Sunday, February 2, 2014

Amerykański bóg



 Jednym z bardziej popularnych programów telewizyjnych jest „American Idol”, który promuje zdolnych wokalnie ludzi. Z kilkudziesięciotysięcznej masy poddanej pierwszym przesłuchaniom, po całej serii występów na scenie muzycznej pojawia się kolejny „idol”, który może powtórzyć los zeszłych przedwcześnie gwiazd uwikłanych w uzależnienie od środków dopingujących.
Lecz prawdziwym amerykańskim idolem jest odbywający się dziś „Super Bowl”, czyli finał rozgrywek futbolowych. Reporterzy i komentatorzy sportowi używają określeń na miarę wydarzeń ogólnoświatowych, nazywając te narodowe rozgrywki futbolu amerykańskiego „mistrzostwami świata” (World Chempionship).
Poziom medialny osiągnie swoje apogeum dzisiejszego popołudnia. Główne wiadomości podawane w dziennikach telewizyjnych dotyczą wszystkiego, co związane jest w tym sportowym wydarzeniem, nawet w najmniejszym stopniu. Odnosi się wrażenie, że sama piłka zostaje zepchnięta na margines, a pierwsze miejsce zajmują sprawy związane z robieniem pieniędzy przy okazji tych mistrzostw. Ppodaje się ile zarobią sprzedawcy „fast-food’ów”, jakie kolosalne ceny zapłacą sponsorzy, których reklamy specjalnie zrobione na te okazję będą mogli zobaczyć nie tylko kibice na stadionie „Matlife” w New Jersey, ale również i miliony telewidzów w niezliczonej ilości barów rozsianych po wszystkich Stanach. Temat tego wydarzenia nie omija również kościołów, gdyż o tym rozmawia się w kuluarach, i kaznodzieje chętnie nawiązują bądź do gry, bądź to do sławnych postaci z kręgów futbolowych.
Przebywając obecnie więcej w środowisku amerykańskim, czuję się obco, bo ani nie znam nazwisk sportowych bohaterów, ani nie rozumiem zasad tej gry. Obserwując okazjonalnie jakiś mecz tej dyscypliny sportowej, mam wrażenie, że gra polega na rzucaniu się całej drużyny na jednego piłkarza z drużyny przeciwnej, po to, by po gwizdku sędziego powtórzyć ten sam manewr. No, ale to jest tylko moja odosobniona opinia. Inni bawią się świetnie, a ich emocje osiągają apogeum w momencie, gdy zawodnik zrobi „touch down”, czyli położy owalną piłkę na odpowiednim polu.
Poziom fascynacji tymi mistrzostwami kojarzy się dla mnie z pewnym biblijny wydarzeniem. Gdy Mojżesz został wezwany przez Boga, aby stawił się na górze Synaj z dwiema kamiennymi tablicami, cały naród domagał się od swoich przywódców, z Aaronem na czele, aby uczynili im boga, którego będą mogli uwielbić, mówiąc: „nuże, uczyń nam bogów, którzy pójdą przed nami” (2 Moj. 32:1). Cały lud złożył drogocenne ofiary ze złota, jakie posiadali, tak że wkrótce zobaczyli na własne oczy, to co chcieli – boga, którego mogli widzieć. Gdy oczekiwania ludu spełniły się, „wcześnie rano, złożyli ofiary całopalne i przynieśli ofiary pojednania; i usiadł lud, aby jeść i pić. Potem wstali, aby się bawić” (2 Moj. 32:6). Ciekawe jest to, że hebrajskie słówko „tsachak”, oddane w naszym przekładzie jako "bawić się", można przetłumaczyć jako „pusty śmiech”, „otwarte naśmiewanie się”, lub „uprawianie sportu”.
Nie mam nic przeciwko uprawianiu sportu, lecz jak już wcześniej wspomniałem, w tym wydarzeniu, jakim ogarnięta jest dziś cała Ameryka, sport znajduje się jakoby na marginesie, a w centrum to, co uwielbiają obywatele tego kraju – dobra zabawa. Na naiwności amerykanów sporo biznesów zbija fortuny, dostarczając ludziom to, czego sobie życzą sobie najbardziej, aby mieć „fun”, czyli dobrą zabawę.
Dziś można przekonać się naocznie, kto jest bogiem tego narodu. Bardzo to smutne, a szczególnie w czasie, gdy fundamentalne Boże wartości są spychane na margines, o ile w ogóle nie odrzucane przez większość, która świetnie się bawi dziś wieczorem, oddając cześć umiłowanemu bogu, jakiego sami dla siebie stworzyli.
Bóg wyraźnie powiedział: "Nie będziesz miał innych bogów obok mnie. Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze winę ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą" (2 Moj. 2:3-5).

Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.