Potoczne znaczenie wyrażenia "niedźwiedzia przysługa" jest negatywne, pomimo tego, że zamiar był dobry. Jeśli np. ktoś odrobi za ciebie zadanie domowe i poda błędną informację, to zrobi ci „niedźwiedzią przysługę”. Powiedzenie to wzięło swój początek z bajki o niedźwiedziu, który chciał zabić muchę siedzącą na czole jakiegoś pustelnika. W rezultacie zginęła nie tylko mucha, lecz również sam pustelnik.
A jak to jest w Bożym Królestwie? Może zdarzyć się, że ktoś nam wyświadczy "niedźwiedzią przysługę", lecz Bóg może obrócić ją ku dobremu, gdyż "tym, którzy miłują Boga, wszystko służy ku dobremu" (Rzym. 8:28).
A jak to jest w Bożym Królestwie? Może zdarzyć się, że ktoś nam wyświadczy "niedźwiedzią przysługę", lecz Bóg może obrócić ją ku dobremu, gdyż "tym, którzy miłują Boga, wszystko służy ku dobremu" (Rzym. 8:28).
Ostatnio czytałem o pojedynku Dawida z Goliatem. Któż nie zna tej historii, jest przecież opowiadana już dzieciom na szkółce niedzielnej. Moją uwagę, gdy po raz kolejny przypomniałem sobie to wydarzenie, zwróciłem na lwa i niedźwiedzia, pojawiających się jakby na marginesie tego opowiadania. Dawid, zapytany przez króla Saula o to skąd wziął odwagę, aby stanąć do walki z Goliatem, odpowiedział z dziecięca prostotą: „Twój sługa pasał owce u swojego ojca. Gdy przychodził lew lub niedźwiedź i porywał owcę ze stada, ruszałem za nim w pościg, napadałem na niego i wyrywałem ją z jego paszczy. A jeśli rzucał się na mnie, to chwytałem go za szczękę, tłukłem i zabijałem” (1 Sam. 17:34,35). Można byłoby powiedzieć, że pomysł Dawida nie miał żadnych szans na powodzenie, gdyby właśnie nie ta przygoda z niedźwiedziem. A jednak, dzięki temu, że ten pomysł zyskał Boże błogosławieństwo, przeszedł do historii i stał się dobrym przykładem dla tych, którzy chcę służyć Bogu.
Oczywiście, w przypadku pastuszka Dawida, nie była to jakaś przygoda, którą opowiada się w letnie wieczory przy ognisku. Można z łatwością wyobrazić sobie scenariusz takiego wydarzenia. Dawid był jeszcze młodym chłopcem, nie nadawał się więc do wojska, nawet w tej wyjątkowej sytuacji, jaka wówczas wystąpiła. W obliczu zagrożenia ze strony Filistynów, gdy ich wojska rozłożyły się pośród dębów w dolinie Efes-Dammim, w Izraelu ogłoszono powszechny nabór – kto żyw chwytał za broń. Tylko trzech z ośmiu synów Jessego z Betlejem miało odpowiedni wiek, aby zaciągnąć się do wojska. Najmłodszy z nich, Dawid jako małe pacholę, chociaż rwał się do walki z wrogiem, musiał zostać w domu, aby pilnować na pastwisku ojcowskich owiec. Myślę, że w pierwszej chwili, jego stłamszona ochota do walki, wywołała w nim coś w rodzaju buntu – skoro do niczego się nie nadaję, to nic nie będę robić. Być może, dopiero samotność wśród owiec, pomogła mu przełknąć chłopięcą dumę, aby zdobyć przygotowanie do Bożej służby, jakiej nie dała by mu najlepsza szkoła wojskowa.
Jak dobrze, że nad wszystkim czuwał Bóg, który dokładnie wiedział w jakim niebezpieczeństwie znajduje sie Jego naród, i że nie jest odpowiednio przygotowany do obrony. Z opisu tego całego zdarzenia widać, że wśród żołnierzy nie było ochotników, aby stanąć „twarzą w twarz” z wrogiem. Przez czterdzieści dni, gdy Goliat lżył Boga i Jego naród, „wszyscy Izraelici, widząc tego człowieka, uciekli przed nim pełni strachu” (1 Sam. 17:24).
Bóg o tym wiedział i dlatego już wcześniej przygotowywał Swojego sługę Dawida, na Swój sposób. Jak bardzo Boże sposoby różnią się od naszych. Izajasz określił to słowami: „Bo Moje myśli nie są myślami waszym ani wasze drogi Moimi drogami – wyrocznia PANA – bo jak niebiosa wznoszą się nad ziemią, tak Moje drogi górują nad waszymi drogami a Moje myśli nad myślami waszymi” (Izaj. 55:8,9).
Bóg zorganizował dla Dawida, którego przygotowywał do kluczowej roli w tym wydarzeniu, Swoją szkołę walki. Posyłał lwa lub niedźwiedzia, aby nauczyć walki w Bożej sprawie, Bożymi metodami. Rola, jaką tu odegrał niedźwiedź, można nazwać „niedźwiedzią przysługą”, lecz jak wszystko w Bożym Królestwie, to co opiera się na Bożych regułach, jest postrzegane inaczej niż w tym świecie. Dla Dawida, szkoła jaką dał mu niedźwiedź, miała zasadnicze i pozytywne znaczenie. Dawid wiedział, że tylko Bóg mógł wyrwać go z objęć dzikiego zwierza, gdyż „na ludzki rozum” biorąc, sam nie miał szansy, aby wyjść cało z takiego spotkania. Cóż więc teraz mógł mu zrobić Goliat, gdyby nawet był dwa razy większy, przecież Dawid wiedział, że „PAN, który ocalił mnie z łap lwa i niedźwiedzia, ocali mnie także z ręki tego Filistyna” (1 Sam. 17:37).
Dawid nauczył się ufać Panu, całkowicie polegać na sile Pana, a nie na własnych zdolnościach. Dlatego, gdy sam król przywdział jego wątłe ciało w swoją zbroję, Dawid poczuł się nieswojo, i nie obrażając króla, zdjął ją z siebie mówiąc: „Nie mogę w tym chodzić, ponieważ nie jestem do tego przyzwyczajony” (1 Sam. 17:39).
Bóg i dziś przypomina Swoim dzieciom, że w każdej potyczce, jaką musza przejść, mogą liczyć na Jego wsparcie. Historia Izraela zawiera opisy wielu takich sytuacji, gdy zwycięstwo było osiągane jedynie dzięki temu, że to była Pańska walka. Jak powiedział prorok Zachariasz, przygotowując naród izraelski do powrotu z niewoli babilońskiej, że gdy spotkają ich trudności, mogą liczyć na pomoc Pana. „Nie dzięki sile i nie dzięki mocy, lecz dzięki Mojemu duchowi! − mówi PAN Zastępów” (Zach. 4:6).
Pan Jezus, gdy wspomniał o Swoim odejściu, powiedział uczniom o innym Pocieszycielu, który będzie z nimi: „A Ja poproszę Ojca i da wam innego Orędownika, aby był z wami na wieki” (Jan 14:16). Dlatego, przed samym odejściem do Ojca polecił im, aby nie odchodzili z Jerozolimy, gdyż wyznaczył im wielkie zadanie głoszenia Ewangelii wszystkim narodom. Powiedział im: „Nie oddalajcie się z Jerozolimy, ale oczekujcie obietnicy Ojca, o której usłyszeliście ode Mnie” (Dz.Ap. 1:4). Zadanie, jakie im wyznaczył do wypełniania, przerastało ich możliwości nie dlatego, że byli w większości jedynie zwykłymi rybakami, ale dlatego, że było to zadanie Bożej natury. Pokonywanie trudów w zwiastowaniu Ewangelii można porównać do spotkania Dawida z Goliatem.
Podobnie jak Dawid, my również potrzebujemy Bożego przygotowania. Jeśli ktoś porywa się do tego zadania pędzony jedynie własną chęcią lub gorliwością pierwszej miłości, może przeżyć wiele rozczarowań. Podobnie jak Saul z Tarsu, po spotkaniu z żywym Chrystusem na drodze do Damaszku poddał się Bożej szkole - my też jej potrzebujemy. Przez trzy lata, gdzieś w Arabii spotykał się z niejednym „lwem lub niedźwiedziem”, aby później pójść do Jerozolimy i stawić się posłusznie u Piotra. Tutaj, jeszcze przez piętnaście dni, „poznawał” na czym polega współpraca z innymi Apostołami w Bożym Kościele.
A kiedy już u schyłku swego życia, jako rzymski więzień, stawiany przed oskarżycielami tego świata, pomimo, że inni go opuścili, Paweł doświadczał szczególnej obecności Pana. W liście do umiłowanego Tymoteusza napisał: „Pan jednak stanął przy mnie i dodał mi sił, aby przeze mnie dopełniło się głoszenie Ewangelii i wszystkie narody ją usłyszały. Zostałem też wyrwany z paszczy lwa” (2 Tym. 4:17). Ten wierny Bogu Apostoł, dzięki wcześniejszej „lwiej przysłudze”, mógł teraz stanąć przed rzymskim „Goliatem”, aby w domu cesarza dać świadectwo o jedynym i prawdziwym Bogu – Jezusie Chrystusie.
Wierzę, że wielu z nas może znaleźć pokrzepienie w zapewnieniu apostoła Pawła: „Wyrwie mnie Pan z każdej złej sytuacji i wybawi dla swojego Królestwa niebiańskiego. Jemu chwała na wieki wieków” (2 Tym. 4:18). Dlatego też nasze osobiste doświadczenia, przeszkody i utrudnienia, jakie często stawiają nam inni, powinniśmy traktować jako Boże przygotowanie do walki z naszymi "Goliatami". Wówczas będziemy mogli z pełnym przekonaniem powiedzieć „Amen”, i odebrać je jako wspaniałe błogosławieństwo.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.