Monday, September 28, 2015

Ach potrzebuję Cię!

Chociaż dzisiaj nie śpiewa się już ze „Śpiewnika Pielgrzyma”, to nadal pamiętam wiele numerów, pod którymi znajdują się moje ulubione teksty, śpiewane kiedyś podczas nabożeństw. Jedną z takich pieśni jest numer 320, czyli „Ach, potrzebuję Cię”.
Przypuszczam, że dzisiaj większość młodego pokolenia, nie zna już tych wspaniałych treści, jakie ongiś śpiewano. Dlatego pozwólcie, że przypomnę z niej chociaż kilka strof.
Ach potrzebuję Cię, Łaskawy Panie mój
Twe imię skałą mą, W nim jest pociechy zdrój!
O Panie drogi Panie, Potrzebuję Ciebie
Ja muszę mieć Cię zawsze, Błogosław mi!
Ach potrzebuję Cię, O Jezu, przy mnie stój
Bym został wiernym Ci, Przez cały życia bój!

Obawiam się, że takie słowa, pomimo najnowszych aranżacji i zmian stylu i melodii wykonywania tej pieśni, nie cieszą się powodzeniem wśród współczesnych chrześcijan. A to dlatego, że obecnie kładzie się nacisk na poleganie na sobie samym. Zwracanie się o pomoc, szczególnie  w miejscach publicznych, traktowane jest jako przejaw słabości. Obecnie głosi się hasła chrześcijaństwa „maczo”, propaguje się „power” i samorealizację w zdobywaniu zaszczytnych celów, jakie wyznaczają fachowi doradcy (coach'e) od osiągania sukcesów w życiu.
Często, gdy czytam lub słucham zwiastowania podczas współczesnych zgromadzeń, odbieram wrażenie, że Bóg jest już nie potrzebny. Przecież sami tak wiele potrafimy, a do tego mamy do dyspozycji najnowsze osiągnięcia techniki i poradnictwa psychologów, że starodawne metody rozwiązywania problemów na kolanach w komorze modlitewnej, jest już nie „na topie”. Lepiej jest zatrudnić na etacie zborowym utytułowanego psychologa, niż sprowadzać ludzi do poczucia niezaradności, mówiąc im, że sami sobie nie dadzą rady.
Nawet obecnie, gdy obserwuję nastawienie wielu wierzących osób do problemu, jaki ma się pojawić w kraju wraz z napływem ogromnej ilości imigrantów i uchodźców. Zauważam raczej zachęcanie siebie na wzajem do ustawienia się zaporowo, poprzez nakłanianie wybranych przedstawicieli narodu do zdecydowanej postawy odrzucenia proponowanej ilości imigrantów, niż otwarcie się na to, co Bóg zamierza uczynić poprzez tę migrację obcych nam narodów.
Piszę o tym ponownie, ponieważ jestem oburzony językiem, jaki szerzy się w społecznościowych mediach. Jest to język nienawiści, szydery i złośliwości wobec powstającej sytuacji. W jednym z komentarzy przeczytałem, że osoba deklarująca się jako naśladowca Chrystusa, gotowa jest „do takich, co rzucają kamieniami, strzelać”.
Jeśli chcemy uznać za prawdziwe słowa Chrystusa, który powiedział, że „na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (Jan 16:33), musimy zdać się całkowicie na Jego ochronę. A przecież On powiedział również: „oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. 28:20). Czyżby Chrystus, jako Dobry Pasterz,  nie miał mocy, aby ochronić Swoje owieczki? Myślę, że powinniśmy poważnie traktować to, co obiecał, że „Ojciec mój, który mi je dał, jest większy nad wszystkich i nikt nie może wydrzeć ich z ręki Ojca” (Jan 10:29).
On również powiedział, że „gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi” (Jan 15:19). A to znaczy, że nasza postawa wobec tego, co dzieje się w tym świecie, różni się zasadniczo od tego, jak na to reagują obywatele tego świata. Ten świat ma do swojej dyspozycji tylko to, co sam stworzył. Dlatego ludzie, którzy nie mają żywej relacji z Bogiem, są przelęknieni, gdyż nie są pewni, czy potrafią się sami obronić przed niebezpieczeństwem.
Natomiast Boże dzieci, chociaż spotykają się z takim samym niebezpieczeństwem, mają zupełnie inne spojrzenie na nie, gdyż mają Boga po swojej stronie. I tutaj pojawia się potrzeba zwrócenia się do Boga w modlitwie, prosząc o Jego pomoc. Biblia jest pełna świadectw ludzi, którzy znajdowali się w ogromnych niebezpieczeństwach, lecz gdy wołali do Boga o pomoc, On ich nie opuścił. Jozue, Dawid, Daniel, trzej mężowie wrzuceni do pieca, i setki innych osób, świadczą nam dziś, że warto jest wołać do Pana o pomoc. Dawid zapewnia nas słowami: „Bogu ufam, nie lękam się; Cóż mi może uczynić człowiek? To wiem, że Bóg jest ze mną” (Ps. 56:5,10).
Oni dzisiaj stanowią dla nas ogromny obłok świadków, zachęcających nas do wytrwania w biegu za Chrystusem. Oni uczą nas również modlitwy, ponieważ, jak powiedział Syn Boży, „czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie?” (Łuk. 18:7).
Może dlatego Bóg zaaranżował nam taką sytuację, abyśmy przypomnieli sobie, jaką rolę w naszym życiu powinna odgrywać modlitwa? Dziś najczęściej próbuje się wmawiać nam, że najważniejszy jest śpiew wielbiący Boga, a nie wołanie o pomoc. Może dlatego nie mamy wielu błogosławionych odpowiedzi na modlitwy, bo nie prosimy, jak napisał apostoł Jakub: "Nie macie, bo nie prosicie" (Jak. 4:2). Modlitwa, to głównie wołanie do Boga, to przyznanie się, że Go potrzebujemy, jak mówią kolejne słowa wspomnianej pieśni: 
Ach potrzebuję Cię, W dniach dobrych jak i w złych
Tyś słońcem tarczą mą, Na wszystkich drogach mych 
O Panie drogi Panie, Potrzebuję Ciebie
Ja muszę mieć Cię zawsze, Błogosław mi!
 Czy, zamiast liczenia na siebie i na to, jakie rozwiązanie proponuje nam ten świat, gotowi jesteśmy zdać się na starodawną metodę stosowaną przez największych mężów Bożych, na modlitewne zawołanie: „Ach potrzebuję Cię, Łaskawy Panie mój!”

Henryk Hukisz

Sunday, September 20, 2015

Czarno widzę

 Niedawno znalazłem w starych nagraniach piosenkę śpiewaną kiedyś przez „Grupę Mojego Brata”. Jej treść skojarzyła mi się z tym, co obecnie znajduję bardzo często w postawie wielu wierzących ludzi żyjących w Polsce. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie, gdy czytam komantarze i opinie odnośnie napływu emigrantów z krajów Bliskiego Wschodu. Są one przepełnione strachem i zarażają innych niepokojem, zapowiadając czarne chmury nadciągające nad nasz kraj.
Pozwólcie, ze przytoczę kilka linijek z tej piosenki:
"Oj, czarno widzę, tylko sama beznadzieja.
Nie ma perspektyw, w temacie tym.
Oj, czarno widzę, nic się nie układa.
Daremna rada, daremny trud."
Czarnowidztwo ogarnęło serca wielu rodaków. Pomimo tego, że jeszcze nie ma „szariatu” w Polsce, i jeszcze nikt nikogo nie zgwałcił i nie zamordował, ogłasza się na wielu stronach mediów społecznościowych i na niektórych witrynach prasowych straszny obraz najbliższej przyszłości w naszym kraju. Takie treści, powielane w ogromnej ilości, stwarzają obraz jak najbardziej czarny, przynajmniej w odczuciach wielu przelęknionych osób, wliczając w  to ludzi wierzących. I do nich chcę głównie skierować tę refleksję, gdyż jesteśmy zobowiązani do zwiastowania słów, "które darzą życiem" (Dz.Ap. 5:20).
Tak, to prawda, że świat ogarnia coraz czarniejsza perspektywa. W wielu rejonach naszego świata, zamiast sprawiedliwości i pokoju, jest coraz więcej przemocy i niepokoju. Nic więc dziwnego, że ludzie szukają jakiejś ucieczki, ratują się, jeśli nadarza się jakaś okazja. Osobiście uważam, że w główej mierze, takie sytuacje wywołują masowe migracje ludności. Oczywiście, że istnieje również taka możliwość, że źli ludzie wykorzystują takie momenty, do swoich najgorszych scenariuszy.
Przypomina mi to sytuację sprzed wielu tysięcy lat, gdy naród Boży w Egipcie nie doznawał spokoju, lecz był gnębiony w najbardziej okropny sposób w niewolniczej pracy. Aby wstrzymać dalszy rozwój tego narodu,  „Egipcjanie zmuszali Izraelitów do ciężkich robót i uprzykrzali im życie uciążliwą robotą w glinie i przy cegłach i różną pracą na polu. Wszystkie te prace wykonywali pod przymusem(2 Moj. 1:13,14). Z pewnością wielu Izraelitów zadawało sobie pytanie: Gdzie jest Bóg, który obiecał błogosławić Abrahama i jego liczne potomstwo?
 Nastał jednak czas, gdy „usłyszał Bóg ich narzekanie. I wspomniał Bóg na swoje przymierze z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem i wejrzał Bóg na Izraelitów: Bóg ujął się za nimi” (2 Moj. 2:24,25). Jak z pewnością wiemy z tej historii, Bóg nie zesłał im cudownego wybawienia w postaci zmiany złego faraona na dobrego, ani zniszczenia całego podłego narodu, który tak okropnie gnębił Boży naród. Bóg natomiast udał się na pastwiska Midianitów, gdzie wypasem owiec zajmował się uciekinier z Egiptu, Mojżesz. Nie było już wiele czasu, aby przygotowywać Mojżesza do tej szczególnei misji jego życia, lecz Bóg powiedział wprost: „Teraz oto krzyk synów izraelskich dotarł do mnie. Widziałem także udrękę, którą Egipcjanie ich dręczą. Przeto teraz idź! Posyłam cię do faraona. Wyprowadź lud mój, synów izraelskich, z Egiptu” (2 Moj. 3:9,10).
Podobnie do tych, którzy widzą czarno przyszłość wobec nadciągającego ogromu problemów i niebezpieczeństw, Mojżesz odpowiedział: „Kimże jestem, bym miał pójść do faraona i wyprowadzić synów izraelskich z Egiptu?” (2 Moj. 3:11). Misja, jaką Bóg wyznaczył Mojżeszowi, należała to tych, jak to dziś określamy – „impossible”. Dla zwykłego śmiertelnika, pójście do faraona z żądaniem wypuszczenia całego narodu, który jest wykorzytawany do niewolniczej pracy, równało się ze ścięciem własnej głowy. Nic dziwnego, że Mojżesz szukał wymówek, zamiast ochoczo zerwać się do bohaterskiego czynu. Lecz Bóg powiedział tak wyraźnie, że nawet dziecko jest w stanie zrozumieć – „Będę z tobą” (w. 12).  Innymi słowy, Bóg powiedział: „Mojżeszu, nie bój się, chociaż sytuacja przerasta twoje możliwości, JA JESTEM z tobą w każdym momencie.”. Mojżesz chciał wiedzieć coś więcej o Bogu, który daje mu taką obietnicę, więc zapytał o imię. Bóg przedstawił się, jak mógł najwyraźniej, mówiąc, że On jest JAHWE - ten, który zawsze istnieje, nie ma w nim żadnej zmiany.
Stwórca wszystkich rzeczy, przedstawiany jest często w postaci starca z długą brodą, który świetnie dawał sobie radę w starożytności.  Natomiast, my żyjący obecnie w świecie, którym rządzi technika i komputery, odnosimy nieraz wrażenie, że starodawny Bóg jest dość ograniczony, gdyż z pewnością nie potrafi posługiwać się iPadem, który tak dobrze działa w naszych rękach. Lecz gdy w bezchmurną noc spojrzymy w niebo, ujrzymy mnóstwo gwazd, i te bliższe i te najdalsze, jakie nasze oko może zobaczyć. Pomyślmy, że Ten, który je stworzył, nadał bieg ich istnieniu, i od tysięcy lat żadna nie zmieniła trajektorii. Bóg kontroluje je wszystkie, pomimo ich niezliczonej ilości. Jeśli więc Bóg jest w stanie panować nad całym wszechświatem, to czy w porównaniu z ilością gwiazd, garstka muzułmanów może pozbawić ochrony, jaką Bóg zapewnia każdemu Swemu dziecku?
Komu więc bardziej ufamy? Bogu, czy panu Kaczyńskiemu, skoro wielu wierzących nagle zwróciło się do polityków, domagając się od nich, aby zapewnili Polakom pokój i bezpieczeńswo?
Polityków, w pewnym sensie my kontrolujemy, gdyż możemy ich nie wybrać w czasie kolejnych wyborów. Dlatego wydaje się nam, że muszą być nam posłuszni, i przez nich my sami chcemy kontrolować swoje życie. Nic dziwnego, że mając takie nastawienie do przyszłości, widzimy ją czarno.
Natomiast zaufanie Bogu, na którego nie mamy wpływu, gdyż On nie ulega woli wyborców, wymaga od nas jedynie wiary w Jego obietnice. Nic więcej, jedynie wiary w to, że On jest z nami. Jestem przekonany, pisząc te słowa do ludzi wierzących, że znamy mnóstwo Bożych obietnic, tak że nie muszę ich tutaj przytaczać.
Natomiast, jeśli chodzi o naszą wiarę, to ma być żywa, poparta czynną postawą wobec sytuacji, jakie ze swojej natury są niebezpieczne. Dlatego nasza wiara jest poddawana częstym doświadczeniom, aby „okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus” (1 Ptr. 1:7).
Pan Jezus mówił często do swoich uczniów, zapewniając ich, że ich nie zostawi. Między innymi, czytamy Jego słowa: „To powiedziałem wam, abyście we mnie pokój mieli. Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (Jan 16:33). Wyobraźmy sobie, że gdy Pan Jezus powróci po Swój Kościół, zapyta się o naszą wiarę, gdyż już zanim odszedł zastanawiał się „czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łuk. 18:8). Być może odpowiemy Mu, że tak, że wierzymy w Syna Bożego, i tak dalej. Lecz jeśli Pan Jezus, weźmie twój iPad, otworzy twój profil na FB i zapyta cię wprost, co więc znaczą te wszystkie wpisy straszące przed najazdem dzikich muzułamnów?
Wspomniana we wstępie piosenka kończy się słowami:
„Nie, nie czarno, już nie czarrno
Znalazłem wyjście, Bóg nim jest”

Henryk Hukisz

Thursday, September 17, 2015

Osolona światłość

 Każdy z nas, czy jest tego świadomy, czy też nie, wywiera wpływ na innych. Jesteśmy maleńkim ogniwem całego społeczeństwa, i bez względu na jakość powiązania, mamy wpływ na innych. Nasza postawa, słowa, reakcje i wiele innych czynników wpływają na zachowania i reakcje innych osób, które znajdują się w zasięgu naszego oddziaływania.
Pan Jezus powiedział bardzo znamienne słowa, będące zarazem prostą prawdą – „Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze” (Mat. 5:14). Światło zawsze wywiera wpływ na otoczenie, wystarczy nieraz mała iskierka, aby rozświetlić mrok jakiegoś pomieszczenia. Ktoś powiedział pewną prawdę na temat światłości i ciemności, mówiąc, że tak na prawdę, ciemność nie istnieje. Ona jest jedynie brakiem światłości. Można więc z łatwością sobie wyobrazić, jak ogromny wpływ na otoczenie mają ludzie wierzący w Pana Jezusa. Wszędzie tam, gdzie sie pojawią, ciemność musi ustąpić. Mam na uwadze takie osoby, które doświadczyły duchowego odrodzenia, i stając się nowym stworzeniem, stały sie równocześnie naczyniami wypełnionymi prawdziwym światłem, które jest odbiciem tej światłości, jaką jest Pan Jezus. O Nim jest napisane, że od momentu, gdy przyszedł na ten świat,„światłość świeci w ciemności, lecz ciemność jej nie przemogła” (Jan 1:5).
Apostoł Paweł, który bardzo drastycznie przeżył swoje spotkanie z prawdziwą światłością, napisał później do wierzących: „Byliście bowiem niegdyś ciemnością, a teraz jesteście światłością w Panu. Postępujcie jako dzieci światłości” (Efez. 5:8). Czy czujemy ten ciężar odpowiedzialności, jaką Bóg włożył na nas? On oczekuje, że teraz, jako jego światłość, będziemy swoim postępowaniem pokonywać wszelką ciemność. To od nas zależy, jak będziemy postępować. Czy będziemy wydawać owoc Ducha, czy nadal nasze ciało będzie demonstrować stare uczynki ciemności.
Innym przejawem oddziaływania na otaczającą nas ciemność jest nasza mowa. Słowa, które wypowiadamy, niezależnie czy w mowie, czy jako wyrazy w treści pisanych zdań, zawierają potężny ładunek przemieniający otoczenie. Już w starożytności, mądry Salomon powiedział, że „śmierć i życie są w mocy języka, lecz kto nim zyskuje przyjaciół, korzysta z jego owocu” (Prz.Sal. 18:21).
Pan Jezus, który „grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego” (1 Ptr. 2:22), wskazywał również na to, jaką winna być mowa tych, którzy Go naśladują. Powiedział wprost: Niechaj więc mowa wasza będzie: Tak - tak, nie - nie, bo co ponadto jest, to jest od złego” (Mat. 5:37). Myślę, że Chrystus miał również na uwadze naszą mowę, gdy mówił: „Wy jesteście solą ziemi; jeśli tedy sól zwietrzeje, czymże ją nasolą? Na nic więcej już się nie przyda, tylko aby była precz wyrzucona i przez ludzi podeptana” (Mat. 5:13). Takie skojarzenie dały mi słowa apostoła Pawła, gdy pisał do wierzących w Kolosach: „Mowa wasza niech będzie zawsze uprzejma, zaprawiona solą, abyście wiedzieli, jak macie odpowiadać każdemu” (Kol. 4:6).
Nasze słowa, wyrazy, jakich używamy do wyrażania naszych myśli, podobnie jak sól, wywierają określony skutek na odbiorcach treści, jaką przekazujemy. Czy to będzie efekt pozytywny, czy negatywny, to już zależy od nas samych, od tego jakich słów używamy. Paweł radzi, „Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować, gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo tym, którzy go słuchają” (Efez. 4:29).
Piszę o tym z myślą o wielu wpisach i komentarzach, jakie zalewają media społecznościowe. Są to treści powielane, lub tworzone w wielu przypadkach przez osoby uważające siebie za wierzące w Boga. To, co mnie uderza, to bezkrytyczne powtarzanie treści przesiąkniętych nienawiścią, często przy użyciu wulgaryzmów, kierowanych pod adresem emigrantów i uchodźców. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństw wynikających z powodu tak licznego napływu ludności wyznającej wrogie idee wobec chrześcijan. Pisałem o tym już wcześniej w refleksji "Strzeżcie sie ludzi", lecz niepokoi mnie dość powszechny udział w okazywaniu nienawiści wobec emigrantów. Źródłem wszelkich nienawistnych treści jest najczęściej You Tube. Nie znamy ani prawdziwości tych materiałów, ani intencji ich autorów. Jedno jest pewne, że nie ma w tym wszystkim Bożego Ducha.
Tak więc od nas samych będzie zależało, z jakiego źródła będziemy czerpać inspirację do kształtowania opinii na ten gorący temat. Jeśli będzie to tylko You Tube, to niestety, nie staniemy się ani światłością, ani solą. Jedynym efektem takiej inspiracji będzie niepokój. Jeśli natomiast zanurzymy się w Słowo Boże, które jest jedyną prawdą, to zostaniemy zainspirowani przez prawdziwą światłość, aby stać się solą, która będzie przemieniać życie tych, na których będziemy mogli oddziaływać.  Nie my, lecz moc Boża w nas dokona to, czego my sami nie będziemy zdolni uczynić. Wówczas „pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie” (Filip. 4:7).
Odpowiedzmy szczerze przed Bogiem, co tak na prawdę kształtuje nasze opinie na temat emigrantów, Biblia, czy You Tube?
Na zakończenie tego krótkiego rozmyślania, odwołam się jeszcze raz do mądrości Salomona – „Kto pilnuje swoich ust i swojego języka, uchroni swoją duszę od niejednego niebezpieczeństwa” (Prz.Sal. 21:23).   

Henryk Hukisz

Monday, September 14, 2015

"Mission impossible"

Świat zachwyca się nierealistycznym obrazem stworzonym przez Hollywood. Kolejna część filmowej serii „Mission impossible”  bije rekordy oglądalności, co mnie osobiście zadziwia, gdyż jestem realistą i tego typu fikcje mnie nie pociągają. Widocznie ludzie potrzebuja takich obrazów, które wyzwalają w nich motywację do osiągania celów przekraczających szarą rzeczywistość.

Z pewnością większość chrześcijan słyszało o tzw. „Oknie 10/40”, które obejmuje na mapie świata terytorium zamieszkałe przez około 2,9 miliarda ludzi, co stanowi 2/3 ogółu ludności na naszej ziemi. W tej części świata znajduje się większość wyznawców islamu, buddyzmu, i innych religii wschodu. Patrząc na tę perspektywę z pozycji chrześcijańskiej, musimy uznać ten teren jako największe pole misyjne. Dlaczego? Ponieważ jedynie chrześcijaństwo zawiera poselstwo prawdziwego odkupienia z przekleństwa grzechu dla każdego człowieka na ziemi.
Wszystkie inne religie opierają się na konieczności przebłagania bóstwa, aby zdobyć ich łaskę. Jedynie chrześcijaństwo, które „notabene” nie jest religią, niesie ludziom na całym świecie ewangelię zbawienia, jakie Bóg już wykonał, i teraz daje ludziom możliwość przyjęcia wiarą tego daru. Każdy chrześcijanin, każde dziecko Boże musi o tym pamiętać i uczynić je najwyższym priorytetem w swoim życiu.
Biblia, jedyne zapisane Słowo Boga do ludzi, od pierwszej księgi do ostatniej, zawiera około półtora tysiąca wskazań, iż największym pragnieniem Boga Ojca jest zbawienie ludzi mieszkających na całej ziemi. Wszystkie inne zawarte w niej informacje, jedynie wspierają tę zasadniczą kwestię. Czytając Biblię uważnie, nie jesteśmy w stanie tego nie zauważyć, że Bóg „chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tym. 2:4). A jedyną prawdą i drogą i życiem jest Syn Boży, Jezus Chrystus, który powiedział, że „nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” ponieważ, jak On sam powiedział o sobie: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem" (Jan 14:6 [B.T.]).
Bóg nie pragnie zadowolić się jedynie małą garstką chrześcijan, lecz On ma na uwadze wszystkich ludzi, mieszkajacych na całym świecie, i tych w „oknie 10/40” także. Dlatego zasadniczym zadaniem, jakie Chrystus wyznaczył Kościołowi, jest ogłoszenie światu, że „wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże”, dlatego trzeba powiedzieć wszystkim narodom mieszkającym na obliczu całej ziemi: „upamiętajcie się i wierzcie ewangelii” (Mar. 1:15).
Gdy czytamy Biblię od początku do końca, to możemy zauważy, że w Bożej perspektywie działania, znajduje się cały świat, gdyż On „z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania, żeby szukały Boga, czy go może nie wyczują i nie znajdą (...)teraz jednak wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się upamiętali” (Dz.Ap.17:26,30).
Powołując Abrama, Bóg dał mu obietnicę: „będę ci błogosławił, i uczynię sławnym imię twoje, tak że staniesz się błogosławieństwem” (1 Moj. 12:2). Lecz Abram nie mógł zatrzymać tego błogosławieństwa wyłącznie dla siebie, gdyż Bóg wyraźnie zaznaczył, że „będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi” (w. 3). Dlatego później, syn Abrahama Izaak, przekazał tę ważną informację swojemu synowi Jakubowi: „Niechaj ci da błogosławieństwo Abrahama, tobie i potomstwu twemu po tobie” (1 Moj. 28:4). Tak więc, cokolwiek dalej Bóg czynił pośród wybranego narodu, miało w perspektywie dotyczyć wszyskich narodów świata. Gdy pogański Goliat uwłaczał imieniu Bożemu, wierny sługa Boży Dawid przyjął wyzwanie obrony swego Pana, aby dowiedziała się „cała ziemia, że Izrael ma Boga” (1 Sam. 17:46). Później Dawid, będąc już królem w Izraelu, modlił się do Boga „aby poznano na ziemi drogę twoją, wśród wszystkich narodów zbawienie twoje” (Ps. 67:3).
Nowy Testament rozpoczyna się od stwierdzenia, że Jezus Chrystus, który narodził się jako Zbawiciel świata, jest z rodu Abrahama (Mat. 1:1), któremu Bóg przyobiecał błogosławieństwo, jakim chce objąć cały świat, wszystkie narody. Dlatego, gdy jako „prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, przyszła na świat” (Jan 1:9), Chrystus zapewnił, że wszystkim, „którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego” (w. 12). Gdy później, w nocnej rozmowie z nauczycielem Izraela wyjaśniał, w jakim celu przyszedł, powiedzieł, że „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (w. 16).
Pan Jezus, budowniczy Kościoła, który jest Jego Ciałem na ziemi, wyznaczył zadanie kontynuowania misji, którą sam zapoczątkował. Każdy ewangelista, kończąc opis życia i działalności Chrystusa, wskazuje na to zadanie, jakie Jego uczniowie muszą wypełniać. Mateusz zostawił nam „wielkie polecenie” – „Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem” (Mat. 28:19,20). Marek wskazał wyraźnie na kierunek, w jakim muszą udać się z ewangelią – „Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mar. 16:15,16). Łukasz natomiast wskazał na konieczność uzbrojenia się w specjalną moc, gdyż to zadanie przekracza ludzkie możliwości – „w imię jego ma być głoszone wszystkim narodom upamiętanie dla odpuszczenia grzechów. A oto Ja zsyłam na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż zostaniecie przyobleczeni mocą z wysokości” (Łuk. 24:47,49). Jan opisał ostatnie chwile, jakie uczniowie spędzili ze Swoim Mistrzem, gdy zostali wypełnieni pokojem, jakiego świat nie może dać. Jezus rzekł: „Pokój wam! Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (Jan 20:21). Natomiast apostoł Paweł, najwierniejszy zwiastun Ewangelii Chrystusa, zapewniał, że będąc "usprawiedliwieni z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa" (Rzym. 5:1).
To wielkie zadanie zwiastowania Ewangelii zbawienia, jakie Chrystus zlecił wypełniać Kościołowi, przekracza ludzkie możliwości. Lecz Ten, którego przyjście było naznaczone Bożą mocą, gdyż „u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa” (Łuk. 1:37), oczekuje od nas również zaangażownaia się w tę misję niemożliwą dla ludzi. Lecz On dał nam obietnicę dzięki której, jak powiedział, gdy "weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi" (Dz.Ap. 1:8). Tylko dzięki tej mocy, będziemy w stanie wypełniać tę niemożliwą misję.
Może potrzebna nam jest dziś modlitwa, jaką modlił się prorok Elizeusz o swego sługę: „Panie, otwórz jego oczy, aby przejrzał. I otworzył Pan oczy sługi, i przejrzał, a oto góra pełna była koni i wozów ognistych wokół Elizeusza” (2 Król. 6:17).

Henryk Hukisz

Wednesday, September 9, 2015

Strzeżcie się ludzi

 W życiu często spotykamy znaki ostrzegające przed niebezpieczeństwem. Znajdujemy je na słupach elektrycznych, na krawędzi skał, na płotach posesji, na których znajdują sie ostre psy. Spotykamy je również na opakowaniach substancji trujących, czy niebezpiecznych dla człowieka. Takie ostrzeżenia przyjmujemy w trosce o bezpieczeństwo naszego życia i zdrowia.
Wyobraźmy sobie sytauację, w której przed nami pojawia się znak „Strzeż się człowieka!”. Jak wówczas zareagujemy? Czy zlekceważymy takie ostrzeżenie, i pójdziemy dalej, śpiewajac w sercu pieśń: „Wiem, nie zawiedzie mnie Pan”? Czy to będzie z naszej strony rozsądne? Czy raczej nie powinniśmy przynajmniej zatrzymać się na chwilę i zastanowić się, dlaczego ktoś umieścił takie ostrzeżenie?
Z pewnością, rozsądnie będzie, jeśli dowiemy się o przyczynie, dlaczego mamy wystrzegać sie drugiego człowieka. Na pewno nie dotyczy to wszsytkich ludzi, lecz pewne osoby ze względu na ich charakter. Skoro ktoś ostrzega, to albo znalazł się już w niebezpieczeństwie grożącym ze strony pewnych ludzi, lub zna cechy osób, które zagrażają bezpieczeństwu innych.  Żyjemy w takich czasach, że musimy wystrzegać się pewnych ludzi. Policja zamieszcza informacje o grasujących w okolicy pedofilach lub o poszukiwanych przestępcach.
Tytuł tego rozważania jest zaczerpnięty ze słów nie byle kogo, bo samego Chrystusa. Gdy Pan Jezus posyłał swoich uczniów z ewangelią, która jest przecież adresowana do grzeszników, do ludzi z natury złych, a jednak już w drugim zdaniu po znanych słowach: „Oto Ja posyłam was jak owce między wilki, bądźcie tedy roztropni jak węże i niewinni jak gołębice” (Mat. 10:16), powiedział : „i strzeżcie się ludzi...” (w.17). Dlaczego? Przecież wyposażył ich w moc z wysokości, która dawała im przewagę nie tylko nad ludzkimi grzechami i chorobami, lecz również nad mocami demonicznymi. Czyż nie powinni wyruszyć w tę misyjną wyprawę w świat ludzi zepsutych z pieśnią na ustach? A jednak Chrystus, Pan tego dzieła, ostrzegał pierwszych misjonarzy przed tymi, którzy „będą was wydawać sądom i biczować w swoich synagogach” (w. 17). Kilka wierszy dalej, czytamy w tej mowie misyjnej, że „gdy was prześladować będą w jednym mieście, uciekajcie do drugiego” (w. 23).
Pan Jezus powiedział im również, że będą „w nienawiści u wszystkich dla imienia mego” (Mat. 10:22). Zachęcał ich do wytrwałości nawet za cenę życia, słowami: „nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą” (w. 28). Chrystus przygotował swoich uczniów na różne sytuacje konfliktowe, w jakich dojdzie do wrogości pomiędzy członkami tej samej rodziny. Z powodu ewangelii, nastąpią podziały przebiegające pomiędzy ludźmi których dotychczas łączyła miłość. Z powodu Chrystusa, nastąpią podziały pomiędzy „synem i ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową” (w. 35).
Ewangelia jest wyzwaniem wobec życia. Ci, którzy przyjęli prawdziwą ewangelię, będa nienawidzeni z jej powodu. Jezus pocieszał swoich naśladowców, że „jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż was znienawidził” (Jan 15:18). Pójście wślady Chrystusa musi wywołać reakcję ze strony świata, który Go nie naśladuje. Ten świat ma swego księca, diabła i jego demoniczne zastępy, których wolę wykonuje. My byliśmy kiedyś również pod jego panowaniem, lecz teraz chroni nas krew Baranka Bożego. Świat, to znaczy ludzie, którzy nadal w nim żyją, nienawidzą nas, ponieważ wybraliśmy Chrystusa. Apostoł Paweł oświadczył, że „wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą” (2 Tym. 3:12).
Jaki więc powinien być nasz stosunek do tych, którzy nas nienawidza z powodu Chrystusa? Odpowiedź znajdziemy w słowach Nauczyciela, który nawiązując do dotychczasowej nauki Zakonu, powiedział: „A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mat:5:44). Jak więc pogodzić te słowa, nakazujące miłowanie nieprzyjaciół, z poleceniem Chrystusa: „i strzeżcie się ludzi”?
O nieprzyjaciół nie musimy się starać. Oni sami sie pojawią w naszym życiu. Spotykamy ich w każdej sytuacji, gdy postanawiamy żyć zgodnie z ewangelią. Mogą to być pojedyńcze osoby, całe grupy społeczne, lub, jak to dzieje się obecnie, wyznawcy wrogiej chrześcijaństwu religii, jaką jest islam.
Nie widzę nic dziwnego w tym, że odczuwamy lęk w obliczu najazdu tysięcy muzułamanów do naszych miast i regionów, w których już mieszkamy. Ta obawa o nasze życie i codzienne sprawy, jak szkoła dla dzieci, praca rodziców, środowisko ulicy i placu zabaw, wyzwala w nas odruch obronny. Nikt przecież nie wpycha się dobrowolnie w sytuację niebezpieczną, lecz przygotowuje się na nią, jeśli nie ma możliwości „ucieczki do drugiego miasta”.
Oczywiście, że ta sytuacja, jaka ma obecnie miejsce w Europie, może być postrzegana również jako nowe pole misyjne. Lecz nie my sami sobie organizujemy tę misję. Lecz jeśli Bóg ma taki plan, to zapewniam, że On również da ochronę, lub przygotuje na moment, gdy „bedą zabijać ciało”.
Był czas, gdy w Nowym Jorku pojawił sie sługa Boży, Dawid Wilkerson. Nie on sam wyznaczył sobie to zadanie, lecz Bóg. Dlatego mógł dokonać rzeczy niemożliwych dla przeciętnego człowieka. Dzięki mocy Bożej, niebezpieczni ludzie, których na coodzień wystrzegali sie inni wierzący, stawali się potulni jak baranki, gdy Duch Swięty włączył się do akcji.
Może i ty jesteś dziś wezwany do tego szczególnego zadania, aby muzułmanom nieść ewangelię. Idź więc w mocy Ducha i głoś. Lecz jeśli Pan cię do tego nie wyznaczył, lepiej jest strzec się ludzi.

Henryk Hukisz