Sunday, September 29, 2013

Wieloryb we wnętrzu Jonasza



 Oczywiście, że to jest niemożliwe w świecie realnym. Każdy czytelnik Biblii wie, że było odwrotnie, to Jonasz znalazł się we wnętrznościach wieloryba. Czy jednak wszyscy w to wierzą? Z pewnością spotkaliśmy sceptyków mówiących, że to tylko taki obraz, że w rzeczywistości to się nie wydarzyło.
Mój ojciec był prostym człowiekiem, czytał Biblię i wierzył we wszystko, co w niej jest napisane. Pewnego razu spotkał go człowiek uczony i postanowił zakpić z wiary mego ojca. Powiedział, że z naukowego punktu widzenia jest niemożliwe, aby wielka ryba, tak jak jest napisane w Biblii, połknęła całego człowieka, który później przez trzy dni mógłby przebywać w jej wnętrzu. To jest bzdura, jak można w takie rzeczy wierzyć, przekonywał mego ojca. Ja, mając wówczas nieco ponad dziesięć lat, z uwagą przysłuchiwałem się tej rozmowie. Pomyśłałem sobie, ciekawe jak sobie teraz tata z tym poradzi, przecież nie posiada odpowiedniego wykształcenia, aby wytłumaczyć dlaczego tak wierzy.
Tata, po chwili namysłu powiedział: „Wie pan co, ja wierzę we wszystko co jest napisane w Biblii, ponieważ jest ona Słowem Bożym. Gdyby - kontynuował tata - było napisane, że Jonasz połknął wieloryba, to też bym w to uwierzył.” Byłem dumny ze swego ojca.
Po latach, gdy miałem już osobistą relację z Bogiem, opartą na Chrystusie, moim Panu i Zbawicielu, nieraz przypominałem sobie to wydarzenie.  Zawsze gdy czytam swoją Biblię, wierzę we wszystko, co w niej się znajduje, nawet jeśli nie wszystko jeszcze pojmuję, to jednak wierzę w biblijne prawdy, ponieważ są natchnionym Słowem Bożym.
Dlaczego jednak wielu ludzi ma problem z zaakceptowaniem prawd bibilinych? Pomimo tego, że wierzą w to, iż Pismo Święte jest Bożą księgą, to nie uznają wszystkiego co zawiera. Myślę, że największym problemem jest to, że starają się przyjmować biblijne prawdy przez pryzmat własnego zrozumienia. Jeśli coś, o czym czytają, nie pasuje do przyjętego już pojęcia, szukają różnych powodów, aby nie uznać tej prawdy, tak jak jest zapisana. A to język jest obrazowy, to tłumaczenie jest niedokładne, albo znajdują tysiące innych powodów, aby nie uwierzyć. Gotowi są raczej prowadzić nieskończone dyskusje, aby dowieść swojej prawdy, niż uznać Bożą prawdę
Nasz stosunek do Biblii nie może być obojętny, musimy wierzyć jeśli nazywamy się wierzącymi. Obawiam się, że wielu czytelników Biblii, tak naprawdę nie wierzy Bogu, gdyż Jego wersja prawd biblijnych im nie odpowiada. Czy w takiej sytuacji można w ogóle mówić o tym, że ktoś jest wierzącym, jeśli nie przyjmuje Bożych prawd? Tak łatwo jest wpaść w pułapkę „badacza” Pism, z jakimi spotykał się Pan Jezus.
Chrystus mówił otwarcie o Swojej zależności od Ojca. Chociaż był Bogiem, będąc również w pełni człowiekiem, powiedział o sobie: „nie może Syn sam od siebie nic czynić, tylko to, co widzi, że Ojciec czyni; co bowiem On czyni, to samo i Syn czyni” (Jan 5:19).  Znam wielu pilnych „badaczy” Pisma Świętego, którzy na tej podstawie wierzą, że Jezus nie był Bogiem. Zgodnie z naszą logiką, oznacza to, że był mniejszy od Ojca, lecz On sam powiedział, że „Ja i Ojciec, jedno jesteśmy” (Jan 10:30). Jak to pojąć? Naszym rozumem z pewnoscią nie potrafimy, lecz wiarą możemy uznać tę podstawową prawdę o Panu Jezusie.
W czasach Jezusa było wielu znawców Pism, nawet nazywano ich „uczonymi w Piśmie”, lecz tak naprawdę, oni nie wierzyli w to, czego nauczał Pan Jezus. Kiedy Chrystus powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł ze śmierci do żywota” (Jan. 5:24). Zaraz, zaraz, wołali ci znawcy Zakonu, przecież my spędzamy większość czasu na czytaniu i badaniu Pism, czy sprawy mają się właściwie. Wówczas Jezus wypowiedział swoją opinię o nich: „Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie” (Jan 5:39). Życie wieczne posiada się na podstawie bezgranicznej wiary i zaufania Bożym prawdom, a nie znajomości Pism. Jedyną drogą do Boga jest Chrystus, dlatego On zaprasza wszystkich do Siebie, aby móc ich doprowadzić do Ojca. „Badacze” Pism wolą jednak pozostać przy swoim badaniu, dlatego Jezus rzekł: „ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć żywot” (Jan 5:40).
W ubiegłym roku pisałem o zachowaniu właściwego szacunku do Biblii, która jest Słowem Bożym (Rozbiór Słowa). Osobiście staram się zawsze uznawać wyższość treści bibijnej nad wszelką inna treścią. Jednym z wyraźniejszych przykładów na to, że nasze zrozumienie i przyjęcie prawd biblijnych napotyka na trudności, jest kwestia uznania faktu, iż Bóg jest Stworzycielem wszytkiego co istnieje. Nauka o przyrodzie, jako jeden z podstawowych przedmiotów nauczania w szkołach, spowodowała tak wielkie uprzedzenie do prawdy objawionej w Biblii, że większość wierzących nie ma problemu z uznaniem teori ewolucji. Ktoś powie - po co robić sobie problem, skoro można sprawę pogodzić uznając, że Bóg stworzył świat na drodze ewolucji. „Wilk syty i koza cała” mówi znane przysłowie. Czy rzeczywiście?
W prawdzie w Biblii nie jest napisane, że Jonasz połknął wieloryba, lecz znajdziemy wiele innych prawd, jak np. „A synowie izraelscy szli środkiem morza po suchym gruncie, wody zaś były im jakby murem po ich prawej i lewej stronie” (2 Moj. 14:22), albo – „powiedział Jozue do Pana wobec Izraela:Słońce, zatrzymaj się w Gibeonie, A ty, księżycu, w dolinie Ajalon! I zatrzymało się słońce, i stanął księżyc, dopóki naród nie zemścił się na swoich nieprzyjaciołach” (Joz. 10:12,13). Takich przykładów świadczących, że treść Biblii nie idzie w parze z powszechną nauką jest dużo więcej.
Tak, zgoda, powiedzą „badacze” Pism, to należy rozumieć obrazowo, bo w rzeczywistości jest to niemożliwe. Biblijna prawda o wiecznym potępieniu, jest też jedynie obrazem. Bóg jest przecież miłością, dlatego nie może męczyć na wieki biednych grzeszników. Dobrze, powiem, w takim więc razie prawda o śmierci i zmartwychwstaniu, też może być rozumiana jako pewnien obraz. No nie, mówią „badacze”, to są fakty, natomiast wieczne potępienie należy do rzeczy przyszłych, które w Biblii są przedstawione obrazowo. Przecież cała Księga Objawienia jest jedną wielką alegorią, a tam jest napisane najwięcej o rzeczach, które dopiero będą się działy.
Jezus powiedział, stając przed grobem Łazarza: „Jam jest zmarwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (Jan 11:25).  W Księdze Objawienia czytamy natomiast, że w przyszłości Bóg „otrze wszelką łzę z oczu ich, i śmierci już nie będzie” (Obj. 20:4), tak więc w wieczności już nic nie będzie, ani śmierci, ani piekła, ani życia wiecznego. Do takiego wniosku można dojść, jeśli będzie się jedynie badać Pisma, a nie wierzyć i przyjmować to, co powiedział Bóg.
Dwaj uczniowie Jezusa, zaraz po Jego ukrzyżowaniu, ogarnięci rozpaczą, że nie stało się tak, jak się spodziewali, w drodze do Emaus spotkali Mistrza. Pan Jezus w wielkiej trosce o to, aby byli w stanie wierzyć i przyjmować Słowo Boże, „wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach” (Łuk. 24:27). Bez tego, sami nie byliby w stanie pojąć o co chodzi z tym ukrzyżowaniem i zmartwychwstaniem.
Jezus powiedział, że my również, sami nie pojmiemy ani nie uwierzymy, jeśli nie posłuchamy Tego, „którego Ojciec pośle w imieniu moim, nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (Jan 14:26). To, co sami potrafimy, to dobrze pobłądzić, jak owca, która nie słucha głosu swego Pasterza.
Henryk Hukisz

Friday, September 27, 2013

Wieczne męki

 Należę do wymierającego już pokolenia, które pamięta czasy stalinowskie w Polsce. Zapamiętałem szczególnie jedną informację z początku lat pięćdziesątych ubiegłego wieku, nie wiem na ile jest prawdziwa, że Stalin miał zwyczaj cytować wersety biblijne w czasie oskarżania ludzi wierzących o zdradę ojczyzny. Pokazując w Biblii miejsce, gdzie jest napisane, że „nasza zaś ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa” (Filip. 3:20), żądał od wierzących oświadczenia, którą ojczyznę wybierają.  Przypuszczam, że to mogło być prawdą, bo przecież sam diabeł też pozwalał sobie na cytowanie Słowa Bożego w czasie kuszenia Chrystusa.
Apostoł Paweł napisał później, że diabelskie metody nie zmieniają się od wieków, gdyż wie jak najskuteczniej zwodzić ludzi. Pisząc do wierzących w Koryncie, Paweł ostrzegał ich przed fałszywymi nauczycielami, wskazując na diabelski podstęp, że „szatan przybiera postać anioła światłości” (2 Kor. 11:14). Później, gdy spotkał się ze starszyzną zboru efeskiego, udzielił im wiele rad odnośnie okazywania właściwej troski o powierzoną im trzodę. Apostoł wiedział, że diabeł jest specjalistą od zastawiania pułapek. Słowo Boże mówi nam już na samym początku Biblii, że szatan wcielony w węża „był chytrzejszy niż wszystkie dzikie zwierzęta” (1 Moj. 3:1). Dlatego my dzisiaj powinniśmy też zwracać szczególną uwagę na jego podstępne sztuczki, aby nie dać się zwieść, tak jak udało mu się osiągnąć swój cel w raju.
Uważam, że jedną z bardziej skutecznych pułapek, jakie szatan zastawia we współczesnym kościele, to przekonywanie wierzących, że nie ma piekła. Pisałem już o tym w maju ubiegłego roku (Piekła nie ma?), gdy w Stanach Zjednoczonych pojawiła się książka pod tytułem „Miłość zwycięża”. Autor tej publikacji, pastor dość dużego kościoła przekonuje w niej ludzi wierzących, że piekła nie ma, ponieważ Bóg jest miłością. Jako argumentów, Rob Bell używał wielu wersetów biblijnych na dowód swojej tezy. Obawiam się, że w ten sposób, zostało zwiedzionych wielu ludzi, głównie dlatego, że współcześni chrześcijanie nie znają dobrze Biblii. Pisałem o tym na polskim blogu ze względu na zagrożenia jakie często przychodzą do kraju z poza oceanu. 
Nie trzeba było długo czekać. Pod moim postem na ten temat znalazłem informację o blogu, na którym pewien pastor w Polsce przedstawia inne stanowisko, niż ja prezentowałem. Idąc śladem, jaki zostawił autor tego wpisu, dowiedziałem się, że jest on nie tyle pastorem, co nauczycielem jednej ze szkół teologicznych w Warszawie. Tak więc jego wpływy są dużo szersze, niż może stworzyć pojedyńczy zbór. Jest tam wykładowcą Wstępu do teologii protestanckiej oraz Wprowadzenia do Pisma Świętgo. Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że nauczyciel akademicki, kształcący przyszłą kadrę nauczycieli i pastorów poddaje w wątpliwość jeden z podstawowych dogmatów kościoła, do którego ta szkoła należy. Kościół wyznaje w swoim „Credo”, że „Bóg wyznaczył dzień, w którym będzie sądził świat sprawiedliwie przez Jezusa Chrystusa. W dniu tym będą sądzeni wszyscy ludzie oraz upadli aniołowie z szatanem na czele. Nastąpi wówczas powszechne zmartwychwstanie: sprawiedliwych w przemienionym ciele do życia wiecznego, niesprawiedliwych zaś – na wieczne potępienie. Dziedzictwem sprawiedliwych będzie „nowe niebo i nowa ziemia, w których sprawiedliwość mieszka”, zaś niesprawiedliwych – „jezioro ogniste”. Ta zasada wiary opiera się na szeregu wersetów biblijnych, które podane są w tekście wyznania wiary.
Wspomniany nauczyciel, po odwołaniu się do kilku wersetów biblijnych stwierdza – „Gdyby piekło miało istnieć wiecznie musielibyśmy pogodzić się z tym, że grzech i śmierć zostały uwiecznione, utrwalone na zawsze! Czyż Chrystus nie pokonał śmierci i grzechu? Czyż nie przyszedł na świat, aby pozbyć się tych rzeczy? Jeśli piekło będzie wieczne, to znaczy, że miłość i łaska Boga nie zdołały pokonać zła, bo ono pozostanie na "wieki wieków". To nie jest biblijny pogląd. Pismo Święte wielokrotnie używa symbolicznego języka do opisania ostatecznego losu grzeszników, ale jeśli zaczynasz rozumieć ten symboliczny język dosłownie to znaczy, że nie rozumiesz go wcale”
Kto tu nie rozumie Pisma Świętego?
Jeśli rzeczy ostateczne w Biblii zostały opisane językiem symbolicznym, to ta sama zasada odnosi się również do śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Takie teorie ogłaszali już najwięksi sceptycy Bożego natchniena w Biblii. Mógłbym zacytować tu szereg liberalnych teologów z Nitchem na czele, że Bóg umarł, a cała historia o powstaniu Chrystusa z martwych, została wyssana z palców przerażonych uczniów Pańskich.
Biblia wyraża się jasno i jednoznacznie, że ludzie są przeznaczeni do życia wiecznego. Wszyscy powstaną z prochu ziemi, „jedni do żywota wiecznego, a drudzy na hańbę i wieczne potępienie” (Dan. 12:2). Natomiast Nowy Testament podaję tę prawdę jeszcze bardziej zrozumiale, że kara wiecznego potępienia spotka tych, którzy nie przyjmą ewangelii mówiącej o zbawieniu przez Chrystusa. Paweł pisał do wierzących, aby wiedzieli, że „gdy się objawi Pan Jezus z nieba ze zwiastunami mocy swojej, w ogniu płomienistym, wymierzając karę tym, którzy nie znają Boga, oraz tym, którzy nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa. Poniosą oni karę: zatracenie wieczne, oddalenie od oblicza Pana i od mocy chwały jego” (2 Tes. 1:7-9).
Jeśli język ostatniej księgi Nowego Testamentu w przeważającej części jest alegoryczny, to w porównaniu z podanymi wersetami z listu Pawła, można uznać jego dosłowność za uzasadnioną. Apostoł Jan, będąc na zesłaniu na wyspę Patmos, otrzymał objawienie od samego Pana Jezusa. Wizje, jakie widział, wypełnione są wypowiedziami aniołów, wiernych posłańców Bożych, którzy oznajmiali Janowi, co będzie się działo w końcu czasu na ziemi. Oto słowa, jakie zapisał Jan, na polecenia Pana: „A diabeł, który ich zwodził, został wrzucony do jeziora z ognia i siarki, gdzie znajduje się też zwierzę i fałszywy prorok, i będą dręczeni dniem i nocą na wieki wieków. (...) I śmierć, i piekło zostały wrzucone do jeziora ognistego; owo jezioro ogniste, to druga śmierć” (Obj. 20:10, 15).
Chyba nikt nie odmówi najwyższego autorytetu słowom Pana Jezusa, który powiedział, nie w przypowieści, lecz wprost „Nie dziwcie się temu, gdyż nadchodzi godzina, kiedy wszyscy w grobach usłyszą głos jego; i wyjdą ci, co dobrze czynili, by powstać do życia; a inni, którzy źle czynili, by powstać na sąd” (Jan 5:28,29). Dalsza droga tych, którzy źle czynili, ponieważ ich grzechy na nich pozostaną, gdyż nie przyjęli wiarą usprawiedliwienia Chrystusa, została określona również dosłownie – „I odejdą ci na kaźń wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mat. 25:46).
Autor bloga, na którym pojawił się wpis o obrazowym języku Biblii odnośnie wiecznego potępienia, najprawdopodobniej wywodzi swoją teologię z tomów, jakimi posługują się Świadkowie Jehowy. Oni nie uznają wiecznego potępienia, nieśmiertelności duszy i  i wielu innych prawd biblijnych, dlatego dokonali własnego przekładu Biblii, na użytek swoich poglądow, Ale to jest już inny temat.
Pan Jezus, mówiąc o wiekiej miłości Ojca do zgubionych grzeszników, wskazał na ratunek, jaki zastał nam ofiarowany w krzyżu. Zostało to zapisane językiem zrozumiałym dla każdego, że „jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy” (Jan 3:14). Po tych słowach, pojawia się najbardziej znane zdanie zapisane w Biblii, a mianowicie – „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (w. 16).
To, jak poważna jest to sprawa, podkreśla sam Pan Jezus, mówiąc, że „kto wierzy w niego, nie będzie sądzony; kto zaś nie wierzy, już jest osądzony dlatego, że nie uwierzył w imię jednorodzonego Syna Bożego” (w. 18).
Wybór, gdzie będziemy spędzać wieczność, należy do nas!
Henryk Hukisz

Błogosławione bankructwo



  Wielogodzinne oczekiwanie na kolejną porcję chemii w gabinecie infuzji zabijałem czytaniem. Popularne obecnie tablety nie były jeszcze tak dostępne, dlatego posługiwałem się moim małym laptopem wypełnionym sporą ilościę książek i artykułów. Z głębokiej zadumy wywołanej ciekawą lekturą wyrwał mnie nagle siedzący obok mnie mężczyzna, pytając: „Sprawdza pan jak stoją akcje na giełdzie?”

Po chwili zastanowienia odpowiedziałem, że nie muszę sprawdzać moich akcji, ponieważ posiadam najlepsze na świecie i najpewniejsze, które nigdy nie tracą na wartości. Spojrzał na mnie zdziwiony, oczekując w milczeniu na wyjaśnienie, co mam na myśli. Posiadam akcje Królestwa Niebieskiego, powiedziałem, które są ugruntowane na Bożych wartościach, i żaden kryzys ich nie zniszczy.

Apostoł Paweł scharakteryzował chrześcijan swojej epoki – „jako zasmuceni, ale zawsze weseli, jako ubodzy, jednak wielu ubogacający, jako nic nie mający, a jednak wszystko posiadający” (2 Kor. 6:10). Tak było kiedyś, gdy chrześcijanie pokładali swoją nadzieję nie w bogactwie tego świata, lecz w pewnych obietnicach, jakie Bóg umieścił w Chrystusie. Niestety, dzisiaj wielu wierzących w Boga uważa, ze prawdziwym znakiem błogosławieństwa w życiu jest bogactwo tego świata. Miarą Bożej opatrzności jest luksusowy samochód w garażu, willa z basenem, stanowisko co najmniej menadżera i wczasy spędzane pod palmami. Wielu pastorów i nauczycielu ewangelii dobrobytu, takie pojęcie błogosławieństwa demonstruje swoją postawą i manierami. 

Najbardziej popularnym podziałem ludzi w świecie jest podział na biednych i bogatych. Uważam, że jest to bardzo mylący podział, ponieważ jest zależny od przyjętej granicy bogactwa. Jeśli ją wyznaczymy na poziomie sześciocyfrowego rocznego dochodu, to większość znajdzie się na granicy ubóstwa. Natomiast, jeśli posiadamy żywność w lodówce, ubranie na sobie, dach nad głową i miejsce do spania, to jesteśmy bogatsi niż 75% ludzi na świeice. Dlatego prawdziwie brzmi oświadczenie majątkowe apostoła Pawła – „Nauczyłem się przestawać na tym, co mam: Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek” (Filip. 4:11,12).  

Król Dawid, zanim zasiadł na tronie, znosił w swoim życiu doświadczenia, jakich nawet sobie nie wyobrażamy. Był ścigany przez króla Saula za to że Bóg mu błogosławił, musiał ukrywać się u największego wroga Izraela, udawał obłakanego, aby chronić swoje życie. Jednak nigdy nie tracił pewności, że Boża obecność mu towarzyszy w tych sytuacjach. Gdy pewnego razu wraz w towarzyszącą mu grupką przyjaciół wrócili do swojej kryjówki w miasteczku Syklag, zastali je splądrowane, spalone a rodziny zostały uprowadzone. W tej sytuacji, nawet jego przyjaciele odwrócili się od niego, obwinijając go za to nieszczęście. Dawid jednak „pokładał zaufanie swoje w Panu, swoim Bogu” (1 Sam. 30:6).

Lecz Dawid nie zawsze posiadał tak mocne przekonanie o Bożej obecności. Uczył się tego w różnych okolicznościach, jak każdy z nas, gdy oceniamy pewne sytuacje na swój sposób. Dawid, widząc jak dobrze powodzi się ludziom nieprawym, zastanawiał się: „Czy więc na próżno w czystości zachowywałem serce moje i w niewinności obmywałem ręce moje?” (Ps. 73:13). Lecz gdy przybliżył się do Pana, gdy spojrzał na tę sytuację w świetle Ducha Świętego, to zrozumiał, że oni stoją na śliskim gruncie, że „Znikają, giną z przerażenia. Jak pierzcha sen, gdy się człowiek budzi, tak Ty, Panie, gdy się ockniesz, wzgardzisz ich mrzonkami” (Ps. 73:19,20). Ten wspaniały Psalm kończy się duchowym morałem, a mianowicie, że „moim szczęściem być blisko Boga. Pokładam w Panu, w Bogu nadzieję moją, aby opowiadać o wszystkich dziełach twoich” (Ps. 73:28).  

Wszyscy znajdujemy się w jednakowym położeniu, żyjemy z Bożym, postanowieniem aby „raz umrzeć, a potem sąd” (Hebr. 9:27). Jakimi staniemy przed Bożą stolicą sądową? Czy będziemy mogli zabrać ze sobą nagromadzone materialne błogosławieństwa? Nasz rodzimy chrześcijański piosenkarz ujął tę prawdę w słowach: „Zabiorę do raju złota pełen wór, będzie jeszcze piękniej, będzie jeszcze złociej. Czy przez ciasnę brame przejedzie mój wóz? Nie będę po raju przecież chodził na piechotę” (Piotr Nazaruk, „Wielbłąd”). Lecz brama jest ciasna, i nic ze sobą nie wniesiemy, wszystko trzeba będzie zostawić.

Jednym z błogosławieństw, o jakich mówił Pan Jezus, jest stan ubóstwa – „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios” (Mat. 5:3). Tak, powiedzą zaraz zwolennicy błogosławieństw materialnych, Jezus mówił o ubóstwie duchowym. Oczywiście, że tak Jezus powiedział, lecz nasz stan duchowy jest powiązany z naszą zewnętrzną sytuacją. Pan Jezus, znawca ludzkich serc powiedział nieco dalej, że „gdzie jest skarb twój - tam będzie i serce twoje” (Mat. 6:21). Nie dajmy się zwieść myślom, że można być bogatym i żyć beztrosko. Znów odwołam się do słów Pana Jezusa – „Zaprawdę powiadam wam, że bogacz z trudnością wejdzie do Królestwa Niebios” (Mat. 19:23). A chyba nikt lepiej nie znał się na tym, kto wejdzie do Królestwa Bożego, jak Chrystus. 

Apostoł Paweł, który posiadł umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji materialnej, ostrzegał wierzących - „A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie” (1 Tym. 6:9). Aby nie było żadnej wątpliwości co do bycia bogatym, Paweł ujmował i to zgadnienie w nauczaniu apostolskim. Pisał otwarcie, że warto jest być bogatym, lecz miał na uwadze inne wartości – „Bogaczom tego świata nakazuj, ażeby się nie wynosili i nie pokładali nadziei w niepewnym bogactwie, lecz w Bogu, który nam ku używaniu wszystkiego obficie udziela, ażeby dobrze czynili, bogacili się w dobre uczynki, byli hojni i chętnie dzielili się z innymi” (1 Tym. 6:17,18).

Błogosławieństwo nieposiadania bogactw tego świata owocuje w pokładaniu nadziei w pewniejszym bogactwie, jakim jest obecność Pana. Wszystko co posiadamy, zawdzięczamy Bożej łasce. Możemy wówczas powiedzieć wraz z apostołem Pawłem: „Dosyć masz, gdy masz łaskę moją, albowiem pełnia mej mocy okazuje się w słabości” (2 Kor. 12:9).

Pragnę zakończyć to rozważanie poleceniem, jakie zostawił dla nas apostoł Piotr: „Dlatego okiełzajcie umysły wasze i trzeźwymi będąc, połóżcie całkowicie nadzieję waszą w łasce, która wam jest dana w objawieniu się Jezusa Chrystusa” (1 Ptr. 1:13). Jeżeli całą nadzieję położymy w łasce, nie będzie potrzeby, aby pokładać ją w czymkolwiek innym.

Henryk Hukisz

Thursday, September 26, 2013

Obcy ogień chwały



  Oddawanie chwały Bogu należy do spraw priorytetowych w życiu prawdziwego chrześcijanina. Podkreślam fakt, że chodzi o życie takiej osoby, która nie tylko wyznaje swoją wiarę w Boga, lecz na codzień żyje zgodnie z Jego Słowem. Pan Jezus na samym początku Swej misji na ziemi zwrócił uwagę tym, którzy ewentualnie chcieliby Go naśladować, że „nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie” (Mat. 7:21). Natomiast w rozmowie z kobietą samarytańską oświadczył, że „Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie” (Jan 4:24).

Ta wypowiedź dotyczyła kwestii oddawania czci Bogu w prawidłowy sposób. Samarytanka uważała, że właściwym miejscem jest góra Garizim tak, jak to zostało przekazane przez ojców. Żydzi natomiast twierdzili, że jedynie Jerozolima jest uznanym przez Boga miejscem, ponieważ w niej znajduje się świątynia. Słowa Pana Jezusa wywołały tak wielkie wrażenie na tej niewieście, że gdy pobiegła do swojego miasteczka, wołała do napotkanych mieszkańców: „Chodźcie, zobaczcie człowieka, który powiedział mi wszystko, co uczyniłam; czy to nie jest Chrystus?” (Jan 4:29). Słowo „Chrystus” nie oznaczało wóczas nazwiska osoby, lecz jej charakter, gdyż znaczy „Pomazaniec” lub inaczej „Namaszczony” przez Boga do szczególnej misji. Od dawnych czasów w Izraelu oczekiwano na przyjście Pomazańca, którym jest zapowiadany Mesjasz.
Oddawanie czci Bogu wiąże się z uznaniem Jego chwały, jako jedynego Boga i Pana wszechświata. Biblia jest spisaną kroniką objawienia Bożej chwały ludziom, wpierw za pośrednictwem Mojżesza, później w wydarzeniach związanych z narodem wybranym, a w końcu przez zesłanie Bożego Syn na ziemię w celu odkupienia grzesznej ludzkości. Zawsze, w chwili pojawienia się znaków świadczacych o Bożej chwale, ludzie, którzy byli tego świadkami, padali na swoje oblicza, aby w ten sposób oddać Bogu cześć.
Jednym z miejsc, na którym Bóg objawił Swoja chwałę, była góra Synaj. Mojżesz, gdy miał wejść na tę górę, aby odebrać Boże Przykazania, doświadczył czegoś szczególnego, gdyż „zamieszkała chwała Pana na górze Synaj, a obłok okrywał ją przez sześć dni. Siódmego dnia zawołał na Mojżesza z obłoku(2 Moj. 24:16). Z opisu tego wydarzenia wiemy, że nikt nie mógł nawet wejść na zbocze Synaju, a Mojżesz po zejściu na dół, musiał zasłaniać swoje oblicze, gdyż lśniło od Bożej chwały.
Później, gdy Pan prowadził ten naród do Ziemi Obiecanej, nakazał Mojżeszowi postawić Przybytek, w którym zostało wydzielone szczególne miejsce, zwane najświętszym. Izraelici, gdy chcieli oddać cześć swemu Bogu, mogli jedynie wejść na dziedziniec, aby złożyć ofiarę oczyszczenia, po czym dopiero mogli szczerym sercem czcić Pana. Na ołtarzu stojącym w miejscu świętym płonął ogień, który był świadectwem świętości Boga, i dlatego musiał stale płonąć. Lecz oddawanie czci Bogu nie polegało jedynie na przychodzeniu do tego Przybytku. Prawdziwa cześć, jakiej godzin jest Bóg, okazywana jest w posłuszeństwie Bożemu Słowu – „będziesz więc przestrzegał przykazań Pana, Boga twego, chodząc jego drogami i okazując mu zbożną cześć” (5 Moj. 8:6).  
Z uważnej lektury Biblii wiemy, że Bóg szczególnie był wrażliwy na to, w jaki sposób ludzie oddają Mu cześć. Cała historia narodu wybranego jest smutnym świadectwem niewierności i odwracaniu się od prawdziwego Boga. Izraelici mieli już tak zatwardziałe serca, że zachęcali się nawzajem do oddawania czci bożkom pogańskim. W świątyni ustawiano obrzydliwe posągi bóstw po to, aby składać przed nimi ofiary, nawet ludzkie, nie przejmując się Bożym gniewem.
Prorocy wzywali nieustannie do opamiętania się, do pokuty i nawrócenia, lecz ich głos był zagłuszany śpiewem uwielbienia dla pogańskich bożków. Dlatego też historia tego narodu jest dzisiaj poważnym ostrzeżeniem dla Kościoła. Autor Listu do Hebrajczyków, kierując jego treść głównie do synów i córek tego narodu, ostrzega również cały Kościół, aby ludzie wierzący oddawali Bogu cześć godnie – „Przeto okażmy się wdzięcznymi, my, którzy otrzymujemy królestwo niewzruszone, i oddawajmy cześć Bogu tak, jak mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią” (Hebr. 12:28). Myślę, że bardzo przekonywyjąco brzmią słowa z tego listu, którymi autor przywodzi na pamięć wydarzenia sprzed tysiący lat, gdy Mojżesz drżał z przerażenia, wchodząc na tę Bożą górę. Bóg przypomia nam dzisiaj – „Lecz wy podeszliście do góry Syjon i do miasta Boga żywego, do Jeruzalem niebieskiego i do niezliczonej rzeszy aniołów, do uroczystego zgromadzenia, i zebrania pierworodnych, którzy są zapisani w niebie, i do Boga, sędziego wszystkich, i do duchów ludzi sprawiedliwych, którzy osiągnęli doskonałość i do pośrednika nowego przymierza, Jezusa, i do krwi, którą się kropi, a która przemawia lepiej niż krew Abla” (Hebr. 12:22-25). Dlatego my tym bardziej winniśmy oddawać Bogu cześć tak, jak jest to Mu miłe - „z nabożnym szacunkiem i bojaźnią”.
Jeszcze w czasach Mojżesza, gdy Przybytek ustawiony na pustyni był miejscem objawienia Bożej chwały, gdy Izraelici padali na swoje oblicza na widok dymu unoszącego się nad tym namiotem, wokół tego miejsca panowała szczególna atmosfera. Namiot ten nazywano Świętym Przybytkiem, ze względu na Bożą obecność w nim. Wydarzenie, jakie chcę przypomieć, miało miejsce bezpośrednio po wyświęceniu Aarona na kapłana, gdy wyznaczono święte służby w Przybytku, gdy złożono pierwsze ofiary Bogu. Wówczas „chwała Pana ukazała się całemu ludowi, wyszedł bowiem ogień od Pana i strawił na ołtarzu ofiarę całopalną i tłuszcz. A gdy to ujrzał cały lud, wydał radosny okrzyk i padł na twarz” (3 Moj. 9:24).
Nie wiemy ile czasu upłynęło od tego momentu, gdy dwaj synowie Aarona, Nadab i Abihu, znani z niezbyt czystego życia, „wzięli kadzielnice, każdy swoją, włożyli w nie ogień i nasypali nań kadzidła, i ofiarowali przed Panem inny ogień, którego im nie nakazał” (3 Moj. 10:1). Reakcja Boga była natychmiastowa, podobnie jak w przypadku Ananiasza i Safiry w czasach apostolskich, „wyszedł ogień od Pana i spalił ich, tak że zmarli przed Panem” (w. 2).
Dlaczego o tym piszę? Jest to zwykłą reakcją, jaką powinno mieć każde dziecko Boże na widok współczesnych scen, na których „oddaje się Bogu cześć” przy dźwiękach, a raczej jazgocie muzycznym zespołów heavy metalowych. Zamiast słów uwielbienia dla Boga i Pana wszechświata, powtarzane są mantry wywołujące psychiczne odurzenie tłumnie zgromadzonej głównie młodziezy. Widok trzęsących się w transie ludzi nie ma nic współnego z nabożnym szacunkiem i bojaźnią Bożą.
Jeśli ktoś uważa, że Bóg porządku i harmonii ma w tym upodobanie, to chyba nie bierze na poważnie ostrzeżenia – „Albowiem Bóg nasz jest ogniem trawiącym” (Hebr. 12:29).
Załączone do rozważania zdjęcie przedstawia "chrześcijański" zespół, o którym czytamy w Wikipedii - "Stryper – amerykańska grupa muzyczna wykonująca chrześcijański glam metal i cięższe odmiany rocka. Powstała w 1983 roku w hrabstwie Orange (Kalifornia). Zespół początkowo występował pod nazwą Roxx Regime, jednak szybko zmienił repertuar na zawierający wyznania wiary, co skutkowało również zmianą nazwy na Stryper. Nazwa została zaczerpnięta z księgi Izajasza 53:5 - (KJV), natomiast perkusista grupy rozwinął ją później jako akronim słów "salvation through redemption, yielding peace, encouragement and righteousness" ("zbawienie przez odkupienie, uzyskanie pokoju, chęci i sprawiedliwości").

Osobiście uważam, że łączenie ran Chrystusa z taką muzyką, jest bluźnierstwem.
Henryk Hukisz

Sukces w drodze do celu

W świecie biznesu najbardziej liczy się sukces. Jego brak jest najprostszą drogą do bankructwa. Niepokoją mnie, coraz częściej spotykane, wezwania do podobnego nastawienia w życiu chrześcijańskim. Na zborowych tablicach ogłoszeń, a najczęściej na portalach internetowych, pojawiają się zaproszenia na różnego rodzaju konferencje i seminaria na temat osiągania sukcesów w osobistym życiu. 

Niebezpieczeństwo polega na tym, że sam sukces może stać się bogiem, zamiast doprowadzić do społeczności z naszym Ojcem w niebie. Posługiwanie się przykładami ze świata biznesu w środowisku chrześcijańskim prowadzi wprost do wielkich przekrętów Słowa Bożego. Wskazywanie na osobisty sukces twórcy Facebook’a czy Polskiego piłkarza może jedynie doprowadzić do budowania własnych celów, tworzenia własnego imperium wartości, które nigdy nie będą zgodne z Bożymi. Pastor Tim Keller w książce „Fałszywi bogowie” pisze, że sukces osobisty może wytworzyć w nas odczucie, że to my sami postawiliśmy siebie na szczycie naszych osiągnięć.
Dlatego zastanawia mnie to, czy można zachować właściwą proporcję, pomiędzy odnoszeniem sukcesów będąc w drodze do celu, a osiągnięciem samego celu. Można spędzić całe życie na skupianiu uwagi na poszczególnych elementach naszego duchowego życia, zatracając z pola widzenia cel ostateczny. Najlepszym ostrzeżeniem dla nas mogą być słowa apostoła Pawła, który zastanawiał się, „bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony” (1 Kor. 9:27).
Przeczytałem niedawno w jakimś podręczniku na temat pełni życia, że sukcesem jest już sam droga, a nie przeznaczenie, do którego prowadzi. Nie zgadzam się z przeniesieniem tego hasła do życia chrześcijańskiego, gdyż naszym głównych celem, jedynym jaki się liczy, jest wejście do radości naszego Ojca w niebie. Wszystko inne, to co prowadzi do osiągnięcia tego celu, jest jedynie środkiem, drogą, którą dla nas jest sam Jezus Chrystus. On sam wypowiedział to w jednym zdaniu: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (Jan 14:6). Nasza pobożność, nasze modlitwy, posty i wszystkie wyrzeczenia są niczym bez Niego. Znaczenie ma jedynie trwanie w Nim, gdyż - „beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15:5) - ostrzega nas sam Chrystus. Tak więc przywiązywanie wielkiej uwagi do odnoszenia chwilowych sukcesów może spowodować odwrócenie jej od głównej Osoby, bez której nic się nie liczy w Bożej ocenie naszych dokonań.
Wszyscy jesteśmy sługami Bożymi, gdyż zostaliśmy przeznaczeni do wykonania powierzonego nam zadania. Nasz Pan, zgodnie z naszymi zdolnościami, przekazał nam „talenty”, jak to sam określił w przypowieści – „I dał jednemu pięć talentów, a drugiemu dwa, a trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał” (Mat. 25:15). Nauka jaka płynie z tego podobieństwa, jest prosta – mamy obracać, mówiąc inaczej, musimy używać te zdolności, jakimi zostaliśmy obdarowani przez Stwórcę, dla Jego chwały. Dobrzy słudzy, po wykonaniu powierzonego im zadania powiedzą: „Sługami nieużytecznymi jesteśmy, bo co winniśmy byli uczynić, uczyniliśmy” (Łuk. 17:10).
Apostoł  Paweł udziela nam bardzo prostej lekcji na temat znaczenia naszego życia, które jest jedynie drogą do celu. Porównał je do listu, w którym Bóg oznajmia wszystkim ludziom na świecie Swoją miłość wyrażoną w Swoim Synu. Celem naszego doczesnego życia jest składanie świadectwa o tym, że zostaliśmy zbawieni z łaski. Nie nasze własne słowa i uczynki, lecz list napisany przez Ducha Świętego na naszych sercach, jest jedynym czytelnym przekazem. Uczynki, które są owocem Ducha Świętego, mogą jedynie uwielbić Boga. Tak więc nie możemy sobie przypisać sukcesu w wydaniu nawet najmniejszego owocu, którego twórcą w nas jest Duch Boży.
Paweł zwraca uwagę, że nie jesteśmy w stanie przypisać sobie nawet naszych własnych myśli -  „jakobyśmy byli zdolni pomyśleć coś sami z siebie i tylko z siebie, lecz zdolność nasza jest z Boga” (2 Kor. 3:5). Niczego nie doszukiwał się w sobie samym. Dlatego ten pokorny sługa Boży wyznał szczerze: „albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny” (2 Kor. 12:10). Służba, do której zostaliśmy powołani, opiera sie na innych zasadach, niż ta, którą wykonywali Izraelici. Oni mogli służyć jedynie w przybytku, który był cieniem tego, do którego my mamy dostęp, gdyż my przyszliśmy „do pośrednika nowego przymierza, Jezusa, i do krwi, którą się kropi, a która przemawia lepiej niż krew Abla” (Hebr. 12:24).
Nowe przymierze określa nowe reguły, które liczą się w relacji z Bogiem. Już nie własne sukcesy, lecz dzieło Chrystusa ma znaczenie dla Boga. To On sam „uzdolnił nas, abyśmy byli sługami nowego przymierza, nie litery, lecz ducha, bo litera zabija, duch zaś ożywia” (2 Kor. 3:6). Obawiam się, że wszelkiego rodzaju wezwania do osiągania sukcesów, nawet najbardziej duchowo brzmiące, mogą być jedynie zachętą do chlubienia się sobą samym.
Na zakończenie, chcę jeszcze raz wrócić do słów apostoła Pawła, który mógłby wskazać na wiele sukcesów w swoim życiu. Zamiast tego, wolał powiedzieć o sobie: „wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę” (Filip. 3:7). Greckie słówko "κερδη" [kerde] określa pewną formę sukcesu, osiągnięcie korzyści. Paweł jednak, „ze względu na Chrystusa”, którego pragnął uczcić najbardziej przez swoje życie, nie chciał niczego przypisywać sobie, żadnych własnych sukcesów. Dlatego mógł, z nadzieją opartą na Chrystusie, oczekując na nasze wspólne przeznaczenie, zachęcać i nas słowami: „My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem” (2 Kor. 3:18). Nic z nas samych, wszystko dzięki Jego łasce!
Cel nie uświęca środków – tak jest w Bożym Królestwie. W tym świecie jest odwrotnie, środek może stać się celem. Pan Jezus wyraźnie określił Swoje pochodzenie, mówiąc: „Królestwo moje nie jest stąd” (Jan 18:36). Dlatego zapewnia nas, że gdy będzie nas przedstawiać Ojcu, to powie z całym przekonaniem, że ci „nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata” (Jan 17:16). Na ten sukces pracował On sam, i to bardzo ciężko, gdyż oddał Swoje życie.
Henryk Hukisz

Friday, September 20, 2013

A kto święty, ...

 Apostoł Jan, w proroczej wizji jaką dał mu łaskawie oglądać Chrystus, widział rzeczy niesamowite. Czytelnik księgi, mylnie zwanej Objawieniem Jana, z wielkim zadziwieniem poznaje wydarzenia, których zrozumienie graniczy z cudem. Osobiście bardzo lubię zaglądać na ostatnie stronice „Objawienia Jezusa Chrystusa” (Obj. 1:1), na których malowany jest obraz  nowego nieba i nowej ziemi, gdyż tam „śmierci już nie będzie ani żałoby, ani krzyku, ani bólu już nie będzie; bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Obj. 21:4).

Wierzę, że żyjemy w czasie, w którym „Duch i oblubienica mówią: Przyjdź!” (Obj. 22:17), dlatego powinniśmy zwracać większą uwagę na wszelkiego rodzaju zachęcenia i przestrogi, gdyż „dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy” (1 Tes. 5:2)

Słowo Boże wyraźnie określa rodzaj wydarzeń, jakie będą miały miejsce na naszej ziemi, zanim Bóg wypełni Swój wielki plan odkupienia i zgromadzi wszystkich odrodzonych „nie ze zniszczalnego nasienia, ale z niezniszczalnego, dzięki Słowu Boga, które żyje i trwa” (1 Ptr. 1:23). W tym wielkim momencie nastąpi radykalne oddzielenie „owiec” od „kozłów”, gdyż tylko jedni usłyszą: „Zbliżcie się, błogosławieni Mojego Ojca, weźcie w posiadanie Królestwo, przygotowane wam od założenia świata” (Mat. 25:34).  Pan Jezus na samym początku Swej misji na ziemi zapowiedział wyraźnie, że „nie każdy, kto mówi do Mnie: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios, ale ten, kto spełnia wolę Mojego Ojca, który jest w niebie” (Mat. 7:21). I chociaż wielu będzie się usprawiedliwiać: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy w Twoim imieniu, czy w Twoim imieniu nie wypędzaliśmy demonów i w Twoim imieniu nie dokonywaliśmy wielu cudów?” (w. 22), to jednak usłyszą zdecydowane oświadczenie Chrystusa: „Nigdy was nie znałem, odstąpcie ode Mnie wy, którzy się dopuszczacie bezprawia” (w. 23).

Myślę, że współcześnie jest wielu chrześcijan, którzy nie znają tych słów, i nie chcą, aby im ktokolwiek je przypominał. Wielu nauczycieli w kościołach nie zwiastuje takiej ewangelii, wolą raczej mówić o tym, że łaskawy Bóg Ojciec przyjmie każdego, kto ma taką nadzieję. Przecież – mówią – Bóg jest miłością, i nikogo nie pośle do piekła. Zapomina się jednak, że oprócz miłości, święty Bóg nie przestaje być sprawiedliwym Bogiem. Dlatego apostoł Paweł, już na samym początku istnienia Kościoła wyprowadzał wierzących z błędu pisząc, że „Bóg nie pozwala szydzić z Siebie. Co bowiem człowiek posieje, to będzie zbierał” (Gal. 6:7)

Czyżby nasze zbawienie zależało od naszych uczynków? Przenigdy! Nasze uczynki są natomiast świadectwem prawdziwego odrodzenia z nasienia niezniszczalnego, czyli przez Słowo Boże, które jedynie trwa na wieki. Jeśli naprawdę zaufaliśmy Chrystusowi i poszliśmy Jego śladem, biorąc swój krzyż każdego dnia, „abyśmy tak, jak Chrystus został wskrzeszony z martwych dzięki chwale Ojca, i my prowadzili nowe życie” (Rzym. 6:4). Jedynie, będąc wszczepieni w Niego, w prawdziwy krzew winny, możemy wydawać w naszym życiu prawdziwy owoc Duch Świętego. 

Gdy przypomnimy sobie słowa, jakimi apostoł Paweł charakteryzuje chrześcijan czasów ostatecznych, to zrozumiemy, że wśród wierzących będzie wielu, „udających pobożność, ale odrzucających jej moc” (2 Tym. 3:5). Pozór, czyli zewnętrzna forma, nazewnictwo, ceremonie, tradycje,... to wszystko, co we współczesnym chrześcijaństwie zaczyna motywować ludzi do przyłączenia się. Można pewne wydarzenia nazywać poprawnie, jak np. „jedni sercem, jedni duchem”, albo „wolni w Chrystusie”, lecz czy naprawdę „szata zdobi człowieka”? Takie akcje porywają tysiące i w tłumie łatwiej jest wołać „Pani, Panie”. Lecz czy po takim „evencie” spadnie niemoralność i wzrośnie dobroć i miłość wśród ludzi na co dzień? Jak widzimy, w naszym tzw. "chrześcijańskim" narodzie, rośnie fala hejtu, który ostatnio wkrada się w szeregi pro katolickich przedstawicieli władzy.

Pan Jezus, Głowa Kościoła, daje wyraźne polecenie tym, których usprawiedliwił -„kto jest święty, niech się jeszcze uświęci” (Obj. 22:11). Czyżby nie wystarczyła świętość, jaką nabywa się w chwili narodzenia na nowo? Przecież Słowo Boże zapewnia nas, którzy weszliśmy na drogę odrodzenia, że już mamy życie wieczne, że jesteśmy „świętymi”, a szata sprawiedliwości Chrystusowej osłania nas przed świętym wzrokiem wszechwiedzącego i sprawiedliwego Boga. Dlaczego więc mamy jeszcze się uświęcać?

Posłuchajmy wspaniałej nauki apostoła Piotra, który wszedł na drogę, na której Pan prowadził go tam, gdzie nie chciał, aby swoją „śmiercią uwielbić Boga” (Jan 21:19). W liście do rozproszonych dzieci Bożych, czyli do tych, którzy nazywani zostali świętymi, Piotr pisał – „Jako posłuszne dzieci nie ulegajcie pożądliwościom, które kierowały wami wcześniej, gdy żyliście w nieświadomości, ale za przykładem świętego, tego, który was powołał, sami też bądźcie święci w swoim postępowaniu” (1 Ptr. 1: 14-16). Czyżby te słowa odnosiły się tylko do tych, którzy kiedyś byli rzucani dzikim zwierzętom na pożarcie, albo paleni na średniowiecznych stosach?

Myślę, że chrześcijanie naszej doby, zamiast dyskutowania na temat spędzania nago wolnego czasu w saunie, pokładając ufność w swojej wewnętrznej czystości myśli, powinni bardziej mieć na uwadze to wezwanie do świętości. Uważam, że nie powinno być przyzwolenia na nieuczciwość pośród nauczycieli Słowa Bożego, zakładając, że nawet przez „obłudne zwiastowanie” Bóg może zbawić grzesznika. Apostoł Paweł przestrzega wszystkich wierzących: "Tak więc każdy, kto  myśli, że stoi, niech uważa, aby nie upadł" (1 Kor. 10:12).

Powrócę na koniec do apostoła Piotra, który mając na uwadze brak czujności w czasach ostatecznych, wzywał wierzących, uświęconych i oczyszczonych krwią Baranka, że „skoro to wszystko zostanie zniszczone, to jacy wy powinniście być w świętym postępowaniu i pobożności, oczekując  przyjścia dnia Boga” (2 Ptr. 3: 11,12). Mając to właśnie na uwadze, Piotr pisze dalej: "Dlatego umiłowani, oczekując tego, postarajcie się, abyście zostali przez Niego znalezieni bez skazy i nagany w pokoju" (w. 14).

Jestem głęboko przekonany, że polecenie, jakie Pan Jezus kazał zapisać Janowi na wyspie Patmos „kto jest sprawiedliwy, niech jeszcze czyni sprawiedliwość, a ten, kto jest święty, niech się jeszcze uświęci(Obj. 22:11), odnosi się szczególnie do Kościoła czasów ostatecznych, czyli do nas.

Henryk Hukisz