Saturday, November 22, 2014

Zachować czystość


 Wczoraj miałem okazję obserwować sytuację, w prawdzie nie mającą nic wspólnego z naszym duchowym życiem, która jednak wywołała pewne skojarzenie, którym chcę się podzielić.

Obserwowałem kilku pracowników porządkujących przed zimą teren osiedla mieszkaniowego. Posługując się spalinowymi dmuchawami, zmiatali liście z trawników i chodników. Po kilku godzinach żmudnej pracy, teren wyglądał wspaniale, można powiedzieć, że lśnił czystością. Po zakończeniu prac porządkowych, krzątający się jak mrówki pracownicy, schodzili z terenu, oglądając się z zadowoleniem na efekt swojej pracy.

W tym samym momencie zauważyłem jakiś ruch na dachu jednego budynku. Dwaj pracownicy innej firmy, posługując się również podobnymi dmuchawami, zaczęli zmiatać liście z dachów i rynien. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, a w myślach pojawiały się różne epitety na temat synchronizacji prac zarządców tego osiedla. Wszystkie liście, a było ich sporo na dachach, zaczęły spadać na trawniki i chodniki, pokrywając je bezładną powłoką.

Wówczas przypomniały mi się słowa jednej z przypowieści Pana Jezusa. Po uwolnieniu człowieka opętanego z mocy demonicznych, faryzeusze oskarżyli Chrystusa o współpracę z Belzebubem. Wtedy Pan im odpowiedział: „A gdy duch nieczysty wyjdzie z człowieka, wędruje po miejscach bezwodnych, szukając ukojenia, a gdy nie znajdzie, mówi: Wrócę do domu swego, skąd wyszedłem. I przyszedłszy, zastaje go wymiecionym i przyozdobionym. Wówczas idzie i zabiera z sobą siedem innych duchów, gorszych niż on, i wchodzą, i mieszkają tam. I bywa końcowy stan człowieka tego gorszy niż pierwotny” (Łuk. 11:24-26).

Jak już wcześniej pisałem na tym blogu (Na wpół narodzony), Pan Jezus tą przypowieścią nie zilustrował nauki na temat „połowicznego odrodzenia”, jak sugerują nam redaktorzy współczesnych przekładów Biblii, lecz ostrzegał przed niebezpieczeństwem utracenia czystości, którą On pragnie dać człowiekowi. Boży odwieczny wróg ma jeden jedyny cel, aby niszczyć to, co Stwórca czyni. Dlatego głównym celem przyjścia Chrystusa jest, jak to zapisał apostoł Jan: „Syn Boży na to się objawił, aby zniweczyć dzieła diabelskie” (1 Jan 3:8). I jak wiemy, Chrystus tego dzieła dokonał na Golgocie, gdyż „wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami, i usunął go, przybiwszy go do krzyża; rozbroił nadziemskie władze i zwierzchności, i wystawił je na pokaz, odniósłszy w nim triumf nad nimi” (Kol. 2:14,15).

Dzieło Chrystusa jest doskonałe i dokończone, gdyż słowami wypowiedzianymi na krzyżu „Wykonało się” dał świadectwo zwycięstwa nad mocami diabelskimi. Lecz, jak nam piszą apostołowie w listach do wierzących w Pana Jezusa, „diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć” (1 Ptr. 5: 8). Ten diabelski ryk stara się nastraszyć dziecko Boże, tak, aby znaleźć przystęp do jego myśli i serca i zabrudzić czystość uzyskaną dzięki krwi Baranka. Czystość jest doskonała, lecz nasze serce jest nadal podatne na zabrudzenie. Dlatego apostoł Jan pisze wprost: „Dzieci moje, to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy” (1 Jan 2:1). Kilka zdań wcześniej napisał też: „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” (1 Jan 1:9).

Chciałbym jednak postawić pytanie, czy jesteśmy wrażliwi na czystość uzyskaną we krwi Chrystusa? Czy robimy wszystko, aby tę czystość zachować?

Nauka apostolska stawia tę kwestię jasno, wzywając nas do uważnego życia, aby nie dopuścić do sytuacji, gdy damy diabłu przystęp do naszych myśli. Apostoł Piotr wzywa nas do czujności słowami: „Bądźcie trzeźwi, czuwajcie!(1 Ptr. 5:8). Apostoł Jakub wzywa nas również do stawiania sprzeciwu diabelskim zakusom – „Przeto poddajcie się Bogu, przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was. Zbliżcie się do Boga, a zbliży się do was” (Jak. 4:7,8).

Apostoł Paweł, w swoich listach do zborów, zapisał wiele słów na temat zwycięskiego życia. Nauczał wierzących na wiele sposobów, że droga dostępu diabła do naszych serc leży w naszych cielesnych nawykach i pragnieniach. Dlatego pisał wprost, zachęcając słowami: aby każdy z was umiał utrzymać swe ciało w czystości i w poszanowaniu” (1 Tes. 4:4), gdyż „taka jest bowiem wola Boża: uświęcenie wasze” (w. 3). Chyba najbardziej znanym zdaniem na temat tej walki, jest werset: „Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej. Gdyż ciało pożąda przeciwko Duchowi, a Duch przeciwko ciału, a te są sobie przeciwne, abyście nie czynili tego, co chcecie” (Gal. 5:16,17).

Wiemy dobrze, że Bóg pragnie nas używać w Swoim Królestwie, lecz ponieważ On jest święty, chce mieć również święte naczynia, wypełnione Jego chwałą. Dlatego Paweł zachęcał wierzących słowami: „Jeśli tedy kto siebie czystym zachowa od tych rzeczy pospolitych, będzie naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego” (2 Tym. 2:21).

Pan Jezus, świadomy zagrożeń, jakie będziemy spotykać w tym świecie, modlił się do Ojca o nas – Nie proszę, abyś ich wziął ze świata, lecz abyś ich zachował od złego” (Jan 17:15). Pamiętajmy więc, że diabeł będzie starał się do oczyszczonych serc nawrzucać swoich brudnych liści, lecz w Chrystusie mamy zagwarantowane zwycięstwo.

Ostatnia obietnica skierowana do Kościoła brzmi: „Błogosławieni, którzy piorą swoje szaty, aby mieli prawo do drzewa żywota i mogli wejść przez bramy do miasta” (Obj. 22:14).

Henryk Hukisz

Sunday, November 9, 2014

Prawda umiarkowana


 W naszym relatywnym odbiorze wszystkiego, co nas otacza, przyzwyczailiśmy się do różnych określeń prawdy. Mamy pełną prawdę, swoją własną, ogólnie przyjętą, lub, mówimy wprost, że coś jest półprawdą. Czysty absurd.

Czytając Biblię musimy uznać tylko jedną prawdę - Bożą, gdyż On jest Prawdą. Dwa tysiące lat temu, przyszła do nas jako Słowo, które „ciałem się stało i zamieszkało wśród nas, i ujrzeliśmy chwałę jego, chwałę, jaką ma jedyny Syn od Ojca, pełne łaski i prawdy” (Jan 1:14). Ta jedyna Prawda, jest radykalna, ostra jak miecz obosieczny dokonując skutecznego cięcia, aż do „rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca; i nie ma stworzenia, które by się mogło ukryć przed nim, przeciwnie, wszystko jest obnażone i odsłonięte przed oczami tego, przed którym musimy zdać sprawę” (Hebr. 4:12,13).

Wybory są wydarzeniem politycznym, w którym demokratyczny naród dokonuje swoimi głosami, wyboru tych, którym okazuje zaufanie. W ostatnim czasie, w stanie Illinois nastąpiła znacząca zmiana polityczna, gdyż po kilku kadencjach nieudanych rządów demokratów, wybrano republikańskiego gubernatora. Następnego dnia po ogłoszeniu wyników tych wyborów, przywódcy demokratów zaczęli domagać się od republikanów „umiarkowanego stanowiska” w kwestiach odnoszących się do mieszkańców całego stanu.

Przecież, chyba jest rzeczą oczywistą, że wyborcy zdecydowaną przewagą głosów wyrazili swoją dezaprobatę dla dotychczasowej polityki demokratów, aby powierzyć sprawy dotyczące tego stanu w ręce określonej opcji politycznej. Domaganie się ustępstw od radykalnych rozwiązań ekonomicznych, jakie proponują republikanie, jest absurdem.

Co to ma wspólnego z naszym chrześcijańskim życiem? Dużo, gdyż nieraz zachowujemy się podobnie w stosunku do Boga i Jego Prawdy, jedynej i niezmiennej, zajmując umiarkowane stanowisko wobec Bożej prawdy . Często słyszy się, że Bóg Starego Testamentu był bardziej surowy, gdyż wymagał od ludzi przestrzegania Prawa, co do każdej „joty i kreski”. Natomiast Bóg Nowego Testamentu jest bardziej łaskawy wobec naszych grzechów, gdyż teraz kieruje się miłością a nie Prawem. Przyjmując takie pojęcie Boga i Jego Prawdy, można teraz oczekiwać, że Bóg będzie stosować wobec nas „prawdę umiarkowaną”, ponieważ Chrystus umarł za nasze grzechy. Czyżby?

Bóg nie zmienił się ani na jotę, gdyż „u Niego nie ma żadnej odmiany ani nawet chwilowego zaćmienia” (Jak. 1:17). Pisałem o tym niedawno w rozważaniach „Starodawne ścieżki” i „Bóg Strodawny”. Tak samo, Jego Prawda jest niezmiennie radykalna i ostra w swoim działaniu wobec nas, którzy ją przyjmujemy. Znamy dobrze jedno z przysłów na temat prawdy, że „Prawda w oczy kole”, dlatego wielu unika jej jak ognia.

Jeśli już mówimy o Bożej pobłażliwości, to zgodnie z tym, co ogłosił apostoł Paweł: „Bóg wprawdzie puszczał płazem czasy niewiedzy, teraz jednak wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się upamiętali, gdyż wyznaczył dzień, w którym będzie sądził świat sprawiedliwie przez męża, którego ustanowił, potwierdzając to wszystkim przez wskrzeszenie go z martwych” (DzAp. 17:30,31). Wynika stąd fakt, że dopiero teraz, Bóg będzie rozliczać ludzi z posłuszeństwa wobec Jego Prawdy. Chrystus w rozmowie z Żydami, którzy oskarżali Go o to, że „Boga nazywał własnym Ojcem, i siebie czynił równym Bogu” (Jan 5:18), oświadczył, że teraz „Ojciec nikogo nie sądzi, lecz wszelki sąd przekazał Synowi” (w. 22).

Sąd Jezusa Chrystusa rozpoczął się wraz z Jego przyjściem, gdyż, jak czytamy „na tym polega sąd, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo ich uczynki były złe. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światłości, aby nie ujawniono jego uczynków” (Jan 3: 19,20). A Boża światłość jest niezmienna od wieków, i teraz, gdy „prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, przyszła na świat” (Jan 1:9), zaistniała możliwość ujrzenia swoich uczynków w świetle odwiecznej Bożej Prawdy. Nic dziwnego, że ludzie, którzy nie chcą, aby ich uczynki były ujawnione, znienawidzili światłość.

Apostoł Piotr, wierny uczeń Pana Jezusa, gdy już się zestarzał, napisał do tych, „którzy dzięki sprawiedliwości Boga naszego i Zbawiciela Jezusa Chrystusa osiągnęli wiarę” (2 Ptr, 1:1), że gdy nastanie czas sądu ostatecznego, wówczas „żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną” (2 Ptr. 3:10). Skoro Bóg okaże Swój gniew w tak drastyczny sposób, to „jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności” (w. 11) , zastanawia się Piotr

Pewnego razu, pewien młody człowiek przyszedł do Pana Jezusa z pytaniem: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby osiągnąć żywot wieczny?” (Mat. 19:16). Jezus powiedział mu o konieczności przestrzegania przykazań, które wyrażają Bożą jedyną Prawdę. Tego wymaga Boża sprawiedliwość, gdyż On jest święty. Niestety, ów młodzieniec odszedł smutny, gdyż nie chciał pójść „na całego” za Chrystusem. Uczniowie Pana Jezusa, gdy to zobaczyli, zadali Mu pytanie: „Któż tedy może być zbawiony?” (w. 25). Odpowiedź Chrystusa wyjaśnia wszystko w sposób jednoznaczny – „U ludzi to rzecz niemożliwa, ale u Boga wszystko jest możliwe” (w. 26). Apostoł Paweł ujął później tę prawdę w jednym zdaniu – „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym. 6:23). Z łaski możemy otrzymać przebaczenie naszych grzechów, za które umarł Chrystus, aby już teraz postępować zgodnie z Bożą prawdą, jedyną i od wieków niezmienną.

Jest to jedyna droga, aby przyjąć dar zbawienia, dlatego Paweł napomina nas również „abyście nadaremnie łaski Bożej nie przyjmowali” (2 Kor. 6:1), a to znaczy, że nie możemy Bożej prawdy traktować w sposób umiarkowany. Prawda jest prawdą, albo w ogóle nie jest prawdą.

Henryk Hukisz

Saturday, November 8, 2014

Ja i Bóg, czy raczej, BÓG i ja



 Przed chwilą, nie wiedząc dlaczego, wstałem i będąc posłuszny wewnętrznemu głosowi poszedłem do kuchni. Gdy już tam się znalazłem, zastanowiłem się, po co tutaj przyszedłem, i nagle zobaczyłem na kuchennym blacie pojemnik z tabletkami, jakie muszę codziennie zażywać. Przez chwilę pomyślałem, że Duch Święty przypomniał mi o tym, gdyż często zdarza się już zapominać. I wówczas pojawiła się refleksja, czy rzeczywiście była to interwencja Boga, czy jakaś mniej znana mi reakcja mojej podświadomości. 

Czy mamy prawo włączać Boga do każdej najdrobniejszej sytuacji, czy raczej odwoływać się do Stworzyciela nieba i ziemi jedynie w sytuacja ważnych?

Wychowałem się w rodzinie wierzącej, jak to się zwykło ongiś mawiać. Moi rodzice byli ludźmi wierzącymi w Pana Jezusa, w którego uwierzyli w swojej młodości. Nam dzieciom starali się od samego początku zaszczepić wiarę w Boga i szacunek do Stwórcy.

Jak już nieraz wspominałem w moich rozważaniach na tym blogu, w naszym domu modlono się nie tylko przed jedzeniem, ale również każdego ranka, po wyjściu z łóżek, oraz wieczorem, zanim mogliśmy znów do nich powrócić. Biblia była zawsze na widoku, a gdy kładziono ją na stół, aby czytać Boże Słowo, stół musiał być wpierw doprowadzony do odpowiedniego stanu, aby okazać szacunek dla słów, jakie za chwilę będą z niej czytane.

„Bojaźń i drżenie” Sorena Kierkegaarda stały się moją ulubioną lekturą na studiach teologicznych, od momentu, gdy pierwszy raz wziąłem do ręki tę książkę. Wiem, że w Biblii znajdziemy wiele wersetów podobnych do tego - „Przeto okażmy się wdzięcznymi, my, którzy otrzymujemy królestwo niewzruszone, i oddawajmy cześć Bogu tak, jak mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią” (Hebr. 12:28). Apostoł Piotr czyni podobną uwagę na temat naszego odnoszenia się do Boga – „A jeśli wzywacie jako Ojca tego, który bez względu na osobę sądzi każdego według uczynków jego, żyjcie w bojaźni przez czas pielgrzymowania waszego” (1 Ptr. 1:17). Nie podaję cytatów ze Starego Testamentu, aby nie prowokować do argumentów typu: „przecież żyjemy w okresie łaski, a nie Prawa”.

W prawdzie Piotr, ten wierny Boży sługa mówi dalej o łasce, jaką otrzymaliśmy we krwi Baranka Bożego, wiedząc „że nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego” (1 Ptr, 1: 18,19). Lecz fakt, że sam Chrystus powiedział Swoim uczniom: „jesteście przyjaciółmi moimi” (Jan 15:14), nie zmienia sytuacji, że nadal jesteśmy jedynie stworzeniem, a Bóg pozostaje niezmiennie Stwórcą.

Bóg jest święty, jest wieczny, jest wszechpotężny, jest wszechwiedzący, jest ..., można byłoby nadal wymieniać różne cechy, świadczące o Jego wielkości. Nasza wielkość, pomimo pełnego odkupienia krwią Chrystusa, nadal pozostaje na poziomie człowieka, którego On stworzył. Osobiście uważam, że wszelkie spoufalanie się z Bogiem jest nie na miejscu, i jest jedynie wyrazem braku okazania Mu należnego szacunku.

Pomiędzy Bogiem i nami pozostanie na zawsze ogromna różnica. On jest Wielki, my jedynie prochem, z którego nas stworzył. Doznamy wprawdzie przemiany, gdy, albo z martwych wstaniemy do nowego życia w Jego chwale, albo „będziemy przemienieni  w jednej chwili, w oka mgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej” (1 Kor. 15:51,52). Ale, o ile się nie mylę, ten moment jeszcze nie nastąpił, tak więc, pozostajemy nadal na pozycji stworzenia wobec Stwórcy. Przypisywanie Bogu, czy tez Duchowi Świętemu swoich własnych myśli czy odczuć jest, co najmniej nietaktem, o ile nie znieważaniem Boga.

Apostoł Jan, jedyny, któremu Chrystus pokazał niebo i to, co czeka wszystkich wiernych Mu do końca Jego sług, opisał szczególny moment w niebie. Gdy Bóg zakończył okazywanie Swego gniewu, Jan zobaczył coś jakby wielkie szklane morze i tych, którzy odnieśli zwycięstwo, mieli oni Boże harfy w rękach, a z ust płynęły słowa pieśni Mojżesza: „Wielkie i dziwne są dzieła twoje, Panie, Boże Wszechmogący; sprawiedliwe są drogi twoje, Królu narodów; któż by się nie bał ciebie, Panie, i nie uwielbił imienia twego? Bo Ty jedynie jesteś święty, toteż wszystkie narody przyjdą i oddadzą ci pokłon, ponieważ objawiły się sprawiedliwe rządy twoje” (Obj. 15:3,4). Tak będzie w niebie, już po przemienieniu „skazitelnego w nieskazitelne”. A co dopiero teraz, gdy nadal nosimy na sobie nasze skazitelne gliniane skorupy?

Zakończę tym razem anegdotą.  Południowy tybetański wiatr przyniósł na pustynię Gobi małą mrówkę. Po wylądowaniu na gorącym piasku, spotkała swoją odległą kuzynkę, z którą szybko nawiązała rozmowę. 

Zaczęła opowiadać jej o niezwykłości tybetańskich szczytów, ogromie skalistych urwisk. Mówiła z takim zapałem, że jej pustynna krewna, nie chcąc być gorszą, zaczęła opowiadać o burzach piaskowych, o wysokich wzniesieniach, na które musiała wchodzić, o karawanach wędrujących przez wiele miesięcy z jednego końca na drugi.

Nagle, przysiadł się do nich orzeł, który dopiero co, szybował nad wysokimi szczytami i spoglądał z góry na niekończące się pustynne piaski. Gdy posłuchał przez chwilę tego, z jakim zapałem przechwalają się swoją wiedzą małe mrówki, przerwał ich rozmowę i zapytał, czy były w stanie przejść całą pustynię o długości 1 600 kilometrów, albo wdrapać się na sam szczyt Mount Everestu, ponad 8 800 metrów?

Wiedza mrówek ograniczała się jedynie do kilku metrów kwadratowych pustyni, albo do małego zaułka skalnego masywu górskiego.

A co my wiemy na temat Boga, którego wielkość jest nieskończona? Pozostańmy więc raczej na pozycji mrówki, w prawdzie odkupieni do życia wiecznego, lecz nadal będącymi jedynie stworzeniem.

Henryk Hukisz

Sunday, November 2, 2014

Znak dobrego chrześcijanina



W roku 2014 przejechałem na rowerze nieco ponad dwieście mil, czyli jakieś 330 km. Jak na mój wiek, to dość sporo. Najczęściej „połykam” kolejne mile na leśnych ścieżkach przeznaczonych wyłącznie dla rowerzystów i piechurów, dlatego, że są bezpieczne. Niestety, nie ma takich ścieżek w okolicy, gdzie ostatnio mieszkałem, dlatego, jeśli dopisywała pogoda, to wraz z żoną, wsiadaliśmy na nasze dwa kółka i nabijaliśmy licznik na lokalnych uliczkach. Problem w tym, że tymi samymi drogami poruszały się pojazdy mechaniczne, czyli samochody. Korzystając wspólnie z tych samych dróg, musimy dostosowywać się do przepisów, aby uniknąć niebezpieczeństwa. Wiadomo, kto przegrywa w sytuacji, gdyby doszło do kolizji.

Podczas rowerowej wędrówki po pięknym Oak Park, gdzie są dość spokojne ulice, a i domy piękne, tak, że jest co dodatkowo podziwiać, doszedłem do dość ciekawej obserwacji. A mianowicie, zacząłem rozpoznawać narodowość kierowców, obserwując ich zachowanie w sytuacji, gdy zbliżałem się do skrzyżowania. Muszę wyjaśnić, że na ulicach wewnątrz osiedli, prawie wszystkie skrzyżowania są oznakowane znakiem drogowym STOP. Zapewnia to w dużym stopniu bezpieczeństwo poruszania się, każdemu użytkownikowi drogi. Z reguły jest tak, że każdy kierowca zachowuje szczególną ostrożność, gdy zauważy rowerzystę w zasięgu swego poruszania się.

Zauważyłem jednak, że nie wszyscy kierowcy zachowują się jednakowo, i to skłoniło mnie do pewnej analizy. Z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że rodowity amerykański kierowca, na widok zbliżającego się roweru, zatrzymuje się, nawet jeśli nie ma znaku STOP, i poczeka, aż rowerzysta przejedzie skrzyżowanie. Jeśli kierowca obliczy, że zdąży przed rowerem spokojnie przejechać i dodaje gazu, aby manewr wykonać, to musi być kierowca polskiej narodowości. Jeśli natomiast, co zauważyłem dzisiaj, kierowca zbliżając się do ronda, na widok rowerów nadjeżdżających z jego prawej strony, pokonuje to skrzyżowanie od razu w lewo, bez jazdy dookoła ronda, to daję głowę, że jest imigrantem z Meksyku.

Ta obserwacja wywołała refleksję na temat zewnętrznego znaku, po którym nasi bliźni rozpoznają to, jakim jesteśmy chrześcijanami. Niektórzy uważają, że dobrze jest mieć na swoim samochodzie, lub rowerze, znak rybki. Nieraz spotykamy ludzi, którzy starają się swoim specjalnym ubiorem pokazać, że są np. duchownymi. Często widzimy dekoracje w postaci wisiorków lub krzyżyków wpiętych w widoczne miejsca ubrań. Lecz nie o takie znaki mi chodzi, gdyż każdy może je nosić.

Pan Jezus powiedział wyraźnie, że jest tylko jeden znak, po którym ludzie nas rozpoznają – „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie(Jan 13:35). Dlatego zastanawiam się, czy ludzie, z jakimi spotykamy się na co dzień, widząc nas w różnych sytuacjach, mogą bezbłędnie określić naszą niebiańską narodowość?

Pisałem już wcześniej na podobny temat, że bardzo istotna jest również zewnętrzna forma naszej pobożności (Kształt pobożności), gdyż w ten sposób inni mogą poznać, kim naprawdę jesteśmy. Oczywiście nie chodzi o to, aby pokazać jedynie zewnętrzną pobożność, gdy nie ma jej wewnątrz serca, lecz jeśli wnętrze jest czyste i święte, to będzie to widoczne również na zewnątrz. Chrystus, gdy nauczał na temat znaków rozpoznawczych obywateli Królestwa Bożego, wskazywał na tę zależność, mówiąc: „Albowiem gdzie jest skarb twój - tam będzie i serce twoje” (Mat. 6:21). Następnie, wskazał, na wewnętrzne źródło światłości, która znajduje swoje odbicie na zewnątrz – „Światłem ciała jest oko. Jeśli tedy oko twoje jest zdrowe, całe ciało twoje jasne będzie.  A jeśliby oko twoje było chore, całe ciało twoje będzie ciemne. Jeśli tedy światło, które jest w tobie, jest ciemnością, sama ciemność jakaż będzie!” (w. 22, 23).

Warto jest pamiętać o tym, aby znakiem, po którym ludzie będą rozpoznawać to, że jesteśmy dziećmi Bożymi, była prawdziwa miłość, jaką może dać nam jedynie Chrystus. Przypomnę jeszcze słowa apostoła Jana, który z pewnością zapamiętał naukę swego Nauczyciela. Napisał później w liście do wierzących: „Umiłowani, miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga, i każdy, kto miłuje, z Boga się narodził i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością” (1 Jan 4:7,8).

Jestem przekonany, że w przypadku posiadania tego znaku, nie będziemy potrzebować dodatkowego wsparcia w postaci rybki, czy krzyżyka w klapie naszej marynarki.

Henryk Hukisz