A jednak, w pewnej sytuacji, uczniowie Pana Jezusa zostali zbrukani przez Nauczyciela
za to, że chcieli postąpić zgodnie z biblijnym opisem czynu, na jaki zdobył się
prorok Eliasz. Zajrzyjmy wpierw do historii narodu wybranego, do czasów, gdy państwo
było podzielone i odrębni królowie panowali w Judzie i w Izraelu. W Izraelu, gdy po śmierci Achaba, panował Achazjasz, zdarzyło się, że król wychylił
się zbyt mocno na swoim balkonie, i spadł poraniony, Wówczas, zgodnie z
pogańskimi zwyczajami, jakie panowały na jego dworze, szukał wyroczni u boga
Ekronu, o bardzo znamiennym imieniu – Belzebub.
W tym czasie, w domu Eliasza pojawił się anioł Boży, zadając proste pytanie: „Czy nie ma Boga w Izraelu, że idziecie
zasięgnąć rady Belzebuba, boga Ekronu?” (2
Król. 1:3). W tej sytuacji anioł ogłosił Boży wyrok dla odstępczego króla – „na pewno umrzesz” (w. 4). Nic dziwnego, gdy król dowiedział się, że jest to „mąż
długowłosy, przepasany skórzanym pasem wokół swoich bioder”, kazał zgładzić śmiałka (2 Król. 1:8).
No i się zaczęło. Rozgniewany Achazjasz wysłał dowódcę z pięćdziesięcioma doborowymi wojownikami, którzy rozkazali
prorokowi zejść z góry, na której siedział. Eliasz, bez większego
zastanowienia, wypowiedział słowa nakazujące ogniowi zstąpić z góry, aby pochłonął
cały oddział. Myślę, ze sam prorok był zaskoczony natychmiastowym zniknięciem
całego oddziału żołnierzy. Gdy Achazjasz posłał kolejną pięćdziesiątkę, spotkało
ich dokładnie to samo – zginęli w spadającym z góry płomieniu. Król Izraela nie
mógł sobie pozwolić na taką zniewagę, więc posłał kolejny oddział w liczbie pięćdziesięciu
wojowników, lecz ich dowódca przeląkł się powtórki zdarzenia, padł na kolana i
zaczął błagać o zlitowanie się nad niewinnymi żołnierzami, nazywając ich
sługami proroka. Prosił o uratowanie swojego życia słowami: „niech moje życie coś znaczy w twoich oczach” (2 Król. 1:14).
Prorok Eliasz był wiernym sługą Bożym, a to znaczy, że wykonywał tylko Jego
wolę, nie swoją. Dlatego anioł Pański pozwolił uratować dowódcę i
jego żołnierzy, nakazując prorokowi zejść na dół i osobiście udać się do króla. Król Achazjasz zmarł, gdyż miał serce zwrócone do Belzebuba, lecz dowódca wraz ze
swoim oddziałem zostali zachowani przy życiu, ponieważ pokornie o to prosili.
Jest to piękny obraz działania Bożej łaski, gdyż Bóg nie chce śmierci
grzesznika, jak później ogłosił to przez proroka Ezechiela: „Czy rzeczywiście mam upodobanie w śmierci
bezbożnego - mówi Wszechmocny Pan - a nie raczej w tym, by się odwrócił od
swoich dróg i żył?” (Ezech. 18:23).
Apostoł Piotr po wielu latach spędzonych na zwiastowaniu ewangelii „każdemu
stworzeniu”, zapisał te ważne słowa, że Bóg „nie chce, aby ktokolwiek zginął, lecz chce, aby wszyscy przyszli do
upamiętania” (2 Ptr. 3:9).
Lecz za dni Chrystusa, nawet Jego uczniowie tego jeszcze nie rozumieli. Myśleli
jedynie o sobie i swoich prawowiernych rodakach. Samarytanie, według ich zrozumienia,
nie mieli żadnej szansy, aby zbliżyć się do Boga. Nawet, jak jest napisane, „Żydzi nie mają nic wspólnego z
Samarytanami” (Jan 4:9 [BT]). Zwróćmy
uwagę, że Pan Jezus dość często używał Samarytan w swoich przypowieściach, a
nawet spotykał się z nimi. Znamy dobrze historię, jaka wydarzyła się przy studni
niedaleko miasteczka Sychar. Pan Jezus wysłał swoich uczniów na zakupy, ponieważ chciał spokojnie spokojnie porozmawiać z Samarytanką o wielkich sprawach. Chrystus
nie miał żadnej przeszkody w swoim sercu, gdyż był Dobrym Pasterzem, który przyszedł
w jednym, celu, aby szukać i zbawić wszystkich, którzy zgubili się i byli jak
owce bez pasterza.
Chrystus szedł do Jerozolimy, jak pisze ewangelista Łukasz, w czasie, „gdy dopełniały się
dni, kiedy miał być wzięty do nieba” (Łuk.
9:51). Gdy uczniowie poskarżyli się Panu mówiąc: „widzieliśmy takiego, który w twoim imieniu wygania demony i zabranialiśmy mu, ponieważ nie chodzi z nami” (w. 49). Wówczas to, Pan Jezus wyjaśniał swoim uczniom, że „kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten
jest z wami” (Łuk. 9:50).
Nie wiemy bliżej, o kogo chodziło w tej rozmowie, lecz dla nas ważne jest
to, że Pan wie, kto jest z Nim, a kto nie.
Jestem przekonany, że właśnie dlatego, iż uczniowie mieli wątpliwości co do
niektórych, którzy według nich nie mieli prawa z nimi przebywać, Jezus idąc po
raz ostatni do Jerozolimy, postanowił zatrzymać się na noc w samarytańskiej
gospodzie. Przecież Pan Jezus wiedział z góry, jaki będzie przebieg tego
zdarzenia, dlatego wystawił uczniów na próbę, aby pokazać im coś bardzo istotnego.
W grupie posłańców, którzy mieli za zadanie przygotować miejsce do
odpoczynku, znaleźli się dwaj uczniowie, Jakub i Jan, którzy dobrze znali
historie biblijne. Z pewnością uważali, że maja prawo postąpić dokładnie tak
samo, jak ich wielki prorok, jedynie przez szacunek do swego Nauczyciela, prosili
o zgodę. Byli pewni, że Pan pochwali ich za biblijną postawę i myślę, że
wewnętrznie już się cieszyli, iż sami wpadli na taki pomysł.
Lecz jak bardzo byli zaskoczeni, gdy Pan Jezus powiedział wprost, bez
żadnych ogródek: „Nie wiecie, jakiego
ducha jesteście” (Łuk. 9:55). Są
to słowa zarzutu, pełnego niezadowolenia z decyzji, jaką Jego uczniowie podjęli i byli gotowi
zrealizować.
Dlaczego Jakub i Jan powołali się na biblijny przykład męża, którego chce
naśladować każdy pobożny człowiek, a Chrystus udzielił im tak bezpośredniej
nagany? Odpowiedź jest jedna – oni nie rozumieli Ducha Bożego, jaki napełniał
serce Eliasza. Jedynie interpretowali to odległe w czasie wydarzenie zgodnie
z własnym nastawieniem, jakie mieli w swoich sercach. Skoro nie lubili
Samarytan, ich pragnieniem było zniszczyć ich, a nie ratować. Pan Jezus, będąc
realizatorem Bożych dzieł, miał na celu niesienie ratunku dla każdego, bez
względu na pochodzenie, kolor skóry czy też wyznawaną religię.
Duch Boży, który wypełniał serce Eliasza, na widok pokutującego dowódcy,
uratował go od śmierci,. Teraz, każdy ma szansę uzyskać ratunek, jeśli się upamięta. Dlatego zadaniem Kościoła jest zwiastować ewangelię każdemu, bez żadnych uprzedzeń.
Dzieje Apostolskie są wspaniałą księgą informująca nas o działaniu Ducha Świętego, który w dniu Pięćdziesiątnicy wypełnił serca uczniów i uzdolnił ich do
tego, aby stali się świadkami Jezusa „w
Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (DzAp. 1:8). Lecz od samego początku
działalności Kościoła, istniał problem, aby uznać każdego człowieka, jakiego Bóg stworzył, że prawo usłyszeć ewangelię. Wiemy, że wpierw uczniowie szli jedynie do „potomków
Abrahama”, sądząc, ze jedynie naród wybrany może dostąpić łaski zbawienia. Apostoł
Piotr musiał przejść lekcję z prześcieradłem wypełnionym wszelkim ptactwem i
płazami. Przez wiele lat wierzący odwoływali się do litery Prawa Bożego, biorąc
za przykład postępowanie wielu mężów Starego Testamentu. Dlatego Paweł musiał
napisać, że jedynie Duch Święty może uzdolnić nas do stania się sługami nowego
przymierza, „nie litery, lecz ducha, bo
litera zabija, duch zaś ożywia” (2
Kor. 3:6).
Jakiego więc ducha jesteśmy?
Henryk
Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.