Kolejna, dziewiąta już rocznica katastrofy smoleńskiej, zamiast zgody, ukazuje nam jeszcze więcej niezgody i wrogości, jakie dzielą nasz naród. Można powiedzieć, że spór toczy sie wokół brzozy, która nadal milczy. Gdyby ona mogła przemówić jako naoczny świadek tej tragedii, być może na nic zdałyby się przeróżne teorie spiskowe, rzekomego zamachu na prezydencki samolot.
Nie byłem w Smoleńsku, nie byłem nawet w
kraju tego dnia, aby mieć prawo do wypowiadania jakichkolwiek sądów czy opinii
na ten temat. Lecz będąc świadkiem niekończących się sporów, nie tylko wśród
rodaków w kraju, lecz również wśród polonii, rysuje się coraz wyraźniejsza różnica co do rzeczywistego przebiegu tego zdarzenia.
Ponieważ treścią mojego blogu są rozmyślania biblijne na różne tematy, mimo woli nasuwają mi się skojarzenia z wydarzeniami
opisanymi w tej Księdze. Niedawno pisałem o różnych okresach w historii
narodu Izraelskiego. Znamy wiele wydarzeń, niektóre z nich posłużyły za
scenariusz filmowy, inne są mniej znane szerokiemu gremium czytelników.
Chciałbym natomiast teraz odnieść się do jednego zdarzenia, w związku z tym, że występują w nim drzewa, i
do tego, przemawiające.
W czasach sędziów, bezpośrednio po okresie
Jozuego, naród nękany był przez różnych najeźdźców, którzy doszczętnie
niszczyli dobytek, miasta i ludność izraelską mieszkającą już w Ziemi
Obiecanej. Po napaści Midiańczyków, którzy „nie
zostawiali w Izraelu żywności ani owcy, ani wołu, ani osła” (Sędz. 6:4), Bóg powołał Gedeona na
wodza, aby dać wybawienie swemu narodowi. Po zwycięskiej potyczce nad
Midiańczykami, w której Gedeon stanął do walki z 300 wojownikami, mając
przeciwko sobie 135 tysięcy dzielnych wojowników midiańskich. Pisałem o tej szczególnej
walce wcześniej (Wełniany test wiary),
wskazując na zwycięstwo jakie można odnieść dzięki zaufaniu Bogu, a nie sobie
samemu.
Teraz chcę pójść nieco dalej w czasie, gdy Geden już umarł, pozostawiając po sobie niechlubne świadectwo odejścia od prawowierności. Miał on siedemdziesięciu synów, którzy potencjalnie mieli prawo do objęcia panowania kolejno po sobie. Ciekawostką natomiast jest to, że jednego syna urodziła mu nałożnica z Sychem. Miał on na imię Abimelech, które znaczyło „ojciec króla”. Więc miał już jakgdyby władzę wpisaną w swoje DNA. Aby ułatwić sobie drogę do objęcia absolutnej władzy, wymordował wszystkich swoich braci, z pominięciem najmłodszego, Jotama, któremu na szczęście udało się ukryć. Abimelech został obwołany królem i gdy Jotam dowiedział się o tym, zwołał mieszkańców Sychem, wszedł na górę Gerazim i opowiedział im bajkę o drzewach.
Treścią tej opowiastki były drzewa, które
kolejno proponowały każdemu z nich, aby został królem. Wpierw los padł na
oliwkę, która odmawiała, jak tylko potrafiła, gdyż nie chciała stracić swojej
tłustości. Później, drzewo figowe też nie chciało przyjąć propozycji zajęcia
miejsca na tronie, gdyż wolało rozkoszować sie swoją słodyczą. Podobnie
postąpiła winorośl, która ponad wszystko wolała swoją zdolność rozweselania „bogów
i ludzi”. W końcu los padł na krzew głogu, który powiedział: „Jeżeli naprawdę chcecie mnie namaścić na
swojego króla, chodźcie, schrońcie się w moim cieniu. A jeżeli nie, to niech
wyjdzie ogień z głogu i strawi cedry Libanu” (Sędz. 9:15). Morał był taki, że skoro naród postąpił w sposób
niegodny i bezprawny z domem Gedeona, „to
niech wyjdzie ogień z Abimelecha i pochłonie obywateli Sychem wraz z załogą
warowni, i niech wyjdzie ogień z obywateli Sychem i z załogi warowni, i
pochłonie Abimelecha” (w. 20).
Później nastąpił okres bratobójczych walk,
wpierw mieszkańcy Sychem pomścili gwałt zadany domowi Gedeona, później król
doknał zniszczenia miasta z jego mieszkańcami. W dalszym ciągu trwały
bratobójcze walki, kolejno wycinali się w pień mieszkańcy innych miast, aż
zginął król. Po śmierci króla, wszyscy „rozeszli
się każdy do swojej miejscowości” (Sędz.
9:55).Niestety, tam, gdzie nie ma chęci pojednania, nie ma woli, aby ustąpić drugiemu, a jedynie postawa narzucania swojej opcji politycznej, tam musi dojść do tragedii i rozpadu państwa.
Z pewnością znamy jedno z popularnych przysłów – „Zgoda buduje, niezgoda, rujnuje”. Lecz gdy chodzi o swoje racje, zapominając o mądrości, staramy się za wszelką cenę dowieść tego, że musi być tak, jak ja uważam. Przecież, uważam, że moje rozwiążania i postulaty będą służyć wszystkim, dla dobra ogółu. A tych, którzy mają odmienne zdanie, trzeba za wszelką cenę zniszczyć. Jak obserwuję w ciągu mijających lat, to co najlepiej udaje się każdej ze stron, to podsycanie do jeszcze większej nienawiści. Takie nastawienie towarzyszy pamięci o tragicznym wydarzeniu w Smoleńsku i w tym roku.
Oto inna sytuacja, która powinna pomóc nam wyciągnąć wnioski z toczącej się od lat wojny pomiędzy Polakami. Gdy pewnego razu faryzeusze zobaczyli, że
Pan Jezus wygania demony z opętanych, zarzucili Mu, że czyni to mocą
demoniczną. Pan Jezus zwrócił uwage na oczywistą zależność od sytuacji, gdy powstaje niezgoda - „Każde
królestwo, rozdwojone samo w sobie, pustoszeje, i żadne miasto czy dom,
rozdwojony sam w sobie, nie ostoi się” (Mat.
12:25). W takiej sytuacji nie ma wygranych, lecz wszyscy są przegranymi i muszą ponieść konsekwencje swojego uporu.
Niestety, z obserwacji tego wszystkiego, co obecnie dzieje się w naszym narodzie widać, że podziałów jest więcej. Nie tylko w kwestii smoleńskiej, lecz niemalże w każdej sprawie Polacy są podzieleni, a rządzący jak gdyby świadomie stosowali starą rzymską zasadę "divide et impera", czyli "dziel i rządź". Linie podziałów przechodzą już nie tylko pomiędzy obcym sobie rodakami, lecz przez rodziny, grona przyjaciół i nie ma nikogo, kto mógłby dowołać się do słów Chrystusa. A przecież, zdecydowana większość obywateli tego kraju, nazywa siebie chrześcijanami.
Niestety, z obserwacji tego wszystkiego, co obecnie dzieje się w naszym narodzie widać, że podziałów jest więcej. Nie tylko w kwestii smoleńskiej, lecz niemalże w każdej sprawie Polacy są podzieleni, a rządzący jak gdyby świadomie stosowali starą rzymską zasadę "divide et impera", czyli "dziel i rządź". Linie podziałów przechodzą już nie tylko pomiędzy obcym sobie rodakami, lecz przez rodziny, grona przyjaciół i nie ma nikogo, kto mógłby dowołać się do słów Chrystusa. A przecież, zdecydowana większość obywateli tego kraju, nazywa siebie chrześcijanami.
Jestem przekonany, że gdyby ścięta
skrzydłem samolotu brzoza, stojąca koło lotniska w Smoleńsku mogła mówić, to
właśnie powiedziałaby te same słowa. które wypowiedział Chrystus.
W kolejną rocznicę tragedii, pochylmy swe
głowy nad jej ofiarami, i uczyńmy dla ich uszanowania postanowienie, że tylko
jedność da siłę narodowi. A tego chyba najbardziej potrzebujemy my, którzy chlubimy się ponad tysiącletnią historią, jako naród chrześcijański.
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.