Wednesday, February 29, 2012

Tryptyk - Odrzucona prawość

Kolejna historia z Ewangelii Łukasza, w jakiej występują dwie charakterystyczne osoby - sprawiedliwy i grzesznik, to bardzo popularna przypowieść o synu marnotrawnym.  Znajdziemy ją w rozdziale piętnastym (wersety11-32).
Łatwo jest rozpoznać w niej grzesznika, jest nim młodszy syn, który postąpił ohydnie - wziął należną mu ojcowiznę, i stracił ją na swoje zachcianki. Kto w tej historii jest postacią prawą, którą chcę się zająć w tym rozmyślaniu? To starszy syn, ten który pozostał przy ojcu, żył porządnie, wykonywał każde jego polecenie i mógł być stawiany za wzór dobrego dziecka. Jego prawość powinna zostać nagrodzona, a poczuł się odrzuconym, i to przez własnego ojca. Występujący tu ojciec jest obrazem Boga, pełnego miłości Ojca Niebieskiego, który jest gotowy wybaczyć synowi bez względu na to, co zrobił. Jak wspomniałem w poprzednim rozmyślaniu, w tych wydarzeniach obecny jest również Pan Jezus. Tutaj nie zabiera wprawdzie głosu, lecz słychać Go w wydźwięku całej tej przypowieści.
Chrystus użył tej przypowieści dla zilustrowania tego, jak wielka radość wypełnia niebo, gdy nawraca się jeden grzesznik. Jezus powiedział: „Taka, mówię wam, jest radość wśród aniołów Bożych nad jednym grzesznikiem, który się opamięta” (Łuk. 15:10).  Dlaczego Pan Jezus w tej przypowieści dodał jedną osobę więcej, przecież wystarczył już młodszy syn, który wrócił do domu, aby ojciec mógł ogłosić – „jedzmy i weselmy się, dlatego, że ten syn mój był umarły, a ożył, zginął, a odnalazł się. I zaczęli się weselić” (w. 23,34). Gdyby w tym miejscu historia się zakończyła, cała prawda o radości w niebie zostałaby ukazana bez żadnego uszczerbku.
Od wiersza 25 rozpoczyna się jak gdyby inna przypowieść, gdy na scenę wchodzi starszy syn. I na niego chcę zwrócić głównie naszą uwagę. Zaintrygowała mnie jego postawa wobec powracającego brata. W sytuacji gdy ojciec uradował się i wydał wielką ucztę, on zagniewany stał za drzwiami rodzinnego domu. Nie chciał nawet wejść do wnętrza, wolał zachować dystans, zawołał jedynie sługę, aby dowiedzieć się co jest powodem tak wielkiej radości. Niestety, zachował się jak Jonasz, obrażony na Boże zmiłowanie.
Jeśli wyobrazimy sobie przeciętny dzień w tej rodzinie kilka lat wcześniej, możemy powiedzieć, że dwaj chłopcy mieli jednakowe warunki rozwoju. Nic nie wskazuje na to, że byli różnie traktowani. Dlaczego więc, młodszy syn przyszedł do ojca z tak nagłą prośbą: „Ojcze, daj mi część majętności, która na mnie przypada”? 
We współczesnych domach panują zupełnie odmienne sytuacje niż w tamtych czasach. Dzieci znajdują się już dość wcześnie pod wpływem obcych ośrodków wychowawczych. Nawet nie muszą wychodzić z domu, wystarczy, że mają zainstalowany internet, dysponują własnym telewizorem, i już znajdują się pod obcym i zupełnie odmiennym wpływem kształtującym ich charaktery. W tamtym czasie nie było to możliwe, obaj chłopcy poddani byli temu samemu „instrumentowi” kształtującemu ich osobowości. Jest bardzo prawdopodobne,  jak to bywało w izraelskich domach, tak i ten ojciec korzystał z Bożego programu wychowawczego - „Niechaj słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu. Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich mówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając” (5 Moj. 6:6,7).  
Być może, młodszy brat nie mógł już znieść „poprawności” swego starszego brata, który trzymał się bardziej litery Zakonu, niż jego sensu? „Litera zabija” - pisał Apostoł Paweł do Koryntian, wskazując że wszelka zdolność jaką mamy, jest z Boga, a nie z nas samych. Można nieraz spotkać się z zachowaniem zgodnym z literą Zakonu, jednakowoż zimnym, zgryźliwym i legalistycznym, które odpycha innych z otoczenia.
Myślę, że główną rolę w wychowaniu młodszego syna, odegrał jego starszy brat. Młodsze dziecko uczy się dużo więcej od starszego rodzeństwa niż od rodziców.  W Izraelu, pierworodny syn posiadał uprzywilejowaną pozycję, co mogło mieć wpływ na pozostałe dzieci w domu. Bardzo dobrze znamy historię Ezawa i Jakuba, bliźniaków, a jednak tylko jeden z nich był pierworodnym. Natomiast, w tej przypowieści, charakter pierworodnego syna ujawnił się dopiero w sytuacji, gdy do domu wrócił jego młodszy brat. Ojciec, gdy zobaczył, że ma nieprawidłowe podejście do swego brata, starał się wytłumaczyć mu, mówiąc: „Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje jest twoim” (w. 31). Lecz nic do niego nie docierało, gdyż miał o sobie mniemanie, że jest osobą nader prawą i należy mu się z tego tytułu uznanie. Mówił o sobie: „Oto tyle lat służę ci i nigdy nie przestąpiłem rozkazu twego, a mnie nigdy nie dałeś nawet koźlęcia, bym się mógł zabawić z przyjaciółmi mymi” (w. 29).
Jak bardzo przypomina on bohatera innej historii, w której bogaty młodzieniec uważał siebie za człowieka prawego i chlubił się wypełnianiem wszystkich przykazań. Zapewniał Chrystusa: „tego wszystkiego przestrzegałem od młodości mojej” (Mat 19:20), lecz nie miał pojęcia, że do życia wiecznego brakowało mu tego, co najważniejsze. Albo, czy nie jest podobny do faryzeusza modlącego się razem z celnikiem: „Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku” (Łuk. 18:12). Ale o tym w następnym rozmyślaniu.
Słowo Boże nazywa naszą własną sprawiedliwość dość dosadnie – „wszystkie nasze cnoty są jak szata splugawiona” (Izaj. 64:6). Dlatego Apostoł Paweł napisał wprost: „Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego”, oraz „gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (Rzym. 3:10-12 i 23).  Nikt,  bez względu na to jak prawe życie prowadzi, nie może uważać się za osobą prawą w oczach Bożych.
Ojciec okazał właściwą postawę wobec swoich synów. Ponieważ jest obrazem miłości Ojca Niebieskiego, nie miało dla niego znaczenia to, że młodszy „roztrwonił majętność z nierządnicami”, gdyż był tak samo jego synem, jak starszy. Radość zapanowała w domu z powodu powrotu zgubionego, dlatego „należało zaś weselić się i radować, że ten brat twój był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się” (w. 32). Starszy syn zawsze przebywał w domu ojca i mógł korzystać ze wszystkiego nie dlatego, że jest prawy, lecz dlatego, że jest synem. Jego winą było to, że nie umiał pokutować i przyjąć łaski, liczył jedynie na własną sprawiedliwość.
Bóg jest miłością, tak wielką, że dla nas jest to niewyobrażalne. Boża miłość mówi do niewiasty przyłapanej na cudzołóstwie: „Ja cię nie potępiam: Idź i odtąd już nie grzesz” (Jan 8:11).
Niewiasta potocznie znana jako grzesznica, lecz gotowa do zniesienia pogardliwych spojrzeń „sprawiedliwych”, z ust samego Chrystusa usłyszała: „Odpuszczone są grzechy twoje” (Łuk. 7:48).
Prawym w oczach Boga jest tylko ten, kto zapragnie przyoblec się w sprawiedliwość Chrystusową i pozostawi swą własną, która i tak zostanie odrzucona przez Boga, gdyż On uzna jedynie sprawiedliwość Swojego Syna.
Henryk Hukisz

Tryptyk - Dłużna miłość

Łukasz, w wiernym opisie ewangelicznym umieścił trzy podobne historie, w których występują dwie charakterystyczne postacie – sprawiedliwy i grzesznik. Trzecią i najważniejszą osobą w tych opowiadaniach jest zawsze Chrystus, chociaż tylko jeden raz jest osobiście obecny.
Ponieważ ta forma krótkiego rozmyślania nie pozwoli na pełniejsze przedstawienie przemyśleń na temat tych historii, postanowiłem napisać trzy kolejne rozważania, pod wspólnym tytułem „Tryptyk”, podobnie jak trzyczęściowy obraz lub płaskorzeźba przedstawiająca jeden temat.
Ewangelista Łukasz w siódmym rozdziale (wersety 36-50) opisuje wydarzenie, w którym pewien faryzeusz o imieniu Szymon, zaprosił Chrystusa do swego domu na posiłek. Wszystko przebiegało zgodnie z planem gospodarza, aż nagle, spokojną atmosferę przyjęcia zakłóciła pewna niewiasta, nieznana z imienia lecz bardzo dobrze znana ze stylu jej życia – była grzesznicą. Weszła nieproszona, bo przecież ten sprawiedliwy człowiek, za jakiego uważał się faryzeusz, nie mógłby pozwolić na to, aby próg jego domu przekroczyła osoba o „takiej” reputacji. Gdyby nie ukryty plan sprawdzenia, co uczyni w tym przypadku zaproszony Nauczyciel, z pewnością kazałby sługom wyrzucić tę grzeszną niewiastę tam, gdzie jej miejsce, czyli na ulicę.
Natomiast ta niewiasta, mając ogromne pragnienie spotkania się z Tym, o kim z pewnością już słyszała, nie dbała o to, co mogłoby ją spotkać w domu obrońcy prawdziwej moralności. Weszła do izby pełnej ludzi, znosząc ich spojrzenia pełne oburzenia, wypatrzyła miejsce w pobliżu Tego, który całkowicie zawładnął jej sercem i cicho przysunęła się do Jego stóp, gdyż nie śmiała spojrzeć Mu w oczy.
Łukasz opisuje nam ze szczegółami, w jaki sposób ta niewiasta „potraktowała” Pana Jezusa. Widzimy, że przyszła przygotowana, gdyż zanim wybrała się tę podróż szukania zmiany swego życia, wzięła słoik drogiego olejku. Czytamy, że „stanąwszy z tyłu u jego nóg, zapłakała, i zaczęła łzami zlewać nogi jego i włosami swojej głowy wycierać, a całując jego stopy, namaszczała je olejkiem” (w. 38). Ta postawa świadczy dobitnie o jednym, a mianowicie, że miała w swoim sercu ogromne pragnienie wyrażenia uczucia, jakim była ogarnięta całkowicie.
Dostojewski uważał, że gdyby myśli, jakie ludzie mają w swych sercach, wydzielały zapach, to w świecie rozchodziłby się odór nie do zniesienia i wszyscy wyginęlibyśmy z powodu zatrucia.
Chrystus znał myśli Szymona, nawet to, których nie miały odwagi wypowiedzieć głośno, jakie kłębiły się w jego głowie. Dlatego zwrócił się wprost: „Szymonie, mam ci coś do powiedzenia.” Gdy gospodarz przytaknął znacząco, Jezus opowiedział historię o dwóch dłużnikach, z których jeden był winien więcej niż drugi. Obydwom dług darowano. Pytanie, jakie Jezus skierował do tego mędrca w Izraelu, było dziecinnie proste, może dlatego, że nie chciał kompromitować gospodarza – „Który więc z nich będzie go bardziej miłował?”
Faryzeusz odpowiedział dość dyplomatycznie, rozpoczynając od bezpiecznego słówka „sądzę” na wypadek, gdyby Chrystus miał jakąś ukrytą ideę. Szymon nie dbał o nic bardziej, niż o swoje dobre imię, szczególnie w sytuacji, gdy próg jego domu przekroczyła niewiasta powszechnie znana jako grzesznica. Chciał być gotowy wybrnąć z każdej sytuacji, w jakiej postawiłby go Chrystus.
Jezus, wskazując ręką na tę kobietę, daje nauczkę faryzeuszowi, tak, ażeby to co usłyszy o sobie, można było równocześnie odnieść do pogardzanej przez niego niewiasty. Szymon, pewny tego, że nie ma nic sobie do zarzucenia, usłyszał całą listę czynności, których jako gospodarz nie dopełnił. A przecież rzeczą oczywistą było, gdyż tego nauczano w każdym domu izraelskim, że gość w domu powinien być podejmowany z szacunkiem. Umycie nóg po podróży, namaszczenie głowy olejkiem na znak pokoju, pozdrowienie pocałunkiem było  w tamtym czasie świadectwem takiego domu, w którym dba się o pobożność. Natomiast ten faryzeusz nic z tego nie uczynił, dlatego poczuł się poniżony publicznie. Lecz to nie Jezus go poniżył, lecz ujawnił jego prawdziwe oblicze. Publicznie odsłonił jego serce. Spełniło się tutaj to, o czym Jezus wcześniej mówił: „A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz?” (Mat. 7:3)
Niebezpiecznie jest, gdy chce się wywołać wrażenie na ludziach swoją pobożnością, stanąć w świetle słów Chrystusa, które jak miecz odsłaniają całą prawdę o człowieku. Takie jest Słowo Boże, jak pisze autor Listu do Hebrajczyków, że jest „zdolne osądzić zamiary i myśli serca; i nie ma stworzenia, które by się mogło ukryć przed nim, przeciwnie, wszystko jest obnażone i odsłonięte przed oczami tego, przed którym musimy zdać sprawę.” (Hebr. 4:12,13).
Spójrzmy teraz na drugiego bohatera tego zdarzenia, na niewiastę, i zadajmy sobie pytanie: Czym kierowała się ta grzeszna istota? Jedno jest pewne - chciała zerwać ze swoją przeszłością, miała pragnienie rozpocząć życie na nowo, lecz nikt jej nie mógł w tym pomóc. Wszędzie słyszała tylko to, jak okropne życie prowadzi. A może byli i tacy, którzy czerpiąc własne korzyści z jej usług, przekonywali ją, że tak już musi zostać bo w końcu, nikt nie jest doskonały. Ona jednak, świadoma wielkiego długu wobec Boga, który dał jej życie, postanowiła coś zrobić ze swoim losem - chciała nadać swemu życiu właściwy sens.
Jezus, które bezbłędnie odczytywał ludzkie myśli, wiedział, co dzieje się w jej sercu. Jestem przekonany, że Chrystus przyjął zaproszenie  do domu faryzeusza jedynie ze względu na tę niewiastę, a nie dla Szymona. Podobnie jak w przypadku Natanaela, o którym Jezus powiedział, zanim go spotkał: „Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma fałszu” (Jan 1:47).  Jezus widział i tę kobietę pod jej „drzewem figowym”.
Uważam, że każdy człowiek, jako stworzenie Boże, posiada wewnętrzną potrzebę szukania relacji ze swoim Stworzycielem. Apostoł Paweł napisał o tym w Liście do Rzymian 8:22 „Wiemy bowiem, że całe stworzenie wespół wzdycha i wespół boleje aż dotąd” Duch ludzki, ta Boża cząstka w człowieku, poprzez sumienie woła do Stwórcy, nawet w najciemniejszym momencie życia. Bóg objawia Siebie na wiele sposobów. Jednym z nich jest Kościół, który jest Ciałem Chrystusa w tym świecie. Boga można również oglądać w Jego dziełach. Lecz niestety, ludzie „poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i nie złożyli mu dziękczynienia, lecz znikczemnieli w myślach swoich, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności” (Rzym. 1:21). Do takich ludzi przyszedł Chrystus jako Dobry Pasterz, aby zbawić zgubionych.
Niewiasta z dzisiejszej historii, pomimo wielu przeszkód, poszła za głosem swego serca, w którym zamieszkała miłość do Pana Jezusa, który jedynie potrafi przebaczyć. Dlatego czuła, że ma dług wobec swego Zbawiciela, więc poszła na spotkanie z Nim. Nie zwracając uwagi na przeszkody i wstyd przed bliźnimi, upadła do stóp Jezusa wyznając Mu swą miłość.
Na pożegnanie usłyszała słowa, których być może nawet się nie spodziewała: „Wiara twoja zbawiła cię, idź w pokoju”. Na tym polega łaska - Bóg daje więcej, niż Go prosimy.
Powiada bowiem Pismo: „Każdy, kto w Niego wierzy, nie będzie zawstydzony” (Rzym. 10:11)
Henryk Hukisz

Tuesday, February 28, 2012

Sól ziemi

 Sól, albo bardziej naukowo - chlorek sodu, lub mniej popularnie – sól kwasu solnego, jest tak powszechna, że w ogóle nie zastanawiamy się nad jej pochodzeneim i zastosowaniem. Po prostu, sól zawsze była, jest i będzie stosowana w naszym życiu.
Lecz sól nie służy tylko do celów spożywczych. Spotykamy się z nią i to w nadmiarze w porze zimowej, gdy korzystamy z ośnieżonych jezdni.. Dlatego często zaczynamy zastanawiać się nad rodzajami soli, nad procesem jej uzyskiwania, ponieważ chcemy wiedzieć z czym mamy do czynienia. W kuchni chcemy mieć sól dobrej jakości, dlatego teraz będziemy częściej sprawdzać co jest napisane na opakowaniu. Oby producenci soli kuchennej dbali o swój produkt tak, jak dostawca soli dorgowej - „Sól drogowa oferowana przez naszą firmę pochodzi wyłącznie ze sprawdzonych źródeł, które spełniają kryteria najwyższej jakości oraz posiadają wszelkie wymagane atesty”.
Przyznaję, że już nieraz myślałem, aby napisać coś na temat soli, bo przecież występuje też w Biblii, a co najważniejsze, Pan Jezus też odwołuje się do charakteru i znaczenia soli.
Pierwszy biblijny zapis o soli znajduje się w historii o Locie opuszczającym Sodomę i Gomorę. Jego żona, wskutek nieposłuszeństwa wobec Bożego polecenia, przemieniła się w słup solny. Miejsce po tych grzesznych miastach zamieniło się w dolinę wypełniona najbardziej słonną wodą, jaką znamy. W języku biblijnym to morze nazywane jest jako Słonne Morze, a jego wody są martwe.
Nakazany przez Boga system ofiar składanych na odpuszczenie grzechów nawiązuje również do soli. Mięso składanych ofiar miało być osolone – Każdą twoją ofiarę z pokarmów posolisz; żadnej twojej ofiary z pokarmów nie pozbawisz soli przymierza Boga twego. Przy każdej ofierze swojej składać będziesz i sól.” 3 Moj. 2:13  Być może, obecność soli miała przypominać o grzechu, który stoi zawsze na przeszkodzie w kontakcie z Bogiem.
Kiedy, po siedemdziesięciu latach niewoli babilońskiej, Izraelici wracali do Ziemi Obiecanej, Ezdrasz czuwał nad odbudową świątyni. Otrzymał też wsparcie od króla perskiego Cyrusa, który dał rozkaz dostarczania każdej ilości soli, potrzebnej do składania ofiar. (Ezdr. 6:8-10)
Chcę przytoczyć jeszcze jeden obraz z wielu, jakie znajdują się w Starym Testamencie, obraz rzeki wypływającej spod ołtarza nowej świątyni, jaką zobaczył prorok Ezechiel. Charakterystyka wody w tej rzece polegała na tym, że przynosiła ożywienie i uzdrowienie zgniłej wody, dokąd wpadała. Rybacy będą w niej nieskończenie łowić ryby a na obu jej brzegach będzie rosło bardzo dużo drzew. Natomiast bagna i bajora będą przeznaczone do zdobywania soli” (Ezech. 47:11). 
Wierzę, ze ta woda jest obrazem Ducha Świętego, który w akcie narodzenia się na nowo przemienia zgniłe stare życie w ożywczy strumień nowego życia. Ezechiel widział w tym obrazie jakość nowego życia – „Na obu brzegach potoku będą rosły różne drzewa owocowe; liść ich nie więdnie i owoc się nie wyczerpie; co miesiąc będą rodzić świeże owoce, gdyż woda dla nich płynie ze świątyni. Owoc ich jest na pokarm, a liście ich na lekarstwo” (Ezech. 47:12).
Pan Jezus, od samego początku Swego nauczania, odwołuje się również do obrazu soli. Już w Kazaniu na Górze, zaraz po wymienieniu ośmiu błogosławieństw, mówi: Wy jesteście solą ziemi; jeśli tedy sól zwietrzeje, czymże ją nasolą? Na nic więcej już się nie przyda, tylko aby była precz wyrzucona i przez ludzi podeptana” (Mat. 5:13). 
Z pewnością odwołanie do soli ma wiele znaczeń. Być może chodzi o nawiązanie do znaczenia soli w historii Izraela, a w szczególności, jej występowanie przy składaniu ofiar, bez których nie ma relacji ze świętym Bogiem? Teraz naszą ofiarą jest Baranek Boży, złożony na odpuszczenie naszych grzechów. Słowo Boże wskazuje na bardzo ścisłe powiązanie naszego zbawienia z udziałem w śmierci Chrystusa. Apostoł Paweł rozwija tę myśl w nauczaniu o znaczeniu chrztu, w którym umieramy wraz z Chrystusem. Dalej mówi: „Jeśli tedy umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też z nim żyć będziemy” (Rzym. 6:7).  Kilka rozdziałów dalej wzywa do złożenia naszego ciała na ofiarę. „Wzywam was tedy, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, bo taka winna być duchowa służba wasza” (Rzym. 12:1).  Apostoł zrozumiał tę prawdę i uczynił to ze swoim życiem – Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie” (Gal. 2:20).
Ewangelista Marek umieścił wypowiedź Chrystusa o soli w innym kontekście. Jezus przestrzega ludzi przed gorszeniem „maluczkich”. Mówi również o bezkompromisowym podejściu do pokus, gdyż lepiej jest być bez „ręki”, „nogi” czy „oka” i wejść do Bożego Królestwa, niż pójść na ustępstwo i znaleźć się w ogniu nieugaszonym (Mar. 9:42-48). Z tego tekstu jasno wynika, że chodzi tu o ogień piekielny, a nie jego działanie oczyszczające. Natomiast nawiązanie do soli w następnych wierszach odnosi się do charakteru naszego życia. Mamy być solą, oryginalną przez narodzenie się na nowo i obecną w ofiarowaniu siebie Bogu. Tutaj sól ma charakter oczyszczający, podobnie jak było w Starym Testamencie, podczas składania przez kapłana ofiar na ołtarzu. Jezus nie mówi, że jesteście solą, lecz „albowiem każdy ogniem będzie osolony” (Mar. 9:49). 
Sól ma swoje właściwości przypisane w sposób naturalny, po prostu, sól jest słonna. Czy sól może utracić słonność? W oryginale wyrażenie „jeśli sól zwietrzeje” brzmi „jeśli sól mogłaby stać się niesłonna” jest pytaniem retorycznym, wskazującym na fakt, że soli nie da się osolić, ponieważ jest słonna sama z siebie. Nie mam takich przypraw, które mogłyby przywrócić oryginalną słonność soli.  Główna myśl, jaką Chrystus chciał przekazać swoim słuchaczom, zawarta jest w wyrażeniu kończącym zdanie: „Miejcie sól w samych sobie i zachowujcie pokój między sobą” (Mar. 9:50).  Jeśli jesteśmy narodzeni z Ducha Świętego i z wody, która daje oczyszczenie z grzechów, jesteśmy powołani do życia w pokoju z bliźnimi. Nie ma wówczas powodu do gorszenia innych, ani siebie samych.
Natomiast ewangelista Łukasz, zwraca uwagę na to, ze sól ma naturalne zastosowanie. Natomiat to, co nie jest oryginalną solą, ponieważ nie ma słonności soli, do niczego się nie nadaje.Nie nadaje się ani do ziemi, ani do nawozu; precz ją wyrzucają. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha” (Łuk. 14:35).   Jezus mowi tutaj o soli w nawiązaniu do wypowiedzi o prawdziwym uczniostwie, które cechuje się zdolnością do zupełnych wyrzeczeń. „Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim” (Łuk. 14:33).  To znaczy, że ten kto nie wyrzeka się wszystkiego, nie jest jego uczniem, tak jak sól, która nie ma słonności, nie nadaje się do niczego.
Być solą znaczy, nadawać się do Królestwa Bożego, być przydatnym zgodnie z charakterem, nabytym przez narodzenie się na nowo. Apostoł Piotr, który pilnie słuchał Chrystusa, gdy mówił o przydatności soli, napisał w swoim liście, że teraz posiadamy cechy Boskiej natury. „Jeśli je bowiem posiadacie i one się pomnażają, to nie dopuszczą do tego, abyście byli bezczynni i bezużyteczni w poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa” (2 Ptr. 1:8).
Bądźmy więc zawsze oryginalną solą ziemi, przydatną w Jego Królestwie.
Henryk Hukisz

Monday, February 27, 2012

Przemijający kształt tego świata

Niedawno po raz kolejny uświadomiłem sobie, jak krótkie jest nasze życie na tym świecie. Parę lat temu miałem podobną refleksję, lecz w zupełnie innych okolicznościach. Wówczas znajdowałem się w gabinecie lekarza, który po odczytaniu wyników badań medycznych, poinformował mnie, że znaleziono nowotwór i będę musiał poddać się długoterminowej terapii. Kilka dni później, będąc jeszcze pod wpływem tej szokującej wiadomości, usłyszałem informację o pogrzebie osoby w wieku 56 lat, u której kilka tygodni wcześniej wykryto raka. Pierwszą myślą, jaka zawładnęła moim umysłem, było pytanie: „Ile czasu mi zostało?”

Przypomniałem sobie wówczas sytuację, gdy słuchałem kazania na temat wieczności. Kaznodzieja, dla zilustrowania swej myśli, rozwinął długi sznur, prosząc słuchaczy, aby wyobrazili, że ten sznur przedstawia wieczność i nie ma końca. Natomiast ten koniec, który trzymał w ręce, o długości około 5 cm zabarwiony na ciemno, miał reprezentować okres naszego życia na ziemi. Szokująco zabrzmiało pytanie o to, dlaczego człowiek w czasie swego krótkiego życia wkłada tak wiele wysiłku w to, aby dostatnio spędzić swój czas na emeryturze, a nie myśli o pozostałym czasie reprezentowanym przez resztę długości sznura.

Ta ilustracja pokazała mi, że moje doczesne życie jest jedynie chwilką, mgnieniem oka w porównaniu z wiecznością, do której muszę się przygotować teraz. Uważam, że każdy z nas powinien zastanowić się nad tym co zrobić, aby w momencie odejścia do wieczności, móc z czystym sumieniem stanąć przed Stwórcą, gdyż „postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd(Hebr. 9:27).

W Biblii znajduje się mnóstwo dobrych rad na temat przygotowania się do wieczności. Rzeczą najważniejszą jest, aby zgodnie ze słowami Pana Jezusa, znaleźć właściwą bramę i drogę prowadząca do Ojca. Chrystus powiedział, że „ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują” Tę drogę należy znaleźć, gdyż naturalnie, każdy z nas maszeruje z tłumem przestronną drogą, „która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą” (Mat. 7:13,14).

Wśród wielu biblijnych rad odnośnie tego, jak powinniśmy spędzać swoje życie, są słowa Apostoła Pawła skierowane w szczególnym czasie do wierzących w Koryncie. List ten został napisany przed nastaniem okrutnych prześladowań za cesarza Domicjana, który panował w latach A.D. 89-96. Paweł zwraca uwagę czytelnikom tego listu na fakt, że „w obliczu groźnego położenia dobrze jest człowiekowi pozostać takim, jakim jest” (1 Kor. 7:26).  W kolejnych wersetach poucza nas wszystkich o tym, w jaki sposób powinniśmy oczekiwać na przyjście Pana, gdyż i nasz czas, „który pozostał, jest krótki”.

Apostoł Paweł w dość zawiły sposób wyjaśnia niuanse życia małżeńskiego - „Jesteś związany z żoną? Nie szukaj rozłączenia. Nie jesteś związany z żoną? Nie szukaj żony.  A jeśli się ożeniłeś, nie zgrzeszyłeś, a jeśli panna wyszła za mąż, nie zgrzeszyła; wszakże tacy będą mieli doczesne kłopoty, ja zaś chciałbym wam tego oszczędzić.  A to powiadam, bracia, czas, który pozostał, jest krótki; dopóki jednak trwa, winni również ci, którzy mają żony, żyć tak, jakby ich nie mieli; a ci, którzy płaczą, jakby nie płakali; a ci, którzy się weselą, jakby się nie weselili; a ci, którzy kupują, jakby nic nie posiadali; a ci, którzy używają tego świata, jakby go nie używali; przemija bowiem kształt tego świata”  (1 Kor. 7:26-31).  

Ten tekst, chociaż na pierwszy rzut oka, wydaj się być dość kontrowersyjnym, zawiera bardzo konkretną informacją o stylu życia w oczekiwaniu na jego koniec. Znałem kiedyś człowieka udającego kaznodzieję, który z upodobaniem cytował wybrany fragment tego tekstu, zachęcając do tego, aby „ci, którzy mają żony, żyli tak, jakby ich nie mieli”. Czy rzeczywiście te słowa zachęcają do obojętności wobec małżonków, do uczuć czy innych spraw naszego doczesnego życia? Z pewnością, nie!

Ogólnie możemy stwierdzić, że cały ten rozdział poświęcony jest głównie kwestiom rodzinnym. Już na wstępie Apostoł zwraca uwagę na zachowanie właściwych relacji w małżeństwie, które między innymi jest Bożym sposobem na przezwyciężanie pokus szatańskich. Osoba wierząca ma obowiązek zachowania związku małżeńskiego z niewierzącą, jeśli ta druga zgadza się na pozostanie z nią. Apostoł Paweł jest świadomy faktu, że osoby będące w związku małżeńskim, muszą okazywać więcej zatroskania o doczesne życie, gdyż taka jest natura małżeństwa.

Jak więc mamy odnieść się do rady Apostoła, jaką znajdujemy się w zacytowanym wyżej fragmencie Słowa Bożego?

Czytając ten fragment musimy zachować w tle informację o szczególnym czasie, w którym te słowa zostały zapisane. Chodzi o wyrażenie - „w obliczu groźnego położenia”. Pan Jezus, w podobny sposób starał się wskazać Swoim uczniom na cenę jaką muszą zapłacić, aby Go właściwie naśladować. Ewangelista Łukasz oddał tę prawdę bardzo dobitnie – „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim” (Łuk. 14:26). A przecież, Pan Jezus nigdy nie nakłaniał nikogo do nienawiści, wręcz przeciwnie, mówił: „miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebie, bo słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych(Mat. 5:44,35). Ewangelista Mateusz wyjaśnił, na czym polega różnica naszej miłości do Boga i do człowieka słowami Chrystusa – „Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien” (Mat. 10:37).

Jestem przekonany, że gdy zastosujemy tę samą zasadę do słów Apostoła Pawła odnośnie naszego życia w oczekiwaniu na spotkanie z Panem, to właściwie zrozumiemy, że troska o sprawy Pana powinna znajdować się w naszych sercach na pierwszym miejscu. Paweł chce zwrócić naszą uwagę na to, że Pan i troska o Jego Królestwo są tak ważne, że nic nie może stanąć przed nimi. Apostoł nie ma zamiaru nikogo z nas przymuszać, lecz zachęca do podjęcia decyzji, abyśmy „postępowali przystojnie i trwali przy Panu ustawicznie” (1 Kor. 7:35). Słowo  „ustawicznie” w oryginale brzmi “απερισπαστως” [aperispastos] i oznacza niczym nie zakłócone trwanie, lub sytuacja, w której nic nie odciąga myśli, a człowiek jest całkowicie skupiony na jednym. W tym przypadku chodzi o ustawiczne trwanie przy Panu, w każdej życiowej sytuacji.

O to właśnie chodzi, aby nic nie odciągało naszej uwagi, naszej miłości czy troski od Pana i Jego wiecznych spraw. Apostoł Paweł poucza nas w swoich listach, jak mamy prowadzić nasze życie, aby nie wpaść w sidła, jakie diabeł stara się na nas zastawić, aby nas odwieść od szczerego posłuszeństwa Panu. Warto jest przypomnieć sobie również radę Apostoła Piotra – „aby pozostały czas doczesnego życia poświęcić już nie ludzkim pożądliwościom, lecz woli Bożej” (1 Ptr. 4:2). Dalej, ten sam apostoł zadaje retoryczne pytanie: "Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności, jeżeli oczekujecie i pragniecie gorąco nastania dnia Bożego, z powodu którego niebiosa w ogniu stopnieją i rozpalone żywioły rozpłyną się?" (2 Ptr. 3:11, 12).

Zdajemy sobie sprawę z tego, że na nas spoczywa też konieczność spełniania wielu obowiązków wynikających z faktu, że jeszcze żyjemy. Musimy jednakowoż zachować właściwą kolejność, o jakiej mówił Pan Jezus  – „Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mat. 6:33).

Henryk Hukisz

Saturday, February 25, 2012

Ile Jezusa przyjąłeś?



 Gdy widzę, jak ktoś obnosi się z hasłem „I’m forgiven!” (nie wiem, czy istnieje takowe w języku polskim), to chciałbym powiedzieć, że to dopiero początek drogi. Polskie przysłowie mówi, aby nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Pan Jezus, mówiąc o znakach świadczących o zbliżającym się końcu tego świata, zachęcał do wytrwania w wierze – „A kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mat. 24:13)

Mieszkając w Stanach Zjednoczonych często widzę na zderzakach samochodowych skrót „TGIF” , będący akronimem hasła - „Thank God I’m Forgiven”. Hasło to wyraża pewną myśl, ze wystarczy wziąć przebaczenie i już nic więcej jest niepotrzebne. Czyżby na tym polegało całe zbawienie? Gdy słyszę jak ktoś mówi, że chrzest nie jest konieczny do zbawienia, jestem kuszony, aby zapytać tę osobę: „Ile Jezusa przyjąłeś?” Niektórzy uważają, ze Jezus jest potrzebny do zaspokojenia ich potrzeb, nawet zbawienia, ale według ich własnego pojęcia.

Nasze zbawienie jest darem Bożym według Jego odwiecznego planu. Wierzę, że Bóg przewidział dla zgubionego człowieka taki ratunek, który ma swoją skuteczność w tym, gdy jest przyjęty w całości. Autor Listu do Hebrajczyków wyjaśnia na czym polega nasze zbawienie odwołując się do jego elementów, jakie Bóg objawił Izraelowi. Każdy szczegół jest istotną informacją o tym zbawieniu, które w pełni dokonało się dopiero przez Jezusa Chrystusa, gdyż Zakon nie był w stanie doprowadzić do osiągnięcia pełnej sprawiedliwości. 

Historia Izraela jest dla nas przykładem, jest obrazem tego, czego Bóg od nas oczekuje. Jest zarazem przestrogą, przed utraceniem obiecanego odpocznienia. Autor tego listu wzywa nas do pilnego zachowania wszystkiego, co wraz z przyjęciem odpuszczenia grzechów otrzymujemy w „pakiecie” zbawienia. W tym liście czytamy słowa ostrzeżenia - „Dlatego musimy tym baczniejszą zwracać uwagę na to, co słyszeliśmy, abyśmy czasem nie zboczyli z drogi. Bo jeśli słowo wypowiedziane przez aniołów było nienaruszalne, a wszelkie przestępstwo i nieposłuszeństwo spotkało się ze słuszną odpłatą, to jakże my ujdziemy cało, jeżeli zlekceważymy tak wielkie zbawienie?” (Hebr. 2:1-3).  Powinniśmy więc zadać sobie pytanie: „Jak wielkie jest to zbawienie?”

Po pierwsze, to zbawienie jest tak i wielkie, że obejmuje wszystkich, co nie znaczy, że wszyscy będą zbawieni. W prawdzie czytamy: „A zatem, jak przez upadek jednego człowieka przyszło potępienie na wszystkich ludzi, tak też przez dzieło usprawiedliwienia jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi” (Rzym. 5:18). Lecz zbawieni będą jedynie ci, którzy uwierzyli i przyjęli Jezusa w narodzeniu się na nowo. Ewangelista Jan wyjaśnia, że  „tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga” (Jan 1:12,13)

Po drugie, zbawienie jest możliwe tylko dzięki krwi Jezusa Chrystusa. Izraelici znali doskonale rolę krwi ofiar składanych dla uzyskania przebaczenia grzechów. Dlatego autor listu skierowanego do Żydów wyjaśnia znaczenie zbawienia, jakie otrzymujemy dzięki ofierze Baranka Bożego - „o ileż bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego ofiarował samego siebie bez skazy Bogu, oczyści sumienie nasze od martwych uczynków, abyśmy mogli służyć Bogu żywemu” (Hebr. 9:14). Oczyszczenie naszego sumienia nie służy uzyskaniu „dobrego samopoczucia”, lecz zdolności „służenia Bogu żywemu”. I tu właściwie dopiero zaczyna się nowa droga życia, na którą Pan Jezus wprowadza swoich uczniów. Pamiętajmy, że Bóg wyprowadził Izraela z Egiptu nie po to, aby już więcej nie byli bici jako niewolnicy, lecz aby mogli Mu służyć.

Dlatego, po trzecie, zbawienie jest uzdolnieniem do życia zgodnego z Bożą naturą. Jezus zostawił nam wzór tego życia, i wezwał chętnych do pójścia Jego śladem. Oczywiście, nie chcę przez to powiedzieć, że warunkiem zbawienia jest wypełnianie wszystkich cech nowego życia, do jakiego wzywa Chrystus. Te cechy, lub cnoty, jak je nazywa Apostoł Piotr, są świadectwem tego, że staliśmy się uczestnikami Boskiej natury. Piotr wyjaśnia nam w swoim liście, że „Boska jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności, przez poznanie tego, który nas powołał przez własną chwałę i cnotę, przez które darowane nam zostały drogie i największe obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami boskiej natury, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość” (2 Ptr. 1:3,4). Zbawienie, to nie jedynie uwolnienie się od przeszłości, lecz również unikanie skażenia, jakie występuje w tym świecie. Do nas teraz należy zachowanie tego daru, jakim jest zbawienie, dlatego też w tym celu Bóg daje nam moc, jakiej udziela nam Duch Święty.

Tu znów odwołam się do przykładu, jaki nam zostawił Chrystus. Pan Jezus, aby wyzwolić nas od naturalnego lęku przed śmiercią, upodobnił się do nas - stał się śmiertelnym człowiekiem.  Wszystko, przez co przechodził podczas Swej ziemskiej egzystencji, jest dla nas przykładem, abyśmy wstępowali w Jego ślady. I tu znów czytamy w Bożym Słowie, że to zbawienie powiązane jest z takim rodzjem nowego życia, w którym doświadczamy wiele prób, jak gdyby sprawdzianów - „A że sam przeszedł przez cierpienie i próby, może dopomóc tym, którzy przez próby przechodzą” (Hebr. 2:18).  Apostoł Paweł wzywa nas do tego, abyśmy byli takiego samego „usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie” (Filip. 2:5). Apostoł Piotr natomiast mówi, że jeśli cierpimy z powodu naszej wiary w Boga, jest to rzeczą naturalną „gdyż i Chrystus cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w jego ślady” (1 Ptr. 2:21)

Chrystus, „chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał, a osiągnąwszy pełnię doskonałości, stał się dla wszystkich, którzy mu są posłuszni, sprawcą zbawienia wiecznego” (Hebr. 5:8,9). Nie ma wątpliwości, że to wieczne zbawienie obejmuje nie tylko przebaczenie przeszłości, lecz również „Chrystusowe posłuszeństwo” ćwiczone w teraźniejszym cierpieniu. Pan Jezus przeszedł całą drogę jako wzór dla naszego naśladowania. Rozpoczął od zanurzenia w wodach Jordanu, poprzez zwycięstwo nad światem i jego pokusami, aż doszedł do Getsemane, gdzie złożył deklarację dla Ojca Niebieskiego: „niech się stanie wola Twoja” (Mat. 26:42). Jeśli ktoś nie naśladuje Chrystusa we wszystkim, a wybiera tylko niektóre elementy Jego drogi, nie może nazywać Go Panem. A gdyby nawet tak mówił, Jezus zapowiedział, że w owym dniu, gdy staniemy przed Ojcem, powie: „Nigdy was nie znałem” (Mat. 7:23).

Zbawienie, to nie tylko przebaczenie grzechów, to przede wszystkim zwycięskie życie w służbie dla Boga. Efektem zbawienia jest zupełne posłuszeństwo wobec Tego, kogo nazywa się Panem. Jeśli ktoś mówi, że chrzest nie jest warunkiem zbawienia, to tak naprawdę, chce przyjąć tylko „kawałek” Jezusa, bo On zostawił nam w Swoim przykładzie obowiązek naśladowania również w chrzcie. Tak samo, jeśli ktoś zamyka swoje świadectwo na przebaczeniu grzechów i nie ma w nim odwołania się do owoców Ducha Świętego, jakie wydaje nowe życie, to pozostaje w pieluszkach duchowego niemowlęctwa. Apostoł Paweł dał świadectwo pełnego zbawienia w utożsamieniu się z Chrystusem w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Dając nam przykład przyjęcia Chrystusa w pełni, napisał: „Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili” (Rzym. 6:4)

Pan Jezus, gdy powiedział uczniom, że dowodem Jego miłości do Ojca było wypełnianie Jego przykazań, wyraził życzenie, aby oni tak samo doświadczali pełnej radości zbawienia. Chrystus powiedział „To wam powiedziałem, aby radość moja była w was i aby radość wasza była zupełna” (Jan 15:11).

Zupełna radość jest rezultatem przyjęcia Chrystusa w całości, ze wszystkim, co nam daje. 

Henryk Hukisz

Friday, February 24, 2012

Bezpieczeństwo w Chrystusie

Druga wojna światowa rozpoczęła się dwa lata wcześniej, niż zwykliśmy w Polsce uważać. 7 lipca 1937 roku, Japonia zaatakowała Chiny i w błyskawicznym tempie zajęła kilka wschodnich kantonów. Armia japońska bez wiekszych przeszkód posuwała sie w głąb terytorium, ponieważ  Chińczycy byli tym atakiem zaskoczeni, a co najgorsze, nie byli na to przygotowani militarnie. Nie posiadali odpowiedniej ilości czołgów, aby stawić czoła pancernej szarży japończyków. Zastosowali wówczas dosyć skuteczną taktykę. W newralgicznych punktach umieścili snajperów, których zadaniem było oddawanie pojedyńczych strzałów do czołgów. Wiadomo, że taki pocisk nie wyrządzi żadnej szkody grubemu pancerzowi czołgu, ale charakterystyczny dzwięk odbijającego się pocisku był wystarczająco słyszalny przez jego załogę. Po kilku takich „bum” w czołg, ktoś z załogi zaintrygowany tym niezwykłym dżwiękiem, otwierał właz, wysuwał głowę, aby zobaczyć „co sie dzieje”. Wówczas został trafiony kolejnym pociskiem snajpera prosto pomiędzy oczy. Potem był następny czołgista, i następny...
Ale nie o taktykach wojennych chcę dziś pisać, lecz o naszej pozycji, jaka mamy zagwarantowaną w Chrystusie. Najlepszym tekstem biblijnym ukazującym tę pozycję jest List Apostoła Pawła do Efezjan. W pierwszych trzech rozdziałach tej księgi, wyrażenie „w Chrystusie”, w Nim”, „w Umiłowanym” występuje conajmniej piętnaście razy. Warto więc jest temu wyrażeniu się przyjrzeć, gdyż z pewnością ma ono wielkie znaczenie dla naszego życia. Dlatego też, we wszystkich cytowanych tutaj wersetach, podkreśliłem to wyrażenie.
Kluczowy werset informujący nas o tej szczególnej pozycji mówi o cenie, jaką Bóg zapłacił, aby mieć nas tak blisko Siebie. „Ale teraz wy, którzy niegdyś byliście dalecy, staliście się w Chrystusie Jezusie bliscy przez krew Chrystusową” (Efez. 2:13). Tylko w Chrystusie można doświadczyć chwalebnej łaski odkupienia i odpuszczenia grzechów, gdyż do tego zostalismy przeznaczeni, zanim swiat został stworzony. „W miłości przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chrystusa według upodobania woli swojej, ku uwielbieniu chwalebnej łaski swojej, którą nas obdarzył w Umiłowanym. W nim mamy odkupienie przez krew jego, odpuszczenie grzechów, według bogactwa łaski jego” (Efez. 1:5-7).  Tak więc nie jest to jakaś „tania sprawa”, jakaś opcja dla poprawienia sobie życia, lecz jest to zasadnicza kwestia „być albo nie być” chrześcijaninem. Jak w innym liście Pawłowym czytamy „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2 Kor. 5:17). Nie ma możliwości bycia nowym stworzeniem, zrodzonym z wody i z Ducha bez zajęcia pozycji w Chrystusie. W Nim mamy wszystko co jest konieczno do życia i pobożności.
Tylko w Chrystusie możemy w pokoju oczekiwać na moment pochwycenia, aby zająć miejsce w niebie, już dla nas przypisane. „Wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie (Efez. 2:6,7). Gdy modlimy sie do Ojca, czynimy to zgodnie z nauką Chrystusa, w Jego imieniu. Nie jest to jakaś magiczna formułka sprawiające, że Bóg nas wysłuchuje, lecz uznanie naszego miejsca w Jezusie, który zasiadł po prawicy Ojca. Z tego miejsca mamy odwagę prosić jedynie o to, co jest zgodne z Jego wolą. „Według odwiecznego postanowienia, które wykonał w Chrystusie Jezusie, Panu naszym, w którym mamy swobodę i dostęp do Boga z ufnością przez wiarę w niego” (Efez. 3:11,12).
Apostoł Paweł w Liście do Kolosan pisze o niezwykłości Jezusa Chrystusa, który będąc w pełni Bogiem, stał się człowiekiem, jak każdy z nas, aby nas zupełnie odkupić. „Ponieważ upodobał sobie Bóg, żeby w nim zamieszkała cała pełnia boskości i żeby przez niego wszystko, co jest na ziemi i na niebie, pojednało się z nim dzięki przywróceniu pokoju przez krew krzyża jego” (Kol. 1:19,20).
Upodobało się Bogu, aby wszystkie skarby mądrości umieścić w Swoim Synu i w Nim nam je objawić, abyśmy z nich korzystali. „Aby pocieszone były ich serca, a oni połączeni w miłości zdążali do wszelkiego bogactwa pełnego zrozumienia, do poznania tajemnicy Bożej, to jest Chrystusa, w którym są ukryte wszystkie skarby mądrości i poznania” (Kol. 2:2,3). Dlatego Paweł może jedynie dać polecenie: „Jak więc przyjęliście Chrystusa Jezusa, Pana, tak w Nim chodźcie, wkorzenieni weń i zbudowani na nim, i utwierdzeni w wierze, jak was nauczono, składając nieustannie dziękczynienie” (Kol. 2:6,7).
Będąc w Chrystusie możemy doświadczyć czegoś, co poza Nim jest zupelnie niemożliwe – pokonać swą grzeszną naturę. Nikt nie jestw stanie pokonać siebie samego, jedynie może wraz z Apostołem wołać: „Nędzny ja człowiek! Któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?” (Rzym. 7:24). Bo właśnie, będąc w Chrystusie, uczestniczymy w szczególnym zabiegu – obrzezania serca. W nim też zostaliście obrzezani obrzezką, dokonaną nie ręką ludzką, gdy wyzuliście się z grzesznego ciała ziemskiego; to jest obrzezanie Chrystusowe” (Kol. 2:11). Dzięki temu możemy odnosić zwycięstwo w naszym ciele nad jego żądzami, gdyż Słowo Boże wskazuje nam, że jest to jedyny sposób – „Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej” (Gal. 5:16).
Zajmowanie się wszystkim innym, poza Chrystusem, jest gonitwą za cieniem. Liczy się tylko Chrystus,  znaczenie dla naszego bezpiecznego przejścia przez całe życie ma jedynie darowana nam z łaski pozycja w Chrystusie. Kluczowy werset Listu do Kolosan wskazuje wyraźnie, że skoro mamy rzeczywistego Chrystusa, nie powinniśmy zajmować się cieniem – „Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus” (Kol. 2:17). W oryginalnym tekście jest powiedziane, że rzeczywistością jest „Ciało Chrystusa  [de soma tou Xristou]. Biblia Gdańska oddaje to sławami: „ale prawdą jest ciało Chrystusowe.”
Ciałem Chrystusa my jesteśmy, zostaliśmy przez Ducha Świętego w Nie zanurzeni. „Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus; bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało” (1 Kor. 12:12,13).
Diabeł wie o tej szczególnej pozycji, jaką ma każde Boże dziecko. Wie też, że ten, kto znajduje się na tej pozycji, jest dla niego nietykalny, jest nie do pokonania. Każda ognista strzała wystrzelona w Boże dziecko, musi wpierw pokonać Tego, kto go rozbroił „i wystawił na pokaz, odniósłszy w nim triumf nad nimi” (Kol. 2:15).
Chyba, że ktoś „wysunie głowę”, aby zobaczyć co dzieje się na zewnątrz i opuści swoją pozycję w Chrystusie. Jestem przekonany, że jest to zbyt ryzykowne.
Henryk Hukisz

Thursday, February 23, 2012

Błogosławieństwo niedźwiedziej przysługi

Potoczne znaczenie wyrażenia "niedźwiedzia przysługa" jest negatywne, pomimo tego, że zamiar był dobry. Jeśli np. ktoś odrobi za ciebie zadanie domowe i poda błędną informację, to zrobi ci „niedźwiedzią przysługę”. Powiedzenie to wzięło swój początek z bajki o niedźwiedziu, który chciał zabić muchę siedzącą na czole jakiegoś pustelnika. W rezultacie zginęła nie tylko mucha, lecz również sam pustelnik. 

A jak to jest w Bożym Królestwie? Może zdarzyć się, że ktoś nam wyświadczy "niedźwiedzią przysługę", lecz Bóg może obrócić ją ku dobremu, gdyż "tym, którzy miłują Boga, wszystko służy ku dobremu" (Rzym. 8:28).
Ostatnio czytałem o pojedynku Dawida z Goliatem. Któż nie zna tej historii, jest przecież opowiadana już dzieciom na szkółce niedzielnej. Moją uwagę, gdy po raz kolejny przypomniałem sobie to wydarzenie, zwróciłem na lwa i niedźwiedzia, pojawiających się jakby na marginesie tego opowiadania. Dawid, zapytany przez króla Saula o to skąd wziął odwagę, aby stanąć do walki z Goliatem, odpowiedział z dziecięca prostotą:Twój sługa pasał owce u swojego ojca. Gdy przychodził lew lub niedźwiedź i porywał owcę ze stada, ruszałem za nim w pościg, napadałem na niego i wyrywałem ją z jego paszczy. A jeśli rzucał się na mnie, to chwytałem go za szczękę, tłukłem i zabijałem (1 Sam. 17:34,35). Można byłoby powiedzieć, że pomysł Dawida nie miał żadnych szans na powodzenie, gdyby właśnie nie ta przygoda z niedźwiedziem. A jednak, dzięki temu, że ten pomysł zyskał Boże błogosławieństwo, przeszedł do historii i stał się dobrym przykładem dla tych, którzy chcę służyć Bogu.
Oczywiście, w przypadku pastuszka Dawida, nie była to jakaś przygoda, którą opowiada się w letnie wieczory przy ognisku. Można z łatwością wyobrazić sobie scenariusz takiego wydarzenia. Dawid był jeszcze młodym chłopcem, nie nadawał się więc do wojska, nawet w tej wyjątkowej sytuacji, jaka wówczas wystąpiła. W obliczu zagrożenia ze strony Filistynów, gdy ich wojska rozłożyły się pośród dębów w dolinie Efes-Dammim, w Izraelu ogłoszono powszechny nabór – kto żyw chwytał za broń. Tylko trzech z ośmiu synów Jessego z Betlejem miało odpowiedni wiek, aby zaciągnąć się do wojska. Najmłodszy z nich, Dawid jako małe pacholę, chociaż rwał się do walki z wrogiem, musiał zostać w domu, aby pilnować na pastwisku ojcowskich owiec. Myślę, że w pierwszej chwili, jego stłamszona ochota do walki, wywołała w nim coś w rodzaju buntu – skoro do niczego się nie nadaję, to nic nie będę robić. Być może, dopiero samotność wśród owiec, pomogła mu przełknąć chłopięcą dumę, aby zdobyć przygotowanie do Bożej służby, jakiej nie dała by mu najlepsza szkoła wojskowa.
Jak dobrze, że nad wszystkim czuwał Bóg, który dokładnie wiedział w jakim niebezpieczeństwie znajduje sie Jego naród, i że nie jest odpowiednio przygotowany do obrony. Z opisu tego całego zdarzenia widać, że wśród żołnierzy nie było ochotników, aby stanąć „twarzą w twarz” z wrogiem. Przez czterdzieści dni, gdy Goliat lżył Boga i Jego naród,wszyscy Izraelici, widząc tego człowieka, uciekli przed nim pełni strachu (1 Sam. 17:24).
Bóg o tym wiedział i dlatego już wcześniej przygotowywał Swojego sługę Dawida, na Swój sposób. Jak bardzo Boże sposoby różnią się od naszych. Izajasz określił to słowami: „Bo Moje myśli nie są myślami waszym ani wasze drogi Moimi drogami – wyrocznia PANA –  bo jak niebiosa wznoszą się nad ziemią, tak Moje drogi górują nad waszymi drogami a Moje myśli nad myślami waszymi (Izaj. 55:8,9).
Bóg zorganizował dla Dawida, którego przygotowywał do kluczowej roli w tym wydarzeniu, Swoją szkołę walki. Posyłał lwa lub niedźwiedzia, aby nauczyć walki w Bożej sprawie, Bożymi metodami. Rola, jaką tu odegrał niedźwiedź, można nazwać „niedźwiedzią przysługą”, lecz jak wszystko w Bożym Królestwie, to co opiera się na Bożych regułach, jest postrzegane inaczej niż w tym świecie. Dla Dawida, szkoła jaką dał mu niedźwiedź, miała zasadnicze i pozytywne znaczenie. Dawid wiedział, że tylko Bóg mógł wyrwać go z objęć dzikiego zwierza, gdyż „na ludzki rozum” biorąc, sam nie miał szansy, aby wyjść cało z takiego spotkania. Cóż więc teraz mógł mu zrobić Goliat, gdyby nawet był dwa razy większy, przecież Dawid wiedział, że PAN, który ocalił mnie z łap lwa i niedźwiedzia, ocali mnie także z ręki tego Filistyna(1 Sam. 17:37).   
Dawid nauczył się ufać Panu, całkowicie polegać na sile Pana, a nie na własnych zdolnościach. Dlatego, gdy sam król przywdział jego wątłe ciało w swoją zbroję, Dawid poczuł się nieswojo, i nie obrażając króla, zdjął ją z siebie mówiąc: Nie mogę w tym chodzić, ponieważ nie jestem do tego przyzwyczajony (1 Sam. 17:39).
Bóg i dziś przypomina Swoim dzieciom, że w każdej potyczce, jaką musza przejść, mogą liczyć na Jego wsparcie. Historia Izraela zawiera opisy wielu takich sytuacji, gdy zwycięstwo było osiągane jedynie dzięki temu, że to była Pańska walka. Jak powiedział prorok Zachariasz, przygotowując naród izraelski do powrotu z niewoli babilońskiej, że gdy spotkają ich trudności, mogą liczyć na pomoc Pana. „Nie dzięki sile i nie dzięki mocy, lecz dzięki Mojemu duchowi! − mówi PAN Zastępów” (Zach. 4:6).
Pan Jezus, gdy wspomniał o Swoim odejściu, powiedział uczniom o innym Pocieszycielu, który będzie z nimi:A Ja poproszę Ojca i da wam innego Orędownika, aby był z wami na wieki (Jan 14:16). Dlatego, przed samym odejściem do Ojca polecił im, aby nie odchodzili z Jerozolimy, gdyż wyznaczył im wielkie zadanie głoszenia Ewangelii wszystkim narodom. Powiedział im: Nie oddalajcie się z Jerozolimy, ale oczekujcie obietnicy Ojca, o której usłyszeliście ode Mnie (Dz.Ap. 1:4). Zadanie, jakie im wyznaczył do wypełniania, przerastało ich możliwości nie dlatego, że byli w większości jedynie zwykłymi rybakami, ale dlatego, że było to zadanie Bożej natury. Pokonywanie trudów w zwiastowaniu Ewangelii można porównać do spotkania Dawida z Goliatem.
Podobnie jak Dawid, my również potrzebujemy Bożego przygotowania. Jeśli ktoś porywa się do tego zadania pędzony jedynie własną chęcią lub gorliwością pierwszej miłości, może przeżyć wiele rozczarowań. Podobnie jak Saul z Tarsu, po spotkaniu z żywym Chrystusem na drodze do Damaszku poddał się Bożej szkole - my też jej potrzebujemy. Przez trzy lata, gdzieś w Arabii spotykał się z niejednym „lwem lub niedźwiedziem”, aby później pójść do Jerozolimy i stawić się posłusznie u Piotra. Tutaj, jeszcze przez piętnaście dni, „poznawał” na czym polega współpraca z innymi Apostołami w Bożym Kościele.
A kiedy już u schyłku swego życia, jako rzymski więzień, stawiany przed oskarżycielami tego świata, pomimo, że inni go opuścili, Paweł doświadczał szczególnej obecności Pana. W liście do umiłowanego Tymoteusza napisał: Pan jednak stanął przy mnie i dodał mi sił, aby przeze mnie dopełniło się głoszenie Ewangelii i wszystkie narody ją usłyszały. Zostałem też wyrwany z paszczy lwa (2 Tym. 4:17). Ten wierny Bogu Apostoł, dzięki wcześniejszej „lwiej przysłudze”, mógł teraz stanąć przed rzymskim „Goliatem”, aby w domu cesarza dać świadectwo o jedynym i prawdziwym Bogu – Jezusie Chrystusie.
Wierzę, że wielu z nas może znaleźć pokrzepienie w zapewnieniu apostoła Pawła: Wyrwie mnie Pan z każdej złej sytuacji i wybawi dla swojego Królestwa niebiańskiego. Jemu chwała na wieki wieków(2 Tym. 4:18). Dlatego też nasze osobiste doświadczenia, przeszkody i utrudnienia, jakie często stawiają nam inni, powinniśmy traktować jako Boże przygotowanie do walki z naszymi "Goliatami". Wówczas będziemy mogli z pełnym przekonaniem powiedzieć „Amen”, i odebrać je jako wspaniałe błogosławieństwo.
 Henryk Hukisz