Dyrektor jednej ze szkół amerykańskich,
zaniepokojony spadkiem poziomu nauki, postanowił zdopingować uczniów do
zdobywania lepszych ocen. Ogłosił, że każdy, kto otrzyma najwyższą ocenę „A”,
będzie mógł zjeść pizzę po lekcjach, na specjalnie zorganizowanej „pizza
party”.
Ponieważ niewielu uczniów przejęło się tą zachętą,
nadal większość zdobywanych ocen była poniżej wymaganej „A”. Dzieci, wracając
do domów, okazywały niezadowolenie z barku możliwości skorzystania z darmowej
pizzy. W tej sytuacji, rodzice niezadowolonych uczniów, na najbliższym
spotkaniu z dyrekcją szkoły, postawili wniosek o obniżenie poziomu oceny
uprawniającej do udziału w „pizza party”. Dyrektor uległ presji rodziców, dzięki
czemu więcej uczniów mogło otrzymać darmową pizze, lecz niestety, poziom nauki miał
nadal wiele do życzenia.
Niestety, podobne sytuacje zdarzają się w wielu
społecznościach chrześcijańskich. Nie chodzi mi wcale o dosłowne imprezy w
zborach po nabożeństwie z udziałem pizzy, lecz o zaniżanie poziomu pobożności,
aby więcej ludzi mogło uważać siebie za wierzących.
Pan Jezus wyznaczył poprzeczkę pobożności na
właściwym poziomie, mówiąc Nikodemowi – „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci,
jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego”
(Jan 3:5). W innej sytuacji, gdy
mówił o Swojej śmierci, wezwał wszystkich do naśladowania słowami: „Jeśli
kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na
siebie codziennie, i naśladuje mnie” (Łuk.
9:23). Zasada łączenia krzyża z naśladowaniem jest nieodzowna, gdyż ten, „kto
nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien” (Mat. 10:38).
Słyszałem w mojej młodości pewną anegdotę o
człowieku, który chciał ulżyć swojej chrześcijańskiej „niedoli”. Wydawało mu
się, że nie musi przecież aż tak się wyrzekać, że przecież ma prawo do jakichś
przyjemności i ułatwień w życiu. Jednak słowa o niesieniu krzyża nie dawały my
spokoju. Zmartwiony tą sytuacją, zasnął i przyśnił mu się sen o wędrówce do
nieba z krzyżem na plecach. W pewnym momencie zobaczył coś błyszczącego w
przydrożnych zaroślach. Zaciekawiony nachylił się i ku swemu zaskoczeniu,
zobaczył połyskujący brzeszczot piłki do drewna. Szybko pomyślał, do czego może
być przydatny, i jeszcze szybciej wykonał ten pomysł. Obciął kawałek drzewca
ciężkiego krzyża, i z ogromną ulgą powędrował dalej. Po jakimś czasie zatrzymał
się wraz z pozostałymi wędrowcami do niebiańskiej krainy nad brzegiem
przepaści, którą inni spokojnie przekraczali, przerzucając na drugą stronę niesiony
przez siebie krzyż. Niestety, jego krzyż wprawdzie lżejszy, okazał się za
krótki, aby umożliwić przeprawę. Obudził się przerażony, lecz również
szczęśliwy, że to był jedynie sen.
Apostoł Paweł stwierdził wyraźnie, że „wszyscy,
którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą” (2 Tym. 3:12). Pobożność, to nie
wypełnianie rytuałów religijnych, lecz chodzenie w bojaźni Bożej, aby „zachowywać
siebie nie splamionym przez świat” (Jak.
1:27). Pobożność, to poprzeczka ustawiona na bardzo wysokim poziomie, jak
przypomina wierzącym apostoł Piotr, aby idąc: „za przykładem świętego, który
was powołał, sami też bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym,
ponieważ napisano: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 Ptr. 1:15,16).
Tak często jesteśmy kuszeni, aby pofolgować sobie
trochę w życiu. Przecież miłujący nas Ojciec nie będzie taki srogi i wymagający
jedynie najwyższych ocen, gdy wezwie nas na ostateczny egzamin. Przecież
przymykał oko w dawnych czasach, to znów tak postąpi. Warto jest jednak
przypominać sobie słowa przestrogi, jakimi apostoł Piotr ostrzegał wierzących w
jego czasie. Pisał wówczas: „A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy
niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła
ludzkie na niej spłoną. Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż
powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności” (2 Ptr. 3:10,11).
Jestem przekonany, że my dzisiaj musimy brać te
ostrzeżenia tym bardziej poważnie, ponieważ jesteśmy o dwa tysiące lat bliżej
dnia Pańskiego. Całe szczęście, że ta najwyższa ocena naszej pobożności nie
jest zależna od naszych wysiłków, gdyż nikt z nas nie jest w stanie jej zdobyć.
Dzięki łasce Bożej, możemy wyznać, że „Boska jego moc obdarowała nas
wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności, przez poznanie tego, który
nas powołał...” (2 Ptr. 1:3).
Pozwólcie, że zakończę wezwaniem, jakie usłyszał
apostoł Jan z ust Pana Jezusa: „a kto święty, niech nadal się uświęca” (Obj. 22:11).
Henryk Hukisz
"Niestety, podobne sytuacje zdarzają się w wielu społecznościach chrześcijańskich."
ReplyDeleteOto chrześcijanin, który przeprowadził szeroko zakrojone badania socjologiczne, podsumował wyniki, z których wynikło, że w wielu społecznościach dzieje się tak lub ta. Dziwi mnie ta łatwość szafowania opiniami chrześcijan na temat innych chrześcijan. Chcąc zmobilizować innych, najpierw kogoś skrytykują - ex cathedra, z pozycji kogoś, kto po prostu wie, jak jest u innych, co inni myślą, jacy są.
Patrzę na tytuły "Popular Posts" i widzę: "Handlowanie Słowem Bożym", "Wygodny Kościół", "Obłudne zwiastowanie", i zastanawiam się, czy teksty o takich tytułach rzeczywiście pomogą mi do uświęcenia. Nie jestem zachęcony do ich czytania.
A jednak większość zadecydowała, że wspomnine tytuły są bardziej potrzebne, niz inne z 384 rozważań zamieszczonych na moim blogu
DeleteChciałbym napisać jeszcze o jednym.
ReplyDeleteChrześcijanie, z którymi się spotykam, nierzadko powtarzają, że teraz już nikt nie chce słuchać Słowa Bożego. Zastanawiam się, w jaki sposób ja, chrześcijanin, zachęcam innych ludzi do Słowa?
Poprzez jedynie krytykę NIKOGO nie zachęci się do zmiany. Żonglując wersetami biblijnymi również. Opowiadając umoralniające, ale uproszczone historyjki (jak ta o pizza party) działa się najczęściej na szkodę wizerunku chrześcijaństwa, bo wykształcony człowiek dostrzega jej trywialne moralizatorstwo, a nawet fikcję.
Chrześcijaństwo nie może być naiwne i uproszczone, bo zraża tym do siebie innych ludzi.