Nie wstydzę się mówić głośno w każdym miejscu o tym, jakich metod wychowawczych używał mój ojciec, gdyż starał się za wszelką cenę wychować mnie i moje rodzeństwo na ludzi bojących się Boga. Cała nasza piątka, to dziś ludzie wierzący i zadowoleni z tego, jak rodzice przygotowali nas do życia. W sytuacjach zasługujących na zastosowanie właściwej kary za złe zachowanie, dostawałem lanie. Mój tata znał jedynie biblijne metody wychowawcze, ponieważ nie miał możliwości zapoznania sie z inną literaturą na temat wychowania dzieci. Bogu jestem za to wdzięczny, gdyż Boże reguły są najlepsze i najbardziej skuteczne.
Tą osobistą refleksją chcę zachęcić do lektury tego rozważania, które zostało zainspirowane artykułem, jaki przeczytałem na temat wydanej w Polsce książki pod niezbyt szczęśliwym tytułem „Jak trenować dziecko”. Oryginalny tytuł książki, wydanej przez organizację „No Greater Joy” prowadzoną przez Michaela i Debi Pearl, brzmi „To train up a child”. Nazwa organizacji zaczerpnięta jest z wersetu z 3-go listu Jana, który w całości brzmi: „Nie ma zaś dla mnie większej radości, jak słyszeć, że dzieci moje żyją w prawdzie” (3 Jan 4). Można osobiście zapoznać sie z autorami przedmiotowej książki i ich szeroką działalnością, na stronie internetowej - http://nogreaterjoy.org.
Z góry zaznaczam, że w tym rozważaniu nie odnoszę się treści tej książki lecz do kwestii biblijnej metody wychowywania dzieci i reakcji współczesnego społeczeństwa do niej. Piszę o tym również dlatego, że artykuł na stronie www.tvn24.pl zaniepokoił mnie swoim tonem i bardzo negatywnym nastawieniem do wydanej przez Vocatio książki. Obawiam się, że następna pozycja książkowa, jaką potraktują tak samo niektóre organizacje humanistyczne, będzie Biblia, gdyż w niej można znaleźć wiele podobnych stwierdzeń. Z treści artykułu wynika, że w ślad za protestem przeciwko wydaniu tej książki, na Facebook’u prowadzona jest akcja domagająca się zdjęcia tej książki z półek księgarni. Rozpropagowana przez internet krytyka może doprowadzić do masowych żądań usunięcia Biblii z życia publicznego, gdyż w niej można również znaleźć wiele sformułowań nie przystających do XXI wieku.
Jak wcześniej napisałem, już sam tytuł tej książki jest nienajlepiej sformułowany i może wywołać protest. Angielskie słowo „train”można przetłumaczyć mniej drastycznie, jak na przykład, oddane zostało w Przypowieściach Salomona – „Wychowuj chłopca odpowiednio do drogi, którą ma iść, a nie zejdzie z niej nawet w starości” (Prz. Sal. 22:6 [BW]). W innym przekładzie użyte jest słowo „ćwicz” [BG] albo „wdrażaj” [BT].
Inne wyrażenie biblijne, poddawane obecnie szerkoko zakrojonej krytyce, to słowo „smagać” w odniesieniu do stosowania dyscypliny w procesie wychowawczym. Salomon charakteryzuje miłość Boga do człowieka porównując ją do relacji pomiędzy ojcem i jego ukochanym synem. „Kogo bowiem Pan miłuje, tego smaga, jak ojciec swojego ukochanego syna” (Prz. Sal. 3:12). Samo słowo „smagać” może wywołać masowe protesty jeśli skojarzymy je ze znęcaniem się nad dzieckiem. Oczywiście, jestem świadomy występowania tego nieludzkiego zjawiska, jakim jest fizyczne i moralne znęcanie się nad dziećmi i dlatego muszą istnieć organizacje uprawnione do niesienia skutecznej pomocy. Lecz smaganie, o jakim mówi Salomon, ma zupełnie inne, bezpieczne znaczenie. Hebrajskie „jakach” znaczy „smagać”, „napominać”, „strofować” lub „korygować”. Pozytywne działanie takiego „strofowania” znajdziemy również w tej księdze. „Kto strofuje bliźniego, zbiera w końcu więcej podziękowania niż język schlebiający” (Prz. Sal. 28:23).
Ktoś powie, że Stary Testament zawiera naukę, która już nie ma zastosowania w okresie łaski. Z pewnością tak, jeśli chodzi o nasze zbawienie, bo już nie wypełnianie Prawa decyduje o zbawieniu, lecz ofiara Chrystusa na krzyżu. Natomiast Boże zasady odnoszące sie do życia i wychowania, pozostają niezmienione. Dlatego odwołuję się do Listu do Hebrajczyków 12:4-11, jak najbardziej nowotestamentowej księgi, aby szerzej wyjaśnić zasadę stosowania dyscypliny. Ten tekst przedstawia w pierwszym rzędzie relację pomiędzy Bogiem i Jego dziećmi. Wnioski można wyciągnąć samemu, według potrzeby.
Aby lepiej zrozumieć ten fragment Słowa Bożego, mówiący o ćwiczącej miłości Ojca, musimy odwołać się do tekstu oryginalnego, dlatego że w tłumaczeniach z jakich korzystamy, niektóre wyrażenia wymagaja obszerniejszych wyjaśnień. W przekładach Biblii, z jakich najczęściej korzystamy, w tak zwnej “brytyjce” lub “tysiąclatce”, znajdujemy słowa: “karać”, “chłostać”, “karcić” i “doświadczać”. Natomiast w greckim oryginale znajdują się wyrazy określające raczej „pocieszanie” (paraklesis), „ćwiczenie”, „kształtowanie” lub „wychowywanie” (paideia) oraz „napominanie” (elegcho) i „karcenie” (mastigoo).
Można więc utworzyć definicję opisującą znaczenie użytych wyrażeń. Chodzi tu o takie doświadczenia lub ćwiczenia, które w bolesnych okolicznościach pozwalają Bogu zmieniać nasze postępowanie oraz nasz charakter.
Przez postępowanie rozumiem wszystko to, co robimy, charakter natomiast świadczy o tym, kim jesteśmy.
Werset 6 pokazuje najlepiej na czym polega ćwicząca miłość Ojca – “kogo Pan miłuje, tego karze”. W oryginale występuje tu słowo “paideuo”, które znaczy “wychowywać”. Podobne zastosowanie znajdujemy w liście Pawła do Tytusa: “Albowiem objawiła się łaska Boża, zbawienna dla wszystkich ludzi, nauczając nas, abyśmy wyrzekli się bezbożności i światowych pożądliwości i na tym doczesnym świecie wstrzemięźliwie, sprawiedliwie i pobożnie żyli” (Tyt. 2:11-12). Bóg łaskawie “naucza” nas, ćwiczy przy pomocy różnych okoliczności, nieraz bolesnych, abyśmy wyrzekli się rzeczy niepotrzebnych (charakter) i żyli w pobożności (postępowanie).
Ból jest dla nas błogosławieństwem, dzięki niemu zwracamy uwagę na pojawiające się problemy w naszym ciele. Gdyby nas nie zabolał ząb, nie poszlibyśmy w porę do dentysty. Wiemy też dobrze, że leczenie nie polega na usuwaniu bólu lecz zlikwidowaniu jego przyczyny. Bóg dopuszcza ból w naszym życiu tylko dlatego, że nas bardzo kocha i chce usunąć przyczynę, która ogranicza nasz duchowy rozwój. On jest doskonałym Ojcem okazującym prawdziwą miłość wobec Swoich dzieci. Podobnie jak ogrodnik, odcina gałazki, które nie przynoszą dobrego owocu, aby drzewo bardziej owocowało.
Tekst z Listu do Hebrajczyków wskazuje dobitnie, że Ojcowskie ćwiczenie jest dowodem naszej przynależności do Niego. Jeśliby nas nie doświadczał, to oznaczałoby, że do Niego nie należymy. “A jeśli jesteście bez karania, które jest udziałem wszystkich, tedy jesteście dziećmi nieprawymi, a nie synami” (Hebr. 12:8).
Więc, niech biblijne pojęcie smagania, karcenia, czy nawet trenowania nas przez Boga, czy też w zastosowaniu do relacji pomiędzy rodzicami a ich dziecmi, nie kojarzy się ze znęcaniem, a przejawem prawidłowo pojętej miłości prowadzącej do właściwego wychowania.
Czy obecnie istnieje potrzeba stosowania biblijnych metod wychowawczych? Wystarczy posłuchać codziennych wiadomości, albo wyjść na ulicę i dobrze przyjrzeć się dzieciom. Odpowiedź nasunie się sama, i obawiam się, że nie trzeba będzie na nią długo czekać.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.