Tuesday, May 26, 2015

Przekleństwo demokracji

 Rozpocznę od polityki, gdyż o niej myślą teraz wszsycy - i ci dobrze zorientowani w jej tajnikach, jak i zupełni ignoranci. Oczywiście, tematem numer jeden, jest nowy Prezydent i to jak doszło do jego wyboru.
Wszyscy, którzy śledziliśmy ten demokratyczny akt, mamy swoje zdania. Niektórzy z moich znajomych, czy też „friends”, jak to figuruje w mojej angielskiej wersji Facebooka, dzielili się już swoimi opiniami. Jedni wydali okrzyk zadowolenia, i teraz snują swoje nadzieje, jak to dobrze będzie się działo w naszym kraju. Inni, może wydali cichy jęk zawodu, i przyglądają się teraz rozwojowi sytuacji. Przyznam, że siebie umiejscowiam bardziej w tej drugiej grupie, chociaż, niezupełnie.
Jak już wcześniej dałem wyraz temu, jakie jest moje zdanie na temat władzy państwowej, jestem przekonany, że ten wybór, również nie jest przypadkiem. Jako Polacy, mamy Prezydenta, na jakiego zasłużyliśmy, a może bardziej, jakiego Bóg postanowił dać dla całego narodu.

Dlaczego zatytułowałem to rozważanie „Przekleństwo demokracji”? Większość uważa, że demokracja jest najlepszym systemem politycznym, jaki zapewnia wszystkim obywatelom państwa, jednakowe prawa i obowiązki. Chociaż brzmi to trochę jak wyjęte z utopii, lecz po części jest to prawdą. Jednakowoż, jak każda sprawa, jak każdy system, również i demokracja, ma swoje zalety i wady. Nad zaletami nie dyskutujemy, lecz bierzemy je z marszu i korzystamy z przysługujących nam przywilejów. Natomiast warto jest, osobiście uważam, zastanowić się nieco nad wadami tego systemu.
Na wstępie rozważania nad wadami, chcę powiedzieć, że w amerykańskiej demokracji wybory prezydenckie oparte są na innych zasadach. Tutaj, mówiąc ogólnie, wynik wyborów, jaki uzyskali kandydaci na urząd Prezydenta w Polsce, dałby jednoznacznie wygraną Komorowskiemu, ponieważ uzyskał znaczną przewagę w województwach – 9 : 7. Moim zdaniem szkoda, że taka ordynacja wyborcza nie obowiązuje w Polsce. Skoro województwa mają status odrębnej administracji, powinno to mieć również odbicie w tak ważnym akcie demokratycznym, jak wybór głowy państwa.
Ostatnie wybory pokazują wyraźnie, że Prezydentem został nie ten, kto ma większe poparcie w województwach, lecz w lokalach wyborczych. Dokładniejsza analiza tych wyborów wskazuje, że nie ujmując nikomu, wszytkich obywateli będzie reprezentował ten, kto uzyskał większe poparcie na wsiach i u ludzi w wykształceniem podstawowym. Właśnie dowiedziałem się, że w mojej dawnej podpoznańskiej gminie, gdzie się wychowałem, a gdzie obecnie mieszkanie znalazło sporo ludzi wykształconych, którzy wyprowadzili się z miasta, wynik głosowania wypadł korzystnie dla poprzedniego Prezydenta w stosunku 72% do 28%. Natomiast kandydat na Prezydenta Duda, uzyskał największe poparcie w Kąclowej, w gminie Grybów koło Nowego Sącza, bo aż 93%. Wymownie też wygląda mapa wskaźników PKB poszczególnych województw, w porównaniu z wynikami tych wyborów na ich terenie.
Nie chcę wchodzić w bardziej szczegółową analizę danych tych wyborów, gdydż mógłbym być źle zrozumianym, iż gorzej oceniam tych, którzy w większości zadecydowali o takim wyniku. Faktem jednak jest to, że nie wszyscy mamy taką samą zdolność oceniania sytuacji politycznej, czy ekonomicznej, szczególnie w wymiarze globalnym. Wystarczy teraz obserwować kurs naszej waluty narodowej, który po wyborze nowego Prezydenta, spadł co najmniej kilkanaście stopni w stosunku do USD.
Lecz nie chcę, aby to rozważanie dotyczyło jedynie polityki. System demokratyczny obowiązuje również w strukturze organizacyjnej zborów i kościołów. Nie wszędzie, lecz przynajmniej w tych, gdzie miałem możliwość działać w służbie Królestwa Bożego na ziemi. Nie zapomnę sytuacji, gdy kilku liderów młodzieżowych, korzystając z demokratycznej reguły podejmowania wszelkich decyzji w lokalnym kościele, dokonali przewrotu w przywództwie tej społeczności. Kierowali sie czystym rachunkiem matematycznym, i aby uzyskać większość, spokojnie czekali na kolejna grupę kilkunastu katechumenów, aby po ich chrzcie wciągnąć ich w swoją polityczną rozgrywkę.
Innym przykładem jest to, co zobaczyłem w tutejszej społeczności polonijnej, która działa na zasadzie statutu, jaki dobrze spełnia swoją rolę w organizacji dobroczynnej. Natomiast w kościele, gdzie naczelną zasadą jest przestrzeganie Bożych reguł, zasady równości demokratycznej doprowadziły do tego, że osoby mające inne cele, niż uleglość wobec Biblii, miały decydujący wpływ na podejmowane decyzje, dotyczące duchowego życia społeczności.
Na zakończenie chciałbym odwołać się do przykładów biblijnych. Ta sytuacja, szczególnie dotycząca wyboru głowy państwa, nasuwa mi skojarzenie z tym, czego domagali się Izraelici w czasach proroka Samuela. Wówczas to, przyszli starsi izraelscy do proroka i powiedzieli: „ustanów więc nad nami króla, aby nas sądził, jak to jest u wszystkich ludów” (1 Sam. 8:5). A przecież mieli najlepszego Króla ze wszystkich królów, gdyż sam Bóg ich prowadził i zaspokajał wszystkie potrzeby. Oni chcieli dostosować swoją sytuację do tego, co miały inne narody, oczywiście pogańskie.
Samuel zasmucił się tak bardzo żądaniem ludu, że szukał pocieszenia w modlitwie do Boga. Bóg udzielił mu zaskakującej odpowiedzi, którą można ująć w następujących słowach: „skoro chcą, niech mają, a ty im powiedz, jakie życie ich czeka pod panowaniem króla, jakiego sobie wybiorą”. Boża wypowiedź jest długą listą uprawnień króla. Między innymi, będą to podatki, służba na dworze, prace na królewskich posiadłościach. A na końcu tej listy, Bóg zapowiedział: „A jeśli kiedyś będziecie narzekali z powodu króla, którego sobie obraliście, Pan wam wtedy nie odpowie” (1 Sam. 8:18).
Historia kończy się smutnie, gdyż pomimo tej zapowiedzi Boga, „lud jednakże nie chciał słuchać głosu Samuela, lecz odpowiedział: Nie tak, ale niech król będzie nad nami!” ( 1 Sam. 8:19).
Czyż nie jest przekleństwem brak błogosławieństwa i zapewnienie, że Bóg nie będzie odpowiadać na wołanie ludu?
Osądźmy sami.

Henryk Hukisz

Monday, May 25, 2015

Duch mądrości i poznania

 Siedząc kiedyś w wygodnym fotelu w planetarium, odbyłem niesamowitą podróż w przestworza kosmosu. Na początku widziałem najlbliszą okolicę, później horyzont zaczął się zwijać tak, że ziemi już nie widziałem, lecz jedynie błękit nieba. Po chwili przeleciałem koło księżyca, później ukazały się sąsiednie planety, słońce i znalazłem się na krawędzi układu słonecznego. Po jakimś czasie, pędząc w przestworzach, moim oczom ukazała się maleńka plamka wielkości ziarnka piachu i z głośnika usłyszałem informację, iż jest to nasza ogromna ziemia. Wówczas pomyślałem o swojej wielkości, że nawet maleńki pyłek kosmiczny stał sie zbyt wielki, aby siebie z nim porównać.
Często zastanawiam się, na ile pojmuję wielkość Boga? Jeśli znam Go jedyne ze stronic Biblii, do której zaglądam od czasu do czasu, to mogę pomyśleć o sobie, iż w tym życiu odgrywam jakąś ważną rolę. Gdy poznam Boga bliżej, w osobistych doświadczniach, gdy uświadomię sobie ogrom Jego łaski, gdy zrozumiem, że On umiłował grzesznika, jakim jestem, tak bardzo, że nie oszczędził Swego Syna. To moja wielkość nagle zmaleje do tego stopnia, że chętnie zawołam słowami Jana Chrzciciela: „On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym” Jan 3:30). Natomiast, gdy próbuję ogarnąć myślami ogrom Stwórcy, który ukształtował niekończący się wszechświat, wówczas chętnie wyznaję wraz z Hiobem: „Wiem, że Ty możesz wszystko i że żaden twój zamysł nie jest dla ciebie niewykonalny” (Hiob 42:1).
Jednym z najbardziej dociekliwych badaczy wielkości Boga był Dawid. W Psalmach, w których opisał swoje refleksje, wyznał szczerze: „Rozpamiętuję wszystkie dzieła twoje i rozważam czyny twoje. Boże, święta jest droga twoja! Któryż bóg jest tak wielki jak Bóg? Tyś Bogiem, który czyni cuda; dałeś poznać narodom moc swoją” (Ps. 77:13-15). Jak wiemy z historii tego męża, mądrość i wielkość Boga poznawał w osobistych doświadczeniach, gdy Pan wyrywał go z największych opresji. Gdy wydawało mu się, iż wszyscy go opuścili, wołał do swego Pana w nocy mówiąc o sobie „jestem robakiem, nie człowiekiem, hańbą ludzi i wzgardą pospólstwa” (Ps. 22:7), jednak nadal ufał Bogu wyznając Mu szczerze: „Na ciebie byłem zdany od urodzenia. Ty byłeś Bogiem moim od łona matki mojej. Nie oddalaj się ode mnie, bo niedola bliska, Bo nie ma nikogo, kto by pomógł! (w. 11,12).
Nie wiedza nabyta przez studiowanie ksiąg, nie prawdy zasłyszane od innych, lecz osobiste doświadczenia sprawiają, że poznajemy Boga takiego, jaki jest. Nie wystarczy nasza mądrość czy też zdolnośc pojmowania rzeczy wielkich. Jedyną drogą właściwego poznania Boga i Jego wielkości, jest objawienie, jakie On sam może nam dać. I to jest rówież Jego łaską, że daje nam się poznać, dlatego musimy prosić, jak to czynił Dawid – „Otwórz oczy moje, Abym oglądał cudowność zakonu twego” (Ps. 119:18).
Ostatnio staram się zgłębić treść jednej z modlitw apostoła Pawła. Wiemy, że ten wierny sługa Boży modlił sie o innych, aby trwali w wierze do końca. Paweł wiedział, że w życiu dziecka Bożego pojawi się wiele przeszkód i doświadczeń, w których Ojciec uczy i kształtuje go wewnętrznie. Z pewnością jest to przejaw Ojcowskiej miłości, gdyż „kogo Pan miłuje, tego karze, i chłoszcze każdego syna, którego przyjmuje” (Hebr. 12:6). Paweł wiedział, że zawsze może liczyć na Bożą interwencję, gdyż, jak sam powiedział: „Pan stał przy mnie i dodał mi sił, aby przeze mnie dopełnione było zwiastowanie ewangelii, i aby je słyszeli wszyscy poganie; i zostałem wyrwany z paszczy lwiej” (2 Tym. 4:17).
To osobiste doznanie bliskości Boga powodowało, że modlił się również o wierzących w Efezie, gdy usłyszał o ich wierze „w Pana Jezusa i o miłości do wszystkich świętych” (Efez. 1:15). To, co zwróciło moją uwagę, to fakt, że w sytuacji, gdy wierzący w zborze efeskim byli znani z wiary i miłości, jaką okazywali wobec innych, ten wierny Boży sługa zapewniał ich, iż będzie modlić się o to, aby „Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam Ducha mądrości i objawienia ku poznaniu jego” (w. 17). Czyżby nie wystarczyło, że są już znani z wiary i z okazywania miłości wobec innych?
Myślę, że i w naszych czasach jest wiele zborów znanych z wielkiej ofiarności, z zaangażowania w akcje dobroczynne, niosąc pomoc dla potrzebujących, Jak najbardziej, jest to przejawem miłości, i z pewnością tego oczekuje Chrystus od Swoich naśladowców. Lecz czy jest to głównym zadaniem, jakie powinniśmy sobie wyznaczać w zborach?
Apostoł Paweł modlił się o szczególną rolę, jaką może wykonać Duch Święty. Pocieszyciel, jak Go nazwał Pan Jezus, gdy zostawił Swom uczniom jedną z największych obietnic, „Duch Święty, którego Ojciec pośle w imieniu moim, nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (Jan 14:26). Nikt i nic nie zastąpi tego dzieła, jakie wykonuje Duch Boży. Jedynie On może dać pełne poznanie wielkości Boga. Nasz umysł nie jest w stanie ogarnąć pełni, jaka została objawiona w Chrystusie. Dlatego Paweł pisał, aby Duch „oświecił oczy serca waszego, abyście wiedzieli, jaka jest nadzieja, do której was powołał, i jakie bogactwo chwały jest udziałem świętych w dziedzictwie jego” (Efez 1:18). Bo jakże inaczej zrozumiemy, że „w nim zostało stworzone wszystko, co jest na niebie i na ziemi, rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy nadziemskie władze, czy zwierzchności; wszystko przez niego i dla niego zostało stworzone. (...)ponieważ upodobał sobie Bóg, żeby w nim zamieszkała cała pełnia boskości” (Kol. 1:16, 19).
Paweł modlił się o to szczególne poznanie przez objawienie, jakie może dać nam Duch Święty, ponieważ naszym celem jest uznanie, że Bóg ustanowił Chrystusa „ponad wszystkim Głową Kościoła, który jest ciałem jego, pełnią tego, który sam wszystko we wszystkim wypełnia” (Efez. 1:23). Czy jesteś w stanie pojąć swoim rozumem, co to znaczy „pełnia tego, który sam wszystko we wszystkim napełnia” ?
Można zaangażować się w miłości do innych i powiedzieć o sobie, że nawet całe swoje mienie rozdałem ubogim, lecz musimy pamiętać, że nadejdzie czas, gdy „niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną” (2 Ptr. 3:10).  
Oczywiście, Paweł nigdzie nie nauczał, że nie powinniśmy okazywać sobie na wzajem miłości, aby pomagać potrzebującym. Chodzi o to, że Kościół, będąc Ciałem Chrystusa, przygotowuje się do rzeczy wznioślejszych, gdyż „teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest” (1 Jan 3:2).
Z pewnością to miał na uwadze apostoł Paweł, gdy po latach dowiedział się o duchowym stanie wierzących w zborze efeskim. My również potrzebujemy tego poznania przez objawienie, jakie może nam dać jedynie Duch Święty. Jedynie On może ukazać nam prawdziwą wielkość Boga, abyśmy poznali, że jesteśmy tu jedynie „naczyniem glinianym”, niczym więcej, „aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas” (2 Kor. 4:7) .
Henryk Hukisz

Thursday, May 21, 2015

Duchowy M.R.I.

 W technokratycznym świecie zdajemy się całkowicie na automatyczne kontrolowanie różnych sfer naszego życia. W samochodzie  włączamy „Cruse control”, nasz telefon automatycznie sprawdza wiadomości, komputer sam sprawdza uaktualnienia zainstalowanych programów.
Smart watch automatycznie przypomina, że już zbyt długo siedzimy przy biurku w bezruchu, ekspres do kawy włącza się automatycznie w oznaczonym czasie, mieląc kawę tak, aby była jak najbardziej świeża.
Lecz, niestety, w naszym duchowym życiu, w naszej relacji z Bogiem, nie ma automatyki. Nawet jeśli nasz smartfon, automatycznie wrzuca na ekran losowo wybrany werset z zainstalowanej Biblii, to musimy osobiście, w modlitwie nawiązać społeczność z naszym Ojcem, odsuwając świadomie myśli o sprawach, które nas czekają w ciągu dnia. Musimy dokonać wyboru, w oparciu o świadomą decyzję naszej woli, aby w społeczności z Panem, dopełnić miarę Ducha, zgodnie z praktycznym zaleceniem apostoła Pawła: „pozwólcie się napełniać Duchem” (Efez. 5:18).
W trosce na nasze ciała, aby jak najdłużej zapewnić sobie dobry stan fizyczny, udajemy się do lekarza, który kieruje nas na specjalistyczne kontrolne testy. Chcemy znać poziom cholesterolu we krwi, interesuje nas poziom cukru i wiele innych wartości, które uzyskuje się dzięki profesjonalnej aparaturze kontrolnej. Jedną z najlepszych technik badawczych jest obraz cyfrowy uzyskiwany w technologii rezonansu magnetycznego, czyli M.R.I.
Proponuję dziś zastanowić się, czy jesteśmy tak samo zainteresowani naszym stanem duchowym, jak martwimy się o nasz cielesny? Nie ma bowiem możliwości przestawienia się na „automatycznego pilota”, który doprowadzi nas do „pożądanego portu”. Nie ma możliwości ustawienia automatycznego „updating” poziomu Ducha w naszych sercach, aby mieć apostolskie świadectwo pełni „wiary i Ducha Świętego” (Dz.Ap. 6:5).
Polecam przeto przeprowadzenie sprawdzianu swojego duchowego zdrowia. Poniższy tekst nie jest mój, lecz uważam, że jest bardzo praktyczny, dlatego i wam go polecam.

Zbadaj stan swojego duchowego zdrowia.

Poproś Pana, aby wykonał M.R.I. twojego duchowego życia. Ujawnienie prawdy jest konieczne, jeśli pragniesz porzucić grzeszne nawyki i wielbić Boga świętym życiem.

Odpowiedz szczerze na zamieszczone niżej pytania:

    1.   Jaka jest moja duchowa temperatura?  
    Słowo Boże wzywa nas, abyśmy byli płomienni duchem - "bądźcie płomiennego ducha" (Rzym. 12:11). Użyte tu słowo w oryginale ζεοντες  [dzeontes] oznacza „być rozpalonym do czerwoności”. Zbyt często jednak staramy się dostosowywać się do chłodnego otoczenia, zamiast szukać możliwości rozgrzania się Bożym Słowem. Ludzie napełnieni Duchem Świętym powinni rozgrzewać innych Bożym ciepłem. Czy moja duchowa pasja dla Chrystusa nie została zagaszona sprawami doczesności, egoistycznymi ambicjami lub chęcią wzbogacenia się? Jeśli nie będę ostrożny, letniość stanie się czymś normalnym a życie modlitewne zaniknie całkowicie.
2.      Jaki jest puls mego serca? 
Bóg powołał mnie, abym Go wielbił, lecz bliska społeczność z Nim nie zawsze należy do mych priorytetów. Czy kocham Pana z całego serca? Co głównie wypełnia mój czas? Czy moje serce bije dla Niego, czy są inne zainteresowania, które zastąpiły pierwszą miłość? Czy tak naprawdę żyję, aby zadowolić Ojca Niebieskiego, czy jestem uzależniony od pochwał ludzkich? Wówczas Pan Jezus stawia Swoją diagnozę: "mam przeciwko tobie to, że porzuciłeś swoją pierwszą miłość" (Obj. 2:4).
3.      Czy potrzebuję poprawy swojej postawy? 
Jeśli nie chodzę w pokorze, pycha wykrzywi moje nastawienie do innych ludzi. Czy promieniuję miłością, radością i pokojem Ducha Świętego – czy znana jest moja zgryzota, zamartwianie się i nerwowe odzywki? Jak reaguję na różnego rodzaju naciski, czy wydaję wówczas „przyjemną woń” płynącą z ufnego serca, czy objawiam napady złości? Nie wolno nam zapominać, iż zostaliśmy ustanowieni w tym świecie aby być "wonnością Chrystusa dla Boga wśród tych, którzy dostępują zbawienia, jak i wśród tych, którzy idą na zatracenie" (2 Kor. 2:15).
4.      Czy w moim organizmie nie ma substancji trujących? 
Czy przechowuje w swym sercu uprzedzenia wobec osób, które mnie skrzywdziły? Jeśli tak, to trucizna złości działa we mnie i z łatwością inni mogą zarazić się ode mnie. Muszę wybaczyć każdą krzywdę, nie sądzić innych i wyzbyć się niechęci. Czy w sercu jest zazdrość wobec kogoś, kto zarabia więcej i odnosi większe sukcesy? Czy potrafię szczerze życzyć takiej osobie jeszcze większego błogosławieństwa? Owocem nowego życia w Chrystusie jest nowy język - "Żadna zła mowa niech nie wychodzi z waszych ust, lecz tylko dobra, która służyłaby zbudowaniu i przyniosła korzyść słuchającym" (Efez. 4:29).
5.      Czy mój język wymaga sprawdzenia?  
Czy z moich ust regularnie wypływają wdzięczne słowa, czy raczej ciągłe narzekania? Czy chętnie mówię dobrze o innych, czy też raczej ich krytykuję i mówię rzeczy negatywne? Czy jestem już tak bezduszny, że nie czuję się winnym gdy oczerniam drugą osobę poza jej plecami? Apostoł Paweł udziela bardzo praktycznej rady - "Wasza mowa niech będzie zawsze życzliwa, przyprawiona solą, abyście wiedzieli, jak każdemu odpowiedzieć" (Kol. 4:6).
6.      Jak wygląda sfera moich spraw osobistych? 
Czystość seksualna nie jest opcją, lecz jedyną możliwością daną nam przez Boga. Pamiętajmy o nauczaniu apostoła Pawła, że "wolą Boga jest bowiem wasze uświęcenie. Powstrzymujcie się więc od rozwiązłego życia" (1 Tes. 4:3). Nie można zachować czystości życia, jeśli nie nienawidzi się równocześnie grzechu. Czy jakakolwiek forma pożądliwości kontroluje moim życiem? Czy nie pokłoniłem się duchowi Baala, który panuje nad współczesną kulturą pełną pornografii i perwersji? Czy uciekam od pokus seksualnych natychmiast gdy tylko pojawią się w przypadkowej sytuacji, czy dopiero gdy wiem, że ktoś mnie widzi?

Powyższe pytania nie oddają całokształtu stanu mojego duchowego zdrowia. One jedynie rozpoczynają proces wewnętrznej kontroli prowadzącej do pokuty i uświęcenia mojego życia. Poddaj się kontroli Wielkiego Lekarza, aby Jego promienie prześwietliły całe twoje życie. Warto jest pamiętać, że On widzi wszystko w HD, czyli w najwyższej rozdzielczości i Jego oczom nie ujdzie żaden najmniejszy "piksel" w obrazie naszego duchowego stanu.

Przeniknij mnie, Boże, poznaj moje serce,
doświadcz mnie i poznaj moje myśli.
Zobacz, czy nie idę drogą niegodziwą,
poprowadź mnie swą drogą odwieczną.  
                            (Ps. 139: 23-24)
______________________________
Zabiegajmy nieustannie o to, aby doświadczać pełni Ducha, jak doświadczali tego pierwsi uczniowie Pana Jezusa, gdy modlili się o to do Boga. Wówczas to, „zadrżało miejsce, na którym byli zebrani. Wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i odważnie głosili Słowo Boga” (Dz.Ap. 4:31). Może niekoniecznie czekajmy aż zadrży miejsce, lecz z pewnością Pan nie odmówi pełni Ducha, tym którzy gorliwie o to zabiegają.

Henryk Hukisz

Tuesday, May 12, 2015

Śpiewana teologia

 Zanim przejdę do meritum sprawy, będzie trochę o polityce. Przecież każdy z rodaków zna się nalepiej na tym, jak należy rządzić krajem, jakie prawa zmienić, aby być zadowolonym. Wystarczy poczytać komentarze pod artykułami w prasie. Tam można wpaść w zachwyt nad pomysłowością czytelników na każdy temat.

Najlepiej jest być piosenkarzem, bo wówczas można nawet kandydować do władz, gdyż ma się już gotowy elektorat, bo każdy fan kocha swojego idola. Nie tak dawno jeden z takich artystów, widząc dookoła sam smród i gnój, postanowił zostać prezydentem Polski. Aby nie mówić rzeczy zasłyszanych, posłuchałem osobiście jednego z wielu wywiadów, tego kandydata. Udzielił go nie byle gdzie, bo na centralnej antenie radiowej. Mój Boże, co za słownictwo, typowe dla przedstawicieli ulicy, którzy w tłumie potrafią rzucać wyzwiska i oskarżać tych, którzy z nimi nie idą. Ponieważ zabrakło mu poparcia, aby zdobyć tę najważniejszą politycznie pozycję, założył partię o nieokreślonej bliżej stronie politycznej i dostał się do parlamentu. Dość o polityce.

W piosenkarstwie pojawił się kiedyś szczególny rodzaj twórczości, zwany z racji kolebki, gdzie się narodził - „protest song”. Były to czasy buntu młodego pokolenia wobec wszytkiego, co nie było młode. Wystarczyło, że coś powstało co najmniej jedno pokolenie wstecz, obecnie było już wsteczne i absolutnie nie przystawało do ich postępowych idei. Ten styl myzyczny rozpowszechnił się w całym świecie, tak że nawet w naszym kraju, co niektórzy śpiewali przeciwko istniejącym systemom. 

Można ogólnie powiedzieć, iż dzięki ówczesnym protestom, odrzucono wiele wspaniałych i dobrych wartości, jakie społeczeństwa kształtowały przez wiele wieków. W zamian, powstały ruchy wyzwolenia ze wszystkiego, od ubioru do wyznawanych wartości włącznie. Dzięki temu, dziś mamy na ulicach ludzi chodzących w łachmanach, domagających się legalizacji narkotyków, a Boga i zasady pobożnego życia, najchętniej zamknęli by w klasztorach, lub w ogóle wyplenili z życia publicznego.

Niestety, te trendy wdzierają się drzwiami i oknami do społeczności religijnych, z ewangelicznym chrześcijaństwem włącznie. Pisałem już niejednokrotnie na ten temat, więc co najwyżej, podam poniżej tego tekstu, odsyłaczce do nich.

Temat tego rozważania nawiązuje do środowiska, które obecnie kształtuje teologię. Kiedy spędzam nieco więcej czasu w samochodzie, słucham muzyki lub tego, co "leci" w radiu. Kiedy mieszkałem jeszcze w Stanach Zjednoczonych, moją ulubioną stacja było Moody Radio. Lecz kiedy zamiast muzyki, czas antenowy wypełniały „damskie rozmowy”, coś, co mnie nie wciąga, przełączyłem się na K-love, czyli stację pozytywną i muzyczną. Osłuchałem się już tak bardzo z powtarzanymi w kółko tymi samymi piosenkami, jak w kościele podczas uwielbiania, zacząłem odruchowo wyłączać radio. Zauważyłem, że większość śpiewanych tekstów propaguje ewangelię łaski, opartej na bezwarunkowej miłości Boga, pozwalającej żyć wszystkim jak chcą. Według autorów tych piosenek, Jezus powiedział do jawnogrzesznicy tylko: "I Ja cię nie potępiam", pomijają natomiast ważne zakończenie tej wypowiedzi - "Idź i odtąd już nie grzesz" (Jan 8:11).

Zauważyłem również, iż wielu pastorów zaczęło nauczać według tego, o czym śpiewa się w piosenkach, a nie jak to jest napisane w Biblii. Sam się dałem na to złapać, dopiero po jakimś czasie zauważem, że w Biblii, gdzie jest napisane o tym jak bardzo Bóg nas umiłował, nie ma wyrażenia „unconditional love”. Oczywiście, prawdą jest,  że Bóg okazał Swoją miłość, nie wymagając wpierw od grzeszników, aby spełnili jakieś warunki. Napisane jest, że Bóg umiłował cały świat i to nawet kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” (Rzym. 5:8). Odwołując się do najbardziej znanego wersetu, który mówi o bezgranicznej Bożej miłości, jest w nim podany warunek, że „każdy, kto weń wierzy” (Jan 3:16), nie zginie, lecz będzie miał życie wieczne. Stąd prosty wniosek, że ci którzy nie uwierzą, pójdą na wieczne potępienie, i nie pomoże im „bezwarunkowa” miłość Boża.

W wielu kościołach, szczególnie w tym kraju, gdzie mieszkałem ostatnio kilkanaście lat, propaguje się tzw. "ewangelię  nieutracalności zbawienia". Tezę tę wywodzi się z założenia, że skoro wszechmogący Bóg wybrał kogoś do zbawienia, nikt i nic nie może tego stanu już zmienić. A przecież apostoł Paweł napisał: „jako współpracownicy napominamy was, abyście nadaremnie łaski Bożej nie przyjmowali” (2 Kor. 6:1). Istnieje więc możliwość przyjęcia łaski daremnie.  Paweł pisze do wierzących w Kolosach, że zostali pojednani z Bogiem. Lecz, aby Chrystus mógł przedstawić ich  Bogu „jako świętych i niepokalanych, i nienagannych" muszą spełnić warunek -  "jeśli tylko wytrwacie w wierze, ugruntowani i stali, i nie zachwiejecie się w nadziei, opartej na ewangelii, którą usłyszeliście, która jest zwiastowana wszelkiemu stworzeniu pod niebem, a której ja, Paweł, zostałem sługą” (Kol. 2:22,23). Podkreśliłem słowa wskazujące na konieczność spełniania określonego warunku. Warunek ten wypełnić mogą jedynie osoby, które narodziły się na nowo i mają dostęp do łaski wytrwania. I tu konieczne jest współdziałanie człowieka wierzącego i łaski Bożej.

Piosenkarze o tym już nie śpiewają, ponieważ ich celem jest dopasowanie treści piosenek do uszu odbiorców, aby zaistnieć w świecie „show buisenessu”. Ta śpiewana teologia, nie oparta na Słowie Bożym, potrafi jedynie wywołać atmosferę ogólnej radości. Za piosenkarzami śpiewają tłumy, nie ważne, czy narodzeni na nowo, czy nie, gdyż chodzi jedynie o to, aby wszyscy dobrze się bawili, słuchając ich piosenek. Największym oszustwem jest wytworzenie atmosfery dobrego samopoczucia. Lecz to nie wystarczy do osiągnięcia zbawienia.
 
Zastanawiam się, a raczej jestem pewien, że Bóg patrzy bardziej na serca, a nie na usta tych, którzy spiewają a nawet tańczą i wcale nie jest uwielbiony takim śpiewem. Nasz Pan już kiedyś powiedział o swoim narodzie -„lud zbliża się do mnie swoimi ustami i czci mnie swoimi wargami, a jego serce jest daleko ode mnie, tak że ich bojaźń przede mną jest wyuczonym przepisem ludzkim” (Izaj. 29:13). Treści piosenek można nauczyć się szybko, lecz czy w parze ze śpiewem idzie przemienione życie? A przecież, o to chodzi, aby ci, którzy prawdziwie uwierzyli, chodzili w Panu i składali świadectwo, że mają nowe życie, a nie jedynie śpiewają nowe piosenki.

Piosenkarz zaśpiewa wszystko, co pasuje do melodii. Musimy więc uważać, czy jest to zgodne z tym, co powiedział Bóg.

Henryk Hukisz



Monday, May 11, 2015

Takie sobie myśli o wyborach

 Powoli opadają gorące emocje pierwszej tury wyborów prezydenckich w naszym kraju. Mieszkając w Stanach Zjednoczonych, obsewuję to demokratyczne zjawisko z innej perspektywy, niż zdecydowana większość moich rodaków. Może i dobrze, bo z większej odległości rzeczy wyglądają nieco odmiennie, dlatego mogę zauważyć to, co być może umyka oku nawet najbardziej uważnym obserwatorom w kraju

Jeśli chodzi o biblijne spojrzenie na temat władzy, zdanie jest jasne - „nie ma władzy, jak tylko od Boga, a te, które są, przez Boga są ustanowione” (Rzym. 13:1). Nawet Pan Jezus, zapytany czy należy tej świeckiej władzy oddawać powinność w postaci podatków, wziąwszy obiegową monetę, odpowiedział: „Oddawajcie więc, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co Bożego, Bogu” (Mat. 22:21). Dla uzupełnienia biblijnej perspektywy postrzegania władzy świeckiej przez ludzi należących do Bożego Królestwa, Paweł wyjaśniał słuchaczom w Atenach, że Bóg „z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkani” (Dz.Ap. 17:26).

Jestem głęboko przekonany, iż ludzie wierzący w Boga nie mogą jedynie biernie przyglądać się powstawaniu i upadkom kolejnych panujących. Apostoł Paweł nakazał wręcz, „aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przełożonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości” (1 Tym. 2:1,2). A skoro mamy modlić się o tych, którzy łaskawie nad nami panują, myślę też, iż powinniśmy brać udział w przyznanym nam demokratycznym prawie ustanawiania tej władzy. Stąd też, gdy nadarza się okazja, idziemy do urn, aby wyrazić naszą wolę, co do kandydata, którego chcielibyśmy później słuchać. Słowo Boże naucza nas - każdy człowiek niech się poddaje władzom zwierzchnim” (Rzym. 13:1). Dlatego jest zrozumiałe, że chcemy mieć wpływ na wybór takiego „władcy”, któremu chętnie okażemy „poddaństwo”, gdyż nieco dalej Paweł naucza: „Przeto trzeba jej się poddawać, nie tylko z obawy przed gniewem, lecz także ze względu na sumienie” (w. 5).

Obserwując przebieg pierwszej tury wyborów prezydenckich, naszły mnie pewne refleksje. Ponieważ lubię odwoływać się do Biblii, aby w jej świetle lepiej zrozumieć pewne mechanizmy rządzące prawami społecznymi i politycznymi, starałem się znaleźć jakieś odniesienie do sytuacji opisanych w historii narodu wybranego.

Nie chcę porównywać każdego z kandydatów, gdyż przy tej ilości, musiałbym napisać sporą książkę. Chcę jedynie dokonać pewnej analogi fenomenu tej rundy wyborów do jednego przykładu z Biblii. Nikt z poważnych analityków politycznych nie spodziewał się tak wysokiego miejsca kandydata, którego udział w wyborach traktowano z początku, jako żart. Piosenkarz, według mojej znajomości rynku muzycznego w Polsce, raczej już schodzący ze sceny, nagle otrzymał masowe poparcie młodzieży. Taraz, tęgie głowy znające się na zakamarkach politycznych zastanawiają się jak do tego doszło.

Historia biblijna, jaka nasunęła mi się przy tej okazji wydarzyła się w czasach, gdy ustanawiano królów w Izraelu. Po śmierci Salomona, jego syn Rechabeam zgromadził naród w Sychem, aby obwano go następnym królem w Izraelu. W tym czasie, jeden z dworzan króla Salomona, będąc mężem obrotnym, zbuntował się i chciał przejąć włądzę. Przed skrócenim go o głowę salwował się ucieczką do Egiptu. Gdy dowiedział się o śmierci Salomona, i o tym, że jego syn Rechabeam ma zasiąść na tronie, postanowił działać. Po powrocie z wygnania, spotkał się z nowowybranym królem i zaproponował zniesienie ciężkich podatków, jakie Salomon nałożył na naród. Wówczas król Rechabeam postanowił zasięgnąć rady doświadczonych polityków, którzy powiedzieli mu - „jeżeli ty wystąpisz dzisiaj jako sługa tego ludu i usłużysz im, wysłuchasz ich i odezwiesz się do nich łagodnymi słowy, to będą ci służyć po wszystkie dni” (1 Król 12:7).

Król jednak nie posłuchał starszych doradców, i zwrócił się do „młodzieńców, którzy z nim wyrośli, a obecnie byli w jego orszaku” (w. 8). Młodzi, jak to młodzi, mieli głowy pełne szalonych  pomysłów i protestów wobec tego co było, więc doradzili królowi, aby powiedział: „jeżeli mój ojciec nałożył na was ciężkie jarzmo, to ja jeszcze dołożę do waszego jarzma; ojciec mój chłostał was biczami, a ja chłostać was będę kańczugami” (w. 11).

Niestety, ta sytuacja doprowadziła do trwałego podziału w Izraelu. Judejczycy odeszli od króla Rechabeama i ustanowili odrębne państwo, stojące wiernie przy domu Dawida. Kronikarz biblijny zaprotokółował to wydarzenie słowami: „W ten sposób odpadł Izrael od domu Dawidowego aż po dziś dzień” (w19).

Kiedyś przeczytałem taki aforyzm, który chyba pasuje do każdej sytuacji, zarówno w państwie, jak i w kościele - „Dobrze jest tam, gdzie są stare głowy i młode ręce”.

Henryk Hukisz

Sunday, May 10, 2015

Jak daleko od miłości do nienawiści?

Nieraz zastanawiałem sie nad granicą pomiędzy dwoma stanami emocjonalnymi, czyli jak daleko jest od prawdziwej miłości do głębokiej nienawiści. Im bardziej analizuję różne przyczyny wywołujące te skrajnie przeciwne uczucia, to widzę, iż ta granica jest niewyobrażalnie cieńka, prawie, ze niewidoczna.
Znalazłem w internecie taki oto słowny obraz oddajacy istotę tego pytania:
Jak daleko leży miłość od nienawiści i od miłości nienawiść? Gdzie jedno kończy się, a zaczyna drugie? Gdzie jest granica? Jest cienka... Przeraźliwie cienka. Dwie skrajności. Gubię się w tym. Kochać czy nienawidzić... cóż za różnica. Jedno i drugie oznacza stąpanie po cienkiej linie. One są na obu końcach tej liny. Tak, końcach, bo są równorzędne, żadna nie jest początkiem. Płynnie przechodzą z jednej w drugą, jak w błędnym kole, bo lina tworzy okrąg. Zlewają się w jedno. Są jednością. I pozostaną. Nigdy nie wiem, która z nich właśnie panuje nade mną, która w danej chwili jest tą dominującą, pierwszą, obecną, teraźniejszą. Miłość - nienawiść, dwie siostry bliźniacze zrodzone pod jednym księżycem. Czasem nie da się ich odróżnić, a gdy się to udaje zazwyczaj jest już za późno...” <piszmy.pl>
Uważam, iż jest to bardzo trafne zobrazowanie tej prawdy. Biblia mówi o najprawdziwszej miłości, którą jest Bóg, oraz o tym, jak bardzo On nienawidzi grzechu. Te dwa uczucia są w Nim nierozłączne. Bóg umiłował grzesznika do tego stopnia, że „Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (Jan 3:16). Wiemy też, że „większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich” (Jan 15:13). O wielkości tej miłości, jaką Bóg okazał grzesznym ludziom, pisał apostoł Paweł – „Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” (Rzym. 5:8).
Równocześnie, niezmienny Bóg objawia Siebie poprzez okazawanie wielkiej nienawiści wobec wszystkiego co nieczyste, plugawe i bezbożne. W wielu sytuacjach, w jakich znaleźli się Izraelici, wybrani do ukazania światu świętości Bożej, usłyszeli wprost z ust Pana – „Ja, Pan, który miłuję prawo i nienawidzę zbrodniczego łupiestwa, dam im słuszną nagrodę i zawrę z nimi wieczne przymierze” (Izaj. 61:8). Dlatego Bóg nakazywał Swojemu ludowi, który niejednokortnie był konfrontowany z pogańskimi obyczajami: „Nie postawisz też sobie pomnika, którego Pan, Bóg twój nienawidzi” (5 Moj. 16:22).
Dawid w swoich Psalmach nie tylko czcił Bożą wielką miłość i  łaskawość, lecz równoczesnie pisał otwarcie o tym, jak bardzo On nienawidzi nieprawość. Psalmista stwierdził, że „Pan bada sprawiedliwego i bezbożnego, a nienawidzi tego, kto kocha bezprawie” (Ps. 11:5). Później jego syn, Salomon, którzy doświadczył wszystkiego dzięki wielkiej mądrości, pisał też o Bożej miłości i nienawiści w tych samych wersetach. Pisał: „Zaprawdę! Wszystko to rozważyłem w swoim sercu i we wszystkim tym stwierdziłem, że sprawiedliwi i mędrcy, i wszystkie ich dzieła są w ręku Boga, zarówno miłość jak i nienawiść. Człowiek nie wie, co go spotka” (Kaz.Sal. 9:1). Są nawet pewne ludzkie postępowania, jak stwierdza Salomon, które Bóg nienawidzi ze szczególną odrazą – „Tych sześć rzeczy nienawidzi Pan, a tych siedem jest dla niego obrzydliwością: Butne oczy, kłamliwy język, ręce, które przelewają krew niewinną, serce, które knuje złe myśli, nogi, które śpieszą do złego, składanie fałszywego świadectwa, i sianie niezgody między braćmi” (Prz.Sal. 6:16-19). Chcę zwrócić uwagę na tę "siódmą rzecz", do której Bóg odnosi się z obrzydzeniem, a dla wielu chrześcijan "sianie niezgody" jest przejawem rozwoju kościoła, gdyż tworzą nowe zbory przez podział.
Izraelici nie zawsze utożsamiali swoje uczucia z Bożymi, nie miłowali Jego prawa i nie nienawidzili bezprawia. Lecz w tym samym czasie rozwijali swoja religijność i mnożyli święta, sabaty i modlitwy z postami. Wówczas Bóg, w Swojej świętej naturze, która nienawidzi obłudy, oświadczył z bólem Ojcowskiego serca: „Waszych nowiów i świąt nienawidzi moja dusza, stały mi się ciężarem, zmęczyłem się znosząc je” (Izaj. 1:14). A jednak, chwilę później zapowiedział: „Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna” (w. 18). Do tak bliskiego, prawie że równoczesnego okazania uczuć wobec tych samych ludzi, stać jedynie sprawiedliwego Boga. My mamy z tym raczje kłopot, ponieważ nie zawsze potrafimy miłować tak jak Bóg, a to znaczy, ze również nie potrafimy nienawidzieć tego, co On nienawidzi.
Pan Jezus nauczał raczej o nienawiści, z jaką spotykamy się ze strony świata, ponieważ zdecydowaliśmy się naśladować doskonały wzór sprawiedliwości Bożej, jaką On nam pokazał. Jestem przekonany, iż wszyscy Jego uczniowie dobrze zapamiętali słowa, gdy powiedział: „A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebie, bo słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mat. 5:45).
Jak obco i niezrozumiale brzmi inne polecenie naszego Pana: „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim” (Łuk. 14:26). Wiem, że nie chodzi tu o okazywanie nienawiści, w potocznym znaczeniu tego słowa, lecz o poziom uczucia, jakie winniśmy okazywać innym, w porównaniu do miłości, jaką winniśmy okazać Bogu.
Natomiast, wobec kwestii okazywania miłości i nienawiści w konkretnych sytuacjach, najczęściej ulegamy pokusie miłowania wszystkiego, tak na wszelki wypadek, aby nie być posądzonym o nienawiść. A jednak, Bóg, który zdecydowanie nienawidzi wszelką nieprawość i bezbożność, oczekuje od nas takiej samej postawy. Nie jest to łatwe, dlatego zawsze możemy liczyć na Jego mądrość, aby umieć miłować człowieka, za którego Pan Jezus umarł na Golgocie i równocześnie nienawidzieć grzech, który ten człowiek czyni. Nie możemy zachować obojętności wobec tego, co Bóg nienawidzi.
Apostoł Jakub stawia tę kwestię jasno: „Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga” (Jak. 4:4). Wyboru musimy dokonać sami.
Henryk Hukisz

Thursday, May 7, 2015

Daremny chrzest

 Do serii rozważań o daremnych kwestiach naszego duchowego życia, chcę dodać jeszcze jeden temat, bardzo ważny, ze względu na jego wieczny wymiar.
Na końcu tekstu tego wpisu, znajdują się linki rozważań o podobnej treści. Osobiście uważam, iż bardzo istotnym jest, abyśmy daremnie nie przeżyli ani jednej chwili naszego życia z Panem, gdyż straconego czasu nie da się cofnąć. Prawdziwą mądrością jest dobre wykorzystanie danych nam sposobności, jak nam radzi apostoł Paweł: „Baczcie więc pilnie, jak macie postępować, nie jako niemądrzy, lecz jako mądrzy, wykorzystując czas, gdyż dni są złe (Efez. 5:15,16).  
Samo słowo „daremny”, według Słownika Języka Polskiego znaczy: „niepotrzebny, niepowodujący zmian, zbędny” (net). Dlatego, jeśli mamy na uwadze chrzest, czyli coś, co nakazał czynić sam Pan Jezus, określenie, „daremny”, czyni go zbędnym, niepowodującym zmian, jakie w rzeczywistości on wywołuje.
Czym jest chrzest? Z pewnością, sam chrzest nie ma mocy sprawczej dla naszego zbawienia. Czynnikiem powodującym narodzenie się na nowo jest wiara w zbawczą ofiarę Chrystusa. Chrzest natomiast jest potwierdzeniem autentyczności naszej wiary. Dlatego jest ważny zgodnie z tym, co powiedział Chrystus: „Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mar. 16:16). Lubię podkreślać fakt, że tak jak powiedział Pan Jezus, zbawiony będzie ten, kto uwierzył i został ochrzczony. Niektórzy natomiast przekręcają tę wypowiedź, i twierdzą, że jakoby Chrystus powiedział, iż zbawiony będzie ten, kto uwierzył, i ewentualnie później dał się ochrzcić.
Na potwierdzenie ważności samego chrztu, lubię przytaczać słowa apostoła Piotra, który z pewnością lepiej uslyszał wypowiedź Pana Jezusa, niż niektórzy dziś ją odczytują. Gdy w pierwszym dniu istnienia Kościoła, na skutek zwiastowania ewangelii o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, słuchacze zawołali: „Co mamy czynić, mężowie bracia?” (Dz.Ap. 2:37), Piotr odpowiedział wyraźnie: „Upamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Świętego” (w. 38).
Gdy po pewnym czasie Filip dotarł z ewangelią do Samarii, wielu uwierzyło w Pana Jezusa. Wśród tych, którzy uwierzyli i zostali ochrzeni był niejaki czarnoksiężnik o imieniu Szymon, i na niego chciałbym teraz zwrócić naszą uwagę. Ewangelista Łukasz, który spisał to wszystko, co czynili apostołowie, po wniebowstąpieniu ich Pana, relacjonuje nam dość dokładnie przypadek nawrócenia człowieka, który „wprawiał lud Samarii w zachwyt, podając się za kogoś wielkiego” (Dz.Ap. 8:9). Po nawróceniu się wielu słuchaczy, którzy „przyjmowali uważnie i zgodnie to, co Filip mówił” (w. 6), w mieście zapanowała radosna atmosfera, gdyż ludzie byli świadkami niezwykłych wydarzeń, jak „duchy nieczyste wychodziły z wielkim krzykiem z wielu, którzy je mieli, wielu też sparaliżowanych i ułomnych zostało uzdrowionych” (w. 7). Nawet Szymon, o którym mówiono: „Ten człowiek to moc Boża, która się nazywa Wielka” (w.8), uwierzył i dał się ochrzcić z pozostałymi mężczyznami i niewiastami, którzy dali posłuch ewangelii. Ten były już czarnoksiężnik, „trzymał się Filipa, a widząc znaki i cuda wielkie, jakie się działy, był pełen zachwytu” (w. 13), co z pewnością zostało odebrane jako dobry znak, iż Bóg zmienił jego życie i serce.
Jak wiemy z tej biblijnej relacji, gdy apostołowie, który posiadali nie tylko umiejętność zwiastowania ewangelii, lecz również zdolność rozpoznawania spraw duchowych, przyszli do Samarii, aby tych młodych chrześcijan uzbroić w moc Ducha Świętego. Piotr i Jan, po przybyciu na miejsce, wkładali ręce na nowoochrzczonch, „a oni otrzymywali Ducha Świętego” (Dz.Ap. 8:17). Nie wiemy, czy zdąrzyli już włożyć ręce na Szymona, gdyż czytamy, że ten musiał znajdować się obok osób, na których wkładano ręce, ponieważ „spostrzegł, że Duch bywa udzielany przez wkładanie rąk apostołów” (w. 18). Widząc to, „przyniósł im pieniądze i powiedział: Dajcie i mnie tę moc, aby ten, na kogo ręce włożę, otrzymał Ducha Świętego” (w. 18,19).
Sądzę, ża nawet Piotr doznał szoku, gdyż nie spodziewał się takiego obrotu spraw w momencie, gdy Duch Święty zstępował na tych, kórzy uwierzyli. Z pewnścią, podobnie jak w Dniu Pięćdziesiątnicy, czy później w domu Korneliusza, w czasie gdy Duch Święty napełniał serca wierzących inni, „słyszeli ich bowiem, jak mówili językami i wielbili Boga” (Dz.AP. 10:46). A tu nagle, zamiast świadectwa cudu nawrócenia czarnoksiężnka, z jego ust wypływa ta zaskakująca propozycja kupienia za pieniądze zdolności udzielania duchowego daru.
Reakcja sługi Pańskiego, który działał pod pomazaniem Ducha Świętego, była bardzo radykalna – „Niech zginą wraz z tobą pieniądze twoje, żeś mniemał, iż za pieniądze można nabyć dar Boży” (Dz.Ap. 8:20). A przecież mógłby być bardziej delikatny, aby nie obrazić nowego kandydata na członka Zboru, jak z pewnością postąpiłoby wielu współczesnych pastorów. Piotr wypowiedział opinię nie tyko o pieniądzach, mając w pamięci słowa Mistrza, że „nie możecie Bogu służyć i mamonie” (Mat. 6:24), lecz miał również duchowe rozpoznanie stanu serca Szymona. Wypowiedź Piotra jest jednoznaczna – „Co się tyczy tej sprawy, to nie masz w niej cząstki ani udziału, gdyż serce twoje nie jest szczere wobec Boga” (Dz.Ap. 8:21).
Być może, że w pierwszej chwili Szymon chciał się usprawiedliwiać, odwołując się do faktu, że uwierzył razem z innymi i nawet dał się ochrzcić. Lecz Piotr nie dał mu nawet takiej możliwości, dając mu w zamian szansę szczerej pokuty, mówiąc: „Przeto odwróć się od tej nieprawości swojej i proś Pana, czy nie mógłby ci być odpuszczony zamysł serca twego” (w. 22). Piotr wiedział, iż pomimo zewnętrznych znaków świadczących o przyłączeniu się do grona wierzących w Pana Jezusa, jego serce było nadal pogrążone „w gorzkiej żółci i w więzach nieprawości” (w. 23).
Apostoł Jan napisał później do tych, którzy wyznają swoją wiarę w Pana Jezusa, aby sprawdzali, czy prawdziwie wierzą i miłują Boga. Zgodnie ze słowami Pana Jezusa, że „nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios” (Mat. 7:21), Jan napisał, że będą tacy, którzy „wyszli spośród nas, lecz nie byli z nas. Gdyby bowiem byli z nas, byliby pozostali z nami. Lecz miało się okazać, że nie wszyscy są z nas” (1 Jan 2:19).
Szymon niby uwierzył, nawet przyjął chrzest, lecz jego sece było nieodrodzone. Gdyby rzeczywiście doznał łaski odrodzenia, to w momencie, gdy Piotr dał mu szansę pokuty, wołał by osobiście do Boga o zmiłowanie, gdyż Piotr powiedział mu: "Proś Pana". On jedynie zwrócił się do Piotra, aby pomodlił się za niego, by Bóg oddalił to, co zostało o nim powiedziane.
Dawid, gdy dopuścił się grzechu z Batszebą, na słowa proroka Natana, ukazujące mu jego stan serca, zawołał: „Nie odrzucaj mnie od oblicza swego i nie odbieraj mi swego Ducha Świętego” (Ps. 51:13).
Bóg daje szansę szczerego nawrócenia. Sam chrzest, może być jedynie daremnym zamoczeniem się w wodzie, niepowodującym żadnych zmian.
Henryk Hukisz

Polecam również inne rozważania na podobny temat:
Daremna cześć

Tuesday, May 5, 2015

Trwałe usuwanie danych

Temat sugeruje, iż to rozmyślanie będzie o procedurze usuwania danych z dysku komputera. Absolutnie nie, lecz jedynie chcę skorzystać z pewnych analogii, aby wskazać na doskonałe dzieło przebaczenia grzechów i całej grzesznej przeszłości tych, którzy narodzili się na nowo.
Niedawno, przechodząc koło kontenera, do którego mieszkańcy domu wrzucają odpady i niepotrzebne przedmioty, zauważyłem, iż na wyrzuconym  na śmieci biurku, leży laptop. Ponieważ interesuję się również elektroniką, a komputery są moim hobby, zabrałem tego pc-ta, aby spróbować go uruchomić i poćwiczyć instalowanie Linuxa, gdyż nie chciałem tego robić na swoim własnym.
Po pewnych zabiegach sanitarnych i technicznych, laptop pracował w nowym systemie. Lecz to, co mnie szczególnie zainteresowało w tym komputerze, to twardy dysk, na którym nadal isniały pliki ukazujące historię tego urządzenia i charakter jego poprzedniego właściciela. Aby zamknąć tę część rozważania informuję, że po pewnym czasie ten laptop, po fizycznym zniszczeniu dysku, znlazł się w pojemniku na odpady elektroniczne.
Każdy, kto posługuje się komputerem, od czasu do czasu usuwa dane, czyli robi „delete”, sądząc, że pozbył się na zawsze niechcianych informacji, Lecz tak na prawdę, one nadal istnieją na dysku twojego kompa i można je odzyskać przy pomocy specjalnch programów. Twórcy programów do usuwanie danych przekonują, że nawet nowe formatowanie dysku nie pomoże, dopiero ich program usunie je trwale.
Lecz, jak wspomniałem, nie o komputerach chcę pisać, lecz o naszym życiu z Bogiem w świetle Biblii. Podobnie jak usuwanie danych z dysku, doświadczamy usunięcia naszych grzechów z zapisu naszego życia, czyli z serca, lub sumienia. Wiemy również, iż Bóg daje nam możliwość absolutnego usunięcia naszej przeszłości dzięki śmierci Jego Syna, Jezusa Chrystusa na krzyżu Golgoty. Chyba najbardziej znanym wersetem mówiącm o tej łasce przebaczenia, są słowa psalmisty Dawida: „Jak daleko jest wschód od zachodu, tak oddalił od nas występki nasze” (Ps. 103:12). W innych miejscach naszej Biblii możemy przeczytać, że nasze grzechy zastają zatopione na najgłębszej głębinie oceanu, albo, że Bóg rzekł: „odpuszczę bowiem ich winę, a ich grzechu nigdy nie wspomnę” (Jer. 31:34).
Starotestamentowe obrzędy wskazywały na ostateczne rozwiązanie, jakie Bóg zamierzał dać ludziom, posyłając na ten grzeszny świat Swego jednorodzonego Syna. Dlatego, autor Listu do Hebrajczyków, lub do Żydów, jak jest on zatytułowany w starych przekładach Biblii, porównuje ofiarę Baranka Bożego, do wcześniej składanych ofiar. Pisze o tym że dzieło Chrystusa jest doskonałe, kompletne i ostateczne, ponieważ „Chrystus, który się zjawił jako arcykapłan dóbr przyszłych, wszedł przez większy i doskonalszy przybytek, nie ręką zbudowany, to jest nie z tego stworzonego świata pochodzący, wszedł raz na zawsze do świątyni nie z krwią kozłów i cielców, ale z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia” (Hebr. 9:11,12).
Własna krew Baranka Bożego dokonała usnięcia grzechów na wieki, czyli trwale, na zawsze i nie ma takiego „programu”, który pozwoliłby na odtworzenie tych grzechów, gdyż ślad po nich został zmyty raz na zawsze. Chrystus „złożył raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, usiadł po prawicy Bożej, oczekując teraz, aż nieprzyjaciele jego położeni będą jako podnóżek stóp jego. Albowiem jedną ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęceni(Hebr. 10:12-14). Celowo podkreśliłem tę częśc zdania, która ukazuje pełnię ofiary Chrystusa, która nie może już być powtarzana pod żadą postacią. Najczęściej rozumie się, że błędem jest powtarzanie ofiary Chrystusa no ołtarzach w kościołach katolickich. Lecz chcę zwrócić uwagę, iż podobny błąd powtarzania złożonej ”raz na zawsze” ofiary uprawiają ci, którzy nauczają o dziedziczności przekleństw. Takiej nauki nie ma w Nowym Testamencie i nikt z apostołów nawet nie rzucił cienia sugestii, aby wmawiać ludziom odkupionym krwią Chrystusa, że muszą jeszcze pogrzebać w swojej przeszłości, aby odcinać się od grzechów swoich pradziadków. Każdy człowiek odpowiada przed Bogiem za swoje własne grzechy, które musi osobiście wyznać, aby doświadczyć łaski przebaczenia. Apostoł Jan napisał o tym bardzo wyraźnie: "Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości" (1 Jan 1:9).
Nie chcę na moim blogu prowadzić polemiki z tego rodzaju poglądami, lecz muszę z całą stanowczością podkreślić, że są one nie tylko niebiblijne, lecz szkodliwe. Słuchanie nauczania, że jakieś ukryte grzechy dziadków powodują blokadę Bożego błogosławieństwa, jest zatruwaniem myśli o pełnym odkupieniu, jakie Bóg nam darował w Chrystusie. Jedynie diabłu zależy na tym, abyśmy ciągle obawiali się, że nadal on ma nad nami kontrolę, wiążąc nas cudzymi grzechami.
Apostoł Piotr powiedział z pełnym przekonaniem, że „nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego” (1 Ptr. 1:18,19). I to wykupienie jest trwałym dziedzictwem, jakie „zachowane jest w niebie dla was, którzy mocą Bożą strzeżeni jesteście przez wiarę w zbawienie, przygotowane do objawienia się w czasie ostatecznym” (1 Ptr. 1:4,5). Nauczanie, iż jakieś dziedziczne przekleństwa powodują brak błogosławieństw, to nic innego, jak sianie wątpliwości w Bożą moc, która nas strzeże.
Natomiast apostoł Paweł, który głosił ewangelię Chrystusową, zapewnia wierzących, że skoro doznali łaski przebaczenia, to „teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie” (Rzym. 8:1).
Henryk Hukisz