Z
pewnością słyszeliśmy już niejedno kazanie na temat określenia, jakie padło z
ust króla Agryppy podczas przesłuchania apostoła Pawła. Sam również
niejednokrotnie zwiastowałem Słowo Boże w oparciu o tą wypowiedź, jaką
znajdujemy w Dziejach Apostolskich 26:28. Dzisiaj chcę do niej powrócić,
zachęcony kazaniem mego przyjaciela, jakie miałem przyjemność wysłuchać wczoraj
dzięki internetowi.
Pisałem
wcześniej na tym blogu na temat błędnego pojęcia, z jakim nieraz się spotykamy,
a mianowicie, że można być powierzchownie odrodzonym, co nie jest możliwe. Biblia uczy nas wyraźnie, że dzieła Boże są
doskonałe i dokończone, i takim jest narodzenie się na nowo. Jest to akt łaski
Bożej, i tak jak cała ofiara Chrystusa jest doskonała, tak i narodzenie się do
Królestwa Bożego jest dziełem kompletnym.
Istnieje
jednak możliwość stania się „prawie chrześcijaninem” i obawiam się, że zbyt
często mamy do czynienia z takim stanem wielu, którzy uważają się za wierzących
w Pana Jezusa.
Apostoł
Paweł, gdy stanął po raz kolejny przed sądem tego świata, aby bronić swojej
wiary w Chrystusa, dał świadectwo o Bożej łasce i mocy, która przemieniła jego
życie. Gdy doszedł do wskazania na Tego, kto dokonał tej przemiany, gdy
powiedział: „że Chrystus musi cierpieć,
że On jako pierwszy, który powstał z martwych” (DzAp. 26:23), namiestnik
prowincji Festus przerwał Pawłowi, posądzając go o szaleństwo. Ponieważ głównym
przesłuchującym był król Agryppa, który był „obeznany ze wszystkimi zwyczajami i spornymi zagadnieniami żydowskimi”
(w. 3), Paweł zwrócił się do niego w
retorycznym pytaniu: „Czy wierzysz,
królu Agryppo, prorokom? Wiem, że wierzysz” (w. 27). W tym momencie padły te znane do dziś słowa: „Niedługo, a przekonasz mnie, bym został
chrześcijaninem” (w. 28).
Pastor
w kazaniu, które wspominam na początku, przywołał trafną ilustrację sprzed dziesięciu
lat. Na początku lutego 2003 roku prom kosmiczny Columbia prawie powrócił na
ziemię, zabrako kilkunastu minut do bezpiecznego wylądowania. Kilka tysięcy lat
temu, zdarzyło się coś podobnego, z tym, że dotyczyło tylko jednej osoby. Bóg
nakazał Lotowi opuścić grzeszne miasto Sodomę, ponieważ postanowił zniszczyć je
całkowicie. Wyrok był nieodwołalny, miasto musiało zginąć wraz ze wszystkimi
mieszkańcami z powodu ich grzesznego życia. Bóg nie żartował, chociaż z
początku tak się wydawało zięciom Lota, lecz powiedział wyraźnie: „Ratuj się, bo chodzi o życie twoje; nie
oglądaj się za siebie i nie zatrzymuj się w całym tym okręgu; uchodź w góry,
abyś nie zginął” (1 Moj. 19:17).
Lot wyprosił u Pana łaskę ukrycia się w pobliskich górach, w niewielkim miasteczku – „Pozwól mi, proszę, tam uciekać. Choć jest
ono małe, w nim ocalę życie” (w. 20).
Ponaglani przez Bożych posłańców, byli już w drodze. Nie wiemy jak daleko
uszli, może brakowało kilkunastu minut marszu, aby schronić się za murami tego
miasteczka, w którym Bóg zapewnił im bezpieczeństwo, mówiąc: „Nie zniszczę tego miasta, o którym mówiłeś”
(w. 21). I wtedy stało się to, czego
nikt nie przewidział – „żona Lota
obejrzała się za siebie i stała się słupem soli” (w. 26).
Czyżby
Bóg był aż tak surowy w Swoich wymaganiach, że za jedno spojrzenie wstecz zesłał
tak straszną karę? Podobnie było w raju, za ugryzienie jednego owocu, Bóg
pokarał Adama i Ewę śmiercią i wygnaniem. Dlaczego? Przecież mógł postraszyć i
pozwolić im wrócić do tego wspaniałego ogrodu, który dla nich uczynił. Jednak
tak się nie stało, ponieważ Bóg jest tak święty, że nic nieczystego nie może
znaleźć się w Jego obecności. Jego świętość i sprawiedliwość wymagają, aby człowiek
zdecydował się na wybór – albo Bóg, albo pozostać Jego nieprzyjacielem. Nie ma
szarej strefy dla prawie przekonanych do Boga. Król Agryppa zdawał sobie sprawę
z tego, że w tym, co Paweł mówił coś jest, lecz wolał pozostać na pozycji „prawie”
wierzącego w Boga
Często
miałem sytuacje, gdy wyjaśniłem osobom pytającym o różnice pomiędzy moją wiarą w Boga, a powszechnie uznawaną w naszym kraju, starałem
się wskazać na wiele z nich. Na przykład, gdy mówiłem, że chrzest jest
potwierdzeniem posiadania osobistej wiary w Pana Jezusa i jest udzielany na
podstawie decyzji osoby wierzącej, przyznawano mi rację, że tak powinno
być. I na tym kończyła się rozmowa, gdyż rozmówca, prawie przekonany o
słuszności biblijnej nauki na ten temat, odchodził, pozostając przy swojej
tradycji chrzczenia niemowląt. Takich przykładów można byłoby mnożyć, lecz nie
o to chodzi, aby kogoś przekonać i zmusić do podjęcia decyzji.
Chrześcijaninem
staje się z łaski, jakiej Bóg udziela człowiekowi, który uznaje swoją
grzeszność, a zarazem swój los odłączenia od Boga na wieki. Gdy apostoł Piotr
wygłaszał swoje pierwsze kazanie w Dniu Pięćdziesiątnicy, słuchający go uważnie
Izraelici zrozumieli na czym polega ewangelia, jaką zwiastował. Zawołali
wówczas z głębi swych serc: „Co mamy
czynić, mężowie bracia?” (DzAp. 2:37).
Oni nie powiedzieli, że są prawie przekonani, i muszą jeszcze poradzić się
swoich duszpasterzy i rodzin, aby ewentualnie uwierzyć w Chrystusa. To wołanie
było wynikiem pragnienia, jakie w ich sercach wzbudzio głoszone Słowo Boże.
Podobnie
postąpił bardzo pobożny faryzeusz o imieniu Saul, gdy Jezus zatrzymał go w drodze
do Damaszku. Później, już jako Paweł, zaświadczył, że „gdy
się upodobało Bogu, który mnie sobie obrał, zanim się urodziłem i powołał przez
łaskę swoją, żeby objawić mi Syna swego, abym go zwiastował między poganami,
ani przez chwilę nie radziłem się ciała i krwi” (Gal. 1: 15,16).
Gdy
człowieka dotyka łaska Boża, gdy uświadamia sobie, jak wielką miłość Bóg mu
okazuje, że „będąc nieprzyjaciółmi,
zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Syna jego” (Rzym. 5:10), to nie radzi się nikogo, nawet własnego ciała, lecz z
radością przyjmuje w pełni łaskę narodzenia się na nowo. Nie połowicznego, lecz
całkowitego narodzenia, tak, aby Duch Święty mógł zamieszkać w oczyszczonym
krwią Baranka naczyniu, które staje się nowym stworzeniem.
Apostoł
Paweł w natchnieniu Ducha Świętego napisał, że „jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare
przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2 Kor. 5: 17). Nie można być do połowy w Chrystusie, nie można być
prawie w Chrystusie. Albo jest się w Chrystusie, albo nadal pozostaje w starej
naturze, nad którą wisi wyrok wiecznej śmierci.
Dlatego
Pan Jezus ostrzega – „Wspomnijcie żonę
Lota” (Łuk. 17:32), która była przecież na dobrej drodze do miasta schronienia, lecz do niego nie doszła, gdyż była jedynie prawie uratowana.
A ty, czy poszedłeś, czy poszłaś za Chrystusem "na całego", czy tak prawie?
A ty, czy poszedłeś, czy poszłaś za Chrystusem "na całego", czy tak prawie?
Henryk
Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.