Wednesday, July 27, 2022

Mój korzeń

Pamiętam moją pierwszą wyprawę za ocean, gdy w 1977 roku spędziłem kilka miesięcy w USA. W telewizji „leciał” wówczas serial „The Roots” (Korzenie), historia Kunte Kinte, porwanego z rodzinnej wioski w Gambii, przewiezionego do Ameryki, gdzie został sprzedany jako niewolnik plantatorom bawełny. Była to powszechna na tamtym kontynencie historia życia niewolników i trwającej nadal dyskryminacji. Zastanawiałem się wówczas nad tytułem, który bardziej kojarzył się mi z lekcją botaniki, niż problemem społecznym.

„Korzeń (łac. radix) – organ roślinny, część sporofitu, która dostarcza roślinom wodę i sole mineralne, przytwierdza rośliny do podłoża, a u roślin wieloletnich może pełnić funkcję organu spichrzowego. W wyniku przystosowania do warunków środowiska korzenie poszczególnych grup ekologicznych roślin pełnią dodatkowe funkcje”. (Wikipedia). To są podstawowe informacje na temat korzenia generalnie. Spotykamy jednak inne znaczenia tego słowa jak na przykład nawiązanie do znaczenia, czy też pochodzenie. I o tym chciałem nieco napisać.

Skoro w tytule umieściłem zaimek „mój”, to znaczy, że chcę pisać o moim pochodzeniu, nie w znaczeniu ogólnym, jako „homo sapiens”, lecz o moich poprzednikach wiary. Posługując się obrazem korzenia, chcę zwrócić uwagę na udział w mojej osobistej wierze osób, które wcześniej uwierzyły i wywarły wpływ na to, jak ja nauczyłem się ufać Bogu. Będzie więc to czymś w rodzaju duchowego CV mojego życia opartego na wierze, jaką świadomie wybrałem prawie 60 lat temu.

Apostoł Paweł w osobistym liście do Tymoteusza pisał: Pamiętam twoją nieobłudną wiarę, która najpierw stała się udziałem twojej babki Lois i twojej matki Eunike. Jestem też przekonany, że i twoim” (2 Tym. 1:5). Z tego samego listu dowiadujemy się również, że Tymoteusz dzięki temu, iż od dzieciństwa znał Pisma Święte, nauczył się „mądrości wiodącej ku zbawieniu dzięki wierze w Chrystusa Jezusa” (2 Tym. 3:15). Jestem przekonany, że podobnie jak w życiu Tymoteusza, wiele osób doświadczyło błogosławieństwa poznania zbawiennej łaski Boga, okazanej w Jezusie Chrystusie, dzięki temu, że wzrastali w rodzinie, w której „zadomowiona była wiara”, jak to oddaje przekład tzw. brytyjki.

Wychowałem się w środowisku osób ewangelicznie wierzących. Tak było w mojej rodzinie i w gronie ludzi, z którymi mieliśmy najwięcej kontaktów, Biblia była zawsze obecna, czytana i cytowana. Dzięki temu nie miałem większych problemów z przyjmowaniem wiarą Bożych obietnic i przykazań. Zawsze rozumiałem, że podstawą wszelkiego pojmowania świata jest Słowo Boga, które jest jedyną prawdą, jaką otrzymujemy przez objawienie, a niekoniecznie przez logiczne rozumowanie.

Zwiastowanie ewangelii polega nie tylko na zaznajamianiu ludzi z jej treścią, lecz przede wszystkim, na działaniu mocy Boga, która zawarta jest w zwiastowanym Słowie. Paweł przypominał tym, którzy uwierzyli w Chrystusa w Tesalonikach, że „głoszenie Ewangelii dokonało się wśród was nie tylko przez samo Słowo, ale także w mocy i w Duchu Świętym, i w wielkiej pełni” (1 Tes. 1:5).

W historii chrześcijaństwa występowały okresy wielkich przebudzeń, gdy zwiastowanie ewangelii przynosiło ogromne przemiany całych społeczeństw. Czytamy o przebudzeniach w Anglii czy też w Stanach Zjednoczonych. Chrześcijaństwo ewangelikalne, jak podają źródła „jest jednym z najszybciej rozwijających się nurtów chrześcijaństwa we współczesnym świecie, szczególnie w Ameryce Północnej oraz krajach Trzeciego Świata. Według opinii Światowego Aliansu Ewangelikalnego na świecie żyje obecnie ponad 600 milionów chrześcijan, których można określić mianem ewangelikalnych” (ewst.pl). Ogólne rzecz biorąc, można powiedzieć, że ewangeliczni chrześcijanie są owocem reformacji Marcina Lutra i Jana Kalwina, to w rzeczywistości, poszczególne grupy ewangelicznych chrześcijan powstały w wyniku odrębnych wydarzeń. W cytowanym już źródle czytamy, że „bezpośrednich korzeni ewangelikalizmu należy jednak upatrywać w ruchach odnowy powstałych w obrębie protestantyzmu, a więc w nurtach anabaptystycznych, pietystycznych, purytańskich oraz w Wielkich Przebudzeniach amerykańskich XVIII i XIX wieku” (ewst.pl).

Kościół Zielonoświątkowy w Polsce powstał z połączenia głównie dwóch nurtów charyzmatycznych - Stanowczy Chrześcijanie, głównie na Śląsku Cieszyńskim oraz Chrześcijan Wiary Ewangelicznej, głównie na terenach Kresów Wschodnich.

Pisząc o moich korzeniach wiary, chcę zwrócić uwagę na bardzo osobisty fragment historii nawiązujący do początków ewangelicznego chrześcijaństwa na terenach wschodniej Polski, skąd pochodzi „mój ród”. Do powojennego Poznania, miasta, z którym jestem związany najmocniej, ewangelię przywieźli moi rodzice na początku lat 50-siątych. W tym czasie istniał już Zbór ewangelicznie wierzących baptystów i obok tej grupy chrześcijan zaczął powstawać Zbór zielonoświątkowy. Dziś w prawdzie na terenie naszego grodu działa już kilka grup nawiązujących do wspólnego dziedzictwa zielonoświątkowego, to warto pamiętać o korzeniu, który nawiązuje do początków ruchu na terenie naszego kraju.

Mój szanowny przyjaciel i mentor z lat mojej młodości, brat w Chrystusie Edward Czajko, zamieścił w Roczniku Teologicznym ChAT z 2012 roku opracowanie zatytułowane „Zielonoświątkowcy w Nowogródzkiem w latach 1919-1945”. Znalazłem tam wspaniały materiał na temat korzeni mojej rodziny, gdyż pochodzą z tego rejonu geograficznego. Pragnę zacytować fragment ukazujący tę bardzo osobistą więź z narodzinami ewangelikalnych chrześcijan na terenie Polski.

„Początek przebudzenia zielonoświątkowego na ziemi nowogródzkiej przypada na 1919 rok. Powrócił wtedy z Ameryki Grzegorz Kraskowski, który w swoich rodzinnych stronach zaczął się dzielić żywą wiarą w Chrystusa i głosić dobrą nowinę o zbawieniu. Jego dawni znajomi, w większości nominalni chrześcijanie, najpierw z pewną ostrożnością, później z niemałym zdziwieniem, a w końcu z wielką radością słuchali słów natchnionego kaznodziei, który przemawiał w mocy Ducha Świętego.

Grzegorz Kraskowski urodził się w 1885 roku w miejscowości Słoniewska Wola na ziemi nowogródzkiej. Jak wielu wówczas jego rodaków, wyemigrował do Ameryki za chlebem. Tam po raz pierwszy usłyszał on, dotąd nominalny chrześcijanin, żywe świadectwo o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Przeżył osobiste nawrócenie do Boga i stał się świadomym chrześcijaninem. Doświadczył też wkrótce zielonoświątkowego przeżycia, chrztu w Duchu Świętym, zostając kaznodzieją Słowa Bożego w jednym z tamtejszych słowiańskich zborów. Z natchnienia Ducha Świętego, jak wielu wówczas świeżo nawróconych emigrantów w Ameryce, postanowił wrócić do Ojczyzny, by dzielić się świadectwem żywej wiary w Jezusa Chrystusa.

Posługa ewangelizacyjno-duszpasterska Grzegorza Kraskowskiego w jego rodzinnych stronach była bardzo owocna. Słysząc przesłanie Słowa Bożego, wielu ludzi przeżywało nawrócenie. Po nabożeństwie ewangelizacyjnym każdej niedzieli, ludzie całymi setkami przystępowali do chrztu wiary. W jego posłudze objawiały się także dary Ducha Świętego, w tym dary nadnaturalnego uzdrowienia. Szybko powstawały nowe zbory chrześcijan-zielonoświątkowców” (Rocznik Teologiczny 2012 ChAT, str 229).

Słoniewska Wola to maleńka osada koło miasteczka Niehniewicze, niedaleko Nowogródka. Tam właśnie urodziła się w 1911 roku Nadzieżda Koszur, później Nadzieja Hukisz, moja mama. Po ślubie z mężem Józefem zamieszkali w Kuźmiczach, gdzie już istniał zbór, z którego większość wierzących wyjechała do zachodniej Polski w ramach repatriacji z Kresów. Marek Kamiński, Naczelny Prezbiter Kościoła Zielonoświątkowego odwiedził tę miejscowość w 2002 roku i w swoich wspomnieniach rok później napisał: „Zaraz potem poznaliśmy mieszkańców Kuźmicz, którzy chętnie opowiadali o życiu przedwojennego zboru. Jakie było moje zdziwienie, gdy usłyszałem od nich nazwiska ich dawnych współmieszkańców: Waszkiewicz, Czajko, Ciszuk, Pierko, Kurian, Hukisz, Amielko. Przecież ci ludzie budowali Królestwo Boże w Polsce i innych krajach. Ich dzieci i wnuki nadal usługują licznym zborom w licznych miejscach świata. A więc ruiną jest tylko budynek. Zbór w Kuźmiczach nadal kwitnie, tyle tylko, że kwitnie już na całym świecie, a nie w tej malutkiej wsi. Bóg przeznaczył im coś większego” (Chrześcijanin Nr 1-2/2003, str. 31).

Dlatego uważam, że to właśnie dzięki posłudze zwiastowania ewangelii w mocy Ducha Świętego przez Grzegorza Kraskowskiego, pewnego dnia młoda Nadzieżda ze Słoniewskiej Woli usłyszała o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Uwierzyła w Niego i miłowała Go z całego serca przez całe swoje długie życie trwające ponad 99 lat. Jej żywe świadectwo miłości do Jezusa wywarło wielki wpływ na moje życie, dlatego, gdy podjąłem się służby głoszenia Słowa Bożego w Poznaniu, starałem się wiernie trzymać początków wiary, jaka była zadomowiona w mojej mamie.

Tym krótkim wspomnieniem o korzeniu mojej wiary chcę dać świadectwo o moim Zbawicielu, Jezusie Chrystusie. Jedynie Chrystus może zbawić każdego, gdyż „On nas wybawił i powołał świętym powołaniem, nie na podstawie naszych uczynków, ale zgodnie ze swoim postanowieniem i łaską, daną nam odwiecznie w Chrystusie Jezusie, ukazaną zaś teraz, przez objawienie się naszego Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, który zniszczył śmierć, a życie i nieśmiertelność rozświetlił przez Ewangelię, której to głosicielem, apostołem i nauczycielem ja zostałem ustanowiony” (2 Tym. 1:9-11).

Na ten korzeń warto się powołać, gdyż Pan Jezus powiedział: „Niebo i ziemia przeminą, ale Moje słowa nie przeminą” (Mat. 24:35).

Henryk Hukisz

Tuesday, July 19, 2022

Piekielny temat

 

Większość chrześcijan uważa, że dziś trzeba mówić o miłości Boga, że należy zachęcać do dobroci i szacunku, a nie opowiadać jakieś mity o piekle. Mam jednak nadzieję, że obecnie, przy tych temperaturach w całej Europie, gdy topi się asfalt na drogach, może łatwiej jest wyobrazić sobie to miejsce z gorejącą siarką i ogniem piekielnym.

Piekło to słowo dziś niepopularne, gdyż kojarzy się ze średniowieczem, demonami i wiecznymi mękami. Dzięki mitologii, dowcipom i ideologii podsycanej produktami z Hollywood, mało kto poważnie traktuje piekło. Większość ludzi, jeśli uznaje istnienie krainy wiecznego potępienia, to co najwyżej, uważa ją za symbol chwilowych doświadczeń jakiegoś okrucieństwa. Uważam jednakowoż, że tocząca się wojna w Ukrainie, pożary na półwyspie Iberyjskim lub jakieś inne tragiczne wydarzenia powinny nakłonić naszą uwagę na ten biblijny temat.

Jednym z bardziej znanych określeń, czym jest piekło, jest jego religijne odniesienie, które można zdefiniować jako „miejsce czasowej lub wiecznej kary, na którą skazane są dusze zmarłych; siedziba złych duchów i dusz potępionych”. (Słownik Języka Polskiego PWN). Natomiast najczęściej tym słowem określa się miejsce, w którym jest trudno wytrzymać, za względu na panujące w nim ciężkie warunki i mówimy w takiej sytuacji: „przechodzę piekło”.

A co na to Biblia? Piekło istnieje, ponieważ jest o nim napisane w Biblii, i to dość sporo. Może trudno jest w to uwierzyć, ale statystycznie rzecz ujmując, Pan Jezus mówił więcej o piekle niż o niebie. Gdy wysyłał Swoich uczniów zwiastować nadchodzące Królestwo Niebios, aby uzdrawiali chorych i wyganiali demony, dodawał im otuchy słowami: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej tego, który duszę i ciało może zatracić w Gehennie (Mat. 10:28). Większość polskojęzycznych przekładów mówi wprost: duszę i ciało zniszczyć w piekle”.  Jezus mówił o piekle, jako o miejscu jak najbardziej realnym, że „tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mat. 8:12).

Biblia naucza o piekle, jako miejscu wiecznych męczarni, w którym znajdą się wszyscy ci, którzy nie przyjęli w czasie doczesnego życia zbawiennej łaski. Gdy Chrystus powróci po Swój Kościół, aby zabrać wiernych Mu sług do chwały Ojca, dokona również „odpłaty” za rodzaj życia, jakie ludzie wybrali - Syn Człowieczy przyjdzie bowiem w chwale swojego Ojca razem ze swoimi aniołami i wtedy odda każdemu według jego postępowania (Mat. 16:27).  W tym oświadczeniu Syna Bożego znajduje się zła i dobra wiadomość. Dobra dla tych, którzy zaufali Jezusowi i przyjęli wiarą Jego usprawiedliwienie. Dla nas wierzących jest to wspaniałą nowiną, ponieważ, jak zapewnia nas apostoł Paweł - żadne więc teraz potępienie nie zagraża tym, którzy są w Jezusie Chrystusie (Rzym. 8:1). Natomiast ten, kto zaś nie jest posłuszny Synowi, nie doświadczy życia, ale gniew Boży pozostaje nad nim (Jan. 3:36). Dla tych ludzi jest to najgorsza wiadomość, ponieważ muszą stanąć „oko w oko” z Jezusem, który również za nich cierpiał i umarł na krzyżu Golgoty. Ich niewiara musi spotkać się z konsekwentną „odpłatą”.

Niektórzy uważają, że to, co w Biblii jest napisane o piekle, należy przyjmować symbolicznie. Jeśli tak, to ta sama reguła powinna odnosić się również do śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Takie teorie ogłaszali już najwięksi sceptycy Bożego natchnienia tego, co jest zapisane w Biblii. Mógłbym zacytować tu szereg liberalnych teologów, na czele z Nitschem, że Bóg umarł, a cała historia o powstaniu Chrystusa z martwych, została wyssana z palców przerażonych uczniów Pańskich.

Biblia wyraża się jasno i jednoznacznie, że ludzie są przeznaczeni do życia wiecznego. Prorok Boży Daniel zapisał, żewielu z tych, którzy śpią w prochu ziemi, się zbudzi. Jedni do życia wiecznego, drudzy zaś ku hańbie, ku wiecznej odrazie (Dan. 12:2). Natomiast Nowy Testament przedstawia tę prawdę jeszcze bardziej zrozumiale, że kara wiecznego potępienia spotka tych, którzy nie przyjmą ewangelii mówiącej o zbawieniu przez Chrystusa. Apostoł Paweł nauczał zdecydowanie na temat piekła, że jest miejscem wiecznej kary. Mówił, że gdy Pan Jezus objawi się z nieba z aniołami Jego mocy w płomieniach ognia i ukarze tych, którzy nie uznają Boga i nie są posłuszni Ewangelii naszego Pana Jezusa. Karą dla nich będzie wieczna zagłada z dala od oblicza Pana i od chwały Jego mocy (2 Tes. 1:8,9).

Apostoł Jan, będąc na zesłaniu na wyspę Patmos z powodu głoszenia prawd zawartych w Ewangelii, otrzymał objawienie od samego Pana Jezusa. Wizje, jakie widział, wypełnione są wypowiedziami aniołów, wiernych posłańców Bożych, którzy oznajmiali Janowi, to co będzie się działo w końcu czasu na ziemi. Oto słowa, jakie zapisał Jan na polecenia Pana: A diabeł, ten, który ich zwodzi, został wrzucony do jeziora ognia i siarki, gdzie znajduje się i Bestia, i Fałszywy Prorok. I będą tam męczeni dniem i nocą na wieki wieków. [...] I jeśli ktoś nie został zapisany w księdze życia, został wrzucony do jeziora ognia” (Obj.20:10,15)

Wprawdzie to przerażające miejsce zostało przygotowane diabłu i jego demonom, lecz znajdą się tam razem z nimi ci wszyscy, którzy nie przyjęli jedynej drogi zbawienia, jaka Bóg przygotował nam w Jezusie Chrystusie.

Chyba nikt nie odmówi najwyższego autorytetu słowom Pana Jezusa, który powiedział, nie w przypowieści, lecz wprost Nie dziwcie się temu, bo zbliża się godzina, kiedy wszyscy, którzy są w grobach, usłyszą Jego głos, i ci, którzy dobrze czynili, powstaną do życia, ci zaś, którzy źle czynili, powstaną na potępienie (Jan 5:28,29). Dalsza droga tych, którzy źle czynili, ponieważ ich grzechy pozostają z nimi, gdyż nie przyjęli wiarą usprawiedliwienia Chrystusa, została określona również dosłownie – I pójdą ci na karę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego (Mat. 25:46).

Pan Jezus, mówiąc o wielkiej miłości Ojca do zgubionych grzeszników, wskazał na ratunek, jaki zastał nam ofiarowany w krzyżu. Zostało to zapisane językiem zrozumiałym dla każdego, że jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy (Jan 3:14). Po tych słowach możemy przeczytać najbardziej znane zdanie zapisane w Biblii, a mianowicie – Tak bowiem Bóg umiłował świat, że dał swego Jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (w. 16).

To, jak poważna jest to sprawa, podkreśla sam Pan Jezus, mówiąc, że kto wierzy w Niego, nie jest sądzony, a kto nie wierzy, już został osądzony, gdyż nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Boga” (w. 18). Gniew Boga wobec grzeszników jest realnym zagrożeniem wobec tych, którzy obojętnie odnoszą się do ofiary, jaką Chrystus złożył na Golgocie, umierając tam za nas. Wielkie przebudzenia religijne XIX i XX wieku charakteryzowały się nieustannym przypominaniem słuchaczom ewangelii, że jeśli nie uwierzą, czeka ich piekielny nieugaszony ogień. 

Wybór więc, gdzie będziemy spędzać wieczność, należy do nas samych!

Henryk Hukisz

Friday, July 15, 2022

Strategia majestatu Boga

Nikt z nas nie doświadczył takiej bliskości Boga Ojca, jak apostoł Paweł, który nazywał siebie sługą, a nawet niewolnikiem Chrystusa, to jednak nie znajdziemy w jego świadectwie o Bogu żadnego spoufalania się. Mogę powiedzieć wprost, że zamiast „wskakiwać Tatusiowi na kolana”, ten pokorny sługa Boży padał na swoje kolana przed Jego majestatem.

Paweł, kiedy został porwany do raju i usłyszał niewyrażalne słowa oświadczył, że nie godzi się człowiekowi wypowiadać” (2 Kor. 12:4), aby wyrazić to ludzkimi słowami. Natomiast swoją postawę wobec majestatu Boga wyraził słowami: padam na kolana przed Ojcem – od którego każda ojczyzna w niebiosach i na ziemi bierze swoją nazwę (Efez. 3:14,15).

Często wspominam na moim blogu, że pamiętam czasy i zwyczaje, które są mało znane dla ludzi żyjących współcześnie. Kiedyś ludzie klękali do modlitwy, nie tylko w domu, lecz również podczas nabożeństwa. Nikt nie przychodził na zgromadzenie w kościele w ubraniu, jakie zwyczajowo pasuje na piknik lub plażę. Kościół miał zawsze kojarzyć się z miejscem, na którym spotyka się z Bogiem, a w modlitwie zapraszano Pana Jezusa, aby zaszczycił to miejsce Swoją obecnością. Zdawaliśmy sobie wówczas sprawę z tego, że mamy do czynienia z Bogiem, któremu należy okazywać szacunek, jak nikomu innemu, gdyż On jest Panem wszechświata, stworzycielem nieba i ziemi. Wzorem do naśladowania takiej postawy, były biblijne przykłady mężów Bożych, jak Abraham, Mojżesz, Dawid, prorocy czy też bliżsi nam apostołowie.

Jeden z uczniów Pana Jezusa, chociaż w osobistym kontakcie ze swoim Nauczycielem kładł się na Jego pierś, to gdy Chrystus objawił mu się na wyspie Patmos, napisał: gdy Go ujrzałem, upadłem do Jego stóp jak martwy” (Obj. 1:17). Apostoł Paweł, mówiąc o tym, jak został porwany aż do trzeciego nieba (1 Kor. 12:2), nawet nie śmiał przypisać tego doświadczenia sobie. Autor Listu do Hebrajczyków, wskazując na wielkość i dostojność Osoby Chrystusa napisał, że On jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty, który podtrzymuje wszystko mocą swojego słowa, gdy dokonał oczyszczenia z grzechów, zasiadł po prawicy Majestatu na wysokościach (Hebr. 1:3).  

Zasadniczym zadaniem, jakie Kościół otrzymał  do spełnienia wobec świata, jest składanie świadectwa o Bogu i Jego zbawiennej łasce. Dlatego najważniejszą zaś rzeczą w tym, co mówimy, jest to, że mamy takiego arcykapłana, który zasiadł po prawej stronie tronu Majestatu w niebiosach (Hebr, 8:1). Obawiam się, że obecnie najczęściej w kościołach słyszy się o dokonaniach pastorów i ewangelistów, o tym, na jak wielkich zgromadzeniach przemawiali i ile osób „przyjęło Jezusa” w wyniku ich zwiastowania. A Boga i Pana Jezusa przedstawia się jak kolegów, z którymi jest się za pan brat.

Majestatu Bożego nie można zamienić na żadne opowiadania czy obrazki kolorowego nieba, jako tło do biblijnych wersetów wyświetlanych na potężnych ekranach. Najlepszy opis, jakiego nie da się namalować żadnymi słowami naszego języka, znajdziemy w opisach, jakie zostawił nam pokorny sługa ewangelii, apostoł Jan.

Oto obraz, jaki znajdziemy w natchnionym przez Boga Słowie: 

A kiedy Istoty żyjące oddadzą chwałę, cześć i dziękczynienie Siedzącemu na tronie i Żyjącemu na wieki wieków, wtedy dwudziestu czterech Starszych upada przed Siedzącym na tronie, oddaje pokłon Żyjącemu na wieki wieków i rzuca swoje wieńce przed tronem, mówiąc: Jesteś godny, nasz Panie i Boże, wziąć chwałę i cześć, i moc, ponieważ Ty wszystko stworzyłeś i z Twojej woli to było, i zostało stworzone (Obj. 4:9-11).

Zobaczyłem też i usłyszałem głos licznych aniołów wokół tronu i Istot żyjących, i Starszych, a liczba ich wynosiła miriady miriad i tysiące tysięcy. Mówili donośnym głosem: Baranek zabity jest godny otrzymać moc i bogactwo, i mądrość, i potęgę, i cześć, i chwałę, i błogosławieństwo. A wszelkie stworzenie, które jest w niebie i na ziemi, i pod ziemią, i na morzu, i wszystko, co w nich przebywa, usłyszałem, jak mówiło: Temu, który siedzi na tronie, i Barankowi błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc na wieki wieków. Cztery Istoty żyjące zaś mówiły: Amen, a Starsi upadli i oddali pokłon (Obj. 5:11-14).

Następnie zobaczyłem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, ludzi z każdego narodu i wszystkich plemion, i ludów, i języków, stojących przed tronem i przed Barankiem, ubranych w białe szaty, a palmy były w ich rękach. I donośnym głosem wołają: Zbawienie pochodzi od naszego Boga, który siedzi na tronie, i od Baranka. A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starszych, i czterech Istot żyjących i upadli przed tronem na twarze, i oddali pokłon Bogu, mówiąc: Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga naszemu Bogu na wieki wieków. Amen (Obj. 7:9-12).

Nikt z tych, którzy znaleźli się już przed obliczem świętego Boga, siedzącego w pełni Swego majestatu, nie zwrócił się do Niego „Tatusiu” i wskoczył mu na kolana. Natomiast, jak widzimy w tych natchnionych przez Boga obrazach, wszyscy, i aniołowie, i starcy, i cały wielki tłum „upadli przed tronem na twarze, i oddali pokłon Bogu”.  A ci wszyscy, którzy znaleźli się już przed Bożym tronem, przeszli szczególną operację polegającym na tym, że to co zniszczalne, przyoblekło się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyoblekło się w nieśmiertelność (1 Kor. 15:53).

Pozwolę sobie na zakończenie przytoczyć pewną obserwację, gdy znalazłem się na uczelni skupiającej studentów z różnych środowisk protestanckich. Wielu moich kolegów należało do tego samego kościoła, co niektórzy wykładowcy. Na zajęciach, tytułowaliśmy swoich nauczycieli zgodnie z obowiązująca etyką uczelni, natomiast w wolnym czasie, gdy znaleźliśmy się na boisku, studenci z tej samej wspólnoty, co ich profesorzy, mówili do nich po imieniu. Natomiast w sali wykładowej, nikt nie odważył się na takie spoufalenie. Czy można nazwać taką postawę obłudną? Na pewno nie, gdyż istnieje różnica pomiędzy osobistą, prywatną relacją i oficjalną postawą, która zawiera w sobie świadectwo o drugiej osobie, kim ona jest dla wszystkich.

Mówiąc o naszej relacji z Bogiem naszym Ojcem, czy Panem Jezusem, który nazwał nas swoimi przyjaciółmi, musimy pamiętać o tym, że kościół składa świadectwo wobec świata o chwale i majestacie Boga. Ten świat, wrogi wobec Boga, musi zobaczyć i uwierzyć, że Bóg jest potężnym Panem i Władcą. Musimy pokazać światu i wszystkim demonom, że Chrystus jest Zwycięzcą. Takie świadectwo może złożyć jedynie Kościół, który jest Ciałem Chrystusa.

Indywidualnie, gdy wejdziemy do swojej osobistej komory, możemy czuć się swobodnie w wyrażaniu naszej intymnej relacji z Ojcem i Przyjacielem. Natomiast to, jak wyrażamy tę relacje w miejscu publicznym, jest świadectwem dla tych, którzy znajdują się jeszcze w więzach grzechu. Wyzwolić ich może jedynie Bóg Wszechmogący i Potężny Władca, aby mogli również poznać tę szczególną intymną więź z Bogiem.

Nie odzierajmy z majestatu Chrystusa, którego sam Bóg, nad wszystko wywyższył i obdarzył imieniem, które jest ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano w niebiosach, na ziemi i pod ziemią i aby każdy język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca (Filip. 2:9-11).

Henryk Hukisz

Saturday, July 9, 2022

Ziarno i plewy

Od kiedy ludzie zajmują się wypiekiem chleba, dokonują oddzielenia plew od ziarna. Obecnie ta czynność została w dużym stopniu zautomatyzowana, lecz w czasach pierwotnych, była czynnością żmudną i wymagającej dużej uwagi, aby uzyskać czyste ziarno. Zawsze jednak chodziło o ten sam cel, aby zgromadzić jak najczystsze ziarno, tak aby upieczony później chleb, był zdrowym i pożywnym posileniem dla ciała.

Osobiście pamiętam czasy, gdy w czasie żniw na polach dźwięczały kosy. Później coraz częściej można było już zobaczyć mechaniczne kosiarki lub gdzieniegdzie nawet kombajny. Bez względu na technikę zbiorów, zawsze chodziło o to samo, aby ziarno oddzielić od plew. Pierwsze, zebrać jako plon, drugie wyrzucić, jako bezużyteczny, nienadający się do niczego śmieć. Młockarnie były ustawiane na polach w taki sposób, aby wiatr mógł rozwiewać niepotrzebne plewy po okolicy.

Pan Jezus mówił również o żniwach, które nastaną przy końcu świata, lecz prawda o oddzielaniu plew od ziarna ma zastosowanie w naszym życiu doczesnym.  Chrystus często zwracał uwagę na bardzo istotną rolę Słowa Bożego w naszym życiu. Poświęcił temu tematowi nawet kilka przypowieści. Podobnie jak ziarno, które pada na glebę naszych serc, Boże Słowo może dokonywać przemiany naszego życia, kształtując je na obraz Syna Bożego. Dlatego bardzo ważne jest, aby jak najwięcej czystego ziarna Słowa Bożego trafiało na dobrą glebę naszych serc.

W innej z przypowieści Pan Jezus porównując Boże Królestwo do nasienia, wyjaśniał zasadę działania mocy, jaka znajduje się w Bożym Słowie - Królestwo Boga jest podobne do człowieka, który rzucił ziarno w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, ziarno kiełkuje i rośnie, on zaś nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon – najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie” (Mar. 4:26-28). W tym pięknym obrazie widzimy, jak wspaniale działa w nas ziarno Słowa Bożego. Podczas zwykłego codziennego czytania Biblii, czy w czasie słuchania zwiastowania w zgromadzeniu wierzących, ziarno Bożego Słowa wpada do naszych serc. Nieraz leży jakiś czas, aby we właściwym momencie, gdy jest ku temu odpowiednia pora, rozpocząć w nas doskonałe dzieło. Wpierw kiełkuje, rośnie aby później ukazać owoc Ducha Świętego, objawiając w nas Bożą naturę. Wiemy, że dokonać tego może jedynie czyste ziarno, a nie plewy, jakimi często nieświadomie karmimy się, gdy nie zwracamy uwagi na to, kogo słuchamy lub co czytamy.

Apostoł Piotr wyjaśnia nam jak przebiega proces przemiany w naszym życiu. Pisał o tym w jednym z listów do wierzących w Pana Jezusa: Wszystko przecież, co konieczne do życia i pobożności, Jego Boska moc dała nam w darze przez poznanie Tego, który powołał nas dzięki własnej chwale i doskonałości. Przez to zostały nam dane cenne i najważniejsze obietnice, abyście dzięki nim stali się uczestnikami natury Boga, gdy wyrwiecie się z zepsucia, jakie na tym świecie wynika z pożądliwości (2 Ptr. 1:3,4). Te obietnice zawarte są w ziarnie Słowa Bożego, jakie znajdujemy w Biblii. Jedynie poprzez uświęcające działanie nieskazitelnego Słowa Bożego możemy posiąść świętość, jaką jedynie możemy uwielbić Boga. W poprzednim liście Piotr pisał o prawdziwym odrodzeniuSkoro oczyściliście swoje dusze przez posłuszeństwo prawdzie, aby nieobłudnie kochać braci, to nieustannie miłujcie jedni drugich czystym sercem, jako odrodzeni nie ze zniszczalnego nasienia, ale z niezniszczalnego, dzięki Słowu Boga, które żyje i trwa (1 Ptr. 1:22,23).

Wracając do przypowieści Jezusa o ożywczym działaniu Słowa Bożego, jako ziarna, które zawiera w sobie Boże życie, widzimy wyraźnie, że celem tego procesu jest wydanie owocu – „Gdy zaś plon dojrzeje, zaraz bierze się sierp, bo nadeszły już żniwa (Mar. 4:29). Podobnie jak podczas corocznego zbierania plonów w czasie żniw, w naszym życiu liczy się owoc, jaki może wydać jedynie czyste ziarno. Plewy nie mają tu znaczenia, jedynie zaśmiecają nasze życie.

Niestety, często zauważam, że współcześni kaznodzieje przywiązują więcej wagi do plew, niż do zwiastowania Słowa Bożego. Zamiast przekazywać czyste ziarno, sporo czasu poświęcają plewom, różnym mało istotnym historyjkom, komentarzom i anegdotom. Słowo Boże staje się jedynie pretekstem, jaki daje okazję do zademonstrowania swojej wiedzy i elokwencji. Słuchacze skazani są często na słuchanie opowiadań o snach i okolicznościach, w jakich mówca otrzymał „natchnienie” do zwiastowania właśnie tego tematu. Wrzucony później, dla przyzwoitości jakiś cytat z Biblii, zostaje gdzieś na marginesie uwagi słuchaczy.

Apostoł Paweł był człowiekiem wykształconym ponad przeciętność, mógłby przecież głosić tajemnice Boga za pomocą górnolotnych słów lub mądrości. Paweł jednak postanowił, będąc wśród was, nie znać niczego innego, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1 Kor. 2:2). Czysta ewangelia bez plew! Dzięki temu słuchacze dotknięci mocą Słowa Bożego doświadczali odrodzenia przez niezniszczalne nasienie, które żyje i trwa. Na stronicach Nowego Testamentu nie znajdziemy takiej sytuacji, w której ewangeliści nakłanialiby słuchaczy do podnoszenia rąk, jako wyraz nawrócenia się do Boga, albo wzywali słuchaczy przez kilkanaście minut do wyjścia do przodu, aby później przez następne minuty modlić się nad każdym potencjalnym kandydatem do przyjęcia Chrystusa.

Natomiast w Dziejach Apostolskich czytamy, że kiedy Piotr zwiastował czyste Słowo Boże, słuchacze poruszeni w swych sercach przez Ducha Świętego zawołali: „Co mamy czynić, bracia?” (Dz.Ap. 2:37). Żadnych psychologicznych nacisków, żadnej techniki wpływania na emocje słuchaczy, żadnych plew – widzimy jedynie działanie czystego ziarna Słowa Bożego.

Jezus przyszedł również w tym celu, aby dokonać rozdzielenia ziarna od plew. Ewangelista Łukasz zapisał, że Jezus Ma w ręku przetak, aby oczyścić swoje klepisko i pszenicę zebrać do spichlerza. Plewy zaś spali w ogniu nieugaszonym (Łuk. 3:17). Słowa te ukazują nam Bożą prawdę o plewach - czeka je wieczny ogień.

Apostoł Paweł zostawił nam wspaniałe świadectwo poznania Pana Jezusa wyznając, że „z Jego powodu wszystko poczytuję za nic i uważam za śmieci, aby zyskać Chrystusa i zjednoczyć się z Nim (...), aby Go poznać – zarówno moc Jego zmartwychwstania, jak i udział w Jego cierpieniach, upodabniając się do Niego w Jego śmierci; abym w ten sposób dostąpił zmartwychwstania” (Fil. 3:8, 10,11). Tak wielki wpływ na życie Pawła miała decyzja świadomego odrzucenia wszystkiego, co nie było czystym i nieskazitelnym nasieniem Słowa Bożego.

Dlaczego więc dziś, czas przeznaczony na zwiastowanie ewangelii, mamy wypełniać plewami, na które czeka nieugaszony ogień? Skoro mamy pełne worki czystego ziarna Słowa Bożego, czyńmy to, na co zwraca uwagę Jezus Chrystus w przypowieści o Królestwie Bożym, mówiąc, że jest podobne do człowieka, który zasiał na swoim polu dobre ziarno (Mat. 13:24). Mamy więc pod dostatkiem czystego ziarna Słowa Bożego, nie potrzebujemy plew, aby karmić nimi słuchaczy. Nawet z najpiękniej opowiedzianych plew, nic nie urośnie. Natomiast czyste ziarno Słowa Bożego może dokonać wiecznej przemiany wielu serc, dla chwały naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Henryk Hukisz

Sunday, July 3, 2022

Liczba moich dni

Siedemdziesiąt pięć lat to spory szmat czasu, to trzy czwarte wieku. Tyle właśnie minęło w moim życiu. Dziękuję wszystkim przyjaciołom, fejsbukowym i tym naturalnym, za pamięć i życzenia. 

Pozwólcie podzielić się krótką refleksją na temat liczenia lat. Biblia zawiera sporo informacji na ten temat. Zrobiłem więc szybki przegląd wersetów na temat długości życia człowieka i stwierdziłem, że jedynie w Psalmach, Przypowieściach i w Kaznodziei Salomona jest ich prawie pół setki. Gdy liczymy lata, pamiętajmy, że każdy rok składa się z miesięcy, tygodni i dni. Nawet jeden dzień ma znaczenie, szczególnie w moim przypadku.

Moja mama, gdy jeszcze żyła, zawsze składała mi urodzinowe życzenia jeden dzień wcześniej, zaznaczając na wstępie, że ona wie najlepiej, kiedy mnie urodziła. Dzięki temu dowiedziałem się, że zostałem okradziony z jednego dnia mojego życia przez pijanego sołtysa. Mój tata opowiedział mi później, jak to się stało.

Urodziłem się półtora roku po przybyciu mojej rodziny na Ziemie Zachodnie z byłej Polski zabużańskiej. Moi rodzice mieszkali w ziemi nowogródzkiej, którą tak pięknie opisywał nasz wielki wieszcz, Adam Mickiewicz. Gdy w wyniku zawieruchy wojennej, granice pozmieniano, oni, jako rodowici Polacy zapragnęli dalej mieszkać w granicach swojej ziemskiej ojczyzny. Ponieważ „przyjazna” nam wówczas władza sowiecka zajęła polskie wschodnie ziemie, znaleźliśmy się na Ziemiach Zachodnich, też ponoć polskich, które wcześniej zabrali nam Prusacy. W ten sposób, prawie cała wieś Kuźmicze znalazła się na terenie kilku wiosek w okolicy Czarnkowa nad Notecią. Nam przyszło zamieszkać w Zofiowie, wiosce, którą założył w 1794 r. ówczesny właściciel ziemski Mikołaj z Wybranowa Świniarski i nazwał ją od imienia swojej żony Zofii.

Gdy przyszedłem na ten świat i uwielbiłem Stwórcę pierwszym niemowlęcym krzykiem, mój tata wsiadł na rower i udał się do sołtysa, aby ów fakt uwiecznić w państwowych dokumentach. Lecz ten oficjalny urzędnik, pełniący również funkcję Urzędu Stanu Cywilnego we wsi, był tego dnia pijany w sztok, i jedynie wybełkotał: „Józef, przyjdź jutro, bo dzisiaj księgi są już zamknięte”. Kiedy tata pojawił się na sołtysówce następnego dnia, zostałem oficjalnie wpisany na listę żyjących w granicach państwa Polskiego, lecz pod nową datą, 3 lipca. Tak oto, moje życie zostało skrócone o jeden dzień, lecz któż będzie się tym przejmować, gdyż do dnia dzisiejszego przeżyłem, dzięki łasce mojego Pana, sporo ponad 27 tysięcy dni.

Król Dawid wysławiał w Psalmach swego Pana za każdy dzień swojego życia. Pisał, że gdy prosił o życie, Bóg dał mu „długie dni na wieki, na zawsze” (Ps. 21:5). W najbardziej znanym psalmie o Pasterzu, który był jego Panem, Dawid dziękował za to, że Boża „dobroć i łaska za mną podążą przez wszystkie dni mego życia i przez długi czas zamieszkam w domu PANA” (Ps. 23:6). Dawid wiedział, że jego życie w całości zostało zaplanowane przez Pana, nawet zanim przyszedł na świat w pasterskiej rodzinie, dlatego napisał: „Twoje oczy widziały mój początek i wszystko zostało zapisane w Twej księdze: dni zostały określone, zanim jakikolwiek z nich nastał” (Ps. 139:16).

Wiemy, że życie Dawida nie było usłane różami. Przez wiele lat musiał tułać się po świecie, chociaż znał Boży plan dla swego życia. On wiedział, że Bóg znał wszystkie jego dni, zarówno te dobre, jak i złe, dlatego wyznał: „Policzyłeś dni mojej tułaczki, moje łzy zebrałeś do swego bukłaka. Czy nie są spisane w Twojej księdze?” (Ps. 56:9). Dawid często prosił Pana, aby dał mu siłę do przetrwania, szczególnie, gdy musiał przechodzić przez doświadczenia i próby. W jednym z Psalmów zapisał kilka wspaniałych myśli o dniach swojego życia: „Moje dni bowiem jak dym ulatują, a moje kości płoną jak ogień. Moje dni są jak cień wydłużony, a ja usycham jak trawa” (Ps. 102:4,12) Dawid wiedział, że Pan łaskawie skracał długość ciężkich dni, aby mógł otrzymać wsparcie w wypełnianiu Jego woli.

W Księdze Przysłów, Salomon, jego syn dał również wyraz Bożej troski o wszystkie dni naszego życia. Dzięki Bożej mądrości, o jaką prosił swego Pana, wiedział, że jedynie wypełnianie Bożych przykazań nada sens wszystkim dniom życia. Później zapisał dla każdego z nas przestrogę: „Mój synu, nie zapominaj mojej nauki, zachowuj w sercu moje nakazy, bo przyniosą ci wiele dni i lat życia i dobrobyt” (Przysł. 3:1,2).

Życie jest pełne zagadek i niesie ze sobą wiele pytań, na które trudno jest nieraz znaleźć odpowiedź. Dlatego warto jest zastanowić się nad kilkoma refleksjami Salomona – „Kto wie, co jest najlepsze dla człowieka, póki trwa jego ulotne życie, które jak cień przemija? Kto mu opowie, co stanie się potem pod słońcem?” (Kohel. 6:12). Dlatego, radzi mądry król Salomon: „Pamiętaj o swoim Stwórcy za dni młodości, zanim nadejdzie czas udręki, zanim przyjdą lata, o których powiesz: Nic mnie już nie cieszy” (Kohel. 12:1).

Życie każdego człowieka ma swoje dobre strony, gdy jest układane zgodnie z Bożymi regułami. Jednym z ważnych elementów naszego życia jest wejście na „wspólną drogę”, gdyż, jak powiedział Stwórca na samym początku, „Nie jest dobrze, jeśli człowiek jest sam, uczynię więc pomoc odpowiednią dla niego” (Rodz. 2:18). Dlatego też, dzięki temu mądremu posunięciu, mogą spełnić się słowa zapisane przez Salomona: „Korzystaj z uciech świata razem z kobietą, którą pokochałeś, przez całe twe ulotne życie, którym Bóg obdarzył cię pod słońcem, przez wszystkie twoje ulotne dni. To jest twoja cząstka w życiu i w całym twoim trudzie pod słońcem” (Kohel. 9:9). Dlatego, jeśli szczęśliwie dożyjemy roku przyszłego, świętować będziemy półwiecze wspólnego kroczenia przez życie z osobą, którą pokochałem od pierwszego dnia, gdy ją ujrzałem.

Na zakończenie tego okolicznościowego rozważania, jeszcze kilka cennych uwag króla Dawida

Dawid znał dobroć swego Pana, dlatego trwał wiernie w Jego słowie. Modlił się gorąco słowami: „O jedno proszę PANA, o jedno zabiegam, abym mógł mieszkać w domu PANA po wszystkie dni mojego życia, abym oglądał wspaniałość PANA i rozmyślał w Jego świątyni” (Ps. 27:4). A wiedząc również o tym, że „dni człowieka są jak trawa, kwitnie on jak kwiat polny” (Ps. 103:15), prosił Pana: „Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy zyskali mądre serce” (Ps. 90:12).

Te słowa są również i moją modlitwą, chociaż dzięki kalkulatorowi, mogę dokładnie policzyć, ile dniu już przeżyłem, to jednak zdaję sobie sprawę, że jedynie mój Pan wie, ile tak na prawdę dni dał mi do przeżycia, gdyż chciałbym przeżyć każdy z nich godnie, dla Niego.

Ciągle mam w pamięci moment, gdy już ponad pięć lata temu, pod koniec stycznia 2017 roku moje serce stanęło. Wydawało się wówczas, że licznik moich dni się zatrzymał. Lecz wolą mojego Pana było, abym jeszcze pozostał na tym ziemskim padole. Dzięki Jego łasce, mogę powiedzieć, że około dwa tysiące dni mego życia są jak gdyby dane mi już na kredyt. Za każdy z tych dni jestem szczególnie wdzięczny memu Panu i nieustannie Mu dziękuję za każdy nowy dzień, jaki Pan mi daje.

Henryk Hukisz