Saturday, October 31, 2020

Gdzie jest Bóg?

To pytanie pojawia się najczęściej w tragicznych sytuacjach, gdy giną niewinni ludzie w różnych kataklizmach, gdy szaleje zaraza, jakiej nie można opanować. Wówczas z ust sceptyków, lub ateistów, którzy w ten sposób chcą zademonstrować swoją niewiarę w Boga, pada pytanie: "Gdzie jest Bóg?". Zdarza się, że nawet osoby wierzące poddawane są testowi swojego zaufania Bogu w sytuacjach, jakich nie przewidywali.

Już w dawnych czasach psalmista Dawid wyraził się dość oryginalnie mówiąc: „Rzekł głupiec w swoim sercu: Nie ma Boga!” (Ps. 53:2). Obawiam się, że obecnie nawet wielu wierzących w Boga, jedynie intelektualnie uznaje Jego istnienie. Natomiast praktycznie, szczególnie w sytuacjach trudnych, zadają pytanie wraz z ateistami i niemądrymi: „Gdzie jest Bóg?”. To powątpiewanie w istnienie Boga może występować w różnych formach, jak na przykład, „Gdyby Bóg tu był, to nie spotkałoby mnie, to co spotkało”, albo „Tutaj Boga nie ma, bo, ...”. Mamy własne wyobrażenia o Bogu.
Czy możemy na prawdę powiedzieć, że gdzieś Boga nie ma? Przecież jednym z podstawowych Jego atrybutów jest wszechobecność. Pytanie o Boga może brzmieć paradoksalnie, gdyż z założenia powinien być wszędzie, a jednak są miejsca, w których Go szukamy. Dlaczego więc wołamy nieraz w modlitwie, aby Bóg do nas przybył? Skoro On jest Wszechobecny, to nie musi przybywać, gdyż On już jest na każdym miejscu. Gdzie więc leży problem?
Jestem przekonany, że często nie doświadczamy Jego obecności, gdyż nie mamy z Nim osobistej społeczności. Dlatego wydaje nam się, że Go nie ma, szczególnie w chwilach, gdy Go potrzebujemy. Tak więc problem leży w nas, a nie w istnieniu Boga. On istnieje i jest obecny wszędzie. Zamiast pytania o to, gdzie jest Bóg, postawmy sobie pytanie: "Dlaczego nie odczuwam Bożej obecności?"
Odpowiedź znajdziemy w Biblii, jedynej księdze, która zawiera odpowiedzi na wszystkie pytania. Stary Testament jest nie tylko historycznym opisem Bożego działania w tym świecie, lecz przede wszystkim, jest źródłem przykładów Bożej obecności pośród ludzi. Bóg odgrywał szczególną rolę wobec narodu wybranego, główne w tym celu, aby wszystkie inne narody poznały, że On jest jedynym prawdziwym Bogiem.
Chciałbym przenieść się do czasów, gdy w Izraelu rządzili królowie. Jak wiemy z historii Izraela, po śmierci Salomona nastąpił podział na dwa państwa, Izrael i Judę. W państwie południowym, ze stolicą w Jerozolimie, królami byli potomkowie Dawida i w większości, chodzili drogami swego praojca. Jednak ogólnie można powiedzieć, że naród Boży popadał często w bałwochwalstwo i zapominano o Bogu, który wyprowadził ich z niewoli egipskiej Jestem przekonany, że w tym czasie wielu pobożnych Izraelitów zadawało sobie pytanie, czy Bóg nadal istnieje, czy można Go gdzieś znaleźć.
Na przełomie wieku X i IX przed Chrystusem, w Judzie panował Asa, wnuk Roboama, syna Salomona. Był to dobry król, o którym czytamy, że „czynił to, co dobre i prawe w oczach PANA, swojego Boga” (2 Kron. 14:1). Ten wierny Bogu król, nie tylko usunął pogańskie ołtarze i wzgórza świątynne obcych bożków, lecz również „polecił Judejczykom, aby szukali PANA, Boga swych ojców, oraz przestrzegali Prawa i przykazania” (w. 3). Dzięki takiej decyzji króla, możemy przeczytać, że „kraj doznawał spokoju i nie było wojny w tych latach, PAN bowiem dał mu odpocząć” (w. 5)
Wróg jednak nie spał i niedługo po tym, Zerach Kuszyta wyruszył przeciwko Judzie w sile jednego miliona żołnierzy i trzystu rydwanów. Wówczas Asa zgromadził prawie półmilionową armię i gotowy do obrony stanął w Dolinie Sefaty. Lecz świadomy przewagi jaką miał nad nim nieprzyjaciel, wołał do Boga: PANIE, nie ma nikogo poza Tobą, kto pospieszyłby z pomocą w walce między silnym a bezsilnym. Pomóż nam, PANIE, nasz Boże, ponieważ na Tobie polegamy, i w Twoje imię wyruszyliśmy przeciwko tej gromadzie. PANIE, Ty jesteś naszym Bogiem, niech człowiek Ci nie dorówna (2 Kron. 14:10).
Bóg był z królem judzkim, dlatego dziś znajdujemy w naszej Biblii bardzo zwięzły raport - „PAN rozgromił Kuszytów przed Asą i przed Judą, wtedy Kuszyci uciekli” (w. 11)Gdy już opadł kurz na pustyni Judzkiej po uciekających nieprzyjaciołach ludu Bożego, do króla Asy przyszedł prorok Pana Azariasz. Opanował go wówczas Duch Boży i kazał powiedzieć, by zapamiętali na zawsze -  „Słuchajcie mnie, Aso i wszyscy Judejczycy i Beniaminici! PAN będzie z wami, jeśli wy z Nim będziecie. Jeśli będziecie Go szukać, pozwoli się wam znaleźć, lecz opuści was, jeśli wy Go opuścicie” (2 Kron. 15:2)
Uważam, że słowa wypowiedziane przez proroka zawierają nieprzemijającą prawdę na temat obecności Boga w naszym życiu. Widzimy tu wyraźnie, że Pan jest obecny z tymi, którzy są z Nim. Chociaż niezaprzeczalną prawdą jest, że Bóg jest wszędzie, to tylko ci, którzy Go szukają, mogą doświadczyć Jego obecności. Dlatego Dawid nie pytał się o to gdzie Bóg jest, lecz raczej zastanawiał się gdzie się oddalę przed Twoim duchem, dokąd ucieknę przed Twoim obliczem? (Ps. 139:7). Odpowiedzią było stwierdzenie: Choćbym wstąpił do niebios, tam jesteś,  choćbym legł w Szeolu – i tam będziesz (w. 8). Nie ma takiego miejsca na ziemi, ani w niebie, gdzie Boga nie ma. On jest wszędzie, tylko, czy my Go szukamy, aby być z Nim?
W tej wypowiedzi proroka widzimy wyraźny warunek, że jeśli my będziemy Go szukać, to On nam się objawi, abyśmy doświadczyli Jego obecności. Nie wystarczy chłodna, dogmatyczna wiedza uznająca wszechobecność Boga. Potrzebujemy nadprzyrodzonego objawienia, aby Go zobaczyć sercem. Bez tej łaski, jaką jest doznanie Jego bliskości, pozostaje nam jedynie suchy dogmat o Bożej wszechobecności. Dlatego może się zdarzyć, że rozum będzie wyznawać, iż Bóg jest wszędzie, lecz serce nie doświadczy Jego obecności tu i teraz. Wówczas możemy ulec zwątpieniu, czy On jest z nami, gdy przechodzimy "dolinę cienia śmierci"? (Ps. 23:4)
Bardzo dobrą ilustrację, tym razem już w Nowym Testamencie, widzimy w sytuacji dwóch uczniów, którzy znaleźli się na drodze do Emmaus, targani zwątpieniami, ponieważ nie spełniły się ich własne oczekiwania. Łukasz opisuje nam dokładnie tę sytuację, wskazując na fakt, że Jezus był obecny z nimi na tej drodze zwątpienia. To oni w swych sercach Go nie widzieli. Dopiero, gdy doświadczyli łaski łamanego chleba, „otworzyły się im oczy i poznali Go” (Łuk. 24:31).
Łaską jest, że możemy doświadczać obecności Boga codziennie i w każdej sytuacji, gdyż Jezus obiecał: „oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do końca świata” (Mat. 28:20). Potrzebujemy doświadczenia obecności Boga, a nie tylko chłodnego przekonania, że wierzymy w dogmat o Bogu Wszechobecnym. Pan Jezus powiedział, że "na świecie będziecie mieć ucisk, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat" (Jan 16:33). Dlatego potrzebujemy zawsze świeżego doświadczenia obecności Pana, pamiętając, że Pan jest z tymi, którzy Go szukają.
Nie zapominajmy więc o starodawnych, lecz jakże prawdziwych słowach proroka Azariasza: „PAN będzie z wami, jeśli wy z Nim będziecie”.
Henryk Hukisz

Wednesday, October 14, 2020

Mąż jednej żony

 Z pewnością każdy kto szukał zatrudnienia w jakiejś firmie, musiał przejść przez rozmowę kwalifikacyjną. Jest to szczególny rodzaj wywiadu odnośnie zdolności kandydata do wypełniana zadań, jakie będą mu powierzone przez pracodawcę. Kilkakrotnie brałem udział w takich rozmowach, zarówno osobiście jak i internetowo, wypełniając wielostronicowy formularz. Jest rzeczą zrozumiałą, że pracodawca zanim podejmie decyzję, ma prawo poznać kandydata, czy nadaje się do pracy, jaką chce mu powierzyć.

Jak myślicie, czy w Bożym Królestwie istnieje podobna sytuacja? Czy Pan, zatrudniając pracowników do „wielkiego żniwa” sprawdzał ich kwalifikacje zanim „wysłał robotników na swoje żniwo” (Mat. 9:38)?

Nowy Testament dość dokładnie przedstawia warunki powoływania do służby w Kościele. Dzieje Apostolskie są szczególnym źródłem poznania, jak Kościół Jezusa Chrystusa funkcjonował od początku. Widać tam przemożny udział Ducha Świętego w organizowaniu służb w tamtym czasie. Kiedy pojawiły się pierwsze problemy, przywódcy wsłuchiwali się uważnie w głos Pocieszyciela i dali temu świadectwo w słowach: „postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my” (Dz.Ap. 15:28).

Później jeden z czołowych nauczycieli, apostoł Paweł, zapisał wiele poleceń odnośnie tego, jak organizować pracę w tym Bożym organizmie. W jego listach znajdujemy wiele cennych wskazówek, które zostały zapisane pod natchnieniem tego samego Ducha, który mówił wprost: „Wyznaczcie już Mi Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem” (Dz.Ap. 13:2). Widzimy więc wyraźnie, że nie prowadzono wówczas żadnej kampanii, nie dobierano współpracowników według jakiegoś klucza, nie głosowano demokratycznie, z przewagą jednego głosu.

Paweł, pisząc o celu, w jakim Kościół istnieje i działa pod nadzorem Ducha Świętego, ukazuje dwupłaszczyznową strukturę. Widać ją w słowach: „To On (Chrystus) uczynił jednych apostołami, innych prorokami, innych głosicielami Dobrej Nowiny, jeszcze innych pasterzami i nauczycielami” (Efez. 4:11). Jest to pierwsza płaszczyzna, na której powoływani są przywódcy, szafarze, pasterze i opiekunowie osób wierzących, członków kościoła, świętych. Ich głównym zadaniem jest „uzdolnić świętych do wykonywania dzieła służby, do budowania Ciała Chrystusa” (w. 12). To odbywało się pośród świętych pod nadzorem przywódców.

Warto jest przyjrzeć się formie powoływania tych, którzy jako przywódcy służą zborowi. Oryginalne słówko „εδωκεν”, [edoken], utworzone z rdzenia [didomi] znaczy „dawać”, które w tym zdaniu znaczy również „wyznaczać do zadania”. Sam Chrystus daje, ustanawia, wyznacza lub powołuje do służby tych, którzy posiadają odpowiednie kwalifikacje. Abyśmy mogli rozpoznać tych, których On powołuje, Paweł dwukrotnie przedstawił wykaz cech kwalifikacyjnych przywódców. Są to fragmenty w 1 Liście do Tymoteusza 3: 1 - 7, oraz List do Tytusa 1: 5 - 9. Szczególnie w tym drugim przypadku, Paweł daje polecenie Tytusowi, aby „uporządkował to, co zostało do zrobienia i ustanowił w każdym mieście starszych, zgodnie z tym, co ci poleciłem” (w. 5). Tytus nie może dokonać tego powołania według własnego planu. Dlatego Paweł podaje konkretne cechy świadczące o kwalifikacjach odpowiednich osób do tego zadania.

Chciałbym zająć się jedną szczególną cechą, która zawiera podstawowe informacje o tym, kto może zostać wyznaczony do pełnienia służby przywódczej w Kościele. Ta osoba ma być „mężem jednej żony” (Tyt. 1:6). W oryginale czytamy: μιας γυναικος ανηρ [mias ginaikos aner] „jednej kobiety mąż”.

Pierwsza prawda, jaką Paweł zawarł w tym wyrażeniu to fakt, że przywódcą w Kościele może być mężczyzna. To przekreśla wszelkie dyskusje na temat powoływania kobiet do pełnienia funkcji przywódczych w Bożym Kościele. A tak na marginesie, odpada też katolicka doktryna o celibacie kapłanów. Koniec, kropka. Jeśli ktoś odrzuca tę prawdę, to musi zweryfikować swoje nawrócenie do Chrystusa, gdyż pojawia się podejrzenie, że nie narodził się na nowo, gdyż nie posiada duchowej zdolności rozpoznawania Bożych spraw. Paweł stawia tę kwestię jasno, że „co Boże nikt inny nie zna, jak tylko sam Duch Boży” (1 Kor. 2:11). Gdy decyzje są podejmowane w sferze ciała, bez duchowego rozpoznania, muszą pojawić się problemy.

Dlaczego spełnienie tego wymogu jest tak ważne? Z nauki Słowa Bożego wynika jasno, że rodzina, w jakiej funkcjonuje osoba wierząca jest odpowiednim środowiskiem, w którym Bóg działa. Jednym z fundamentalnych celów, jakie Bóg przypisał rodzinie, a dokładnie małżeństwu, jest tworzenie obrazu wskazującego na relację pomiędzy Chrystusem i Kościołem. Ta kwestia została dość obszernie opisana w Liście do Efezjan 5; 18-33. Paweł nazywa tę prawdę tajemnicą, jaka „teraz została objawiona świętym Jego apostołom i prorokom w Duchu” (Efez. 3:3). Dlatego bez udziału Ducha, bez duchowego rozpoznania nie jesteśmy w stanie tej prawdy uznać i zaakceptować praktycznie.

Ta kwalifikacja daje możliwość głębszego poznania mężczyzny, który w małżeństwie „jest głową żony” (Efez. 5:23). Jeśli właściwie pełni tę funkcję, to znaczy, że może „dobrze kierować swoim domem, mieć dzieci posłuszne i pełne szacunku. Jeśli bowiem ktoś nie umie kierować własnym domem, jak będzie dbał o Kościół Boga?” (1 Tym. 3:4,5). Mąż, który swój dom „karmi i pielęgnuje, tak jak Chrystus Kościół” (Efez. 5:29), troszcząc się o niego, jak o własne ciało, jest w stanie wypełniać drugie z największych przykazań - „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mat. 22:9). Taka postawa wobec bliźnich, którzy tworzą społeczność kościoła, jest jak najbardziej pożądana.

Niestety, nie wszyscy mężczyźni są wystarczająco męscy, i pozwalają dominować swoim żonom nad nimi. Jest to oczywiście sprzeczne z wyraźnym poleceniem apostoła Pawła odnośnie funkcjonowania Kościoła - „Nie pozwalam też kobiecie nauczać ani górować nad mężczyzną, lecz ma trwać w cichości” (1 Tym. 2:12). Tam, gdzie nie przestrzega się tego nakazu, w rezultacie dochodzi do powierzania kobietom przywódczej funkcji w zborach.

Wracając do tej podstawowej kwalifikacji, która wyznacza jedynie mężczyznę do funkcji przywódczej, chcę zauważyć niebezpieczny trend, jaki panuje w świecie. Ideologia feministyczna i powszechne żądania równouprawnienia dla osób LGBT, wywierają olbrzymi wpływ na świadomość wielu osób ewangelicznie wierzących. Obawiam się, że pomimo tego, iż jedynie mężczyzna może być biskupem, to w związku jednopłciowym jedna z partnerek też będzie mogła spełniać ten warunek. Już wcześniej pisałem, że dzięki otwarciu drzwi dla powoływania kobiet na funkcję pastora, dojdzie wkrótce do uznania małżeństw homoseksualnych w środowisku ewangelicznym. Słyszę, że w USA i na Zachodzie już tak jest. I co z tego, skoro nie ma na to przyzwolenia w Biblii.

Dziś, gdy oficjalnie jeden z pastorów tryumfalnie informuje, że „mamy już w Polsce pierwszą kobietę pastora w Kościele Zielonoświątkowym”, to większość pastorów i liderów przyjmuje postawę milczącej akceptacji. Nie bądźmy więc zdziwieni, gdy wkrótce usłyszymy o pierwszej kobiecie „mężu” wśród pastorów.

Wiem, że mój głos jest „głosem wołającego na pustyni”, lecz wiem też, że nie mogę milczeć. Mam jednak nadzieję, że podobnych głosów będzie wkrótce więcej.

Henryk Hukisz

Thursday, October 8, 2020

Jest moc w imieniu Jezusa

 


„Imię Jezus wiecznie świeże,

 Zniszczyć go nie może czas,

 Więc Jezusa imieniowi

 Niechaj śpiewa każdy z nas”. 

(Śpiewnik Pielgrzyma #141).

W popularnym kiedyś w moim kościelnym środowisku śpiewniku, aż 30 pieśni rozpoczyna się od imienia „Jezus”. Każda z 860 pieśni tego kancjonału, jak lubią niektórzy nazywać ten zbiór hymnów o Bogu i Chrystusie, zawiera w swojej treści imię Jezus, Chrystus, Bóg, Duch Święty. Od najmłodszych lat mojego życia pamiętam, że imieniu Boga i Jezusa należy się najwyższy szacunek, cześć i poważanie. Wyniosłem to z chrześcijańskiego domu i utrwaliłem w swoim nastawieniu do Boga w późniejszym duchowym dojrzewaniu.

Bardzo silnie zostało zarejestrowane w mojej świadomości pewne wydarzenie. Wiele lat temu w czasie pobytu na wakacyjnym obozie w górach, sporo czasu poświęcaliśmy modlitwie połączonej z postem. Szukaliśmy zbliżenia do Pana, sporo śpiewaliśmy, dużo czytaliśmy Bożego Słowa. Był to szczególny czas z Panem. Doświadczaliśmy obecności Ducha Świętego, Jego napełnienia i inspiracji. Nagle, w czasie gdy pościliśmy i modliliśmy się, pewien młody człowiek zaczął zachowywać się dziwnie, zaczął wyć i rzucać się na ziemię. Wiedzieliśmy, że diabeł nie był zadowolony z tego, co robiliśmy i zaatakował jednego z uczestników. Nie wiem dlaczego właśnie akurat jego, lecz postanowiliśmy walczyć o uwolnienie. Wiedzieliśmy, że zwycięstwo możemy mieć tylko w odwołaniu się do Jezusa. Ewangelie zawierają wiele opisów takich sytuacji, więc poszliśmy w ślady Chrystusa.

Po jakimś czasie wołania w modlitwach o uwolnienie, zabrakło nam słów i pomysłów jak wyrażać nasze prośby. Wówczas przypomnieliśmy słowa Pana Jezusa: „Zapewniam, zapewniam was, jeśli o cokolwiek poprosicie Ojca w Moje imię, da wam” (Jan 16:23). Zostało nam jedynie wzywanie imienia Jezusa. Zaczęliśmy więc wołać - „JEZUS”, „JESUS”... Tylko to jedno słowo płynęło z naszych ust. Minęło trochę czasu, a my nadal wołaliśmy „JEZUS”. Nagle wijący się pod wpływem obcych mocy chłopak ucichł, spokojne spojrzał na nas i z jego ust popłynęła pieśń. Znaliśmy melodię, lecz słowa były nam obce, jakby francuskie, coś w rodzaju "Dieu est amour", tak przynajmniej mi się wydawało, bo kiedyś uczyłem się tego języka. Później okazało się, że ten młodzieniec nie znał ani słowa po francusku. Wierzę, że teraz, po uwolnieniu z mocy demonicznej, w nowej wolności mówił „tak jak Duch pozwalał mówić” (Dz.Ap. 2:4).

Z pewnością każdy wierzący w Pana Jezusa niejednokrotnie doświadczył, może nie tak drastycznej, lecz podobnej sytuacji, w której pozostało jedynie wezwanie imienia Jezusa. Przecież On jest naszym Dobrym Pasterzem, który zapewnia nas, że „nikt nie wyrwie nas z Jego ręki” (Jan 10:29). Jeśli, rzeczywiście staliśmy się Jego owcami, które znają głos swego Pasterza, i za innym nie idą. Pan Jezus wielokrotnie zapewniał Swoich uczniów, że „to, o co poprosicie w Moje imię, uczynię, aby Ojciec był uwielbiony w Synu. Jeśli Mnie o coś poprosicie w Moje imię, Ja to uczynię” (Jan 14:13). Pan Jezus w Swojej arcykapłańskiej modlitwie do Ojca jasno wyraził się - „Już nie jestem na świecie, ale oni są na świecie, a Ja idę do Ciebie. Ojcze święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby byli jedno, jak my” (Jan 17:11). Na świadectwo, że będziemy mieć ochronę w tym imieniu, Jezus powiedział: „Dopóki byłem z nimi, strzegłem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem. Nikt z nich nie zginął, z wyjątkiem syna zatracenia, aby się wypełniło Pismo” (w. 12).

Historia Kościoła Jezusa Chrystusa jest również świadectwem mocy, jakiej doświadczali ludzie wierzący w Jezusa. Już na samym początku apostołowie zdawali sobie sprawę, że mogą działać jedynie w mocy Tego imienia. Gdy Piotr spotkał człowieka chromego, powiedział wprost: „Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, wstań i chodź!” (Dz.Ap. 3:6). Dlatego przeciwnicy ewangelii musieli uznać, że to co się wydarzyło przed Piękną bramą świątyni, stało się tylko dzięki imieniu Jezusa, dlatego postanowili, „aby się to nie rozpowszechniało wśród ludu, zabrońmy im surowo mówić do kogokolwiek w to Imię” (w. 18). Wówczas to Piotr w imieniu Kościoła oświadczył: „Rozsądźcie, czy wobec Boga jest słuszne bardziej słuchać was niż Boga? Nie możemy przecież nie mówić tego, co widzieliśmy i słyszeliśmy” (w. 19,20).

Skąd taka stanowczość u apostołów? Oni dokładnie wiedzieli, że wszystko w Kościele Jezusa Chrystusa opiera się na Jego imieniu. Wyznali to wówczas i do dziś obowiązuje ta fundamentalna zasada; „Nie ma w nikim innym zbawienia. Nie dano bowiem ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz.Ap. 4:12).

Pan Jezus powiedział: „Kto się bowiem wstydzi Mnie i Moich słów wobec tego wiarołomnego i grzesznego pokolenia, tego Syn Człowieczy będzie się też wstydził, gdy przyjdzie w chwale swojego Ojca razem ze świętymi aniołami(Mar. 8:38). Dlatego dziwi mnie każda sytuacja, gdy ludzie określający siebie jako chrześcijanie, jako osoby wierzące w Pana Jezusa, unikają w swoich wypowiedziach imienia swojego Zbawiciela.

Przypomina mi się sytuacja przed laty, gdy do Chicago przyjechał jeden z popularnych w środowisku ewangelicznym piosenkarz. W czasie rozmów organizacyjnych w popularnym miejscu spotkań Polonii chicagowskiej, ktoś zapytał artystę o to, dlaczego w jego piosenkach często brakuje imienia Jezus, lub odniesienia wprost do Boga. W odpowiedzi usłyszał, że nie chce wyrabiać u słuchaczy wrażenia, że jego piosenki nawiązują do kościoła, że są religijne. Po tych słowach niektórzy z organizatorów wycofali się.

Dziś rano, zgodnie z wyrobionym już zwyczajem włączyłem YouTube, aby posłuchać ulubionych „worshipów”. Po serii angielskojęzycznych, chciałem posłuchać coś rodzimego. Wrzuciłem jedną piosenkę i po chwili uderzyło mnie to, że zamiast imienia Jezus, są same zaimki „ty”, „ciebie”, „tobie”. O kogo tu chodzi? - zapytałem siebie, bo treść odnosiła się do wody, jakiegoś źródła. No tak, na nabożeństwie, wiadomo, że chodzi o Jezusa, ale w internecie, gdy wejdzie na tę piosenkę ktoś przypadkowo, to naprawdę będzie miał problem zrozumieć o kim jest ta piosenka. Przed następną, jaką wybiera algorytm Googla, wskoczyła reklama i w pierwszych 3. sekundach, zanim mogłem ją wyłączyć, usłyszałem, że każdy poszukuje supermocy, że otacza nas przyroda, i pojawiła się kolejna piosenka, tym razem o ogniu. Cierpliwie wysłuchałem do końca, i znów ani razu nie usłyszałem imienia Jezus, lub Bóg, gdyż jedynie domyślałem się, że o to chodzi. W sumie te dwie piosenki trwały 10 minut. Jaka szkoda, że słuchacze ani razu nie usłyszeli imienia Jezus w piosence, która jest niby o Nim.

Czyżby autorzy wstydzili się tego cudownego imienia? Czyżby wstydzili się Jezusa?

Oto kilka cyfr na zachętę.

W Biblii znajdują się 31 102 wersety, w których imię Jezus pojawia się ponad 1 400 razy. Bóg występuje około 3 500 razy i Pan - ponad 8 tysięcy razy. Tak więc z matematycznego punkty widzenia, na każe 2,4 wiersza wypada jedno wspomnienie imienia Boga i Jezusa. To jest na prawdę dużo.

Henryk Hukisz

Saturday, October 3, 2020

Rola męża i żony w małżeństwie

 Żony niech będą poddane swoim mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony, tak jak Głową Kościoła jest Chrystus, On – Zbawiciel Ciała. Jak więc Kościół jest poddany Chrystusowi, tak też żony niech będą poddane mężom we wszystkim”. (Ef 5,22—24).

Udzielając porad duszpasterskich można stwierdzić, że w prawie wszystkich przypadkach słuszna jest reguła, iż tam, gdzie wystąpiły jakieś poważne problemy małżeńskie, tam wystąpił również problem załamania się roli męża i żony. Nie są przestrzegane role, jakie nakreślił Paweł w tych wierszach. A jeśli się ich nie przestrzega, to ten fakt nie tylko utrudnia rozwiązanie innych problemów, ale sam staje się źródłem dodatkowych problemów.

 PRAWDZIWA MIŁOŚĆ

Sedno słów Pisma Św. skierowanych do mężów i żon można prędko odkryć zadając dwa pytania: Mężowie, czy miłujecie swoje żony na tyle, aby za nie umrzeć? Żony, czy miłujecie swoich mężów na tyle, aby żyć dla nich? O tym właśnie mówi druga część 5 rozdz. Listu do Efezjan. Mąż musi uczyć się tak miłować swoją żonę, jak Jezus Chrystus miłuje swój Kościół. Mąż, jeżeli zachodzi potrzeba, powinien być gotów oddać życie za swoją żonę. Z drugiej strony, żona powinna tak miłować swego męża, aby była gotowa żyć dla niego. Musi być gotowa wylać swoje życie, aby być pomocą dla niego. Wiąże się to z takim życiem dla męża, jak Kościół ma żyć dla Jezusa Chrystusa. Są to dwa bardzo wysokie wymagania. Nie są łatwe. Jednakże są to wymagania, które Bóg zawarł w tym fragmencie Pisma. Ten, który ustanowił wymagania dla każdej roli wie, jak nam pomóc, abyśmy mogli te wymagania spełnić.

Żony, Bóg oczekuje od was, abyście miłowały swoich mężów do tego stopnia, żebyście podporządkowały się im z ochotą na wzór Kościoła, który ma być poddany Panu. Możecie zaprotestować: „Zaraz, chwileczkę. Tylko mi nie mów, że masz zamiar pójść w tym kierunku! Czy zamierzasz powiedzieć, że u schyłku historii świata nosisz się z zamiarem narzucenia nam tych wszystkich staroświeckich poglądów ap. Pawła?

Tak, rozumiem to dosłownie. Możecie dalej oponować: „Ba, przecież nauka ta nie tylko miała ograniczenia czasowo-przestrzenne do konkretnej kultury, ale trzeba pamiętać, że pochodziła od ap. Pawła, tego starego kawalera. Ten rodzaj myślenia znalazł publiczny wyraz.

Paweł pisał z pozycji człowieka, który nie jest w stanie małżeńskim. Ale taka argumentacja jest nad wyraz niebezpieczna. List do Efezjan jest natchnionym Słowem Boga. Paweł pisał kierowany mocą Ducha. Niewiasty, jeśli się najeżacie i pokazujecie pazurki, nie oskarżajcie Pawła. Jest to Boże Słowo. 

 APOSTOŁ PAWEŁ O KOBIETACH

Gwoli prawdy, wiele oszczerstw wytoczono przeciwko Pawłowi. Są one hańbą nie dla Pawła, ale dla chrześcijańskich kobiet, które wypowiadają nieprzemyślane zdania. Żaden autor z Nowego Testamentu nie mówi tylu miłych rzeczy o kobietach, co apostoł Paweł.

Zachęcam was, abyście od czasu do czasu przyjrzały się jego listom. Przykładowo, spójrzcie na końcowe rozdziały Listu do Rzymian. Zauważcie w innych listach, jak pochlebnie wypowiada się o różnych ludziach, jak często za wzór stawia kobiety. Musiał mieć w wielu kobietach osoby przyjazne. Nie ulega wątpliwości, że kobiety z tamtego okresu miały o nim wysokie zdanie. Nazwanie Pawła wrogiem kobiet bądź starym kawalerem, nie mającym zielonego pojęcia, na czym polega małżeństwo, jest niezrozumieniem słów i myśli Pawła.

 PORZĄDEK I CELE STWORZENIA

Paweł szanował kobiety. Nie dał się ponosić wojowniczemu duchowi, kiedy pisał te słowa lub kiedy pisał do Koryntian, albo do Tymoteusza (1 K or 14; 1 Tym 2). Miał dużo głębszy powód. Nie wolno nam zatem lekceważyć tych słów argumentując, że są to wypociny starego, zgorzkniałego kawalera. Nie wolno nam ich lekceważyć powołując się na kulturowe uwarunkowanie. Poglądy Pawła odnośnie kobiet były spójne. Kiedy przedstawiał argumenty za rolą podporządkowania przypisaną niewiastom w I Liście do Koryntian i w I Liście do Tymoteusza, nie opierał się na obyczajach dobrego wychowania swojej kultury. Sięgnął raczej do początku stworzenia i upadku. Powiedział: „Bo najpierw został stworzony mężczyzna, potem kobieta”. Powołał się na sam akt stwórczy, według tego, jak Bóg ustalił role na początku.

Później dołożył drugi argument. W I Liście do Tymoteusza (r. 2) napisał, że kobieta ma być poddana mężczyźnie nie tylko ze względu na porządek i cel jej stworzenia, ale zwrócił także uwagę, że to nie mężczyzna, ale kobieta najpierw zgrzeszyła. Powołał się na porządek podczas upadku i na obwieszczenie, jakie Bóg wypowiedział do Ewy po upadku. „Twój mąż będzie panował nad tobą”. Na tych dwóch fundamentalnych przekazach oparł Paweł swoją rozprawę o rolach męża i żony. Mężczyzna został stworzony najpierw, a kobieta została stworzona, aby być mu pomocą. Ze względu na to, co Ewa zrobiła, Bóg między innym i obwieścił, że mężczyźni muszą panować nad swoimi żonami. A więc nie na kulturowych przesłankach, ale na najbardziej zasadniczych faktach — stworzenia i upadku — ap. Paweł oparł swoją rozprawę w Liście do Efezjan (r. 5).

Ale nie przeskakuj pochopnie do wniosków. Możesz się przyjemnie rozczarować prawdziwym znaczeniem biblijnej uległości.

Paweł zaczyna od słów: „Żony, bądźcie uległe mężom swoim jak Panu ”. Jest to mocne stwierdzenie. W taki sam sposób, jak powinnaś poddać się swojemu Panu, tak też powinnaś pragnąć poddać się swojemu mężowi. Paweł mówi dalej: Bo mąż jest głową żony, jak Chrystus rządzi Swoim Kościołem, jest jego głową. Kieruje nim i wypowiada do niego słowo autorytetu. O statecznie Paweł tłumaczy: „Ale jak Kościół podlega Chrystusowi, tak żony mężom swoim we wszystkim”. Ludzie usiłowali odczytać to inaczej. Próbowano stępić ostrze. Przekręcano i ignorowano. Ale nie m a żadnego sposobu ucieczki od wyraźnej intencji zawartej w tych słowach, choćbyśmy nie wiem jak starali się je przekręcić. W powtarzający się sposób w tych trzech zdaniach Paweł powiada kobietom, że muszą w domu poddać się autorytetowi i panowaniu swoich mężów. Mają być uległe. To samo poselstwo jest powtarzane w innym miejscu w Piśmie Św. Przez Piotra, który był żonaty (1 Ptr 3,1 i dalej). Nikt nie może zarzucić ap. Piotrowi, by był wrogiem kobiet.

 ZNAK RELACJI CHRYSTUSA I KOŚCIOŁA

Musisz zrozumieć, na czym polega uległość, ponieważ musisz być posłuszna przykazaniu, bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie. Chodzi tu o ciebie, chrześcijańska kobieto: ty musisz być posłuszna swojemu mężowi. Chrystus mówi, że musisz.

Możesz spojrzeć na to jak na wygórowany rozkaz. I tak jest. Wszelkie twoje najgorsze przeczucia, że Paweł mógł rzeczywiście mieć na myśli konieczność posłuszeństwa mężowi, potwierdzają się. Wielokrotnie Paweł powtarza potrzebę poddania się. Dlaczego on ciągle to mówi? Dlatego, że wielu ludzi uporczywie od tego odwraca ucho. Być może dlatego Paweł powiedział to trzy razy w tych trzech wierszach na trzy różne sposoby. Tak podkreślił tę prawdę, aby jego czytelnicy jej nie przeoczyli. Nie ma żadnego sposobu, aby od tego się wykręcić, aby to ominąć, aby przed tym się osłonić. To jest niemożliwe. Będziesz musiała żyć z tym, żyć tym i żyć w tym. A więc spróbujmy to zrozumieć. 

 CZYM JEST ULEGŁOŚĆ?

Zacznijmy od tego, że jest kilka nieporozumień, które trzeba wyprostować. 

Uległość nie przekreśla wolności, lecz gwarantuje ją. Kiedy pociąg ma większą swobodę ruchu, gdy wypadł z szyn i koziołkuje po zboczu górskim , czy wtedy, gdy gładko toczy się po szynach, tzn. gdy — jeżeli już tak wolisz — jest ograniczony i przywiązany do szyn?

Ma większą swobodę ruchu, jeżeli jest tam , gdzie być powinien, robiąc to, do czego został przeznaczony. Ograniczenie do szyn oznacza wolność. Przywiązanie do szyn oznacza zdolność wykonania zadania, jakie przed nim postawiono. Co rzeczywiście gwarantuje wolność? Znajdowanie się na właściwych szynach. Kiedy dana osoba ma większą swobodę w posługiwaniu się organami lub pianinem ? Czy ma większą swobodę w grze na instrumencie muzycznym, kiedy mówi: „Na bok prawa i zasady harmonii, skala chromatyczna itd.”? Nie jest wcale wolna, jeśli mówi: „Odrzućmy to wszystko”. Natomiast osiąga wolność, jeśli spędza długie, żmudne godziny na ćwiczeniu swoich akordów. „Jak to może być?” — zapytasz. Ten, co zasiada do organów i mówi: „Precz z podręcznikiem i precz z ćwiczeniami”, nie jest wcale wolny.

Jest skrępowany swoją własną niewiedzą, skrępowany swoim własnym brakiem umiejętności, skrępowany faktem, że nie spędził godzin, jakie są konieczne, aby nauczyć się, jak grać muzykę. Natomiast ten człowiek, który wybiera długą, twardą drogę ograniczenia, który pracuje w obrębie pewnych ram, osiąga w reszcie taki poziom, kiedy może odrzucić książki i napisać swoją własną muzykę. Wolność w Bożym świecie nigdy nie realizuje się poza obrębem jakichś ram. Jeśli ktoś jest na tyle wolny, aby żyć według zamiaru Boga, ten jest prawdziwie wolny. W dobie obecnej słyszy się wiele o ruchu wyzwolenia kobiet. Ja też chcę, abyś była wyzwolona. Oto droga do prawdziwego wyzwolenia dla kobiety: uległość. Uległość pozwala jej biec po szynach, pozwala jej tworzyć wspaniałą muzykę w jej domu.

Jeżeli wykonujesz to, co zamierzył Bóg dla kobiety, jeżeli jesteś tym, co zamierzył Bóg dla kobiety, wtedy jesteś zupełnie wolna. Możesz usiłować żyć w bezładzie. Możesz usiłować koziołkować po polu, wypadając z szyn. Możesz usiłować dosiadać się do organów z nonszalancją, którą błędnie nazywasz wolnością, ale nie będziesz wolna.

Zasada uległości rozciąga się na całe życie. Odnosi się do relacji w ramach Kościoła, jak również na terenie domu (zob. 1 Tym 2,11—15; 1 Kor 14,34—35). Kobieta nigdy nie powinna zajmować pozycji autorytetu nad mężczyznami jako nauczyciel lub zwierzchnik, lider. A więc te dwie funkcje starszego są jej niedozwolone. Twierdzenie to nie wynika z przesłanek kulturowych, ale opiera się na porządku stworzenia i konsekwencjach, jakie pociągnął za sobą upadek.

Ale co się kryje za uległością? Jest to problem zasadniczy, który wymaga rozwiązania. Krąży pełno zniekształconych opinii i trzeba je wyprostować. Sami chrześcijanie mylnie pojmowali Pismo Św. w tej materii. Nakładali na kobiety ciężary, o których Biblia nigdy nie wspominała. Dławili dary i udaremniali służbę, która mogła wnieść wielką radość do domów i obfite błogosławieństwo do Kościoła. Zrozumienie prawdziwego obrazu tego, co Biblia ma na myśli, mówiąc o uległości, jest więc nieodzowne. 

Szeroko pokutuje pewna opinia o uległości, że uległość redukuje kobietę do poziomu materialnej własności. 

Nie jest to biblijny obraz. To może być obraz muzułmański lub storo-japoński; ale nie jest to obraz, jaki pochodzi z Biblii. Ten obraz całkowicie rozmija się z biblijnym pojęciem poddania się. Według Biblii kobieta nie powinna siedzieć pod butem swojego męża. Darów, jakie otrzymała od Boga, nie wolno jej zaprzepaścić lub zdławić. W rzeczywistości Biblia przedstawia zupełnie odwrotny obraz.

 BIBLIJNY WZÓR ULEGŁOŚCI

Ażeby to zrozumieć, sięgnijmy przede wszystkim do bardzo ważnego fragmentu Pisma Św., który wyjaśnia rolę męża jako głowy, tzn. do I Listu do Tymoteusza (3,4—5). W tej części listu Paweł omawia kwalifikacje na starszych. Starsi muszą być wybrani spomiędzy mężczyzn w Kościele, którzy swoim własnym życiem demonstrują to, czego Bóg wymaga od wszystkich.

Kluczowym słowem w opisie skutecznego przywództwa jest słowo „zarządzać”. Zadaniem męża jest zarządzać własną rodziną. Jest to najlepsze tłumaczenie greckiego słowa „proistemi”. Chodzi tu o to, aby „przewodniczyć”. Jest to obraz kogoś, kto ma kontrolę, ale nie wykonuje wszystkiego własnymi rękami. Tak jak starszy ma być zarządcą zgromadzenia, tak mąż ma być zarządcą swojego domu. Dobry zarządca wie, jak skłonić innych ludzi, aby wykonywali pracę. Umie dostrzec, rozwinąć i zastosować dary innych. Tym właśnie jest zarządca i tym ma być mąż.

Mąż jako głowa domu jest jego zarządcą. Jest głową; głowa nie wykonuje pracy ciała. Mąż nie musi dać odpowiedzi na każde pytanie i formułować każdej myśli za żonę — nic z tych rzeczy. Raczej ma uzmysłowić sobie, że Bóg dał mu żonę, aby była pomocą. Dobry zarządca spojrzy na swoją pomocnicę i powie: „Ona ma pewne uzdolnienia. Jeśli mam zamiar dobrze zarządzać swoim gospodarstwem domowym, muszę dopilnować, aby nawet najmniejszy z tych darów rozwinął się i znalazł najpełniejsze zastosowanie”. Nie będzie chciał zdławić jej osobowości; będzie raczej usiłował doprowadzić ją do pełnego rozkwitu.

Widzisz zatem, że sprawowanie przywództwa nie tłumi osobowości kobiety. W istocie jest to najlepszy sposób na rozwinięcie i użycie jej darów ku chwale Boga i błogosławieństwa domu.

JAY E. ADAMS

_____________________________________________________

(CHRZEŚCIJANIN - NR 8 - 9 SIERPIEŃ-WRZESIEŃ 1989, str. 38-40)

 O autorze

Jay E. Adams (urodzony 30.01.1929), autor ponad 100 książek tłumaczonych na 16 języków.

Według wywiadu przeprowadzonego przez Aarona Blumera, głównym wpływem Adamsa na poradnictwo było opublikowanie jego książki „Competent to Counsel” w 1970 roku. To z tej książki Adams opracował to, co jest znane jako poradnictwo „noutetyczne” (łagodne upominanie przez wpływ na wolę i emocje). Z biegiem czasu Adams stał się popularnym orędownikiem „ściśle biblijnego podejścia” do poradnictwa, którego perspektywy wpływają dziś na ewangeliczne chrześcijaństwo.

Dr Jay E. Adams jest dyrektorem studiów zaawansowanych i profesorem teologii praktycznej w Westminster Theological Seminary w Escondido w Kalifornii. Otrzymał tytuł licencjata z Johns Hopkins University, jego B.D. z Reformowanego Episkopalnego Seminarium Teologicznego, jego S.T.M. z Temple University i jego doktorat. z University of Missouri. Oprócz pracy jako pastor, a następnie profesor teologii praktycznej w Westminster Theological Seminary w Filadelfii, dr Adams był dziekanem Christian Counseling and Educational Foundation w Laverock w Pensylwanii od jej powstania we wczesnych latach siedemdziesiątych XX wieku.