Tuesday, April 30, 2013

Trud rolnika

Niedawno podczas spaceru w pobliskim parku, odruchowo wziąłem do ręki mój smartfon, aby uchwycić kamerą ciekawy widoczek. Gdy po chwili aparat samoczynnie, zgodnie z ustawieniem, wyłączył się, nagle na jego czarnym ekranie oczom wyobraźni ukazał się krótki film – mój pierwszy aparat fotograficzny Druh, później był Kijev, Zenit E (już lustrzanka), zobaczyłem koreks do wywoływania filmów, kuwety, powiększalnik i gotowe czarno-białe zdjęcie zdejmowane z suszarki. Wielu młodych ludzi nie wie o co chodzi, gdyż zrobienie zdjęcia telefonem komórkowym jest czymś tak normalnym, jak wysłanie sms-a, zamiast zwykłego listu w kopercie.

W czasie pewnej towarzyskiej pogawędki pojawił się niezauważalnie temat - czego to już ludzie nie wymyślili. Zaczęło się od robota, który sam odkurza mieszkanie, aż doszliśmy do maszyn rolniczych, które bezobsługowo pracują w polu, sterowane w systemie GPS przez niewidocznego satelitę. Rolnik w tym czasie ogląda mecz swojej ulubionej drużyny, na wielkim ekranie w technologii HD. Czyżby pojęcie „trud rolnika” odeszło już do lamusa, wraz z kosą i cepem?
Ostatnio rozczytuję się w listach pasterskich apostoła Pawła, a ze szczególnym upodobaniem czytam 2 List do Tymoteusza. Pisałem już kilka razy na tym blogu, dzieląc sie wieloma myślami zaczerpniętymi z tego listu.
Apostoł Paweł zachęca młodego Tymoteusza do służby na wzór, jaki sam brał ze swego Mistrza. Pisze do niego, aby nie wstydził się zachowywać bezkompromisowej postawy wobec trudów życia. Paweł ukazuje życie chrześcijanina na przykładzie, żołnierza, sportowca i rolnika. Każda z tych sylwetek charakteryzuje się jakąś istotną cechą, jaka jest niezbędna w życiu dziecka Bożego. Prawdziwy chrześcijanin, podobnie jak żołnierz „nie daje się wplątać w sprawy doczesnego życia” (2 Tym. 2:4), aby podobać sie Bogu, który powołuje do zycia w pobożności. Podobnie, jak sportowiec, każde dziecko Boże narzuca sobie w życiu wiele ograniczeń, „walczy prawidłowo” (w. 5), aby dobiec zwycięsko do mety w niebie. Nasze życie jest porównane również do pracy rolnika, który „pracujący w znoju” (w. 6 [B.T.]), zdobywa prawo do nagrody, jaką jest efekt jego trudu.
Praca rolnika była zawsze postrzegana jako trud, mozół, harówka. Taką ją pamiętam z dzieciństwa, gdy mój tata, zaprzęgał konia do pługa i orał pole. Kiedy księżyc w swojej pełni oświecał skiby, wracał do domu późno w nocy. Rano, zanim wstaliśmy, on już był znów w polu, albo pracował nad czymś inny. Dzisiaj może już nie ma takich skojarzeń, lecz nawet symbolicznie uważą się pracę rolnika za ciężką. Trud rolnika połączony jest z cierpliwością, gdyż nie ma możliwości przyśpieszenia  procesu uzyskania owocu. Apostoł Jakub pisząc o cierpliwości chrześcijanina, powołuje sie również na przykład rolnika, który „cierpliwie oczekuje cennego owocu ziemi, aż spadnie wczesny i późniejszy deszcz” (Jak. 5:7).
Pan Jezus dość często odwoływał się do pracy rolnika, wskazując na zależność od reguł ustanowionych przez Stwórcę. W Bożym Królestwie jest tak, jak w pracy rolnika - „czy on śpi, czy wstaje w nocy i we dnie, nasienie kiełkuje i wzrasta; on zaś nie wie jak. Bo ziemia sama z siebie owoc wydaje, najpierw trawę, potem kłos, potem pełne zboże w kłosie” (Mar. 4:27,28).  Rolnik wie, że jego praca powiązana jest z warunkami, jakie Bóg ustanowił od samego początku. Już Adam w raju, usłyszał wyjaśnienie reguł panujących w tej dziedzinie życia – „W mozole żywić się będziesz z niej po wszystkie dni życia swego! Ciernie i osty rodzić ci będzie i żywić się będziesz zielem polnym. W pocie oblicza twego będziesz jadł chleb” (1 Moj. 3:17-19). Dlatego też, pomimo stosowania pestycydów i mechanizacji, niewielu chce pracować na roli, gdyż ludzie wolą wybierać łatwiejsze życie.
W życiu chrześcijańskim nie ma jednak „drogi na skróty”. Technologia „instant” w życiu chrześcijanina nie prowadzi do uzyskania pożądanych efektów. Nie można zastąpić modlitwy odmówieniem kilku wyuczonych na pamięć frazesów. Nie uzyskamy wiary, którą rodzi Słowo Boże, jeśli czytać będziemy jedynie kilka wersetów dziennie, lub nawet dobre rozważania na temt Biblii. Nie uwolnimy sie od „żądzy cielesnej”, jeśli nie będziemy postępować codziennie „według Ducha” (Gal. 5:16).
Myślę, że nie pomylę się porównując nasze codzienne życie, nasze chodzenie z Panem, do pracy rolnika. Jak on, zdecydowanie przykładamy „rękę do pługa” i idziemy prosto śladami naszego Pana, gdyż ten, kto „ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego” (Łuk. 9:62). Kilka wierszy dalej, które wprawdzie znajdujemy już w następnym rozdziale, lecz zawiera tę samą myśl Pana Jezusa, który rozsyłając kilkudziesięciu uczniów, powiedział: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, aby wysłał robotników na żniwo swoje” (Łuk. 10:2).
Pan nadal potrzebuje robotników na Swojej roli. Lecz zanim nadejdzie pora żniwowania, musi być wykonane wiele pracy polegającej na sianiu i podlewaniu. W prawdzie Bóg „daje wzrost” (1 Kor. 3:7), lecz do nas należy ciężka praca, jaką jest składanie świadectwa w tym świecie. Musimy nieustannie pamiętać, że jesteśmy powołani do świętości, a to nie jest łatwe, gdyż „wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą” (2 Tym., 3:12).
Zakończę wezwaniem apostoła Pawła skierowanym, sądzę, że nie tylko do Tymoteusza – „Dołóż starania, byś sam stanął przed Bogiem jako godny uznania pracownik, który nie przynosi wstydu, trzymając się prostej linii prawdy” (2 Tym. 2:15) [B.T.]). To uznanie można otrzymać w wyniku włożonego trudu, na wzór rolnika.
Henryk Hukisz

Saturday, April 27, 2013

Ostatni szlif


 Chwała Boża, to jest coś, czego nie jesteśmy w stanie sobie teraz wyobrazić, Często o niej mówimy, jest treścią naszej wiecznej nadziei. Wierzymy że gdy znajdziemy się w domu Ojca, zostaniemy otoczeni tą chwałą już na zawsze.


Pan Jezus, Boży Syn, przebywał w tej chwale zanim stał się człowiekiem. W Swej arcykapłańskiej modlitwie z tęsknotą wołał do Ojca: „teraz Ty mnie uwielbij, Ojcze, u siebie samego tą chwałą, którą miałem u ciebie, zanim świat powstał” (Jan 17:5). Tajemnicą pozostaje fakt, że Syn Boży, uniżywszy się w Swoim wcieleniu, nadal pozostawał w równości z Ojcem. Gdy zapewniał, że z ręki Ojca nikt nie może nas wyrwać, oświadczył: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (Jan 10:30). Jednak, ze względu na nas, aby dokonać odkupienia z grzechów i stać się dla nas drogą do Ojca, „uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej” (Filip. 2:8). 
Jezus jest dla nas doskonałym wzorem, jest naszym Mistrzem. Wpatrzeni w Niego, biegniemy „wytrwale w wyścigu, który jest przed nami” (Hebr. 12:1). W jednym ze starszych tłumaczeń Biblii na język polski (Biblia Brzeska z 1563 roku), ta myśl wyrażona jest słowami: „oglądajcież się na Jezusa Hetmana i tego, który dokonał wiary” (w. 2). Droga, jaką wybrał Jezus, była drogą uniżenia, posłuszeństwa i ofiary, gdyż na niej „wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i usiadł na prawicy tronu Bożego”. Autor tych słów, wcześniej napisał o Chrystusie – „Za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od śmierci, i dla bogobojności został wysłuchany; i chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał, a osiągnąwszy pełnię doskonałości, stał się dla wszystkich, którzy mu są posłuszni, sprawcą zbawienia wiecznego” (Hebr. 5:7-9). Oj, nie miał nasz Pan lekkiego życia na tej ziemi, i to niekoniecznie przez to, co uczynili z Nim na koniec. Cała Jego droga była usłana, raczej kolcami, niż różami

Gdy więc patrzymy na Pana Jezusa, jako na nasz wzór do naśladowania, nie możemy spodziewać się laurów za życia. Dopiero, gdy znajdziemy się z Nim w otoczeniu wiekuistej chwały Ojca, doznamy wraz z Nim uwielbienia tą samą chwałą, jaką On miał, zanim świat powstał. Dlatego, gdy przechodzimy różne doświadczenia i uciski, prawdziwe pocieszenie znajdujemy wówczas, gdy myślimy „o Tym, który od grzeszników zniósł tak wielkie sprzeciwy wobec siebie” (Hebr. 12:3).
 
Nasz wspaniały Ojciec nieustanie pracuje nad nami, abyśmy jako Jego umiłowane dzieci, stawali się podobni do Jego Syna. Apostoł Paweł, pisząc o naszym przeznaczeniu, napisał: „Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci” (Rzym. 8:29). Nie uzyskamy tego podobieństwa jeśli nie poddamy się „obróbce” Ducha Świętego, którego celem jest dokonanie tego dzieła podczas naszego całego życia. Dlatego, jak czytamy w Słowie Bożym, „Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach” (w. 26). Jeśli mamy mieć udział w chwale, musimy przejść proces oczyszczenia. Nie chodzi tu o obmycie krwią Baranka z naszych grzechów, gdyż tego dokonała doskonała ofiara złożona przez Chrystusa na Golgocie. Duch Święty prowadzi do uświęcenia, uwalniając nas od spełniania uczynków ciała. Apostoł Paweł napisał: „Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej. Gdyż ciało pożąda przeciwko Duchowi, a Duch przeciwko ciału, a te są sobie przeciwne, abyście nie czynili tego, co chcecie” (Gal. 5:16,17).
 
Ten proces trwa przez całe nasze życie, do samego końca. Na początku, gdy byliśmy jeszcze niemowlętami w wierze, Bóg poddawał nas doświadczeniom, aby oczyścić Sobie naczynia przydatne w Jego Królestwie. Jak napisał Apostoł Paweł do Tymoteusza, właściwym naczyniem w Bożym ręku jest ten, „kto siebie czystym zachowa od tych rzeczy pospolitych, będzie naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego” (2 Tym. 2:21). To przygotowanie przewidziane jest na początku, aby służyć Bogu przez resztę życia. Dlatego Bóg, podobnie jak dobrzy rzemieślnik, doprowadza narzędzia do odpowiedniego stanu, aby móc je używać.
 
Innym procesem, jakiemu jesteśmy poddani przez całe nasze życie, jest „szlifowanie”, abyśmy stali się klejnotami przeznaczonymi do domu Ojca. Jeśli mamy być uczestnikami Bożej chwały, musimy wpierw zostać oszlifowani, jak diament, aby światło przenikające nas, lśniło Bożym blaskiem. Diament jest tylko materiałem, jego piękno tworzy światło, które odbija się i załamuje na odpowiednio ukształtowanych krawędziach. Dlatego Bóg „szlifuje” nas do samego końca, aby uzyskać Swój zamierzony efekt.
 
Autor Listu do Hebrajczyków odwołuje się często do obrazu, jakim jest naród wybrany. Bóg dokonywał w nim wielkich dzieł, aby ukazać Siebie. Izraelici mieli nieść świadectwo o Bogu do wszystkich narodów świata. Dlatego Bóg ich doświadczał, dlatego przechodzili przez ogień pieca, jak powiedział Salomon: „Gdy się oddzieli żużel od srebra, to złotnikowi uda się naczynie” (Prz.Sal. 25:4). To działanie miało wymiar doczesny, dlatego byli karceni, jak dziecko przez ojca – „Tamci bowiem karcili nas według swego uznania na krótki czas”. My natomiast jesteśmy przygotowywani do wieczności, abyśmy stali się diamentami, w których ukaże się Boża chwała. Dlatego Bóg nas doświadcza i  „czyni to dla naszego dobra, abyśmy mogli uczestniczyć w jego świętości” (Hebr. 12:10). Ten proces trwa do samego końca naszego życia.
 
Zanim Ojciec Niebieski wezwie nas do Siebie, aby Jego chwała zajaśniała w nas, musi dokonać jeszcze ostatniego szlifu. Gdy będziemy już gotowi, nie będzie większej radości, jak znaleźć się w Jego ręku, gdy umieści nas w promieniach Swojej świętości. Wówczas powie: „Jesteś święty, jak Ja”
 
Henryk Hukisz

Wednesday, April 24, 2013

Diabelskie sztuczki

Zaniepokojony jestem dzisiejszym artykułem na stronie „tvn24.pl” na temat stworzenia pełnometrażowego filmu na podstawie miniserialu, jaki ostatnio został wyemitowany na telewizyjnym kanale History. Pisałem już na ten temat („Biblia w wersji Hollywood”), ponieważ uważam, że jest to diabelska sztuczka, aby odwieść ludzi od czytania Słowa Bożego, jedynego natchnionego źródła poznania naszego Ojca, Jego Syna i Ducha Świętego.

Niepokoi mnie fakt, ze wielu chrześcijan z upodobaniem oglądało wspomniany serial. Dlatego obawiam się, że jego kontynuacja w formacie już filmu przeznaczonego do emisji kinowej, wzbudzi również podziw wśrod wierzących. Pisałem o tym, ponieważ jestem przekonany, ze prawdziwa wiara, prowadząca do szczerej pokuty i narodzenia się na nowo, powstaje wskutek czytania Słowa Bożego, a nie oglądania obrazków na temat Biblii. Przypomnę na tym miejscu słowa apostoła Pawła, że „wiara tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (Rzym. 10:17).

Zadziwia mnie spojrzenie ludzi świeckich, którzy odbieraja to dzieło dość krytycznie. W artykule, na który się powołuję, przeczytałem, że wspomniany miniserial oglądała rekordowa ilość widzów, szacując ją na około 100 milionów. Obraz powielony na płytach DVD, stał się współczesnym hitem, a przekładajac to na język ekonomiczny, oznacza, że chodzi tylko o pieniądze, i to duże. Dlaczego ludzie wierzący są tak nieostrożni, i dają swoje środki finansowe i swój czas na to, co jest bezproduktywne, gdyż nie buduje wiary. We wspomnianym artykule można również przeczytać godną zastanowienia opinię, na temat tego dzieła, a mianowicie, że „twórcy zrezygnowali z niektórych kontrowersyjnych fragmentów Starego Testamentu, zastępując je wymyślonymi. Katalog czarnych charakterów jest wyjątkowo imponujący, a Jezus to miły młodzian, który śle melancholijne spojrzenia i ma urodę modela (gra go zresztą były portugalski model - 33-letni Diogo Morgado)”. Natomiast szatana grał aktor, którego prasa skojarzyła od razu  z poprzednio graną rolą – „najlepszym zabiegiem marketingowym okazał się szatan, przewijający się przez kilka odcinków, który przypomina... urzędującego prezydenta USA. Twórcy serialowego przeboju długo tłumaczyli się z tego podobieństwa, po tym, jak media zrobiły z tego sensację”. Może dlatego miniserial cieszył się rekordową oglądalnością?

Diabeł jest mistrzem w zwodzeniu, nawet ludzi wierzących. Jezus przestrzegał przed tym, mówiąc o końcu czasów, więc myślę, że chodzi o nasze czasy. Jezus ostrzegał przed różnego rodzaju fałszywymi nauczycielami, prorokami i cudotwórcami, którzy „czynić będą wielkie znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych” (Mat. 24:24). Współczesna technika komputerowa daje możliwość zwodzenia ludzi obrazami z pogranicza cudów. We wspomnianym artykule możemy przeczytać również na temat techniki tworzenia tego obrazu – „Produkcja łączy aktorskie kino z imponującymi efektami komputerowymi, stawiając sobie za cel pokazanie klasycznych historii z Pisma Świętego nowemu pokoleniu”. Czyżby autorom chodziło o pokazanie Biblii w taki sposób, aby nie musieli już sięgać po tekst napisany archaicznym językiem? Wiadomo komu na tym zależy, gdyż Pan Jezus ujawnił jego zamiary w przypowieści o czworakiej roli – „potem przychodzi diabeł i wybiera słowo z serca ich, aby nie uwierzyli i nie byli zbawieni” (Łuk. 8:12).

Musimy pamiętać, że jeśli szatan kusząc Chrystusa, powoływał się na Słowo Boże, będzie czynić to również wobec Jego uczniów. Z historii chrześcijaństwa wiemy, że diabeł próbował na różne sposoby niszczyć Biblię, począwszy od rzymskich cesarzy, przez kontrreformację, do Stalina włącznie, i dalej to czyni. Są kraje, w których zabronione jest czytanie Bibli pod karą śmierci. Współcześni artyści robią sobie z Biblii kpiny (Nargal znów zniszczył egzemplarz Biblii podczas swego występu). Z drugiej strony, diabeł próbuje zastąpić tekst Pisma Świętego różnymi podróbkami.

Dawno temu, jeszcze przed przyjściem Chrystusa na ziemię, prorok Izajasz ostrzegał  „Czemu macie płacić pieniędzmi za to, co nie jest chlebem, dawać ciężko zdobyty zarobek za to, co nie syci? Zamiast tego, wzywał do  zdobywania prawdy, i do tego, za darmo – „Słuchajcie mnie uważnie, a będziecie jedli dobre rzeczy, a tłustym pokarmem pokrzepi się wasza dusza. Nakłońcie swojego ucha i pójdźcie do mnie, słuchajcie, a ożyje wasza dusza, bo ja chcę zawrzeć z wami wieczne przymierze, z niezłomnymi dowodami łaski okazanej niegdyś Dawidowi!” (Izaj. 55:2,3). Diabeł o tym wie, dlatego podaje ludziom atrapę Bibilii.

Apostoł Jan opisał nam w księdze Objawienia, jakie otrzymał od Pana Jezusa na temat czasów ostatecznych, że nastanie czas działalności możnych tego świata, aby „czarami omamione zostały wszystkie narody” (Obj. 18:23 [B.T.]). Dlatego też anioł posłany z nieba wzywał Boży lud, aby nie miał udziału w tych sprawach – „Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające” (w. 4).

Na zakończenie, chcę jeszcze przypomnieć wezwanie apostoł Judy, który pisząc również o czasach ostatecznych, gdy nastąpi wielkie odstępstwo od prawdziwej wiary, napisał „uznałem za konieczne napisać do was i napomnieć was, abyście podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Juda 3).

Henryk Hukisz

Tuesday, April 23, 2013

Doskonałe zaopatrzenie



  Często znajdujemy się w sytuacji, gdy załatwiamy jakąś sprawę, z niepokojem myślimy o jej dalszym biegu. Jeszcze dziś pamiętam, jak mój duchowy ojciec, br. Waszkiewicz, zwykł mawiać w takim momencie: „Nie martw się na zapas”. I miał rację, gdyż nie jesteśmy w stanie wpłynąć na jej bieg, ani przewidzieć, co będzie się działo w przyszłości.

Pod koniec ubiegłego roku napisałem o Bogu, który jest najlepszym zaopatrzeniowcem, i doskonale wie o wszystkim co nas czeka („Boża logistyka”). Dzisiaj, gdy znów czytałem o Abrahamie, zwróciłem swoją uwagę na mały szczegół, jaki dotychczas umykał mojej uwadze. W momencie największego doświadczenia jego wierności, gdy posłusznie podniósł rękę, aby złożyć w ofierze swego jedynaka, Bóg pokazał mu baranka, jakiego przygotował zamiast Izaaka. Wiemy, jak wielkie to ma znaczenie dla zilustrowania miłości Bożej, która posłała Chrystusa na śmierć, zamiast każdego z nas.

W opisie tego wielkiego wydarzenia w życiu Izaaka, kilka wierszy dalej wtrącona jest informacja natury genealogicznej – „A Betuel zrodził Rebekę” (1 Moj. 22:23). Jakie to ma znaczenie w tym momencie? A no, wielkie, gdyż w chwili, gdy okazało się, że Izaak ma jeszcze przed sobą całe życie, gdzieś daleko w namiocie Nachora, brata Abrahama, zakwiliło niemowlę, piękna dziewczynka, jaką Bóg przygotował dla niego na wierną towarzyszkę i matkę ich dzieci. Nic dziwnego, że Abraham nazwał to miejsce: „Jahwe Jireh”, co znaczy „Pan zaopatruje - dlatego mówi się po dziś dzień: Na górze Pana jest zaopatrzenie” (w. 14).    

Abraham, nie na darmo nazwany został „ojcem wszystkich wierzących” gdyż zawsze miał bardzo ufne nastawienie do Boga. Już w drodze na górę Moria, zapytany przez Izaaka o jagnię na ofiarę, drwa i ogień nieśli ze sobą, odpowiedział: „Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój” (1 Moj. 22:8). Co za wspaniały przykład zaufania, nie mając nawet najmniejszego wyobrażenia, Abraham (nie czytał przecież o tym w Biblii) wyznał swe głębokie przekonanie o Bożym zaopatrzeniu.

Pan Jezus, podczas Swej ziemskiej wędrówki, mówił o Ojcu, który o wszystko się troszczy. Z pewnością, Chrystus dobrze znał to wydarzenie z góry Moria. On wiedział, że jest tym „upatrzonym jagnięciem”, wiedział też, że wszystko inne, co ma się wydarzyć w Jego życiu, jest również z góry przewidziane. Dlatego spokojnie przechodził pomiędzy rozgniewanym tłumem, gdy chcieli Go ukamienować. Wiedział, że to nie jest jeszcze Jego godzina, dlatego nie tracił wewnętrznego pokoju. Dopiero, gdy wyjaśniał Grekom, którzy przyszli Go zobaczyć, że ma umrzeć, jak „ziarno pszeniczne, które wpadło do ziemi” (Jan 12:24),  wyznał: „teraz dusza moja jest zatrwożona”, lecz zaraz dodał z ufnością: „przecież dlatego przyszedłem na tę godzinę” (w. 27). Nawet w takim momencie, okazał pełne posłuszeństwo woli Ojca, doskonałego „Zaopatrzeniowca” naszego zbawienia.

Chrystus, mając na uwadze nasze całe życie, nie tylko kwestię zbawienia, lecz codzienną troskę o żywność i odzienie, wskazywał na tę wielką prawdę o Bogu, który zaopatruje. Ten doskonały Nauczyciel korzystał z naturalnych pomocy dydaktycznych, jakie znajdował na każdym kroku. Gdy mówił o trosce, pokazując na małego ptaszka, radośnie ćwierkającego na gałązce, powiedział: „Spójrzcie na ptaki niebieskie, że nie sieją ani żną, ani zbierają do gumien, a Ojciec wasz niebieski żywi je”. Po czym, jakby z wyrzutem, spojrzał na Swoich uczniów i zapytał: „Czyż wy nie jesteście daleko zacniejsi niż one?” (Mat. 6:26). Pomyślcie, kontynuował Mistrz Swoje wyjaśnianie,  na czym polega Boże zaopatrzenie - „A któż z was, troszcząc się, może dodać do swego wzrostu jeden łokieć?” (w. 27). Jak gdyby chciał im poradzić, używając powiedzonka br. Waszkiewicza: „Nie martwcie się na zapas”.

Ludzie nie wierzący w Boga, nie ufający niebiańskiemu „Zaopatrzeniowcy”, nie mają tego wspaniałego uczucia, dającego wewnętrzny pokój w najbardziej niesprzyjających okolicznościach. Dlatego Pan Jezus, chcąc zawstydzić Swoich naśladowców, powiedział: „Bo tego wszystkiego poganie szukają”, dodając zaraz, ku pokrzepieniu ich serc: „albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie” (Mat. 6:32).

Bóg, który jest naszym zaopatrzeniem, zna każdą sytuację, jaka nas czeka.  On już jest obecny w tym, co ma się dopiero stać, gdyż jest wieczny w swojej naturze. Dlatego nieraz celowo stwarza trudności, abyśmy w nich mogli sprawdzić, czy pokładamy w Nim pełne zaufanie. Tak jak uczynił to celowo dla Swego narodu wędrującego przez pustynię do Ziemi Obiecanej. Gdy tylko przebrzmiały ostatnie refreny pieśni uwielbiającej Boga po przejściu suchą nogą przez Morze Czerwone, znaleźli sie na pustyni Szur. Spragnieni, po trzech dniach wędrówki zobaczyli z daleka błyszczące lustro wody. Nie była to fatamorgana, lecz prawdziwa woda. Gdy dopadli do jej brzegów, już po pierwszym łyku, wypluwając ją, wołali: „Gorzka!”. Już zapomnieli, że w cudowny sposób zostali wyzwoleni, że na własne oczy oglądali jeden z największych cudów, gdy Bóg rozdzielił głębokie morze – to już nie miało znaczenia, liczyło się tylko jedno - chcemy pić! A gdzie zaufanie? Dlatego Bóg, przygotowując ich na czterdziestoletnią wędrówkę przez pustynię, uczynił dla nich zwierciadło gorzkiej wody, aby klękając na jej brzegu, zobaczyli w niej swoje odbicie, czym tak na prawdę są wypełnione ich serca.

Pan Jezus, ucząc prawdziwego zaufania w Boże zaopatrzenie, powiedział: „Nie troszczcie się więc o dzień jutrzejszy, gdyż dzień jutrzejszy będzie miał własne troski. Dosyć ma dzień swego utrapienia” (Mat. 6:34). Nie warto jest więc „martwić się na zapas”, gdyż Bóg wie, czego potrzebujemy. On już to dla nas ma przygotowane!

Dzisiaj, zamiast martwić się o jutro, szukajmy „najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego”, a Syn Boży zapewnia nas, że  „wszystko inne będzie wam dodane” (Mat. 6;33).

Henryk Hukisz

Monday, April 22, 2013

Sterydy wiary



  „A sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie” (Heb. 10:38) – tak mówi Słowo Boże o naszym doczesnym życiu. Tak więc, wiara staje się podstawowym składnikiem naszego pożywienia. Sama wiara musi tez być odżywiana, i to zdrowo, o czym pisałem ostatnio („Wiara dobrze odżywiana” ).

Aby uzyskać silną wiarę, najlepiej jest poddać ją doświadczeniom, w jakie wprowadza nas Duch Święty. Jeśli chcemy naśladować naszego Mistrza, to z pewnością stanie się podobnie, jak w Jego życiu, gdy „Duch zaprowadził Jezusa na pustynię, aby go kusił diabeł” (Mat. 4:1). Dobrze znamy scenariusz tej próby, jaką musiał przechodzić nasz Pan, skoro poddał się zupełnie woli Ojca. Później, autor listu do Żydów, którzy opierali się przed przyjęciem Mesjasza, pisał bardzo wyraźnie o życiu i zwycięstwie, jakie On odnosił w czasie Swojej ziemskiej wędrówki. Pisał o Chrystusie, że „za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od śmierci, i dla bogobojności został wysłuchany; i chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (Heb. 5:7,8). Pan Jezus pozostawił nam wszystkim najlepszy wzór do naśladowania, pokazując w jaki sposób możemy odnosić zwycięstwa w naszym życiu

Apostoł Paweł napisał o swoim życiu, że było biegiem, i gdy zbliżył się już do mety, ocenił je słowami: „Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (2 Tym. 4:7). Słowa te skierowane są do Tymoteusza, którego Paweł pokrzepiał w jego osobistym biegu, jaki dopiero rozpoczynał. Wierzę, że każdy z nas, uświadamiając sobie swój życiowy bieg, przyjmuje te słowa jako osobistą zachętę do wytrwania do samego końca. Paweł, mając na uwadze życie ludzi wierzących, niejednokrotnie posługiwał się przykładem sportowców. Ukazywał ich sposób na odnoszenie zwycięstw w czystej sportowej walce. Chociaż najważniejszym momentem sportowej rywalizacji jest meta, to wiemy, że ta chwila poprzedzona jest wieloletnim ćwiczeniem i katorżniczą dyscypliną, jakiej dobrowolnie się poddają. Lecz odebranie mistrzowskiego wieńca uzależnione jest nie tylko od samego wyniku, lecz również od sposobu jego uzyskania. Paweł napisał – „Bo nawet jeśli ktoś staje do zapasów, nie otrzymuje wieńca, jeżeli nie walczy prawidłowo” (2 Tym. 2:5).

Czy nadal istnieje czysta sportowa rywalizacja? Obecnie, gdy obserwujemy życie sportowców, słyszy się często o niedopuszczalnych metodach usprawniania ciała, w celu osiągnięcia upragnionego zwycięstwa. Doniesiania prasowe informują nas o stosowaniu sterydów anabolicznych, które pomagają zawodnikom uzyskać lepszą kondycję fizyczną ciała. Lecz zdarza się, że później czytamy o stosowaniu niedopuszczalnych środków dopingujących, co w rezultacie prowadzi do odebrania mistrzowskich tytułów i medali. Chcę jednak zwrócić uwagę na samą dyscyplinę, jakiej poddaje się sportowiec. Jest to dobry przykład dla nas, ludzi wierzących, którzy pragniemy duchowo wzrastać, chcemy posiadać wiarę cenniejszą, „niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane” (1 Ptr. 1:7).

Ćwiczenie, poddawanie się dyscyplinie, jest zasadniczą kwestią w życiu człowieka wierzącego. Regularne czytanie Słowa Bożego, modlitwa, dobre uczynki, „do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili” (Efez. 2:10), to podstawowe elementy naszego codziennego ćwiczenia. Apostoł Piotr wskazuje również na praktyczne stopnie dochodzenia do dojrzałości. Skoro zostaliśmy obdarowani „boską naturą” musimy uprawiać ćwiczenie, które będzie stopniowo uzupełniać „wiarę cnotą, cnotę poznaniem, poznanie powściągliwością, powściągliwość wytrwaniem, wytrwanie pobożnością, pobożność braterstwem, braterstwo miłością” (2 Ptr. 1:5-7). Takie ćwiczenie wymaga dyscypliny, czyli zmuszania się do czynienia tego, co w rezultacie sprawi, że będziemy aktywni i użyteczni „w poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa” i czekać na nas będzie „szeroko otwarte wejście do wiekuistego Królestwa Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa” (w. 8,11).  Piotr wskazuje na cel stosowania dyscypliny, jakim jest aktywne życia dla Chrystusa i w końcu otwarte drzwi do domu Ojca. Nie znaczy to wcale, że musimy naszym wysiłkiem zasłużyć na wejście do wieczności – to tak tylko dla jasności obrazu.

Apostoł Jakub przestrzega wierzących, aby nie zadowalali się martwą wiarą, gdyż żywa „wiara współdziałała z uczynkami jego i że przez uczynki stała się doskonała” (Jak. 2:22). Myślę, że Jakub, pisząc o martwej wierze, miał na uwadze taką wiarę, która jak balon, ulata w górę, aby ją wszyscy widzieli, lecz w praktyce, niczego nie dokonuje. Spotkałem ludzi, ktorzy lubią przechwalać się ilością czasu spędzonego na kolanach, a szczególnie, porą nocną. Takie osoby chętnie mówią świadectwa, w których wyliczają ilość dni spędzonych w poście. Z błyskiem w oku opowiadają o pomocy finansowej, jaką okazali potrzebujacym. Lecz jeśli celem jest pokazanie swoich „duchowych muskułów”, to z pewnością uzyskuje się je dzięki stosowaniu sterydów, sztucznie wypracowanej pobożności. Taką wiarę posiadają demony, jak pisze Jakub w swoim liście, więc nie ma się czym przechwalać.

Pan Jezus wskazał na pewną cechę naszych dobrych uczynków, mówiąc: „Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mat. 5:16). Jeśli zamiast nich, widać nasze muskuły, ukazujące jak wiele zorobiliśmy dla Pana, który znajduje się gdzieś w naszym cieniu, to z pewnością, nie o takie ćwiczenie chodziło Pawłowi, gdy przywoływał obraz sportowców. Pisał o sobie, dając nam swój przykład – „Ja tedy tak biegnę, nie jakby na oślep, tak walczę na pięści, nie jakbym w próżnię uderzał; ale umartwiam ciało moje i ujarzmiam, bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony” (1 Kor. 9:26,27).

W oryginale słowo „odrzucony” znaczy „zdyskwalifikowany”. Dzisiaj, przykładem byłby sportowiec, który stosuje sterydy - ma wspaniałe mięśnie, lecz jego wynik nie zalicza się do rekordu.

Henryk Hukisz

Sunday, April 21, 2013

Pokochać prawo



 Prawo kojarzy się z obowiązkiem, z koniecznością podporządkowania się komuś. Istnieje prawodawca, i poddani, których to prawo obowiązuje. Taki jest stereotypowy obraz ukazujacy prawo w niekorzystnym układzie, jako ciężar. Jaka jest rzeczywista prawda o prawie? Osobiście uważam, że prawo jest dobre i służy dla naszego bezpieczeństwa.

Wyobraźmy sobie sytuację na drogach, gdyby nie istniały przepisy o ruchu drogowym. Kiedyś widziałem fragment filmu ukazujacy ruch uliczny w mieście Meksyk – brak oznaczonych pasów, pierwszeństwo należało do odważniejszych kierowców i większych pojazdów. Zastanawiałem się, jak to jest możliwe, że kierowcy nie pozabijają się wzajemnie, ponieważ na codzień jeżdżę ulicami miasta, gdzie każdy uznaje prawo zapisane w kodeksie drogowym.

Pamiętam, jak pewnego razu w Polsce miałem za pasażera gościa ze Związku Radzieckiego, który na moją prośbę o zapięcie pasa bezpieczeństwa, położył go sobie na kolanach. Zaskoczony faktem, że pas automatycznie zwinął się, zawołał: „A szto to takoje?” i później próbował przytrzymywać go ręką udając, że jest zapięty. Na pytanie, dlaczego tak robi, wyjaśnił, że jeśli policjant spojrzy z daleka, pomyśli, ze pas jest zapięty. Starałem się jak mogłem, wytłumaczyć mu, że ten pas służy dla jego bezpieczeństwa, a nie dla oka policjanta. Nie wiem, czy zrozumiał, lecz dla spokoju sumienia (mojego) zapiął go.

Biblia zawiera Boże prawa i one są dla naszego dobra, a nie dla Boga, aby mógł nas sądzić za ich nieprzestrzeganie. Mam wielką obawę, że obecnie nie naucza się o konieczności wypełniania Bożego prawa, z powodu niewłaściwego pojęcia czym jest łaska. Powszechnie rozumie się, że prawo jest przeciwieństwem łaski, jak gdyby te dwa pojęcia wzajemnie się wykłuczały. Dla uzasadnienia takiego stanowiska, podaje się werset z ewangelii Jana – „Zakon bowiem został nadany przez Mojżesza, łaska zaś i prawda stała się przez Jezusa Chrystusa” (Jan 1:17). Jak gdyby zakon obowiązywał tylko w czasach Mojżesza, natomaist od momentu złożenia przez Chrystusa ofiary za nasze grzechy, jesteśmy wyłącznie pod łaską. Przecież apostoł Paweł napisał, mówią zwolennicy takiego poglądu, że „końcem zakonu jest Chrystus, aby był usprawiedliwiony każdy, kto wierzy” (Rzym. 10:4). Jako „zakon” rozumie się Boże prawa, których przestrzegania oczekiwał Bóg, zanim okazał łaskę w Chrystusie. Uważa się również, że „z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony przed nim żaden człowiek” (Rzym. 3:20), dlatego będąc w Chrystusie, nie musimy juz martwić się o wypełnianie jego nakazów.

Jednakowoż, ten sam apostoł, w tym samym liście napisał: „ wypełnieniem więc zakonu jest miłość” (Rzym. 13:10), tak więc dla prawidłowego okazania miłości, musimy wypełniać zakon, czyli przestrzegać Boże prawo. Te słowa Paweł wypowiedział w kontekście przykazań, jakie są wyrażeniem Bożej sprawiedliwości, a ta nie zmieniła się, pomimo okazania łaski w Chrystusie. Odwołując się do porównania z przepisami o ruchu drogowym, wyobraźmy sobie sytuację, że Ministerstwo Komunikacji zniosłoby obowiązek przestrzegania zasad ruchu na drogach publicznych.

Apostoł Jan, ten wielki prekursor Bożej miłości napisał – „Kto ma przykazania moje i przestrzega ich, ten mnie miłuje; a kto mnie miłuje, tego też będzie miłował Ojciec i Ja miłować go będę, i objawię mu samego siebie” (Jan 14:21). Przykazania, to nic innego, jak Boże wymagania, Jego reguły, których przestrzegania oczekuje od nas. W czasach Mojżesza, przestrzeganie praw było obowiązkiem, natomiast teraz, w czasie łaski, jest wyrazem naszej miłości do Boga. Dlatego ten sam apostoł napisał również - „kto zachowuje Słowo jego, w tym prawdziwie dopełniła się miłość Boża. Po tym poznajemy, że w nim jesteśmy” (1 Jan 2:5).  

Jak wiemy, ten list apostoła Jana jest często nazywany „listkiem lakumusowym” sprawdzającym prawdziwość naszego duchowego odrodzenia. W nim Jan często poddaje testowi naszą wiarę, miłość i wierność, stawiając warunek „jeśli kto mówi”. W tym samym rozdziale pisze – „Kto mówi: Znam go, a przykazań jego nie zachowuje, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma” (w. 4). Mocne to stwierdzenie, poddające w wątpliwość fakt, czy ktoś jest w ogóle dzieckiem Bożym, jeśli Jego przykazań nie przestrzega.

Któż nie lubi Psalmów? Wprawdzie zostały w całości napisane w czasie obowiązywania prawa, to jednak świadczą o charakterze naszego Ojca i zawierają wiele wskazówek, jak możemy wyrazić naszą miłość do Niego. Jednym z najwspanialszych Psalmów jest z pewnością ten najdłuższy, który w całości mówi o znaczeniu prawa i Bożych przykazań.

Oto kilka wspaniałych wskazówek, jakie pomogą nam zrozumieć jak wielkie znaczenie w naszym życiu i w naszej relacji z Bogiem mają Jego prawa, zapisane w Biblii.
„Jak zachowa młodzieniec w czystości życie swoje? Gdy przestrzegać będzie słów twoich” (Ps. 119:9).
„Rozkoszuję się przykazaniami twoimi, które pokochałem. Wznoszę ręce do przykazań twoich, które kocham, i rozmyślam o ustawach twoich” (Ps. 119:47,48).
„O, jakże miłuję zakon twój, przez cały dzień rozmyślam o nim!” (Ps. 119:97).

Pragnieniem Dawid, a mam nadzieję, że również naszym, jest chęć wyrażona słowami: „niech język mój opiewa słowo twoje, bo wszystkie przykazania twoje są sprawiedliwe” (Ps. 119:172).
Obyśmy częściej modlili się słowami: „Otwórz oczy moje, abym oglądał cudowność zakonu twego”, oraz „daj mi rozum, abym się nauczył przykazań twoich!” (Ps. 119:18, 73).

I jak tu nie kochać Bożego prawa i Jego wspaniałych przykazań?

Henryk Hukisz