Saturday, May 26, 2018

Nauczyciel bojaźni Bożej

Lubię książki. W czasach studenckich większą część kieszonkowego pozostawiałem w księgarniach, tak, że uzbierała się dość spora biblioteczka. Kiedy wyjeżdżałem na dłuższy pobyt za ocean, spakowałem zgromadzone zasoby i umieściłem w piwnicy, z myślą, że kiedyś się przydadzą.
No i teraz, po prawie dwudziestu latach ciągle wygrzebuję jakąś zapomnianą już książkę i zagłębiam się w lekturze. Co za skarby!
Wczoraj wpadła mi w ręce niepokaźna w objętości książka ”W przedsionkach Pańskich”, której autor jest moim nie tylko przyjacielem, lecz był kiedyś moim nauczycielem, mentorem, doradcą i miał spory wpływ na rozwój mojego duchowego życie. Edwarda Czajko, kilkanaście lat starszego ode mnie, zawsze darzyłem szacunkiem, nie tylko dlatego że kiedyś usłużył podczas ordynacji na prezbitera, czy dokonał celebracji moich zaślubin z wybranką życia, lecz był zawsze stateczny w poglądach i biblijny w zwiastowaniu Słowa Bożego.
Szczególną uwagę we wspomnianej książce zwrócił ostatni rozdział “Z bojaźnią i drżeniem”. Autor odwołał się do starotestamentowej historii króla Uzzjasza. Król ten, dobrze rozpoczął urzędowanie w Jerozolimie mając szesnaście lat. Lecz dzięki temu, że miał dobrego doradcę, proroka Zachariasza, który “uczył go bojaźni Bożej, a dopóki szukał Pana, Bóg darzył go powodzeniem” (2 Kron. 26:5).
Zainspirowany tą lekturą, postanowiłem i ja napisać coś na temat wagi i znaczenia nauczycieli, jakich Chrystus daje Kościołowi.
Rozpocznę tak. Dawno dawno temu, gdy na ziemiach słowiańskich budowano gród Biskupin, w ziemi Judzkiej panowali królowie, którzy znali Pana. Niektórzy dobrze rozpoczynali, lecz po pewnym czasie zaczęło dziać się coś niedobrego w ich życiu i w królestwie.
Pod koniec IX wieku przed Chrystusem król Joasz postanowił odnowić świątynię Pańską. Ustanowił coś w rodzaju “daniny solidarnościowej”, aby podołać kosztom urządzenia świątyni zgodnie z wymogami Bożych przepisów.  Dobrym doradcą był wówczas kapłan Jehojada i dopóki żył, “w świątyni Pańskiej składano ofiary całopalne stale” (2 Kron. 24:14). Później, do króla przyszli młodzi książęta i “porzucili oni świątynię Pana, Boga swoich ojców, a służyli aszerom i bałwanom. Toteż gniew Boży spadł na Judę i na Jeruzalem za to ich przewinienie” (w. 18). Syn zmarłego kapłana, Zachariasz przyszedł do króla z napomnieniem - “Dlaczego wy przekraczacie przykazania Pana tak, iż nie macie powodzenia? Dlatego że wy opuściliście Pana, więc On was opuścił” (w. 20). Gdy Pan opuścił króla, podczas pierwszej zbrojnej potyczki z aramejczykami, król Joasz zginął tragicznie.
Następnym królem był syn Joasza, Amasjasz. Wprawdzie dobrze zaczął, gdyż “czynił on to, co prawe w oczach Pana, jednak nie ze szczerego serca” (2 Kron. 25:2). Brakowało dobrego nauczyciela, kapłana czy proroka, aby dobrze doradzał królowi. Amasjasz odbudował armię, która liczyła “trzysta tysięcy zdatnych do boju, uzbrojonych w dzidę i tarczę” (w. 5). Jednak królowi wydawało się, że jest za mało wojowników, więc za 100 talentów, najął dodatkowo 100 tysięcy wojowników z Izraela. Wówczas pojawił się prorok Boży z ostrzeżeniem: “Niech nie wyrusza z tobą wojsko Izraela, gdyż Pan nie jest z Izraelem, z nikim z Efraimitów” (w. 7). Mąż Boży zachęcał króla do okazania zaufania Bogu, mówiąc: “wyrusz sam! Działaj! Wytrwaj dzielnie w boju! W przeciwnym razie Bóg przywiedzie cię do upadku wobec nieprzyjaciół. Bóg ma bowiem moc, by wesprzeć, ale i przywieść do upadku” (w. 8). Lecz królowi Amasjaszowi żal było 100 talentów, które już wydał i nie chciał posłuchać dobrej rady proroka. Pomimo, że oddalił najemnych wojowników, Amasjasz doznał porażki i został wzięty do niewoli, gdzie dokończył żywota.
Wtedy na scenie pojawia się syn Amasjasza, Uzzjasz, który w wieku 16 lat zostaje królem Judy. Rozpoczął dobrze, gdyż “czynił on to, co prawe w oczach Pana, zupełnie tak samo, jak jego ojciec Amasjasz” (2 Kron. 26:4). Nad jego duchowym życiem czuwał Zachariasz, dzięki czemu “szukał on Pana, dopóki żył Zachariasz, który uczył go bojaźni Bożej, a dopóki szukał Pana, Bóg darzył go powodzeniem” (w. 5).
Dopóki żył Zachariasz, dopóki król uczył się życia w bojaźni Bożej, doświadczał błogosławieństwa. Odbudował zniszczone mury Jerozolimy, rozwinął rolnictwo i wzmocnił armię uzbrajając wojowników w “tarcze, dzidy, hełmy, pancerze, łuki i kamienie do proc” (2 Kron. 26:14). Król widząc to wszystko, “wzbiło się w pychę jego serce ku własnej jego zgubie i sprzeniewierzył się Panu, Bogu swemu” (w. 16). Pomyślał więc, że nie potrzebuje już kapłanów i lewitów, których ustanowił Bóg, aby sprawowali ofiary w świątyni. Sam “wszedł mianowicie do przybytku Pańskiego, aby złożyć ofiarę z kadzidła na ołtarzu kadzenia” (w. 16).  Zabrakło ostrzeżenia ze strony doświadczonego i dojrzałego duchowo nauczyciela, który “uczył bojaźni Bożej”.
Myślę, że Uzzjasz przypomniał sobie sytuację z czasów jego dziadka Joasza, który zamiast słuchać rad dojrzałych duchowo proroków, zdał się na to, co mówili młodzi książęta. W sytuacji, gdy kapłan Azariasz wraz z osiemdziesięcioma kapłanami ostrzegali króla, aby tego nie robił. Uzzjasz złamał Boże przykazania i porządek sprawowania ofiar w świątyni Bożej. W tym samym momencie czoło Uzzjasza pokryło się trądem i został wyprowadzony ze świątyni.
Apostoł Paweł, pisząc o tym, jak należy służyć w Kościele, napisał: “albowiem Bóg nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju” (1 Kor. 14:33). Dlatego, Chrystus ustanawia służby i tych, którzy je wykonują w bojaźni Bożej. Jeśli Pan ustanawia nauczycieli, to widocznie taki jest Boży porządek. Nie darmo w języku Nowego Testamentu, tych, którzy służą, nazywa się starszymi. Znaczy to, że powinni to być ludzie doświadczeni i dojrzali.
Znakiem czasów ostatecznych jest to, że ludzie  “będą samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, (...) którzy przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy; również tych się wystrzegaj” (2 Tym. 3:2,4). Pan Jezus, charakteryzując też ten czas w Kościele powiedział: “Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły” (Obj. 3:17). Ta opinia jest jak najbardziej prawdziwa, gdyż wypowiedział ją Ten, który jest Prawdą.
W zakończeniu tekstu Edwarda Czajko na temat bojaźni i drżenia przed Panem, czytamy:
“Niech ta historia starotestamentowa będzie nauką dla nas dzisiaj. Pamiętajmy o tym, jak wspaniały był początek naszego życia, początek naszej służby, Dążmy do tego aby zakończenia naszego życia i naszej służby było tak samo wspaniałe. Aby, gdy skończy się nasza służba, ludzie, następne pokolenia, patrząc na koniec naszej wiary mogli nas naśladować. Uzzjasz nie pozostawił dobrego wzoru, był raczej negatywnym przykładem, czym się kończy życie człowieka, który opuścił bojaźń Bożą.”
Nieznany autor Listu do Hebrajczyków radzi: “Bądźcie posłuszni przewodnikom waszym i bądźcie im ulegli; oni to bowiem czuwają nad duszami waszymi i zdadzą z tego sprawę; niechże to czynią z radością, a nie ze wzdychaniem, gdyż to wyszłoby wam na szkodę” (Heb. 13:17).
Nauczyciele bojaźni Bożej są dziś bardzo potrzebni. 

Dziękuję Ci, Edwardzie.
Henryk Hukisz

Friday, May 11, 2018

Głoś Słowo ...

...bądź w pogotowiu w każdy czas, dogodny czy niedogodny, karć, grom, napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem (2 Tym. 4:2) - pisał apostoł Paweł do młodego adepta sztuki kaznodziejskiej Tymoteusza. Dlaczego słowa te są zabarwione tak silnym akcentem ponaglenia? Są wręcz wezwaniem do bezwzględnego wykonania tego polecenia, i to bez żadnej zwłoki. Tak, jak gdyby od tego zależało coś bardzo ważnego, o ile nie koniecznego do zachowania dalszego biegu historii Kościoła.
Bezsprzeczną prawdą jest, że Kościół zasadza się na zwiastowaniu Słowa Bożego. Bez niego, staje się jedną z wielu społecznych organizacji, może poniekąd dobroczynnych, spełniającą nawet jakąś pożyteczną rolę. Ale nie taki Kościół zapowiadał Chrystus, gdy zapewniał, że “bramy piekielne nie przemogą go” (Mat. 16:18).
Osobiście, w tym wezwaniu Pawła, widzę wielką troskę o zachowanie podstawowej funkcji Kościoła, a również obawę o to, jaki będzie jego obraz w przyszłości. Z naszej pozycji czasowej, niestety, jest to obecna sytuacja, jaką możemy zaobserwować niemalże pod każdą szerokością geograficzną. Zapytałem się kiedyś pewnego człowieka, który od lat należy do jednego ze zborów ewangelicznych o to, czy kaznodzieja korzysta z kazalnicy, podczas wygłaszania kazania? Po chwili namysłu powiedział: “Chyba tak, ale nie mam pewności, czy kazalnica jeszcze jest, bo kiedyś była”.
Kilka lat temu, na tym blogu pisałem o tym niebezpiecznym dla życia Kościoła zjawisku (Wyrzucona kazalnica). Dziś mogę jedynie stwierdzić, że takich miejsc, gdzie nie ma już miejsca na ten wymowny mebel, jest coraz więcej. Obecnie, wielu pastorów, idąc za światowym trendem, zamieniają kaplice w sale koncertowe, lub sale wystąpień dla mówców motywacyjnych. Zamiast tradycyjnej kazalnicy, wstawia się taborety, krzesła barowe, lub zostawia się wolną przestrzeń, gdyż mówca potrzebuje miejsca do wędrowania w poprzek sali. A co najwyżej, instaluje się ekrany, projektory, tablice do prezentacji audio-wizualnych, reflektory i inne urządzenia typowe dla sali koncertowej.
Oczywiście, że sama kazalnica nie zamieni zwykłej sali zgromadzeń w Dom Boży. Do tego potrzebna jest obecność Boga w miejscu, w którym zgromadza się Boży lud. Prawdą jest też, że aby głosić Słowo, nie jest konieczne stawanie za kazalnicą, czy wchodzenie na ambonę. Lecz to co zaobserwowałem, to fakt, iż wraz ze znikaniem tego tradycyjnego kiedyś mebla, zanika również głoszenie Słowa. To, że ktoś ma mikrofon, obowiązkowy nawet w salce, w której zgromadziło się kilkanaście osób, nie znaczy automatycznie, że jest zwiastowane Słowo Boże.  Jego obecność lub brak można zauważyć przede wszystkim po tym, czy korzysta się z Biblii podczas wygłaszania kazań.
Kościół jest miejscem zgromadzenia ludzi wierzących w Boga, których charakteryzuje wspólna cecha - pragnienie usłyszenia głosu swojego Pasterza. Bóg nadal przemawia. Od momentu, gdy po tym, jak “wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał Bóg dawnymi czasy do ojców przez proroków, ostatnio, u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna, którego ustanowił dziedzicem wszechrzeczy” (Hebr. 1:1). Biblia jest żywym źródłem Bożych Słów, jakich potrzebuje każde dziecko Boże. Zgromadzenie osób zbawionych przez Chrystusa potrzebuje słuchać kazań, zwiastowania Słowa Bożego, a nie mów wygłaszanych przez profesjonalnych mówców. Dlatego uważam, że typowa kazalnica jest wymownym symbolem, świadczącym o charakterze wygłaszanych przemówień. Zbór pozbawiony kazalnicy daje świadectwo, że nie dba się w nim o to, czym karmi się słuchaczy.
 Mój przyjaciel i pastor zboru, w którym nadal znajduje się kazalnica, napisał; Zbór ma dosyć słuchania tego, co mówią ludzie. Ludzkie gadanie nie pomoże nikomu opamiętać się z grzechów, nie odrodzi niczyjego serca, nie doprowadzi nikogo do duchowej dojrzałości. Ludzkie słowa są tu bezużyteczne, choćby układały się w najpiękniejsze, porywające przemówienie według najlepszych wzorców retoryki. Owszem, ludzie chętnie będą ich słuchać, ale nie będzie widać żadnego skutku tych słów w ich życiu. Pozostaną przez całe lata nie zmienieni. Tylko to, co pochodzi od Boga daje życie i wywiera trwały duchowy skutek.( (Marian Biernacki, “Posługa Słowem Bożym”)
Bóg i dzisiaj przemawia przez swoje Słowo i nadal jest to Jego podstawowy sposób komunikowania się z człowiekiem. Kazanie, jest zwiastowaniem Słowa Bożego. Są różne typy kazań, lecz najważniejsze jest to, aby zawierały żywe Słowo, pochodzące od Boga. Ktoś zdefiniował kazanie, że jest to: żywy proces, w którym zaangażowany jest żywy Bóg, żywe Słowo Boże, żywy kaznodzieja oraz grono żywych słuchaczy”. Tego elementy chrześcijańskiego zgromadzenia nie zastąpi nawet najlepszy zespół muzyczny, czy światowej sławy mówca motywacyjny.
W czasach Nehemiasza, gdy Izrael wrócił do Jerozolimy, gdy odbudowano mury i zamknięto bramy a lud poczuł się bezpiecznie w swoich domach, zwołano wszystkich na jednym placu aby czytać Słowo Boże. Wówczas kaznodzieja Ezdrasz wszedł na drewniane podwyższenie, na “kazalnicę”, wziął do ręki księgę Zakonu Bożego “i czytał z niego na placu, który był przed Bramą Wodną, od samego świtu aż do południa wobec mężczyzn i kobiet, tych, którzy mogli rozumieć, a uwaga całego ludu była skupiona na treści Zakonu” (Neh. 8:3).  
Pierwsi chrześcijanie mieli jedynie te przykłady, jakie znali z historii narodu wybranego. Gdy zgromadzali się, to przede wszystkim, słuchali tego, co zostało zapisane w natchnionych Pismach. Dlatego Paweł radził wierzącym w Pana Jezusa - “Cóż tedy, bracia? Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu” (1 Kor. 14:26). Tak miało dziać się we wszystkich zborach Pańskich, ponieważ “Bóg nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju” (1 Kor. 14:33).
Dlatego w miejscach, w których zgromadza się lud Pański, potrzebne jest specjalne miejsce świadczące o tym, że jest w nim zwiastowane Słowo Boże. Każdy, kto znajdzie się po raz pierwszy na takim miejscu będzie wiedział, że w swoim czasie, będzie zwiastowane Słowo Boże, bo kazalnica jest tego zapowiedzią.
Niedaleko Chicago, w Wheaton College znajduje się muzeum nazywane “Muzeum Billy Grahama”, w którym wystawiona została słynna kazalnica, którą ten ewangelista używał podczas swoich kampanii ewangelizacyjnych. Dziś niekoniecznie musimy konstruować tak specjalistyczne pulpity, lecz powinny jednoznacznie wskazywać na to, że służą do zwiastowania Słowa Bożego. Oczywiście ważne jest też to, jak traktujemy nasze kazalnice. Ale to już inny temat, może odniosę się do tego innym razem.
Henryk Hukisz

Tuesday, May 8, 2018

Wiara zanurzona w wodzie

20 września 1964 roku zostałem ochrzczony. Pomimo upływy już ponad pół wieku, nadal jestem świadomy swojej decyzji i odpowiedzialności, jaką na siebie wziąłem w tamtym momencie. Mój chrzest był zgodny z nauczaniem biblijnym, i co najważniejsze, wynikał z mojego osobistego pragnienia uzupełniania wiary w Pana Jezusa Chrystusa, który stał się moim zbawicielem.
Jak czytamy w Biblii, “Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają” (Hebr. 11:6). Lecz czy sama wiara wystarczy? Apostoł Jakub odpowiada, że nie, gdyż “wiara, jeżeli nie ma uczynków, martwa jest sama w sobie” (Jak. 2:17). Jak wynika z tego listu, taką wiarę posiadają nawet demony i nadal pozostają demonami.
Jakie więc uczynki są świadectwem tego, że wiara jest żywa, skuteczne i silna? Z pewnością jest ich wiele, tyle ile Duch Święty jest w stanie wyprodukować w naszym nowym już życiu. Nie o wszystkich chcę pisać w tym rozważaniu, lecz o jednym, i to najważniejszym, który jest świadectwem autentyczności wiary, która zbawia.
Apostoł Piotr, wierny uczeń Pana Jezusa, który dokładnie wsłuchiwał się w słowa nauki, jaką przyniósł Nauczyciel, gdy wędrował po ziemi Judzkiej i w Galilei. Chrystus, nie tylko nauczał, lecz Swoim życiem pokazywał uczniom wzór do naśladowania. Jak zapisał ewangelista Marek, “i stało się w owe dni, że przyszedł Jezus z Nazaretu Galilejskiego i został ochrzczony przez Jana w Jordanie” (Mar. 1:9). Natomiast w zakończeniu tej ewangelii czytamy o najważniejszym zadaniu, jakie Chrystus wyznaczył Swoim naśladowcom do wypełniania - “Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mar. 16:15, 16).
Już pierwszego dnia, gdy narodził się prawdziwy Kościół, jako zgromadzenie wierzących w Chrystusa, słuchacze pierwszej ewangelizacji zapragnęli też przyłączyć się do tej wspólnoty naśladowców Pana Jezusa. Wówczas na pytanie “Co mamy czynić, mężowie bracia?” (Dz.Ap. 2:37), usłyszeli prostą odpowiedź: “Upamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Świętego” (w. 38).
Od tego momentu, wiara w treść ewangelii była zawsze uzupełniana praktyką chrztu, polegającego na zupełnym zanurzeniu w wodzie. Już tego samego dnia, jak czytamy: “Ci więc, którzy przyjęli słowo jego, zostali ochrzczeni i pozyskanych zostało owego dnia około trzech tysięcy dusz” (Dz.Ap. 2:41). Od tego momentu, tylko w Dziejach Apostolskich greckie słowo “baptidzo”, które znaczy zanurzać a nie pokropić, występuje 18 razy, a do końca Nowego Testamentu, jeszcze 10 razy. Znane są takie momenty, jak spotkanie ministra skarbu Etiopii z Filipem, gdy po wyjaśnieniu, że Izajasz pisał o Chrystusie, który cierpiał za nasze grzechy. Gdy tylko uwierzył w Pana Jezusa, zawołał: “Oto woda; cóż stoi na przeszkodzie, abym został ochrzczony?” (Dz.Ap. 8:36).

Później czytamy, że gdy Paweł przybył do Filippi, po zwiastowaniu ewangelii, uwierzyła Lidia z Tiatyry i zaraz “została ochrzczona” (Dz.Ap. 16:15). Apostoła spotkało więzienie, w którym razem z Sylasem wielbili Boga. Działanie Ducha Świętego było tak potężne, że mury więzienia zatrzęsły się a przerażony strażnik chciał odebrać sobie życie, lecz dzięki słowom zachęty ze strony Pawła, zawołał: “co mam czynić, abym był zbawiony?” (Dz.Ap. 16:30). Gdy uwierzył w Pana Jezusa, historia kończy się znów tym biblijnym aktem, “zaraz został ochrzczony” (Dz.Ap. 16:33). Nic nie może stanąć na przeszkodzie, gdy jest pragnienie przyjęcia chrztu. Mój przyjaciel Johnny spędził wystarczającą liczbę lat na wózku inwalidzkim, aby powiedzieć: "gdybym był zdrowy", lecz gdy tylko miał możliwość skorzystania ze specjalnego dźwigu, zdecydował się na pełne zanurzenie swojej wiary w wodzie.
Apostoł Paweł nie omieszkał zaznaczyć w nauczaniu wierzących w Pana Jezusa, że chrzest jest jednym z najważniejszych zjawisk w Kościele. Jest bowiem bezpośrednio związany z życiem i dziełem, jakiego dokonał Chrystus. W Liście do Rzymian Paweł zadał retoryczne pytanie, jak zwykle to czynił, gdy chciał podkreślić niezaprzeczalną prawdę, “Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni?” (Rzym. 6:3). Jedyną drogą, aby mieć udział w nowym życiu, jakie mamy w Chrystusie, jest współuczestniczenie w Jego śmierci. Przejawem tego uczestniczenia jest śmierć starego człowieka, zobrazowana w pełnym zanurzeniu w wodzie.
Osobiście, często gdy udzielałem chrztu osobom, które uwierzyły, nazywałem ten akt “pogrzebem starego człowieka”. Łatwiej jest później w życiu, gdy dopadną zwątpienia, odwołać się do tego doświadczenia, gdyż Słowo Boże mówi: “Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym. 6:11).
Apostoł Piotr, ten sam, który wskazywał na konieczność opamiętania się i przyjęcia chrztu, gdy inaugurował życie Kościoła, później, pod koniec wiernej służby zwiastowania ewangelii przywołał wydarzenie sprzed kilku tysiącleci. Gdy grzech ogarnął serca i życie wszystkich mieszkańców ziemi, Bóg postanowił zniszczeć czyniących grzech, posyłając potop. Ze względu na życie Noego Bóg polecił zbudować arkę, “w której tylko niewielu, to jest osiem dusz, ocalało przez wodę” (1 Ptr. 3:20). Teraz apostoł Piotr, mając na uwadze ratunek, jaki wówczas Bóg zapewnił Noemu i jego rodzinie, pisze o arce, że “teraz chrzest, będąc tego odbiciem, zbawia nas – nie jest usunięciem cielesnego brudu, ale odpowiedzią czystego sumienia wobec Boga – przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa (w. 21 [PUBG]). W tym zdaniu Piotr odwołuje się do ceremonii obmywań, jakie praktykowali kapłani i lewici, gdy przystępowali do pełnienia służby w świątyni lub w synagogach. Lecz teraz, pisze Piotr, obraz chrztu nie jest ceremonialnym obmyciem zanieczyszczeń przed składaniem ofiar, lecz, według zapisu oryginalnego tego listu, chrzest jest “odpowiedzią czystego sumienia wobec Boga”. Oczyszczenia sumienia dokonuje krew Bożego Baranka, jak czytamy: “o ileż bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego ofiarował samego siebie bez skazy Bogu, oczyści sumienie nasze od martwych uczynków, abyśmy mogli służyć Bogu żywemu” (Hebr. 9”14).  I tu znów, chrzest jest potwierdzeniem wiary w to ,że dzięki krwi Chrystusa, mamy czyste sumienie, dzięki czemu nasza służba Bogu może być przez niego przyjęta.

Piszę o tym zaniepokojony obserwacją, że obecnie coraz częściej ewangeliści zachęcają do “przyjęcia Jezusa”, nieraz proponują powtarzanie słów tzw. “modlitwy grzesznika”, nie mówiąc o konieczności ochrzczenia się w wodzie, na potwierdzenie swojej wiary. Obawiam się, że teraz kościoły wypełniają się ludźmi, którzy nie mieli okazji pogrzebać “starego człowieka”. Oby nie okazało się, że mają wiarę, lecz bez tego “uczynku”, będzie to jedynie martwa wiara.

Dołączone zdjęcia są ilustracją, jak często chrzty odbywały się w zborach, w których służyłem.

Henryk Hukisz