Obłudny, znaczy nieszczery, kłamliwy, dwulicowy. Czy
można posądzić apostoła Pawła o to, że w taki sposób zwiastował ewangelię? Przenigdy!
A jednak sam napisał: „Byle tylko wszelkimi sposobami Chrystus był
zwiastowany, czy obłudnie, czy szczerze, z tego się raduję i radować będę” (Filip. 1:18). Więc o co chodzi?
Znam człowieka dwulicowego, którego postępowanie
na co dzień było sprzeczne z podstawowymi normami uczciwości, a w niedziele
potrafił z kazalnicy wygłaszać piękne przemówienia. Zapytany o to, jak może tak
obłudnie postępować, brał do ręki swoją Biblię, która sama otwierała się na
pierwszym rozdziale Listu do Filipian, odczytywał podany wyżej werset i
zapewniał, że naśladuje dobry przykład. Czyżby?
Przy lepszej znajomości pism apostoła Pawła, można
podać więcej dowodów na takie postępowanie tego wielkiego sługi ewangelii. Choćby
dobrze znane wyjaśnienia, jakimi dzielił się z wierzącymi w zborze korynckim,
do których napisał wprost: „stałem się dla Żydów jako Żyd, aby Żydów
pozyskać; dla tych, którzy są pod zakonem, jakobym był pod zakonem, chociaż sam
pod zakonem nie jestem, aby tych, którzy są pod zakonem, pozyskać, dla tych,
którzy są bez zakonu, jakobym był bez zakonu, chociaż nie jestem bez zakonu
Bożego, lecz pod zakonem Chrystusowym, aby pozyskać tych, którzy są bez zakonu.”
(1 Kor. 9:20,21). Bardziej
wtajemniczeni w niuanse językowe wiedzą, że zwrot „chociaż sam pod zakonem nie jestem”
jest dopisany w rękopisie Aleksandryjskim, i dzięki Wulgacie znalazł się w
innych przekładach. Nasza poczciwa Biblia Gdańska nie posiada tego dodatku.
Czy można wyciągnąć prosty wniosek, że nie jest
ważne, w jaki sposób ewangelia jest zwiastowana, najważniejsze jest, aby „Chrystus
był zwiastowany”? Absolutnie się z tym, nie zgadzam, ponieważ dla apostoła Pawła
nie było rzeczy ważniejszej, jak szczerość i integralność, czyli zgodność
pomiędzy zachowywaniem biblijnych norm życia i nauczaniem. Zacytuję tutaj jedynie
jedno z jego wielu zapewnień, że „mówimy w Chrystusie przed obliczem Boga
jako ludzie szczerzy, jako ludzie mówiący z Boga” (2 kor 2:17), „któremu z czystym sumieniem służę” (2 Tym. 1:3).
Apostoł Paweł, jak sam siebie określił, był nie
tylko sługą ewangelii, lecz jej niewolnikiem. Posłusznie zwiastował Słowo Boże,
które zawierało w sobie życie z Bożego natchnienia. Ewangelia, którą zwiastował,
posiadała moc sama w sobie, objawiając wszystkim, że przez nią Bóg za
pośrednictwem „Zbawiciela naszego, Chrystusa Jezusa, który śmierć zniszczył,
a żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł” (2 Tym. 1:10). Dlatego Paweł wiedział, że „ewangelia zwiastowana
wam przez nas, doszła was nie tylko w Słowie, lecz także w mocy i w Duchu
Świętym, i z wielką siłą przekonania” (1
Tes. 1:5). Sposób jej zwiastowania był jedynie narzędziem, które sprawiało,
że mógł docierać z nią do wszystkich środowisk, jakie w tamtym czasie spotykał
na swojej drodze służby Bożej.
Dlatego, aby dotrzeć do Żydów, najczęściej
kierował swoje kroki do synagog, które były właściwym miejscem do zwiastowania
im Słowa Bożego. Szabat był tym dniem w tygodniu, gdy Judejczycy zgromadzali
się na słuchanie słów z Pism Świętych. Paweł będąc w tym szczególnym miejscu
dla Żydów, nie mógł demonstracyjnie pokazywać, że dla niego „Chrystus jest
końcem Zakonu”, gdyż nikt nie słuchałby go dalej. Czy to było obłudą? Nie, gdyż
otwarcie pisał, że zbawienie nie jest w Zakonie, a Żydzi mówili o nim, że „jest
rozsadnikiem zarazy i zarzewiem niepokojów wśród wszystkich Żydów na całym
świecie i przywódcą sekty nazarejczyków” (DzAp. 24:5). Dlatego też, jego wystąpienia w synagogach szybko się
kończyły, nieraz brutalnym wyrzuceniem na bruk.
Paweł potrafił odróżnić rzeczy drugorzędne od
zasadniczych. I chociaż nauczał, że „wszystko, co się sprzedaje w jatkach,
jedzcie, o nic nie pytając dla spokoju sumienia” (1 Kor. 10:25), to o sobie powiedział, że „jeśli pokarm gorszy
brata mego, nie będę jadł mięsa na wieki, abym brata mego nie zgorszył” (1 Kor. 8:13). Czy można takie
postępowanie nazwać obłudą? Absolutnie, nie!. Bo jeśli mamy głębsze poznanie Bożych
Prawd, to czy może ono przyczynić się „do zguby człowieka słabego, brata,
za którego Chrystus umarł” (w. 11)?
Myślę, ze najlepszym podsumowaniem jakości służby
apostoła Pawła w zwiastowaniu ewangelii są jego własne słowa: „służyłem Panu
z całą pokorą wśród łez i doświadczeń, które na mnie przychodziły z powodu
zasadzek Żydów, jak nie uchylałem się od zwiastowania wam wszystkiego, co
pożyteczne, od nauczania was publicznie i po domach, wzywając zarówno Żydów,
jak i Greków do upamiętania się przed Bogiem i do wiary w Pana naszego, Jezusa”
(DzAp. 20:19-21). Jestem przekonany, że zasadzki i doświadczenia, o jakich wspomina, są dowodem na to, że Paweł mówił prawdę, bez posuwania się do kompromisów, aby zdobyć przychylność słuchaczy.
Natomiast, jeśli ktoś wykorzystuje świadectwo
Pawła do własnych celów, aby głosić ewangelię dla pozyskania słuchaczy dla
siebie, przystosowując się do ich grzesznego stylu życia, postępuje „podobnie
jak Jannes i Jambres przeciwstawili się Mojżeszowi, tak samo ci przeciwstawiają
się prawdzie, ludzie spaczonego umysłu, nie wytrzymujący próby wiary” (2 Tym. 3:8). Koniec takich kaznodziejów
jest jasno określony - „daleko nie zajdą, albowiem ich głupota uwidoczni
się wobec wszystkich, jak to się i z tamtymi stało” (w. 9).
Czy warto ryzykować, aby pozyskać sobie słuchaczy
za wszelką cenę? Oby każdy, kto służy ewangelii, mógł powiedzieć wraz z Pawłem:
„Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (2 Tym. 4:7).
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.