Saturday, February 8, 2014

Obłudne zwiastowanie



 Obłudny, znaczy nieszczery, kłamliwy, dwulicowy. Czy można posądzić apostoła Pawła o to, że w taki sposób zwiastował ewangelię? Przenigdy! A jednak sam napisał: „Byle tylko wszelkimi sposobami Chrystus był zwiastowany, czy obłudnie, czy szczerze, z tego się raduję i radować będę” (Filip. 1:18). Więc o co chodzi?
Znam człowieka dwulicowego, którego postępowanie na co dzień było sprzeczne z podstawowymi normami uczciwości, a w niedziele potrafił z kazalnicy wygłaszać piękne przemówienia. Zapytany o to, jak może tak obłudnie postępować, brał do ręki swoją Biblię, która sama otwierała się na pierwszym rozdziale Listu do Filipian, odczytywał podany wyżej werset i zapewniał, że naśladuje dobry przykład. Czyżby?
Przy lepszej znajomości pism apostoła Pawła, można podać więcej dowodów na takie postępowanie tego wielkiego sługi ewangelii. Choćby dobrze znane wyjaśnienia, jakimi dzielił się z wierzącymi w zborze korynckim, do których napisał wprost: „stałem się dla Żydów jako Żyd, aby Żydów pozyskać; dla tych, którzy są pod zakonem, jakobym był pod zakonem, chociaż sam pod zakonem nie jestem, aby tych, którzy są pod zakonem, pozyskać, dla tych, którzy są bez zakonu, jakobym był bez zakonu, chociaż nie jestem bez zakonu Bożego, lecz pod zakonem Chrystusowym, aby pozyskać tych, którzy są bez zakonu.” (1 Kor. 9:20,21). Bardziej wtajemniczeni w niuanse językowe wiedzą, że zwrot „chociaż sam  pod zakonem nie jestem” jest dopisany w rękopisie Aleksandryjskim, i dzięki Wulgacie znalazł się w innych przekładach. Nasza poczciwa Biblia Gdańska nie posiada tego dodatku.
Czy można wyciągnąć prosty wniosek, że nie jest ważne, w jaki sposób ewangelia jest zwiastowana, najważniejsze jest, aby „Chrystus był zwiastowany”? Absolutnie się z tym, nie zgadzam, ponieważ dla apostoła Pawła nie było rzeczy ważniejszej, jak szczerość i integralność, czyli zgodność pomiędzy zachowywaniem biblijnych norm życia i nauczaniem. Zacytuję tutaj jedynie jedno z jego wielu zapewnień, że „mówimy w Chrystusie przed obliczem Boga jako ludzie szczerzy, jako ludzie mówiący z Boga” (2 kor 2:17), „któremu z czystym sumieniem służę” (2 Tym. 1:3).
Apostoł Paweł, jak sam siebie określił, był nie tylko sługą ewangelii, lecz jej niewolnikiem. Posłusznie zwiastował Słowo Boże, które zawierało w sobie życie z Bożego natchnienia. Ewangelia, którą zwiastował, posiadała moc sama w sobie, objawiając wszystkim, że przez nią Bóg za pośrednictwem „Zbawiciela naszego, Chrystusa Jezusa, który śmierć zniszczył, a żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł” (2 Tym. 1:10). Dlatego Paweł wiedział, że „ewangelia zwiastowana wam przez nas, doszła was nie tylko w Słowie, lecz także w mocy i w Duchu Świętym, i z wielką siłą przekonania” (1 Tes. 1:5). Sposób jej zwiastowania był jedynie narzędziem, które sprawiało, że mógł docierać z nią do wszystkich środowisk, jakie w tamtym czasie spotykał na swojej drodze służby Bożej.
Dlatego, aby dotrzeć do Żydów, najczęściej kierował swoje kroki do synagog, które były właściwym miejscem do zwiastowania im Słowa Bożego. Szabat był tym dniem w tygodniu, gdy Judejczycy zgromadzali się na słuchanie słów z Pism Świętych. Paweł będąc w tym szczególnym miejscu dla Żydów, nie mógł demonstracyjnie pokazywać, że dla niego „Chrystus jest końcem Zakonu”, gdyż nikt nie słuchałby go dalej. Czy to było obłudą? Nie, gdyż otwarcie pisał, że zbawienie nie jest w Zakonie, a Żydzi mówili o nim, że „jest rozsadnikiem zarazy i zarzewiem niepokojów wśród wszystkich Żydów na całym świecie i przywódcą sekty nazarejczyków” (DzAp. 24:5). Dlatego też, jego wystąpienia w synagogach szybko się kończyły, nieraz brutalnym wyrzuceniem na bruk.
Paweł potrafił odróżnić rzeczy drugorzędne od zasadniczych. I chociaż nauczał, że „wszystko, co się sprzedaje w jatkach, jedzcie, o nic nie pytając dla spokoju sumienia” (1 Kor. 10:25), to o sobie powiedział, że „jeśli pokarm gorszy brata mego, nie będę jadł mięsa na wieki, abym brata mego nie zgorszył” (1 Kor. 8:13). Czy można takie postępowanie nazwać obłudą? Absolutnie, nie!. Bo jeśli mamy głębsze poznanie Bożych Prawd, to czy może ono przyczynić się „do zguby człowieka słabego, brata, za którego Chrystus umarł” (w. 11)?
Myślę, ze najlepszym podsumowaniem jakości służby apostoła Pawła w zwiastowaniu ewangelii są jego własne słowa: „służyłem Panu z całą pokorą wśród łez i doświadczeń, które na mnie przychodziły z powodu zasadzek Żydów, jak nie uchylałem się od zwiastowania wam wszystkiego, co pożyteczne, od nauczania was publicznie i po domach, wzywając zarówno Żydów, jak i Greków do upamiętania się przed Bogiem i do wiary w Pana naszego, Jezusa” (DzAp. 20:19-21). Jestem przekonany, że zasadzki i doświadczenia, o jakich wspomina, są dowodem na to, że Paweł mówił prawdę, bez posuwania się do kompromisów, aby zdobyć przychylność słuchaczy.
Natomiast, jeśli ktoś wykorzystuje świadectwo Pawła do własnych celów, aby głosić ewangelię dla pozyskania słuchaczy dla siebie, przystosowując się do ich grzesznego stylu życia, postępuje „podobnie jak Jannes i Jambres przeciwstawili się Mojżeszowi, tak samo ci przeciwstawiają się prawdzie, ludzie spaczonego umysłu, nie wytrzymujący próby wiary” (2 Tym. 3:8). Koniec takich kaznodziejów jest jasno określony - „daleko nie zajdą, albowiem ich głupota uwidoczni się wobec wszystkich, jak to się i z tamtymi stało” (w. 9).
Czy warto ryzykować, aby pozyskać sobie słuchaczy za wszelką cenę? Oby każdy, kto służy ewangelii, mógł powiedzieć wraz z Pawłem: „Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (2 Tym. 4:7).
Henryk Hukisz

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.