Friday, March 28, 2014

Duchowy Okulista

Pamiętam moment w moim życiu, gdy, jak to się mówi, „ręka stała się już zbyt krótka, aby dobrze widzieć”, musiałem złożyć wizytę w gabinecie okulisty. Po zbadaniu wzroku okazało się, że musze uzbroić swoje oczy w dodatkowe soczewki oprawione w ładne ramki. Od tego momentu jestem „okularnikiem”, co oznacza, że muszę posługiwać się okularami, aby lepiej widzieć, czy nawet, aby w ogóle coś przeczytać.

A jak jest z naszym duchowym wzrokiem?. Czy też musimy udać się do specjalistycznego gabinetu, aby poprawić widzenie spraw Bożych”? Apostoł Paweł naucza, że należy przyłożyć „do duchowych rzeczy duchową miarę” (1 Kor. 2:13), gdyż „cielesny człowiek nie pojmuje tych rzeczy, które są Ducha Bożego; albowiem mu są głupstwem i nie może ich poznać, przeto iż duchownie bywają rozsądzone” (w. 14) [B.G.]. Gdzie możemy znaleźć taki gabinet, w którym nasz wzrok zostanie zbadany „duchownie” (B.G.)?

Pan Jezus, nasz „cudowny Doradca”, po zbadaniu naszego duchowego wzroku, może postawić diagnozę: „Jeśli tedy oko twoje jest zdrowe, całe ciało twoje jasne będzie” (Mat. 6:22). Dlatego tak ważne jest, abyśmy dbali o swoje duchowe oczy.

 „Pilnuj swych oczek, pilnuj swych oczek, gdzie patrzeć chcą...”, śpiewają już małe dzieci na zajęciach Szkółki Niedzielnej. Salomon, w danej mu mądrości od Boga, radzi wszystkim, którzy chcą podobać się Bogu: „Niech twoje oczy patrzą wprost, a twoje powieki niech będą zwrócone prosto przed siebie! Bacz na tor, po którym ma stąpać twoja noga, i niech będą pewne wszystkie twoje drogi. Nie zbaczaj ani na prawo, ani na lewo, powstrzymuj swoją nogę od złego!” (Prz.Sal. 4:25-27). Tak więc, od naszego patrzenia zależeć będzie to, jak chodzimy przed Panem. W podanej wyżej diagnozie Chrystusa o naszych oczach, w oryginale słówko „zdrowe” brzmi „haplous”, co znaczy: „pojedynczy” lub „poprawny”. Jezus oświadczył, że „światłem ciała jest oko” (Mat. 6:22). Łukasz natomiast, w swoim zapisie tych słów, użył określenia „świeca”, jako, że to było powszechnie używane wówczas źródło oświetlenia. 

Piszę o tym, ponieważ dowiedziałem się niedawno, że te słowa Chrystusa, wyjęte z kontekstu i rozumiane dosłownie, są brane jako podstawa do uznania tzw. medycyny niekonwencjonalnej, znanej jako „irydologia”. Niektórzy uważają, że dopisanie do czegokolwiek wyrazu „logia”, uczyni to coś nauką. Czy można uznać, że Pan Jezus, Boży Syn i Pan, jest protoplastą irydologii? Tylko szarlatani mogą tak twierdzić, albo ignoranci zdrowego rozsądku. A przecież, możemy uzyskać poprawne zrozumienie wszystkiego, co znajduje odniesienie do Biblii, tylko, że do duchowych rzeczy musimy przykładać duchową miarę. Jeśli tego nie zrobimy, to można dojść do wielu jeszcze dziwniejszych pojęć.

Wracając do nauki Pana Jezusa, musimy spoglądać na jego wypowiedzi w kontekście tego, o czym mówił. Słowa „Światłem ciała jest oko”, Jezus wypowiedział w kontekście robienia czegoś obłudnie, aby pokazać się przed ludźmi lepiej, niż jest w rzeczywistości. Chrystus mówił o tym, że tyko Bóg zna nasze prawdziwe motywy postępowania. Jeśli chodzi o nasz stosunek do rzeczy materialnych, to mamy gromadzić swoje skarby w niebie, gdyż „gdzie jest skarb twój - tam będzie i serce twoje” (Mat. 6:21), powiedział Pan Jezus. Nasz stosunek do świata materialnego, widzianego naszymi oczami, świadczy o tym, co wypełnia nasze serca, gdyż w nim, mówiąc obrazowo, mieści się miłość. Apostoł Jan stwierdził w swoim liście, że „kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca” (1 Jan 2:15). A co to ma wspólnego z naszymi oczami? A no właśnie to, że nasze oczy spoglądają na wszystko, co nas otacza, i wzbudzają pragnienie posiadania tych skarbów. Dlatego Jan dalej wyjaśnia, że „wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata” (w. 16).

Niestety, powodem wielu niepowodzeń w naszym życiu duchowym jest to, że źle widzimy. Nasze oczy, które wpuszczają do serca obrazy otaczającego nas świata, są chore. Jezus powiedział, że „jeśliby oko twoje było chore, całe ciało twoje będzie ciemne. Jeśli tedy światło, które jest w tobie, jest ciemnością, sama ciemność jakaż będzie!” (Mat. 6:23). Straszny stan, jeśli w tym ciemnym świecie nasz wzrok ociemnieje, to ta ciemność występuje do potęgi, już nie ważne której. 

W końcowym nauczaniu, jakie znajdujemy już w Księdze Objawienia Pana Jezusa, nasz duchowy Okulista skierował szczególne słowa do wierzących, którzy uważali, że posiadają wszystko: „radzę ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił i abyś przyodział szaty białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja, oraz maści, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał” (Obj. 3:18). I znów widzimy to powiązanie, jakie występuje pomiędzy tym, co widzą oczy, i czego pożąda serce.

Ta Boża maść, to modlitwa, jaką zaleca stosować apostoł Paweł. On sam to czynił w interesie ludzi wierzących w jego czasach, gdy nieustannie wspominał ich w modlitwach, aby Bóg „oświecił oczy serca waszego, abyście wiedzieli, jaka jest nadzieja, do której was powołał, i jakie bogactwo chwały jest udziałem świętych w dziedzictwie jego, i jak nadzwyczajna jest wielkość mocy Jego wobec nas, którzy wierzymy dzięki działaniu przemożnej siły jego, jaką okazał w Chrystusie, gdy wzbudził go z martwych i posadził po prawicy swojej w niebie...” (Efez. 1:18-20).

Zastanów się, czy już nie czas, aby udać się do najlepszego Okulisty, który może postawić jedynie poprawną diagnozę twojego wzroku?

Henryk Hukisz

Sunday, March 23, 2014

Ciastko z Krymem



 Nieżyjący już brat Sergiusz Waszkiewicz znany był z celnych powiedzonek, którymi zwykł ilustrować prawdy Biblijne w swoich kazaniach. Obecna sytuacja polityczna, spowodowana zagarnięciem części Ukrainy przez mocarską Rosję, przypomniała mi jedną z takich ilustracji. Myślę, że wiele osób, które pamiętają byłego Pastora zboru w Gdańsku, zna również ten przykład. Brat Waszkiewicz mówił o tym, jak to diabeł stara się wpierw wbić jeden gwóźdź w ścianę naszego serca. Z reguły nie zwracamy uwagi na taki drobiazg, nawet później, gdy przyjdzie, aby powiesić na tym gwoździu swój kapelusz, Później jest kolej na płaszcz, na walizkę, jaką stawia w tym miejscu, aż w końcu wprowadza się do naszego serca, zgłaszając prawo do swojej własności, jako, że już tu prawie mieszka. 

Kaznodzieja chciał wskazać w ten sposób na podstępność naszego przeciwnika, który stopniowo chce zapanować nad całym naszym sercem i życiem. Dlatego musimy być czujni i podejmować stosowne kroki, aby przeciwdziałać tym diabelskim zakusom.

Co wspólnego ma ta ilustracja z Krymem?

Z niepokojem obserwuję rozwój sytuacji w południowej Ukrainie, na tym pięknym półwyspie, który terytorialnie stanowi integralną część tego państwa. Nie mam zamiaru wdawać się w dyskusję na temat historii tego „kremu”, który dodaje uroku i smaku całemu ciastku, jakim jest to młode państwo, budujące swoją demokrację. Może ktoś uważa, że to tylko mały skrawek wielkiej Ukrainy, lecz mi chodzi o zasadę, że oddanie obcemu panowaniu najmniejszej części całości, prowadzi do stopniowej utraty wszystkiego. I na tym kończę polityczny akcent tej gorącej kwestii.

Diabeł jest strategiem wysokiej rangi. Potrafi zaplanować cały proces przejęcia kontroli nad naszym życiem, aby później cierpliwie realizować swój zamiar. Podrzuca nam nieraz drobne pokusy, sprawy tak błahe, że nawet nie zwracamy na nie uwagi. Przychodzi w przebraniu anioła światłości z propozycją nie do odrzucenia. Dopiero po czasie, gdy często jest już zbyt późno, aby uwierzyć w Boże przebaczenie, widzimy cały ogrom zniszczenia, jakie zostało spowodowane przez naszego przeciwnika. 

Najlepszym sposobem przeciwdziałania takim podstępom diabelskim jest stała czujność i determinacja obrony tego, co otrzymaliśmy z łaski. Jednym z największych błogosławieństw nowego życia, jakie mamy w Chrystusie, jest wolność. Apostoł Paweł napisał do wierzących w zborach Galacji: „Chrystus wyzwolił nas, abyśmy w tej wolności żyli. Stójcie więc niezachwianie i nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli” (Gal. 5:1). W Chrystusie mamy zupełną wolność, nie musimy niczego sami zdobywać, gdyż z łaski mamy „obietnicę żywota teraźniejszego i przyszłego” (1 Tym. 4:8). Apostoł radzi nam jedynie, abyśmy stali niezachwiane w tym, co mamy i nie dopuszczali do ponownego zniewolenia. 

Apostoł Piotr, który boleśnie doświadczył w swoim życiu brak czujności, zapierając się Pana, wskazuje nam na diabelską strategię, jaką stosuje wobec Bożych dzieci. Radzi nam, ten sędziwy już apostoł, abyśmy pokładali całkowitą ufność w Bogu, który ma o nas staranie. Piotr wie, że przeciwnik Boży nie rezygnuje z możliwości obrabowania nas z wolności i radości, jakie już mamy. Dlatego, pisze nam z pełnym przekonaniem – „Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć” (1 Ptr. 5:8). Diabeł wie, że nie da rady opanować nasze serca od razu w całości, dlatego stara się wpierw wbić przysłowiowy „gwóźdź”, aby przekonywać nas później, że należy mu się więcej. 

Innym olbrzymim błogosławieństwem, jakie otrzymujemy w Chrystusie, jest radość. Jest to taki rodzaj radości, jakiego nie zdobędziemy nigdzie indziej, jak tylko w Panu. Apostoł Paweł, pisząc do wierzących w Filippi, nakazywał im wprost: „Radujcie się w Panu zawsze; powtarzam, radujcie się” (Fil. 4:4). Ten wierny sługa Boży wiedział, że radość, jaką miał w Panu, pomogła mu przejść zwycięsko w jednym z najcięższych doświadczeń, gdy z powodu głoszenia ewangelii, znalazł się w więzieniu. Radość w Panu dała mu siłę do śpiewania pieśni Bogu na chwałę, chociaż jako człowiek, najchętniej by wykrzykiwał słowa pretensji z powodu tego, co go spotkało. Myślę, że diabeł ryczał w tym momencie wyjątkowo głośno, aby okraść Pawła z tej radości, lecz apostoł nie dopuścił do tego. Nie pozwolił ograbić się z „kremu”, gdyż wiedział, że w Panu ma prawo do całego „ciastka z kremem:.

Czy czasami nie jest tak w naszym życiu, że pozwalamy diabłu zabrać nam radość, myśląc, że zbawienia nie stracimy i zadowalamy się samym „ciastkiem”. Jezus zapłacił za nasze zbawienie tak ogromną cenę, że jedynym sposobem okazania wdzięczności, jest rozkoszowanie się pełnią nowego życia. Chrystus, jako dobry Pasterz powiedział: „Ja przyszedłem, aby miały życie i obfitowały” (Jan 10:10)

Nie pozwólmy diabłu zagarnąć ani piędzi z Bożych obietnic. Dawid zastanawiał się w jednym ze swoich Psalmów: „Czym odpłacę Panu za wszystkie dobrodziejstwa, które mi wyświadczył?” Odpowiedzią jest to, co postanowił czynić: „Podniosę kielich zbawienia i wzywać będę imienia Pana” (Ps. 116:12,13). A apostoł Jakub dzieli się z nami zwycięską radą: „poddajcie się Bogu, przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was” (Jak. 4:7).

Henryk Hukisz

Monday, March 17, 2014

Ryk starego lwa



 Kościół Pana Jezusa, podobnie jak armia, składa się z ludzi o bardzo zróżnicowanym stopniu dojrzałości. W wojsku są szeregowi żołnierze, niżsi i wyżsi oficerowie, jest również kadra dowódcza. Do Kościoła Bożego należą nowonarodzone duchowe niemowlęta, uczniowie, diakoni, nauczyciele, ewangeliści, pasterze. Chrystus, jako Głowa tej wspólnoty zbawionych dusz, powołuje do służby na różnych szczeblach Swego Ciała, obdarowując ich odpowiednimi darami. 

Apostoł Paweł namalował bardzo wymowny obraz tego Ciała, mówiącjesteśmy jednym ciałem w Chrystusie, a dla siebie nawzajem członkami. Jeśli więc mamy różne dary według udzielonej nam łaski, to jeśli ktoś ma dar prorokowania – niech go używa zgodnie z wiarą, jeśli dar służby – niech służy, jeśli dar nauczania – niech naucza, jeśli dar napominania – niech napomina, jeśli dar wspomagania – niech to robi z hojnością, jeśli ktoś jest przełożonym – niech działa z gorliwością, a kto okazuje miłosierdzie – niech czyni to z radością(Rzym. 12:5-8).
W innym liście, ten Boży mąż umieścił dość szczegółową instrukcję, jak te poszczególne służby powinny działać, aby funkcjonowanie całej wspólnoty przebiegało zgodnie -ku zbudowaniu i zachęcie, i pocieszeniu.(1 Kor. 14:3). Dlatego, jak napisał dwa rozdziały wcześniej w tym samym liście,Bóg ustanowił w Kościele najpierw apostołów, po drugie proroków, po trzecie nauczycieli, następnie tych, co mają dar czynienia cudów, dar uzdrawiania, niesienia pomocy, rządzenia oraz mówienia językami. Czy wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokami? Czy wszyscy nauczycielami? Czy wszyscy mają moc czynienia cudów? Czy wszyscy mają dar uzdrawiania? Czy wszyscy mówią językami? Czy wszyscy potrafią je tłumaczyć? (1 Kor. 12:28-30). Oczywiście, nie! Nasze znane porzekadło mówi, że „Tam, gdzie kucharek sześć, nie ma co jeść”, i źle się dzieje, jeśli każdy chce rządzić po swojemu lub wszyscy robią to samo.
Apostoł Paweł, będąc prowadzony mocą i mądrością Ducha Świętego, napisał, że jeśli ktoś jest przełożonym”, ma okazać w swoim działaniu gorliwość. Natomiast, pozostali w tej społeczności, podlegają rozkazowi Pana, jak jest napisane - „Swoim przełożonym bądźcie posłuszni i ulegli, gdyż oni czuwają nad wami, ponieważ z tego mają zdać sprawę. Niech to czynią z radością, a nie z narzekaniem, bo to obróciłoby się na waszą niekorzyść” (Hebr. 13:17). Z reguły jest tak, że aby móc skutecznie dowodzić, powinno mieć się jakieś doświadczenie. A to wymaga czasu, więc tak się składa, że to doświadczenie można mieć dopiero po upływie lat. Wniosek jest taki, że starsi powinni mieć większe doświadczenie niż młodsi, chyba logiczne, chociaż nie konieczne.
W Izraelu było kiedyś tak, że Bóg powoływał królów według Swego serca - Nie patrzę bowiem tak, jak patrzy człowiek. Człowiek dostrzega to, co widzą oczy, a PAN patrzy na serce (1 Sam. 16:7). I tak, Dawid stał się królem, lecz dobrze panował dopiero po latach ciężkich doświadczeń. Jego syn przejął tron, ponieważ ponad wszystko inne, szukał Bożej mądrości. Później pojawiły się problemy, ponieważ następcami Salomona chcieli być młodsi, i brak doświadczenia zastąpili sprytem. Gdy Roboam, syn Salomona zasiadł na tronie, odrzucił radę, której mu udzieliła starszyzna i poradził się młodzieńców, którzy z nim wyrośli i stanowili jego otoczenie(1 Król. 12:8). Skutek był bardzo żałosny gdyż spowodował podział królestwa izraelskiego na północne i południowe. Od tego momentu mamy do czynienia z Izraelem i Judą przez resztę historii tego narodu.
Z niepokojem obserwuję podobne sytuacje we współczesnych kościołach. Starszych powoli eliminuje się z możliwości decydowania o sprawach wspólnoty. Albo przez narzucenie granicy wiekowej, jakoby po przekroczeniu siedemdziesięciu lat, Boży sługa nagle tracił zdolność rozsądnego zarządzania. Albo przez wprowadzenie reguły ludowej demokracji, polegającej na tym, że głos Ducha Świętego zastępuje się większością głosów. W świecie jest tak, że mądrzejsi są bardziej utytułowani, lecz w Bożym Królestwie, wszyscy podlegamy prowadzeniu Ducha Bożego, który obdarowuje Bożą mądrością, tak jak chce. Przeczytałem kiedyś taki aforyzm, że „Bóg umieścił kościół w świecie, lecz diabeł stara się umieścić świat w kościele”. Skutek jest taki, że bardziej wierzy się doktorantom, którzy zdobyli tytuły zanim w życiowych doświadczeniach, nabyli mądrości.  W rezultacie jest tak, jak za dni Roboama, społeczności dzielą się, gdyż młodzi wolą słuchać młodych a nie doświadczonych.
Chcę wrócić do tytułu tego rozważania. W dawnych dobrych czasach, gdy prorocy powołani przez Boga mówili odważnie Jego Słowo, a lud słuchał, naród doświadczał błogosławieństwa. Jest to zgodne z Bożą regułą –Spójrz! Dziś daję wam błogosławieństwo i przekleństwo. Błogosławieństwo − jeżeli będziecie słuchać przykazań PANA, waszego Boga, które ja wam dziś dałem (5 Moj. 11:26,27).
Bóg przemawia przez tych, których powołał i ustanowił w Kościele. Nikt nie może zamknąć ust Bożemu słudze, który otrzymał słowo od Pana. Prorok Amos, w czasach, gdy pojawiło się wielu fałszywych proroków i lud wolał ich słuchać, zamiast prawdziwych, powiedział: „Lew ryczy – kto by się nie bał? Pan BÓG mówi – kto by nie prorokował?" (Amos 3:8).
Dlatego też, pomimo wieku, a może właśnie dlatego, że stary lew ma większe doświadczenie, głos starszych sług Bożych jest dzisiaj na wagę złota. Lecz wygląda na to, że żyjemy w czasie, gdy ludzie "według własnych pożądań będą sami sobie dobierać nauczycieli, którzy wyjdą naprzeciw ich oczekiwaniom" (2 Tym. 4:3).
Uważajmy więc na to, kogo wolimy słuchać?
Henryk Hukisz

Sunday, March 16, 2014

Na Bożym kursie



 Któż nas nie oglądał przynajmniej jednego odcinka serialu „Autostrada do nieba”. Lecz tak na prawdę, nie autostrada tam wiedzie, lecz wąska droga, niejednokrotnie wysłana cierniami.
Apostoł Paweł, pod koniec swego życia, powiedzał zdecydowanie: „Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (2 Tym. 4:7), dlatego mógł szczerze wyznać, że „teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy”. Taką samą pewność możemy również posiąść, gdyż ten doświadczony apostoł zapewnia, że Boże obietnice dane są „nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego” (w. 8).
Któż z nas, którzy jesteśmy Bożymi dziećmi, nie marzy o takim zakończeniu życia? No, powiedzmy szczerze, z pominięciem więzów, jakich doznał ten wielki apostoł. Wierzę, że wielu z nas chce naśladować Pawła, pragnie służyć Bogu z taką pasją, jaką okazywał ten wierny sługa ewangelii.
Apostoł Paweł wskazuje na trzy ważne elementy jego życia, na jakich opierał swoją pewność otrzymania wieńca sprawiedliwości. To wspaniałe trofeum nie spocznie na skroniach ludzi obojętnych na Boże wezwania do służby. Gdy patrzymy na życie Pawła, to możemy zobaczyć, jak bardzo kochał Pana; tak bardzo, że był gotowy dla Niego umrzeć. Nie oglądał się nigdy na ludzkie zaszczyty i nagrody. Mówił prawdę, bez względu na to, czy to się podobało jego słuchaczom, czy też nie. Mówił z miłością, taką, jaką Ojciec okazał w Swoim Synu. Lecz nigdy nie szedł na kompromis z prawdą, jaką odebrał w osobistym objawieniu od Pana.
Życie apostoła Pawła biegło po Bożym kursie, kursie, jaki został mu wyznaczony zanim się urodził. Bóg zaplanował każdy szczegół tej drogi, chociaż wielu jej etapów nie rozumiał sam apostoł. Później z żalem mówił o swojej starej gorliwości o Zakon, która popychała go do okazywania nienawiści do wyznawców Chrystusa. Lecz łaska Boża mu okazana była większa niż jego czyny, jak sam wyznał: „mimo to, że przedtem byłem bluźniercą i prześladowcą, i gnębicielem, ale miłosierdzia dostąpiłem, bo czyniłem to nieświadomie, w niewierze, a łaska Pana naszego stała się bardzo obfita wraz z wiarą i miłością, która jest w Chrystusie Jezusie(1 Tym. 1:13,14).
Bóg wyznaczył kurs, po którym Saul, nazwany późnej Pawłem, zdecydowanie zaczął kroczyć. Ten życiowy kurs, Paweł porównał do biegu. Gdy mówił o swoim oddaniu się na służbę zwiastowania ewangelii, powiedział, „że zawodnicy na stadionie wszyscy biegną, a tylko jeden zdobywa nagrodę? Tak biegnijcie, abyście nagrodę zdobyli” (1 Kor. 9:24). Ta zachęta do wytrwania w biegu wymaga nie lada poświęcenia i zaparcia się siebie, gdyż „każdy zawodnik od wszystkiego się wstrzymuje, tamci wprawdzie, aby znikomy zdobyć wieniec, my zaś nieznikomy” (w. 25). Apostoł Paweł znał swój bieg, gdyż wiedział, kto wyznaczył mu cały kurs jego życia. Dlatego mówił z przekonaniem, bez cienia powątpiewania: „Ja tedy tak biegnę, nie jakby na oślep, tak walczę na pięści, nie jakbym w próżnię uderzał; ale umartwiam ciało moje i ujarzmiam, bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony” (w. 26,27).
Gdy nastał już czas ostatniego etapu, gdy powoli zbliżał się do mety, gdyż już wyczuwał, że „czas rozstania mego z życiem nadszedł” (2 Tym. 4:6), wskazał swoim naśladowcom na wierność Tego, który powołuje. Paweł był pewien, „że Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa” (Fil. 1:6). W życiu apostoła nastała chwila, gdy musiał zdać sobie sprawę z jakości całego życia. Ponoć w chwili śmierci, każdy jest świadomy faktu, że za chwilę stanie przed prawdziwie świętym i sprawiedliwym Bogiem. Nikt nie ma w takim momencie ochoty na żarty, ani na domysły, czy przypuszczenia odnośnie miejsca, gdzie będzie spędzać wieczność.
Paweł mógł z ręką na sercu, powiedzieć: „Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (2 Tym. 4:7). Chcę na chwilę zatrzymać się przy „dokończeniu biegu”, jaki odbywamy przez całe nasze życie, od momentu narodzenia się na nowo.
Jedno jest pewne, aby skończyć na właściwym miejscu, musimy na samym początku znaleźć właściwą drogę, jedyną, która nas tam doprowadzi. Chrystus, Boży Syn wiedział, że są jedynie dwie drogi, po których idą wszyscy ludzie. Dlatego oświadczył wyraźnie: „Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują” (Mat. 7:13,14). Paweł znalazł tę wąską drogę, wszedł przez ciasną bramę, dlatego mógł przed linią mety zawołać „Biegu dokonałem!”.
Apostoł Paweł, od samego początku tego biegu wiedział, że jest to jedyna szansa na godne przeżycie swego życia. W jednym ze swoich świadectw o Bożej łasce, której wszystko zawdzięczał, wyznał: „Lecz o życiu moim mówić nie warto i nie przywiązuję do niego wagi, bylebym tylko dokonał biegu mego i służby, którą przyjąłem od Pana Jezusa, żeby składać świadectwo o ewangelii łaski Bożej” (DzAp. 20:24). Paweł zaczerpnął tę myśl o Bożym kursie, po którym wytrwale biegł, aż do jego końca, ze świadectwa, jakie po sobie zostawił Jan Chrzciciel. Gdy apostoł dotarł z ewangelią do Antiochii Pizydyjskiej, przemawiał do zgromadzonych w synagodze, przekonując ich o nowym życiu w zmartwychwstałym Chrystusie. Żydzi dobrze znali wydarzenia z życia ich narodu, słyszeli też z pewnością o jednym z ostatnich proroków, jakim był Jan, który własną głową przypłacił mówienie prawdy. Jak wiemy z opisów ewangelicznych, Jan nie mówił o sobie, lecz wyraźnie wskazywał na Tego, w którego ręku jest „wiejadło, by oczyścić klepisko swoje, i zbierze pszenicę swoją do spichlerza, lecz plewy spali w ogniu nieugaszonym” (Mat. 3:12). Paweł dał świadectwo o Janie,  o końcówce jego biegu – „Gdy Jan był bliski końca swojej misji, powiedział: Nie jestem tym, za kogo mnie uważacie; ale oto idzie za mną Ten, którego sandałów nie jestem godzien rozwiązać u stóp jego” (DzAp. 13:15).
Nie ważne jest to, co wyznacza tę końcową linię biegu, ważne jest, aby przekroczyć ją szlachetnie.
Henryk Hukisz

Tuesday, March 4, 2014

Jezus z Hollywood



 Zbliżają się kolejne chrześcijańskie święta, Wielkanoc, które dla chrześcijan są największą pamiątką, gdyż nawiązują do śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa. W Stanach Zjednoczonych, w najbardziej materialistycznym kraju, pojawia się znów coś, co wywołuje kontrowersje. Po ubiegłorocznym sukcesie finansowym, Mark Burnett i Roma Downey, postanowili rzucić na rynek filmowy nowe dzieło filmowe. Tym razem, jest to kinowy film o Jezusie, "Son of God", który przyniósł już 26.5 milionów dolarów zysku, tylko w ciągu trzech pierwszych dni.
Poniższe rozmyślanie jest tym samym, jakie napisałem rok temu, gdyż chcę jeszcze raz podkreślić niezmienną prawdę, że jedynie Biblia jest Słowem Bożym, które posiada Boże natchnienie. Jedynie Biblia podaje nam prawdziwy obraz Syna Bożego, który powiedział: "Kto mnie widział, widział Ojca" (Jan 14:9). Wszelkie inne dzieła ukazujące Chrystusa, nie mogą tego dokonać, dlatego też, książę współczesnej sztuki filmowej, pod postacią "anioła światłości", podrzuca ludziom coś tak podobnego do oryginału, aby uwierzyli jemu, a nie Bogu.
Rok temu, gdy ludzie zachwycali się serialem historycznym o Biblii, ja napisałem poniższe rozmyślanie.
Zdaje się, że powinienem napisać coś na ten temat w pełni zachwytu nad popularyzowaniem Biblii, jednak mam opory, aby tak spojrzeć na tę kwestię. Przypomina mi to czasy, gdy w Polsce wszystkie środowiska świeckie zachwalały „Opowieści Ewangelistów” Kosidowskiego. Kto zna tą książkę na temat Ewangelii, napisaną przez zagorzałego ateistę, to wie co mam na myśli.
Film zrobiony przez Marka Burnetta, twórcę serii programów „Survivor” i Romę Downey, znaną najbardziej z filmów „Touched by an Angel” pokazywany na kanale „History”, znanym z bardzo liberalnego prezentowania tematów związanych z Biblią i chrześcijaństwem, nie może przysłużyć się dobrze Prawdzie objawionej w tej Księdze.
Pomimo wielu pochwalnych wypowiedzi znanych osobistości ze środowiska chrześcijańskiego w tym kraju, odnoszę się z dystansem do tego filmu.
Wzorowanie się na technologii stosowanej przez Hollywood do produkcji filmów nie może oddać prawdy biblijnej w sposób, jaki jedynie Duch Święty może zastosować, aby Słowo Boże spełniało swoją rolę.  Biblia jest Słowem Bożym skierowanym do ludzi w jednym celu – aby objawić miłość Ojca, wyrażoną przez Bożego Syna, Jezusa Chrystusa, wzywając do pokuty.  Apostoł Paweł stwierdził to bardzo wyraźnie, przemawiając do zgromadzonych w Atenach filozofów, że teraz Bóg „wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się upamiętali, gdyż wyznaczył dzień, w którym będzie sądził świat sprawiedliwie przez męża, którego ustanowił, potwierdzając to wszystkim przez wskrzeszenie go z martwych” (DzAp. 17:30,31).
Pan Jezus, przygotowując swoich uczniów do wykonania zadania, jakie powierzył Kościołowi, obiecał posłać im Pocieszyciela, który będzie z nimi. Jego zadanie polega na objawieniu całej Prawdy, dzięki której świat będzie mógł uwierzyć w dokonane dzieło zbawienia. Czytamy wyraźnie, że „Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w imieniu moim, nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem (Jan 14:26). Dlatego później, po wniebowstąpieniu Chrystusa, Duch Święty natchnął apostołów do napisania listów, które stanowią natchnione Słowo Boże zawierające naukę dla Kościoła. Chrystus powiedział również, że gdy Pocieszyciel napełni serca uczniów, poprzez ich posługę „przekona świat o grzechu i o sprawiedliwości, i o sądzie” (Jan 16:8).
Jedynie Słowo Boże, w swej natchnionej postaci ma moc wzbudzić wiarę w sercach grzeszników, doprowadzając ich w pokorze do Ojca. Słowo Boże, ponieważ jest „żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca” (Hebr. 4:12), ma moc dokonania przemiany w sercu człowieka, aby wywołać w nim narodziny z Ducha, o jakich mówł Pan Jezus Nikodemowi.
To Słowo, od samego początku sprawiało, że ludzie byli „odrodzeni nie z nasienia skazitelnego, ale nieskazitelnego” (1 Ptr. 1:23). Lecz niestety, przeciwnik naszego zbawienia robi wszystko, aby stępić ostrze Bożego Słowa, aby świat nie został przekonany o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. Dlatego zamiast czystego Słowa, podaje się ludziom, coś, co wygląda jak Boże Słowo, ale nie może nim być, ponieważ z natury nie ma takiej mocy. Jedynie nieskazitelne ziarno Słowa ma moc dokonania odrodzenia.
Boża Prawda jest jedna, nie ma jakiejś współczesnej jej odmiany, nawet jeśli próbuje się pokazać ją w jak najbardziej przekonywujący sposób. Obraz przemawia bardziej niż słowo, o tym wie Boży przeciwnik, dlatego podsuwa różne pomysły, aby jedynie zachwycić ludzi, lecz czyni to tak tak, aby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. On wie, że prawdziwa wiara powstaje w wyniku słuchania, nie oglądania.
Paweł modlił się i zabiegał o to, aby Oblubienica zachowała swoją czystość na dzień Chrystusa, gdy przyjdzie po Swój święty Kościół. Dlatego przestrzegał wierzących przed tym, który zawsze kłamie, pisząc: „obawiam się jednak, ażeby, jak wąż chytrością swoją zwiódł Ewę, tak i myśli wasze nie zostały skażone i nie odwróciły się od szczerego oddania się Chrystusowi” (2 Kor. 11:3).
Dziś w kazaniu usłyszałem wspaniałą maksymę, że poza Bożą Prawdą nie ma innej. Nie dajmy się zwieść przez hollywoodzkie wydanie Biblii.
Zamiast filmowego Jezusa z Hollywood, wolę zachować obraz Syna Bożego namalowany słowami proroka Izajasza: "Nie miał postawy ani urody, które by pociągały nasze oczy i nie był to wygląd, który by nam się mógł podobać. Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w cierpieniu jak ten, przed którym zakrywa się twarz, wzgardzony tak, że nie zważaliśmy na Niego" (Izaj. 53:2,3).
Którego Jezusa ty wybierasz?
Henryk Hukisz