Monday, March 30, 2020

Szaleństwo i rozum

Jedna z bardziej znanych wypowiedzi apostoła Pawła znajduje się w Dziejach Apostolskich. Paweł jest już więźniem w drodze do Rzymu. Jego wędrówka na dwór cesarza wypełniona jest wieloma bardzo istotnymi wypowiedziami przed różnymi dostojnikami ówczesnego świata. Uprowadzony przed gniewem przywódców żydowskich z Jerozolimy do Cezarei, znajdował się na dworze prokuratora Feliksa. Lecz po kilku dniach arcykapłani dowiedzieli się o tej kryjówce i postanowili osobiście oskarżyć apostoła. Paweł miał więc okazję złożyć świadectwo swojego spotkania z Chrystusem. W końcu losem Pawła zainteresował się sam król Agryppa i jego żona Berenike. Namiestnik cesarza Feliks przedstawił apostoła królowi wyjaśniając, że osobiście nie widzi żadnego powodu, aby Pawła oskarżać o cokolwiek. Lecz Agryppa zapragnął osobiście posłuchać Pawła, zachęcając go słowami: „Możesz przemówić we własnej obronie” (Dz.Ap. 26:1)

Paweł postanowił wykorzystać okazję, aby opowiedzieć o spotkaniu z Chrystusem na drodze do Damaszku. Czytamy w opisie, jaki zostawił nam jego wierny przyjaciel Łukasz - „W południe podczas drogi ujrzałem, o królu, światłość z nieba, jaśniejszą od słońca, która ogarnęła mnie i tych, co jechali ze mną. Gdy wszyscy upadliśmy na ziemię, usłyszałem głos, który mówił do mnie po hebrajsku: Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz? Trudno ci wierzgać przeciwko ościeniowi” (Dz.Ap. 26:12-14). Chrystus wskazał mu wówczas na pogan „do których cię posyłam, abyś otworzył im oczy i odwrócił od ciemności do światła, od władzy szatana do Boga, aby przez wiarę we Mnie otrzymali odpuszczenie grzechów i dziedzictwo ze świętymi” (w. 18). Dlatego Żydzi znienawidzili mnie - kontynuował swoje świadectwo apostoł - i postanowili zabić, oskarżając przed Rzymianami. Lecz Bóg jest ze mną, ponieważ wierzę, „że Mesjasz musi cierpieć, że jako pierwszy ze zmartwychwstałych będzie głosił światło ludowi i poganom” (w. 23).

Na te słowa Festus zareagował zawołaniem: „Tracisz rozum, Pawle! Wielka uczoność przywodzi cię do szaleństwa” (Dz.Ap. 26:24). Lecz Paweł od razu wyjaśnił - „Nie tracę rozumu, najdostojniejszy Festusie, lecz słowa, które mówię, są prawdziwe i przemyślane” (w. 25). Ta rozmowa kończy się znanym powiedzeniem, jakie padło z ust króla Agryppy: „Niewiele brakuje, a przekonasz mnie, bym został chrześcijaninem” (w. 28).

Szaleństwo Pawła polegało na tym, że w oczach króla Agryppy, to w co wierzył Paweł i czemu poświęcił swoje życie, nie było czymś mądrym, co powinien zrobić człowiek wykształcony. Lecz Paweł niejednokrotnie porównywał mądrość, którą wybrał, z tym czym chełpi się świat, że to „co głupie u Boga, jest mądrzejsze niż ludzie, a to, co słabe u Boga, jest mocniejsze niż ludzie” (1 Kor. 1:25). Apostoł powołał się na słowa proroka Izajasza: „Wytracę mądrość mądrych i rozum rozumnych obrócę wniwecz” (1 Kor. 1:19)

Boża mądrość, to zupełnie inna logika, to inne rozumowanie. Paweł zadaje całą serię retorycznych pytań - „Gdzie mędrzec? Gdzie nauczyciel Prawa? Gdzie badacz tego wieku? Czy Bóg nie uczynił głupstwem mądrości tego świata? Skoro bowiem z pomocą mądrości świat nie potrafił poznać Boga w Jego mądrości, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszonej nauki zbawić tych, którzy wierzą” (1 Kor. 1:20,21). Dlatego jest rzeczą oczywistą i zgodną z Bożym rozumowaniem, że „nauka krzyża jest głupstwem dla tych, którzy dążą ku zagładzie, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą” (1 Kor. 1:18)

Dla świata i jego mędrców i władców, to co postanowił Bóg będzie głupstwem, szaleństwem, rzeczą nie do przyjęcia. Aby uznać Bożą mądrość za właściwą mądrość, musi wpierw nastąpić przemiana umysłu, jaka dokonuje się dzięki łasce narodzenia się na nowo. Jest to jedyna droga, jaka została dana ludziom na świecie od czasu słynnej rozmowy Jezusa z Nikodemem (Jan 3:1-10). Lecz ludzie od tamtych czasów do dziś odpowiadają Bogu: „Jak to możliwe?” (Jan 3:9) i nadal uważają, że świadectwo tych, którzy doświadczyli łaski nowych narodzin, jest szaleństwem pozbawionym rozumu. 

Chciałbym jednak odnieść się do spotykanych współcześnie szaleństw pośród tych, którzy uważają się za chrześcijan. Nie jest to żadne nowe zjawisko, gdyż już w czasach apostolskich można było spotkać się z szaleństwami zupełnie innego rodzaju, niezgodnego z Bożym porządkiem i zdrową nauką. Paweł starał się uporządkować sprawy w zborze korynckim, gdzie było wiele nieporządku podczas nabożeństw. Dlatego pisał wprost: „Jeśli więc zgromadziłby się cały Kościół w jednym miejscu i wszyscy mówiliby językami, a wejdą podczas tego ludzie prości bądź niewierzący, czy nie powiedzą, że szalejecie?” (1 Kor. 14:23). Tego rodzaju szaleństwa Paweł nie zaleca w Kościele. 

Lecz to, co możemy usłyszeć współcześnie, szczególnie w czasie doświadczenia jakie przechodzimy w związku z koronawirusem, przechodzi wszelki zdrowy rozsądek. W Stanach Zjednoczonych, gdzie szczególnie doceniana jest wolność, pewien pastor dużego kościoła, powołując się na poprawkę do Konstytucji zapewniającą wolność wyznania stwierdził, że nie odwoła nabożeństw pomimo urzędowego zakazu zgromadzeń. Ponieważ posiada silne cechy przywódcze, mentalnie zmusza ludzi do uczestnictwa. 

Obejrzałem fragment tego nabożeństwa i jak żywo, przypomniałem sobie wydarzenie z lat 70-tych ubiegłego wieku, gdy Jim Jones stworzył kult „People’s Temple” i uciekając przed prawem do Gujany, doprowadził do masowego morderstwa wiernych mu wyznawców. Współczesny przywódca, jak na razie porywa jedynie wierny sobie lud do składania kolekty. Jak na razie.

Innego rodzaju szaleństwo można spotkać obecnie wśród niektórych liderów katolickich. Dziś przeczytałem, że w TV trwam, pewien ksiądz ogłaszał, iż podczas przyjmowania komunii nie grozi zarażenie koronawirusem, ponieważ: „kapłan ma konsekrowane ręce i zarówno w sensie dosłownym, jak i nadprzyrodzonym jego ręce są czyste". Innego dnia natomiast usłyszałem wypowiedź pewnego profesora z KUL-u, że niektórzy kapłani „wciskają ludowi, że wirus nie może przenieść się na opłatku”. Lecz tenże profesor zapomniał, że doktryna kościoła katolickiego na temat komunii jest niczym innym, jak "wciskaniem” wiernym, że podczas „transubstancjacji” wafelek zamienia się w rzeczywiste ciało Chrystusa. Nigdzie w Biblii nie znajdziecie nawet najmniejszej podstawy, aby tak nauczać.

Tego rodzaju szaleństwa można spotkać nieraz w internecie, który jest otwarty na wszelkiego rodzaju dziwactwa samozwańczych liderów różnych ugrupowań. Niedawno na moim koncie FB pojawiło się ogłoszenie biznesowe typu: „świadczę usługi modlitewne, wkładanie rąk, uzdrowienie i wskrzeszanie z martwych”. Niestety, wielu naiwnych powiela tego rodzaju informacje.

Szaleństwo Pawła było zgodne z Bożą mądrością, gdyż było świadectwem rzeczywistej przemiany, jakiej ten sługa Boży doświadczył. I tego potrzebujemy w każdym czasie. Wiem, że mając za przeciwnika niewidzialnego wirusa, opanowuje nas lęk o zdrowie, a nawet o życie. Lecz jedynym remedium, lekarstwem jest Boży pokój. Wpierw jednak musimy uzyskać łaskę narodzenia się na nowo. 

Wówczas Duch Święty, który znajdzie mieszkanie w świątyni naszego ciała, będzie dla nas ochroną. Paweł zapewnia, że „Nie dał nam bowiem Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i rozsądku” (2 Tym. 1:7). Jest to Boża moc i miłość, jakiej na prawdę potrzebujemy. Lecz tym razem chcę zwrócić uwagę na rozsądek, którego potrzebujemy tak samo jak mocy i miłości. Greckie słowo „σωφρονισμου” [sofronismou], znaczy rozsądek, trzeźwe myślenie, zdrowy umysł lub przywodzenie do rozsądku. 

Takiego rozsądku życzę każdemu zawsze, nie tylko w czasie zagrożenia koronawirusem.

Henryk Hukisz


Monday, March 23, 2020

Boża trwoga

Jedno z najbardziej znanych, a obecnie często przywoływanych przysłów brzmi: „Gdy trwoga, to do Boga”. Ludzie dziś bardziej świadomie niż kiedykolwiek wołają do Boga, aby ochronił i wybawił ich przed trwogą. A jest się czego bać, bo przeciwnika nie widać, a jak już dopadnie, to trudno się wyzwolić. Dlatego ludzie wołają - lecz czy Bóg odpowie? A może powinienem zapytać - Jak Bóg odpowie? Jedno jest pewne, że obecnie cała ludzkość została poddana próbie wiary w Boga. Apostoł Paweł zachęca wprost: „Sami siebie poddawajcie próbie, czy trwacie w wierze. Samych siebie doświadczajcie. Czy nie wiecie o sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba, że nie wytrzymaliście próby” (1 Kor. 13:5). I jest to poważna próba, bardzo ważny test, gdyż chodzi o sprawdzenie, czy jesteśmy prawdziwie wierzącymi. Czy mamy życie wieczne w sobie, czy jedynie tak myślimy?

Czas doświadczenia, to nie tylko pokonywanie trudności i unikanie zagrożeń. Osobiście uważam, i tak też tego doświadczam zgodnie ze słowami apostoła Pawła - „wiemy zaś, że tym, którzy miłują Boga, wszystko służy ku dobremu, tym, którzy są powołani według Jego postanowienia” (Rzym. 8:28). Łatwo te słowa cytować, a nawet w nie wierzyć, gdy wszystko idzie po naszej myśli. Ale, gdy tylko napotkamy na przeciwności, na coś, co nas przeraża, nabieramy dystansu do Bożych prawd. Skoro wszystko ma służyć „ku dobremu”, to czemu ma się przysłużyć obecne doświadczenie?

W rozważaniu „Komu Boży pokój” chciałem pokazać, że rzeczą najważniejszą dla człowieka jest uzyskanie łaski zbawienia. Dopiero kiedy narodzimy się na nowo, możemy liczyć na Bożą osłonę i wynikający z niej Boży pokój. Bo przecież, zgodnie ze słowami Pana Jezusa, dopiero gdy staniemy się Jego owcami, gdy będziemy słuchać Jego głosu, możemy uchwycić się obietnicy - „dlatego nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z Mojej ręki” (Jan 10:28). To jest chyba jasne, chociaż muszę powiedzieć, iż różni fałszywi nauczyciele przekonują, że Bóg jest „dobrym Tatusiem” i każdego, bez względu na jego stosunek do Chrystusa, traktuje z ogromną miłością. Owszem, Bóg umiłował cały świat, lecz określił warunek. On „dał swego Jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (Jan 3:16). Więc nie każdy człowiek, lecz każdy kto wierzy w Chrystusa, jako Pana i Zbawiciela objęty jest Bożą łaską.

Kolejnym, bardzo ważnym warunkiem doświadczania Bożej ochrony jest Kościół, Ciało Jezusa Chrystusa. Jesteśmy przeznaczeni do udziału w Jego Kościele. Na początku chrześcijaństwa, gdy ewangelia była zwiastowana w mocy Ducha Świętego, gdy powstawał Kościół, to „Pan dołączał do nich codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia” (Dz.Ap. 2:47). Dzięki temu, „Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii. Rozwijał się i trwał w bojaźni Pana, i rozrastał dzięki zachęcie Ducha Świętego” (Dz.Ap. 9:31). Zauważamy, że jednym z błogosławieństw, jakich doświadczał Kościół, było doświadczanie pokoju.

Kiedy mówimy o Kościele, to musimy mieć na uwadze ten Kościół, którego budowniczym jest Jezus Chrystus. Dziś natomiast mamy mnóstwo tworów, które mianują siebie kościołami. Popularne dziś tzw. kościoły domowe, albo grupki pod wezwaniem „Gdzie dwóch lub trzech”, powstałe na skutek działania drapieżnych wilków lub tych, „którzy będą głosić przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów” (Dz.Ap. 20:30), mają niewiele lub nic wspólnego, z prawdziwym Kościołem. 

Chrystus powiedział wyraźnie - „zbuduję Mój Kościół, i bramy hadesu nie przemogą go” (Mat. 16:18 [EIB]). Tym razem podaję cytat z jednego z najnowszych przekładów Nowego Testamentu, ponieważ jest najdokładniejszym w stosunku do oryginału. W tekście greckim czytamy „oikodomeso mou ten ekklesian kai pulai hadou ou katischusousin autes”. Proszę mi wybaczyć ten oryginalny cytat z ewangelii Mateusza, lecz ma on fundamentalne znaczenie dla pojęcia czym jest Kościół, o którym mówił Chrystus. Wiele innych przekładów tego tekstu kieruje uwagę na moce piekielne, nawet samego diabła, jako przeciwnika Kościoła. Tak, z pewnością on takim jest. Lecz w tym zdaniu, wypowiedzianym przez Chrystusa, założyciela i budowniczego Kościoła, chodzi o bramy hadesu, czyli o przejście do krainy umarłych, chodzi o koniec doczesnego życia. Ci którzy zostali włączeni do Kościoła, przez doświadczenie łaski narodzenia się na nowo, nadal żyją, pomimo śmierci fizycznej. Taki stan może zapewnić jedynie Kościół, którego budowniczym jest sam Jezus Chrystus. W tej sytuacji, śmierć nie jest końcem bez wyjścia, jest jedynie przejściem do nowego życia z Chrystusem w Jego Królestwie.

Dlaczego łączę razem te dwie prawdy - o Kościele i o pokoju, czyli uwolnieniu od trwogi? Odpowiedź można znaleźć w Psalmie 9. Dziś rano czytałem go dla pokrzepienia serca przed rozpoczęciem codziennych wydarzeń. Wspaniały tekst, w którym można rzeczywiście znaleźć pocieszenie. Rozpoczyna się wspaniałą pieśnią chwały dla Boga. Pamiętam refren z czasów mojej młodości - „Chwalę Cię Panie całym swoim sercem. Opowiadam wszystkie cudowne Twe dzieła. Cieszyć się będę i radować w Tobie. Psalm będę śpiewać na cześć Twego Imienia. O Najwyższy….4x”.

Wszyscy mogą śpiewać ten tekst, lecz czy przez to Bóg zostaje uwielbiony? Czy każdy, kto potrafi śpiewać, swoim śpiewem oddaje prawdziwie chwałę Bogu? Chrystus powiedział do Samarytanki przy studni, że „Bóg jest Duchem i Jego czciciele powinni Go czcić w Duchu i prawdzie” (Jan 4:24). Natomiast Bóg przez proroka Izajasza już w Starym Testamencie ostrzegał: „Ponieważ ten lud zbliża się do Mnie jedynie ustami, oddaje Mi cześć tylko wargami, a jego serce jest daleko ode Mnie i jego bojaźń przede Mną jest tylko wyuczonym spełnianiem ludzkiego nakazu” (Izaj. 29:13). Dlatego w tym Psalmie jest napisane, kto prawdziwie chwali Pana. Dawid mówi: „Ty bowiem mnie osądziłeś i wydałeś wyrok w mojej sprawie, zasiadłeś na tronie jako sprawiedliwy Sędzia” (Ps. 9:5). Boży wyrok nad każdym człowiekiem został wydany już na samym początku, gdy pierwsi ludzie dopuścili się grzechu. Paweł odwołuje się również do tego werdyktu, mówiąc: „Zapłatą bowiem za grzech jest śmierć”, lecz dzięki poznaniu łaski Bożej stwierdza - „a darem łaski Boga życie wieczne w Chrystusie Jezusie, naszym Panu” (Rzym. 6:23)

Kościół tworzą ludzie, którzy doświadczyli mocy łaski przebaczenia. To są ci, którzy narodzili się na nowo, dlatego w Psalmie 9, Dawid pisze: „Ty, który wyprowadzasz mnie z bram śmierci” (w. 14). Tak, to są ci, którzy w Kościele budowanym przez Chrystusa pokonują bramy hadesu. Bramy śmierci już ich nie zniszczą, dlatego mogą prawdziwie śpiewać Bożą chwałę i opowiadać o cudownych dziełach naszego Pana. Kościół tworzą ludzie, którzy prawdziwie poznali Boga i zaufali Mu, gdyż znają Jego imię. Dawid osobiście doświadczył tej prawdy, gdyż znał naturę Boga, Jego wierność i niezmienność. Nie tylko on, lecz „zaufali Tobie znający Twe imię, bo nie opuszczasz, PANIE, tych, którzy Cię szukają” (w. 11)

Pan Jezus dziękował Ojcu za tych, których włączył do Kościoła - „Objawiłem Twoje imię ludziom, których Mi powierzyłeś na świecie. Twoimi byli, lecz Mnie ich powierzyłeś, a oni zachowali Twoje słowo” (Jan 17:6). Dlatego Boży lud, który ufa Panu, gdyż zna Jego imię, znajduje się pod szczególną ochroną. Nie należą już do świata, nad którym nadal ciąży Boży sąd. Pan Jezus modlił się o Kościół - „Przekazałem im Twoje słowo, lecz świat ich znienawidził, bo nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, lecz abyś ich ustrzegł od złego” (Jan 17:14,15)

A co ze światem? Pan Jezus powiedział wyraźnie - „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne, kto zaś nie jest posłuszny Synowi, nie doświadczy życia, ale gniew Boży pozostaje nad nim” (Jan 3:36). Jakoś dziś mało kto czyta te słowa. A jednak są zapisane w tym samym rozdziale, w którym znajduje się najbardziej znany werset, 16. Niech nie dziwi nas to, co dzieje się w tym świecie, w którym ludzie odrzucają Boga i Jego miłość. Jak wymowne stają się słowa Dawida z Psalmu 9 - „Powstań, PANIE, by człowiek nie triumfował, osądź narody przed swoim obliczem! Przejmij ich, PANIE, trwogą, niech wiedzą narody, że są tylko ludźmi” (w. 20, 21). Bóg oczywiście daje każdemu człowiekowi szansę pokuty i nawrócenia, o czym zapewnia Paweł - „Bóg wzywa teraz wszędzie i wszystkich ludzi, aby się nawracali, gdyż wyznaczył dzień, w którym sprawiedliwie będzie sądzić świat przez Człowieka, którego na to przeznaczył, po uwierzytelnieniu wobec wszystkich przez wskrzeszenie Go z martwych” (Dz.Ap. 17:30,31).

Niech nie dziwi nas trwoga, jak napełnia serca ludzi, którzy nie znają Boga. Jeśli nie mają nadziei życia wiecznego, to są przerażeni na myśl, że zostaną zarażeni wirusem, który może ich zabić. Boją się, bo nie mają pewności, że znajdują się w Kościele Jezusa Chrystusa, którego „bramy hadesu nie przemogą”. Natomiast jeśli narodziliśmy się na nowo, to mamy życie wieczne. Gdy Chrystus stanął przy grobie Łazarza, powiedział do Marii: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto wierzy we Mnie, choćby i umarł, będzie żył” (Jan 11:25)

Oczywiście nikt zdrowo myślący nie będzie świadomie wchodzić w strefę zagrożenia, o czym pisałem wcześniej w rozważaniu „Granice zdrowego rozsądku”.

Henryk Hukisz

Saturday, March 21, 2020

Komu Boży pokój?

Z pewnością każdy człowiek wierzący w Boga wie, że nie należy bać się, gdyż Bóg jest z nami. Na wszelki wypadek, gdy ktoś wybiera się w nieznane, mówimy na pożegnanie - „Bóg z tobą”. Dlaczego więc, gdy nas nagle coś zaskoczy, ogarnia nas lęk? Przecież powinniśmy wiedzieć, że Bóg jest z nami i nic złego nam nie grozi.

Słyszałem o dwóch podróżnikach w afrykańskim buszu. Gdy nagle na ich ścieżce pojawił się lew, jeden rzekł do drugiego: „Stój spokojnie i patrz mu prosto w oczy, gdyż czytałem w przewodniku turystycznym, że w takiej sytuacji lew spokojnie odejdzie.” Na to drugi turysta odrzekł: „Ja też o tym czytałem, lecz nie jestem pewien, czy lew też o tym wie”. Często mamy wiedzę biblijną, znamy Boże obietnice, lecz stwierdzamy, że one nie działają. Wówczas myślimy, że albo wiary nam brakuje, albo Bóg nie odpowiada, pomimo naszego wołania do Niego.

Pewnego razu Pan Jezus „wsiadł do łodzi, a z Nim Jego uczniowie. Nagle na jeziorze zerwała się tak gwałtowna burza, że fale zalewały łódź” (Mat. 8:23,24). Z pewnością Chrystus niejednokrotnie znajdował się ze swoimi uczniami na wodach jeziora Galilejskiego. Lecz tym razem, wydarzyło się coś znaczącego, i to tak bardzo, że Jego uczniowie wzięli dobrą lekcję na przyszłość. Wierzę, że i nam wszystkim przyda się to, czego oni się wówczas nauczyli. Niezwykłe było to, że Pan Jezus zasnął, jak gdyby nie wiedział o tym, że podczas tej przejażdżki zaskoczy ich burza. Znawcy tego tematu wiedzą, że na tym jeziorze było to dość częstym zjawiskiem.

Pamiętam czas mojej młodości, gdy w poznańskim zborze, w którym byliśmy z całą naszą rodziną, jego liderzy wywodzili się z ruchu badaczy Pisma Świętego. Każdy biblijny temat był dla nich okazją do zawziętych dyskusji. W tym przypadku dyskusja polegała na zgadywaniu, czy Pan Jezus na prawdę spał, czy tylko udawał, aby sprawdzić swoich uczniów, czy będą Mu ufać. Jestem dziś przekonany, że Pan rzeczywiście spał. Spał, bo swoją ufność złożył całkowicie w swoim Ojcu. On wiedział, że nic, co ma się wydarzyć, nie jest zaskoczeniem, lecz zostało zaplanowane z góry. Dlatego ufnie zasnął, pomimo wzmagających się fal, kołyszących łódź coraz mocniej. Pan Jezus znał dobrze słowa Psalmu - „Spokojny kładę się do snu i zasypiam, bo tylko Ty, PANIE, czuwasz” (Ps. 4:9).

Zapraszam na chwilę do łodzi, aby przysłuchać się rozmowie Nauczyciela z uczniami w czasie tej życiowej lekcji. Gdy burza szalała na dobre, gdy fale przelewały się przez burty do środka, uczniowie szarpnęli Chrystusa za ramię wołając: „Panie, ratuj! Giniemy!” (Mat. 8:25). Ktoś powie, że to była naturalna reakcja ochrony życia. Z pewnością, tak. Lecz przecież w łodzi znajduje się Syn Boży, Odwieczny Logos. Słowo, o którym autor Listu do Hebrajczyków napisał, że „przez Niego też stworzył wszechświat” (Hebr. 1:2). I tu, w naszej lekcji pojawia się kwestia wiary. Powołując się na tego samego autora czytamy, że „dzięki wierze rozumiemy, że wszechświat został stworzony Słowem Boga, bo nie z tego, co widzialne, powstało to, co widzimy” (Hebr. 11:3). Uczniowie tego nie wiedzieli, lecz Chrystus miał to zapisane w swoich genach. Burza, jaka nadciągała nie wywołała w Nim lęku, gdyż wiedział, że ona jest Jemu poddana. 

Z pozycji uczniów, którzy zamiast patrzeć na Chrystusa, a przecież widzieli już wiele cudów jakich dokonał, widzieli jedynie wysokie fale i słyszeli świst wiatru. Jak tu się nie bać. Każdy człowiek drży o swoje życie. Chrystus wiedział gdzie na prawdę leży problem - nie w naturalnej reakcji, lecz w braku zaufania, dlatego nazwał ich „ludźmi małej wiary” (Mat. 8:26). Przecież Chrystus był obecny, był z nimi w tej samej łodzi. 

Muszę tutaj przywołać główną myśl z poprzedniego rozważania - „Zgubna zaraza”. Zwróciłem w nim uwagę na istotę treści Psalmu 91, która znajduje się słowach „Wysłucham go, gdy będzie Mnie wzywał, będę z nim w nieszczęściu, wybawię i obdarzę sławą” (Ps. 91:15). Rzeczą najważniejszą jest obecność Pana. Gdy On jest z nami, możemy być całkowicie pewni, że nic złego nam się nie przytrafi. Gdy On jest obecny, nie interesują nas wówczas detale Jego działania. Boża obecność zapewnia nam już wystarczającą satysfakcję. 

Więc widzimy, że problem z jakim borykali się uczniowie w łodzi, nie został wywołany wielkością fal, lecz brakiem zaufania w obecność Tego, kto te fale stworzył. Jeśli lecisz samolotem i ogarnie cię lęk, gdy wpadnie w turbulencje, to uspokaja cię myśl, że za sterami siedzi doświadczony pilot, który wie, jak wyprowadzić maszynę z tej sytuacji. Opowiadał mi znajomy, jak lecąc samolotem w czasie burzy dowiedział się, że kilka foteli przed nim siedzi dwóch pilotów, którzy byli też pasażerami. Gdy w pewnym momencie ogarnął go lęk, postanowił obserwować jak zachowują się ci piloci. Gdy oni czytali książkę, też to uczynił. Gdy zdrzemnęli się, starał się też uciąć sobie drzemkę.

Pamiętajmy, że Pan Jezus przed odejściem z ziemi do Ojca zostawił obietnicę: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do końca świata" (Mat. 28:20). On jest z nami na prawdę. Nic Go od nas nie odłączy - zapewnia apostoł Paweł - „Jestem bowiem przekonany, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani to, co wysoko, ani to, co głęboko, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, naszym Panu” (Rzym. 8:38,39). Paweł napisał, że „jeśli jesteśmy niewierni, On pozostaje wierny, bo nie może się wyprzeć samego siebie” (2 Tym 2:13). Tak, że nie mamy żadnego usprawiedliwienia, aby się bać nawet w czasie największej burzy, rzeczywistej, czy epidemiologicznej. 

Dlaczego jednak ogarnia nas strach? Dlaczego tak często boimy się, że dopadnie nas jakiś wirus? Myślę, że jedynym powodem jest to, że nie mamy Chrystusa koło siebie. Jak to, ktoś zaraz zaprotestuje - przecież właśnie zostały przypomniane wspaniałe obietnice. Obawiam się jednak, że większość ludzi, którzy uważają się za chrześcijan ma wiedzę jedynie teoretyczną. Podobnie jak ci dwaj turyści z początku rozważania - znali reguły, lecz nie znali rzeczywistości.

Obecność Pana Jezusa nie jest obietnicą teoretyczną. Jest ona dostępna każdemu, kto doświadczył łaski zbawienia, kto uczynił Chrystusa swoim Panem. Co to znaczy?

Przeciwieństwem lęku, obaw i strachu jest pokój, stan wewnętrznego uspokojenia, jakie można mieć w Bogu. Tego pokoju nie może wytworzyć miła atmosfera słowami pocieszania i zapewniania, że wszystko jest O.K. Apostoł Paweł napisał: „Pan jest blisko. O nic się nie troszczcie, ale w każdej modlitwie i błaganiu powierzajcie z dziękczynieniem wasze pragnienia Bogu. A pokój Boży, który przewyższa wszelkie zrozumienie, będzie strzegł serc i myśli waszych w Chrystusie Jezusie” (Fil. 4:5-7). Pokój który przewyższa nasze zrozumienie, który pochodzi nie od ludzi, lecz od samego Boga jest dostępny pod pewnym warunkiem.

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na częstotliwość występowania w księgach Nowego Testamentu dwóch słówek - „łaska i pokój”. Na 27 Ksiąg, aż w 16 możemy spotkać te dwa wyrazy w tej właśnie kolejności, np. „Łaska i pokój od Boga Ojca i Chrystusa Jezusa, naszego Zbawiciela” (Tyt. 1:4). Otóż jestem w pełni przekonany, że Boży pokój możemy otrzymać w konsekwencji doświadczenia wpierw łaski zbawienia. Wpierw łaska, później można doświadczyć pokoju, jaki zapewnia obecność Pana w naszym życiu. 

Jeśli mówimy o łasce, to jest tylko jedna droga. Nie wynika ona z zasad wiary kościołów, ani katolickich, ani protestanckich. Ta droga została ogłoszona przez samego Chrystusa. Gdy odpowiadał na zasadnicze pytanie: „Jak osiągnąć zbawienie, czyli jak można wejść do Królestwa Bożego?”

Odpowiedź jest nadal taka sama, jaką usłyszał Nikodem, dostojnik żydowski - „Zapewniam, zapewniam cię, jeśli się ktoś nie narodzi z góry, nie może ujrzeć Królestwa Boga” (Jan 3:3). A to znaczy, że jeśli się ktoś nie narodził na nowo, nie został zrodzony przez Ducha Bożego do nowego życia, nie może doświadczyć Bożego pokoju. Nie wystarczy być ochrzczonym, nie wystarczy zapisać się do dobrego kościoła. Nie wystarczy powiedzieć, że podoba się w jakiejś wspólnocie, bo ładnie śpiewają i kaznodzieja mówi ładne kazania. 

Obecna sytuacja może stać się jedyną możliwością, jaką Bóg dla nas stworzył, aby zastanowić się nad tym, jak wierzę, komu lub czemu wierzę. Jeśli boisz się, to dobrze. Sprawdź, czy w twojej łodzi życia, znajduje się Jezus. On może przyjść, jeśli przyjmiesz łaskę nowo narodzenia. Nie ma innej możliwości. 

Pamiętaj, jeśli nie masz Jezusa w swoim życiu, nic ci nie da prawdziwego pokoju.

Henryk Hukisz

Monday, March 16, 2020

Zgubna zaraza

W ostatnich dniach, w związku z zagrożeniem wirusowym, najczęściej spotykamy odwołania do Bożych obietnic zapisanych w Psalmie 91. Nic dziwnego, bo jest to wspaniała zapowiedź ochrony przed „zgubną zarazą” i wieloma innymi niebezpieczeństwami. Można z tego tekstu wybierać obietnice według własnego życzenia, prawie na każdą okazję. Czy jednak do tego służy Boże Słowo? 

Pisałem już kiedyś na ten temat w rozważaniu „Wrzuć monetę”. Pisałem wówczas (w 2013 roku) o tym, że „automat sprzedający dobra doczesne działa zgodnie z naszą wolą, ponieważ sami wybieramy przycisk, aby dostać to, co chcemy. Bóg natomiast, sam określa co chce nam dać, my jedynie musimy wyrazić na to zgodę. Niestety, nasza wola jest tak silna w nas, że nieraz Bóg musi wpierw popracować nad tym, abyśmy zrezygnowali w własnej, aby wyrazić zgodę na Jego wolę.

Właśnie do tej myśli chcę teraz nawiązać w odniesieniu do obietnic zawartych we wspomnianym Psalmie. Lecz wpierw proponuję mały przegląd występowania zarazy w Biblii, od jakiej Bóg chronił, lub używał ją do osiągnięcia Swoich celów. Hebrajskie słowo מדבר [modeber] występuje w starym Testamencie około 50 razy, w tym 28 razy zostało użyte przez dwóch proroków, Jeremiasza i Ezechiela. Najwcześniej jednak występuje oczywiście w Egipcie i związane jest z plagami, dzięki którym naród Boży mógł wyjść z niewoli. Już podczas pierwszej wizyty Mojżesza i Aarona na dworze faraona, został określony cel wyjścia - „Bóg Hebrajczyków ukazał się nam. Chcemy iść drogą na trzy dni na pustynię i złożyć ofiary PANU, naszemu Bogu, aby nas nie dotknął zarazą ani mieczem” (Wyj. 5:3). A kiedy już znaleźli się na pustyni, Bóg, który dał Izraelowi zapewnienie, że „nie dotknę cię żadną chorobą, którą dotknąłem Egipt, gdyż Ja, PAN, będę cię leczyć” (Wyj. 15:26). Dlatego też Mojżesz, gdy żegnał się z narodem, który doprowadził do bram Ziemi Obiecanej, zostawił wspaniałą obietnicę: „PAN oddali od ciebie wszelką chorobę i wszelkie dotkliwe zarazy egipskie, które znasz. Nie ześle ich na ciebie, ale dotknie nimi tych wszystkich, którzy cię nienawidzą” (Powt. Pr 7:15).

Jak widać z podanych przykładów, zaraza jaką Bóg dopuszczał, była narzędziem nacisku dla osiągnięcia zamierzonych celów. Bóg dawał też solidne zapewnienie, że jest w stanie od tego strasznego niebezpieczeństwa zachować. Suwerenny Pan sam decyduje, w jakim sensie ta „zgubna zaraza” zostanie użyta. Kiedy król Dawid dopuścił się przekroczenia Bożego prawa - „Gdy policzono lud, Dawid zaniepokoił się i powiedział do PANA: Zgrzeszyłem bardzo przez to, co zrobiłem” (2 Sam. 24:10). Gdy Boży prorok Gad przyszedł do Dawida w imieniu Pana, król miał wybór kary, jaką musiał ponieść w konsekwencji tego grzechu. Dawid wybrał opcję kary, która w całości zależała od Boga, a nie od udziału człowieka. „Zesłał więc PAN zarazę na Izrael od tamtego poranka aż do wyznaczonego czasu i zmarło siedemdziesiąt tysięcy ludzi spośród ludu, od Dan do Beer-Szeby” (2 Sam. 24:15). Tak więc zaraza, jaka spadła na Izraela, była suwerenną decyzją Pana.

Izraelici pamiętali jednak o Bożej obietnicy zachowania od zarazy tak bardzo, że podczas poświęcenia świątyni Salomon modlił się: „Gdy w tej ziemi nastanie głód albo zaraza, gdy nastanie spiekota i rdza, gdy nastanie szarańcza i chasil [mszyca], gdy wrogowie oblegną miasta jego ziemi, gdy dotknie ich jakiekolwiek nieszczęście i jakakolwiek choroba - Ty wysłuchaj z niebios, miejsca Twego zamieszkania, i przebacz, i oddaj każdemu według całego jego postępowania, bo Ty znasz jego serce, Ty bowiem sam jeden znasz serce każdego człowieka” (2 Kron. 6:28, 30). Jak widzimy, zapewnienie Bożej ochrony jest silnie związane z poprawą relacji narodu z Bogiem. Dlatego pojawiają się słowa o przebaczeniu, jako jedynej możliwości powrotu do właściwej relacji z Panem.

Wiele lat później, gdy Bóg wykonywał Swoje postanowienie wysłania nieposłusznego narodu w niewolę babilońską, Jeremiasz starał się uświadomić, dlaczego tak się dzieje. Pisał wówczas: „PAN jednak nie będzie im przychylny. Teraz przypomni ich winę i ukarze ich grzechy. Potem PAN powiedział do mnie: Nie wstawiaj się za pomyślnością tego ludu. Gdy będą pościć, nie wysłucham ich wołania. A gdy będą składać ofiarę całopalną i ofiarę pokarmową, nie będę im przychylny, lecz zniszczę ich mieczem, głodem i zarazą” (Jer. 14:10-12). Nawet gdyby nieustannie powoływali się na słowa Psalmu 91, Bóg zdecydowanie wypełniłby Swój zamiar.

Dlaczego więc Dawid zapisał słowa tego Psalmu dla zapewnienia, że w Bogu mamy zagwarantowaną ochronę przed zgubną zarazą i wieloma innymi niebezpieczeństwami? Czy powoływanie się dziś na te obietnice jest właściwe? Czy można upewniać siebie i drugich, że nam nic nie grozi?

Chciałbym przede wszystkim przypomnieć historię użycia tych obietnic w stosunku do Pana Jezusa. Ewangeliści zgodnie opisali, że po pierwszej próbie skuszenia Pana Jezusa, diabeł przystąpił do Chrystusa ponownie. Wówczas kusiciel „zabrał Go do świętego miasta, postawił na szczycie świątyni i powiedział: Jeśli jesteś Synem Boga, rzuć się w dół. Napisane jest bowiem: Aniołom swoim rozkaże i będą Cię nosić na rękach, abyś nie uderzył nogą o kamień” (Mat. 4:5,6). To tak, jak gdyby wziął ktoś dziś Księgę Psalmów, otworzył ją na numerze 91 i przeczytał: „Rozkazał przecież swoim aniołom, aby cię strzegli na wszystkich twoich drogach. Będą cię nosić na rękach, abyś nie zranił swej nogi o kamień” (Ps. 91:11,12). Można byłoby do tego jeszcze dodać, coś w rodzaju: „To jest Słowo Pana!” lub: „Chwyć Pana za Słowo,, On musi to uczynić, ponieważ Sam to obiecał”. Czy nie słyszymy dziś takich dodatków do cytowanych słów wprost z Biblii?

Dlaczego więc Pan Jezus nie skorzystał z tych obietnic? Jak wiemy z ewangelii, Chrystus zdecydowanie powiedział: „Jest też napisane: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego” (Mat. 4:7). Jeśli znamy Biblię, to powinniśmy przypomnieć sobie sytuację, gdy Izraelici po wyjściu z Egiptu byli głodni i spragnieni. Wówczas Pan posłał im chleb z nieba, czyli mannę. Po najedzeniu się manny, chciało się im pić i wówczas szemrali przeciwko Mojżeszowi w miejscu Massa i mówili: „Po co wyprowadziłeś nas z Egiptu? Żeby nam, naszym synom i bydłu zgotować śmierć z pragnienia?” (Wyj. 17:3). W ten sposób Izraelici „wystawili PANA na próbę, mówiąc: Czy PAN jest pośród nas, czy nie?” (Wyj. 17:7). Pan Jezus powołał się na słowa ostrzeżenia z ust Mojżesza: „Nie będziecie wystawiali na próbę PANA, waszego Boga, tak jak wystawiliście Go na próbę w Massa” (Pow. Pr. 6:16).

Jestem przekonany, że Pan Jezus znał doskonale treść Psalmu 91, w całości, do końca. My często, gdy znajdziemy jakąś obietnicę, szybko wyrywamy ją z kontekstu, modlimy się i oczekujemy, lub wprost wymuszamy na Bogu, aby ją spełnił. Dziś rano raz jeszcze przeczytałem uważnie cały ten Psalm. Nagle, uderzyły mnie słowa końcowe - „Wysłucham go, gdy będzie Mnie wzywał, będę z nim w nieszczęściu, wybawię i obdarzę sławą” (Ps. 91:15). Wow, zawołałem, tu nie chodzi o to, żeby korzystać z Bożych obietnic, jak z towaru zalegającego półki Bożego sklepu. Tu chodzi o to, że Pan chce być ze mną, Jego obecność w moim życiu jest Jego pragnieniem, a nie detaliczne spełnianie obietnic. Izraelici chcieli tylko jeść mannę i popijać cudowną wodą ze skały. A gdy tego zabrakło, mówili, że Pan ich opuścił. Uczniowie Chrystusa szli za Nim, bo karmił ich chlebem i leczył ich choroby. A gdy Pana ukrzyżowano, odchodząc do Emmaus wyznali: „A my spodziewaliśmy się, że On właśnie ma wybawić Izraela” (Łuk. 24:21).

A Pan chce przede wszystkim być z nami, być w relacji ze Swoim dzieckiem. Dlatego być może nieraz posyła jakąś chorobę, zarazę, jakieś inne nieszczęście, abyśmy wołali do Niego - „Panie chcę być blisko Ciebie, chcę doświadczyć Twojej obecności.”

Prorok Izajasz zostawił dla nas wspaniałe zapewnienie - „Czy kobieta może zapomnieć o swym niemowlęciu, czy przestanie kochać dziecko, które urodziła? Nawet jeśli ona by zapomniała, to Ja nie zapomnę o tobie. Wyryłem cię na dłoniach, twoje mury są stale przede Mną” (Izaj. 49:15,16). 

Nie zmarnujmy okazji, gdy dookoła szaleje zaraza. Jestem tego absolutnie pewien - Pan jest ze Swoim dzieckiem. Doświadczyłem takiej obecności Pana, gdy przechodziłem leczenie z nowotworu. Nigdy nie zapomnę tej szczególnej bliskości Pana. 

Henryk Hukisz

Thursday, March 12, 2020

Godzina próby

Dziś widok człowieka w masce higienicznej na twarzy już nikogo nie dziwi, nawet pod nasza szerokością geograficzną. Zalecaną kwarantannę, wręcz nakazaną przez władze lokalne i ogólnokrajowe przyjmujemy ze zrozumieniem. Jedynie mało odpowiedzialni ludzie ogłaszają „korona party”, czy „korona ferie” jako nadarzającą się okazję do zabawy. 

Sądzę, że w obecnej sytuacji częściej słuchamy bieżących wiadomości w mediach, szczególnie zwracamy uwagę na rosnącą liczbę osób objętych obowiązkową opieką medyczną na oddziałach zakaźnych. Osobiście, z większą uwagą podchodzę do tej kwestii od momentu, gdy usłyszałem o przypadkach koronawirusa w Poznaniu. Tym bardziej, że z racji wieku i stanu zdrowia, należę do grupy osób o podwyższonym ryzyku zarażenia.

Należę również od grona ludzi świadomie wierzących w Boga, nie z racji tradycji przekazanej przez rodziców. Dlatego nie mam obaw, z jakimi boryka się większość tzw. chrześcijan w naszym kraju, którzy zgodnie z przekazywaną im nauką, muszą fizycznie „przyjmować Jezusa” w postaci wafelka podawanego podczas komunii. Lecz niestety, należę do grona osób, wśród których można znaleźć ludzi bezmyślnych, którzy widząc niebezpieczeństwo zarażenia się wirusem, „idą dalej i ponoszą karę” (Prz. Sal. 27:12). Piszę niestety, ponieważ są takie osoby, które świadomie pakują się w tarapaty, a później nazywają to „doświadczeniem wiary”. Jako przykład, mogę zacytować komentarz do poprzedniego wpisu „Granice zdrowego rozsądku” - Żmija,która na Malcie ukąsiła Pawła zdechła,a Paweł żył.Jeżeli nasz Pan zechce,to i buziak z koronowirusem nie zaszkodzi...Jesteś nauczycielem i tego nie wiesz szanowny Pastorze ?”. Pozostawię tę uwagę bez komentarza, jedynie wyrażę podziękowanie Grażynie, za jej słuszny komentarz. Jest nadzieja na normalność w naszym ewangelicznym światku.

Idąc dalej tropem poszukiwania reakcji w gronie ewangelicznie wierzących, sprawdziłem nastawienie przywódców kościołów protestanckich do ogólnokrajowej akcji izolowania się w celu ograniczenia fali zakażenia się koronawirusem. Jedynie luteranie i adwentyści mogli przeczytać komunikaty od swoich przywódców, co mają robić w związku z bieżącym zagrożeniem epidemiologicznym. Ani zielonoświątkowcy, ani baptyści, ani ewangeliczni chrześcijanie nie znajdą słowa pocieszenia czy przestrogi od swoich liderów. Ja wiem, że każdy wierzący ma bezpośrednią relację ze swoim Panem i Zbawicielem. Tak, to prawda, lecz po co są przywódcy, którzy mają uważać, „na samych siebie i na całą trzodę, w której Duch Święty ustanowił biskupami, aby paśli Kościół Boga, który On nabył własną krwią” (Dz.Ap. 20:28). Apostoł Paweł udziela wskazówek Tytusowi, aby ustanawiał właściwych przywódców w zborach na Krecie. Maja to być osoby „trzymające się wiernej wykładni nauki, zdolne także podnosić na duchu przez zdrowe nauczanie i zawstydzać tych, którzy się przeciwstawiają” (Tyt. 1:9)

Domyślam się, że jest wiele osób, które doszukują się w Biblii jakiegoś powiązania koronawirusa z proroctwami odnośnie czasów ostatecznych. Księga Objawienia zwiera wystarczająco dużo obrazów i alegorii, które można odnieść do obecnego czasu. Mimo woli, przypomniał mi się obraz czasu, gdy Bóg wylewał czasze Swego gniewu na mieszkańców Ziemi. Lecz pomimo ogromu zniszczeń, tragedii i doświadczeń, ludzie „nie nawrócili się, by oddać Mu chwałę” (Obj. 16:9). Wówczas wystąpił anioł z szóstą czaszą, którą wylał „na wielką rzekę Eufrat. I wyschły jej wody, aby przygotowana została droga dla królów ze Wschodu. I zobaczyłem, że z paszczy Smoka i z paszczy Bestii, i z ust Fałszywego Proroka wypełzły jak ropuchy trzy duchy nieczyste. Są to duchy demonów, które czynią znaki i wychodzą do królów całego świata, by zgromadzić ich do boju na wielki dzień Boga, Wszechmogącego” (Obj. 16:12-14).

Nie twierdzę, że ten opis odnosi się do obecnych wydarzeń, które wprawdzie mają swoje źródło na Wschodzie, w krainie Smoków i Fałszywego Proroka, lecz odbieram je jako ostrzeżenie Pana Jezusa - „bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie spodziewacie” (Mat. 24:44). Apostoł Jan w swojej wizji czasów ostatecznych kontynuuje opis tego obrazu - „Oto przychodzę jak złodziej. Szczęśliwy ten, kto czuwa i strzeże swoich szat, aby nie chodził nagi i aby nie widziano jego nagości” (Obj. 16:15). Dlatego warto jest przypomnieć sobie słowa jednego z ostatnich listów do Zborów, jakie sam Chrystus podyktował Janowi. W Liście do Zboru w Filadelfii, w którym zachowano otwarte drzwi i pomimo niewielkiej mocy, zachowywano Słowo Boże. Pan pochwalił ich wytrwałość. Dlatego też, Pan Jezus dał im wspaniałą obietnicę: „Ponieważ zachowałeś Mój nakaz wytrwałości, to i Ja zachowam cię od godziny próby, która ma przyjść na cały świat, by doświadczyć mieszkańców ziemi” (Obj. 3:10)

Cokolwiek obecnie dzieje się na naszej planecie. Cokolwiek dotyka jej mieszkańców, jedno jest pewne - Bóg ma nadal Swoją kontrolę nad wszystkim. Dlatego chcę jedynie przypomnieć słowa proroka Izajasza - „Ja jestem PANEM i nie ma innego, oprócz Mnie nie ma boga. Przepaszę cię, chociaż Mnie nie znałeś, aby wiedziano na wschodzie i na zachodzie, że nie ma nikogo poza Mną. Ja jestem PANEM i nie ma innego” (Izaj. 45:5,6).
Uważam, że powinniśmy szczególnie pochylić się na tym rozdziałem, aby zrozumieć dlaczego dzieją się pewne rzeczy, które są świadectwem wielkości Boga. Możemy dojrzeć w słowach poprzedniego rozdziału wielkie zadanie, jakie wypełnił Boży Syn - „Zmazałem twoje przewinienia jak chmurę, a twoje grzechy jak obłok. Powróć do Mnie, bo cię odkupiłem!” (Izaj. 44:22). Dlatego Bóg wzywa wszystkich ludzi - „Zwróćcie się do Mnie, a będziecie zbawione, wszystkie krańce ziemi, bo Ja jestem Bogiem i nie ma innego! Przysięgam na samego siebie, z Moich ust wychodzi sprawiedliwość, słowo nieodwołalne. Przede Mną zegnie się każde kolano, a każdy język będzie przysięgać” (Izaj. 45:22,23)

Jak wiemy z Ewangelii, Jezus wziął na siebie wykonanie dzieła odkupienia grzeszników. On tego dokonał na Golgocie, gdy ogłosił to całemu światu słowami „Wykonało się”. Apostoł Paweł ujął tę wielka prawdę w słowach - „Dlatego też Bóg nad wszystko Go wywyższył i obdarzył imieniem, które jest ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano w niebiosach, na ziemi i pod ziemią i aby każdy język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca” (Fil. 2:9-11).  

Wierzę, że coraz częściej Bóg będzie przypominać ludziom, że czas łaski kiedyś się skończy. Dlatego powinniśmy umieć wykorzystywać czas, „bo dni są złe” (Efez. 5:16). Jestem głęboko przekonany, że znajdujemy się w czasie doświadczania, jakie przyszło „na cały świat, by doświadczyć mieszkańców ziemi”

Doświadczenia są dla nas błogosławieństwem, o czym tak wyraźnie pisał Jakub - „Błogosławiony człowiek, który znosi doświadczanie, bo gdy przetrwa próbę, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Boga tym, którzy Go miłują” (Jak. 1:12).

Henryk Hukisz