyż, jak pisał: „Nie otrzymaliście przecież ducha zniewolenia, żeby znowu się bać, lecz otrzymaliście Ducha usynowienia, w którym wołamy: Abba, Ojcze!” (Rz. 8: 15). Mając świadomość dziecka Bożego możemy z radością przyjąć to, że jesteśmy współdziedzicami Chrystusa, skoro rzeczywiście cierpimy z Nim, aby też uczestniczyć z Nim w chwale (w. 17). W tej sytuacji wszelkie cierpienie traktowane jest nie jako zło, lecz zalicza się do duchowych darów, które w ręku wszechmogącego Boga stają się narzędziami kształtującymi nas na obraz Jego Syna.

Tę prawdę mogą zrozumieć i doświadczać jej błogosławieństwa tylko te osoby, które narodziły się na nowo i Duch Święty zamieszkuje w ich sercach. Pan Jezus w rozmowie z Nikodemem zapewniał o tym, że to, co się narodziło z ciała, jest ciałem, a to, co się narodziło z Ducha, jest duchem(Jn. 3:6). Apostoł Paweł kontynuował tę myśl – „Ci więc, co żyją według ciała, nie mogą się spodobać Bogu” (Rz. 8:8). Dlatego napisał do wierzących w Pana Jezusa – „Wy natomiast nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, skoro Duch Boga w was mieszka” (w. 9). Jedynie obecność Ducha Świętego w naszych sercach może dać właściwe zrozumienie cierpienia, jakiego doświadczamy.

Apostoł Paweł w innym liście rozwija tę myśl, porównując nasze życie w ciele do skarbu ukrytego w glinianym naczyniu. Jak wspaniale opisuje tę sytuację: „Zewsząd jesteśmy uciskani, lecz nie ulegamy zwątpieniu, żyjemy w niedostatku, lecz nie poddajemy się rozpaczy, jesteśmy prześladowani, lecz nie opuszczeni, obalają nas na ziemię, lecz uchodzimy z życiem. Nieustannie nosimy w ciele umieranie Jezusa, aby i życie Jezusa objawiło się w naszym ciele. Dopóki bowiem żyjemy, ciągle jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby i życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele” (1 Kor. 4:8-11).

Apostoł Piotr zwracał również uwagę adresatom jego listów: „Lecz jeśli cierpicie dlatego, że czynicie dobro, to zyskujecie łaskę u Boga. To przecież jest waszym powołaniem, bo i Chrystus cierpiał za was, i pozostawił wam wzór, abyście poszli w Jego ślady” (1 Ptr. 2:20,21). Niewątpliwie doznawanie cierpień w imię sprawiedliwości jest łaską, jakiej nie są w stanie zrozumieć ci, którzy poszukują jedynie ziemskich błogosławieństw. Biblia przedstawia nam obraz błogosławieństw, jakie wynikają z udziału w cierpieniach na wzór Chrystusa. A przecież jesteśmy naśladowcami naszego Pana i Nauczyciela.

Autor Listu do Hebrajczyków pisał o Chrystusie, który cierpiał, gdy składał Swoje życie w ofierze za nas grzesznych. Pisał o Chrystusie, który „podczas swojego ziemskiego życia głośno wołając, ze łzami zanosił błagania i prośby do Tego, który mógł Go ocalić od śmierci, i został wysłuchany z powodu swojej uległości” (Hbr. 5:7). Przed powstaniem z grobu Jezus powiedział w modlitwie do Ojca: „Ojcze Mój, jeśli nie może Mnie to ominąć i muszę wypić ten kielich, niech się stanie Twoja wola” (Mt. 26:42). Wszyscy dobrze wiemy, co się stało po tych słowach - Bóg wolał, żeby Jego Syn cierpiał i umarł, chociaż nie popełnił żadnej nieprawości, gdyż On to dla nas Tego, który nie znał grzechu, uczynił grzechem, abyśmy w Nim stali się sprawiedliwością Bożą” (2 Kor. 5:21).

Wracając do poprzedniej myśli apostoła Pawła, chcę podkreślić prawdę zawartą w stwierdzeniu, że jesteśmy „współdziedzicami Chrystusa, skoro rzeczywiście cierpimy z Nim, aby też uczestniczyć z Nim w chwale” (Rz. 8:17). Jak wielką rolę odgrywa w tym zdaniu słówko skoro. Znaczy to, że zanim dane nam będzie oglądać uwielbione dziedzictwo, musimy przejść wiele doświadczeń, gdyż jedynie wówczas będziemy mogli  powiedzieć: „Liczę bowiem, że teraźniejszych cierpień nie można stawiać na równi z mającą nastąpić chwałą, która zostanie w nas objawiona” (Rz. 8:18). Przekład Uwspółcześnionej Biblii Gdańskiej oddaję tę myśl dobitniej słowami - Uważam bowiem, że cierpienia teraźniejszego czasu nie są godne porównywania z tą przyszłą chwałą, która ma się w nas objawić. Apostoł Paweł, „który został porwany do raju i usłyszał niewyrażalne słowa, jakich nie godzi się człowiekowi wypowiadać” (2 Kor. 12:4), nie był w stanie dobrać odpowiednich słów, aby to opisać.

Wielu z nas w teraźniejszym czasie przechodzi wiele doświadczeń, utrapień czy też prześladowania. Nasze doczesne życie i to wszystko, przez co przechodzimy, nie jest nawet godne porównania z przyszłą chwałą, jaka w nas się objawi. Nie my na to zasłużyliśmy, nawet największym cierpieniem , jakie znosimy w Chrystusie, lecz sam Bóg w Swojej miłości przeznaczył nas do „do wolności chwały dzieci Boga” (Rz. 8:21). Apostoł Paweł objawia nam wielką tajemnicę, że Bóg tych bowiem, których poznał, przeznaczył, żeby się stali podobni do obrazu Jego Syna, aby był On pierworodnym między wielu braćmi” (w. 29). Warto jest więc mieć udział w doczesnych cierpieniach, aby wiecznie radować się chwałą, jaką Bóg przygotował dla nas w Swoim Synu, Panu Jezusie Chrystusie.

Henryk Hukisz

Thursday, March 2, 2023

Tatuaż biblijny

Na temat tatuaży na ciele człowieka wierzącego już pisałem i zdania nie zmieniam. Postanowiłem jednakowoż powrócić do tej obrzydliwości po przeczytaniu wiadomości na stronie The Christian Post, że „Teleewangelistka Joyce Meyer ogłosiła, że po raz pierwszy zrobiła dwa tatuaże w wieku 79 lat, aby „oddać cześć Bogu” i jest przekonana, że Biblia wspiera jej decyzję, pomimo przekonania niektórych chrześcijan, że tatuaże są grzeszne”. Piszę o tym dlatego, że spotykam coraz więcej chyba nieświadomych głównie chrześcijanek w Polsce, które przerzucają się na swoich kontach FB-ukowych cytatami tej „teleewangelistki”, bo ewangelistką to ona raczej nie jest. W uzasadnieniu poprawności naniesienia znaków na swoje ciało używa wersetu z księgi Izajasza: „Wyryłem cię na dłoniach, twoje mury są stale przede Mną” (Iz. 49:16). Prosi swoje fanki, aby nie kierowały do niej żadnych uwag na ten temat, ponieważ ona „przemodliła swoją decyzję i ma spokojne sumienie”.

Z obrzydzeniem oglądam jak w społeczności ludzi deklarujących swoją chęć naśladowania Chrystusa, pojawia się coraz więcej osób, w tym liderów, pokrytych tatuażami. Jakby specjalnie podciągają rękawy, ubierają się w skąpe i obcisłe koszulki, aby publicznie zademonstrować swoją wyższość nad tym, co Bóg powiedział. Za nic mają uwagi innych, tłumacząc się tym, że to Stary Testament, że w tym samym rozdziale jest mowa o odzieży "z dwóch rodzajów nici" (Kpl. 19:19), czy strzyżeniu "boków waszej głowy" (w. 27). Do tego biblijnego tekstu powrócę jeszcze w końcowej części tego wpisu.

Osobiście uważam, że robienie tatuaży na swoim ciele jest sprzeczne nie tylko z naturą, lecz przede wszystkim z Bożym przeznaczeniem naszych ciał. Bóg przewidział bardzo zaszczytny cel, aby nasze ciała stały się „świątynią obecnego w was Ducha Świętego, którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie” (1 Kor. 6:19). A to chyba zobowiązuje do poszanowania woli Pana, do którego już należymy. Czyż nie?

Już w Starym Testamencie Bóg wyraźnie zakazał czynienia znaków i nacięć na ciele. Wprawdzie te przepisy dotyczyły sytuacji żałobnych i były nawiązaniem do pogańskich zwyczajów czynienia znaków na swoich ciałach, zgodnie z wymogami tych religii. Nie były to żadne dekoracje, jak dzisiaj próbuje się określać tatuaże, lecz były wyrażeniem posłuszeństwa swoim bóstwom. Dlatego Bóg nakazał Izraelitom: „Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym, ani umieszczać na ciele napisów. Ja jestem PANEM” (Kpł. 19:28).

Dopatruję się diabelskiej genezy w tym zwyczaju, który opanowuje dzisiaj coraz większe kręgi ludzi w różnym wieku, włącznie z osobami, które uważają się za wierzące w Boga? Z obrzydzeniem odnoszę się do widoku wytatuowanych liderów uwielbiania, muzyków, a nawet kaznodziejów. Chyba najbardziej wstrętny wygląd prezentował kiedyś popularny ewangelista na Florydzie, który z dumą demonstrował tatuaże na swoich rękach, nogach i innych częściach ciała. Wiele z tych znaków miało znaczenie religijne, nawiązujące do symboliki biblijnej. Dziś można znaleźć wiele gotowych wzorów tatuaży o treści biblijnej, czy religijnej.

Dlaczego dopatruję się grzesznego charakteru tego obrzydliwego zwyczaju? Grzechem od samego początku jest chęć wywyższenia się ponad Boga. Ewa i Adam chcieli stać się niezależni od Boga, dlatego uwierzyli zapewnieniu diabła i sięgnęli po zakazany owoc. Tym samym jest pragnienie uczynienia czegoś, co Bóg wyraźnie zakazuje. To jest właśnie pycha, czyli chęć pokazania, że można nie uznawać Bożego autorytetu nad sobą i robić ze swoim ciałem to, co się chce. Dlatego osoby noszące tatuaże bardzo chętnie je odsłaniają, aby pokazać swą niezależność.

Jednym z podstawowych powodów nakładania na swoje ciała różnych tatuaży, nieważne teraz co przedstawiają, jest chęć zademonstrowania swojej osobowości. Jest to manifestacja niezależności od przyjętych norm postępowania, jest to po prostu pokazanie wszystkim, których się spotyka, że posiada się władzę nad swoim ciałem i robi się z nim co się chce. Kto jest inspiratorem takiego myślenia? Chyba nie trudno zgadnąć, że sam diabeł, Boży przeciwnik, który od początku nakłania ludzi do podkreślania swojej niezależności od Stwórcy.

Robienie tatuaży porównałem kiedyś do znaku bestii. Czym jest ten znak, o którym czytamy w Biblii? Nie chcę teraz wchodzić w zawiłości interpretacji wydarzeń opisanych w Księdze Objawienia, lecz jedynie odnieść się do natury tego znaku, o jakim tam czytamy. Nastanie czas, gdy ludzie wierzący będą prześladowani, a jedynie ci, którzy zadeklarują swoją niezależność od Boga, będą mogli korzystać z wolności. Wówczas, „wszyscy, mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy, otrzymali znamię na prawą rękę lub na czoło i aby nikt nie mógł nic kupić lub sprzedać, z wyjątkiem tych, którzy mają znamię - imię Bestii lub liczbę jej imienia” (Ap. 13:16,17).

Zwierzę lub bestia, o jakiej jest tutaj mowa, to zapowiadany przez apostoła Pawła „syn zatracenia” lub inaczej „człowiek niegodziwości”, który ma się objawić w czasach ostatecznych. Ta bestia, jako przeciwnik Chrystusa, zwany w innych miejscach Antychrystem, czyli przeciwnikiem Chrystusa, określona jest jako ktoś, kto  „wynosi się ponad wszystko, co dotyczy Boga lub Jego czci. Zasiądzie nawet w świątyni Boga, przedstawiając siebie samego jako Boga” (2 Tes. 2:4). Mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że podstawową cechą Antychrysta jest pycha, czyli chęć wywyższenia się ponad Boga. Dlatego też jego celem jest przygotowanie ludzi do zadania, jakie będzie starał się dokonać w określonym przez Boga czasie. Zgodnie z tym, co pisze apostoł Jan, Antychryst, a raczej jego duch działa już teraz – „Jest duchem antychrysta, o którym słyszeliście, że nadchodzi, a nawet już jest na świecie” (1 Jn 4:3).

Ludzie wierzący, jako Boże dzieci, nie mogą mieć już nic wspólnego z tym światem, gdyż Jan pisze: „Nie miłujcie świata ani tego, co jest w świecie. Jeśli ktoś miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca” (1 Jn 2:15). Natomiast apostoł Paweł ostrzega wierzących, aby „już nie postępowali tak, jak poganie w ich próżnym myśleniu. Ciemności ogarnęły ich rozum, a życie Boże stało się dla nich czymś odległym z powodu panującej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości ich serca. Ponieważ stali się nieczuli, oddali się rozpuście, aby bez żadnych oporów postępować bezwstydnie” (Ef. 4:17-19). Warto jest odczytać ten tekst w kontekście nakładania tatuaży na swoje ciało, nawet jeśli ich treść nawiązuje do Biblii.  Osobiście uważam, że umieszczanie tekstu Biblijnego w formie tatuażu, jest nie tylko świętokradztwem, lecz bluźnierstwem. 

Wracając do samych tatuaży, z łatwością można zauważyć, że większość tych znaków przedstawia dziwne obrazy, smoki, bestie, a nawet bluźnierstwa, jak „satanistyczny krzyż”. Czy dziecko Boże, którego ciało jest świątynią Ducha Świętego, może świadomie udekorować tę świątynię takimi znakami? 

Jeśli ktoś tego nie rozumie, to mogę jedynie odwołać się do biblijnego przykładu. W Samarii uwierzył w Chrystusa i dał się ochrzcić niejaki Szymon czarnoksiężnik. Na widok udzielanego Ducha Świętego (nie wiem co on widział, lecz miał pewność że to się dzieje), zapragnął mieć zdolność udzielania tego daru. Wówczas apostoł Piotr, pełen Ducha Świętego powiedział mu: „Nie masz żadnego udziału w tym dziele, bo twoje serce nie jest prawe wobec Boga, (...) widzę bowiem, że jesteś pogrążony w goryczy i uwikłany w nieprawości” (Dz. 8:21,23).

Szerzące się wśród wierzących zjawisko dekorowania swych ciał tatuażami, jest świadectwem braku zdrowego nauczania i napominania. Myślę, że tak jak w większości przypadków, przywódcom tolerującym ten zwyczaj chodzi o to, aby mieć większe zbory, nieważne jakie, lecz aby liczby były większe.

Wracając do tekstu z Księgi Kapłańskiej, który wylicza wiele rzeczy i czynów, wyraźnie zakazanych przez Boga, chcę zwrócić uwagę na to, że skoro zwolennicy pokrywania swoich ciał tatuażami uważają, że wolno im to czynić, to uważajmy, jak wkrótce dozwolone stanie się uciskanie bliźnich (Kpł. 19:13), wydawanie niesprawiedliwych wyroków (w. 15), współżycie z kobietą poza małżeństwem (w. 20) czy też wywoływanie duchów (w. 31). Wspomniane tam nieokazywanie szacunku osobom starszym (w. 32) już jest szeroko praktykowane, nawet wśród ludzi wierzących.

Na zakończenie pragnę odwołać się do modlitwy, jaką apostoł Paweł zanosił z gorliwością do Boga o Kościół – „Obiecałem przecież poślubić was jednemu mężowi, aby jako czystą dziewicę przedstawić Chrystusowi” (2 Kor. 11:2). Paweł wiedział, że szatan będzie stosować tę samą wypróbowaną metodę – pobudzać umysły wierzących do niezależności, czyli pychy wobec Boga.

Henryk Hukisz