Saturday, November 8, 2014

Ja i Bóg, czy raczej, BÓG i ja



 Przed chwilą, nie wiedząc dlaczego, wstałem i będąc posłuszny wewnętrznemu głosowi poszedłem do kuchni. Gdy już tam się znalazłem, zastanowiłem się, po co tutaj przyszedłem, i nagle zobaczyłem na kuchennym blacie pojemnik z tabletkami, jakie muszę codziennie zażywać. Przez chwilę pomyślałem, że Duch Święty przypomniał mi o tym, gdyż często zdarza się już zapominać. I wówczas pojawiła się refleksja, czy rzeczywiście była to interwencja Boga, czy jakaś mniej znana mi reakcja mojej podświadomości. 

Czy mamy prawo włączać Boga do każdej najdrobniejszej sytuacji, czy raczej odwoływać się do Stworzyciela nieba i ziemi jedynie w sytuacja ważnych?

Wychowałem się w rodzinie wierzącej, jak to się zwykło ongiś mawiać. Moi rodzice byli ludźmi wierzącymi w Pana Jezusa, w którego uwierzyli w swojej młodości. Nam dzieciom starali się od samego początku zaszczepić wiarę w Boga i szacunek do Stwórcy.

Jak już nieraz wspominałem w moich rozważaniach na tym blogu, w naszym domu modlono się nie tylko przed jedzeniem, ale również każdego ranka, po wyjściu z łóżek, oraz wieczorem, zanim mogliśmy znów do nich powrócić. Biblia była zawsze na widoku, a gdy kładziono ją na stół, aby czytać Boże Słowo, stół musiał być wpierw doprowadzony do odpowiedniego stanu, aby okazać szacunek dla słów, jakie za chwilę będą z niej czytane.

„Bojaźń i drżenie” Sorena Kierkegaarda stały się moją ulubioną lekturą na studiach teologicznych, od momentu, gdy pierwszy raz wziąłem do ręki tę książkę. Wiem, że w Biblii znajdziemy wiele wersetów podobnych do tego - „Przeto okażmy się wdzięcznymi, my, którzy otrzymujemy królestwo niewzruszone, i oddawajmy cześć Bogu tak, jak mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią” (Hebr. 12:28). Apostoł Piotr czyni podobną uwagę na temat naszego odnoszenia się do Boga – „A jeśli wzywacie jako Ojca tego, który bez względu na osobę sądzi każdego według uczynków jego, żyjcie w bojaźni przez czas pielgrzymowania waszego” (1 Ptr. 1:17). Nie podaję cytatów ze Starego Testamentu, aby nie prowokować do argumentów typu: „przecież żyjemy w okresie łaski, a nie Prawa”.

W prawdzie Piotr, ten wierny Boży sługa mówi dalej o łasce, jaką otrzymaliśmy we krwi Baranka Bożego, wiedząc „że nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego” (1 Ptr, 1: 18,19). Lecz fakt, że sam Chrystus powiedział Swoim uczniom: „jesteście przyjaciółmi moimi” (Jan 15:14), nie zmienia sytuacji, że nadal jesteśmy jedynie stworzeniem, a Bóg pozostaje niezmiennie Stwórcą.

Bóg jest święty, jest wieczny, jest wszechpotężny, jest wszechwiedzący, jest ..., można byłoby nadal wymieniać różne cechy, świadczące o Jego wielkości. Nasza wielkość, pomimo pełnego odkupienia krwią Chrystusa, nadal pozostaje na poziomie człowieka, którego On stworzył. Osobiście uważam, że wszelkie spoufalanie się z Bogiem jest nie na miejscu, i jest jedynie wyrazem braku okazania Mu należnego szacunku.

Pomiędzy Bogiem i nami pozostanie na zawsze ogromna różnica. On jest Wielki, my jedynie prochem, z którego nas stworzył. Doznamy wprawdzie przemiany, gdy, albo z martwych wstaniemy do nowego życia w Jego chwale, albo „będziemy przemienieni  w jednej chwili, w oka mgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej” (1 Kor. 15:51,52). Ale, o ile się nie mylę, ten moment jeszcze nie nastąpił, tak więc, pozostajemy nadal na pozycji stworzenia wobec Stwórcy. Przypisywanie Bogu, czy tez Duchowi Świętemu swoich własnych myśli czy odczuć jest, co najmniej nietaktem, o ile nie znieważaniem Boga.

Apostoł Jan, jedyny, któremu Chrystus pokazał niebo i to, co czeka wszystkich wiernych Mu do końca Jego sług, opisał szczególny moment w niebie. Gdy Bóg zakończył okazywanie Swego gniewu, Jan zobaczył coś jakby wielkie szklane morze i tych, którzy odnieśli zwycięstwo, mieli oni Boże harfy w rękach, a z ust płynęły słowa pieśni Mojżesza: „Wielkie i dziwne są dzieła twoje, Panie, Boże Wszechmogący; sprawiedliwe są drogi twoje, Królu narodów; któż by się nie bał ciebie, Panie, i nie uwielbił imienia twego? Bo Ty jedynie jesteś święty, toteż wszystkie narody przyjdą i oddadzą ci pokłon, ponieważ objawiły się sprawiedliwe rządy twoje” (Obj. 15:3,4). Tak będzie w niebie, już po przemienieniu „skazitelnego w nieskazitelne”. A co dopiero teraz, gdy nadal nosimy na sobie nasze skazitelne gliniane skorupy?

Zakończę tym razem anegdotą.  Południowy tybetański wiatr przyniósł na pustynię Gobi małą mrówkę. Po wylądowaniu na gorącym piasku, spotkała swoją odległą kuzynkę, z którą szybko nawiązała rozmowę. 

Zaczęła opowiadać jej o niezwykłości tybetańskich szczytów, ogromie skalistych urwisk. Mówiła z takim zapałem, że jej pustynna krewna, nie chcąc być gorszą, zaczęła opowiadać o burzach piaskowych, o wysokich wzniesieniach, na które musiała wchodzić, o karawanach wędrujących przez wiele miesięcy z jednego końca na drugi.

Nagle, przysiadł się do nich orzeł, który dopiero co, szybował nad wysokimi szczytami i spoglądał z góry na niekończące się pustynne piaski. Gdy posłuchał przez chwilę tego, z jakim zapałem przechwalają się swoją wiedzą małe mrówki, przerwał ich rozmowę i zapytał, czy były w stanie przejść całą pustynię o długości 1 600 kilometrów, albo wdrapać się na sam szczyt Mount Everestu, ponad 8 800 metrów?

Wiedza mrówek ograniczała się jedynie do kilku metrów kwadratowych pustyni, albo do małego zaułka skalnego masywu górskiego.

A co my wiemy na temat Boga, którego wielkość jest nieskończona? Pozostańmy więc raczej na pozycji mrówki, w prawdzie odkupieni do życia wiecznego, lecz nadal będącymi jedynie stworzeniem.

Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.