Wednesday, January 22, 2020

Karcenie w procesie wychowawczym

Nie wstydzę się mówić głośno o metodach wychowawczych, jakich używał mój ojciec, gdyż wiem, że starał się za wszelką cenę wychować mnie i moje rodzeństwo na ludzi bojących się Boga. Cała nasza piątka, to dziś ludzie wierzący i zadowoleni z tego, jak rodzice przygotowali nas do życia. 

W sytuacjach zasługujących na zastosowanie właściwej kary za złe zachowanie, dostawałem przysłowiowe „lanie”. Mój tata znał jedynie biblijne metody wychowawcze na swój sposób, ponieważ nie miał możliwości zapoznania się z inną literaturą na temat wychowywania dzieci. Jestem mu za to wdzięczny, gdyż Boże reguły są najlepsze i najbardziej skuteczne.

Tą osobistą refleksją chcę zachęcić do lektury tego rozważania, które zostało zainspirowane artykułem na temat książki, jaka ukazała się w Polsce pod niezbyt szczęśliwym tytułem „Jak trenować dziecko”. Oryginalny tytuł książki, wydanej przez „No Greater Joy", organizację prowadzoną przez Michaela i Debi Pearl, brzmi „To train up a child”. Nazwa organizacji zaczerpnięta jest z wersetu z 3-go listu Jana, który w całości brzmi: „Nie ma większej radości od tej, gdy słyszę, że moje dzieci postępują zgodnie z prawdą (3 Jan 4 [B.E.]). Można osobiście zapoznać się z autorami przedmiotowej książki i ich szeroką działalnością, na stronie internetowej - http://nogreaterjoy.org. 

Z góry zaznaczam, że w tym rozważaniu nie odnoszę się do treści tej książki lecz do biblijnej metody wychowywania dzieci i reakcji współczesnego społeczeństwa do tej kwestii. Piszę o tym również, ponieważ wydana przez Vocatio książka, o której wyżej wspominam, została przedstawiona jako zagrożenie dla współczesnych rodzin. Nawoływanie do usunięcia tej książki z półek księgarń może wkrótce doprowadzić do masowych żądań usunięcia Biblii z życia publicznego, gdyż w niej można również znaleźć wiele sformułowań nie przystających do XXI wieku.

Jak wcześniej napisałem, już sam tytuł tej książki jest sformułowany niefortunnie. Angielskie słowo „train” można przetłumaczyć mniej drastycznie, jak na przykład oddane zostało w Przypowieściach Salomona – „Wychowuj chłopca odpowiednio do obranej drogi, a nie zejdzie z niej nawet w starości” (Prz. Sal. 22:6 [B.E.]). W innych przekładach użyte jest słowo „ćwicz” [BG] albo „wdrażaj” [BT]. 

Inne wyrażenie biblijne, poddawane obecnie szeroko zakrojonej krytyce, to słowo „smagać” w odniesieniu do stosowania dyscypliny w procesie wychowawczym. Salomon charakteryzuje miłość Boga do człowieka porównując ją do relacji pomiędzy ojcem i jego ukochanym synem - „Kogo bowiem Pan miłuje, tego smaga, jak ojciec swojego ukochanego syna” (Prz. Sal. 3:12).  Samo słowo „smagać” może wywołać masowe protesty, jeśli skojarzymy je ze znęcaniem się nad dzieckiem. Oczywiście, jestem świadomy występowania tego nieludzkiego zjawiska, jakim jest fizyczne i moralne znęcanie się nad dziećmi i dlatego muszą istnieć organizacje uprawnione do niesienia skutecznej pomocy. Lecz smaganie, o jakim mówi Salomon, ma zupełnie inne, bezpieczne znaczenie. Hebrajskie „jakach” znaczy "argumentowanie, karanie, poprawianie". Najnowszy ekumeniczny przekład Biblii oddaje ten werset łagodniej - „Pan bowiem karci tego, kogo kocha, jak ojciec swego umiłowanego syna”. Pozytywne działanie takiego „strofowania” znajdziemy również w wersecie - „Kto napomina drugiego, spotka się w końcu z większą przychylnością (Prz. Sal. 28:23 [B.E.])

Ktoś powie, że Stary Testament zawiera naukę, która już nie ma zastosowania w okresie łaski. Z pewnością tak, jeśli chodzi o nasze zbawienie, bo już nie wypełnianie Prawa decyduje o zbawieniu, lecz ofiara Chrystusa na krzyżu. Natomiast Boże zasady odnoszące się do życia i wychowania, pozostają niezmienione. Dlatego głównie chcę odwołać się do Listu do Hebrajczyków 12:4-11, jak najbardziej nowotestamentowej księgi, aby szerzej wyjaśnić zasadę stosowania dyscypliny. Ten tekst przedstawia  w pierwszym rzędzie relację pomiędzy Bogiem i Jego dziećmi. Wnioski można wyciągnąć samemu, według potrzeby.
Aby lepiej zrozumieć ten fragment Słowa Bożego, mówiący o ćwiczącej miłości Ojca, musimy odwołać się do tekstu oryginalnego, dlatego że w tłumaczeniach z jakich korzystamy, niektóre wyrażenia wymagają obszerniejszych wyjaśnień. W przekładach Biblii, z jakich najczęściej korzystamy, w tak zwanej “brytyjce” lub “tysiąclatce”, znajdujemy słowa: “karać”, “chłostać”, “karcić” i “doświadczać”. Natomiast w greckim oryginale znajdują się wyrazy określające raczej „pocieszanie” (paraklesis), „ćwiczenie”, „kształtowanie” lub „wychowywanie” (paideia) oraz „napominanie” (elegcho) i „karcenie” (mastigoo)

Można więc utworzyć definicję opisującą znaczenie użytych wyrażeń. Chodzi tu o takie doświadczenia lub ćwiczenia, które w bolesnych okolicznościach pozwalają Bogu zmieniać nasze postępowanie oraz nasz charakter.

Przez postępowanie rozumiem wszystko to, co robimy, charakter natomiast świadczy o tym, kim jesteśmy.

Werset 6 pokazuje najlepiej na czym polega ćwicząca miłość Ojca – “kogo Pan miłuje, tego karze”. W oryginale występuje tu słowo “paideuo”, które znaczy “wychowywać”. Podobne zastosowanie znajdujemy w liście Pawła do Tytusa: Objawiła się bowiem wszystkim ludziom zbawcza łaska Boga, która wychowuje nas, abyśmy odrzucili bezbożność i światowe pożądania, a żyli w tym świecie roztropnie, sprawiedliwie i pobożnie (Tyt. 2:11-12 [B.E.]). Bóg łaskawie wychowuje nas, ćwiczy przy pomocy różnych okoliczności, nieraz bolesnych, abyśmy wyrzekli się rzeczy niepotrzebnych (charakter) i żyli w pobożności (postępowanie).

Ból jest dla nas błogosławieństwem, gdyż dzięki niemu zwracamy uwagę na pojawiające się problemy w naszym ciele. Gdyby nas nie zabolał ząb, nie poszlibyśmy w porę do dentysty. Wiemy też dobrze, że leczenie nie polega na usuwaniu bólu lecz zlikwidowaniu jego przyczyny. Bóg dopuszcza ból w naszym życiu tylko dlatego, że nas bardzo kocha i chce usunąć przyczynę, która ogranicza nasz duchowy rozwój. On jest doskonałym Ojcem okazującym prawdziwą miłość wobec Swoich dzieci. Podobnie jak ogrodnik, odcina gałązki, które nie przynoszą dobrego owocu, aby drzewo bardziej owocowało. 

Tekst z Listu do Hebrajczyków wskazuje dobitnie, że Ojcowskie ćwiczenie jest dowodem naszej przynależności do Niego. Jeśliby nas nie doświadczał, to oznaczałoby, że do Niego nie należymy. Dlatego jest napisane: Jeśli zaś nie jesteście karceni tak, jak wszyscy, jesteście bękartami, a nie synami (Hebr. 12:8 [B.E.])

Innym wyrazem, który nierozłącznie kojarzy się z karceniem, czy smaganiem, jest „rózga”. Już samo słowo wywołuje oburzenie - jak można jej używać wobec małych dzieci? Dlatego chcę również napisać o tym „narzędziu tortur”.

Biblijna „rózga” nie musi być fizycznym przedmiotem używanym do dosłownego bicia dziecka. Ja pamiętam czasy, gdy nauczyciel w szkole miał prawo, i nieraz przyzwolenie rodziców, do użycia jakiegoś bezpiecznego przedmiotu wobec niesfornego ucznia. Była to najczęściej linijka, lub jak to było w mojej podstawówce, smyczek od skrzypiec przez kierownika szkoły. 

Musze jednak powiedzieć z całą stanowczością, że zgodnie z biblijną nauką, rodzice posiadają nałożony przez Boga obowiązek kształtowania charakteru swoich dzieci. Najlepszy przykład zostawił nam sam Chrystus, gdy jako dwunastoletni chłopiec, bez zgody swoich rodziców, przyłączył się do grona nauczycieli w świątyni. Odnaleziony po całym dniu poszukiwań, wysłuchał reprymendy swoich rodziców - „Synu, dlaczego nam to zrobiłeś?”. Po czym potulnie wrócił pod ich opieką do domu, jak czytamy wtedy poszedł z nimi, wrócił do Nazaretu i był im posłuszny (Łuk. 2:51 [B.E.]).  Czyżby rodzice nie wiedzieli, że Salomon pozwalał użyć rózgi? Wierzę, że lepszy efekt wychowawczy można osiągnąć właściwym słowem, niż karą cielesną

Wcześniej napisałem, że ból jest dla nas błogosławieństwem, gdyż sprawia, że zwracamy uwagę na pojawiające się problemy w naszym ciele. Lecz nie koniecznie musi to być ból fizyczny. 

Bicie, mam na uwadze fizyczne używanie siły wobec dziecka, może wywołać u niego psychiczną skazę i spowodować wiele nieprawidłowości w dalszym rozwoju. Wystarczy trochę wyobraźni, aby wczuć się w sytuację małego dziecka, nad którym stoi „olbrzymia” postać ojca, a jego usta „grzmią”, wypowiadając jakieś niezrozumiałe słowa. Ze strachu, dziecko nawet nie rozumie tego, co do niego się mówi, gdyż skupione jest na osłanianiu się przed uderzeniem. Z takiego dziecka może wyrosnąć potencjalny „zabijaka”, gdyż taka cecha zostanie w nim wykształtowana w tak pojętym procesie wychowawczym. Dzieci są wspaniałymi naśladowcami swoich wychowawców, lecz nie mają jeszcze rozeznania, jakie przykłady są pozytywne, a których nie należy powtarzać. Najlepiej będą zapamiętane te, które na nich wywarły największe wrażenie. 

Bardziej skuteczną metodą zadania dziecku „bólu” może być pozbawienie go jego ulubionej zabawki, czy innego przedmiotu. Cała gama możliwości zależna jest od indywidualnych sytuacji, np. zakaz zabawy, odebranie na jakiś czas piłki dla zapalonego gracza, czy bardziej adekwatnie do czasu, zabranie smartfona, komputera, czy dostępu do internetu. W tym przypadku bardzo istotna jest stanowczość ze strony rodziców - wymierzona kara musi być wykonana. Musimy pamiętać, że samo wyznaczenie kary, bez jej zastosowania, jedynie pomniejsza autorytet wychowawcy.

Problem jest w tym, że rodzicom nie chce się, albo nie mają czasu aby z dzieckiem porozmawiać, wytłumaczyć o co chodzi. Najlepiej jest, będąc uzbrojonym w rózgę i werset Salomona, zadać ból fizyczny, aby jak najszybciej sprawę załatwić. Zwykłe lenistwo, albo brak przygotowania do tej odpowiedzialnej roli, jaką jest bycie rodzicem, wyrządza niesamowitą krzywdę dla dziecka. Pamiętajmy, że jest ono w szczególnym okresie kształtowania charakteru i środki dyscyplinujące muszą być dobierane z olbrzymią rozwagą, odpowiednio do jego wieku. Salomon miał to na uwadze gdy pisał: „Wychowuj chłopca odpowiednio do obranej drogi, a nie zejdzie z niej nawet w starości” (Prz. Sal. 22:6 [B.E.]). „Odpowiednio do obranej drogi” znaczy „według potrzeby drogi jego”, jak to zostało oddane w Biblii Gdańskiej. Dziecko ma bardzo zróżnicowane potrzeby, które wynikają z tego, na jakim etapie rozwoju psychicznego się znajduje. Lecz czy rodzice są tym zainteresowani, aby wpierw poznać aktualne potrzeby swego dziecka by zrozumieć, dlaczego tak a nie inaczej postąpiło? Łatwiejszą metodą jest, natychmiastowe wykorzystanie rodzicielskiego prawa do stosowania dyscypliny, i po sprawie. Nie ma większego błędu, niż takie podejście.

Pragnę zwrócić uwagę na biblijny wzorzec wychowywania dzieci, jaki znajduje się w 5 Księdze Mojżeszowej. Te, najbardziej znane wersety, zostały poprzedzone instrukcją dla rodziców. „Będziesz miłował PANA, twego Boga, z całego swego serca i z całej swojej duszy, i z całej swojej siły. Niechaj pozostaną te słowa, które Ja dziś tobie nakazuję, w twoim sercu” (5 Moj. 6:5,6 [B.E.]).  Posiadając takie kwalifikacje, można skutecznie zająć się wychowywaniem swego potomstwa. A polega ono na dawaniu przykładu osobistego posłuszeństwa wobec Bożego Słowa, które znajduje się w sercu rodziców. Wówczas można zrobić to, o czym czytamy dalej: „Będziesz powtarzał je swoim synom i będziesz mówił o nich, przebywając w domu, idąc drogą, kładąc się spać i wstając. Przywiążesz je jako znak na ce i jako ozdobę między oczami (5 Moj. 6:7,8 [B.E.]). Powtarzanie, w „brytyjce” jest słowo „wpajanie”, to nie zmuszanie pod groźbą kary, lecz zachęcanie do lepszego życia.

Bóg nas wychowuje, ponieważ nas kocha i przez to daje dowód Swojej miłości. Jak zapisał to autor Listu do Hebrajczyków – Pan bowiem karci tego, kogo kocha, chłoszcze zaś każdego, kogo przyjmuje za syna (Hebr. 12:6 [B.E.]).  Słowo "chłoszcze" (mastigoo), zostało użyte w Septuagincie, czyli w greckim przekładzie Starego Testamentu zamiast hebrajskiego „jakach”, które znaczy "argumentować, karać, poprawiać". Starotestamentowe cytaty w greckim tekście Nowego Testamentu pochodzą właśnie z Septuaginty, stąd ten werset w Liście do Hebrajczyków brzmi odmiennie do zapisu w Biblii Hebrajskiej (Prz. Sal. 3:12). Natomiast oryginalne znaczenie słowa mastigoo znajdujemy w Ewangeliach, w opisie biczowania Chrystusa przez żołnierzy Piłata. Nie sądzę, że jest to zachęcający przykład do stosowana wobec naszych ukochanych dzieci, nawet jeśli zasługują na jakąś dyscyplinę. Można znaleźć taki sposób ukarania, który będzie wyrażać nasze prawdziwe uczucie wobec nich.

Bóg zsyła na Swoje ukochane dzieci różne doświadczenia, aby wykształtować w nich bezgraniczne zaufanie, aby posiedli wiarę „cenniejsza od zniszczalnego złota, próbowanego w ogniu  (1 Ptr. 1:7 [B.E.]). Gdy przechodziłem jeden z najboleśniejszych momentów doświadczenia, jakie dopuścił Pan w moim życiu, poznałem dużo lepiej znaczenie słów Paslmu 23. Lecz choćbym nawet szedł doliną cienia śmierci. Zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną (Ps. 23:4 [B.E.]).

Więc, niech biblijne pojęcie smagania, karcenia, czy nawet trenowania nas przez Boga, czy też w zastosowaniu do relacji pomiędzy rodzicami a ich dziećmi, nie kojarzy się ze znęcaniem, a przejawem prawidłowo pojętej miłości prowadzącej do właściwego wychowania. 

Czy obecnie istnieje potrzeba stosowania biblijnych metod wychowawczych? Wystarczy posłuchać codziennych wiadomości, albo wyjść na ulicę i dobrze przyjrzeć się dzieciom. Odpowiedź nasunie się sama, i obawiam się, że nie trzeba będzie na nią długo czekać.

Podstawowym celem stosowania dyscypliny w procesie wychowawczym dzieci jest 
zapewnienie, że są kochane i są nasze na zawsze.

Henryk Hukisz

Monday, January 20, 2020

Spirala nienawiści


Ponad trzy lata temu, kiedy wróciłem do Polski po kilkunastoletniej nieobecności, przy sterach naszego państwa zastałem rząd prawicowy. Miałem różne oczekiwania, oczywiście na lepsze. Lecz to, czego jestem świadkiem teraz, przekroczyło najśmielsze wyobrażenia.

Jestem oburzony słowami o „eliminowaniu” grupy społecznej, jakie zostały wypowiedziane kilka dni temu. Autorem nie jest szeregowy obywatel mojego kraju, który „bąknął” coś po kilku piwach. Słowa te padły z ust prezydenta Polski podczas oficjalnej uroczystości „picia piwa” w Katowicach (być może już po wypiciu). Przyznam, że w moich uszach zabrzmiały złowrogo, co wyraźnie wskazywał wyraz jego twarzy.

Publiczne nawoływanie do „eliminowania” jakiejś grupy społecznej jest niczym innym, jak zachęcaniem, mówiąc delikatnie, do nienawiści. W związku z tą szokującą wypowiedzią chcę się zapytać: „Jak daleko jest od takiego wezwania, do podburzania narodu do pogromów?” Wystarczy przypomnienie innego faktu historycznego, gdy w Berlinie jesienią 1941 roku podjęto decyzję, o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Pojawiły się też publiczne głosy, porównujące te słowa do wypowiedzi Mussoliniego.  

Niestety nasza narodowa historia ma zapisanych wiele niechlubnych stron, jak np. pogrom Żydów w Jedwabnem, pogrom w Kielcach. Później mamy już 1968 rok, który pamiętam osobiście, gdyż studiowałem w Warszawie. Masowe eliminowanie jakieś grupy społecznej dlatego, że inaczej myślą, inaczej rozumieją pewne zagadnienia, jest bardzo bliskie do spełnienia pogromu lub masowej eksterminacji.

Jeden z sędziów, który według oceny obecnie rządzących, powinien zostać „eliminowany”, wypowiedział się na łamach prasy, iż jest często zaczepiany na ulicy pytaniem o to, czy jest Żydem? Niestety, nadal dla wielu rodaków, kryterium patriotyzmu określa się według klucza: "Polak - katolik", a kto nie pasuje, to z pewnością musi być Żydem.

Pozwolę sobie na przypomnienie szerszego fragmentu wpisu na temat rozniecania nienawiści do określonej grupy społecznej. W tym przypadku chodziło o Żydów, którzy w Polsce nadal nie cieszą się powszechną sympatią. Obchodzona obecnie kolejna rocznica wyzwolenia bodajże najokropniejszego we współczesnych dziejach miejsc określanych „fabryką śmierci” lub eksterminacji całego narodu, powinna wywołać jedynie konstruktywną refleksję - NIGDY WIĘCEJ.

Oto fragment wpisu z 2012 roku pt. „Wznowiona nienawiść”

Niedawno wydawnictwo Wers wznowiło wydaną w 1926 roku książkę pt. „Najświętsze trzy hostie”. Promocja tej książki odbyła się, nomen omen, w kościele Bożego Ciała w Poznaniu. Jest to kościół Rzymsko Katolicki. Większość informacji zawartej w tym artykule jest zaczerpnięta z poznańskiego wydania Gazety Wyborczej, z dnia 13 i 14 lutego 2012 roku.

Autor wspomnianej książki, Mieczysław Noskowicz, opisał będącą legendą, historię sprofanowania trzech hostii przez Żydów w Poznaniu. Język użyty przez autora jest świadectwem nienawiści do tego narodu. Swe dzieło rozpoczyna wstępem: „Wiadomo każdemu, jako tako z dziejami świata obeznanemu, że od wieków, ba, nawet od zarania chrześcijaństwa, od chwili kiedy Boski nasz Zbawiciel począł głosić Swą Ewangelię miłości do Boga i bliźniego, od tej chwili już datuje się nienawiść żydostwa do chrześcijaństwa.” Dalej, w treści tego opowiadania, nasączonego nienawiścią do Żydów, można przeczytać, w jaki sposób profanowano te hostie. Kiedy pierwszy Żyd przebił nożem hostię, polała się z niej krew tryskając na jego twarz. Następie, kolejne osoby kłuły nożami dwie pozostałe hostie, tak że krew lała się po stole. 

Dwieście stronic tej książki wypełnia opis rzekomego zdarzenia, jak to później znaleziono te hostie na  nadwarciańskich łąkach. W tym miejscu wybudowano, dla upamiętnienia tej historii, kościół p.w. Bożego Ciała.
Okoliczności związane z ponownym wydaniem książki napawają szczególnym niepokojem. Jej promocja została poprzedzona mszą świętą. Salka katechetyczna, w której odbywało się spotkanie poświęcone temu wydarzeniu, była wypełniona do ostatniego miejsca, a miejscowy proboszcz, widząc ten tłum, rzekł: „Jestem wniebowzięty”.

Zdaje się, że takie wydarzenie mogło mieć miejsce w średniowieczu, a nie w dwudziestym pierwszym wieku i to w centrum wielkiego miasta startującego w ubiegłym roku w konkursie na kulturalną stolicę Europy. Ktoś powie, że to jakiś margines, że to tylko garstka ludzi, jakichś fanatyków. Warto jest przypomnieć, że to wydawnictwo zaznaczyło już poprzednio swoje szczególne upodobanie. W 1999 roku wydało kilka pozycji dla znanego ze swoich wystąpień antysemity, ks. Henryka Jankowskiego z kościoła św. Brygidy w Gdańsku.

Legendę o profanacji hostii broni wielu działaczy, pomimo, iż nie ma żadnych dokumentów potwierdzających takowe wydarzenie. Wznowienie tej książki jest jedynie dalszym dolewaniem oliwy do ognia nienawiści, jaką szerzą niektórzy działacze kościoła katolickiego w Polsce. Dziwi mnie to, że skoro istnieje tak wielkie umiłowanie do polskiego papieża, nie ma szacunku do jego słów i wezwań do okazania poszanowania dla narodu żydowskiego. Jan Paweł II, podczas wizyty w Ojczyźnie Jezusa w 2000 roku, modlił się o dar braterstwa z narodem wybranym i prosił o wybaczenie win chrześcijan wobec synów Abrahama.

A przecież jeszcze nie tak dawno, nawet niecałe sto lat temu, z małej partii NSDAP, liczącej w 1919 roku zaledwie 64 członków, Hitler utworzył potężną machinę wyniszczenia całego narodu żydowskiego. Dziwi mnie milczenie społeczeństwa polskiego, a wręcz odwrotnie, nadal jest powszechnie uprawiana nienawiść do Żydów. Wystarczy poczytać wolne wypowiedzi na różnych polskich forach lub komentarze pod artykułami na wielu stronach w internecie. Wprost sączy się jad nienawiści, i nic dziwnego, skoro nadal wznawia się książki, będące pożywieniem dla tej grupy naszego społeczeństwa.

Chrześcijanie, bez względu na przynależność wyznaniową, są naśladowcami Chrystusa, który był Żydem. Jezus przyniósł ludziom miłość i przemawiał językiem miłości. Z miłości do rodzaju ludzkiego oddał Swe życie na krzyżu. Zostawił dziedzictwo zwiastowania miłości do bliźnich, nawet do tych, którzy nas nienawidzą. „A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebie, bo słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mat. 5:44,45).

Jan Apostoł, zwany również apostołem miłości, pisał wprost: „Kto zaś nienawidzi brata swego, jest w ciemności i w ciemności chodzi, i nie wie, dokąd idzie, gdyż ciemność zaślepiła jego oczy” (1 Jan 2:11). Nie okazywanie miłości bliźniemu, czyli szerzenie nienawiści znaczy to samo co zabójstwo. Kilkanaście wierszy dalej Jan pisze: „Każdy, kto nienawidzi brata swego, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie ma w sobie żywota wiecznego” (1 Jan 3:15).(koniec cytatu)

Jak daleko posuną się jeszcze politycy, szczególnie w trakcie kampanii wyborczej, aby pozyskać za wszelką cenę jak największy elektorat? Obawiam się, że niechlubne wspomnienia mogą odbić się czkawką.

Henryk Hukisz

Wednesday, January 8, 2020

Stronniczość kupiona

Ostatnio wiele rozmyślam nad Prawem. Oczywiście, chodzi o Boże Prawo, które zostało ustanowione dla nas, ludzi, którzy mamy nosić podobieństwo do Stwórcy. On jest Panem, dlatego ma prawo ustanowić Prawo dla swego stworzenia. 

Przyroda i świat zwierząt, planety i pory roku posłusznie wykonują zamierzone przez Stwórcę cele. Woda gromadzi się w morzach, chmury płyną po niebie, orły budują gniazda wysoko w skałach, mrówka gromadzi pożywienie w głębinie ziemi. A człowiek? Zamiast opowiadać chwałę Stwórcy, wymyśla jakby podejść swego bliźniego, aby ułatwić sobie życie. 

Przyglądam się, a nawet uczestniczę w życiu społeczeństwa z nazwy chrześcijańskiego. Nasz naród chwali się ponad tysiącletnią historią uznania chrześcijaństwa za swoją religię. Szczególnie przez obecną władzę, te wartości są przywracane, nawet wbrew woli narodu. A naród, to nie koniecznie jednomyślna zbieranina różnych grup społecznych. Dlatego władza, aby sprawniej rządzić, a przede wszystkim, aby dłużej się utrzymać, stosuje niezbyt chrześcijańską metodę, „dziel i rządź”. „Divide et impera” to „znana zasada stosowana przez rzymskich imperatorów, jak mówi popularna encyklopedia, to „stara i praktyczna zasada rządzenia polegająca na wzniecaniu wewnętrznych konfliktów na podbitych terenach i występowaniu jako rozjemca zwaśnionych stron. Jako pierwsi zastosowali ją Rzymianie na Półwyspie Apenińskim (podpisywali umowy z podbitymi ludami, zwanymi odtąd „sprzymierzeńcami”, a sprzymierzeńcom nie wolno było podpisywać umów między sobą, przez to prowincje nie mogły się zjednoczyć, aby pokonać Rzymian).” (Wiki).

Chrześcijaństwo to Bóg, a Bóg, to Prawo, które On ustanowił. Jak powiedział apostoł Paweł, gdy przybył do Aten, głównego miasta, w którym wymieniano opinie o istniejących systemach ówczesnej filozofii, że „Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi” (Dz.Ap. 17:24). Więc ten, który jest absolutnym Panem, określił dla ludzi „właściwe czasy i granice ich zamieszkiwania, aby szukali Boga, czy to nawet dotknęli Go po omacku, i znaleźli. W rzeczywistości bowiem jest On niedaleko od każdego z nas” (w. 26,27). To, gdzie mieszkamy, w jakich granicach i w jakim czasie, zostało z góry określone. „W Nim - jak dalej wywodził Paweł - żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, ... wzywa teraz wszędzie i wszystkich ludzi, aby się nawracali, gdyż wyznaczył dzień, w którym sprawiedliwie będzie sądzić świat przez Człowieka, którego na to przeznaczył, po uwierzytelnieniu wobec wszystkich przez wskrzeszenie Go z martwych” (w. 30,31). Tym Człowiekiem jest nikt inny, jak Pan Jezus Chrystus, gdyż tylko On został ukrzyżowany i zmartwychwstał. Gdy znów przyjdzie, będzie sądzić wszystkich według Prawa, jakie Bóg ustanowił i objawił ludziom nie po to, aby go jedynie znali. Lecz przede wszystkim, aby je przestrzegali.

Moją niedawną zapowiedź, iż będę zwiastować Słowo Boże na temat Dekalogu ktoś skomentował, że „Dekalog już nas nie obowiązuje”. Dla niektórych chrześcijaństwo jest bardzo wygodne, bo zbawienie jest z łaski, za darmo, co oczywiście jest prawdą, lecz z naszej strony nie ma żadnych zobowiązań. Lecz tak nie jest, ponieważ prawdziwe chrześcijaństwo polega na świadomym naśladowaniu Chrystusa, od którego to określenie pochodzi. Oczekuję więc, że wszyscy, którzy za chrześcijan się podają, powinni okazać to swoim postępowaniem, a nie jedynie uczestniczeniem w chrześcijańskich obrzędach.

Niestety, nasz naród został podzielony, skłócony do tego stopnia, że już nie jest jednym narodem, lecz jak ktoś ostatnio trafnie zauważył, Polska jest krajem „dwóch plemion”. A między plemionami dochodzi do walk, wykańczających siebie na wzajem. 

W ostatnich wyborach dokonała się zmiana w senacie i nowym marszałkiem tej poważanej izby został przedstawiciel z partii nazywanej przez rządzących „totalną opozycją”. Więc jak na tzw. „chrześcijan” przystało, od pierwszego dnia rozpoczęła się propaganda nienawiści wobec człowieka, też chrześcijanina. Nie było trudno w naszym „chrześcijańskim” narodzie znaleźć fałszywych świadków. Media służące rządzącym zajęły się z całym rozmachem oczernianiem tego człowieka, z zawodu lekarza, powszechnie szanowanego. 

Oto pojawił się obrońca, który w przeciwieństwie do anonimowych oskarżycieli, podał swoje dane osobowe. Oświadczył, że pewnego dnia odwiedził go niespodziewanie człowiek, pewnie też chrześcijanin, i za kwotę znacznie przekraczającą średnią emeryturę, namawiał go do podpisania oświadczenia, jakoby ten szanowany lekarz żądał kiedyś od niego łapówki. Ponieważ takiego zdarzenia nie było, podżegacz został odprawiony z kwitkiem. Lecz dla pomysłodawców, z pewnością z kręgów powiązanych z rządzącymi, to nie przeszkodziło, aby w oficjalnych mediach rządowych ogłosić, iż ten niedoszły fałszywy świadek, był „ubekiem” i donosił na innych. Dziś głos zabrała córka oczernianego o współpracę w aparatem ucisku, i z bólem serca wyznała, że jej ojciec miał w prawdzie bardzo krótkotrwały kontakt z tymi służbami, gdyż szybko przeniósł się na stałe do pracy w stoczni.

Piszę o tym, ponieważ jestem zbulwersowany, że ludzie ze środowisk związanych z władzą, która obecnie ochoczo demonstruje swoje przywiązanie do tzw. korzeni chrześcijańskich, postępują w tak podły sposób w celu pogłębiania podziału społeczeństwa jednego narodu. 

Bóg, gdy ustanawiał Prawo dla Swojego narodu, jeszcze w czasie Starego Testamentu, nakazał: „Nie będziesz szerzył oszczerstw wśród swojego ludu ani nastawał na życie swojego bliźniego. Ja jestem PANEM” (3 Moj. 19:16). Boże prawo jest bardzo praktyczne, mające bardzo humanitarny wymiar, gdyż mówi jednoznacznie - „Nie rozgłaszaj fałszywej wiadomości. Nie współdziałaj z niesprawiedliwym, aby zaświadczać bezprawie. Nie przyłączaj się do większości, aby czynić zło, a w sporze nie opowiadaj się po stronie większości, aby przeważyć decyzję” (2 Moj. 23:2)

Nie wystarczy więc odwoływać się do tego, że „większość narodu nas wybrała”. Większość wcale nie musi znaczyć, że jest zgodna z Prawem Bożym. Dlatego jedynym odniesieniem poznania, co jest słuszne, nie jest ilość, wyznających jakąś zasadę, lecz czy znajduje oparcie w Bożym Prawie. Dlatego nasuwa się samo z siebie odniesienie do słów proroka Malachiasza - Wy zaś zboczyliście z drogi, wielu doprowadziliście do sprzeniewierzenia się Prawu, zerwaliście przymierze Lewiego, mówi Pan Zastępów. Przeto z mojej woli jesteście lekceważeni i macie małe znaczenie wśród całego ludu, ponieważ nie trzymacie się moich dróg i stronniczo udzielacie pouczeń (Mal. 2:9 [B.T.])

Gdy naród zostaje podzielony, wielu jego obywateli ulega pokusie stronniczości. Jedni robią to dla lepszego ustawienia się w życiu, podobnie jak to działo się w tzw. epoce komunizmu w naszym kraju. Dlatego dziwi mnie dziś postawa wielu rodaków, którzy chętnie naśladują tamte niechlubne wzorce. Wielu też ulega pokusie kolejnego darmowego „plusa”, którym ta władza tak chętnie szafuje, kupując sobie wyborców. Lecz jest to bardzo zła motywacja, gdyż Boże Prawo mówi, że źródłem finansów człowieka ma być praca - „niech raczej pracuje, niech własnymi rękami czyni to co dobre, aby miał się czym dzielić z tym, który jest w potrzebie” (Efez. 4:28). Z tego Prawa wypływa prosty wniosek: „Jeśli ktoś nie chce pracować, niech też nie je” (2 Tes. 3:10). Apostoł Paweł ostrzega przed zdobywaniem pieniędzy bez pracy, gdyż „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość na pieniądze. W pogoni za nimi, niektórzy odłączyli się od wiary i zgotowali sobie liczne cierpienia” (1 Tym. 6:10).

Pamiętajmy o tym, że pieniądze doprowadziły do wielu nieszczęść i niesprawiedliwości wśród ludzi. Niech przestrogą będzie „trzydzieści srebrników”, aby nie stawać przeciwko bliźnim za pieniądze.

Henryk Hukisz