Poruszyła mnie dzisiaj wiadomość o śmierci Marka Jackowskiego, artysty, muzyka i piosenkarza, założyciela zespołu Maanam i wielu innych dokonań w świecei muzycznym naszego kraju. Zmarł na dalekim południu Włoch, dokąd przeniósł się po zawieszeniu działalności tego zespołu. Napisano o nim w „Rzeczpospolitej”, że tam „zajmuje się rodziną, pielęgnuje cytrusy, kąpie w słońcu oraz w ciepłym morzu. Nagrał też album z piosenkami o miłości na czele nowego tria The Goodboys”. Natomiast to, co mnie najbardziej uderzyło, to informacja zatytułowana „Człowiek wielkiej wiary”
W tym krótkim akapicie zamieszczona jest jego wypowiedź : „Powiem jak górale - w człowieku nie ma zbawienia, trzeba więc żyć w zgodzie z Panem Bogiem. Ważne jest też, by w rodzinie była zgoda. Wtedy wszystko staje się proste. Nie mówię, że lżejsze, bo bierzemy na siebie jarzmo, ale, jak zapewnia Jezus, paradoksalnie daje ono siłę. Tymczasem ludzie chcą mieć łatwe życie, a przez to maksymalnie je komplikują. Chcą, żeby było fajnie, a robią źle. Kto chce dzisiaj słuchać o Chrystusie?”.
Nie wiem wiele o życiu tego piosenkarza,o jego małżeństwie z Korą, czy o innych szczegółach, to mnie nie interesuje, bo jeśli ktoś powołuje się na Chrystusa, ma prawo do nowego życia. Niestety, nawet wśród wierzących jest tak, że ciągle wypomina się przeszłość, szczególnie osób drugich, nie własną. Już kiedyś pisałem o sytuacji gdy nasz zbór odwiedził człowiek, któremy nie wyszło coś w małżeństwie, które się rozpadło. Nie widziałem się z nim kilkanaście lat i teraz, po serdecznym przywitaniu, zostałem napomniany przez jednego z diakonów, iż nie powinienem witać się z rozwodnikiem.
Nikt z prawdziwie wierzących w Jezusa, mam na uwadze tych, którzy narodzili sie na nowo dzięki łasce Bożej, nie może chwalić się swoją przeszłością. Naszą nadzieją jest to, co przed nami, wieczne przebywanie w domu Ojca.
Apostoł Paweł napisał o sobie: „Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem, ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie” (Filip. 3:13,14). A przecież, mógł się przechwalać nawet wśród pobożnych wybrańców Bożych – „obrzezany dnia ósmego, z rodu izraelskiego, z pokolenia Beniaminowego, Hebrajczyk z Hebrajczyków, co do zakonu faryzeusz, co do żarliwości prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości, opartej na zakonie, człowiek bez nagany” (w.5,6).
Paweł składał świadectwo swojej wiary wszędzie, gdzie tylko nadarzyła się okazja, od zwykłej sytuacji na ulicy, do wizyty na dworze cesarskim, wszędzie mówił otwarcie kim dla niego stał się Chrystus. Nie wstydził się zaliczyć siebie w poczet grzeszników, mówiąc o sobie „wśród których ja jestem największym” (1Tym. 1:15 [BW-P]). Zdawał sobie sprawę, o czym otwarcie pisał, że „niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą” (1 Kor. 6:9,10). A przecież, pisał do więrzących i świętych w zborze korynckim, że „takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci, uświęceni, i usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego” (w. 11).
Wczoraj wieczorem obejrzeliśmy z żona wspanały film pod tytułem „Letters to God”, Głównym bohaterem jest dziesięcioletni chłopiec Tyler, w rzeczywistości Patrick Voughtie, który przechodzi wielkie doświadczenie z powodu nowotworu mózgu. Jest leczony chemioterapią, jak większość takich pacjentów, przez co stracił włosy, brwi i wielu przyjaciół. Z uporem maniaka, można powiedzieć, pisał listy do Boga, które z wiarą wrzucał do skrzynki na listy. Dzięki zainteresowaniu miejscowego listonosza, jego życie i wiara stały się świadectwem dla całej okolicy. Na końcu filmu przewija się lista osób w różnym wieku, które zostały tym świadectwem dotknięte, tak bardzo, że ich życie uległo przemianie.
Apostoł Paweł napisał do wierzących - „wiadomo przecież, że jesteście listem Chrystusowym sporządzonym przez nasze usługiwanie, napisanym nie atramentem, ale Duchem Boga żywego, nie tablicach kamiennych, lecz na tablicach serc ludzkich” (2 Kor. 3:3).
Warto jest zastanowić się – „Jakim listem ja jestem dla moich bliźnich?
Henryk Hukisz
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.