Wednesday, December 23, 2020

Trzy obrazy - jedna prawda

 

Jednym z największych planów, jakie zajmują główne miejsce w Bożym sercu, jest pragnienia przywrócenia więzi, jaka została zerwana, gdy pojawił się grzech. Biblia jest zapisem Bożego dążenia do odkupienia człowieka z przekleństwa grzechu. Zarówno Stary, jak i Nowy Testament zawierają mnóstwo obrazów wskazujących na to pragnienie. Apostoł Paweł, pisząc o Chrystusie, napisał, że „On jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia” (Kol. 1:15). Natomiast sam Chrystus, w rozmowie z uczniami, powiedział o sobie: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie” (Jan 14:6). Wówczas jeden z uczniów zapragnął zobaczyć Ojca - „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy” (w. 8). Odpowiedź Chrystusa - „Kto Mnie zobaczył, zobaczył Ojca” (w. 9), jest wskazówką dla nas wszystkich, a mianowicie, że jedynie w Chrystusie możemy zobaczyć prawdziwy obraz Boga.

Aby przybliżyć tę prawdę, spróbuję namalować trzy obrazy, nie pędzlem, czy pikselami, lecz słowami tego rozważania.

Jakiś czas temu chcieliśmy z żoną obejrzeć wieczorem jakiś film. Często korzystam z YouTube’a, oczywiście po dokładnej selekcji dostępnych obrazów. Zostaliśmy zachęceni tytułem „Amazing Love: The Story of Hosea”. Historia tego proroka została wpleciona w przygodę kilkuosobowej grupki nastolatków na kościelnym obozie pod namiotami. Osobiście zostałem poruszony sceną wykupienia przez Ozeasza swojej cudzołożnej żony Gomer „za piętnaście srebrników i za półtora chomera jęczmienia” (Oz. 3:2), gdy cena wywoławcza brzmiała „pół chomera” i nie było chętnego nabywcy.

Aby lepiej zrozumieć tę scenę, muszę wyjaśnić, że prorok Ozeasz otrzymał niezwykłe zadanie - „PAN powiedział do Ozeasza: Idź i weź sobie za żonę nierządnicę i miej dzieci nierządu, gdyż ten kraj z powodu nierządu wciąż odwraca się od PANA” (Oz. 1:2). Oczywiście był to dokładny obraz sytuacji, w jakiej znalazł się naród wybrany, gdyż nie stał wiernie przy Panu, lecz nieustannie popełniał duchowe cudzołóstwo. Bóg jednak, nazywając Izrael swoją małżonką, przekonywał o swojej nieustającej miłości. Ozeasz w imieniu Boga niestrudzenie wzywał: „Powróć, Izraelu, do PANA, swojego Boga, bo potknąłeś się z powodu swej winy! Weźcie ze sobą słowa i powróćcie do PANA! Mówcie do Niego: Odpuść całą winę, przyjmij dobro, a my wynagrodzimy owocem naszych warg” (Oz. 14:2).

Piękny obraz Bożej nieustającej, cudownej miłości do Swojego ludu. Obraz zapowiadający działanie, jakie miało doprowadzić do zupełnego wykupienia z niewoli grzechu. Inny prorok, działający w tym samym czasie, Micheasz wskazał dokładne miejsce, gdzie Bóg rozpocznie wypełniać swój wielki plan. Czytamy w jego księdze: „A Ty , Betlejem Efrata, choć jesteś najmniejsze wśród rodów Judy, z ciebie wyjdzie Ten, który będzie panował w Izraelu, a Jego pochodzenie od początku, od dni najdawniejszych” (Mich. 5:1).

Drugi obraz powstał w chwili, gdy usłyszałem pewną współczesną historię. W Stanach Zjednoczonych mieszka starsze małżeństwo, nazwijmy ich John i Lisa. Spędzili ze sobą kilkadziesiąt lat w harmonii i wzajemnej miłości. Byli ze sobą bardzo silnie związani, nigdy nic ich nie rozdzielało. Nastał czas pandemii i John zachorował i został umieszczony w domu dla osób starszych, gdzie zapewniono mu właściwą opiekę medyczną. Najgorsze było to, że w związku z pandemią, obowiązywał absolutny zakaz odwiedzin. Lisa szukała różnych możliwości, aby spędzić ze swoim ukochanym mężem chociażby niewielką chwilkę. Na nic wszelkie staranie - pandemia rozdzieliła ich na długi czas. Obydwoje wysychali z tęsknoty, gdyż nie było możliwości, aby mogli się zobaczyć.

Wówczas Lisa wpadła na pomysł, aby zatrudnić się w tym domu opieki jako pomoc w kuchni. Została przyjęta, rozpoczęła ciężką pracę przy sprzątaniu i myciu naczyń, lecz to co najważniejsze, mogła każdą wolną chwilkę spędzać u boku swojego ukochanego Johna.

Trzeci obraz, jak można łatwo się domyślić, wydarzył się około dwa tysiące lat temu w małym miasteczku koło Jerozolimy. Jak już wcześniej wspomniałem, Bóg podpowiedział czytelnikom Biblii, że należy zwrócić oczy na Betlejem, na to, co będzie tam się działo.

Ewangeliści Mateusz i Łukasz relacjonują nam te wydarzenia z pozycji obserwatorów w tamtym czasie. Oto w innym miasteczku, w Nazarecie „Maria, była zaślubiona Józefowi. Zanim zamieszkali razem, okazało się, że za sprawą Ducha Świętego spodziewa się Dziecka” (Mat. 1:18). Nic w tym znaczącego, gdyby nie wzmianka, że do dzieła przyłączył się Duch Święty, czyli sam Bóg, a „dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łuk. 1:37). Nie wydarzyło się ani przedtem, ani później, aby dziewica poczęła w swoim łonie nowego człowieka i go urodziła. Jak wiemy z opisu tych ewangelistów, tym narodzinom towarzyszyło mnóstwo niesamowitych okoliczności. Wszystkie wskazywały na to, że Bóg dokonuje czegoś wielkiego dla całej ludzkości. Zauważono to w późniejszych wiekach i postanowiono czas naszej historii liczyć na nowo, począwszy od tych narodzin.

Najważniejsza w tym wszystkim jest nie ta niezwykłość zdarzeń, lecz to, o czym napisał ewangelista Jan. Zwrócił on uwagę na fakt daleko większy niż cudowność tych narodzin i towarzyszące im zjawiska, jak gwiazda prowadząca mędrców z dalekiego wschodu, czy chóry aniołów ogłaszających chwałę Bożą. To, na co Jan zwraca uwagę, to fakt, że odwieczne Słowo, przez które „ wszystko się stało, a bez Niego nic się nie stało” (Jan 1:3), teraz „stało się ciałem i zamieszkało wśród nas pełne łaski i prawdy” (w. 14). Prawdziwa ewangelia, Dobra Nowina mówi nam wprost, że sam Bóg przyszedł do nas w postaci narodzonego Dzieciątka.

Spełniła się zapowiedź sprzed wielu wieków, że „narodziło się nam Dziecko, Syn został nam dany a na Jego barkach spoczęło panowanie. Nazwano Go imieniem: Cudowny Doradca, Bóg Mocny, Ojciec Odwieczny, Książę Pokoju, aby rozszerzyć Jego panowanie w pokoju bez końca,...” (Izaj. 9:5,6). W tym czasie nie narodził się wielki człowiek, charyzmatyczny przywódca, zdolny nauczyciel, doskonały wzór moralny. Prawda, jaka się stała to fakt, że Bóg w ciele człowieka przyjął postać sługi, aby mógł zamieszkać razem z grzesznym człowiekiem. Dlatego apostoł Paweł wyjaśnia, że Chrystus, „będąc w postaci Bożej, nie wykorzystał swojej równości z Bogiem, ale umniejszył samego siebie, gdyż przyjął postać sługi i stał się podobny do ludzi. A w tym, co zewnętrzne, dał się poznać jako człowiek i uniżył samego siebie, gdyż był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci na krzyżu” (Fil. 2:6-8).

Bóg, Logos, Słowo, Syn Boży, Emmanuel, Bóg pośród nas - to fakt, jaki mógł stać się jedynie dzięki działaniu wszechmocy Boga. Efektem tego działania jest możliwość stania się na nowo dzieckiem Bożym. Jan ujął to w swoim opisie ucieleśnienia odwiecznego Słowa dokładnie tak: „Tym zaś, którzy Je przyjęli, dało moc stania się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w Jego imię, którzy nie z krwi ani z woli ciała, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga zostali zrodzeni” (Jan 1:12,13). Proszę zwrócić uwagę na zaimek „Je (Słowo)”, a nie jak w większości polskojęzycznych przekładów „Go”. Aby stać się dzieckiem Bożym, musimy przyjąć Słowo, odwieczne Logos, samego Boga. Narodzony i później dojrzały Pomazaniec (Christos), jak pisze apostoł Paweł, „jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia” (Kol. 1:15).

To wszystko, co wydarzyło się tamtej nocy w Betlejem, jest jedynie obrazem prawdziwego dzieła Bożego, jakim jest przywrócenie społeczności z Ojcem. Dlatego Chrystus, w znanej nam rozmowie z Nikodemem wyjaśniał, że możliwość zobaczenia Królestwa Bożego dana jest jedynie tym, którzy narodzili się z góry, skąd przyszedł Pan Jezus (Jan 3:7).

Niestety, to co najczęściej dziś oglądamy, to cześć i uwielbienie okazywane obrazowi, jaki ludzie zobaczyli w Betlejem. Łatwo jest wspólnie z całym grzesznym światem śpiewać kolędy, łamać się opłatkiem, czytać fragmenty ewangelii aby świętować narodziny Dzieciątka. Musimy pamiętać, że celem przyjścia Syna Bożego jest coś dużo większego niż wspólne śpiewy. Bóg pragnie objawić swoją pełnię w tych, którzy przyjęli Jego wszechmocne Słowo. Paweł, pisząc o obrazie Boga niewidzialnego jaki został nam ukazany w Synu Człowieczym, wskazuje na efekt tego przyjęcia - „W Nim bowiem mieszka cieleśnie cała pełnia boskości i w Nim macie pełnię” (Kol. 2:9,10).

Trzy różne obrazy ukazują jedną prawdę, że jedynie Bóg, który zstąpił na ziemię, może dokonać takiej przemiany w naszym życiu, aby spełniło się to, co apostoł Paweł wyraził w retorycznym pytaniu: „Czy nie wiecie, że wasze ciało jest świątynią obecnego w was Ducha Świętego, którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Zostaliście bowiem nabyci za wielką cenę. Chwalcie więc Boga w waszym ciele” (1 Kor. 6:19,20).

Pamiętajmy o cenie, jaką On zapłacił, aby teraz Ojciec, Syn Boży i Duch Święty mogli zamieszkać w odkupionym przez krew Baranka sercu.

Henryk Hukisz

 P.S. Film o Ozeaszu (wersja angielska) znajdziesz tutaj - https://www.youtube.com/watch?v=A7wHoafxLUY 

 

Thursday, December 10, 2020

Służebnica Pańska

Jedyny sprawiedliwy podział ludzkości, to podział na mężczyzn i kobiety. Tak zostaliśmy stworzeni, i tak pozostanie do końca naszej ziemskiej egzystencji. Później, jak powiedział Ten, który przyszedł z góry, będziemy jak aniołowie w niebie” (Mat. 22:30), nie będziemy ani się żenić, ani za mąż wychodzić. Póki co, obowiązuje nas Boży porządek i podporządkowanie się temu podziałowi.

Bóg, nasz Ojciec przydziela ludziom role zgodnie ze Swoim planem - mężczyznom, do jakich ich stworzył i podobnie z kobietami, spełniają te, do jakich zostały stworzone. On wie do czego najlepiej się nadajemy, gdyż w tym celu nas stworzył i odpowiednio obdarował. Jeśli temu się poddamy, to wszystko będzie przebiegać pomyślnie, a dokładnie mówiąc, zgodnie z Bożym zamysłem.

Jeszcze jedna uwaga, o której musimy ciągle pamiętać. Diabeł, Boży przeciwnik, ojciec kłamstwa i morderca ludzi wie o tym i dlatego od samego początku próbuje ten podział niszczyć. Gdy w ogrodzie Eden Bóg wyznaczył Adamowi granice posłuszeństwa, aby nie jadł owocu z zakazanego drzewa, wówczas kusiciel „zwrócił się do kobiety: Czy naprawdę Bóg powiedział: Nie będziecie jedli owoców ze wszystkich drzew ogrodu?” (Rodz. 3:1). Do dziś możemy jedynie zgadywać, jak wyglądałaby historia ludzkości, gdyby wówczas kobieta zachowała wyznaczoną jej rolę „odpowiedniej dla mężczyzny pomocy” (Rodz. 2:20). Myślę, że apostoł Paweł miał to na uwadze, gdy ostrzegał wierzących w zborze korynckim: „Lękam się jednak, żeby, tak jak w swojej przebiegłości wąż zwiódł Ewę, tak i wasze umysły nie zostały przypadkiem odwiedzione od prostoty i czystości wobec Chrystusa” (2 Kor. 11:3).

To mam również na uwadze, gdy obecnie słyszę i czytam różne wypowiedzi na temat zniwelowania tego podziału w kościołach. Opierając się bowiem na współczesnej filozofii tego świata, idąc za „falami i powiewem wiatru jakiejkolwiek nauki, którą chytrze posługują się ludzie” (Efez. 4:14), wprowadza się zmiany odnośnie powołań do służby w Bożym Kościele. Zwolennicy tych zmian przyjmują fałszywe tezy, że kobiety w dawnych czasach były niedokształcone i mogły jedynie posługiwać mężczyznom. Dziś natomiast, dzięki lepszemu wykształceniu i obdarowaniu, mogą już wykonywać zadania, do jakich przez wieki Bóg powoływał z reguły mężczyzn. Mam na uwadze Kościół, który od początku budowany jest na Bożych zasadach.

Dlaczego piszę o tym w czasie gdy większość z nas myślami jest w Nazarecie, na polach betlejemskich, i razem z Józefem i Marią przeżywa tamte wielkie chwile? Właśnie dlatego, że w tych wydarzeniach widzimy wyraźnie, jak Bóg powołuje Swoich sług do spełnienia zadań, jakie jedynie oni mogli wykonać, ze względu na to, jakimi zostali stworzeni.

Wpierw na scenie pojawiają się - mężczyzna Zachariasz i kobieta Elżbieta. Bóg objawia przez anioła swój plan, że ta kobieta, pomimo bezdzietności, urodzi syna, który będzie „prorokiem Najwyższego, bo będzie poprzedzać Pana, torując Mu drogi” (Łuk. 1:76). Bóg rozmawia z Zachariaszem, gdyż jest głową swojej żony. Dlaczego anioł nie udał się bezpośrednio do Elżbiety, skoro jedynie ona mogła tego dokonać? Jak widzimy, Bóg szanuje porządek jaki ustanowił i każdy spełnia swoją rolę - mężczyzna, jako odpowiedzialny przed Stwórcą przywódca rodziny i kobieta, jako odpowiednia dla męża pomoc. Kościół Jezusa Chrystusa zachowuje ten porządek, o czym wyraźnie pisał Paweł: „Chciałbym jednak, abyście wiedzieli, że głową każdego mężczyzny jest Chrystus. Mężczyzna zaś jest głową kobiety, a głową Chrystusa – Bóg” (1 Kor. 11:3).

Później pojawia się Maria, również kobieta, a dokładnie jeszcze dziewica. Anioł Gabriel, ten sam, który w pierwszym przypadku rozmawiał z mężem żony, która miała urodzić, teraz spotyka się z Marią. Dlaczego? Bo Józef nie był jeszcze jej mężem, nie spełniał roli głowy żony, aby uczestniczyć w tym spotkaniu. Ewangelista Mateusz podaje dokładnie, że to działo się „zanim zamieszkali razem” (Mat. 1:18), gdyż byli jedynie zaślubieni, czyli zaręczeni, jak to ujmujemy dziś. Dopiero, gdy pojawiła się kwestia zachowania złożonej obietnicy ożenku, bo „Józef, jako człowiek sprawiedliwy, nie chciał narazić jej na zniesławienie i zamierzał oddalić ją potajemnie” (w. 19), anioł rozmawiał z mężczyzną i wyjaśnił mu, dlaczego jego narzeczona będzie miała dziecko i jakie.

Dalej widzimy znów dwie kobiety, Elżbietę i Marię, jak wypełniają powierzone im role w tym doniosłym wydarzeniu. Do nich należy główne zadanie, aby na nasz świat mógł przyjść Zbawiciel wszystkich grzeszników. Nikt nie powie, że kiedyś kobiety były odsunięte na margines zdarzeń biblijnych, jak to niedawno ktoś argumentował i udowadniał, że dotychczas kobiety były jedynie niewolnicami i dopiero teraz mogą spełniać się w dotychczas zakazanych dziedzinach. Myślę, że mogę przytoczyć tu słowa Pana Jezusa - „Błądzicie, bo nie znacie Pism ani mocy Boga” (Mat. 22;29).

Dziękuję Bogu, że w Jego Królestwie, odpowiednio do tego jak zostaliśmy stworzeni, Bóg powołuje zarówno mężczyzn jak i kobiety. Stwórca zna doskonale różnice pomiędzy nami i On wie, że jedynie kobieta może wydać na świat nowego człowieka. Paweł, najlepszy biblijny teolog i wykładowca Bożych tajemnic wyjaśnia, że tak się dzieje od początku. Dlatego tłumaczy na czym polega porządek stworzenia człowieka - „pierwszy bowiem został stworzony Adam, potem Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta pogrążyła się w grzechu” (1 Tym. 2:13,14). Myślę, że Paweł miał właśnie to na uwadze, że zgodnie z Bożym planem odkupienia ludzi z grzechu, jedynie kobieta mogła wykonać to zadanie, aby Syn Boży mógł stać się Człowiekiem. Zauważmy, że dopiero po spełnieniu roli, do jakiej została stworzona, Adam nazwał swoją żonę imieniem Ewa, „ponieważ stała się matką wszystkich żyjących” (Rodz. 3:20). Bycie matką to jedno z najważniejszych zadań, jakie Bóg powierza człowiekowi. Może je spełnić jedynie kobieta. Cóż za wyróżnienie!

Maria, gdy usłyszała do jakiego zadania została powołana przez samego Boga, odrzekła: „Oto ja służebnica Pana, niech mi się stanie według Twego słowa” (Łuk. 1:38). Nic więcej nie możemy uczynić w Bożym Królestwie, jak tylko zgodzić się z wyborem, którego On sam dokonuje zgodnie z tym, jak nas stworzył. On wie najlepiej do czego się nadajemy i tylko wtedy gdy przyjmiemy postawę sługi, będziemy mogli Go właściwie uczcić. W Kościele jest wystarczająco dużo miejsca aby służyć Bogu, zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet, nie koniecznie rodzeniem dzieci, tak dla jasności. Tylko, czy będziemy wystarczająco pokorni, aby przyjąć Boże powołanie do wykonania tego, co On sam dla nas wyznaczy?

Tak na marginesie tego rozważania, chcę przypomnieć jeszcze jedną sytuację z tamtych czasów. Mateusz opisuje wizytę mędrców ze wschodu. A dokładnie, to byli magowie, ówcześni uczeni i znawcy historii i proroctw, badacze położenia gwiazd i galaktyk. Co by było - ktoś zapytał - gdyby to nie mężczyźni przybyli, aby złożyć dary narodzonemu Królowi? Myślę - odpowiedział, że gdyby to były kobiety, to zamiast bezsensownych według nich darów, przyniosłyby pieluszki, trochę pokarmu dla niemowlęcia i posprzątały tę stajnię, bo tam na prawdę cuchnęło jak w chlewie.

Całe szczęście, że Boże wydarzenia dzieją się według Bożego planu i zamierzenia, dlatego możemy być spokojni o nasze zbawienie. Jeśli chodzi o dostępność zbawienia, to, jak napisał Paweł; Nie ma już Żyda ani Greka, nie ma niewolnika ani wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety. Wszyscy bowiem stanowicie jedność w Chrystusie Jezusie” (Gal. 3:28). Nikt nie zostaje zbawiony przez to co robi, nawet jeśli robi dokładnie to, co mu wyznaczył Bóg.

Henryk Hukisz

Thursday, November 26, 2020

Strefa komfortu

Postanowiłem znów napisać o kościele, który buduje sam Pan Jezus, zgodnie z zapowiedzią: zbuduję Mój Kościół, a potęga śmierci go nie zwycięży” (Mat. 16:18).

Od samego początku, czyli od momentu napełnienia serc uczniów Pańskich mocą Ducha Świętego, Kościół stawia opór potędze śmierci. Można więc powiedzieć wprost, że jest to walka na śmierć i życie. Walka, z której zawsze zwycięsko wychodzi życie. Kościół zawsze ją wygrywa, gdyż działa zgodnie z wyznaczonymi z góry regułami. Dlatego warto jest obserwować Głowę Kościoła, Pana Jezusa Chrystusa, który przyszedł do nas z nieba, aby stanąć w szranki z diabłem i wszelkimi mocami ciemności. 

Gdy Jezus znalazł się w Galilei „i głosił Dobrą Nowinę Boga, mówił: Nadszedł czas, Królestwo Boga jest już blisko, nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mar. 1:14,15). Potem, „wezwał do siebie dwunastu swoich uczniów i dał im moc nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i uzdrawiali z wszystkich chorób i wszelkich dolegliwości” (Mat. 10:1). Nie chodziło wówczas o stworzenie jakiejś szkółki, klubu, stowarzyszenia wzajemnej adoracji, lecz armię wojowników o wiarę i kontynuowanie Bożego planu zbawienia ludzi. Pierwsi uczniowie, zanim zorientowali się jakiego rodzaju zadanie zostało im wyznaczone, usłyszeli z ust Mistrza, jakie życie ich czeka. Jezus powiedział im bez ogródek: „Oto Ja posyłam was jak owce między wilki” (Mat. 10:10). Dlatego, gdy Pan zostawił ich samych, gorliwie czekali na obiecaną moc Ducha Świętego, aby nie bać się wilków. Szczególny rodzaj tych drapieżników zapowiadał również apostoł Paweł, przygotowując starszyznę zboru efeskiego do walki o Kościół: „Wiem, że po moim odejściu wejdą między was drapieżne wilki, które nie oszczędzą trzody” (Dz.Ap. 20:29).

Apostoł Paweł, chociaż wychowany w komforcie nadziei Izraela, to jednak, gdy poszedł za Chrystusem, zgodził się na taki rodzaj życia, jakie wynikało z racji naśladowania znienawidzonego przez Żydów Mesjasza. Dał później temu świadectwo, służąc w Kościele jako sługa ewangelii, a nawet jako „δουλοι χριστου” to znaczy „niewolnik Chrystusa”. Pisał między innymi tak: „Trzy razy sieczono mnie rózgami, raz kamienowano, trzykrotnie byłem rozbitkiem, całą dobę spędziłem na głębokim morzu. Byłem w licznych podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu” (2 Kor. 11:25,26). Czytelnicy listów tego sługi Bożego znają również inne opisy wyrzeczenia, poświęcenia i cierpienia dla Chrystusa, jakich doświadczał.

Niedawno usłyszałem wypowiedź jednego z współczesnych liderów, że „kościół jest w drodze”, to znaczy, że dostosowuje się do aktualnej kultury i zwyczajów. Skoro obecnie panuje tendencja likwidowania różnic pomiędzy mężczyznami i kobietami, o co walczą feministki tego świata, to kościół musi również odejść od starodawnej kultury traktowania kobiet, które według jego zrozumienia Biblii, były jedynie niewolnicami. Naucza się więc współcześnie, że kościoły muszą przyjmować inne postawy niż te, o jakich czytamy w Biblii. Chodzi głównie o to, aby ludzie czuli się w kościele komfortowo, aby śpiewali wesołe piosenki i nie byli do niczego zobowiązani. Bo przecież Bóg jest miłością.

Gdy jeszcze mieszkałem w Stanach, przeczytałem w internecie zaproszenie jednego z błyskawicznie rozwijających się tam kościołów. Znalazłem w nim taką zachętę: „Z radością przedstawiamy ci coś, co jest pełne realnych ludzi, żyjących w realnym świecie, służących realnemu Bogu ... coś, co jest właściwe w celu zrozumienia i skierowania potrzeb naszej kultury bez poświęcania na to mocy Bożej.” Kilka zdań dalej dodano„Wierzymy, że kościół powinien być przyjemnym doświadczeniem, dlatego stworzyliśmy zwyczajne i komfortowe warunki, abyś mógł wziąć kubek kawy Starbucks, zrelaksować się i być sobą.” Nic więc dziwnego, że w krótkim czasie ten kościół, liczący kilkadziesiąt członków, powiększył się do pięciu tysięcy.

Jednak, historia rozwoju Kościoła w pierwszym wieku przedstawia nam zupełnie inny obraz. Apostoł Paweł i Barnaba, wracając z pierwszej podróży misyjnej, zatrzymywali się w powstałych już zborach, i tych którzy uwierzyli nie zapraszali na filiżankę kawy, lecz umacniali dusze uczniów, zachęcali do wytrwania w wierze, bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do Królestwa Boga (Dz.Ap. 14:22). Dziś natomiast zaprasza się ludzi do społeczności wierzących, kusząc kawałkiem ciastka i dobrą kawą, niekoniecznie ze Starbucks'a.

Pan Jezus mówił do tych, którzy uwierzą w Niego i wejdą w Jego ślady - będziecie znienawidzeni przez wszystkich ze względu na Moje imię” (Mat. 10:22).  Chrystus nie tylko zapowiedział, jak świat będzie traktować Jego uczniów, lecz On sam doznał odrzucenia i nienawiści, zapewniając swoich – Jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że Mnie wcześniej znienawidził (Jan 15:18)

A jak jest dziś? Czy czasami wielu przywódców kościołów nie przekształca swoich wspólnot w strefy komfortu, aby zapewnić ludziom dobre samopoczucie? Posłużę się przykładem. Przeczytałem niedawno wpis pewnego pastora na FB, który swoje krótkie przemyślenie nad poszukiwaniem skutecznej metody budowania kościoła, stwierdził„A mówiąc całkiem odważnie, nie interesuje mnie budowanie Kościoła metodami z I w. n.e.! Taka społeczność byłaby hermetyczna i niezrozumiała dla ludzi poza nią” (?). Nic dodać, nic ująć - obecnie należy budować kościoły na miarę XXI wieku, wyposażone w wygodne fotele, ze świeżą kawą i dobrą muzyką w tle.

Uważam, że Kościół nie może zmieniać ani szukać innej metody budowania, gdyż przestanie być Ciałem Chrystusowym, a stanie się jedynie ludzką organizacją dobroczynną, lub klubem wzajemnego uprzyjemniania sobie życia. Oczywiście, zmieniają się techniki zwiastowania, gdyż należy wykorzystywać wszelkie dostępne środki przekazywania poselstwa, jak internet, radio, telewizja, drukowanie materiałów itp. Ale to jest zupełnie inna kwestia, niż trzymanie się biblijnych zasad budowania społeczności wierzących, którzy jak żywe kamienie, są budowani jako dom duchowy dla świętego kapłaństwa, aby przez Jezusa Chrystusa składać duchowe ofiary przyjemne Bogu” (1 Ptr. 2:5). Zwróćmy uwagę na to, kto doznaje przyjemności - osoby tworzące Kościół, czy Bóg? Osoby, które uwierzą, zostają poddawane „obróbce” Ducha Świętego, która nie zawsze daje odczucie przyjemności

Przeczytałem kiedyś aforyzm, który dobrze ilustruje mój temat – „Bóg umieścił kościół w świecie, lecz diabeł stara się umieścić  świat w kościele”. Jest w tym wiele prawdy, diabeł będzie robić wszystko, aby wprowadzić świat do kościołów. Z pewnością, będzie więcej chętnych aby przyjść do wygodnego kościoła, aby w dobrym i wesołym towarzystwie wypić darmową kawę, niekoniecznie dobrej marki. Ale czy taka wspólnota będzie nadal Kościołem?

A teraz dla tych czytelników, którzy wytrwali do tego momentu. Kilka słów o naturze „strefy komfortu”, w jaką zamienia się współczesne kościoły. Strefa komfortu to świat w którym doznaje się pozornego uspokojenia, to miejsce w którym wszystko jest uporządkowane i nikogo nie zachęca się do pójścia dalej, do opuszczenia tej przestrzeni, gdyż grozić będzie odczucie niepewności, czyli utrata komfortu. Poczucie komfortu to stan, jaki osiągnęli ludzie, których  praktycznie nic nie może zaskoczyć, kiedy mogą robić to samo w kółko na okrągło. Wszystko jest znajome, powtarzalne, mają opracowaną odpowiedź i reakcję na każdą znaną już im sytuację. Takie postępowanie w założeniu minimalizuje ryzyko, a także tworzy środowisko bez stresu. Kiedy czerpiesz korzyści z robienia rzeczy, które sprawiają, że czujesz się szczęśliwy i mniej zainteresowany, dlaczego powinieneś zatem dążyć do zmian i naruszenia tej równowagi? (net). Brzmi znajomo, nieprawdaż, gdy ogląda się video na YT z niektórych komfortowych kościołów.

O takim kościele mówił Pan Jezus, gdy dyktował listy do siedmiu zborów w czasach ostatecznych. Pan Kościoła, który doskonale znał stan każdego z nich, kazał napisać do zboru w Sardes: Znam twoje czyny – masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły” (Obj. 3:1). Jedna z definicje „strefy komfortu” mówi, że jest to piękne miejsce, ale nic tam nie rośnie.

Diabeł w prawdzie przychodzi do kościołów w szacie "anioła światłości", lecz nie jesteśmy bowiem nieświadomi jego knowań (2 Kor. 2:11). Pisze o tym dlatego, aby tych, którzy mają nadzieję życia wiecznego, zachęcać do wytrwania w wierze, "która raz na zawsze została przekazana świętym." (Juda 4), za wszelką cenę. 

Henryk Hukisz

Saturday, November 21, 2020

Potrzebujemy Pana

Pomimo, że dzisiaj nie śpiewa się już pieśni ze „Śpiewnika Pielgrzyma”, to nadal pamiętam wiele numerów, pod którymi znajdują się moje ulubione teksty, śpiewane kiedyś podczas nabożeństw. Jedna z takich pieśni znajduje się pod numerem 320 i nadal jest moją ulubioną, gdyż zaczyna się od słów: „Ach, potrzebuję Cię...”.

Przypuszczam, że dzisiaj większość młodego pokolenia, nie zna już tych wspaniałych treści, jakie kiedyś śpiewano. Dlatego pozwólcie, że przypomnę chociaż kilka strof.

Ach potrzebuję Cię, Łaskawy Panie mój

Twe imię skałą mą, W nim jest pociechy zdrój!

O Panie drogi Panie, Potrzebuję Ciebie

Ja muszę mieć Cię zawsze, Błogosław mi!

Ach potrzebuję Cię, O Jezu, przy mnie stój

Bym został wiernym Ci, Przez cały życia bój! 

Obawiam się, że te słowa, pomimo najnowszych aranżacji i zmian stylu i melodii wykonywania tej pieśni, nie cieszą się powodzeniem wśród współczesnych chrześcijan. A to dlatego, że obecnie kładzie się raczej nacisk na poleganie na sobie samym, a nie na pokornym proszeniu o pomoc. Zwracanie się o nią, szczególnie  w miejscach publicznych, traktowane jest jako przejaw słabości. Obecnie głosi się hasła chrześcijaństwa „maczo”, propaguje się „power” i samorealizację w zdobywaniu zaszczytnych celów, jakie wyznaczają fachowi doradcy (coach'e) od osiągania sukcesów w życiu.

Często, gdy czytam lub słucham zwiastowania podczas współczesnych zgromadzeń, odbieram wrażenie, że Bóg nie jest już nam potrzebny. Przecież sami tak wiele potrafimy - przekonują swoich słuchaczy mówcy motywacyjni - mamy do dyspozycji najnowsze osiągnięcia techniki i poradnictwa psychologów, tak że starodawne metody rozwiązywania problemów na kolanach w komorze modlitewnej, są już nie „na topie”. Lepiej jest zatrudnić na etacie zborowym utytułowanego psychologa, niż sprowadzać ludzi do poczucia niezaradności, mówiąc im, że potrzebują jakiejś pomocy z góry, gdyż sami sobie nie poradzą.

Obecnie, gdy nasze serca ogarniają lęki spowodowane przyrostem zakażeń niewidzialnego wirusa, a liczba dziennych zgonów niebezpiecznie rośnie, coraz bardziej uświadamiamy sobie naszą bezsilność. Szukamy pokrzepienia, potrzebujemy jakiegoś zapewnienia, że nam nic nie grozi. Przeglądamy strony w internecie, studiujemy statystyki, obserwujemy przebieg pandemii w innych krajach. Czy w sytuacji, gdy nie możemy liczyć na ludzką pomoc, nie oznacza, że przydałaby się jakaś niezawodna nadzieja, że potrzebujemy Kogoś, kto jest spoza tego skażonego świata? 

Może właśnie dlatego Bóg dopuścił do rozszerzenia tego zagrożenia dla naszego życia i zdrowia aż do takiego stopnia, abyśmy wreszcie zrozumieli, że Go potrzebujemy. Pan Jezus, gdy przyszedł na nasz "ziemski padół" obalił wszelkie mity naszych własnych możliwości i powiedział wprost: "bo beze Mnie nic nie możecie uczynić" (Jan. 15:5). Lecz diabeł nadal poddaje w wątpliwość tę prawdę, wmawiając nam nasze ludzkie programy naprawy beznadziejności. 

Dlatego, jeśli chcemy uznać za prawdziwe słowa Chrystusa, który powiedział, że „na świecie będziecie mieć ucisk, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (Jan 16:33), musimy zdać się całkowicie na Jego pomoc. Przecież On również powiedział: „oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do końca świata” (Mat. 28:20). Czyżby Chrystus, jako Dobry Pasterz,  nie miał mocy, aby ochronić Swoje owieczki? Myślę, że powinniśmy poważnie uznać Jego obietnicę: „Mój Ojciec, który Mi je dał, jest większy od wszystkich i nikt nie może wyrwać ich z Jego ręki” (Jan 10:29). Na tym polega błogosławieństwo przynależności do Jego owczarni. 

On również powiedział, „ponieważ jednak ze świata nie jesteście, bo Ja was wybrałem ze świata, dlatego świat was nienawidzi” (Jan 15:19). A to znaczy, że nasza postawa wobec tego, co dzieje się w tym świecie, różni się zasadniczo od tego, jak na to reagują obywatele tego świata. Ten świat ma do swojej dyspozycji tylko to, co sam stworzył. Dlatego ludzie, którzy nie mają żywej relacji z Bogiem, są przelęknieni, gdyż nie są pewni, czy potrafią sami się obronić przed grożącą im zarazą.

Natomiast Boże dzieci, chociaż spotykają się z takim samym niebezpieczeństwem, mają zupełnie inne spojrzenie na nie, gdyż mają Boga po swojej stronie. I tutaj pojawia się potrzeba zwrócenia się do Boga w modlitwie, by prosić Go o pomoc. Biblia jest pełna świadectw ludzi, którzy znajdowali się w ogromnych niebezpieczeństwach, lecz gdy wołali do Boga o pomoc, On ich nie opuścił. Józef, Jozue, Dawid, Daniel, trzej mężowie wrzuceni do pieca, i setki innych osób, świadczą nam dziś, że warto prosić Pana o pomoc. Dawid zapewnia nas słowami: Bogu, którego słowo wielbię, Bogu ufam, nie będę się lękał – co może zrobić mi człowiek? (...) Wiem, że Bóg jest ze mną!” (Ps. 56:5,10).

Ci bohaterowie wiary stanowią dla nas dzisiaj ogromny obłok świadków, zachęcających nas do wytrwania w biegu za Chrystusem. Oni uczą nas również modlitwy, ponieważ, jak powiedział Syn Boży - Czy Bóg nie obroni swoich wybranych, którzy wołają do Niego dniem i nocą? Czy będzie długo zwlekał? (Łuk. 18:7).

Sytuacja, jaką obecnie wszyscy przechodzimy uzmysławia nam realia tego świata, z jakimi powinniśmy liczyć się codziennie. Niestety, zamiast tego, próbuje się nam wmawiać, że najważniejszy jest śpiew wielbiący Boga, a nie wołanie o pomoc. Może dlatego nie mamy wielu skutecznych odpowiedzi na modlitwy, bo nie prosimy, jak napisał apostoł Jakub: "Nie macie, ponieważ nie prosicie" (Jak. 4:2). Modlitwa, to przede wszystkim wołanie do Boga, to przyznanie się, że Go potrzebujemy, jak mówią kolejne słowa wspomnianej pieśni: 

Ach potrzebuję Cię, W dniach dobrych jak i w złych

Tyś słońcem tarczą mą, Na wszystkich drogach mych 

O Panie drogi Panie, Potrzebuję Ciebie

Ja muszę mieć Cię zawsze, Błogosław mi!

 Oczywiście nie nakłaniam nikogo do łamania ogłaszanych przez władze różnych restrykcji, zakazów i ograniczeń związanych z pandemią. One mają wyhamować rozszerzanie się zarazy, podobnie jak czerwone światło i szlabany na przejeździe przez tory kolejowe chronią nas przed kolizją z pociągiem. Chodzi mi o to, że zamiast liczenia wyłącznie na siebie, byśmy byli gotowi zdać się na starodawną metodę stosowaną przez największych mężów Bożych - na modlitewne zawołanie: „Ach potrzebuję Cię, Łaskawy Panie mój!”

Pamiętajmy też o zapewnieniu, jakie znajdujemy w Biblii: „Bóg sprzeciwia się pysznym, pokornym zaś daje łaskę(Jak. 4:6).

Henryk Hukisz

Tuesday, November 17, 2020

Zhakowana Biblia

Z komputera korzystam codziennie. Trudno jest dziś nawet wyobrazić sobie życie bez komputera, który został pomniejszony do wymiarów naręcznego zegarka. Nie mówiąc już o smartfonie, który wyparł z użycia zwykły telefon. Najprostszy smartfon, jakim posługują się już dzieci, wielokrotnie przerasta możliwości obliczeniowe pokładowego komputera z pokładu statku kosmicznego Apollo 11, jaki wylądował na księżycu.

Nie trzeba było długo czekać, aby drukowane słowo Boga w Biblii zostało zamienione w ciąg impulsów zero-jedynkowych, tak aby umieścic ją w postaci pliku zapisanego na dysku komputera. Zaczęło się od książek, takich jak słowniki Biblijne, komentarze i inne drukowane pomoce, które przeniesiono do techniki cyfrowej. Z elektroniką jestem dość dobrze obeznany, gdyż już pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku pracowałem w serwisie polskiego mikrokomputera Elwro 500 (wielkości sporego biurka). Obecnie codziennie korzystam z dobrodziejstw PC-ta na moim biurku podczas studiowania mojej drukowanej Biblii. Nie minęło wiele lat, gdy ta Boża księga została ”zdygitalizowana” jako jeden z wielu programów na naszych PC-tach, laptopach, czy teraz prawie każdym smartfonie w formie appki.

Przyznam szczerze, że pomimo częstego korzystania z komputerowej Biblii, nadal bardziej cenię tę starodawną, drukowaną, podniszczoną już wielokrotnym wertowaniem, gdyż łatwiej jest mi odnaleźć zazaczony w niej kiedyś werset. Dobrze rozumiem starszego ode mnie brata w Chrystusie, który zwrócił mi uwagę podczas studium biblijnego, gdy korzystałem z laptopa i przygotowanej prezentacji w Power Point, że „natchnienie Ducha znajduje się jedynie w drukowanych wyrazach, a nie w klawiszach komputera”. Przyznaję teraz, że chociaż natchniona jest treść Biblii, to w tej uwadze była zawarta jakaś racja.

Dziś gdy widzę mówców (celowo nie używam słowa „kaznodziejów”), posługujących się smartfonową Biblią, zamiast zwykłej drukowanej, jakoś coś mi nie pasuje. Nie wiem jeszcze dokładnie co, ale wiem, że nie przystoi dla poszanowania Słowa Bożego, jakie jest do nas kierowane przez Autora Biblii. Myślę, że jest wiele powodów, aby pozostać przy tradycyjnej Księdze, nawet, jeśli wygodniejsze jest „kliknięcie” w werset, zamiast odszukania go, wertując kartki.

Słowo zapisane na papierze nie znika, jak dzieje sie to z wyrazem na ekraniku smartfona. Nie ucieka gdzieś w nieznaną przestrzeń, po wygaśnięciu ekranu. Werset odczytany z Biblii drukowanej, pozostaje na stałe na tym samym miejscu. Zdecydowana większość czytelników posługuje się pamięcią wzrokową i łatwiej jest znów do treści tego wiersza wrócić. Jestem przekonany, że każdy z nas, z dużo większą łatwością odnajdzie werset, którego miejsce na stronie Biblii zapamiętał wcześniej. Ta funkcja jest szczególnie przydatna podczas zwiastowania Słowa Bożego. Znam to z autopsji. Poza tym, trzymanie w ręku Księgi podczas kazania, dodaje pewności, że jest się zwiastunem Bożej mądrości, mocy i miłości, zapisanych literami wyrazów. Uniesienie w górę Biblii przy słowach Tak mówi Pan, odbierane jest przez sluchaczy zupełnie inaczej, niż machnięcie smartfonem.

Przykład poszanowania okazywanego Biblii idzie z góry, czyli od kaznodziei, mówcy lub ewangelisty. Słuchacze będą również posługiwać się takim samym zapisem Bożego Słowa. Niestety, obserwuję narastający zwyczaj odchodzenia w wielu kościołach od Biblii drukowanej. Gdy widzę, szczególnie młodych uczestników nabożeństw ze smartfonami w rękach, mam wątpliwości, co znajduje się na ich ekranach, gdy słuchają kazania. Szkoda, że u nas nie przyjął się zwyczaj, jaki jeszcze istnieje w wielu zborach w Ameryce (a z taką łatwością naśladujemy inne amerykańskie zwyczaje), polegającym na słuchaniu Słowa Bożego w postawie stojącej. Kaznodzieja prosi o powstanie jako wyraz szacunku do czytanego Słowa. Lecz jeśli kaznodzieja czyta jakiś werset, trzymając w ręce maleńki ekranik, a najczęściej drugą rękę trzyma w kieszeni spodni, to mówiąc, szczerze, nie ma do czego powstawać.

Chcę zwrócić uwagę na inne zagrożenie dla naszej Biblii, jakie istnieje po przeniesieniu jej do pamięci komputera. Większość tych urządzeń jest na stałe połączona z internetem, a przynajmniej nasze smartfony. Musimy pamiętać, że Słowo Boże ma wroga, diabła, który drży, gdy to Słowo jest wymawiane. Gdy Chrystus był kuszony na pustyni, na słowa: „Jest napisane: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga” (Mat. 4:4), kusiciel musiał ustąpić,

Bóg stworzył świat i wszystko, co go wypełnia mocą Słowa. Słowo stało się ciałem - Boży Syn zstąpił na ziemię, aby nas zbawić. Bóg nadal działa posyłając Swoje Słowo. Bóg powiedział przez proroka Izajasza: „tak będzie ze słowem, które wychodzi z Moich ust, nie wraca do Mnie bezowocnie, zanim nie wykona tego, co chciałem, i nie osiągnie celu, w jakim je posłałem” (Izaj. 55:11). Dlatego Boży przeciwnik przekręca, zmienia, poddaje w wątpliwość to, co Bóg powiedział. Tak było w raju, gdy kusiciel przystąpił do Ewy mówiąc: „Czy naprawdę Bóg powiedział” (Rodz. 3:1). Jego metody niszczenia Bożego Słowa nie zmieniają się. On nadal szuka sposobności aby odwieść ludzi od posłuszeństwa wobec tego, co Bóg powiedział. Paweł zastanawiał się już na początku ery Kościoła, pisząc do Koryntian - „Lękam się jednak, żeby, tak jak w swojej przebiegłości wąż zwiódł Ewę, tak i wasze umysły nie zostały przypadkiem odwiedzione od prostoty i czystości wobec Chrystusa. Jeśli bowiem jakiś przybysz głosi wam innego Jezusa, którego nie głosiliśmy, czy też gdy przyjmujecie innego ducha, którego nie otrzymaliście, albo Ewangelię inną od tej, którą przyjęliście, spokojnie to znosicie” (2 Kor. 11:3,4). Juda w soim liście ostrzega: Wkradli się bowiem między was jacyś ludzie... (Jud. 4), co oznacza, że przeciwnik stara się za wszelką cenę oszukiwać słuchaczy Słów Boga.

Jeśli w miejsce przybysza, wstawimy słowo „haker”, to mamy gotowy podstęp diabelski, skierowany do posługujących się elektronicznymi Bibliami w smartfonach czy w PC-tach. Hakerzy nie są aniołami światłości, lecz raczej sługami diabła, gdyż niszczą ludzkie dzieła. Tylko kwestią czasu jest, kiedy teksty Biblii zostaną zhakowane treściami siejącymi zamęt i zwątpienie. Bez większego problemu hakerzy mogą wejść w istniejące witryny biblijne i wstawić dowolne strony czy treści. Coraz częściej słyszymy o podobnych zdarzeniach, gdy na stronach dla dzieci pojawiają się nagle treści pornograficzne, a na portalach informacyjnych, „fake newsy”. Państwa mają problem uczciwie policzyć głosy wyborców, pacjenci otrzymują nie swoje diagnozy a czytelnicy Biblii będą wierzyć w to, czego Bóg nie powiedział. W maju tego roku podczas studium biblijnego Kościoła Luterańskiego w Kalifornii z wykorzystaniem Zoom'a, na ekrany wrzucono treści pornograficzne i zablokowano wszelkie przyciski, aby uniemożliwić szybkie zamknięcie.

Mówiono wcześniej, że Biblia była zawsze atakowana. Neron jednak nie potrafił jej spalić, chociaż wówczas istniało niewiele rękopisów listów czy ewangelii. Stalin zapowiadał, że po zwycięstwie komunizmu, Biblia będzie jedynie eksponatem w muzeum. Komunizmu już prawie nie ma, a Biblia jest nadal czytana i kolportowana we wszystkich językach świata. Tak, to prawda, że dzięki wersji cyfrowej, i dzięki internetowi, Słowo Boże mogło przekroczyć dotychczas nieprzekraczalne granice niektórych państw. Lecz niech głównie temu celowi służy jej elektroniczna wersja.

Jestem zwolennikiem normalnej Biblii, drukowanej na papierze, gdyż uważam, że to co „stoi napisane”, jak mówimy w Poznaniu, jest pewne. Pamiętajmy, że „wiara przecież rodzi się ze słuchania, ze słuchania Słowa Chrystusa” (Rzym. 10:17). Ważne jednak jest to, czego ludzie słuchają. Oby nie było tak, że dzięki diabelskim sztuczkom, zasadzkom, jak napisał Paweł, staniemy się ofiarami kłamstw, jakie szerzą się we współczesnym świecie, zdominowanym najnowszą technologią. Moją obawą jest, że wraz z popularyzowaniem Biblii elektronicznej, proporcjonalnie spada czytelnictwo tej drukowanej.

Henryk Hukisz