Thursday, July 30, 2020

Biblia i "gender"

Chcę podzielić się kilkoma przemyśleniami na temat podpisanej pięć lat temu przez prezydenta Komorowskiego ustawy, zezwalającej na ratyfikację konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i w rodzinie. Dziś temat ożył na nowo, ponieważ postanowiono użyć go do celów politycznych, aby jeszcze mocniej podzielić i tak skłócony już naród.
Ten teks powstał pięć lat temu, lecz postanowiłem go nieco ożywić i nadać bardziej współczesny wydźwięk. Należy przeto mieć na uwadze, że tytuł ustawy nie mówi wszystkiego, a szczególnie nie powinien wyzwalać lęków u osób walczących z upowszechnianiem wrogiego pojęcia „gender”. Nie mam też zamiaru zajmować jakiegokolwiek stanowiska w tej walce, chcę jedynie odnieść się do kwestii równouprawnienia kobiet, jak to widzę w świetle Biblii.
Fundamentalnym założeniem jest uznanie niezaprzeczalnej prawdy, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz, stworzył go na obraz Boży, stworzył ich jako mężczyznę i kobietę (1Moj. 1:27). W tym jednym zdaniu mamy do czynienia z dwoma dogmatami, czyli prawdami objawionymi przez Boga. Pierwsza prawda odnosi się do stworzenia rodzaju ludzkiego, czyli człowieka, druga natomiast ukazuje podział, jedyny dopuszczony przez Stwórcę, a mianowicie, że rodzaj ludzki składa się z dwóch płci, z mężczyzn i kobiet. Bóg sam ocenił swoje dzieło stworzenia człowieka, że „było bardzo dobre” (w 31). Hebrajskie wyrażenie „mad tow” znaczy, że jest to dzieło doskonałe, kompleksowe, że już nic nie będzie dodawane ani poprawiane. Tak więc wszelkie próby stworzenia człowieka o nijakiej płci są zwykłym zafałszowaniem prawdy o człowieku, jakiego stworzył Bóg.
"Gender", w popularnym pojęciu jest rozumiane jako zrównanie płci, czyli wykreślenie wszelkich różnic. Niestety, ignorując to podstawowe znaczenie, niektórzy widzą w tym pojęciu przyczynę wszelkiego zła. Przeczytałem w jakiejś prasie, że jest to ideologia, która „stała się dla prawicy główną przyczyną zła w Polsce. Rozpad rodziny, pedofilia, upadek wartości moralnych upatruje się w gender. Środowiska katolickie i prawicowe znalazły wroga, który niesie zagrożenie gorsze niż komuna. Gender - słowo klucz do zrozumienia zła na świecie” (net).
Wracając do przedmiotowej ustawy jaką podpisał prezydent, ma ona umożliwić stworzenie podstawy prawnej, która pomoże przeciwdziałać przemocy wobec kobiet i w rodzinie. Ponieważ Unia Europejska i jej system prawny stoją za ta ustawą, niektórzy widzą w niej ogromne niebezpieczeństwo dla narodowej tożsamości. Osobiście, podobnie jak wyraził to prezydent w czasie pospisywania, widzę jedynie niebezpieczeństwa wynikające z niewłaściwego słownictwa w tłumaczeniu tekstów poszczególnych ustaw. Tak samo, jak w tłumaczeniach Biblii, istnieje wiele możliwości użycia terminów korzystnych dla danej opcji politycznej. Lecz jest to kwestią wtórną.
Jak wówczas zauważył prezydent Komorowski, pojęcia związane z płcią kulturową pojawiły się w polskim prawodawstwie... za rządów innej opcji politycznej. W tamtym czasie pojawiło się pojęcie „gender mainstreaming”. Zainteresowałem się znaczeniem tego pojęcia, gdyż brzmi obco w naszym rodzimym języku. Sama definicja brzmi dość ogólnie, dlatego zacytuję jakie cele ma osiągać – „Celem gender mainstreaming jest transformacja struktur społecznych i instytucjonalnych tak, aby zapewniały one równe traktowanie wszystkich, jak też równy dostęp do praw oraz instytucji, w tym pełne wykorzystanie ich potencjału intelektualnego i zawodowego, które przyczynią się do budowania społeczeństwa i gospodarki opartych na wiedzy” (Wikipedia). Jest tam również mowa o „priorytetyzacji celów” we wprowadzaniu „gender mainstreamingu”. O co chodzi? Jak na razie, chyba o to, aby ładnie zabrzmiało.
Nie sądzę, że ta „priorytetyzacja” ma polegać na zlikwidowaniu istniejącego podziału na toalety męskie i damskie, oraz zamianie ról w procesie prokreacji rodzaju ludzkiego, czego obawiają się jej przeciwnicy. Pomimo narastania tendencji homoseksualnych czy transwestyzmu, uważam, że Bożego podziału na mężczyzn i kobiety, nikt nie zlikwiduje. Jedynie można obserwować powstające różnego rodzaju patologie w obyczajowości i kulturze, które są efektem upadku rodzaju ludzkiego spowodowanego grzechem. Jest to zjawisko powszechne i dotyczy całej gamy zagadnień nękających ludzkość. Jedynym rozwiązaniem jest pokuta, nawrócenie i nowe narodziny w Duchu Świętym prowadzące do uzyskania nowej natury. Lecz to jest już inne zagadnienie.
Chcę powrócić do równego traktowania kobiet i mężczyzn, o co mi głównie chodzi, gdyż osobiście sądzę, iż ta ustawa ma dotyczyć tego zagadnienia. Należy zadać sobie pytanie - "Jak w Biblii przedstawia się sprawa równego traktowania kobiet i mężczyzn?". Niektórzy uważają, że Biblia przyznaje wyższość mężczyznom nad kobietami, znajdując odpowiednie dla tych założeń wersety, najczęściej wyrwane z kontekstu. Chcę jedynie zauważyć, że Biblia opisuje sytuacje wśród ludzi, jakie istniały w określonym czasie historycznym.
Gdyby przeprowadzić badania statystyczne, to prawdopodobnie tyle samo kobiet doznało łaski uzdrowienia czy pocieszenia od Pana Jezusa, co mężczyzn. Niektórzy dopatrzyli się nawet uprzywilejowanego traktowania kobiet przez Pana Jezusa. Twórcy filmu „Opowieść o Zbawicielu”, czyli historii Chrystusa według ewangelii Jana, umieścili Marię Magdalenę na równi z Jego uczniami prawie w każdej sytuacji, w jakiej znajdował się Pan Jezus, nawet w wieczerniku podczas Ostatniej Wieczerzy.
Apostoł Paweł w swoich listach poświęcił sporo miejsca kobietom. Najczęściej pisał o sprawach zwyczajowych, jak nakrywanie głów w zgromadzeniu, czy zapuszczanie długich włosów, dla ich własnej ozdoby. Pisał również o tym, aby niewiasty nie upatrywały swego znaczenia w przesadnym ozdabianiu się - nie wyszukaną fryzurą i złotem czy perłami lub drogim ubiorem ale dobrymi czynami, jak wypada kobietom, które chcą uchodzić za bogobojne (1 Tym. 2:9,10). Myślę, że gdyby ten list był pisany dzisiaj, Paweł musiałby skierować tę uwagę również do wielu mężczyzn. Apostoł Paweł, mając na uwadze dostęp do zbawienia w Jezusie Chrystusie napisał, że nie ma już Żyda ani Greka, nie ma niewolnika ani wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety. Wszyscy bowiem stanowicie jedność w Chrystusie Jezusie (Gal. 3:28). Pisał również, że w Panu kobieta jest równie ważna dla mężczyzny, jak mężczyzna dla kobiety (1 Kor. 11:11). Dzisiaj można by napisać, że Paweł uznawał „gender mainstreaming”, chociaż nie znał języka angielskiego.
Na zakończenie tej krótkiej refleksji, jeszcze jeden biblijny przykład. W starodawnych czasach Izraelem rządzili sędziowie, a raczej byli powoływani przez Pana do wyznaczonych zadań wyzwalania narodu od oprawców. Z reguły, mężami Bożymi byli mężczyźni, lecz tym razem, zabrakło odważnego, i rolę wybawcy spełniła żona Lappidota, Debora. Ona to, jak zwykli to czynić sędziowie, siadała pod palmą nazwaną jej imieniem i rozwiązywała różne sprawy synów Izraela. Kiedy król Kanaanejski wysłał przeciwko Izraelowi swe wojska pod dowództwem mężnego Sysery, Debora dała polecenie Barakowi, aby udał się z dziesięcioma tysiącami wojowników pod górę Tabor. Wtedy Barak wysłał SMSa do Debory: Jeżeli ty pójdziesz ze mną – i ja pójdę, ale jeżeli ty nie pójdziesz ze mną – i ja nie pójdę (Sędz. 4:8). W odpowiedzi otrzymał wiadomość, z której  nie mógł być zadowolony jako mężczyzna, gdyż brzmiała:  PAN wyda Siserę w ręce kobiety (w. 9).
Po zwycięskiej potyczce, wojska Sysery uciekały w popłochu a ich dowódca schował się w namiocie przyjaznych mu ludzi. Wówczas, inna kobieta, Jaela żona Chebera, palikiem z tego namiotu przebiła jego skroń. Po tym wydarzeniu śpiewano w Izraelu pieśń, w której jedna ze zwrotek brzmiała: Opustoszały wiejskie zagrody w Izraelu, opustoszały, dopóki nie powstałam ja, Debora, dopóki nie powstałam 
jako matka w Izraelu (Sędz. 5:7).
Jeśli ktoś nadal uważa, że Biblia „priorytetyzuje” mężczyzn, to tak na prawdę nie zna Biblii. Lecz zupełnie innym zagadnieniem jest powoływanie do służby przywódców w Kościele Jezusa Chrystusa. Tutaj Pan Jezus zostawił nam dokładny i wyraźny wzór, według którego postępowali apostołowie, powołując pasterzy Bożej trzody. Nowy Testament, natchnione przez Boga Słowo, wyznacza Kościołowi drogę, jakiej nie można zmieniać, ulegając przeróżnym trendom polityczno-kulturowym, czy współczesnym filozofiom, jakie opanowują ludzkie umysły.
O tym piszę w innych rozważaniach na temat Kościoła i roli mężczyzn i kobiet, zgodnych z Bożym postanowieniem.
Henryk Hukisz

Thursday, July 2, 2020

Mają oczy i nie widzą

Obecny czas decyzji, gdy wybieramy przedstawiciela na najwyższy urząd w państwie, sprzyja obserwacjom naszych bliźnich, czym się kierują podczas głosowania. Widać różne preferencje w różnych rejonach kraju. Wśród wierzących ewangelicznie, w odróżnieniu od nominalnie wierzących rodaków, istnieje pogląd, że skoro jesteśmy obywatelami Bożego królestwa, to nie powinniśmy angażować się w kwestie polityczne tego ziemskiego. Osobiście jednak uważam, że skoro mamy modlić się „za królów i wszystkich rządzących” (1 Tym. 2:2), to wypada również uczestniczyć w tym demokratycznym akcie, jakim są wybory.

Chciałbym podzielić się refleksją, jaka nasunęła mi się obserwując wyborców w rejonie, który w ostatnim czasie nawiedziły powodzie spowodowane obfitymi opadami. Ponieważ jest teren przyległy do gór, spływające wody nie mieszczą się w korytach rzek i potoków. Ludność Podkarpacia została szczególnie doświadczona nadmiarem wód, i w efekcie poniosła olbrzymie straty materialne. Na mapie politycznej, ta część kraju jest ostoją jednej opcji politycznej, partii rządzącej. Dziwi mnie fakt, że mieszkańcy tego rejonu z uporem nadal popierają tę partię, pomimo, że jej główne założenia programowe nie uwzględniają ich lokalnych spraw i zamiast budowania zbiorników retencyjnych, które zatrzymałyby nadmiar wód, wolą zaangażować miliardy złotych w przekop mierzei, co w żaden sposób nie wpłynie na poprawę ich życia i bezpieczeństwa. W tej sytuacji przypomniały mi się słowa z Księgi Izajasza zacytowane przez Pana Jezusa: „patrzą, a nie widzą, słuchają, a nie słyszą, i niczego nie pojmują” (Mat. 13:13).

Musimy jednak wrócić kilkaset lat do czasu, gdy Boży prorok ujrzał „Pana, który siedział na wysokim i wywyższonym tronie, a brzegi Jego szaty wypełniały świątynię” (Izaj. 6:1). Stojące tam sześcioskrzydłe serafiny wołały: „Święty, Święty, Święty, PAN Zastępów, cała ziemia jest pełna Jego chwały” (w. 3). Jednak najbardziej znanym wersetem z tego wydarzenia jest odpowiedź Izajasza „Oto ja, poślij mnie” (w. 8), gdy Pan go zapytał: „Kogo mam posłać, kto pójdzie?” (w. 8), do „ludu o nieczystych wargach” (w. 5). I chociaż to zawołanie najczęściej jest używane przez współczesnych kaznodziejów jako zachęta do pójścia z Dobrą Nowiną do zgubionych grzeszników, to w przypadku Izajasza wcale nie chodziło o to, aby zaniósł współczesnym mu ludziom jakąś dobrą wieść. Z kontekstu wynika, że Pan polecił swemu słudze aby zaniósł zupełnie inne poselstwo, które warto jest poznać w całości. A mianowicie Pan powiedział: „Idź i oznajmij temu ludowi: Słuchajcie pilnie, a nie rozumiejcie! Patrzcie uważnie, a nie poznawajcie! Uczyń nieczułym serce tego ludu, otępiałymi jego uszy, zasłoń jego oczy, aby oczyma nie widział ani uszami nie słyszał, ani sercem nie rozumiał, aby się nie nawrócił i nie został uzdrowiony!” (w. 9,10). Dość dziwne przesłanie, nieprawdaż?

Był to czas przygotowania narodu wybranego do poniesienia konsekwencji nieposłuszeństwa wobec Bożego Słowa i odstępstwa od prawdziwego Boga i zwrócenia się do bałwanów. Izraelici pogrążyli się w zupełnym bałwochwalstwie, oddawali cześć posągom, kłaniali się pogańskim bóstwom i rozgniewali Pana swoim nieposłuszeństwem. Dlatego Bóg postanowił posłać ich do niewoli babilońskiej, zamiast obdarzać ich błogosławieństwem, jakie im przecież obiecał.

Jak wiemy z historii, Izrael pomimo tej ciężkiej kary, na jaką zasłużyli, po powrocie do swojej ziemi, nadal nie szukali oblicza Pana. Dlatego Pan Jezus, gdy rozpoczął wypełniać Swoja misję odkupienia ludzi z niewoli grzechu, wzywał: „Nawróćcie się! Królestwo Niebios jest już blisko!” (Mat. 4:17). Chrystus przyszedł nie tylko do narodu wybranego, lecz do wszystkich ludzi na całej ziemi. Wypełniło się dzięki temu zapowiedziane przez proroka Izajasza słowo, że „Lud, który chodzi w ciemnościach, zobaczy wielką światłość, mieszkańcom mrocznej krainy śmierci rozbłysła światłość” (Izaj. 9:1). Wizja, jaką zobaczył Izajasz ukazuje odwieczny Boży plan, że „cała ziemia jest pełna Jego chwały” (Izaj. 6:3). Chrystus stał się zbawicielem całego świata, aby wszyscy ludzie mogli uwierzyć w Niego i wejść do Bożego Królestwa. Lecz do tego czasu Izrael nadal miał zamknięte oczy, aby nie widzieć tego, co widoczne jest tylko w blasku Bożej światłości.

Ważne znaczenie dla zrozumienia tej całej historii jest pewne nocne spotkanie przedstawiciela narodu Bożego z Synem Bożym, Jezusem Chrystusem. Nikodem, gdyż o niego tu chodzi, pod osłoną nocy złożył kurtuazyjną wizytę Nauczycielowi, który znając naturę człowieka, przeszedł od razu do sedna sprawy. Jezus powiedział wprost: „Zapewniam, zapewniam cię, jeśli się ktoś nie narodzi z góry, nie może ujrzeć Królestwa Boga” (Jan 3:3). Do dziś wszystkich ludzi na naszej planecie obowiązuje ten sam warunek ujrzenia Królestwa Bożego. Nie jest to program wymyślony przez przywódców jakiegoś kościoła, nawet ewangelicznego, lecz jest to jedyna droga wiodąca każdego człowieka do Boga.

Przejdźmy więc do współczesnej sytuacji. Nie ma znaczenia, czy ktoś należy do większości ludzi czy jest członkiem niewielkiej wspólnoty ludzi wierzących w Boga - jeśli nie narodził się z góry, „z wody i Ducha, nie może wejść do Królestwa Boga” (Jan 3:5) - kropka, koniec. Nie ma innej opcji, nawet jeśli około miliard ludzi na świecie uważa się za wierzących, bo zostali pokropieni wodą i jakiś kapłan wypowiedział sakramentalną formułkę. Bez narodzenia się na nowo, każdy pozostaje grzesznikiem, „nie mający ani nadziei, ani Boga na tym świecie” (Efez. 2:12). A to znaczy, że nawet jeśli ktoś ma oczy, to nie może widzieć tego, co Bóg czyni dla naszego zbawienia. Dlatego też, Pan Jezus wyraził się dość specyficznie - „Zostawcie ich! To ślepi przewodnicy. Jeżeli niewidomy prowadzi niewidomego, obaj wpadną do dołu” (Mat. 15:14).

Co to ma wspólnego z mieszkańcami terenów dotkniętych powodziami i wielkimi zniszczeniami materialnymi? Gdyby ludzie, którzy uważają siebie za wierzących, widzieli rzeczywisty obraz rzeczy, mogliby wyrazić swoją decyzję odnośnie sprawujących władzę, która o nich nie dba. To, że ktoś uważa się za wierzącego w Boga, to jeszcze nie znaczy, że tak jest na prawdę. Niestety, w naszym kraju mamy do czynienia z narodem niby chrześcijańskim, lecz jak widać, ten naród nic nie widzi.

W tych wyborach tak często słyszymy hasła, że tu chodzi o Polskę. Lecz jaką, jaka ma być ta nasza ziemska ojczyzna? Obawiam się tego, że tzw. rządząca większość chce powrotu do Polski przedwojennej, z kościołem katolickim, jako główną siłą decydującą o losie Polaków.

Niedawno znalazłem w rodzinnym archiwum dość ciekawy dokument. Jest to oficjalne zaświadczenie wydane mojemu ojcu w 1938 roku w celu „uzyskania zaświadczenia o zmianie wyznania”. W jednej z rubryk tego dokumentu widnieje wpis „Wyznanie Rz. Katol.” Mój ojciec pochodził z rodziny katolickiej, lecz jako młody człowiek usłyszał ewangelię, uwierzył w Pana Jezusa, czyli „narodził się z góry”. Ponieważ miał iść do wojska, do jednostki w Baranowiczach, to aby nie brać udziału w oficjalnych katolickich ceremoniach, mszach wojskowych i innych tradycyjnych zwyczajach, musiał udowodnić, że nie jest katolikiem.

Wiem, że wielu obecnie rządzących przejawia dążenia do podobnej Polski, w której porządny Polak, to jedynie katolik. Ta władza robi wszystko, aby zadowolić religijnych przywódców, dlatego ustanawia prawo pod dyktando katolickich hierarchów. Takiej Polski nie chcę i nie poprę kandydata, który demonstruje swoje poddanie kościołowi. Dziwię się przeto, że wielu ewangelicznie wierzących przejawia uległość wobec tych dążeń. Czy na prawdę chcą Polski katolickiej, w której przywileje będą dostępne jedynie wyznawcom jedynozbawczej organizacji religijnej?

Dziękuję Bogu za prawdziwą światłość, jaka przyszła na świat w Osobie Jezusa Chrystusa. W Nim mamy możliwość widzieć tak, jak jest na prawdę, gdyż jedynie w Bogu jest prawda. Dzięki temu mając oczy mogę widzieć poprawnie i nie ulegać ułudom jakiejkolwiek propagandy. Spełnia się w nas zapewnienie, że „Jeśli natomiast chodzimy w światłości, podobnie jak On jest w światłości, to trwamy we wspólnocie z sobą, a krew Jezusa, Jego Syna, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu” (1 Jan 1:7).

Henryk Hukisz