Monday, September 30, 2019

Koło historii

Lubimy przysłowia, gdyż często zawierają prawdziwe przesłanie. Tytuł tego rozważania wziąłem z dość popularnego powiedzenia „Historia kołem się toczy”, które przekształcono z łacińskiego „Fortuna dicitur caeca”. Ciceron, twórca tego powiedzenia, miał na uwadze odniesienie do Fortuny, bogini przeznaczenia. Natomiast w średniowieczu przeznaczenie przypisano historii, czyli powrotom do pozycji początkowej.  Lecz nie o frazeologii chcę pisać, lecz o zdarzeniach w historii narodu wybranego i lekcji, jaka z niej powinna płynąć nam ku przestrodze.

Osobista lektura Słowa Bożego w ostatnim czasie związana jest z wydarzeniami z okresu królów w Izraelu i Judzie. Te wydarzenia zaintrygowały mnie w takim stopniu, że wprost nie mogę oderwać się od wyciągania wniosków, jakie z nich wypływają. Apostoł Paweł napisał, że to wszystko, przez co oni przechodzili, „jest przykładem dla nas, abyśmy nie pożądali złych rzeczy, jak oni pożądali, (...) i zostało spisane dla pouczenia nas, których dosięga kres czasów” (1 Kor. 10:6, 11). Warto jest więc dokładnie zapoznawać się z historią, aby jej toczące się koło, nas nie przygniotło.

W tym rozważaniu chcę zwrócić uwagę na szczególny moment w historii Izraela, który podzielony na królestwo północne i południowe, borykał się z wyborami kolejnych królów. Jednym z nich był Joasz, który miał dopiero siedem lat w momencie, gdy na jego głowę włożono królewską koronę. Sytuacja wymagała podjęcia działań bez zwłoki, gdyż niebezpieczeństwo przerwania linii króla Dawida było nieuniknione. Achab, król księstwa północnego, a właściwie, to jego pogańska żona Jezabel, gotowa była dokonać zamachu na Judę w sposób bardziej niebezpieczny, niż zbrojna napaść. Był to okres, gdy na horyzoncie współczesnej cywilizacji pojawili się Fenicjanie. W stosunku do istniejących wówczas społeczeństw, ten naród zachwycał innych postępową kulturą i zwyczajami. Jak wiemy, Izrael miał zawsze stać na straży tradycji, jaka wynikała z obowiązku zachowywania Praw Mojżesza. W tej sytuacji jednak ulegał pokusie wprowadzenia zmian w dotychczasowym trybie życia i religijności. Wówczas to Jezabel, księżniczka z domu króla Etbaala, stworzyła plan przejęcia Judy i Jerozolimy pod władanie Achaba i jego następców. W tym celu wychowała w odpowiedni sposób swoją córkę Atalię, aby później, jako żona króla judzkiego Jorama, dalej realizowała jej bezbożne dzieło. Jeśli ktoś dziś naucza, że kiedyś kobiety były niedouczone i niemądre, to niech poczyta lepiej historię starożytną. Daniel Rops, znawca historii starożytnej napisał o Atalii, że "była kobietą zdumiewającą, i była królową światłą, mężną, wyższą ponad całą swą płeć. Narzuciła swą wolę mężowi: gdy ten umarł, rządziła synem Achazjaszem" (Od Abrahama do Chrystusa str. 245). 

Skoro odwołujemy się do historii, musimy cofnąć się jakieś 25 lat wcześniej, gdy na tronie w Jerozolimie zasiadał Jehoszafat. Kronikarze zapisali: „PAN był z Jehoszafatem, ponieważ ten chodził drogami Dawida, swego ojca, tymi wcześniejszymi, a nie szukali baali lecz szukał Boga swego ojca i postępował według Jego przykazań, jak to czynił Izrael” (2 Kron. 17:3,4). W sytuacji, gdy królowie obu królestw szukali współpracy, Jechoszafat cieszył się opinią, że „jest jeszcze jeden człowiek, za którego pośrednictwem moglibyśmy poradzić się PANA” (2 Kron. 18:7). Lecz jego syn, Joram, który odziedziczył tron po swoim ojcu, mając 32 lata, pozabijał swoich braci, aby pozbyć się konkurentów do tronu. On już „postępował drogą królów Izraela, ponieważ jego żoną była córka Achaba; i czynił to, co złe w oczach PANA” (1 Kron. 21:6). Dlatego, jak czytamy w kronikach, później Pan zesłał nieuleczalną chorobę na Jorama, tak że „wyszły z niego wnętrzności i umarł w wielkich cierpieniach” (w. 19)

Następnym królem był Achazjasz, najmłodszy syn Jorama. Wówczas Atalia, jego matka „doradzała mu, jak postępować bezbożnie”, dlatego „czynił to, co złe w oczach PANA” (2 Kron. 22:4). Był to czas bardzo trudny i zły dla narodu Bożego. Bóg postanowił zakończyć działalność rodu Achaba. Stało się to przez namaszczenie Jehu do tego wyjątkowego zadania. Natomiast Atalia, córka Achaba, gdy dowiedziała się o śmierci jej syna Achazjasza, „postanowiła wytępić całą rodzinę królewską domu Judy” (2 Kron. 22:10). Lecz nie chodziło tu jedynie o zakończenie dziedzictwa jednego rodu królewskiego. Był to diabelski atak na linię rodu Dawida, z którego Bóg przyobiecał posłać Mesjasza, zbawiciela ludzkości. Tego bał się i nadal boi się diabeł. Jego głównym celem było  pokrzyżowanie Bożej zapowiedzi, jaką usłyszał w chwili, gdy Ewa w raju dopuściła się grzechu. Wówczas Bóg powiedział, że „potomstwo jej, zmiażdży twoja głowę” (Rodz. 3:15).

Ten epizod z życia królów Izraela i Judy był nie tylko historycznym wydarzeniem, lecz przede wszystkim był diabelskim atakiem na Boży plan wyzwolenia nas z niewoli grzechu. Pan Jezus, gdy przyszedł na ziemię, po przejściu kolejnych prób zniszczenia Go w samym zarodku, zapowiadał dalsze podstępne zamiary niszczenia Kościoła, Ciała, jakie zostawił na tym świecie. Gdy oświadczył, że „zbuduje Mój Kościół, a potęga śmierci go nie zwycięży”, to miał na uwadze to, że lud Boży będzie nadal się spotykał z przeciwnościami. Te ataki będą nadchodzić z zewnątrz, jak również, będą pojawiać się wewnątrz. Paweł ostrzegał starszych zborów, że „także spośród was samych powstaną ludzie, którzy będą głosić przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów” (Dz.Ap. 20:30)

Natomiast Pan Jezus, w Swoim ostatnim słowie do Kościoła, jakie zawarł w Liście do Zboru w Tiatyrze, powiedział: „mam przeciwko tobie, że tolerujesz kobietę Jezabel, która nazywa siebie prorokinią i naucza i zwodzi Moje sługi...” (Obj. 2:20). Jak widać, diabeł nie rezygnuje z powziętych zamiarów niszczenia drogi zbawienia. Historia się powtarza, możemy powiedzieć, że „kołem się toczy” przez dzieje Kościoła.

Chcę jednak zakończyć akcentem pozytywnym, aby nikt nie odniósł wrażenia, że w historii Kościoła kobiety odgrywały i odgrywają jedynie negatywną rolę. O nie, nigdy tak nie uważałem, gdyż jest mnóstwo przykładów służby i pełnego zaangażowania wspaniałych kobiet przez cały ciąg biblijnych historii. 

We wspomnianej już historii królów Judzkich i Izraela pojawia się ciocia Joasza, Joszeba, która dokonała bohaterskiego czynu. A mianowicie, przeszkodziła w niecnym zamiarze przerwania linii króla Dawida, z której po ośmiu wiekach później narodził się Jezus Chrystus. Wierzę, że to była Boża interwencja polegająca na tym, iż ta pobożna niewiasta ukryła Joasza, najmłodszego syna Achazjasza, w świątyni. Tam, przez sześć lat inny mąż Boży, kapłan Jechojada, mąż Joszeby kształtował, wychowywał i wprowadzał małego Joasza w tajniki Bożego planu. Dzięki temu, zachowana została Boża obietnica, jaką kiedyś otrzymał Dawid: „Twój tron będzie utrwalony na zawsze!” (2 Sam. 7:16).

Panem historii, tej która kołem się toczy, i tej, która nieustannie jest tworzona, jest Bóg Wszechmogący. Jego zamiarów nikt nie jest w stanie pokrzyżować. On doprowadzi wszystko do końca, dla Swojej chwały, gdyż On sam powiedział: „Nikt Mi nie odbierze tego, co do Mnie należy - kto mógłby zmienić to, co uczyniłem?” (Izaj. 43:13).

Henryk Hukisz

Monday, September 23, 2019

Demokracja dogmatu

O demokracji, a raczej o przekleństwie tego systemu, pisałem ostatnio przy okazji wyborów prezydenckich w naszym kraju. Chodziło mi wówczas o polityczny wymiar tego systemu, przywodząc na pamięć historię Izraela, gdy lud zapragnął mieć króla, na wzór innych narodów. Obecnie zamierzam odnieść się do tej zdobyczy demokratycznego systemu, który pozwala większości narzucać swoje pomysły tam, gdzie ustalony z góry dogmat, nie daje możliwości żadnego manewru, oprócz uznania go i pełnego podporządkowania się.

Czym jest demokracja? 

Bez wnikania w zawiłości systemowo-historyczne, przypomnę jedynie podstawową definicję tego terminu. Popularna Wikipedia informuje, że jest to jeden z typów ustroju państwa, zakładający udział obywateli (wiki). Warto jest przytoczyć wyjaśnienie, że pojęcie demokracji powstało 2 500 lat temu w starożytnej Grecji na określenie ustroju w tzw. mistach-państwach. Greckie określenie  „δημοκρατία (demokratia) powstało ze słów δῆμος (demos), oznaczającego lud, dzielący coś wspólnie, rozumianą ówcześnie jako ogół obywateli jednostki osiedleńczej oraz κρατέω (krateo), czyli "rządzę" (wiki). Czyli, mówiąc bardziej współcześnie, jest to system oparty na rządach ludu, czyli wszystkich obywateli danego narodu.

Czym jest natomiast dogmat?

Korzystając z tego samego źródła, dowiadujemy się, że „w starożytnej Grecji  słowa dogmat używano na określenie postanowienia władz miast-państw (gr. πόλις  pólis). Później weszło także do filozofii greckiej, oznaczając tezę przyjętą w danej szkole filozoficznej, obowiązującej jej adeptów (wiki). Natomiast w odniesieniu do Kościoła, pomijając pewien niuans, że jedynie kościół katolicki używa tego określenia, według KKK, jest to „prawda-twierdzenie zawarte w Objawieniu Bożym, przedstawione członkom Kościoła przez Magisterium Kościoła w formie zobowiązującej do nieodwołalnego przylgnięcia przez wiarę” (wiki). Protestantyzm natomiast, według Wikipedii, nie posiada dogmatów, ale posiada biblijne zasady wiary, będące zapisem samoświadomości wiary wspólnot kościelnych. Mogą dotyczyć tylko tych prawd, które można odnaleźć w tekstach biblijnych” (wiki). Nie mam zamiaru odnosić się do tych stwierdzeń, chociaż podoba mi się bardziej wyjaśnienie, że protestanci za dogmat uważają prawdy objawione w Biblii, bez uczestniczenia jakiegokolwiek „magisterium”.

Dogmat to prawda objawiona, poznana za pośrednictwem spisanego Słowa Boga, czyli Biblii. Dlatego nie podlega żadnym debatom, dyskusjom w celu ich uznania. Dlatego każdy, kto uważa się za świadomie wierzącego chrześcijanina, bezapelacyjnie tą prawdę uznaje za absolutną i na niej bezpiecznie buduje swoja wiarę.  W takim momencie lubię odwołać się do podstawowego stwierdzenia, czym jest treść Pisma Świętego. Apostoł Paweł napisał, że „całe Pismo jest natchnione przez Boga i pożyteczne do nauczania, przekonywania, upominania, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, przygotowany do czynienia wszelkiego dobra” (2 Tym. 3:16-17)

Nic dodać, nic ująć - chciało by się powiedzieć. Lecz niestety, spotykamy się coraz częściej z pokusami, aby natchnione przez Boga prawdy, poddawać debatom publicznym i demokratycznie decydować o ich uznaniu lub przekształceniu w wersje bardziej współczesne.

Jedną z podstawowych prawd objawionych w Biblii, w prawdzie nie ujętych w formie zredagowanej jako dogmat, jest nauka o stworzeniu człowieka. W słownikach biblijnych istnieje określenie „Doktryna o człowieku”, z której jasno wynika, na podstawie prawd objawionych w Biblii, że „stworzenie człowieka jest bezpośrednio przypisane Bogu. Wyłącznie w tym akcie, jako Bóg miłości, człowiek został stworzony (bara - Gen. 1:27, 5:1, 6:7) i został uformowany (jasar - Gen. 2:7-8)” (Evangelical Dictionary of Theology).

Bezpośrednie odniesienie do zapisu „I Bóg stworzył człowieka na swój obraz, stworzył go na obraz Boży, stworzył ich jako mężczyznę i kobietę” (1 Moj. 1:27), jasno ukazuje, że w akcie stworzenia (bara), Bóg określił człowieka, jako dwie odrębne płciowo istoty. W opisie bardziej szczegółowym, zapisane jest, że „Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi...” (1 Moj. 2:7), gdzie słowo ulepił (jasar), wskazuje na formowanie w określonym przez Stwórcę kształcie. Natomiast, jeśli spojrzymy na biblijny opis stworzenia kobiety, to czytamy, że Bóg postanowił dać Adamowi „pomoc odpowiednią dla niego” (1 Moj. 2:18). I tu pojawia się inne określenie niż „bara”, czy „jasar”. A mianowicie czytamy, że „z żebra wyjętego człowiekowi [adam], Pan Bóg zbudował [bana] kobietę [isha] i przyprowadził ją do mężczyzny [adam]” (1 Moj. 2:22). Słowo „bana” znaczy budować z gotowego już materiału, czyli nie tak, jak w przypadku formowania z prochu. Tak więc, według biblijnego zapisu, kobieta jest stworzona w szczególny sposób, a stąd wynika też wniosek, że kobieta ma inny cel do spełnienia niż mężczyzna. 

Nowy Testament, w naturalny sposób odnosi się  do tej różnicy, gdyż ten sam Duch inspirował całe Pismo. Apostoł Paweł, poruszając kwestie dla niego współczesne, pisał do ludzi wierzących w zborze korynckim, że „mężczyzna bowiem nie został stworzony dla kobiety, ale kobieta dla mężczyzny” (1 Kor. 11:9). Ta prawda objawiona Kościołowi znaczy, że kobiety powinny ten biblijny fakt okazać w miejscu publicznym, czyli w miejscu zgromadzania się ludzi wierzących. Wówczas znakiem tym był sposób nakrywania głowy. Dziś, szczególnie w miejscu pod inną szerokością geograficzną, będzie to inna forma. Lecz w sytuacji, gdy „głową każdego mężczyzny jest Chrystus, to mężczyzna jest głową kobiety” (1 Kor. 11:3). Oczywiście, nie ma teraz miejsca na pełne rozwinięcie tej prawdy, jedynie ukazuję fakt, że mogą być różne formy ukazujące uznanie prawdy, którą określam, jako „porządek stworzenia”. Do tego też porządku odniósł się apostoł Paweł, pisząc: „Nie pozwalam też kobiecie nauczać ani górować nad mężczyzną, lecz ma trwać w cichości” (1 Tym. 2:12)

Dwa tysiące lat istnienia Kościoła utrwaliły ten zapis w praktycznym posłuszeństwie wobec prawdy objawionej. Oczywiście były próby odejścia od niej, na co wskazują zapisy w historii Kościoła. Dziś czytam w opracowaniach pozabiblijnych, że w jakiejś jaskini znaleziono fresk ukazujący kobietę służącą podczas komunii, lub, że Paweł przed podaniem imienia męża, wpierw wymienia jego żonę, co ma stanowić argument na zrównanie płci w Kościele. Dlatego zastanawiam się nad tym, czy można dziś na drodze demokratycznej ingerencji w biblijny tekst, mając do dyspozycji takie argumenty, odejść od prawdy objawionej nam w Biblii.

Pamiętajmy natomiast o tym, że Słowo Boża nakazuje mężczyznom - „ponieważ kobiety są słabsze, okazujcie im szacunek, jako tym, które współdziedziczą łaskę życia” (1 Ptr. 3:7).

Henryk Hukisz

Thursday, September 5, 2019

Filozoficzne zwiedzenie

Przygotowując się do spotkania na temat „Rodzina w potrzasku”, przeanalizowałem tło, jakie nam obecnie towarzyszy w pojmowaniu wielu spraw w naszym życiu. Zastanawiam się, czy powinniśmy zachować jakiś dystans do współczesnej filozofii, jaką jest postmodernizm.
Postmodernizm powstał w wyniku sprzeciwu wobec głównych pojęć filozofii modernistycznej, jaka inspirowała ludzi na początku XX wieku. Na czym ta filozofia polegała?

Modernizm był zaprzeczeniem dotychczasowych dokonań i osiągnięć człowieka, był odrzuceniem dotychczasowych tradycji i zwyczajów. Co ciekawe, „w V wieku naszej ery słowo modernus oznaczało chrześcijanina, człowieka nowej ery, przeciwstawionego człowiekowi czasów pogańskich” (net). Lecz świat na przełomie XIX i XX wieku był głównie za odrzuceniem porządku i pobożności, jakie wynikały z naśladowania Boga. Nietzsche, główny propagator tej ideologii, głosił: wolę mocy oraz kult nadczłowieka – silnej jednostki, pełnej energii, uprawnionej do władzy nad rzeszą słabych. Ten może działać „poza dobrem i złem”, odrzucić prawa, normy i wartości (net).

Postmodernizm następujący po modernizmie, jest odwołaniem się do człowieka, który staje się bogiem i sam ustanawia normy postępowania. Prawda jest względna i każdy ustanawia własne pojęcie, co jest dla niego słuszne. Postmodernistyczne teorie zawierają bowiem częściowo trafną krytykę dotyczącą dotychczasowej tradycji filozoficznej czy kulturowej. Ta filozofia inspiruje do spojrzenia na wiele zagadnień z innego punktu widzenia, tworząc pewien wkład do postępu cywilizacyjnego. W tym nurcie zrodziła się cywilizacja korporacyjna, narzucająca mechanizmy kontrolujące nie tylko procesy ekonomiczne, lecz również samego człowieka. Z tego powodu te idee stają się w wielu przypadkach pułapką, w którą wpada wielu przywódców religijnych, z liderami kościołów ewangelicznych włącznie. Możemy zaobserwować w nauczaniu zborowym trendy zaczerpnięte wprost z filozofii i kultury postmodernistycznej. 

Rozwój technologii i edukacji, co samo w sobie jest zjawiskiem pozytywnym, spowodował wyzwolenie się od dotychczasowych form zwyczajowych i kulturalnych. Feminizm, równość praw każdej grupy społecznej, mający pozytywne oddziaływanie na zjawiska społeczne i zawodowe, doprowadził do zaniechania pielęgnowania zachowań wynikających z tradycji biblijnej. Szczególnie w małżeństwie i rodzinie, nauka apostolska na temat różnicy w pojmowaniu ról, została zastąpiona ideologią postmodernistyczną. Ponieważ małżeństwo, jako podstawowa relacja pomiędzy mężczyzną i kobietą, często nie spełniało pokładanych w nim oczekiwań, sugeruje się, że należy zastąpić go inną formą, jak „kohabitacja”, czyli wspólne mieszkanie, partnerstwo lub związki jednopłciowe.

W zakresie pojęcia płciowości i małżeństwa, nastąpiło całkowite odrzucenie podstaw biblijnych. Podział na „oddzielne sfery” stał się reliktem średniowiecza, ponieważ teraz człowiek sam siebie określa kim jest. Tożsamość płciowa, społeczne poczucie bycia mężczyzną lub kobietą oraz seksualność, czyli biologiczne określenie męskości i kobiecości, zostają teraz określone według własnych pragnień opartych na osobistych doświadczeniach i intuicyjnym zrozumieniu reagowania swojego organizmu. Uznaje się tylko to, co odpowiada własnym pragnieniom, ponieważ nie uznaje się wyższego autorytetu, nie ma już prawdy absolutnej. Doświadczenie seksualne sprowadzone zostaje do poziomu zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Powszechność antykoncepcji spowodowała, że współżycie płciowe dozwolone jest praktycznie w każdej możliwej relacji, od wieku nastoletniego do wszelkich kontaktów pozamałżeńskich, że o pedofilii nie wspomnę.

Przenikanie ideologii postmodernistycznej do nauczania w kościołach prowadzi w rezultacie do kompromisu z poglądami tego świata. Paweł nakazuje zdecydowanie: „abyście już nie postępowali tak, jak poganie w ich próżnym myśleniu. Ciemności ogarnęły ich rozum, a życie Boże stało się dla nich czymś odległym, z powodu panującej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości ich serca” (Ef 4:17,18)

Czyż daremne są teraz ostrzeżenia apostoła Pawła z Listu do Koryntian - „Nie wprzęgajcie się w jedno jarzmo z niewierzącymi. Co bowiem łączy sprawiedliwość i bezprawie? Lub jaka wspólnota między światłem a ciemnością? Jaka też harmonia między Chrystusem a Beliarem lub, co ma wspólnego wierzący z niewierzącym? Jakie wreszcie może być porozumienie między świątynią Boga a bożkami? My bowiem jesteśmy świątynią Boga żyjącego, zgodnie z tym, co Bóg powiedział: Zamieszkam w nich i wśród nich będę się przechadzał, i będę ich Bogiem, a oni będą Moim ludem” (2 Kor. 6:14-16). Jest to w prawdzie cytat z Tory i Proroków, jednak z uwagi na to, że Całe Pismo jest natchnione przez Boga i jest pożyteczne dla nas, abyśmy byli przygotowani do czynienia wszelkiego dobra (2 Tm 3:16-17), to te słowa są obowiązującym nakazem dla Kościoła przez wszystkie wieki, do momentu, aż przyjdzie Pan. 

Pamiętajmy, że modernizm, postmodernizm i wszelkie inne filozofie tego świata, przeminą jak uschnięta trawa. Jedynie „Słowo Pana trwa na wieki. Tym Słowem zaś jest Słowo, które zostało wam ogłoszone” (1 Ptr. 1:25)

Następny wiersz w Liście Piotra brzmi: „Odrzućcie więc wszelkie zło, wszelki podstęp, obłudę, zazdrość i wszelkie oszczerstwa”. Uważajmy więc, aby nie wpaść w śmiertelną zasadzkę, aby nie znaleźć się w potrzasku, z którego nie będzie już wyjścia. 

Henryk Hukisz