Thursday, May 31, 2012

Język Boga

 W czasie mojej pierwszej podróży na Zachód w 1970 roku, znalazłem sie w Holandii w domu bardzo serdecznych ludzi wierzących. W czasie tej wizyty pojawił się jeden problem, oni nie znali innego języka poza holenderskim, a ja też nie znałem tego języka. Pamiętam,że próbowaliśmy rozmawiać na jakiś biblijny temat, posługując się swoimi Bibliami, ja pokazywałem wersety w mojej, a oni odpowiadali, pokazując mi wersety w swojej. Nawet osiągnęliśmy pewnego rodzaju zrozumienie w omawianej kwestii. Niestety, dziś już nie pamiętam szczegółów, gdyż miało to miejsce ponad czterdzieści lat temu.
Bóg mówi do nas - tak najczęściej odbieramy Jego słowa, gdy czytamy Biblię. Jezus, odwieczny Logos, jest ucieleśnieniem Bożych słów, skierowanych do człowieka, jedynego inteligentnego stworzenia, które może zrozumieć mowę Boga. Ewangelista Jan rozpoczyna swoją relację o życiu i działalności Mesjasza słowami: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo” (Jan 1:1). To brzmi podobnie, jak rozpoczyna się nasza Biblia – „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię” (1 Moj. 1:1), i zaraz potem czytamy: „I rzekł Bóg: Niech stanie się światłość. I stała się światłość” (w. 3). Przez kolejne sześć dni, wielokrotnie z ust Bożych padały pełne stwórczej mocy słowa „niech się stanie”, aż do szczególnego polecenia: „Uczyńmy człowieka na obraz swój” (w. 27).
Autor Listu do Hebrajczyków podaje nam definicję wiary pisząc, że jest „pewnością tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy” (Heb. 1:1). Dzięki tej szczególnej zdolności  poznajemy również, „że światy zostały ukształtowane słowem Boga, tak iż to, co widzialne, nie powstało ze świata zjawisk” (w. 3). Wiara karmi się tym, co pochodzi z ust Bożych, i prawdę mówiąc, Boże Słowo jest jej jedyną odżywką, w przeciwnym przypadku, byłaby przesądem lub domysłem. Bóg określił jednoznacznie, że Jego słowa będa pokarmem dającym człowiekowi prawdziwe życie. Manna, jaką karmił swój naród przez czterdzieści lat wędrówki po pustyni, była znakiem, aby poznali, „iż człowiek nie samym chlebem żyje, lecz że człowiek żyć będzie wszystkim, co wychodzi z ust Pana” (5 Moj. 8:3). Gdy diabeł próbował zwieść Chrystusa, podsuwając Mu kilka kamiennych „kromek”, usłyszał to samo – „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mat. 4:4).
Jakim językiem posługuje sie Bóg? Hebrajskim, greckim, wszystkimi naraz, każdym pojedyńczo? Znamy jedną z pierwszych historii jaka wydarzyła się tysiące lat temu w krainie Synear. Panujący tam możnowładca Nimrod, prawnuk Noego, postanowił zbudować wysoką wieżę, aby sięgnąć nieba z jej szczytu. Charakterystyką tamtych czasów było to, że „cała ziemia miała jeden język i jednakowe słowa” (1 Moj. 11:1). A że Bogu ten pomysł nie spodobał się, więc postanowił pomieszać robotnikom języki, „aby nikt nie rozumiał języka drugiego” (w. 7). Działanie Boga było tak skuteczne, że zaniechali budowy wieży, i rozproszyli się po całej ziemi, gdyż przestali siebie na wzajem rozumieć.
Dziś na świecie istnieje około 6-7 tysięcy różnych odmian języka. Powstają różne szkoły uczenia się języków, aby pomóc ludziom porozumiewać się ze sobą. Ja pamiętam czas, gdy w polskich szkołach obowiązywała nauka obcego języka i był nim rosyjski. Później nastąpiła wielka polityczna przemiana, i większość zaczęła uczyć się jezyka angielskiego. Każdy chce rozumieć więcej, niż jest to możliwe przy znajomości swojego języka ojczystego, dlatego uczymy się języków przydatnych w życiu.
Gdy rozpoczynałem studia teologiczne, oprócz języka ojczystego, znałem już dość dobrze rosyjski, słabiej francuski. Na studiach musiałem, i bardzo tego chciałem, uczyć się języków biblijnych, czyli hebrajskiego i starożytnej greki, że o łacinie nie wspomnę. Dodatkowo mogłem uczyć się niemieckiego i angielskiego. Znajomość języków pomaga w życiu, szczególnie gdy znajdujemy się wśród ludzi posługujących się innymi językami. Wszyscy płacimy za zwariowany pomysł Nimroda, wiemy bowiem, że nie ma łatwej metody opanowania obcego języka.
Biblia, Boże Słowo, została napisana w językach ludzi, którzy w czasie jej powstawania żyli na ziemi, dlatego istnieje możliwość jej zrozumienia. W czasach Starego Testamentu zrozumienie Pism Świętych było o tyle łatwe, gdyż dotyczyło jednego narodu. Bóg przemawiał językiem zrozumiałym dla wszystkich obywateli tego narodu. Gdy Mojżesz mówił w imieniu Pana, każdy wiedział o co chodzi. Prorocy, mówiący z natchnienia, posługiwali się językiem zrozumiałym przez wszystkich. 
Czasy Nowego Testamentu wypadają na okres hellenistyczny. Chociaż imperium Aleksandra Wielkiego już nie istniało, lecz pozostał ogromny wpływ kultury greckiej i dość powszechne używanie greki, obok języka aramejskiego. Wszystkie Pisma Nowego Testamentu zostały napisane w tym właśnie języku, chociaż już martwym, patrząc z pozycji naszego czasu, to jednak był to język zrozumiany dla większości w tamtym czasie.
Znajomość Biblii, przetłumaczonej na język łaciński, znana była jedynie kapłanom i teologom kościoła, którym rządzili papieże. Dopiero w średniowieczu, dzięki Lutrowi, Pismo Święte stało się dostępne dla każdego, kto znał niemiecki. Ludzie nie byli już więcej zdani na słowne wyjaśnianie treści Biblii przez uczonych, którzy reprezentowali politykę Watykanu, a nie intencje Boga. Wiemy, że po wielu wiekach, nauka tego kościoła odeszła dość daleko od tego, czego nauczał Jezus i Apostołowie. To właśnie spowodowało, że Marcin Luter postanowił dać ludziom Biblię w ich języku.
Dzisiaj Biblia została juz przetłumaczona na kilka tysięcy jezyków. Dziękujemy Bogu za to wielkie dzieło, które w historii chrześcijaństwa pochłonęło wiele ofiar. Nie wszyscy przywódcy dużych kościołów chcieli udostępnić Pismo Święte dla wszystkich. Dobrze, że obecnie możemy wejść do księgarni i nabyć własny egzemplarz w języku i przekładzie, jaki nam odpowiada. Dzięki współczesnej technologii, można posiadać dowolny przekład Biblii na swoim smartfonie, aby w każdej chwili móc usłyszeć, co Bóg mówi do nas w naszym języku.
Kilka dni temu wszedłem do dużej księgarni na przedmieściach Chicago. Jak zwykle, poszedłem do działu religijnego, gdzie znajduje się regał z Bibliami. Uderzyła nie ilość różnych wydań i przekładów tej Księgi. Od KJV (King James Version) przez NIV (New International Version) do Message, czyli parafrazy tekstu biblijnego. Oprócz różnych tłumaczeń, istnieje niezliczona ilość wersji - dla pastorów, apologetów, studentów, archeologów, kobiet, dzieci, weteranów, nastolatków, z komentarzami różnych nauczycieli i obecnie coraz więcej pojawiających się nauczycielek Słowa Bożego. Można dostać kręćka!
Obawiam się, że jeśli dziś na jednym miejscu spotka się kilka osób, z których każda czyta inne wydanie Biblii, nie będzie wcale tak łatwo porozumieć się, chociaż wszyscy będą posługiwać się tym samym językiem. Umiejętność żonglowania różnymi przekładami, dobranymi odpowiednio do ludzkiej myśli, to już inna kwestia, może o tym innym razem. Obawiam się bowiem, że wyraźne przesłanie Boże, jakie znajduje się w Biblii, zostaje zamazane przez redaktorów różnych wydań tej wspaniałej Księgi ksiąg.
Henryk Hukisz

Wednesday, May 30, 2012

Stuknęła setka

 Nie, to nie sto lat, do tego wieku brakuje mi jeszcze conajmniej trzydzieści pięć. Na moim blogu pojawiło się sto, równa setka rozważań, więc jest okazja do małego podsumowania.
Zacząłem pisać na początku grudnia ubiegłego roku, więc minęło prawie pół roku od pierwszego wpisu. Przyznaję się publicznie, że pomysł pisania zrodził się podczas lektury blogu mojego serdecznego przyjaciela  z Gdańska. Jeśli ktoś ma do mnie pretensje, to jego wina. Przeparaszam Cię Marianie, ale taką mamy już naturę, że jak coś nie tak, to jak w raju – Adam na Ewę, Ewa na węża, a on nie miał już na kogo, więc za karę pełza na swoim brzuchu do końca świata, i jeszcze dłużej.
Dzięki strukturze redakcyjnej bloga w Googlach, można zrobić małe statystyczne podsumowanie. Prawie cztery i pół tysiąca „kliknięć” w czasie około stu osiemdziesięciu dni, to średnio 25 osób dziennie i około 45 razy otwierane było każde rozważanie, statystycznie rzecz ujmując. Zaskoczyła mnie liczba krajów, skąd sięgano po moje rozważania - na dzień dzisiejszy jest ich aż dwadzieścia dwa. Oczywiście, Polska jest na pierwszym miejscu – 63% ogółu, następnie USA – 20% i Rosja – 6%. Znikoma ilość kliknięć, lecz również zachęcająca pochodzi z takich krajów jak Australia, Brazylia, Grecja, Irlandia, natomiast znaczącą ilość kliknięć poczynili rodacy mieszkający w  Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Włoszech lub Norwegii.
Są tematy, które cieszyły się dużym zainteresowaniem, inne przeciętnym, no i są takie, które nie wzbudziły ciekawości. Największą liczbę czytelników przyciągały tematy bardzo aktualne i kontrowersyjne, jak ACTA, o „luzie” w Kościele lub o egzorcyzmach. Cieszy mnie fakt, że sporo tematów natury duchowej i o praktycznych aspektach życia, odbierane były z dużym zainteresowaniem, co odczytywałem z uwag, jakimi dzieliliście się ze mna na Facebook’u. Już samo kliknięcie „Like” jest dla mnie dużą zachętą. Serdecznie dziękuję.
Zaraz na wstępie napisałem, że moim celem głównym jest odniesienie się do współczesnych wydarzeń w świetle Biblii. Ta wspaniała Księga daje nam taką możliwość, że możemy mieć właściwe spojrzenie, niezależne od obecnych trendów czy tendencji, na każde zdarzenie, z jakim się zetkniemy. Dzięki globalnej sieci, jaką jest internet, dziś obchodzi nas dużo więcej spraw, niż naszych poprzedników. Nie powinniśmy jednak tracić prawidłowej perspektywy postrzegania – wpierw to, co jest bliskło nas, nasz własny los i naszych bliźnich, a później sprawy odległe.
Jeśli człowiek wpierw nie osiągnie duchowej równowagi we własnym sercu, nie ma możliwości poprawnej oceny tego, co dzieje się wokoło niego.
Tę perpektywę patrzenia przyniósł i stosował podczas swego życia Syn Boży, Jezus Chrystus. On wprawdzie nie musiał wpierw pojednać się z Ojcem, lecz stworzył taką możliwość dla nas, oświadczając: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie.” (Jan 14:6). On posiadał doskonałą relację ze Swoim Ojcem, dla nas udostępnił ją, bądąc drogą - a droga do Ojca, to Jego śmierć za nasze grzechy i Jego z martwych powstanie, dla naszego życia. To jest jedyna droga, i chociaż przez ten świat określana jako głupia, lecz dla tych, którzy wierzą, „jest mocą Bożą”  (1 Kor. 1:18).
Dlatego w naszym życiu skuteczne jest Słowo: „Każdy bowiem, kto wzywa imienia Pańskiego, zbawiony będzie.” (Rzym. 10:13). Z tej pozycji, staje się jasne, że następnym krokiem będzie pragnienie podzielenia się tym skarbem z innymi, aby mogli również doznać tej łaski. „Ale jak mają wzywać tego, w którego nie uwierzyli? A jak mają uwierzyć w tego, o którym nie słyszeli? A jak usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje?  A jak mają zwiastować, jeżeli nie zostali posłani? Jak napisano: O jak piękne są nogi tych, którzy zwiastują dobre nowiny!” (w.14,15).
 Apostoł Paweł udziela praktycznej odpowiedzi na pytanie postawione przez proroka Izajasza: „Panie! Któż uwierzył zwiastowaniu naszemu?” (w. 16)„Wiara tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe.” (w. 17).
Myślę, że wiele racji znajduje się w twierdzeniu, iż obecnie na całej ziemi doświadczamy to, co zapowiadał prorok Amos – „Oto idą dni - mówi Wszechmogący Pan - że ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz słuchania słów Pana.” (Amos 8:11). Wydaje się, że obecnie ludzie posiadają dostęp do wszystkich źródeł mądrości i wiedzy. Wystarczy wpisać w Google jakieś pytanie, a mamy do wyboru kilkaset tysięcy, lub nawet kilka milionów odpowiedzi. Tylko, czy znajdziemy tę jedną, prawdziwą, która zaspokoi naszą potrzebę? Inny Boży prorok, Jeremiasz powiedział: „Wołaj do mnie, a odpowiem ci i oznajmię ci rzeczy wielkie i niedostępne, o których nie wiesz!” (Jer. 33:3).
Za każdym razem, gdy piszę na tym blogu, moim pragnieniem i moim celem jest rozgłaszanie Bożej Prawdy. W świetle Bożego Słowa możemy widzieć i przyjmować jedynie skuteczne zastosowanie Bożej mądrości w naszym życiu.
Polecam codziennie zaglądać do Bożej skarbnicy, w której znajdziemy zawsze trafne wskazówki i napomnienia, bez których jest bardziej niż pewne, że pobłądzimy. „Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany.” (2 Tym. 3:16,17).
Kolejna setka, a może i kilka set następnych rozważań będą służyły temu samemu celowi, dlatego bardzo proszę o modlitewne wsparcie. Każda Wasza uwaga, komentarz i nawet zwykłe „kliknięcie” są dla mnie olbrzymią pomocą i zachętą.
Niech Bóg Was wszystkich błogosławi.
Henryk Hukisz

Saturday, May 26, 2012

Gołębich skrzydeł szum...

Gdy w 2001 roku byliśmy z całą rodziną na Florydzie, mieliśmy okazję odwiedzić naszą siostrę w Panu. Kiedy już wracaliśmy do miejsca, gdzie gościliśmy, usłyszeliśmy głośny szum, jak gdyby pędzących aut. Ponieważ szliśmy prawie że równolegle do przebiegającej głównej drogi w tej miejscowości, nie zwracałem szczególnej uwagi na ten hałas. Natomiast gospodarz, który nas prowadził w tej wyprawie, nagle krzyknął: „uciekajmy jak najszybciej do domu, bo za chwilę lunie jak z cebra”. A, że do jego domu było już niedaleko, zdążyliśmy uciec, gdyż rzeczywiście, po chwili spadła tropikalna ulewa. Szum, w uszach mieszkańca Florydy był znakiem zapowiadajacym silną ulewę, jakie tam nie są rzadkością. Pomyślałem później o innym szumie, jaki apostołowie usłyszeli w dniu, gdy Bóg wypełnił obietnicę zesłania Pocieszyciela.
Gdy współcześnie myślę o zesłaniu Ducha Świętego mam problem pojęciowy, ponieważ osobiście nie lubię określenia „zielone świątki”, gdyż mam świadomość, że to słowo pochodzi od pogańskiego święta, które oczywiście nie ma nic wspólnego z Biblią. Do dzisiaj nie mogę pojąć, jak doszło do tego, że Zielonoświątkowcy postanowili pozostać przy tym określeniu, natomiast Katolicy, w Biblii Tysiąclecia używają poprawną nazwę tego święta - „Pięćdziesiątnica”.
Ale nie o tym chcę pisać, lecz o zesłaniu Ducha Świętego. Myślę, że dobrze znamy słowa, jakimi Łukasz rozpoczyna drugi rozdział księgi, poświęconej czasom apostolskim – „Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu” (DzAp. 2:1 [BT]).
Chcę zwrócić uwagę na słówko „wreszcie” – ono wskazuje na dramatyzm sytuacji, jaka wówczas zaistniała. Możemy sobie z łatwością wyobrazić narastające napięcie, gdy uczniowie Jezusa, w liczbie około stu dwudziestu, posłusznie czekali zgodnie z poleceniem Mistrza: „Nie oddalajcie się z Jerozolimy, lecz oczekujcie obietnicy Ojca, o której słyszeliście ode mnie” (DzAp. 1:4). Mijały kolejne dni, i nic, tylko dalsze trwanie w modlitwie; jak długo jeszcze? Z pewnościa to pytanie cisnęło się do głów apostołów gotowych biec na cały świat z radosną wieścią: „Jezus żyje! On powstał z martwych! Widzieliśmy Jego grób – jest naprawdę pusty!” Jedynie święte posłuszeństwo słowom Jezusa sprawiało, że nie ruszali się z miasta. Aż tu nagle, jest!  Wreszcie nastał dzień Pięćdziesiątnicy, dzień święta plonów, jakie obchodzili pobożni Żydzi. Teraz i oni, wreszcie będą mogli pojść na Boże żniwa, gdyż zostali wyposażeni w najważniejsze narzędzie do zdobywania dusz dla Bożego Królestwa, zgodnie z obietnicą Mistrza: „weźmiecie moc moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (w. 8)
Tytuł tego rozważania wziąłem z piosenki „Gdy Noe dryfował” z nagrania „Maranata”, jakie ukazało się ponad ćwierć wieku temu na kasecie wydanej przez Zbór w Poznaniu.  Ta piosenka jest o Noem, który po wielu dniach dryfowania po wodach potopu, wreszcie usłyszał szum skrzydeł gołębia, który przyniósł gałązkę, jako znak nastania nowego życia. Co za ulga, już nie muszą czekać, mogą wyjść na ląd i rozpocząć nowe życie, jak dowiadujemy się z dalszego opisu - naznaczone łaską, dzięki tęczy, jaką zobaczyli na niebie.
Niedawno opisywałem swoje wrażenia z Góry Karmel. Nawiązałem wówczas do wydarzenia z dawnych czasów, gdy modlący się na niej porok Boży Eliasz słyszał już szum nadchodzącego deszczu. Jego sługa, dopiero za siódmym razem,  gdy spoglądał z góry na morze, zobaczył maleńką chmurkę. Po chwili „niebo pokryło się chmurami, zadął wiatr i spadł ulewny deszcz” (1 Król. 18:45). W tym momencie wydarzyło się coś niezwykłego, jak czytamy dalej „Eliasza zaś ogarnęła moc Pana, bo przepasawszy swoje biodra, biegł przed Achabem aż do wejścia do Jezreelu” (w. 46). Zanim na spragnioną deszczu ziemię spłynęły strumienie ulewnego deszczu, w uszach sług Bożych zabrzmiał szum zapowiedzi tego błogosławieństwa. 
Uczniowie, zanim zostali napełnieni mocą z wysokości, też usłyszeli szum„nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali” (DzAP. 2:2 [BT]).  Ten szum był też zwiastunem ulewy, nie deszczu, lecz mocy od Boga, potrzebnej dla Jego dzieci, aby mogły żyć w zwycięstwie i skutecznie zwiastować Dobrą Nowinę. „I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał” (w. 4). Później poszli, zgodnie z zapowiedzią, do Jerozolimy, Judei, Samarii i dalej. Po krańce ziemi, to już nasze zadanie, dlatego, aby je właściwie kontynuować, musimy wpierw otrzymać to szczególne namaszczenie. Wierzę, że Bóg pragnie go udzielać. Czy słyszymy ten radosny szum zapowiedzi? Może należy wpierw przeczyścić duchowe uszy, aby usłyszeć, co "Duch mówi do zborów".
Uczniowie Jezusa Chrystusa stali się w tym dniu świadkami zesłania Bożego deszczu zbawiennej łaski. Ich zadaniem było spowodować, aby jej strumienie popłynęły na cały świat, zalewając serca ludzi spragnionych sprawiedliwości. Lecz zgodnie z zapowiedzią proroka Joela, do której nawiązał Apostoł Piotr, wyjaśniając to co się stało, Bóg powiedział: „A potem wyleję mojego Ducha na wszelkie ciało, i wasi synowie i wasze córki prorokować będą, wasi starcy będą śnili, a wasi młodzieńcy będą mieli widzenia. Także na sługi i służebnice wyleję w owych dniach mojego Ducha” (Joel 3:1,2). Wylanie Ducha Świętego zostało porównane do ulewnego deszczu. W Izraelu występowały dwie pory deszczowe, wczesna i późna. „A wy, dzieci Syjonu, wykrzykujcie radośnie i weselcie się w Panu, swoim Bogu, gdyż da wam obfity deszcz jesienny i ześle wam, jak dawniej deszcz, deszcz jesienny i wiosenny” (Joel 2:23).
Czy, podobnie jak pierwsi uczniowie, my również oczekujemy w wytrwałej modlitwie na ten późniejszy deszcz? Czy nastawiamy nasze duchowe uszy, aby usłyszeć szum nadchodzącego Ducha Swiętego, w potężnej mierze, tak, aby Boże żniwo mogło zostać dokończone? Najlepszym zajęciem w czasie oczekiwania jest modlitwa, wytrwałe wołanie do Boga, podobnie jak to było zaraz na początku, gdy pojawiły się przeszkody -„Ci zaś, gdy to usłyszeli, podnieśli jednomyślnie głos do Boga i rzekli: Panie, Ty, któryś stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest ... A teraz, Panie, spójrz na pogróżki ich i dozwól sługom twoim, aby głosili z całą odwagą Słowo twoje” (DzAp. 4:24,29).  I poszli, dzięki czemu ewangelia była zwiastowana dalej, aż do naszego kraju. Czy możemy zatrzymać ten potok błogosławionego deszczu?
Jest czas modlitwy, jest i czas działania. Oni nie musieli długo czekać, „a gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i głosili z odwagą Słowo Boże” (w. 31). Może za mało modlimy się o to, aby Boże przebudzenie nadal przetaczało się po oblicz naszej ziemi?
Jezus, mówiąc o modlitwie, chciał zawstydzić niedowiarków – „Jeśli więc wy, którzy jesteście źli, umiecie dobre dary dawać dzieciom swoim, o ileż bardziej Ojciec niebieski da Ducha Świętego tym, którzy go proszą” (Łuk. 11:13)
Czy o to prosimy? Czy słyszymy szum nadchodzącego Bożego działania? Być może słuchamy innych szumów, nie tego Bożego, który zapowiada działanie Ducha Świętego.
Henryk Hukisz

Friday, May 25, 2012

Małżeństwo i ewolucja

  Zamieszczone obok zdjęcie okładki ostatniego wydania tego poczytnego magazynu, ma i równocześnie nie ma związku z tematem. Tocząca się obecnie kampania wyborcza w tym kraju stwarza okazję do odkurzenia starych spraw, z wykorzystaniem „za” lub „przeciw”, w zależności od tego, co lepiej pasuje do kandydata. I tak oto pojawiła się znów kwestia uznawania lub nie, prawa do związków małżeńskich osób tej samej płci.
Osobiście uważam, że istnieje silny związek pomiędzy coraz szerzej tolerowaną tendencją odchodzenia od tradycyjnego pojęcia małżeństwa, i powszechnie uznawaną teorią ewolucji. Wszyscy biblijnie wierzący chrześcijanie powinni stać mocno na stanowisku obrony małżeństwa, zgodnie z tym, jak Stwórca określił je na początku. „Dlatego opuści mąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją, i staną się jednym ciałem.” (1 Moj. 2:24).
Jakiś czas temu napisałem mały artykuł na temat zależności pomiędzy naszym przekonaniem na temat stworzenia wszystkiego co istnieje przez Boga i ustanowieniem przez Stwórcę małżeństwa, jako podstawowego i niezmiennego związku pomiędzy mężczyzna i kobietą. Postanowiłem go teraz prawie w całości umieścić w dzisiejszym rozważaniu.
Gdy kiedyś rozmawiałem z jednym z pastorów na temat kreacjonizmu (dla niewtajemniczonych, jest to teoria przeciwna ewolucji), usłyszałem, że dla niego jest to mało istotne, ponieważ jako nauczyciel Słowa Bożego, koncentruje się na głoszeniu ewangelii o zbawieniu. Mówił, że nie jest ważne, czy świat powstał w ciągu sześciu dni, czy w ciągu miliardów lat. Czy rzeczywiście nie jest to istotne? Jeśli tak, to jaka jest różnica pomiędzy Słowem Bożym, które stwierdza, że Wszechmogący Bóg stworzył świat mocą Słowa w ciągu kilku dni, a prawdą, że nasze grzechy zostały doskonale zmyte mocą krwi Baranka Bożego. Obie prawdy zapisane są w tej samej Biblii, będącej w całości natchnionym Słowem Bożym. 
Trwająca wiele dziesięcioleci batalia ideologiczna w szkołach, że świat powstał z niczego sprawiła, że większość spłeczeństwa uznaje, iż życie  powstało w wyniku wielkiego "boom". Powszechnie uważa się, że każdy inteligentny człowiek, tę teorię uznaje za jedyną naukową metodę zrozumienia powstania świata i życia. 
Teoria ewolucji powstała jako alternatywne pojęcie powstania życia na świecie. Podstawowym jej założeniem jest, że nie ma Stwórcy, kóry mądrze wszystko uczynił i nadał sens temu co stworzył. Teoria ta niesie w sobie ideologię diabelską, której głównym celem jest zaprzeczenie isnienia Boga. Skoro nie ma Boga, to nie ma zasad moralnych, jakie obowiązują na tym świecie. Taka ideologia wiedzie wprost do bałwochwalstwa, które wcale nie musi polegać na oddawaniu czci posągom. Bałwochwalstwem jest zastąpienie wiary w Boga inną ideologią, która daje ludziom możliwość wierzenia w innego boga, który nie ma wymagań moralnych. Takich bogów ludzie chętnie wyznają i czczą, bo jest to wygodne i zgodne z grzeszną naturą człowieka. Nie ma potrzeby nawrócenia się na drodze pokuty i porzucenia grzesznego życia.  
Wyznając poglądy wynikające z teorii ewolucji, można swobodnie uznawać tak powszechne dziś postawy jak, aborcja, śluby homoseksualne, współżycie pozamałżeńskie lub bez zawarcia związku małżeńskiego, czy też zakończenie życia osób chorych i kalekich na drodze eutanazji. Wszystkie te postawy wywodzą się z teorii ewolucji, która zakłada, że człowiek jest wyższą formą zwierzęcia, gdyż powstał z tego samego źródła, czyli z materii, która w niewytłumaczalny sposób ożyła miliardy lat temu.  
Uważam, że dla każdego wierzącego, największym autorytetem dla poznania jakiejkolwiek prawdy jest Jezus Chrystus. Czy Jezus mówił coś na temat małżeństwa i powstania świata? Ewangeliści zamieszczają wypowiedż Nauczyciela na ten temat w słowach: "Czyż nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył mężczyznę i kobietę?" (Mat 19:4). W tym krótkim stwierdzeniu Tego, kóry uczestniczył w stworzeniu świata i jest prawdziwym świadkiem tego zdarzenia, Jezus wskazuje na czas, kiedy człowiek został stworzony. Chrystus uważa, że akt stworzenia człowieka miał miejsce "na początku" a nie po miliardach lat. Z tego zdania nie wynika żadna możliwość stopniowego rozwoju z jakiejś bakterii w skomplikowany organizm, jakim jest człowiek, noszący w sobie obraz Stworzyciela. 
Kolejna wielka prawda zawarta w tym krótkim zdaniu wskazuje na to, że Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, jako dwie istoty zróżnicowane płciowo aby mogło powstać małżeństwo, którego zadaniem będzie powielanie istot ludzkich. W doskonałym Bożym dziele stworzenia nie ma miejsca na "niedoróbkę" w postaci nieokreślonej płci. Tak nauczał Jezus, taką naukę otrzymał na drodze objawienia Apostoł Paweł i jednoznacznie stwierdził, że grzeszni ludzie odrzucili wiarę w Boga. W wyniku odrzucenia Bożej nauki o stworzeniu, "kobiety zamieniły przyrodzone obcowanie na obcowanie przeciwne naturze, podobnie też mężczyźni zaniechali przyrodzonego obcowania z kobietą, zapałali jedni ku drugim żądzą, mężczyźni z mężczyznami popełniając sromotę i ponosząc na sobie samych należną za ich zboczenie karę." (Rzym. 1:26-27)
Małżeństwo według Bożego planu zawiera w sobie wspaniały obraz harmonii, jaka istnieje w Bogu Trójjedynym. Dobre małżeństwo, dbając o wspólne budowanie relacji w miłości, jest najlepszym świadectwem, że jedynym Stworzycielem jest Bóg. Nie pozwólmy, aby jakaś inna ideologia niszczyła Boży obraz w nas. Wyznając Boga Stworzyciela świata i życia uwielbimy Go zgodnie z Jego oczekiwaniem. „Ojciec takich szuka, którzy by mu tak cześć oddawali. Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie.” (Jan 4: 23-24).
Uważam, że wszystkich ewangelicznie wierzących, obowiązuje jedna teoria pochodzenia życia, a jest nią teoria stworzenia, czyli kreacjonizm. Nie ma w niej żadnej możliwości wprowadzenia jakiejkolwiek idei, nawet jej cienia, że Bóg posłużył się ewolucją, aby stworzyć świat. Pomimo tego, że takie stanowisko przyjmuje największa grupa wśród chrześcijan, jaką jest Kościół Rzymskokatolicki, to jeśli mamy szacunek do Słowa Bożego, możemy uznać, że istnieje tylko jedna prawda, ta jaką znajdujemy w Biblii. 
Wiem, że wielu wierzących wstydzi się głośno powiedzieć, że są zwolennikami kreacjonizmu, aby nie narazić się na ośmieszenie przed tymi, którzy uważąją ewloucjonizm za jedyną teorię naukową.
Warto zastanowić sie nad słowami zapisanymi przez Apostoła Pawła, człowieka, z jednej strony wszechstronnie wykształconego, a z drugiej, bardzo wierzącego w Bożą prawdę, objawioną w Pismach. „Napisano bowiem: Wniwecz obrócę mądrość mądrych, a roztropność roztropnych odrzucę. Gdzie jest mądry? Gdzie uczony? Gdzie badacz wieku tego? Czyż Bóg nie obrócił w głupstwo mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość swoją nie poznał Boga w jego Bożej mądrości, przeto upodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie.”  (1 Kor. 1:19-21)
Henryk Hukisz

Wednesday, May 23, 2012

Szczerość aż do bólu

 Niedawno, jeden z moich bliskich przyjaciół pokazał mi książkę, którą otrzymał z dedykacją jej autora. Zwróciłem swoja uwagę na zwrot, jakim autor określił intencję podarowania swego dzieła – „ze szczerością aż do bólu”.
Co to znaczy być szczerym? Ogólnie mamy dość rozmyte pojęcie na temat tej cnoty, która powinna cechować postawę każdego chrześcijanina. Gdybyśmy mieli zdefiniować co to znaczy być szczerym, myślę, że w najlepszym przypadku musielibyśmy chwilę się zastanowić.
Dość popularne obecnie źródło, z jakiego większość korzysta, to internet i Wikipedia. Tam też znalazłem kilka ciekawych informacji na temat szczerości.
„Szczerość – wyrażanie tego, co się myśli (czuje) w sposób zgodny  z rzeczywistością, oraz postępowanie zgodnie z tym, co się wyraża. W wielu kulturach (np. Starożytna Grecja, państwa konfucjańskie, chrześcijaństwo), cecha ta jest cnotą, a jej przeciwieństwami są dwulicowość, fałszywość, hipokryzja.” (Wikipedia)
Tam też dowiedziałem się, że „w chrześcijaństwie kładzie się dodatkowo duży nacisk na wagę szczerości wobec Boga i siebie: na kierownictwie duchowym, spowiedzi, na osobistej modlitwie, na rachunku sumienia. Nie jest możliwe obcowanie z Bogiem bez szczerości i nie jest możliwa przyjaźń między ludźmi bez szczerości.” (tamże). To ostatnie zdanie przykuło szczególnie moją uwagę, bo uważam, że bez szczerości wobec Boga, nie możemy być szczerymi wobec siebie wzajemnie.
Szczerość, to słowo wskazujące na czystość intencji, transparentność, jak to się dzisiaj modnie określa. Być szczerym znaczy okazywać hojność, otwartość, prawdomówność, wiarygodność, to znaczy również podchodzić do drugiej osoby z ręką na sercu, czyli nie mając nic do ukrycia.
Pochodzenie tego słowa nie jest jednoznacznie określone. Niektórzy uważają, że wywodzi się z łacińskiego „sinceritas”, słowa utworzonego z „sine” – bez, oraz „cera” – wosk. W starożytnej Grecji i Rzymie, rzeźbiarze przykrywali braki w swoich dziełach woskiem, tak aby widz ich nie zauważył. Przyznam się, że podoba mi się to wyjaśnienie znaczenia czym jest szczerość, to tak jakby mówić „bez wosku”.
Oczywiście, najważnejszym źródłem informacji i poznania czym jest szczerość, jest Biblia. Możemy znaleźć w niej wiele przykładów i wskazówek odnośnie tej cnoty, chociaż statystycznie rzecz ujmując, najwięcej zastosowań znalazłem w odniesieniu do złota - jedynie „szczere złoto” mogło być użyte jako ofiara dla Boga.
Król Dawid, znany jako „mąż według serca Bożego”, niewątpliwie posiadł tę cechę, bo znał Boga, o którym powiedział: „Ze szczerym postępujesz szczerze, z przewrotnym surowo.” (2 Sam. 22:27). Natomiast król Jehoszafat, znany z tego, że „chodził drogami, jakimi chodził niegdyś Dawid, jego praojciec” (2 Kron. 17:3), gdy ustanawiał sędziów w miastach judzkich, nakazał im: „Postępujcie tak: w bojaźni przed Panem, w prawdzie i w szczerości serca.”  (2 Kron. 19:9).
Szczerość nie zawsze szła w parze z prawością, która polegała na wykonywaniu litery Zakonu. Król Amasjasz, jeden z ostatnich przed niewolą babilońską, zdobył połowiczną opinię – „Czynił on to, co prawe w oczach Pana, jednak nie ze szczerego serca.” (2 Kron. 25:2).
Warto jest przypomnieć sobie jeszcze słowa o szczerość, jakie zapisał z Bożej mądrości król Salomon. Jego porady i przestrogi maja znaczenie ponadczasowe, dlatego i dzisiaj dobrze jest je stosować. Oto dwa przykłady:
„gdyż przewrotny jest obrzydliwością dla Pana; lecz szczerzy są jego przyjaciółmi.” ( PrzSal. 3:32)  
„Mowa szczera trwa wiecznie, lecz fałszywa tylko chwilę.” ( PrzSal. 12:19).   
Nikt nie może zarzucić braku szczerości w postawie Pana Jezusa, nawet Jego przeciwnicy musieli ją zauważyć. Faryzeusze i osoby z domu Heroda, starali się w różnych sytuacjach pochwycić Jezusa na jakimś słówku. Nieraz stwarzali podstępną sytuację, obserwując, co powie ten niebiański Nauczyciel. Płacenie podatków, do dziś, jest sytuacją w jakiej szczerość jest wystawiona na próbę. Szczególnie, gdy sami rozliczamy się wobec władzy, którą mało kto lubi – ale jak trzeba, to trzeba, i płacimy.
Jezusa próbowano pochwycić w mowie – Przyszli więc i rzekli do niego: Nauczycielu, wiemy, że jesteś szczery i na nikim ci nie zależy; nie oglądasz się bowiem na żadnego człowieka, ale po prawdzie nauczasz drogi Bożej; czy wolno płacić podatek cesarzowi, czy nie? Mamy płacić czy nie płacić?” (Mar. 12:14). Szczerość Jezusa wyrażała się w tym, jak traktował innych . On nie robił różnicy pomiędzy ludźmi, On uczył Bożych prawd, co też okazywał w Swoim życiu praktycznie, czynił dokładnie tak, jak nauczał.
Szczerość nieraz boli, dlatego sama znajomość prawdy i dobre chęci jeszcze nie wystarczą, musi być uwidoczniona w postepowaniu. Gdy ewangelia zaczęła docierać do innych miast, w Samarii uwierzył Szymon, który dotychczas zajmował się czarnoksięstwem. Gdy później przybył tam Apostoł Piotr, który miał dar Ducha Świętego - zdolność poznania duchowego, widział głębiej, niż jedynie to, co widzą oczy, i błyskawicznie ocenił serce tego nowonawróconego, mówiąc wprost: „Co się tyczy tej sprawy, to nie masz w niej cząstki ani udziału, gdyż serce twoje nie jest szczere wobec Boga.” (DzAp. 8:21). Szymon, być może z bólem, lecz wierzę, że szczerze prosił, aby modlono się o niego, aby mógł cieszyć się zupełną wolnością.
Jednym z bardzo ważnych wersetów na temat szczerości, jest wezwanie Apostoła Pawła skierowane do wierzących w Efezie, wyrażone w słowach „abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, ktory jest Głową, w Chrystusa.” (Efez. 4:15).
To jest dobry kierunek rozwoju, w strone dojrzałości, jaką pokazał nam  Chrystus, będąc wzorem szczerości. On zapłacił za nią najwyższą cenę, umarł na krzyżu, abyśmy posiedli Jego usposobienie.
Chodzi o to, że gdy jestem szczery aż do bólu, to ból mam odczuć ja, a nie osoba, do której się szczerze zwracam, gdyż można swoją szczerością kogoś zranić, jak to uczynił autor wspomnianej na początku książki.

Henryk Hukisz